sobota, 27 lutego 2016

7. Początek zmian

 Ohayo, kochani!
 Byłam ostatnio zła i okrutna, więc rozdział chciałam dać wcześniej niż zawsze. Ot, taka niespodziewanka. ^^ Miał być w prawdzie w piątek, a nie w sobotę. Niestety nie wyrobiłam się, bo w czwartek ostatni dzień miałam chrześniaka w domu. W piątek rano wracali już do Niemiec. Ale jest jakiś plus - pierwszy raz od dawna publikuję o ludzkiej godzinie. XD
 Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Długością może i tak, ale przecież liczy się jakoś.
 Mniejsza. Dedykacja dla Spokoyoh, która czekała na spotkanie bliźniaków. :3
 Zapraszam do czytania. :)

~*~

    Ciszę, jaka zapadła między braćmi, przerywało tylko pohukiwanie sowy. Jednak niemal identyczni chłopcy nie zwrócili najmniejszej uwagi na nocnego ptaka. Stali naprzeciwko siebie. Żaden się nie odwrócił, utrzymując między sobą kontakt wzrokowy. Yoh bał się nawet mrugać w obawie, że Hao nagle zniknie lub rozpłynie się. Zwłaszcza po tym, co się wydarzyło w Tokio. Nadal nie był pewny czy wyobraźnia płatała mu figle. Na razie nie zapyta o to Hao.
    Długowłosy Asakura po raz kolejny zadawał sobie to samo pytanie. Dlaczego tak postąpił? Kiedyś odwróciłby się na pięcie, nie przejmując się Yoh. Dawniej wiele rzeczy zrobiłby inaczej. Walka w Sanktuarium dokonała w nim dziwnej przemiany wewnętrznej. Aktualnie jeszcze delikatnej, ledwo dostrzegalnej na pierwszy rzut oka. Jednak Hao czuł, że jeszcze wiele rzeczy zrobi inaczej niż kiedyś.
    Natomiast Yoh chciał tak wiele powiedzieć bratu. Tak długo przygotowywał się do tej rozmowy. Przez miesiąc analizował wszystko. A teraz nie wiedział od czego zacząć. Zbyt wiele spraw musieli sobie wyjaśnić.
    - Hao... - zaczął cicho właściciel mandarynkowych słuchawek, ale przerwał. Ponownie analizował sens myśli, które chciał wypowiedzieć. Zmienił zdanie i zapytał tylko: - Dlaczego przyszedłeś?
    - Bo... Sam nie wiem. - Hao westchnął. Sam chciał znać odpowiedź na to pytanie. Nie mógł zrozumieć, co nim kierowało. Zwykły impuls, który zadziałał, gdy nieco zmniejszył barierę przed myślami innych. Nie wyłączył reishi przez zwykłe zaniedbanie. Uważał, że w nocy raczej wszyscy śpią. Chociaż myśli Yoh i tak by pewnie usłyszał. Mógł sobie zaprzeczać ile chciał, ale mimo wszystko łączyła ich typowa dla bliźniaków więź.
    - Hao... Ja... Powinienem był... Żałuję, że tak się stało... - Yoh co chwilę przerywał, przez co sens jego wypowiedzi nie był do końca jasny. Jednak Hao zrozumiał, co brat chciał mu przekazać. - Przepraszam...
    Właściciel mandarynkowych słuchawek rozpłakał się. Nie chciał, żeby bliźniak widział jego łzy, ale coś w nim pękło. Osunął się na kolana, patrząc w dół. Słone krople odbijały się od kamiennego dachu. Ponownie zapadła między nimi cisza. Nie słyszał nic poza własnym szlochem. Myślał, że Hao sobie poszedł i nie wybaczył mu.
    - Yoh. - Władca Ognia podszedł do brata. Kucnął przed nim, czekając aż krótkowłosy Asakura spojrzy na niego. - Wystarczy. Nie płacz. - Westchnął zrezygnowany, gdy Yoh dalej patrzył w dół. - Spójrz na mnie.
    Ostatnie słowa powiedział nieco ostrzej niż planował. Jednak odniósł pożądany efekt. Krótkowłosy Asakura otarł twarz, po czym podniósł głowę. Spojrzał w czarne oczy brata. Nie widział w nich złości czy nienawiści. Dostrzegł zrozumienie. Zrozumienie, na które czekał tak długo. Odetchnął z ulgą.
    - Wybaczam ci, Yoh.
    Nim Hao się zorientował, znajdował się w ramionach brata. Yoh przytulał go tak, jakby znali się przez całe życie. Jakby czternaście lat rozłąki nie miało żadnego znaczenia. Od młodszego z braci biło niesamowite ciepło i ulga.
    Hao nie odwzajemnił gestu. Był zbyt zaskoczony i zdezorientowany. Od ponad tysiąca lat nikt go tak nie przytulał. Ostatnią osobą była Asanoha, jego pierwsza i według niego jedyna matka. Nie czuł przywiązania do żadnej z rodzicielek, gdy się reinkarnował.
    Długowłosy Asakura odsunął się od bliźniaka. Wyłączył reishi, ponieważ czuł się przytłoczony myślami Yoh. Według niego właściciel mandarynkowych słuchawek był zbyt wylewny i ufny wobec niego. Dla Hao były to całkiem nowe doświadczenia. Jeszcze niedawno wyrwał duszę brata, by ją wchłonąć. Niedługo później Yoh udało się wydostać. Walczyli na śmierć i życie. A teraz krótkowłosy przytulał go z niebywałą ufnością i bijącymi na kilometr ciepłymi uczuciami.
    - Wybaczam ci - powtórzył ognisty szaman. - Ale nie będę taki, jakiego chciałbyś mnie widzieć. Moje plany nie uległy zmianie, Yoh. Dalej pragnę stworzyć Królestwo Szamanów.
    Młodszy bliźniak nie wiedział, co odpowiedzieć. Hao był inny niż wcześniej. Coś się zmieniło w jego nastawieniu. Czyżby Hao zrozumiał, że walka w Sanktuarium była bez sensu? Ale przecież dalej chciał wyrżnąć w pień całą ludzkość... Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Był w zbyt dużym szoku, że brat w ogóle do niego przyszedł.
    - Nie zrozum mnie źle, Yoh - kontynuował długowłosy. - Nie żałuję, że przeze mnie przerwano Turniej. W sumie to przez nas. Gdyby nie ty i twoi przyjaciele, to byłbym królem. Oczywiście, nie mam ci tego wszystkiego za złe - dodał szybko, widząc minę Yoh. - Obaj walczyliśmy za to, co uważaliśmy za słuszne.
    - Chyba czegoś tu nie rozumiem. Skoro nie porzuciłeś planów, to dlaczego mi wybaczyłeś? - zapytał cicho Yoh. Był wdzięczny, że brat mu przebaczył, ale nie potrafił pojąć, czym Władca Ognia się kierował.
    - Cóż, przechodziłem tędy i usłyszałem cię - powiedział spokojnie. Jednak widział, że brata nie zadowoliła taka odpowiedź. - Ech... Gdyby nie fakt, że Marie uratowała mnie po tej walce, to w ogóle nie byłoby mnie tu. Gdyby nie ona i Opacho, nie umiałbym ci nawet przebaczyć. Zmieniły odrobinę moje patrzenie na świat. - Spojrzał bratu w oczy. - Zauważ, że nigdy nikomu nie wybaczyłem. Usuwałem osoby, które w jakikolwiek sposób mi zaszkodziły.
    Yoh po raz pierwszy się uśmiechnął. Był to delikatny, ledwo dostrzegalny uśmiech. Miał rację, że Hao posiada ludzkie uczucia. W głębi duszy czuł, iż człowieczeństwo brata nie zniknęło na przestrzeni wieków. Zrozumiał też jak bardzo bał się tej rozmowy, a w efekcie poszło lepiej niż przypuszczał.
    - Myślałem, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać. - Yoh wziął głębszy oddech. - Myślałem, że mnie nienawidzisz.
    - To nie tak. Po prostu... - Ognisty szaman zamyślił się na chwilę. - Po prostu nie czułem wobec ciebie braterskich uczuć. Nie wychowaliśmy się razem. Trudno być życzliwym dla kogoś, kto nic dla mnie nie znaczy.
    - Rozumiem - przytaknął smutno właściciel mandarynkowych słuchawek.
    Hao stwierdził, że za dużo czasu tu spędził. Po ostatnich słowach nie wiedział też, co miałby jeszcze powiedzieć. Nie traktował Yoh jak brata. Był dla niego kimś obcym. Nie potrafił ot tak zmienić swoich przekonań. Nawet nie chciał.
    Długowłosy Asakura odwrócił się, by po prostu odejść. Zatrzymał się, słysząc pełny nadziei głos brata.
    - Czy spotkamy się jeszcze?
    - Chyba tak. Mamy zbyt wiele do wyjaśnienia - odparł, patrząc na bliźniaka przez ramię. - Jednak nie licz, że mnie zmienisz, Yoh.
    Krótkowłosy Asakura wiedział, że tak będzie. Nie zamierzał zmieniać Hao na siłę. Chciał go zrozumieć i poznać. Pragnął dać mu szansę. Nie mógł zostawić brata ot tak. Może z czasem pomoże mu dostrzec, że ludzie nie są źli z natury. Świat można ocalić inną metodą. Wszystko da się rozwiązać na kilka sposobów.
    Nim się zorientował, został sam na dachu. Widział jak Hao się teleportuje. Był w lekkim szoku po tej krótkiej rozmowie. Co prawda wizyta brata trwała dłużej, ale przez większość czasu milczeli.
    - Yoh-dono? - Amidamaru pojawił się obok swojego szamana. Nie wiedział, czy powinien przeszkadzać brunetowi. W końcu pierwszy raz rozmawiał z Hao.
    - Hm? - Yoh spojrzał na samuraja.
    - Wszystko w porządku?
    - Chyba tak. Tak długo czekałem, żeby z nim porozmawiać - odpowiedział. - Jest trochę inny niż przypuszczałem. Dalej zamknięty w sobie, ale nieco inny.
    - Myślisz, że się zmieni? - zapytał Amidamaru.
    - Nie wiem - odparł szaman. - To Hao. Od tysiąca lat ma swoje przekonania. Wszystko wymaga czasu, Amidamaru.
    Chłopiec i jego duch stróż spojrzeli w niebo. Wyglądali na bardzo zamyślonych. Jakby szukali w gwiazdach odpowiedzi na ważne pytania.
    - Chciałbym już nie walczyć z Hao. Chcę, by widział we mnie brata  - powiedział nagle Yoh.
    Samuraj uśmiechnął się lekko. Właściciel mandarynkowych słuchawek nie potrafił ot tak odtrącić Hao. Niedawno odzyskał nadzieję, że może mieć brata. Zawsze myślał, że jest sam. Teraz miał drugą szansę na pojednanie z Hao. Nie chciał po raz kolejny stracić bliźniaka. Ognisty szaman nie był zły od zawsze. Kiedyś pomagał ludziom. Yoh chciał odnaleźć w Hao dawno zagubione człowieczeństwo. Miał nadzieję, że mu się uda.

***

    Hao wrócił w zaskakująco dobrym nastroju. Nie przypuszczał, że tak łatwo wybaczy Yoh. Jakby nie było, to krótkowłosy przekreślił jego plany. Powinien być na niego wściekły, bo zły to za mało. Jednak było inaczej. Z łatwością wypowiedział dwa słowa, których nie używał od bardzo dawna. Wybaczenie było całkowicie sprzeczne z jego ideą. Zabijał każdego, kto mu się sprzeciwił. A Yoh? Yoh tak szczerze go przepraszał, żałując tego, jak się wszystko potoczyło. Chociaż... Każdy bał się go za bardzo, by myśleć o przepraszaniu. Wszyscy czekali na bolesną śmierć, błagając o darowanie życia, a nie przebaczenie. Nikt nie oczekiwał od najpotężniejszego szamana przebaczenia. Nikt poza jego bratem.
    Wchodząc do obozu, spostrzegł, że ognisko dalej się pali. Przy palenisku siedziała jedna osoba. Z oddali nie widział, kto to jest, ale wyczuwał dobrze znaną energię szamańską. Nie mógłby pomylić jej z żadną inną.
    - Marie, dlaczego nie śpisz? - zapytał brunet, gdy stanął przed blondynką.
    - Nie mogłam spać, Mistrzu - odparła zgodnie z prawdą zielonooka.
    Asakura usiadł obok niej, patrząc w płomienie. Nie chciał jeszcze iść do swojego namiotu. Pewnie i tak by nie zasnął. Poza tym ani trochę nie przeszkadzało mu towarzystwo Włoszki.
    - W sumie to ja również - mruknął pod nosem długowłosy. - Musiałem wiele rzeczy przemyśleć.
    Phauna była zaskoczona, że Hao zwierza jej się. Sama nie pytała o to, co robił. Nie chciała naruszać jego prywatności. Była nauczona, że nie powinna się mieszać w sprawy, które jej nie dotyczą. Szanowała cudzą przestrzeń prywatną.
    - Rozmawiałem z Yoh - kontynuował Hao. Czuł, że może powiedzieć Marion o tym. Blondynka zachowa informacje dla siebie.
    - Dlaczego? - Dziewczyna była tak zaskoczona wyznaniem Władcy Ognia, że zapomniała o tytułowaniu chłopaka mistrzem.
    - Sam nie wiem. - Zaśmiał się serdecznie, widząc minę blondynki. - Wiesz... To skomplikowane. Czuję, że musiałem tak zrobić.
    Zapadła cisza. Marion wpatrywała się zielonymi oczami w ogień, analizując to, co powiedział Asakura. Miała wrażenie, że się przesłyszała. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Hao mówi o tym tak po prostu. Powiedział to wszystko z taką łatwością, jakby oznajmił jej, że właśnie zjadł ciastko z kremem i popił kawą z mlekiem.
    Phauna oderwała wzrok od płomieni, gdy poczuła, że Hao przygląda jej się. Speszyła się. Poczuła jak rumieńce pojawiają się na jej policzkach. Szybkim ruchem strząsnęła dłonią grzywkę na twarz, by ukryć zawstydzenie. Czuła, że zbyt głośno myślała. Pewnie dlatego Hao zaczął jej się przyglądać. Musiał być na nią zły. Jednak, gdy zerknęła kątem oka na bruneta, nie dostrzegła nawet cienia złości.
    - Niedługo zrozumiesz dlaczego tak zrobiłem - powiedział spokojnie Władca Ognia.
    Uczniowie Asakury byli bystrzy, ale zrażeni do ludzi, których nie znali. Większość z nich była odizolowana od społeczeństwa. Ludzie bali ich się, ponieważ nie rozumieli tego, co jego uczniowie potrafili. W efekcie poplecznicy Asakury znienawidzili większość społeczeństwa. A powodów by nienawidzić Yoh mieli bardzo dużo. Hao nie dziwił im się. Omal nie zginął w walce z bratem. Zamartwiali się tym jak bardzo zawiedli. Przysięgali mu, że będą walczyli u jego boku. Nie znał bardziej lojalnych osób od swoich popleczników.
    - Zapewne masz rację, Mistrzu - odezwała się w końcu Włoszka. Może i nie rozumiała motywu długowłosego, ale ufała mu bezgranicznie. Nie zamierzała kwestionować jego wyborów. - Chyba powinnam już pójść.
    Phauna wstała. Hao poszedł w jej ślady. Szli obok siebie w ciszy aż do namiotu Asakury. Już miał zniknąć w środku, gdy odwrócił się do blondynki.
    - Marie.
    Dziewczyna przystanęła. Odwróciła się, po czym wróciła do bruneta.
    - Myślałem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy jakiś czas temu - powiedział Hao. Podszedł bliżej do Włoszki. - Bądź sobą, Marie. Nie traktuj mnie z dystansem.
    Asakura wyciągnął powoli rękę w jej stronę. Zielonooka lekko się wzdrygnęła, zastanawiając się, co Hao chce zrobić.
    - Tak lepiej - mruknął, gdy odgarnął jej grzywkę z oczu. - Dobranoc.
    Odwrócił się, znikając w namiocie. Zostawił zaskoczoną Marion. Po raz kolejny zresztą. Włoszka wpatrywała się przez chwilę w materiał, za którym znajdował się teraz brunet. Odwróciła się, zmierzając w stronę namiotu. Miała nadzieję, że przyjaciółki dalej śpią i nie zobaczą jej w takim stanie. Musiała wyglądać co najmniej ciekawie. Zaskoczenie miała wymalowane na twarzy. W dodatku te rumieńce!
    Zacisnęła pięści, przyspieszając kroku. Nigdy wcześniej nie rumieniła się przy Asakurze. Nie była taka speszona, gdy na nią patrzył. Był jej mistrzem i nauczycielem. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że będzie ją traktował niemal jak równą sobie. Tak było kiedyś. Przed walką w Sanktuarium. Teraz Hao był inny. Zmienił się. Wszystko się zmieniło.
    Usiadła na swoim posłaniu. Odetchnęła z ulgą, gdy Mattie i Kanna były pogrążone w głębokim śnie. Rano nie zauważą nic z zaskoczenia, które pozostawiła w niej rozmowa z Hao. A tymczasem ona też powinna się położyć. Nie była pewna, czy da radę zasnąć. Za dużo myślała w tym momencie o zachowaniu bruneta.
    Westchnęła, przykładając głowę do małej poduszki. Wszystko się zmieniło. Nie miała na to wpływu. Wiedziała, że już nic nie będzie takie samo jak kiedyś.

~*~

 Jak przebrnęliście przez to wyżej, to dobrze. ^^" Nie wiem, czy ten rozdział jest dobry. Szczerze mówiąc, to czekam na Waszą opinię. :D
 Będę szczera. Tak zamierzam tu machnąć paring HaoxMarion. Lubię ten paring. ^^ Moje opowiadanie, więc mogę. A co! XD Chociaż mam wrażenie, że zabieram się za to tak samo jak pies podchodzi do jeża. >.< Ciężko mi pisać wątki miłosne i zawsze najdłużej nad nimi siedzę. ._. Łatwiej mi pisać o AnnaxYoh. Ten paring też będzie. Chyba jedyny z kanonicznych, który bardzo lubię. :3
 Kończą mi się ferie, czas wrócić od poniedziałku do zadanek maturalnych. ._. No ale jak chcę iść na weterynarię, to muszę się ostro wziąć za siebie, bo ponad 75% z bio i chemii same się nie napiszą. Dobra, plus jest taki, że mam kilka rozdziałów w przód. Nie wszystkie napisane od początku do końca, ale każdy z jakimś planem, więc nie powinno być większych zgrzytów przy regularniej publikacji.
 Jeszcze jak sobie pomyślę, że mam przed sobą referat i dwie prezentacje z historii (jedna na konkurs) i te nieskończone 503 zadanka z genetyki i biochemii, to odechciewa mi się żyć. >.> A jeszcze jakoś sprawdzian z chemii zaraz po feriach. Chyba strzelę sobie kulką w głowę. Ewentualnie zabłądzę w internecie i zrobię sobie z mózgu jogurtową paciajkę (taką jak Król Duchów). Nie wiem co gorsze. ._.
 Tradycyjnie rozdział za tydzień, czyli już w marcu. :)
 A ja idę powiadamiać, a później do nauki. Co zrobisz, nic nie zrobisz. ._.
 Jak ktoś czyta, to niech zostawia komentarz. :) Każda opinia mile widziana. ^^
 Do następnego! :3

7 komentarzy:

  1. Jak pies do jeża? Niee...Całkiem otwarcie i porządnie zabierasz się do tego paringu :D I całkiem urocze sceny między tą dwójką Ci wychodzą. Chociaż nie tak, jak scena Yoh i Hao. Ogólnie to Hao mógłby choć raz ułatwić życie bratu i się zmienić sam z siebie. Tak całkiem a nie po troszku. Przecież nie może się z nim kłócić w nieskończoność, a i ten plan z wybiciem ludzkości chyba nie taki jak być powinien. Mógłby to w końcu zauważyć, a nie dalej marudzi, jakby z Yoh miał jakieś szanse zachować zimną i niecierpiącą ludzi osobowość. Niech się przyjrzy przyjaciołom młodszego bliźniaka, to zobaczy, jak kończą ci "źli" xD
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nyaa~~~ Dziękuję za dedykację.:3 Czy to znaczy, że mogę się spodziewać bardzo asakurzastego rozdziału?^-^ No ba, skoro jest w nim rozmowa bliźniaków...:3

    Jejkuuuu~~~*-* Zaczyna się cudownie.:3 Mój fanatyzm czuje się zaspokojony. Nyaa... Aż nie wiem, co napisać. Bo radosne machanie łapkami przed komputerem pewnie nie wlicza się do komentarza.^^'
    Wreszcie się spotkali... Stanęli twarzą w twarz, na spokojnie, tylko oni dwaj. Bez wszystkich innych naokoło, krzyczących jakimi to są wrogami i że powinni ze sobą walczyć. Już dawno należała im się ta chwila prywatności, ta chociażby odrobina cennego czasu na spotkanie z bratem. Z rodzonym bratem, do jasnej chusteczki!
    (Okej, już zaczynam ryczeć. Wspaniale...^^')
    Dokładnie! Hao może sobie zaprzeczać, ale ta więź istnieje. Zawsze istniała. I lepiej żeby Hao zdawał też sobie sprawę, że nie będzie w stanie tłumić jej w nieskończoność. I jestem pewna, że w głębi serduszka wcale nie chce.
    Reakcja Yoh nie była trudna do przewidzenia. W końcu tak długo dusił w sobie te emocje, dlatego dobrze, że w końcu je z siebie wyrzucił. I dobrze też, że Hao przy tym był. Choć i bez tego na pewno znał uczucia Yoh, jednak to zupełnie co innego niż widzieć to na własne oczy. Takimi uczuciami dzielimy się tylko z najbliższymi i najwyższy czas, żeby bliźniacy mogli zacząć tak mówić o sobie nawzajem.:3
    Nyaaaaaaaaaaaaaa~~~~*-* *-* *-* *-* *-* *-* TAK! Jak bardzo liczyłam na to przytulenie...:33333 Obaj na to zasłużyli, na to ciepło, braterstwo, wzajemne zaufanie... Wiem, że Hao wciąż jeszcze się przed tym broni, ale to tylko kwestia czasu. x) Życzę mu powodzenia w opieraniu się temu ciepłu, jakie ofiaruje mu Yoh. :P
    Najważniejsze, żeby już nigdy więcej nie musieli ze sobą walczyć. Walka w Gwiezdnym Sanktuarium i tak była o jedną za dużo. Ale mam wielką nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. :) Hao naprawdę bardzo się zmienił i to na pewno jeszcze nie koniec tych zmian. No i liczę na to, że dotrzyma słowa i jeszcze nieraz spotka się z bratem. I niech nawet nie próbuje udawać, że i on nie pragnie widywać się z Yoh. Należy się im to po tych wszystkich latach spędzonych oddzielnie. Mają w końcu ładny kawał czasu do nadrobienia.
    Prawda, Hao ma trochę racji w tym, że trudno kogoś traktować jak brata, jeśli się go w ogóle nie zna. Ale ja wierzę w ich więź, silniejszą niż między innymi braćmi. I że nawet teraz, gdy tak niewiele czasu ze sobą spędzili, to gdzieś w środku czują, że są sobie bliscy, że coś ciągnie ich ku sobie i pragną tego braterstwa bardziej, niż zdają sobie z tego sprawę. W końcu wszystko teraz przed nimi.:) Wyjaśnili sobie to, co najważniejsze, mogą więc zamknąć tamten rozdział i zacząć od nowa. I niech Hao sobie tam zrzędzi ile chce, ja wierzę w Yoh i jego dar przekonywania. :D To prawda, nie będzie to łatwe, ani nie pójdzie szybko. Ale to nic, bo bez wątpienia warto o to walczyć. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ Hao, nie ma zupełnie nic dziwnego w tym, że tak łatwo przyszło ci wybaczenie bratu. No bo jak tu chować urazę do takiego Yoh?:3 (pomijam już fakt, że robienie Yoh wyrzutów, że powstrzymał Hao, to tak jakby powiedzieć "Jak mogłeś nie dać grzecznie zabić siebie i swoich przyjaciół? Wstydziłbyś się!") Myślę, że Hao jeszcze nie raz przekona się, że niektóre uczucia do Yoh będą przychodzić mu znacznie łatwiej, niż się spodziewa.:3
      Zawsze uważałam, że uczniowie Hao to też fajni ludzie. :) I bardzo podobało mi się, jak - zwłaszcza w mandze - odnosili się do Yoh z szacunkiem jako do brata ich mistrza. Oczywiście rozumiem, że po walce bliźniaków mogą mieć do młodszego Asakury bardziej negatywny stosunek. Ale mam nadzieję, że i to się zmieni, gdy będą się zmieniały relacje braci.:) No i że wezmą pod uwagę, że przecież Yoh bronił wtedy swoich bliskich...
      Oj Marie, przecież Hao nie gryzie. :D Chociaż rozumiem, że dziewczynie może zapierać dech w piersiach przy Asakurze.:3 Obojętnie ktorym.^w^
      I słusznie! Twój blog, więc mieszaj sobie pary jak tylko chcesz. ;) Skoro Ty tolerujesz u mnie HaoTamao, to dlaczego miałabym się nie odwdzięczyć. :) A poza tym bardzo ładnie Ci to wychodzi, wiesz?:D Jeśli chcesz się przekonasz, jak żenująco można pisać wątki romantyczne, to zapraszam do mnie. xD

      Chyba nie muszę mówić, jak bardzo podobał mi się ten rozdział, prawda? :33333 Nyaaa~~~ Tyle asakurzastości!:33 Dziękuję za poprawienie mi humoru, bo bardzo mi to dzisiaj było potrzebne. ^^" (co prawda zużyłam kilka chusteczek, ale to niiiic, było warto:33333)
      Nie mogę się już doczekać kolejnych.:3 Choć oczywiście rozumiem nawał nauki. Ucz się, ucz, w końcu muszę mieć komu wepchnąć te notatki. ;D
      Pozdrawiam :33

      Usuń
  3. Yoh się popłakał, a Hao zmieszał... I nikt nie zginął! Jestem bardzo zaskoczona tym faktem! xD A tak na serio, to bardzo przyjemna scena Ci wyszła. Naturalna i rodem z brazylijskiej telenoweli, ale w o wiele lepszym stylu. :)
    Przy Hao i Marie powiewa troszkę sztywnością, ale jest to bardzo urocze w ich wykonaniu. Poza tym Haoś ma już za sobą ponad tysiąc lat, więc podryw jest bardzo subtelny i w starym stylu. :3 Marie to taki kociak nie ogarnięty do końca, ale coś jej już chyba dzwoni, tylko ona jeszcze nie wie, w którym kościele. ;) Mam przynajmniej taką nadzieję. xD
    Czekam jeszcze z kim sparujesz Rena, bo wydaje mi się, że będzie to bardzo ciekawa para. A jeśli nie będziesz parować Rena to będzie #smuteczek... *udaje, że bierze taką opcję w ogóle pod uwagę* :D
    A teraz życzę weny i Tobie i sobie xD
    Pozdrawiam Skarbek :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No niemożliwe, ja komentuję jedynie dzień po publikacji... :D Proszę mi tu bić brawo.
    Denerwuje mnie troche Yoh, robi z siebie taką zapłakaną kluskę xd Ja rozumiem brat i te sprawy, no ale wydaje mi się, że to Hao zaczął z zabijaniem i tak dalej i tak dalej, i to w sumie on powinien go przepraszać, a przynajmniej oboje siebie nawzajem... Poza tym taki wylewny, a Hao utrzymuje pewien dystans i jeszcze to o tym, że się nie zmienił, powinno dać mu to do myślenia.
    Chociaż jakaś zmiana zaszła, płomyczek i nie wie co powiedzieć? :D
    Co jak co, ale wyobrażam sobie Hao jako takiego starodawnego dżentelmena w relacji z kobietami i mam nadzieję, że tak będzie :3 Marie jeszcze się wstydzioszka i w ogóle, ale myślę, że jak już poczuje wiatr w żaglach to nas jeszcze zaskoczy :D
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Buuu, pisałam już wcześniej komentarz, ale najwyraźniej blogger nie uznał konta mojego taty i usunął xD Taki foch xD
    Eto... dobra, to co ja mądrego miałam napisać... A! Miałam napisać, że nie musisz mnie informować, bo i tak codziennie sprawdzam twojego bloga, więc to się mija z celem ^^"
    Rozmowa pomiędzy bliźniakami wyszła ci bardzo dobrze, a przynajmniej lepiej niż mnie kiedy opisywałam ich spotkanie po walce >.> Eee >.>
    Haoś, ty się tak przed braciszkiem nie wzbraniaj, bo teraz mówisz jedno a za kilka rozdziałów całkowicie zmienisz zdanie odnośnie Królestwa Szamanów, ja ci to obiecuje :D Cóż, tak to jest kiedy trzeba słuchać autorki-asakuroholiczki ^^"
    Bardzo ciekawy parring nam się tutaj zapowiada i chętnie przezytałabym więcej scen z nimi :3
    Papatki ^^

    OdpowiedzUsuń