niedziela, 31 grudnia 2017

30. Malowidła ścienne

Ohayo! *mamrocze cicho*
Wiem, wiem... Sknociłam po całości, ech. Nawet nie będę się tłumaczyła, bo po co? Ważne, że rozdział jest. Rozdział podwójnie rocznicowy - 2 lata tego bloga i 7 rok odkąd zaczęłam blogować. Całkiem ładne cyfry, szkoda, że rozdziały nie pojawiają się częściej, co postaram się ogarnąć. :)
Miłego czytania. :)

~*~

    Hao wstał wraz ze wschodem słońca. Poranek był wyjątkowo zimny, a temperatura powietrza znacznie spadła od wczoraj. Piroman nie odczuwał tego zbytnio, gdy sprawdzał granice obozu. Demony nie pojawiły się od momentu odnalezienia popiołu, ale wolał zachować ostrożność i nie dać się zaskoczyć przy następnej okazji. Czasy, gdy Patch Village było bezpiecznym miejscem dla szamanów, miały niebawem dobiec końca.
    Przed wyjściem z obozu poinformował uczniów jakie mają na dziś obowiązki, a sam zabrał ze sobą Opacho do tuneli. Po wyburzeniu ściany musiał zająć się kolejną niespodzianką, jaką napotkał na swojej drodze. Zaczynało go to nieco denerwować, bo ilekroć ruszyli do przodu, to nowe fakty znacznie opóźniały ich przygotowania. Zaczynał się obawiać, że nie zdążą na czas. Żywił nadzieję, iż Morrigan postanowi zniszczyć cokolwiek innego niż Ziemię, ale szczerze wątpił w jej wspaniałomyślność, zwłaszcza po tym jak zalazł jej ostatnio za skórę. Teraz zaatakuje ich chociażby po to, aby go zabić, a raczej spróbować to zrobić. Asakura nie zamierzał się łatwo poddać i postanowił zrobić wszystko, aby zwiększyć szanse szamanów na polu bitwy.
    Hao przyglądał się w skupieniu nowemu odgałęzieniu tunelu. Z każdą minutą czuł narastającą irytację, gdyż jeden z X-Laws zszedł za nim do podziemnych korytarzy i ciągle mu przeszkadzał. Nawet Opacho, jak na kilkuletnią dziewczynkę, była o wiele bardziej rozsądna i nie zadawała bezsensownych pytań. Zaczynał wątpić w inteligencję nowych członków organizacji Jeanne.
    - Albo idź na górę, albo mi nie przeszkadzaj - warknął w końcu Asakura, starając się nie okazać aż nadto złości. Spojrzał na bruneta z lekką niechęcią, po czym wrócił do pracy.
    Xawier, bo tak miał na imię, zamknął usta zanim wypowiedział kolejne pytanie. Czuł, że nie nadaje się do współpracowania z Hao. Właściwie zastanawiał się, dlaczego Marco wybrał właśnie jego, skoro sam byłby w tym o wiele lepszy. Blondyn uwielbiał mieć wszystko pod kontrolą, chociaż Xawier mógł się spodziewać, że nowi zawsze dostają najczarniejszą i najbardziej niewdzięczną robotę.
    - Twoje myśli też słyszę - mruknął Hao, znikając w odgałęzieniu tunelu. Ściany oświetlał sobie małym połomykiem, lewitujacym tuż nad dłonią.
    Xawier stwierdził, że nie zamierza iść za Asakurą, który nieco go przerażał. Obserwował wszystko z oddali, co jakiś czas zerkając na Opacho. Był pełen podziwu dla cierpliwości dziewczynki, która bez marudzenia spędzała czas z piromanem. Każde inne dziecko w jej wieku zanudziłoby się na śmierć w jakimś brudnym, starym i zakurzonym tunelu, ale ona najwidoczniej czerpała z tego wiele radości. I tak właściwie Hao nie mógł być wcieleniem zła, mordującym ludzi z zimną krwią, skoro miał tyle empatii dla Murzynki.
    Xawier, odkąd pojawił się w organizacji, słyszał o Hao same złe rzeczy. Faktycznie, nie wyglądał na zwykłego nastolatka, a w jego oczach można było zauważyć powagę i mądrość nabytą przez wiele lat. Był dość cierpliwy i kulturalny, chociaż Xawier zasypywał go pytaniami. Nie widział w nim potwora i cokolwiek twierdził Marco, to albo się pomylił, albo Asakura sprawiał tylko dobre wrażenie. Przyznał sam przed sobą, że wolałby, aby blondyn mylił się. Brunet czuł respekt, ale również swego rodzaju sympatię do piromana. Jakikolwiek Hao nie był - starał się opanować zamieszanie w Patch Village, a jego spokój udzielał się większości szamanów.
    Opacho bawiła się małymi kamyczkami, które przyniosła ze sobą. Na chwilę uniosła głowę, aby spojrzeć na Xawiera. Była uprzedzona do X-laws i co jakiś czas bacznie obserwowała młodego mężczyznę. Według niej nie wyglądał na niebezpiecznego, aczkolwiek wolała mieć go na oku, żeby Hao mógł spokojnie pracować.
    Asakura szedł tunelem, rozglądając się. Nie wyczuwał nic złego, jednak to miejsce miało w sobie jakąś energię, której do końca nie potrafił zidentyfikować. Kilka metrów od wejścia ujrzał rysunki na ścianie. Podszedł bliżej, aby im się przyjrzeć. Wyglądały na bardzo stare, jednak świetnie zachowane. Wyraźnie z tego miejsca rozchodziła się energia, którą wcześniej wyczuł.
    Rysunki były bardzo podobne do tych prehistorycznych, chociaż z cała pewnością były starsze o wiele starsze. Energia, która rozchodziła się z tego miejsca, należała do istoty, najpewniej pradawnego bóstwa, które było w jakiś sposób związane z tymi ziemiami, na których powstało Patch Village. Ludzi od zawsze ciągnęło do miejsc naszpikowanych pradawną energią, co Hao w pełni rozumiał, lecz nie do końca popierał. Często pierwsze plemiona natrafiały na miejsca o wyraźnie złej energii, zazwyczaj niewyczuwalnej dla zwykłego śmiertelnika.
    To miejsce miało w sobie coś dobrego, chociaż większość bóstw nigdy nie była do końca dobra lub zła, dopiero na przestrzeni wieków ludzkość przypisała im takie, a nie inne cechy. Hao uważał, że był to swego rodzaju sposób na radzenie sobie w ówczesnym świecie. Ludzie w pełni nie wiedzieli z czym lub z kim mają do czynienia, ale starali się odnaleźć i próbowali zrozumieć otaczający ich świat. Obecnie ludzkość straciła tę umiejętność - zaślepieni nowoczesnymi technologiami chcieli, aby Ziemia dopasowała się do nich, co było błędnym i złym myśleniem.
    Hao pokręcił głową, zrezygnowany. Starał się nie spisywać ludzkości na straty, zwłaszcza odkąd Yoh zaczął odgrywać w jego życiu szczególną rolę. Dlatego między innymi próbował wymyślić sposób, aby uratować Ziemię przed Morrigan. Pierwszym celem bogini byli szamani, a bez szamanów ludzie byliby bezradni. Postęp cywilizacyjny na niewiele przydałby się im w nierównej walce. Mimo wszystko Hao chciał dać szansę ludziom w swojej wizji świata.

    Męska część wesołej gromadki kończyła właśnie swój poranny trening. Ren postanowił odpuścić sobie dzisiaj indywidualny trening, chociaż nie czuł się zmęczony. Wieczorem jego drużyna miała kolejną walkę, więc postanowił, że zachowa wszystkie siły do tego momentu. Ćwiczenie ataków na polanie wymagało użycia furyoku, które zdecydowanie przyda mu się później i chociaż był pewien wygranej, to wiedział, iż na tym etapie Turnieju przeciwnicy są już coraz silniejsi.
    Yoh zaraz po drugim śniadaniu chciał iść sprawdzić, co nowego odkrył Hao. W sumie cały poranek ta jedna myśl siedziała mu w głowie. Zdecydowanie wolał pomóc bratu, niż ćwiczyć, jednak z drugiej strony wiedział, że tracąc formę na nic nie przyda się w walce.
    Skończył w ekspresowym tempie swoją porcję, po czym oznajmił, że wychodzi pomóc Hao. Nikt go nie zatrzymywał, bo wszyscy wiedzieli, iż byłoby to daremne. Nawet nie zamierzali tego robić - rozdzielenie bliźniaków było niemożliwe. Wszyscy przyzwyczaili się, że tam gdzie Hao - tam był również Yoh. Większość szamanów zapomniała już jak to było, kiedy bracia nie spędzali razem czasu. Wydawało się, że to zamierzchłe czasy, tak bardzo odległe dla wszystkich.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek szybko znalazł się przed siedzibą X-laws. Kilka minut drogi minęło mu szybciej niż myślał, a może po prostu nie skupił się na upływającym czasie? Było to bardzo prawdopodobne.
    Zapukał do drzwi. Otworzył mu Marco, co nieco zaskoczyło Asakurę. Lasso zazwyczaj nie zajmował się witaniem lub wypraszaniem gości. Wątpił w degradację blondyna na owe stanowisko.
    - Idziesz do brata? - Bardziej stwierdził niż zapytał, gdyż było to aż nadto oczywiste.
    Yoh przytaknął i pozwolił się poprowadzić korytarzem, chociaż znał drogę do piwnicy. Zrobił to raczej z grzeczności oraz przypuszczał, że Marco pragnie skontrolować na jakim etapie znajduje się Hao i teraz przynajmniej miał pretekst, aby zejść do podziemi. Z jednej strony nie dziwił mu się, jednak z drugiej - piroman nie dał żadnemu z X-laws powodu do jakichkolwiek podejrzeń. Ognisty szaman sam uwijał się niczym mrówka przy najbardziej niewdzięcznej robocie, jaką było siedzenie w zakurzonych tunelach. Musiał też raz po raz nakładać nowe informacje na mapy, co było zajmującą oraz nieco żmudną pracą.
    Po wejściu do tunelu Yoh stwierdził, że panuje w nim niesamowita cisza. Nie słyszał żadnych rozmów z oddali, a Marco również nie był zbytnio skory do pogawędki o czymkolwiek. Lasso wolał rozglądać się, próbując znaleźć cokolwiek, co wzbudziłoby jego podejrzenia względem Hao. Nic jak na razie nie dostrzegł, ale ciągle był czujny.
    Yoh z rozbawieniem przyglądał się zaciętej minie Marco, gdy przemierzali tunel. Nie sądził, że można być aż tak poważnym. Mężczyzna był nieustępliwy i zazwyczaj działał pod wpływem emocji, które brały górę nad rozsądkiem. Nieco mu współczuł, ponieważ Lasso niedawno stracił swój cel życiowy. Iron Maiden wyraźnie zaznaczyła jak wiele dla niej znaczył sojusz z Hao i blondyn musiał uszanować jej zdanie, aczkolwiek każdy wiedział, że niechętnie.
    Hao wyczuł obecność brata jeszcze zanim ten wszedł do tunelu. Myśli Marco usłyszał nieco później, ale nie przejął się tym zbytnio. W sumie najchętniej zbudowałby wokół siebie barierę, która stłumiłaby wewnętrzny głos Lasso. Niestety, nie mógł sobie na to pozwolić w czasie, kiedy musiał być bardzo czujny i przygotowany na wszelkie niespodzianki.
    Yoh szedł równym, nieco szybszym krokiem niż zazwyczaj, a Marco dotrzymywał mu kroku. Rytmiczne dźwięki kroków odbijały się echem od kamiennych ścian, co zwróciło uwagę Xawiera i Opacho. Oboje skierowali swoje twarze w tamtym kierunku i uśmiechnęli się delikatnie. Brunet z odetchnął z ulgą, gdy ujrzał Marco, pewien tego, że będzie mógł oddelegować się na zasłużoną przerwę. Za to Murzynka bardzo polubiła Yoh i cieszyła się na jego widok odrobinę mniej, niż gdy widziała Hao.
    Yoh i Marco zatrzymali się obok Xawiera w tym samym, kiedy Hao wyszedł ze wschodniego tunelu. Piroman przywitał się z bratem, a blondynowi skinął jedynie głową. Lasso w zupełności to wystarczyło, gdyż nie zamieszał się spoufalać z długowłosym Asakurą. A przynajmniej nie bardziej niż to było potrzebne.
    Ognisty szaman wyciągnął kartkę z kieszeni spodni i rozłożył ją na ścianie, przytrzymując dłonią. Ołówkiem, wcześniej zatkniętym za ucho, napisał starannie kilka zdań. Wykonał także pośpieszny, schematyczny rysunek, który następnie zamierzał nanieść na swoją mapę. Zaczął składać kartkę, a Yoh zauważył, że na drugiej stronie znajdują się mniejsze, ale bardzo dokładne rysunki. Nie wiedział, co przedstawiają, ale skoro były ważne dla piromana, to musiały mieć głębsze znaczenie.
    - Prawie koniec na dzisiaj - oznajmił spokojnie Hao, chowając kartkę do kieszeni i wkładając ołówek za ucho. - Nadzorujesz?
    - Ktoś musi - odparł obojętnie Marco, zerkając wymownie na Xawiera.
    - Daj spokój, Marco. - Piroman uśmiechnął się pod nosem. - Może za bardzo wygadany, ale z zadań się wywiązuje.
    Xawier przysłuchiwał się w milczeniu tej krótkiej, aczkolwiek ważnej rozmowie. Lasso wiele rzeczy przeszkadzało, wydawał się być perfekcjonistą, a każda wykonywana rzecz musiała być zrobiona tak jak należy. Brunet czuł, że prędzej doczeka się kolejnej pochwały ze strony Hao, niż od Marco. Powinien już przywyknąć do tego, odkąd jest w organizacji. Stażu w X-Laws nie miał długiego, aczkolwiek blondyn, jako prawa ręka Jeanne, nadzorował wszystko. Mało kiedy kogokolwiek chwalił, a nawet jeśli - to tylko krótko, rzeczowo.
    - To co jeszcze zostało? - zapytał Yoh, po czym szczerze uśmiechnął się.
    - Właściwie to potrzebowałabym pomocy przy jeszcze jednej rzeczy.
    Bliźniacy od razu zabrali się do dalszej pracy, aby szybciej uwinąć się ze wszystkim. Marco w między czasie wrócił na górę, zostawiając zrezygnowanego Xawiera, mającego nadzieję na przerwę. Chłopak pocieszał się tylko myślą, że Hao niewiele zostało do zrobienia, więc skusił się nawet do wejścia za braćmi do wschodniego tunelu. Bliźniacy znajdowali się w dalszej części korytarza, z której widać było tylko niewielką łunę światła. Ciemność nie była zbyt obiecująca, więc brunet ograniczył się do wejścia na małą odległość. Raz za razem zerkał na Opacho, siedzącą dalej w tym samym miejscu od dłuższego czasu. Po raz kolejny odnotował w myślach, jak bardzo podziwia dziewczynkę za jej cierpliwość i brak jakiegokolwiek znudzenia.

    - Słuchaj, Silva - powiedział Hao, wskazując na kartkę z rysunkami na podstawie malowideł w tunelu. - Nie wiem, co i jak to zrobisz, ale chcę najpóźniej do jutra mieć książkę, która zawiera wyjaśnienie tego.
    Indianin westchnął ciężko, zerkając na piromana. Wszyscy coś od niego chcieli od samego rana i dziękował Królowi Duchów, że miał drugi wolny dzień z rzędu. Inaczej niewątpliwie zwariowałby i musiałby udać się na terapię do psychoterapeuty. W każdym bądź razie zaczynając od Goldvy, a na Hao kończąc - nikt nie chciał mu dać chwili spokoju. Kończył jedną rzecz, to kolejna pojawiała się na jego horyzoncie i zaczął rozważać zniknięcie gdzieś na przynajmniej dwadzieścia cztery godziny, coby odreagować. Nie miał czasu nawet dokończyć obiadu, który zostawił na stole w kuchni.
    - Rozumiem, że dla wszystkich to jest ważne, ale równie dobrze sam mógłbyś pójść do biblioteki.
    - I chcesz mi powiedzieć, że ot tak mi nagle wszyscy ufacie i mogę robić co chcę?
    Silva zamyślił się, analizując pytanie szamana. Właściwie nie miał nic przeciwko, ale znając życie zebrałby za to burę od Goldvy. I w sumie niewiele obchodziłoby go to każdego innego dnia, ale dzisiaj nie mógł pozwolić sobie na nic niedozwolonego. Zawieszenie obowiązków strażnika było kuszące, bo miałby w końcu chwilę dla siebie, jednak z drugiej strony zostałby odsunięty od wszystkich informacji, które zawsze otrzymywał z pierwszej ręki. W dodatku już prawie wywiązał się z obietnicy danej Nichromowi.
    - W sumie nie wiem - odparł strażnik. - Jak chcesz to pójdziesz ze mną. Ja będę robił swoje, a ty swoje. Gdyby ktoś zapytał, to pomagam ci znaleźć księgę do tego. - Tu wskazał palcem na rysunki.
    Hao kiwnął głową na zgodę. Innego wyjścia chyba nie miał, jeśli chciał w miarę szybko rozwiać swoje podejrzenia, co do malowideł. Wiedział, że Silva ma równie produktywny dzień co on, więc nie miał mu tego za złe. Z optymizmem ruszył za Indianinem w stronę biblioteki.

~*~

 Rozdział głównie taki "Haosiowy", no cóż. ^^" Miało być dłużej, ale jakbym dała jeszcze walkę Drużyny Rena, to zepsułabym klimat rozdziału. Sorry, Ren. xD Powoli zbliżamy się też do wyjaśnienia większości rzeczy, co jeszcze troszkę potrwa. ^^
No i miałam dzisiaj też dodać rozdział na drugiego bloga, ale nie chcę dodawać chaotycznego czegoś, a nie mam czasu go dzisiaj dopieścić tak, aby fajnie się go czytało. Dlaczego? O 15 lecę do pracy - kelneruję na imprezie Sylwestrowej. :) Dlatego jak odeśpię, to z początkiem stycznia pojawi się rozdział na tym drugim blogu. :D
Kolejny rozdział tutaj najpewniej dopiero po sesji, bo styczeń mam zawalony nauką troszkę. :/
Życzę też wszystkim czytającym dzisiaj - dobrej zabawy w Sylwestra! A ogólnie wszystkim i każdemu z osobna - Szczęśliwego Nowego Roku 2018! ^^
Do następnego! :3