piątek, 3 marca 2017

29. Wizyta u X-Laws

Witam... *wygląda nieśmiało zza krzesła przy biurku*
Zadaję sobie sprawę z tego jak dawno dodałam ostatni rozdział. Wiem również, że jest to pierwszy rozdział na blogu w 2017 roku. Kurde, zawiodłam nie tyle Was, jak samą siebie. :/ Nie sądziłam, że będę miała tak mało czasu w styczniu, a w lutym była sesja zimowa i chociaż miałam tylko trzy egzaminy, a reszta to były zaliczenia - mniej lub bardziej trudne. Niestety, musiałam się uczyć na wszystkie egzaminy, które odbyły się jednego dnia, gdyż każdy chciał przyjechać, napisać i wrócić do domu tego samego dnia.
Chciałam dodać ten rozdział ostatniego dnia lutego, niestety nie wyrobiłam się. W każdym bądź razie - w końcu jestem z rozdziałem, mniej lub bardziej Was zadowalającym. Mi osobiście się podoba i całkiem przyjemnie mi się go pisało. :)
Zapraszam do czytania. :3

~*~

    Słońce wspinało się coraz wyżej po nieznacznie zachmurzonym nieboskłonie, gdy Silva pił świeżo parzoną kawę w swoim ulubionym kubku. Jak zawsze, gdy miał wolne, siedział przy oknie w fotelu, rozkoszując się wpadającymi do pomieszczenia promieniami słonecznymi. Pomieszczenie nabierało wtedy cieplejszych barw i przyjemniej piło mu się kawę. Był zawiedziony, że mógł być to ostatni taki ciepły dzień tego roku, chociaż z pogodą w Patch Village nigdy nic nie wiadomo.
    Stopniowo przybliżali się do pokonania Morrigan, jednakże paradoksalnie mieli coraz mniej czasu. Na całe szczęście plany Hao okazały się strzałem w dziesiątkę i Silva nie wiedział jak, ale jakimś cudem ognisty szaman zjednał sobie całą szamańską społeczność w zaledwie kilka dni, gdy wcześniej wszyscy wokół pluli jadem albo omijali go szerokim łukiem. Nawet Marco uszanował decyzję Iron Maiden, co większość Strażników przyjęło z nieukrywanym zaskoczeniem.
    Indianin pomyślał, że wszystko ostatnio jest możliwe, jeśli ktoś czegoś bardzo pragnie albo ma władzę. Hao miał wiele szczęścia - prawdopodobnie znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie, gdy wyciągał rękę w stronę swoich wrogów i Rady. W każdym bądź razie Silva cieszył się, że wszystko szło zgodnie z planem, chociaż nie powinien chwalić dnia przed zachodem słońca, zwłaszcza tuż po świcie.
    Pijąc kawę, zastanawiał się nad wczorajszym spotkaniem z Nichromem, który przyszedł do niego, gdy zamykał tylne wejście do knajpy. Było już bardzo późno i Silva nie miał zbytnio ochoty na rozmowę, jedyne o czym marzył to wyspać się przed jutrzejszym dniem. Miał odgórne rozkazy, aby towarzyszyć Hao podczas wizyty u X-laws, co było znacznie lepsze od usługiwania wybrednym szamanom.
    Nichrom chciał się dowiedzieć, czy Silva ma jakieś nowe informacje, o które go poprosił. Stopniowo docierał  do coraz to kolejnych dokumentów, ale miał ograniczone pole do popisu, zwłaszcza że od pewnego czasu Goldva podejrzewał go o łamanie zasad, a szperanie w rodzinnych aktach Nichroma należało do jednej z nich. Był zmuszony do działania etapami i obawiał się, że może nie skończyć przed Samhein.
    Westchnął cicho, odstawiając pusty kubek po kawie. Spojrzał na zegar stojący na komodzie, zostało mu jeszcze trochę czasu do umówionej z Hao godziny. Mógł wykorzystać cenny czas w bibliotece.

    Marco od rana był niespokojny, co wyczuwali wszyscy X-Laws i starali się nie wchodzić mu w drogę. Wyglądał niczym tykająca bomba z określonym czasem do wybuchu, którym na nieszczęście mogło być przybycie Hao i jednego z członków Patch. O ile na początku wykazywał spokój, o tyle teraz zaczął podejrzewać podstęp, a Iron Maiden dała się jedynie zwieść miłym słowom Yoh - ostatnimi czasy nieodłącznego towarzysza długowłosego Asakury.
    - Marco - zaczęła łagodnie Jeanne, podchodząc do okna, przez które Lasso wypatrywał gości. - Wiem, że czujesz się zagubiony, oszukany, ale zapewniam cię, że nie mają złych intencji. Mają poparcie Rady, a poza tym jego aura się zmieniła - dodała z myślą o Hao, którego aura ulegała stopniowo zmianie. Na podstawie samego zachowania mogła ocenić, że to nie jest ten sam Władca Ognia, co kiedyś.
    Blondyn zamyślił się, nie odpowiadając nic na słowa Iron Maiden. Ufał Francuzce, ale nie potrafił ot tak zaufać Hao, a Yoh dla niego zawsze balansował po cienkiej granicy, której nie umiał określić. Zdawać by się mogło, że właściciel mandarynkowych słuchawek miłuje wszystkich - przyjaciół i wrogów, jak chrześcijański Bóg przykazał. Nie było w nim nienawiści, a jedynie same pozytywne uczucia. Nigdy wcześniej nie spotkał na swojej drodze takiej osoby, która cechowałaby się taką determinacją w szukaniu chociażby jednej jedynej cząsteczki dobra w innych. Najwyraźniej w końcu znalazł ją również w Hao, co Lasso musiał powoli zaakceptować, a Jeanne, która była przy nim tak często jak mogła, tłumaczyła mu cichym, spokojnym i kojącym głosem, że powinien wyzbyć się całej nienawiści do Asakurów.
    - Kiedyś nie pomyślałabym, że zawrzemy sojusz z Hao, ale teraz nastają dość mroczne czasy i czy tego chcemy, czy nie - Hao jest naszą nadzieją.
    Albo zagładą, dodała w myślach, ale bez przekonania. Nie chciała wierzyć, że Hao potrafiłby ich zdradzić, a już na pewno nie wbiłby noża w plecy Yoh. Mogła dawniej zarzucić piromanowi wiele, jednak widziała bliźniaczą więź Asakurów, której nie zerwałaby żadna siła, nawet ta pradawna, jaką dysponować miała wkrótce Morrigan.
    - Domyślam się - odpowiedział w końcu mężczyzna. Przez większość poranka Iron Maiden prowadziła monolog, a on jedynie słuchał, analizując jej słowa. Starał się najdokładniej zrozumieć sytuację, w jakiej się znalazł. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że gdy on usilnie chciał dowiedzieć się wszystkiego, co działo się w Patch przez ostatnie dwa miesiące i użerał się z Nichromem, Hao wymyślił za nich cały plan bitwy, pracując w spokoju i skupieniu. Był pod niemałym wrażeniem strategicznego opracowania, które przedstawił im Asakura, i musiał przyznać, że nie był pewien, czy sam dałby radę to zrobić w podobny sposób.
    Marco spojrzał na milczącą teraz albinoskę. Bijący od niej spokój niewątpliwie zaczął mu się udzielać, gdyż jego zdenerwowanie stopniowo znikało. Zaczynał nawet powoli wierzyć w dobre intencje Asakurów, co stanowiło znaczący postęp dla całego przedsięwzięcia. Chcąc, czy nie chcąc - Lasso musiał schować dumę do kieszeni, a wszelkie urazy puścić w niepamięć.

    W tym samym czasie, gdy Marco rozmawiał z Jeanne, Manta siedział z przyjaciółmi w knajpie Karima przy śniadaniu. Poprzedniego dnia umówili się z Hao i Silvą, że będą tu na nich czekać, aby pójść do X-Laws. Oyamada, w przeciwieństwie do reszty gromadki, zdawał się nie być głodny. Rozgrzebał swoją porcję naleśników, gdy po zaledwie trzech kęsach, odechciało mu się jeść. Żołądek miał ściśnięty, a każda następna porcja śniadania podchodziła mu do gardła. Czuł się nieswojo z myślą, że wszyscy tak nagle zgodzili się pogodzić z Hao, kiedy im - przyjaciołom Yoh - zajęło to znacznie więcej czasu, a niektórzy dalej odnoszą się do piromana z dystansem. Nie do końca słusznym, gdyż Yoh mu ufa i oddałby swoje życie w ręce bliźniaka, jednak nie wszyscy potrafili puścić złe chwile w niepamięć.
    - Nie smakuje ci, mój mały przyjacielu? - zapytał Ryu, spoglądając na talerz Manty.
    - Smakuje - odparł cicho - ale chyba nie jestem głodny.
    Oyamada odsunął od siebie talerz, po czym sięgnął po szklankę soku pomarańczowego. Przynajmniej napoje gładko przepływały mu przez gardło, a żołądek nie odmawiał posłuszeństwa. Manta zaczął się zastanawiać, czy nie popada powoli w paranoję, gdyż nikt poza nim nie wydawał się być ani trochę niespokojny. Przyjrzał się po kolei każdemu z osobna.
    Ren skończył trzeci kartonik mleka i właśnie zgniatał go na stoliku, aby następnie rzucić nim do kosza na śmieci. Trafił do niego bez problemu i zdawać by się mogło, że nawet nie przyłożył się do tego za bardzo. Wyglądał na znudzonego oczekiwaniem na Hao i Silvę, a tym bardziej nie przejmował się faktem, że tego wieczoru miała się odbyć walka jego drużyny z Drużyną z Filadelfii. Horo, w przeciwieństwie do Tao, wydawał się być pełen energii, którą rozładowywał jedząc. Natomiast Choco był wyjątkowo spokojny tego dnia i skrupulatnie robił notatki w swoim notesiku. Był zbyt pochłonięty pisaniem, aby zwrócić uwagę na dyskutujące tuż obok dziewczyny - z wyjątkiem Anny. Kyouyama tego dnia milczała, nie wydawała żadnych rozkazów, ani nawet nie zwracała uwagi na jakiekolwiek głośniejsze dyskusje chłopców. Było to tak do niej niepodobne, że Mantę przeszły dreszcze.
    Ryu przestał obserwować Mantę i zajął się rozmową z Lysergiem, którego wypytywał o Shiro i Kuro. Od wypadku jednego z braci na arenie Król Duchów nie wyznaczył im żadnej walki, co było dziwne, ale w każdym bądź razie korzystne.
    Oyamada nie skupił się za bardzo na Fauście i jego wzrok spoczął na Yoh, bawiącym się serwetką. Składał ją w różne, mniej lub bardziej przypominające cokolwiek kształty. Beztroski szaman nie wyglądał na skupionego, czynność ta bardziej pozwoliła mu zabić czas oczekiwania. Manta stwierdził, że nigdy nie pojmie do końca, skąd w Yoh jest tyle wewnętrznego spokoju, którego akurat blondynkowi najbardziej teraz brakowało.
    - Cóż za żywa impreza - zawołał Hao. Uśmiech na jego twarzy sugerował, iż piroman ma bardzo dobry, jeśli nie świetny humor. Czyżby to przez świadomość zniszczenia czegoś o poranku?
    Obok ognistego szamana stał już Silva, a za nimi kilku popleczników Asakury. Na pewno większość z nich będzie miała swój wkład w wyburzeniu ściany w taki sposób, aby nic nie zawaliło im się na głowę, chociaż niewątpliwie sam Hao mógłby to zrobić bez problemu, jednak chciał, żeby wszyscy czuli, że mają swój wkład.

    Dość spora grupa osób zapukała do drzwi siedziby X-Laws. Mężczyzna, który im otworzył, nie był ani trochę zaskoczony, jakby zawsze pukały do nich tłumy ludzi. Wpuścił wszystkich, zapraszając ich do salonu, w którym czekali Jeanne i Marco. Francuzka przywitała ich z uśmiechem, natomiast Lasso stał przy oknie, przyglądając się gościom spod byka. Mógł się spodziewać, że Hao zabierze część swoich popleczników i Yoh, a tam gdzie Yoh - tam też reszta jego wesołej gromadki. Dobrze, że salon był duży i bez problemu pomieścił ich wszystkich.
    - Czy moglibyśmy przejść do sedna? - zapytał Hao.
    Jeanne przytaknęła i spojrzała na Silvę.
    - No dobrze. Kazali mi dziś nadzorować wyburzanie muru w tunelach pod budynkiem, jako że są one bardzo wiekowe, a obie zebrane tu strony miały w przeszłości urazę do siebie. Ale nie przejmujcie się mną, tak naprawdę to tylko formalność - powiedział Indianin. Zdecydowanie wolałby dalej przeglądać akta w bibliotece. - Myślę, że to tyle wstępu, więc chodźmy.
    Wszyscy jak jeden mąż podążyli za Silvą i Nichromem, który towarzyszył Hao, ale wcześniej trzymał się na uboczu. Żaden z nich nie odezwał się do siebie, dalej zachowując pozory wzajemnej niechęci. Młodszemu Indianinowi nie przeszkadzało to ani trochę, gdyż przyzwyczaił się, że każdy traktuje go jak zdrajcę i było mu wszystko jedno, co myśleli na jego temat. Nawet nieco bawiła go cała sytuacja, w jakiej się znalazł. Dawniej X-Laws, a zwłaszcza Marco, nie przebywaliby z Hao w tak względnie neutralnej atmosferze. Nichrom był świadomy, że wszystko mogło runąć niczym domek z kart, ale o dziwo nikt do nikogo się nie odzywał, a w tunelu, w którym się znaleźli, roznosiło się jedynie echo ich kroków.
    Hao rozejrzał się po tunelu. Wyglądał tak, jakby nikt go nie używał od setek lat i być może tak było. Silva i Nichrom zapalali kolejne pochodnie znajdujące się na ich drodze, dzięki czemu Władca Ognia mógł dostrzec więcej szczegółów. Światło padało na wszystko pod takim kątem, że panująca atmosfera zrobiła się bardziej mroczna, niż gdy było ciemno. Wbrew pozorom mrok nie był zły, przynajmniej nie było widać, co czaiło się w zakamarkach, czy bocznych korytarzach tuneli mijanych przez grupę szamanów.
    Droga, którą szli za Indianami, wydawała się dłuższa, niż w rzeczywistości. Gdy dotarli do ściany, Hao zaczął się zastanawiać kto i dlaczego ją postawił. Być może nie należało jej wyburzać, jednak gdyby stanowiła ona barierę przed zagrożeniem, to Goldva nie przysłałby do nich Silvy, który miał nadzorować wszystko. Potrząsnął niezauważalnie głową, aby pozbyć się dziwnych przeczuć. To tylko ściana, nic więcej. Ktoś nie chciał mieć połączenia z resztą tuneli, więc ją wymurował.
    Ren podszedł do ściany i zastukał w nią.
    - Jest dość gruba. Bason, sprawdź, co jest dokładnie po drugiej stronie.
    Duch wojownika wykonał polecenie swojego szamana, znikając za murem. Po chwili wrócił i oznajmił, że dalej tunel rozgałęzia się, tworząc skrzyżowanie, ale wschodnia odnoga kończy się ślepo po kilku metrach.
    - Dokładnie tak to wygląd na mapach - powiedział ognisty szaman, rozkładając na ziemi mapę. Oświetlił ją przy pomocy lewitującego ognika. - Tylko jeden z tuneli nie jest zaznaczony. Spójrzcie, że mamy tutaj ten wychodzący na zachód i północ, a tego na wschód nie... Jakby ktoś go wykopał po jakiś czas sporządzeniu map, z których korzystałem.
    - W sumie raz byłem w tej części tuneli - odezwał się Nichrom - ale wcześniej tego wschodniego tutaj nie było.
    - Chyba mamy twardy orzech do zgryzienia - zażartował Ryu, próbując rozładować atmosferę.
    - Zgłodniałem... - Żołądek Horo wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk.
    - Najpierw zajmijmy się tą ścianą, później zastanowię się nad niedawno powstałym tunelem. - Na słowa piromana, część osób zajęła się stopniowym wyburzeniem muru. Używali Furyoku, ale starali się nie wywołać eksplozji, która zasypałaby cały tunel.

    W pomieszczeniu znajdującym się w innym wymiarze, gdzie czas płynie innym rytmem niż na Ziemi, siedział mężczyzna na tronie. Obserwował poczynania szamanów, żałując, że nie może dać im wskazówek lub ich ostrzec. Morrigan była cwana i chytra, niczym lis oraz bystra i nieprzewidywalna. Zapewne czekała na rozwój wydarzeń, aby jak najdokładniej dopasować je do swoich planów.
    Asakurowie spisali się świetnie w ostatnich dniach, jednak jeszcze tyle było przed nimi. Dagda musiał przyznać, że jest pod wrażeniem. Ich upór w dążeniu do celów sprawiał, że bóg chciał zacząć ingerować, ale powstrzymywała go przysięga krwi, którą złożył Morrigan. Nigdy wcześniej nie pokładał aż takiej nadziei w rasie ludzkiej. Wszystko zależało od nich - mogli przyczynić się do zniszczenia lub do ocalenia planety.

~*~

Ta dam! Jeśli chodzi o długość - no jest średnia, ale treść mi się podoba. To taki trochę rozdział przejściowy, w następnym będzie się więcej działo, tak myślę.
Kiedy kolejny rozdział? Nie wiem, szczerze nie wiem... Jakby nie było, to teraz powinnam się uczyć na jutrzejsze kolokwium o cukrowcach z biochemii z biofizyką. No i wszystkie weekendy marca spędzam na uczelni. :/ Nie wiem kto układał ten plan, ale będę miała w marcu dużo nauki. Luźniej będzie w kwietniu, więc może wtedy. :)
Czekam na opinie. :)
Do następnego! :3