poniedziałek, 31 października 2016

26. Planowanie

Witam... Zdaję sobie sprawę z tej długiej, bardzo długiej przerwy. I pewnie trwałaby dłużej, gdyby nie pewien anonim, który zapytał, czy jeszcze żyję. Żyję i mam się całkiem dobrze, ale dziękuję za troskę! Naprawdę, gdyby nie Ty, to pewnie dalej rozdział kurzyłby się na dysku.
Właściwie to zmusiłam dziś moją wenę do intensywnego myślenia, bo od dwóch miesięcy nic nie naskrobałam, a jak już cokolwiek to ledwo kilka linijek. :/ A gdyby nie dziś, to nie wiem kiedy miałabym czas na pisanie, bo od środy zaczynam się uczyć na kolokwium z anatomii - taki urok studiów niestacjonarnych, że niemal co zjazd mam zaliczenia.
Dobra, nie przedłużam. Zapraszam na długo wyczekiwany rozdział. :)

~*~

    Hao i Opacho podążali ulicą. Zmierzali do Yoh i jego przyjaciół na obiad, gdyż piroman obiecał, że przyjdzie. Koniec końców - chętnie przychodził do ich domku, ale ostatnimi czasy sytuacja w Patch Village była napięta, a powietrze można było ciąć nożem. Część strażników patrzyło na długowłosego Asakurę z większą niechęcią niż X-Laws. Dawniej pomyślałby, że jest to niemożliwe. W dodatku, wprost proporcjonalnie do niechęci plemienia Patch, rosła nieufność szamanów biorących udział w Turnieju.
    Hao zaklął w myślach. Kto by pomyślał, że jedna wizyta u Goldvy będzie miała skutki uboczne, które rozprzestrzenią się po Patch Village z prędkością światła. Nawet dwadzieścia cztery godziny nie upłynęły od tamtego momentu. Szkoda, że tak szybko nie ogłosili nadejścia Morrigan. Ognisty szaman zaczął myśleć, iż strażnicy mają zaburzone postrzeganie niektórych rzeczy, a ich poglądy mijają się całkowicie z jakąkolwiek logiką, bo łatwiej oskarżyć najpotężniejszego szamana o całe zło niż pradawne bóstwo. Oczywiście, w końcu Morrigan może zapewnić im cierpienie pozagrobowe przez wieczność. A wieczność to bardzo długo.
    Opacho zatrzymała się przed domkiem Yoh. Dotarła do drzwi szybciej od Hao, gdyż zawsze lubiła biec przed nim. Często zawracała, żeby iść równo z piromanem, jednak po jakimś czasie znowu biegła kilka metrów z przodu.
    Hao uśmiechnął się do dziewczynki, gdy zrównał się z nią i zapukał do drzwi. Jeszcze kilka dni temu nie zabierałby Opacho ze sobą, jednak po ostatnich wydarzeniach nie zważał na to, czy mała chce iść z nim, czy nie. Martwił się o jej bezpieczeństwo i w sumie Murzynka nie narzekała na fakt, że mogła chodzić wszędzie z Hao. Z Luchistem często nudziła się, oczekując powrotu piromana.
    Drzwi otworzył Horo, uśmiechając się szeroko. Zaprosił ich do środka, po czym szybko wbiegł po schodach. Piroman uśmiechnął się pod nosem. Bardzo możliwe, że wszyscy czekali na gości przed podaniem obiadu i Usui, jak to on, czuł jak żołądek mu się skręca z głodu.
    Hao wchodził za Opacho, uważając, aby dziewczynka nie spadła lub nie potknęła się. Kamienne schody były dość strome, a upływ czasu nie działał na nie zbyt korzystnie i gdzie nie gdzie widać było niewielkie wyszczerbienia w stopniach. Jak już zostanie Królem Szamanów, to zadba o gruntowne remonty.
    Przy obiedzie mało kto mówił cokolwiek. Każdy raczej skupiał się na tym, co znajdowało się na talerzach, a znając tę wesołą gromadkę trudno było o takie sytuacje. Zazwyczaj wspólne posiłki były przepełnione gwarem i głośnymi rozmowami, swoją drogą za głośnymi jak na gust Anny, która ceniła sobie ciszę i spokój, ale nawet ona była nieco zaskoczona brakiem hałasu robionego przez przyjaciół.
    - Hao, właściwie jaki masz plan? - zapytał Ren, odstawiając pustą buteleczkę po mleku.
    - Dopracowuję szczegóły. Zwłaszcza strategię - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Nie mogę po jednym czy dwóch dniach ot tak - pstryknął palcami - wyrysować wam ze szczegółami planów wojennych związanych z bitwą.
    - Jakie jest stanowisko Rady wobec twoich planów? - Mikihisa obserwował całą sytuację z boku, jednak postanowił poruszyć jedną z najważniejszych kwestii. Plemię Patch miało decydujące zdanie odnośnie zaangażowania całej szamańskiej społeczności w bitwę z Morrigan.
    - Właściwie to - podrapał się w tył głowy, upodabniając się w ten sposób do bliźniaka - nie dałem im zbyt dużego wyboru w sprawie moich planów.
    Mikihisa przez chwilę milczał i Hao dałby sobie rękę uciąć, że pod maską na twarzy mężczyzny malowało się zdenerwowanie i zakłopotanie. Nigdy nie spotkał się z poparciem, gdy osiągał swoje cele za pomocą władzy, którą dysponował od tysiąca lat, jednak odnosił wrażenie, że tym razem Mikihisa walczy ze sobą i tłamsi w zarodku lekką dumę. Jakby nie było po raz pierwszy piroman zastraszył Radę w słusznym celu, a nie by przejąć władzę absolutną.
    - Co masz dokładnie na myśli?
    - Mają siedzieć cicho i pozwolić mi uratować planetę przed destrukcją. Morrigan jest gorsza od świadomego dążenia ludzi do autodestrukcji oraz wyjałowienia Ziemi.

    Nichrom tego dnia nie wyściubił nawet nosa poza granice obozu ze zwykłego lenistwa. Nie miał chęci ani siły, aby ruszyć swoje zacne cztery litery z namiotu, który zajmował na skraju obozowiska. Przed powrotem Hao miał się spotkać z Silvą, a później pomóc przy dopracowaniu strategii. Asakura znał całe Patch Village niemal na pamięć, jednak to Nichrom wiedział o tajemnych przejściach i różnych tunelach najwięcej. W dodatku Silva obiecał znaleźć dla niego kopie planów wioski.
    Wstał, po czym przeciągnął się leniwie, ziewając. Za chwilę musiał iść, chociaż nie miał ochoty. Wyjrzał z namiotu, gdyż miał wrażenie, że ktoś przeszedł obok i chyba usłyszał swoje imię. Przed wejściem stała Marion i po jej wyrazie twarzy wywnioskował, iż chciałaby pilnie z nim porozmawiać. Cóż, nie miał chyba wyboru, gdyż Phauna wyglądała na zdeterminowaną.
    - No, mów o co chodzi - powiedział Indianin, wychodząc. Spojrzał na dziewczynę z uśmiechem, zachowując między nimi stosowny dystans. Wolał nie naruszyć jej przestrzeni osobistej w obawie przez naruszeniem jego różnych części ciała przez Hao. Nie od dziś wszyscy wiedzieli, że ta dwójka miała się ku sobie, a ostatnimi czasy piroman wydawał się być bardziej... zaborczy.
    - Skąd wiesz tyle rzeczy? Odbieram wrażenie, że nie mówisz wszystkiego.
    - Każdy ma swoje tajemnice, a ja raczej nie zdradzam swoich, chyba że mam ku temu dobry powód.
    - Dobrze wiesz o co mi chodzi, Nichrom - mruknęła Włoszka, patrząc w oczy szamana.
    - Nie szpieguję, jeśli o to ci chodzi - odpowiedział z lekkim rozbawieniem. - Nie mam powodu, aby zdradzić Hao. Nawet jeśli dostałbym korzystną ofertę, to z reguły nie zdradzam przyjaciół, o ile mogę tak nazwać Hao.
    Chyba nie kłamie, pomyślała Marie. Wyczułaby lub zauważyłaby, czy Nichrom próbuje się wykręcić, zwłaszcza po ruchach ciała i mimice twarzy. Indianin mówił przekonująco, chociaż swego czasu udało mu się przechytrzyć całą Radę i nie padł na niego nawet cień podejrzeń, iż to on zdradza plemienne tajemnice.
    - Poza tym myślę, że Hao wyczułby, kiedy kłamię. Nawet nie kryję się ze swoimi myślami, bo nie mam powodu. W każdym bądź razie - trochę wiary, proszę. Mogę wyglądać podejrzanie i patrzysz na mnie przez pryzmat mojej przeszłości, ale nie wiesz o Radzie tyle co ja, więc nie wiesz przez co odszedłem. Ba, dałem się wyrzucić z wilczym biletem w kieszeni.
    Phauna nieco się zmieszała po słowach Indianina. Wiedziała, że Rada nie jest do końca uczciwa, ale musiała przyznać Nichromowi rację. Nikt poza nim i Hao nie wiedział, co dokładnie działo się w obrębie strażników wybranych spośród wszystkich członków plemienia. Wyglądali na zwyczajnych służbistów, którzy trzymają się ustalonych zasad i ani myślą o złamaniu ich lub obejściu. Z wyjątkiem kilku osób, a jedna z nich stała właśnie przed nią z przyklejonym do twarzy łobuzerskim uśmiechem. W dodatku w jego oczach nie dostrzegła nic, co wskazywałoby na kłamstwo i to ją niesamowicie ucieszyło, gdyż Hao ufał Nichromowi i źle zniósłby zdradę z jego strony.
    - Wiem, że może być ci trudno, ale zaufaj mi. Wiem co robię i informuję o wszystkim Hao na bieżąco. Nie masz powodu do podejrzeń - dodał spokojnie.
    Marie przytaknęła, mając nadzieję, że zaufanie Nichromowi jest bardzo dobą decyzją. Nigdy wcześniej go nie podejrzewała o zdradę, ale po tej sytuacji, gdy wiedział gdzie dokładnie znajdował się Hao, zaczęła mieć wątpliwości. O Księdze Zniszczenia za pewnie także wiedział, chociaż to były jej domysły.
    Zerwał się mocny wiatr, gdy Włoszka wracała do swojego namiotu. Nie zapowiadało się na deszcz, aczkolwiek wszyscy mogli spokojnie pożegnać się z latem, które przeminęło. Zaczynała się jesień i chociaż znajdowali się na pustyni, to szamani zdążyli się przyzwyczaić, że pogoda w Patch Village była dość różnorodna i zmienna.

    Hao pożegnał się z bratem i jego przyjaciółmi, którzy zostali wygnani na popołudniowy trening. Chętnie wybrałby się z nimi, gdyż dawno spędził miło czas, ale nie chciał ciągnąć ze sobą Opacho na ponad trzydzieści kilometrów przebieżki po wiosce. Poza tym obiecał, że dziś dopracuje ze swoimi uczniami ostatnie szczegóły planu. Do tego potrzebował Nichroma, który lepiej od niego znał Patch Village. Przy okazji Indianin obiecał, iż Silva zdobędzie dla nich kopie planów szamańskiego miasteczka, aby było łatwiej zaplanować wszystko z dokładnym wyznaczeniem najważniejszych miejsc.
    Wchodząc do obozu, zaczął zwoływać wszystkich, aby nie tracić czasu i zabrać się za plan. Nichrom czekał już przy palenisku z rozłożonymi zwojami. Hao uśmiechnął się delikatnie, siadając obok Indianina. Cieszył się, że od razu mogą zacząć pracę.
    Rozłożył plan, który obmyślili wcześniej i zaczął go porównywać z mapami, dostarczonymi przez Silvę. Niemal wszystko się zgadzało, jednak Hao dostrzegł małą różnicę. Zmarszczył czoło, próbując przypomnieć sobie, co znajdowało się w tamtym miejscu.
    - Siedziba X-Laws... - mruknął bardziej do siebie niż do swoich uczniów. - Chyba wypadałoby porozmawiać z Jeanne.
    Brał pod uwagę możliwość pojednania, nawet chwilowego z X-Laws, a raczej z Iron Maiden, bo z Marco rozmowa skończyłaby się tak jak zawsze, więc nie było sensu zawracać sobie nim głowy. Lasso zapewne zrobi wszystko, co Francuzka będzie chciała. Pójdzie tam jutro i zabierze ze sobą Yoh. Tak, to najlepsze wyjście.
    - Zajmę się tym - powiedział. - Powiedz mi, czy wszystkie tajne przejścia są uwzględnione na tych mapach?
    - Nie wszystkie, ale stare mapy gdzieś się zawieruszyły - odpowiedział Nichrom. - Na przykład to miejsce - wskazał palcem na jeden z budynków na mapie - i siedzibę X-Laws łączy tunel, który znajduje się tutaj i prowadzi tędy - przejechał palcem po mapce - jednak znajduje się tam ściana. Jest dość cienka, ale zburzenie jej wymaga zgody Jeanne albo Rady, gdyż znajduje się ona w podpiwniczeniu budynku.
    - Z deszczu pod rynnę - mruknęła Kanna, gasząc papierosa.
    - Poradzę sobie z tym. Rada, jak i X-Laws, jeśli chcą, to potrafią być bardzo rozsądni i skorzy do współpracy. - Piroman uśmiechnął się, ale nie był to wredny uśmieszek. Tym razem postanowił stawiać mniej warunków, a bardziej negocjować. Sami bitwy nie wygrają i będzie musiał zawrzeć pewne pakty oraz rozejmy. Dla dobra planety był zdolny do wszystkiego.
    - A tędy - Nichrom ponownie zwrócił uwagę wszystkich na jedną z map - można dotrzeć do tajnego wyjścia z Patch Village. Moga go używać jedynie strażnicy, ale dawniej w wyjątkowych sytuacjach był używany do ewakuacji całej wioski.
    Hao pochylił się nad mapami i planem bitwy. Zamyślony podrapał się po brodzie, mrucząc coś pod nosem, jednak nikt nie mógł wyłapać poszczególnych słów szamana. Zmrużył oczy, dłuższy czas przyglądając się wyrysowanym przez Nichroma tajnym przejściom. Zastanawiał się, kto mógłby zająć poszczególne pozycje w trakcie bitwy. Starał się przypisać odpowiednie osoby, aby ich umiejętności świetnie sprawdziły się na danym terenie.
    Wziął długopis od Nichroma i zaczął pisać na oddzielnej kartce. Później przepisze wszystko na plan bitwy, gdy dopracuje wszystkie szczegóły. Nie widział sensu w kilkakrotnym nakładaniu poprawek na niemal skończony plan, dlatego też robił notatki na brudno.

    Słońce schowało się za horyzontem, gdy Yoh kończył wieczorną przebieżkę po Patch Village. Przy ostatnim okrążeniu zdecydował, że pobiegnie inną trasą niż przyjaciele i teraz znajdował się niedaleko obozu brata, więc postanowił go odwiedzić i sprawdzić, czy Hao skończył już plany bitwy. Miał nadzieję, że nie przeszkodzi mu w niczym ważnym.
    Swobodnie wszedł do obozu, mijając Luchista, który skinął mu głową na przywitanie. Pamiętał jak po pogodzeniu się z bliźniakiem przyszedł tu pierwszy raz. Czuł wtedy pewien dyskomfort, gdy uczniowie brata mierzyli go wzrokiem i za pewnie mieli nie do końca jednoznaczne myśli na jego temat. Podejrzewał, że wtedy nikt go nie zaatakował tylko dlatego, że Hao wyjaśnił im całą sytuację.
    Hao nakładał ostateczne poprawki na mapach, gdy usłyszał Yoh rozmawiającego z Opacho przed swoim namiotem. Szybkim, zdecydowanym ruchem nakreślił kilka słów w prawym dolnym rogu mapy, po czym odłożył wszystko na bok. Jutro wieczorem spotka się ze wszystkimi i przedstawi plany bitwy. Jeśli zostaną one zaakceptowane przez zdecydowaną większość, wydeleguje grupę osób, które stworzą stosowną ilość kopii.
    Długowłosy Asakura wyszedł z namiotu, aby przywitać się z bratem. Opacho, wiedząc, że Hao jest odrobinę zajęty, zaczęła rozmawiać z Yoh, a w efekcie namówiła właściciela mandarynkowych słuchawek, aby pobawił się z nią chwilę, więc piroman zastał bliźniaka rzeźbiącego z dziewczynką w ziemi.
    - Stęskniłeś się za braciszkiem? - zapytał z przekąsem Władca Ognia, mierzwiąc bratu włosy.
    - Ej! - Yoh zerwał się na równe nogi tak szybko, że Hao strącił słuchawki z głowy brata. Krótkowłosy Asakura nie przejął się tym i również chciał zabawić się we fryzjera. Piroman nie zamierzał dawać bliźniakowi taryfy ulgowej i utrudniał mu odegranie się - a to się przesunął, a to złapał Yoh za rękę zanim ta dotarła do jego długich brązowych kosmyków.
    Całej scenie ukradkiem przyglądali się uczniowie Władcy Ognia, oderwani chwilowo od własnych zajęć. Nikt się nie śmiał, chociaż zachowanie braci wyglądało dość komicznie dla obserwatora. Uśmiechali się jedynie pod nosem, zastanawiając się od kiedy Hao tak się zmienił i od kiedy tak po prostu okazywał publicznie własne uczucia. Yoh zdecydowanie miał na niego dobry wpływ, bo przy nim zapominał o problemach i pozwalał sobie na odrobinę zabawy.
    Yoh leżał krzyżem na ziemi, a Hao siedział mu na brzuchu, unieruchamiając przy tym ręce brata. Krótkowłosy szarpał się na boki, starając się uwolnić z niemal żelaznego uścisku. W duchu zastanawiał się jakim cudem pozwolił sobie na chwilę nieuwagi.
    - Rozejm? - zapytał Yoh z szerokim, rozbrajającym uśmiechem.
    Nim Hao zdążył odpowiedzieć i uwolnić brata, Opacho skoczyła na braci, sprawiając, że piroman wylądował twarzą do ziemi tuż obok bliźniaka. Murzynka za to wyglądała na szczęśliwą, leżąc rozłożona na tułowiach Asakurów i śmiejąc się wesoło.
    Chwilę później bliźniacy podnieśli się z ziemi, otrzepując siebie i Opacho z kurzu. Hao otrzymał jeszcze niewinnego kuksańca pod żebra od brata, żeby Władca Ognia przypadkiem nie pomyślał, że Yoh tak łatwo się poddał. A w przyszłości może liczyć na rewanż w braterskich przepychankach.
    - Dobra, a teraz chyba musimy porozmawiać - oznajmił Hao, patrząc poważnie na bliźniaka. - Będziesz pierwszą osobą, która wszystkiego się dowie.

~*~

Wiem, mogłoby być dłuższe jak na rozdział, który powinien był pojawić się dawno temu. Niestety nie wiedziałam jak jeszcze opisać wydarzenia, aby nie zahaczać o to, co zaplanowane mam na kolejny. A lepiej krócej i ciekawiej, niż jakbym miała rozciągnąć fabułę, co byłoby znacznie bardziej nudne.
Kolejny rozdział planuję na drugi lub czwarty weekend listopada. Albo w oba te weekendy, zależy jak będzie z moim czasem i chęciami. :) A mam nadzieję, że jednak będzie dobrze. ^^
Mam nadzieję, że czekaliście na mnie i zostawicie jakieś opinie niżej. :) 
Do następnego! :3