sobota, 27 lutego 2016

7. Początek zmian

 Ohayo, kochani!
 Byłam ostatnio zła i okrutna, więc rozdział chciałam dać wcześniej niż zawsze. Ot, taka niespodziewanka. ^^ Miał być w prawdzie w piątek, a nie w sobotę. Niestety nie wyrobiłam się, bo w czwartek ostatni dzień miałam chrześniaka w domu. W piątek rano wracali już do Niemiec. Ale jest jakiś plus - pierwszy raz od dawna publikuję o ludzkiej godzinie. XD
 Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Długością może i tak, ale przecież liczy się jakoś.
 Mniejsza. Dedykacja dla Spokoyoh, która czekała na spotkanie bliźniaków. :3
 Zapraszam do czytania. :)

~*~

    Ciszę, jaka zapadła między braćmi, przerywało tylko pohukiwanie sowy. Jednak niemal identyczni chłopcy nie zwrócili najmniejszej uwagi na nocnego ptaka. Stali naprzeciwko siebie. Żaden się nie odwrócił, utrzymując między sobą kontakt wzrokowy. Yoh bał się nawet mrugać w obawie, że Hao nagle zniknie lub rozpłynie się. Zwłaszcza po tym, co się wydarzyło w Tokio. Nadal nie był pewny czy wyobraźnia płatała mu figle. Na razie nie zapyta o to Hao.
    Długowłosy Asakura po raz kolejny zadawał sobie to samo pytanie. Dlaczego tak postąpił? Kiedyś odwróciłby się na pięcie, nie przejmując się Yoh. Dawniej wiele rzeczy zrobiłby inaczej. Walka w Sanktuarium dokonała w nim dziwnej przemiany wewnętrznej. Aktualnie jeszcze delikatnej, ledwo dostrzegalnej na pierwszy rzut oka. Jednak Hao czuł, że jeszcze wiele rzeczy zrobi inaczej niż kiedyś.
    Natomiast Yoh chciał tak wiele powiedzieć bratu. Tak długo przygotowywał się do tej rozmowy. Przez miesiąc analizował wszystko. A teraz nie wiedział od czego zacząć. Zbyt wiele spraw musieli sobie wyjaśnić.
    - Hao... - zaczął cicho właściciel mandarynkowych słuchawek, ale przerwał. Ponownie analizował sens myśli, które chciał wypowiedzieć. Zmienił zdanie i zapytał tylko: - Dlaczego przyszedłeś?
    - Bo... Sam nie wiem. - Hao westchnął. Sam chciał znać odpowiedź na to pytanie. Nie mógł zrozumieć, co nim kierowało. Zwykły impuls, który zadziałał, gdy nieco zmniejszył barierę przed myślami innych. Nie wyłączył reishi przez zwykłe zaniedbanie. Uważał, że w nocy raczej wszyscy śpią. Chociaż myśli Yoh i tak by pewnie usłyszał. Mógł sobie zaprzeczać ile chciał, ale mimo wszystko łączyła ich typowa dla bliźniaków więź.
    - Hao... Ja... Powinienem był... Żałuję, że tak się stało... - Yoh co chwilę przerywał, przez co sens jego wypowiedzi nie był do końca jasny. Jednak Hao zrozumiał, co brat chciał mu przekazać. - Przepraszam...
    Właściciel mandarynkowych słuchawek rozpłakał się. Nie chciał, żeby bliźniak widział jego łzy, ale coś w nim pękło. Osunął się na kolana, patrząc w dół. Słone krople odbijały się od kamiennego dachu. Ponownie zapadła między nimi cisza. Nie słyszał nic poza własnym szlochem. Myślał, że Hao sobie poszedł i nie wybaczył mu.
    - Yoh. - Władca Ognia podszedł do brata. Kucnął przed nim, czekając aż krótkowłosy Asakura spojrzy na niego. - Wystarczy. Nie płacz. - Westchnął zrezygnowany, gdy Yoh dalej patrzył w dół. - Spójrz na mnie.
    Ostatnie słowa powiedział nieco ostrzej niż planował. Jednak odniósł pożądany efekt. Krótkowłosy Asakura otarł twarz, po czym podniósł głowę. Spojrzał w czarne oczy brata. Nie widział w nich złości czy nienawiści. Dostrzegł zrozumienie. Zrozumienie, na które czekał tak długo. Odetchnął z ulgą.
    - Wybaczam ci, Yoh.
    Nim Hao się zorientował, znajdował się w ramionach brata. Yoh przytulał go tak, jakby znali się przez całe życie. Jakby czternaście lat rozłąki nie miało żadnego znaczenia. Od młodszego z braci biło niesamowite ciepło i ulga.
    Hao nie odwzajemnił gestu. Był zbyt zaskoczony i zdezorientowany. Od ponad tysiąca lat nikt go tak nie przytulał. Ostatnią osobą była Asanoha, jego pierwsza i według niego jedyna matka. Nie czuł przywiązania do żadnej z rodzicielek, gdy się reinkarnował.
    Długowłosy Asakura odsunął się od bliźniaka. Wyłączył reishi, ponieważ czuł się przytłoczony myślami Yoh. Według niego właściciel mandarynkowych słuchawek był zbyt wylewny i ufny wobec niego. Dla Hao były to całkiem nowe doświadczenia. Jeszcze niedawno wyrwał duszę brata, by ją wchłonąć. Niedługo później Yoh udało się wydostać. Walczyli na śmierć i życie. A teraz krótkowłosy przytulał go z niebywałą ufnością i bijącymi na kilometr ciepłymi uczuciami.
    - Wybaczam ci - powtórzył ognisty szaman. - Ale nie będę taki, jakiego chciałbyś mnie widzieć. Moje plany nie uległy zmianie, Yoh. Dalej pragnę stworzyć Królestwo Szamanów.
    Młodszy bliźniak nie wiedział, co odpowiedzieć. Hao był inny niż wcześniej. Coś się zmieniło w jego nastawieniu. Czyżby Hao zrozumiał, że walka w Sanktuarium była bez sensu? Ale przecież dalej chciał wyrżnąć w pień całą ludzkość... Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Był w zbyt dużym szoku, że brat w ogóle do niego przyszedł.
    - Nie zrozum mnie źle, Yoh - kontynuował długowłosy. - Nie żałuję, że przeze mnie przerwano Turniej. W sumie to przez nas. Gdyby nie ty i twoi przyjaciele, to byłbym królem. Oczywiście, nie mam ci tego wszystkiego za złe - dodał szybko, widząc minę Yoh. - Obaj walczyliśmy za to, co uważaliśmy za słuszne.
    - Chyba czegoś tu nie rozumiem. Skoro nie porzuciłeś planów, to dlaczego mi wybaczyłeś? - zapytał cicho Yoh. Był wdzięczny, że brat mu przebaczył, ale nie potrafił pojąć, czym Władca Ognia się kierował.
    - Cóż, przechodziłem tędy i usłyszałem cię - powiedział spokojnie. Jednak widział, że brata nie zadowoliła taka odpowiedź. - Ech... Gdyby nie fakt, że Marie uratowała mnie po tej walce, to w ogóle nie byłoby mnie tu. Gdyby nie ona i Opacho, nie umiałbym ci nawet przebaczyć. Zmieniły odrobinę moje patrzenie na świat. - Spojrzał bratu w oczy. - Zauważ, że nigdy nikomu nie wybaczyłem. Usuwałem osoby, które w jakikolwiek sposób mi zaszkodziły.
    Yoh po raz pierwszy się uśmiechnął. Był to delikatny, ledwo dostrzegalny uśmiech. Miał rację, że Hao posiada ludzkie uczucia. W głębi duszy czuł, iż człowieczeństwo brata nie zniknęło na przestrzeni wieków. Zrozumiał też jak bardzo bał się tej rozmowy, a w efekcie poszło lepiej niż przypuszczał.
    - Myślałem, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać. - Yoh wziął głębszy oddech. - Myślałem, że mnie nienawidzisz.
    - To nie tak. Po prostu... - Ognisty szaman zamyślił się na chwilę. - Po prostu nie czułem wobec ciebie braterskich uczuć. Nie wychowaliśmy się razem. Trudno być życzliwym dla kogoś, kto nic dla mnie nie znaczy.
    - Rozumiem - przytaknął smutno właściciel mandarynkowych słuchawek.
    Hao stwierdził, że za dużo czasu tu spędził. Po ostatnich słowach nie wiedział też, co miałby jeszcze powiedzieć. Nie traktował Yoh jak brata. Był dla niego kimś obcym. Nie potrafił ot tak zmienić swoich przekonań. Nawet nie chciał.
    Długowłosy Asakura odwrócił się, by po prostu odejść. Zatrzymał się, słysząc pełny nadziei głos brata.
    - Czy spotkamy się jeszcze?
    - Chyba tak. Mamy zbyt wiele do wyjaśnienia - odparł, patrząc na bliźniaka przez ramię. - Jednak nie licz, że mnie zmienisz, Yoh.
    Krótkowłosy Asakura wiedział, że tak będzie. Nie zamierzał zmieniać Hao na siłę. Chciał go zrozumieć i poznać. Pragnął dać mu szansę. Nie mógł zostawić brata ot tak. Może z czasem pomoże mu dostrzec, że ludzie nie są źli z natury. Świat można ocalić inną metodą. Wszystko da się rozwiązać na kilka sposobów.
    Nim się zorientował, został sam na dachu. Widział jak Hao się teleportuje. Był w lekkim szoku po tej krótkiej rozmowie. Co prawda wizyta brata trwała dłużej, ale przez większość czasu milczeli.
    - Yoh-dono? - Amidamaru pojawił się obok swojego szamana. Nie wiedział, czy powinien przeszkadzać brunetowi. W końcu pierwszy raz rozmawiał z Hao.
    - Hm? - Yoh spojrzał na samuraja.
    - Wszystko w porządku?
    - Chyba tak. Tak długo czekałem, żeby z nim porozmawiać - odpowiedział. - Jest trochę inny niż przypuszczałem. Dalej zamknięty w sobie, ale nieco inny.
    - Myślisz, że się zmieni? - zapytał Amidamaru.
    - Nie wiem - odparł szaman. - To Hao. Od tysiąca lat ma swoje przekonania. Wszystko wymaga czasu, Amidamaru.
    Chłopiec i jego duch stróż spojrzeli w niebo. Wyglądali na bardzo zamyślonych. Jakby szukali w gwiazdach odpowiedzi na ważne pytania.
    - Chciałbym już nie walczyć z Hao. Chcę, by widział we mnie brata  - powiedział nagle Yoh.
    Samuraj uśmiechnął się lekko. Właściciel mandarynkowych słuchawek nie potrafił ot tak odtrącić Hao. Niedawno odzyskał nadzieję, że może mieć brata. Zawsze myślał, że jest sam. Teraz miał drugą szansę na pojednanie z Hao. Nie chciał po raz kolejny stracić bliźniaka. Ognisty szaman nie był zły od zawsze. Kiedyś pomagał ludziom. Yoh chciał odnaleźć w Hao dawno zagubione człowieczeństwo. Miał nadzieję, że mu się uda.

***

    Hao wrócił w zaskakująco dobrym nastroju. Nie przypuszczał, że tak łatwo wybaczy Yoh. Jakby nie było, to krótkowłosy przekreślił jego plany. Powinien być na niego wściekły, bo zły to za mało. Jednak było inaczej. Z łatwością wypowiedział dwa słowa, których nie używał od bardzo dawna. Wybaczenie było całkowicie sprzeczne z jego ideą. Zabijał każdego, kto mu się sprzeciwił. A Yoh? Yoh tak szczerze go przepraszał, żałując tego, jak się wszystko potoczyło. Chociaż... Każdy bał się go za bardzo, by myśleć o przepraszaniu. Wszyscy czekali na bolesną śmierć, błagając o darowanie życia, a nie przebaczenie. Nikt nie oczekiwał od najpotężniejszego szamana przebaczenia. Nikt poza jego bratem.
    Wchodząc do obozu, spostrzegł, że ognisko dalej się pali. Przy palenisku siedziała jedna osoba. Z oddali nie widział, kto to jest, ale wyczuwał dobrze znaną energię szamańską. Nie mógłby pomylić jej z żadną inną.
    - Marie, dlaczego nie śpisz? - zapytał brunet, gdy stanął przed blondynką.
    - Nie mogłam spać, Mistrzu - odparła zgodnie z prawdą zielonooka.
    Asakura usiadł obok niej, patrząc w płomienie. Nie chciał jeszcze iść do swojego namiotu. Pewnie i tak by nie zasnął. Poza tym ani trochę nie przeszkadzało mu towarzystwo Włoszki.
    - W sumie to ja również - mruknął pod nosem długowłosy. - Musiałem wiele rzeczy przemyśleć.
    Phauna była zaskoczona, że Hao zwierza jej się. Sama nie pytała o to, co robił. Nie chciała naruszać jego prywatności. Była nauczona, że nie powinna się mieszać w sprawy, które jej nie dotyczą. Szanowała cudzą przestrzeń prywatną.
    - Rozmawiałem z Yoh - kontynuował Hao. Czuł, że może powiedzieć Marion o tym. Blondynka zachowa informacje dla siebie.
    - Dlaczego? - Dziewczyna była tak zaskoczona wyznaniem Władcy Ognia, że zapomniała o tytułowaniu chłopaka mistrzem.
    - Sam nie wiem. - Zaśmiał się serdecznie, widząc minę blondynki. - Wiesz... To skomplikowane. Czuję, że musiałem tak zrobić.
    Zapadła cisza. Marion wpatrywała się zielonymi oczami w ogień, analizując to, co powiedział Asakura. Miała wrażenie, że się przesłyszała. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Hao mówi o tym tak po prostu. Powiedział to wszystko z taką łatwością, jakby oznajmił jej, że właśnie zjadł ciastko z kremem i popił kawą z mlekiem.
    Phauna oderwała wzrok od płomieni, gdy poczuła, że Hao przygląda jej się. Speszyła się. Poczuła jak rumieńce pojawiają się na jej policzkach. Szybkim ruchem strząsnęła dłonią grzywkę na twarz, by ukryć zawstydzenie. Czuła, że zbyt głośno myślała. Pewnie dlatego Hao zaczął jej się przyglądać. Musiał być na nią zły. Jednak, gdy zerknęła kątem oka na bruneta, nie dostrzegła nawet cienia złości.
    - Niedługo zrozumiesz dlaczego tak zrobiłem - powiedział spokojnie Władca Ognia.
    Uczniowie Asakury byli bystrzy, ale zrażeni do ludzi, których nie znali. Większość z nich była odizolowana od społeczeństwa. Ludzie bali ich się, ponieważ nie rozumieli tego, co jego uczniowie potrafili. W efekcie poplecznicy Asakury znienawidzili większość społeczeństwa. A powodów by nienawidzić Yoh mieli bardzo dużo. Hao nie dziwił im się. Omal nie zginął w walce z bratem. Zamartwiali się tym jak bardzo zawiedli. Przysięgali mu, że będą walczyli u jego boku. Nie znał bardziej lojalnych osób od swoich popleczników.
    - Zapewne masz rację, Mistrzu - odezwała się w końcu Włoszka. Może i nie rozumiała motywu długowłosego, ale ufała mu bezgranicznie. Nie zamierzała kwestionować jego wyborów. - Chyba powinnam już pójść.
    Phauna wstała. Hao poszedł w jej ślady. Szli obok siebie w ciszy aż do namiotu Asakury. Już miał zniknąć w środku, gdy odwrócił się do blondynki.
    - Marie.
    Dziewczyna przystanęła. Odwróciła się, po czym wróciła do bruneta.
    - Myślałem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy jakiś czas temu - powiedział Hao. Podszedł bliżej do Włoszki. - Bądź sobą, Marie. Nie traktuj mnie z dystansem.
    Asakura wyciągnął powoli rękę w jej stronę. Zielonooka lekko się wzdrygnęła, zastanawiając się, co Hao chce zrobić.
    - Tak lepiej - mruknął, gdy odgarnął jej grzywkę z oczu. - Dobranoc.
    Odwrócił się, znikając w namiocie. Zostawił zaskoczoną Marion. Po raz kolejny zresztą. Włoszka wpatrywała się przez chwilę w materiał, za którym znajdował się teraz brunet. Odwróciła się, zmierzając w stronę namiotu. Miała nadzieję, że przyjaciółki dalej śpią i nie zobaczą jej w takim stanie. Musiała wyglądać co najmniej ciekawie. Zaskoczenie miała wymalowane na twarzy. W dodatku te rumieńce!
    Zacisnęła pięści, przyspieszając kroku. Nigdy wcześniej nie rumieniła się przy Asakurze. Nie była taka speszona, gdy na nią patrzył. Był jej mistrzem i nauczycielem. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że będzie ją traktował niemal jak równą sobie. Tak było kiedyś. Przed walką w Sanktuarium. Teraz Hao był inny. Zmienił się. Wszystko się zmieniło.
    Usiadła na swoim posłaniu. Odetchnęła z ulgą, gdy Mattie i Kanna były pogrążone w głębokim śnie. Rano nie zauważą nic z zaskoczenia, które pozostawiła w niej rozmowa z Hao. A tymczasem ona też powinna się położyć. Nie była pewna, czy da radę zasnąć. Za dużo myślała w tym momencie o zachowaniu bruneta.
    Westchnęła, przykładając głowę do małej poduszki. Wszystko się zmieniło. Nie miała na to wpływu. Wiedziała, że już nic nie będzie takie samo jak kiedyś.

~*~

 Jak przebrnęliście przez to wyżej, to dobrze. ^^" Nie wiem, czy ten rozdział jest dobry. Szczerze mówiąc, to czekam na Waszą opinię. :D
 Będę szczera. Tak zamierzam tu machnąć paring HaoxMarion. Lubię ten paring. ^^ Moje opowiadanie, więc mogę. A co! XD Chociaż mam wrażenie, że zabieram się za to tak samo jak pies podchodzi do jeża. >.< Ciężko mi pisać wątki miłosne i zawsze najdłużej nad nimi siedzę. ._. Łatwiej mi pisać o AnnaxYoh. Ten paring też będzie. Chyba jedyny z kanonicznych, który bardzo lubię. :3
 Kończą mi się ferie, czas wrócić od poniedziałku do zadanek maturalnych. ._. No ale jak chcę iść na weterynarię, to muszę się ostro wziąć za siebie, bo ponad 75% z bio i chemii same się nie napiszą. Dobra, plus jest taki, że mam kilka rozdziałów w przód. Nie wszystkie napisane od początku do końca, ale każdy z jakimś planem, więc nie powinno być większych zgrzytów przy regularniej publikacji.
 Jeszcze jak sobie pomyślę, że mam przed sobą referat i dwie prezentacje z historii (jedna na konkurs) i te nieskończone 503 zadanka z genetyki i biochemii, to odechciewa mi się żyć. >.> A jeszcze jakoś sprawdzian z chemii zaraz po feriach. Chyba strzelę sobie kulką w głowę. Ewentualnie zabłądzę w internecie i zrobię sobie z mózgu jogurtową paciajkę (taką jak Król Duchów). Nie wiem co gorsze. ._.
 Tradycyjnie rozdział za tydzień, czyli już w marcu. :)
 A ja idę powiadamiać, a później do nauki. Co zrobisz, nic nie zrobisz. ._.
 Jak ktoś czyta, to niech zostawia komentarz. :) Każda opinia mile widziana. ^^
 Do następnego! :3

niedziela, 21 lutego 2016

6. Trudne decyzje

 Ohayo!
 Obiecałam, więc jestem. ^^ Nie jestem do końca pewna, czy podoba mi się ten rozdział. Jest taki... nawet nie mam słów za bardzo. xD
 Dobra, później sobie pogadam, a teraz zapraszam do czytania. :)
 Dedykacja dla Will, żebyś zebrała się i zaczęła komentować (cytując Twój komentarz). ^^

~*~

    Od wiadomości o wznowieniu Turnieju Szamanów minęło zaledwie kilka dni. Każdy, kto chciał zawalczyć ponownie o koronę, miał dwa tygodnie, aby przybyć do Patch Village. Jednak wioska już powoli była zaludniana na nowo. Szamani z całego świata zjawiali się, ponownie zajmując domki. Co prawda, było ich jeszcze niewielu, bo nie każdy mógł ot tak wszystko rzucić i wyruszyć do Patch Village.
    Pomimo jeszcze niewielkiej liczby potencjalnych kandydatów na króla bądź królową szamanów, wioskę obiegła wiadomość o obecności Hao. Nie dotarła ona tylko do Yoh i jego przyjaciół. Dlaczego? Każdy się bał przekazać im tę informację. W końcu to oni walczyli z długowłosym na śmierć i życie. A skoro Hao oszukał śmierć, to należało się go obawiać jeszcze bardziej. To znaczy, ognisty szaman od zawsze siał postrach, ale teraz każdy myślał, że jest niezniszczalny. W dodatku Rada nie zareagowała na przybycie Hao. Nie wiedzieć dlaczego, Król Duchów zakazał im jakiejkolwiek interwencji. Nie mogli go zatrzymać przed wejściem do wioski. Musieli czekać na rozwój wydarzeń. Było to dość trudne, lecz obowiązki należało wykonać.

    Tymczasem Yoh robił już trzecie okrążenie wokół wioski. Zostały mu jeszcze dwa i będzie mógł ściągnąć ciążące na nadgarstkach i kostkach obciążniki.
    Krótkowłosy Asakura przybył z przyjaciółmi zaledwie wczoraj do wioski. Anna nie dała mu długo odpoczywać po podróży i zaplanowała dla niego zestaw ćwiczeń na cały tydzień. Yoh nie przejmował się tym za bardzo. Kyouyama dbała o jego formę. Doceniał jej starania i w ostatnim czasie wykonywał treningi bez najmniejszego marudzenia. Wiedział ile wycierpiała w ciągu ubiegłego miesiąca, gdy on obwiniał się o walkę z bratem. Nie chciał już nigdy więcej sprawić jej przykrości.
    Przy okazji treningi odrywały go od ciągłego myślenia o Hao. Bowiem nie miał o nim dalej żadnych wieści. Widział, że szamani w wiosce o czymś szepczą za jego plecami. Nie przejmował się tym, ale zaczynało go to zastanawiać. O czymś nie chcieli mu powiedzieć i miał dziwne wrażenie, że mogło to dotyczyć długowłosego Asakury.
    Westchnął cicho. Ostatnie okrążenie przed nim. Przyspieszył, aby znaleźć się jak najszybciej w domku. Musiał porozmawiać z Anną. Chciał też poprosić Lyserga o odnalezienie Hao. Wiedział, że nie powinien. Obiecał sobie, że po raz ostatni poprosi o to Diethela.

***

    Strażnik przechadzał się po Patch Village. Znalazł zaciszne miejsce nad jeziorem. Bardzo długo myślał nad tym, co powinien zrobić. Nie wolno mu się mieszać. Znał odgórne zasady. Mógł pomóc w poszukiwaniach Hao, bo było to w intencjach Rady. Jednak teraz, gdy ognisty szaman sam się znalazł, nie mógł jawnie nic zrobić. W dodatku Yoh przybył do wioski wczoraj, więc go unikał.
    Silva przystanął na chwilę. Westchnął z rezygnacją. Tak wiele chciał, a tak niewiele mógł zrobić.
    - Znowu to samo - mruknął duch kojota. - Zadręczasz się tym szamanem.
    - Idź do niego - zasugerował spokojnie duch żółwia.
    - Ja uważam, że to zły pomysł - zareagował wąż.
    Stażnik zignorował swoje duchy. Nie po raz pierwszy się sprzeczały o to samo. Denerwowało go to. Miał za dużo problemów na głowie. Chociaż... Już zadecydował, co powinien zrobić.

***

    Yoh robił pompki przed domem. Gdy wrócił, spotkał tylko Annę, Tamao i Mantę. Kyouyama siedziała w cieniu razem z różowowłosą. Przed chwilą Oyamada przyniósł blondynce sok z kostkami lodu, po czym wrócił do szukania jakiegoś ważnego pliku na laptopie. Dowiedział się, że Ren poszedł ćwiczyć. Ryu i Lyserg wybrali się na zakupy. Natomiast reszta zbierała informacje w wiosce.
    - Zamierzasz się tam tak czaić cały dzień? - zapytała zirytowana Anna.
    Gdy blondynka nie uzyskała odpowiedzi, rzuciła w owego osobnika klapkiem. Jegomość, który chował się za krzewem, wydał z siebie cichy jęk. Wyszedł ze swojej kryjówki. W jednej dłoni trzymał but Itako, a drugą rozmasowywał obolałe czoło. Musiał przyznać, że dziewczyna miała dużo siły. I dobrą celność.
    - Silva? - zdziwił się Yoh, wstając. Był zaskoczony tym, że strażnik się ukrywał.
    - Dlaczego tam siedziałeś? - zapytał Manta, zamykając laptopa i wskazując na krzew.
    - Jestem tu incognito - wyjaśnił Silva. Rozejrzał się nerwowo. Bał się, że ktoś go nakryje w towarzystwie Asakury. - Nie powinno mnie tu być, ale muszę załatwić niedokończoną sprawę.
    - Hao? - W głosie Yoh słychać było nadzieję.
    - Czyli nic nie słyszałeś?
    Yoh pokiwał powoli głową. Prawdopodobnie o tym wszyscy mówili w wiosce za jego plecami.
    - Przybył dwa dni temu ze swoimi ludźmi - powiedział członek Rady.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek odetchnął z ulgą. Tak bardzo martwił się o Hao. A brak wieści niczego mu nie ułatwiał.
    - Cześć, Silva - przywitał się Horo, który właśnie wrócił w towarzystwie Choco, Piriki i Jun. Za nimi szedł spokojnie Ren, trzymając guan-dao w dłoni. - Nie uwierzysz! - kontynuował Usui, patrząc na Yoh.
    - Hao się znalazł - dokończyła za brata Pirika.
    - Wiem. Powinienem iść do niego i...
    - Przystopuj, Asakura - zareagował Tao. - Chyba trochę za wcześnie na takie decyzje, nie sądzisz?
    Brunet nie odpowiedział.
    - Przecież to tak, jakbyś chciał wejść do gniazda pełnego żmij - odezwał się strażnik. - To zbyt niebezpieczne, Yoh.
    - Witaj, co cię sprowadza? - Ryu wrócił właśnie z Lysergiem z zakupów. Obaj trzymali po dwie siatki. Anna zadecydowała, że nie ma to jak domowy obiad, przygotowany przez Ryu. Umemya nie protestował. Lubił gotować.
    - Eee... - Silva zdał sobie sprawę, że zabawił tu zbyt długo. W dodatku już za dużo osób go widziało. - Niedźwiedź! - wskazał w stronę drzew.
    Wszyscy spojrzeli w pokazanym przez strażnika kierunku. Wówczas członek Rady skorzystał z okazji i odleciał przy pomocy ducha orła.
    - Znowu nas wykiwał - burknął niezadowolony Horo.

    Yoh chodził po pomieszczeniu w tą i z powrotem. Nie mógł ustać, a co dopiero usiedzieć w jednym miejscu. Za bardzo go korciło, aby pójść do Hao. Jednak rozumiał niepokój przyjaciół, więc w ten sposób próbował rozładować nadmiar rozpierającej go energii. Sam też wiedział, że odwiedzenie brata w obozie pełnym popleczników piromana, to nie najlepszy pomysł. Najpierw musiał spotkać długowłosego na bardziej neutralnym gruncie.
    - Usiądź, bo wydepczesz dziurę w podłodze - powiedziała Anna.
    - Nie mogę siedzieć spokojnie, gdy wiem, że on jest w Patch - odparł Yoh.
    Po chwili rozumiał sens wypowiedzianych przez siebie słów. Było już za późno na zmianę wypowiedzi.
    - W takim razie - zaczęła blondynka z tajemniczym błyskiem w oku - pięć okrążeń wokół wioski. Reszta ci potowarzyszy, skarbie. Zostaje tylko Ryu i Manta, aby przygotować kolację.
    Ren prychnął cicho pod nosem. Nikt nie będzie mu rozkazywał kiedy, jak i z kim ma trenować. Usiadł spokojnie na kanapie, patrząc wyzywająco na Kyouyamę. Itako zignorowała złotookiego szamana i wygoniła resztę na przebieżkę wokół Patch Village.

***

    Hao przechadzał się między namiotami w obozie. Zaglądał do prowizorycznych domów, aby sprawdzić czy każdy posprzątał. Nie lubił tego zajęcia, ale musiał trzymać dyscyplinę i porządek. Jego uczniowie wykonywali obowiązki bez marudzenia. Nie chcieli dawać swojemu mistrzowi powodów do złości.
    Za Asakurą podążała Opacho. Murzynka zadawała jakieś pytania, uśmiechając się przy tym szeroko. Hao odpowiadał cierpliwie na każde zagadnienie, które interesowało sześciolatkę. Obiecał sobie, że już nigdy na nią nie nakrzyczy. Żałował wypowiedzianych w Sanktuarium słów. Chciał tylko chronić Opacho. Widział jednak, że dziewczynka już dawno o tym zapomniała i dalej był jej ukochanym Mistrzem Hao.
    Hao skończył inspekcję i razem z Opacho usiadł przy wygaszonym palenisku. Rozejrzał się po obozie. Szukał kogoś w tłumie swoich uczniów. Jednak nie mógł dostrzec nigdzie Nichroma. Były członek Rady dalej mu towarzyszył. Plemię strażników zrezygnowało z aresztowania Nichroma. Chłopak był zdrajcą, ale nie przejmował się tym i spokojnie spacerował po wiosce w towarzystwie uczniów Hao lub innego dezertera - Zinca.
    - Mogłabyś sprawdzić, gdzie podziewa się Nichrom? - zapytał długowłosy.
    Opacho pokiwała ochoczo główką. Utworzyła kontrolę ducha, podążając w tylko sobie znanym kierunku. Nie minęło wiele czasu, gdy wróciła w towarzystwie byłego strażnika. Wróciła na swoje miejsce obok Hao, uśmiechając się.
    - Byłeś w centrum Patch?
    - Tak - przytaknął Nichrom. Nie tytułował Asakury mistrzem za każdym razem. Ognistemu szamanowi nie przeszkadzało to.
    - Jakieś wieści, które są godne mojej uwagi?
    - Yoh jest od wczoraj w Patch.
    - O, nie spodziewałem się go tak szybko - powiedział Hao. Zamyślił się na chwilę, po czym zapytał: - A nasza droga Iron Maiden Jeanne?
    - Nie widziałem X-Laws. Słyszałem tylko jak grupa szamanów rozmawiała, że są w najbliższym mieście.
    - No dobrze. - Hao wstał, otrzepując spodnie. - Jak tylko pojawią się w wiosce, to poinformuj mnie. Ich też należy właściwie przywitać.
    Hao skierował się w stronę namiotu Hanagumi. Opacho podążyła za nim. Dziewczyny siedziały przed wejściem. Kanna jak zwykle paliła papierosa. Wszystkie trzy przerwały rozmowę, gdy zauważyły Asakurę.
    - Coś się stało, Mistrzu? - zapytała Mattie.
    - Chciałbym, żebyście coś dla mnie zrobiły - uśmiechnął się tajemniczo.

***

    Zapadł już zmrok. Księżyc był prawie w pełni, więc oświetlał wszystko wokół. Yoh skorzystał z okazji, że wszyscy już śpią i wyszedł na dach domku. Chciał iść do brata, ale dał słowo Annie, że nie zrobi nic głupiego. A wejście do obozu piromana byłoby właśnie taką rzeczą. Większość albo nawet wszyscy uczniowie Hao go nienawidzili. Nie mógł aż tak ryzykować, chociaż chciał jak najszybciej porozmawiać z bliźniakiem.
    - Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby cię zobaczyć - szepnął do siebie. Wiedział, że Hao go nie usłyszy. Obóz brata znajdował się zbyt daleko.

    Tymczasem Hao szedł bocznymi uliczkami w Patch Village. Peleryna falowała z każdym jego krokiem. Musiał się przejść i pomyśleć. Wybrał mało uczęszczane przez szamanów dróżki, aby nie słyszeć myśli innych. Jeszcze tego brakowało, żeby miał mętlik w głowie od cudzych przemyśleń. Jakby nie miał wystarczająco dużo własnych problemów.
    Zostawił pogrążonych we śnie uczniów w obozie. Wiedział, że nikt nie poszedłby za nim. Poplecznicy szanowali jego decyzje. Nie mogli przeszkadzać Asakurze, zwłaszcza gdy potrzebował ciszy, aby pomyśleć.
    Spokój długowłosego szamana przerwały czyjeś myśli. Uważał, że wszyscy już śpią w Patch Village. Widocznie pomylił się. Nie tylko Władca Ognia nie mógł zasnąć tej nocy. Im bardziej się zbliżał do jednego z domków, tym wyraźniej rozróżniał natłok słów.
    Przystanął, rozglądając się. Zauważył na dachu czyjąś sylwetkę. Przyjrzał się uważnie. Wiedział już komu udało się przedrzeć przez jego wewnętrzną barierę. Nie przypuszczał, że znalazł się przed domkiem swojego brata bliźniaka. I już miał się teleportować do obozu, gdy usłyszał trzy słowa:
    - Wybacz mi, Hao.
    Yoh nie zauważył go. Ognisty szaman stał w miejscu. Nie poruszył się nawet o milimetr. Chciał się teleportować i zostawić brata, ale nie potrafił. A przecież wtedy w Tokio też słyszał myśli właściciela mandarynkowych słuchawek. Czyżby coś się zmieniło?
    Hao pokręcił głową. Nie wierzył w to, co chciał właśnie zrobić. Teleportował się, ale nie do swoich popleczników. Znalazł się na tym samym dachu, co Yoh. Stał za bliźniakiem w ciszy. Nie wiedział, czy powinien się odezwać. A nawet jeśli, to co by mu powiedział? Czekał, aż Yoh sam wyczuje jego obecność. Czekał na rozwój wydarzeń.
    Krótkowłosy Asakura poczuł, że ktoś go obserwuje. Wstał, odwracając się. Zrobił to bardzo powoli, aby mieć czas na otarcie łez. Myślał, że zobaczy kogoś ze swoich przyjaciół. Nie spodziewał się jednak osoby, która stała za nim. Hao patrzył na niego swoimi czarnymi oczami. Nie przypuszczał, że brat pojawi się jak na zawołanie.
    Stali naprzeciwko siebie w całkowitej ciszy. Żaden nie wiedział, w jaki sposób zacząć tę trudną rozmowę. Yoh nie wiedział od czego zacząć, a Hao nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć właścicielowi mandarynkowych słuchawek. Nie planował dziś odwiedzić krótkowłosego Asakury. W ogóle nie planował w najbliższym czasie rozmawiać z nim o tym, co się stało. Zadziałał impuls i teraz stał twarzą w twarz z bratem. Już nie mógł się wycofać.

~*~

 Tak, jestem okrutna. ._. Przerywam w takim momencie... W końcu mnie zlinczujecie i tyle będzie. xD Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Tak naprawdę to wolałam sobie scenę z bliźniakami zostawić do następnego rozdziału, więc tyle z tłumaczenia.
 Jednak już wiem, kto będzie przeżywał euforię, po przeczytaniu zakończenia. No i oczywiście ta sama osoba zacznie mnie poganiać w pisaniu, żeby przeczytać o bliźniakach. XD
 Oczywiście rozdział tradycyjnie za tydzień. Nie dam Wam długo czekać na kontynuację. ^^
 Hm... zastanawiam się, czy coś jeszcze chciałam powiedzieć. No trudno, nie pamiętam teraz.
 Ponawiam prośbę - jak ktoś czyta, niech komentuje. Nie to, że zależy mi na statystykach. Po prostu miło jest przeczytać czyjąś opinię. Motywujący jest też fakt, że ktoś czyta moje wypociny i czeka na kolejny rozdział.
 Chyba tyle na dzisiaj. :) Mam nadzieję, że się mimo wszystko podobało. ^^
 Do następnego! :3

sobota, 20 lutego 2016

Liebster Award

 Ohayo, Kochani!
 To nie rozdział, a nominacja od Will do Liebster Award. Zostałam mile zaskoczona. ^^ Nie spodziewałam się, że ten łańcuszek dotrze aż do mnie!
 Hao: Cuda się zdarzają, mała.
 Wiesz co, Asakura? Idź się pogodzić z bratem, a nie się wtrącasz. Mniejsza... ^^ Rozdział będzie. Jutro, bo dziś mnie nie będzie od 16 w domu, a muszę przepisać jeszcze z zeszytu. :) Po rozdział zapraszam jutro. ^^

Jeszcze garść informacji: Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w zamian za dobrze „wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 10 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz inne blogi (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 10 pytań.

A tymczasem odpowiem na pytania od Will. :D
1. Kto jest twoim ulubionym książkowym/filmowym/serialowym etc. czarnym charakterem?
Ogólnie to ja lubię te wszystkie Saurony, Voldemorty i inne. :D Ale ulubionym? Mam wybrać? Hm... Daj mi chwilę...
*10 min później*
Jakby nie było w anime z Haośka zrobili czarny charakter, co nie? Także już wybrane. ^^"

2. Ostatnio przeczytana przez ciebie książka?
Legenda: Rebeliant autorstwa Marie Lu. A o tu jest recenzja: Zakurzone zapiski 

3. Najlepszy film jaki kiedykolwiek oglądałeś/aś? Dlaczego ci się podobał?
A moment to remember. <3 Ten koreański melodramat tak mnie wzruszył... Na żadnym filmie tak się nie poryczałam...
Hao: Uwzględnij jeszcze fakt, że ty nie gustujesz w tego typu filmach.
A, Władca Ognia ma rację. ^^ Ogólnie to nie oglądam zbyt wielu filmów, a melodramatów to prawie wcale. Mogłabym na palcach jednej ręki wyliczyć. XD

4. Oglądałeś/aś Hetalię? Jeśli tak, to powiedz jaka jest twoja ulubiona postać i ulubiony paring (tylko szczerze, ja wszystko widzę =.=). A jeśli nie oglądałeś/aś, to co ty tu jeszcze robisz? Jazda na kreskoweczki.pl. =.=
Oglądałam, ale nie skończyłam. I nie wiem, czy w najbliższym czasie będę miała okazję dokończyć. (Matura się zbliża... T^T) Aczkolwiek lubię Prusy. ;3 Ulubionego paringu nie mam.

5. Z czego najczęściej korzystasz na internecie? (np. Facebook, ask, itp.)
Zawsze mam włączone trzy zakładki. Oto one: Facebook, Gmail/Blogger, YT. Okazjonalnie wpadnie jeszcze Tumblr lub alltube.tv jak nadrabiam serial. ^^"

6. Ulubiony kanał na YouTube'ie?
IsAmUxPOMPA xD Nie pytajcie dlaczego oglądam filmiki z grami. To zbyt trudne do wytłumaczenia. :D

7. Co sądzisz o serialach typu Trudne Sprawy, Szkoła itd.? Denerwują cię czy może wręcz przeciwnie?
Bawią mnie. W większości są one mega zabawne. Aczkolwiek nie oglądam zbyt często.

8. Czy masz jakąś złotą myśl, którą kierujesz się w życiu? Jaką?
Mam trzy. Mogą być trzy? *.*
Hao: No dawaj trzy i się nie pytaj. -,-
"Nie ma sensu przejmować się czymś, na co nie ma się wpływu." ~ Yoh Asakura
"Nie ma na świecie absolutnie nikogo, kto mógłby Ci powiedzieć, że nie możesz czegoś zrobić. Jesteś jedyną osobą, która może postawić sobie limit." ~ Andy Biersack
"Stawaj w obronie tego co wierzysz, nawet jeśli to oznacza samotność..." ~Andy Biersack

9. Jaką cechę cenisz u innych, a jaką gardzisz?
Cenię w innych szczerość. Nie lubię owijania w bawełnę.
Nienawidzę dwulicowych osób. W jednej chwili obrabiają mi cztery litery, a za chwilę mam wrażenie, że mi do niech wejdą...

10. Jaki jest twój ulubiony zespół muzyczny? I dlaczego to BIGBANG? 
Black Veil Brides <3 Słucham ich od... chyba 2012 roku. ^^"

Nominuję:
Kyatto Catt: http://granicesmierci.blogspot.com/
Hao-san:  http://asakurahistory.blog.pl/
Nevada-chan: http://przeznaczenie-szamana.blogspot.com/
Kashia: http://shaman-king-kashia.blogspot.com/

Hao: Co tak mało?
Bo... Nie ma ograniczenia, ile blogów powinnam nominować. Poza tym spieszy się nam, prawda?
Hao: Dobra.

A teraz pytania:
1. Jaka jest Twoja ulubiona postać z anime/mangi?
2. Jaki jest Twój ulubiony cytat?
3. Masz jakieś hobby? Jeśli tak, to jakie?
4. Jaki jest Twój ulubiony paring z Shaman King (kanoniczny lub niekanoniczny)?
5. Co Cię skłoniło do założenia bloga? I dlaczego właśnie o takiej tematyce?
6. Z jakiego gatunku najchętniej oglądasz filmy?
7. Oglądasz jakieś seriale? Jeśli tak, to jakie?
8. Kto jest Twoim ulubionym aktorem i dlaczego?
9. Masz ulubione anime, względnie ulubioną mangę? Podaj tytuł.
10. Jakie języki obce umiesz? A jakich chciałbyś/chciałabyś się jeszcze nauczyć?


 Dobra, ja idę powiadamiać nominowanych. A spieszy mi się trochę, więc nie przedłużam. ^^
 Zgodnie z obietnicą - rozdział jutro. :)
 Także tego... do jutra. :3

niedziela, 14 lutego 2016

5. Powrót ognistego szamana

Ohayo kochani! ^^
 Dzisiejszy rozdział dedykuję mojej kochanej Nevadzie z okazji urodzin. Życzenia składałam Ci już dwa razy, ale składam po raz trzeci. :3 Wszystkiego co najlepsze, Nevadka! Nigdy się nie zmieniaj, bo jesteś najlepsza! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. <3
 Nie przedłużam, tylko zapraszam na rozdział.
 Cały rozdział jest o Hao (jak tytuł wskazuje), więc serdecznie zapraszam. :)

~*~

    Noc na pustyni była wyjątkowo ciepła. Ogień dodatkowo ogrzewał wszystkich popleczników Hao. No, nie do końca wszystkich. Przy ognisku siedziało zaledwie kilka osób. Reszta wolała skryć się w jaskini. Było dość późno i niewiele osób zostało, aby dotrzymać towarzystwa swojemu nauczycielowi. Asakura rozumiał, że są zmęczeni.
    Ogień oświetlał twarz bruneta. Czarne oczy chłopaka wpatrywały się w wesoło tańczące ogniki. Uśmiechnął się pod nosem. Panował nad wszystkimi żywiołami, ale ten był zdecydowanie jego ulubionym. Ogień był cudowny, nieprzewidywalny, ogrzewał, ale mógł też zabić. Niebezpieczeństwo, a zarazem opoka. Nigdy nie wiadomo. Jednak on się nie bał. Panował nad ogniem, wszyscy kojarzyli go z tym żywiołem.
    - Mistrzu - zaczęła niepewnie niebieskowłosa szamanka.
    - Tak? - Hao skierował wzrok na Kannę.
    - Zastanawiałyśmy się z Mattie i Marie... - Spojrzała na swoje przyjaciółki. Spoglądały niepewnie na Asakurę. - Kiedy wrócimy do Patch Village, Mistrzu?
    Zaledwie kilka godzin temu zadzwoniły dzwonki wyroczni. Wiadomość od Rady informowała, że każdy szaman, który chce brać dalej udział w turnieju, ma się stawić w Patch Village nie później niż za dwa tygodnie. Asakurę najbardziej dziwiła jedna rzecz. Zastanawiał się, dlaczego Król Duchów pozwolił wrócić wszystkim do walki o koronę. Przecież to znacznie przedłuży, i tak już opóźniony, wybór Króla Szamanów. Przy okazji on sam znalazł się w punkcie wyjścia. Tak jakby Król Duchów chciał mu coś w ten sposób przekazać. 
    - Wkrótce. - Uśmiechnął się demonicznie. - Mamy dużo czasu. Zresztą to niedaleko, zaledwie pół godziny drogi pieszo.
    - Rozumiem - przytaknęła cicho. Odpaliła papierosa, zaciągając się. Paliła od dawna. Nie przeszkadzał jej ten nałóg.
    - Zastanawiam się, w jaki sposób przywitać Radę. - Zamyślił się długowłosy. - I oczywiście Yoh.
    Władca Ognia chciał zobaczyć reakcję brata. Co prawda, nie kierowały nim typowo braterskie uczucia. Był ciekawy, jak Yoh zareaguje, gdy stanie przed nim. Mógł się tylko domyślać różnych wersji. Wolał jednak nie wracać myślami do swojego nieodpowiedzialnego zachowania sprzed kilku dni. Skorzystał wtedy z okazji, że wszyscy śpią, i teleportował się do Tokyo. Wiedział, jak bardzo ryzykuje. Chciał się dowiedzieć, co się dzieje z Yoh. W końcu był mu jeszcze bardzo potrzebny.
    Zamyślił się. Słyszał wtedy wszystkie myśli Yoh. Dowiedział się za dużo rzeczy, których nie chciał znać. Wolał nie wiedzieć, ile czasu Yoh go szukał. I jak bardzo cierpiał, kiedy myślał, że stracił Hao na zawsze. Dobrze, że jego bliźniak był zaspany i nie wiedział, co się dzieje. Bezpiecznie wrócił do jaskini. Niepotrzebnie chciał sprawdzić, co się dzieje z właścicielem mandarynkowych słuchawek. Za dużo ryzykował. Wszyscy mogli za wcześnie odkryć, że przeżył. Nie po raz pierwszy zresztą umknął śmierci.
    Z zamyślenia wyrwał go Peyote Deiasu, który zaczął grać jakąś melodię na gitarze. Meksykanin siedział na kamieniu kilka metrów od ogniska. Asakurze nie przeszkadzał dźwięk instrumentu. Wręcz przeciwnie - uspokajał. Muzyka pozwalała mu się odprężyć i spokojnie pomyśleć.
    Spojrzał na swoich uczniów, którzy byli obecni przy ognisku. Opacho zasnęła obok niego. Leżała na jego pelerynie. Rączki miała ułożone pod głową. Uśmiechnął się delikatnie. Wychował ją jak własną córkę. Mała traktowała go z szacunkiem, ale i wyczuwał, że czasami boi się go. Był jej ukochanym Mistrzem i nauczycielem. Nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. Hao dostrzegał w niej duży potencjał. Opacho przypominała Asakurze, jaki był dawno temu.
    Hanagumi siedziały cicho. Żadna z dziewcząt nie odezwała się od rozmowy Hao i Kanny. Odkąd odnalazła się większość popleczników Asakury, Marion stała się znowu milcząca. Gdy była sama z Mistrzem i Opacho, czuła się inaczej. Była potrzebna. Opiekowała się nimi. To był jej obowiązek, który również sprawiał jej satysfakcję. Od jakiegoś czasu wszystko wróciło do normy. A Phauna coraz mniej się udzielała w rozmowach.
    Hao wziął Opacho na ręce. Wstając, napotkał zielone oczy Marion. Uśmiechnął się lekko, ale dziewczyna szybko uciekła wzrokiem. Wchodząc do jaskini, westchnął cicho. Poznał Phaunę na tyle, aby wiedzieć, że potrafi być bardziej odważna i wygadana w jego towarzystwie. Od niedawna znowu unikała z nim kontaktu wzrokowego, a wcześniej zachowywała się i rozmawiała z nim normalnie. Znał swoją uczennicę i wiedział, że nie lubiła być w centrum uwagi. Jednak wyczuwał dystans, z jakim się do niego odnosiła.
    Ułożył murzynkę na złożonym kocu. Drugim ją przykrył.
    - Marion - zwrócił się do blondynki, gdy  Hanagumi chciały go minąć przy wejściu. - Chciałbym jutro z tobą potrenować.
    Skinęła głową. Odkąd Hao wrócił do zdrowia, coraz częściej trenował ze wszystkimi. Zazwyczaj jednak zwoływał właśnie całą grupę, a nie pojedyncze osoby. Chociaż zdarzały się wyjątki. Marion była bardzo zaskoczona, ale nie mogłaby odmówić Asakurze.
    Hao wrócił do ogniska. Usiadł po turecku, wpatrując się w płomienie. Mógł godzinami podziwiać ten żywioł. Zatracał się w ciszy i spokoju. Lubił spędzać czas ze swoimi ludźmi, ale potrzebował czasami czasu dla siebie.
    Położył się na jeszcze ciepłym pisaku. Wpatrywał się w gwiazdy, odnajdując coraz to inne konstelacje na niebie. Chciał znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby nie myśleć o powrocie do turnieju. Dalej chciał zostać Królem Szamanów, ale tym razem miał inny plan. Czy lepszy? Nie wiedział, ale na pewno bezpieczniejszy i uczciwy. Z perspektywy czasu wiedział, że branie Króla Duchów siłą, było nieprzemyślanym pomysłem. Turniej dłużył się, więc chciał wszystko przyspieszyć. Teraz będzie bardziej cierpliwy.
    Pozostawała jedynie kwestia Rady. Był ciekawy, czy chcą go ukarać. Raczej stwierdzą, że to niebezpieczne i będą patrzeć, jak on, Hao, wchodzi do Patch Village. Rada była słaba. Zawsze czekali na decyzje Króla Duchów, które przychodziły z opóźnieniem. Nie działali na własną rękę. Przede wszystkim dlatego, że po prostu nie mogli. Strażnicy to służbiści, w większości przynajmniej, i twardo trzymają się odgórnych zasad o bezstronności i niemieszaniu się. Oczywiście mógł wskazać wyjątki.

***

    - Dalej, Marie - zachęcił długowłosy. - Zaatakuj mnie.
    Asakura stał kilka metrów od blondynki. W prawej dłoni trzymał ognisty miecz. Czekał na ruch Włoszki.
    Phauna zawahała się. Wiedziała, że nie zrobi krzywdy swojemu Mistrzowi. Jednak mimo wszystko nie chciała go też zawieść. Chciała, żeby był z niej dumny. Pochwalił ją, że zrobiła postępy od ostatniego treningu. Czuła się też trochę skrępowana, będąc sam na sam z brunetem. Wiele się zmieniło od walki Hao i Yoh w Sanktuarium.
    Zacisnęła dłoń na włosach kukiełki. Jej duch stróż był gotowy do ataku. Czekał tylko na rozkaz szamanki.
    - Chuck, Craft Magnum*!
    Laleczka wystrzeliła kilka razy do przeciwnika. Hao uśmiechnął się pod nosem, po czym odbił atak. Teleportował się. Phauna nasłuchiwała.
    - Cross Fire! - powiedziała spokojnie, gdy Asakura pojawił się po jej lewej stronie.
    Hao obronił się bez trudu.
    - Jeszcze raz - zadecydowała szamanka.
    Dwie kule pomknęły w stronę Władcy Ognia. Zaskoczony chłopak zrobił unik w ostatniej chwili.
    - Nieźle, moja droga - szepnął zielonookiej do ucha. Stał tuż za nią, przykładając jej zmniejszony miecz do szyi. - Prawie ci się udało.
    Zdematerializował ogniste medium. Nie odsunął się od blondynki od razu. Marion była zaskoczona zachowaniem Asakury.
    - Porozmawiajmy - zaproponował Hao, odsuwając się od niej. Jego głos sugerował, że nie przyjmuje odmowy.
    Phauna podążyła za brunetem. Długowłosy skierował swoje kroki w kierunku skalnego korytarza, prowadzącego do niewielkiego źródełka. Minęli bez słowa Peyote, naprawiającego swoje kukiełki. Deiasu nie odezwał się. Skinął głową Asakurze, odpowiadając na nieme polecenie. Miał za zadanie dopilnować, aby nikt nie przeszkadzał Mistrzowi.
    Szaman usiadł po turecku przy źródełku. Marion przysiadła na kamieniu, ściskając kukiełkę. Zastanawiała się, co chce jej powiedzieć. Bała się, że zrobiła coś nie tak. Nie mogła zawieść Mistrza, któremu poprzysięgła lojalność. Zawdzięczała mu życie.
    - Nic złego nie zrobiłaś, spokojnie - odezwał się brunet, odpowiadając na jej myśli. - Jestem zadowolony z twoich postępów. Nurtuje mnie inna sprawa.
    Marion spojrzała na Hao. Dotąd patrzyła w ziemię, skubiąc włosy kukiełki. Pierwszy raz od dawna utrzymała kontakt wzrokowy z długowłosym. Miała wrażenie, że jego czarne oczy zaglądają w zakamarki jej duszy. Właściwie była to prawda, bo szaman posiadał reishi, ale starał się z niego nie korzystać. Ufał swoim uczniom i szanował ich prywatność.
    - Unikasz mnie, Marie - zaczął. - Nie chodzi mi o przebywanie ze mną. Odnosisz się do mnie z dystansem. Myślałem, że będziesz się zachowywała tak samo, jak wtedy.
    - Mistrzu, opieka nad tobą, to był mój obowiązek - odparła zielonooka. - Powinnam odnosić się do ciebie z szacunkiem i...
    - Marion. - Westchnął cicho. - Szacunek a strach, to dwie różne rzeczy. Uważam, że nie powinnaś teraz zachowywać dystansu, tylko dlatego, że zbliżyłaś się do mnie. Przecież to naturalna kolej rzeczy, biorąc pod uwagę okoliczności.
    Chciała coś powiedzieć, ale tylko wbiła wzrok w swoje buty.
    - Znam cię zbyt dobrze. Niewiele przede mną ukryjesz. - Wstał, otrzepując spodnie z ziemi. Podszedł wolno do szamanki. - Kiedyś uratowałem ci życie. To prawda, ale ty również mnie uratowałaś. Gdyby nie ty, to byłbym martwy. Takie sytuacje zmieniają nieco sposób patrzenia na świat. Nawet mój.
    Marion spojrzała na Hao. Miał rację. Wiedziała to bardzo dobrze. Brunet zmienił się od walki z Yoh. Otarł się o śmierć. Takie rzeczy zmieniają ludzi chociaż w niewielkim stopniu. Nawet najpotężniejszego szamana. Teraz ten sam szaman stał przed nią, uśmiechając się lekko. Wyciągnął do niej dłoń.
    - Nie jesteś mi nic winna. - Dziewczyna podała mu rękę, wstając. - No może tylko to, że chcę, abyś była sobą. Nie udawaj, że jestem dla ciebie tylko i wyłącznie mistrzem.
    Odwrócił się, kierując się w stronę jaskini. Zostawił zaskoczoną Marion samą. Blondynka nie spodziewała się takiej rozmowy z Asakurą. Nie wyobrażała sobie, że zaproponuje jej coś takiego. Fakt faktem, iż najbliżej z Hao była tylko Opacho. Jednak murzynka była bardziej jak młodsza siostra szamana. A ona? Marion nigdy nie przypuszczała, że jedna decyzja pociągnie za sobą szereg niespodziewanych wydarzeń.
    - Trochę dziwnie, prawda Chuck? - zwróciła się do swojego ducha stróża.

***

    Hao wraz ze swoimi poplecznikami wkroczył do Patch Village. Zajął swoje poprzednie miejsce, rozbijając obóz. Wszyscy obecni w wiosce patrzyli na niego z przerażeniem w oczach. Słyszał ich myśli. Bali się go jeszcze bardziej niż kiedyś. Teraz był niemal jak legenda. Szamanów w Patch było jeszcze niewielu, ale wieści o jego powrocie szybko się rozniosą. I tego oczekiwał.
    - Zabawa dopiero się zaczyna - powiedział Hao z uśmiechem. Ci wszyscy szamani, a już zwłaszcza Rada, nie wiedzieli, co się szykuje. To będzie turniej, który wszyscy zapamiętają.

~*~

*Nazwy ataków są po angielsku, bo jakoś mi nie brzmiały dobrze po przetłumaczeniu.

I jak? Podobało się? Może jakieś super nie było, ale zależało mi na tym, aby napisać to na tą konkretną godzinę. ^^" A najbardziej zależy mi na opinii Nevady, więc liczę, że powiesz mi nawet prywatnie, co myślisz. :D W końcu to Twój prezent urodzinowy, nie? XD
 Rozdział tradycyjnie za tydzień. :) Mam ferie, więc na pewno napiszę sobie mały zapas. ^^"
 Jest dość późno. Nie będę przedłużać. Mam nadzieję, że nie wyszedł mi ten rozdział tragicznie. Nie chciałam za bardzo zmiękczyć Hao, a tylko pokazać lekko, że zaczyna coś się zmieniać w jego życiu. Oczywiście to proces złożony, więc spokojnie. Nie będę biegła za bardzo. ^^"
 Przepraszam również za wszelkie błędy. :)
 Walentynek nie obchodziłam, ale mam nadzieję, że Wasze były udane. :)
 Do następnego! ^^

niedziela, 7 lutego 2016

4. Wznowienie drugiej rundy

Ohayo!
 Pełna bojowego nastawienia zasiadłam w ten weekend do pisania. Wena była bardzo, ale to bardzo łaskawa dla mnie. Chociaż bardzo kapryśna, bo bez przerwy musiałam zmieniać repertuar od rocka przez pop, aż do rapu. Przy okazji wiele rzeczy mnie rozpraszało, a to facebook, a to tumblr, a to kot. ^^" Zdecydowanie powinnam znaleźć miejsce odizolowane od wszystkiego. ^^"
 No nic, nie przedłużam. Dedykacja dla tych, co cierpliwie czekali na rozdział. :)
 Zapraszam na rozdział. :)

 ~*~

    Yoh obudził się w nocy. Ogarniał go mrok. Starał się powoli przyzwyczaić wzrok, intensywnie mrugając. Miał dziwne przeczucie, które wyrwało go z marzeń sennych. Nie było to złe przeczucie. Ciarki nie przebiegły mu po kręgosłupie, nie oblał go zimny pot. Czuł coś innego. Dziwną ulgę, jakby przed chwilą wypuścił długo zatrzymywane w płucach powietrze. Asakura zastanawiał się, co to może oznaczać.
    - Hao... - szepnął sam do siebie. Nie wiedział dlaczego, ale był pewny, że chodzi o brata. Jeśli nie miał złych przeczuć, to jego bliźniak żył i miał się dobrze. W końcu dni mijały, a wieści o Hao nie miał prawie wcale. Turniej też nie został jeszcze wznowiony. Musiał cierpliwie czekać.
    Wstał cicho. Bezszelestnie wymknął się z pokoju, kierując się w stronę schodów. Gdy znalazł się w kuchni, nalał sobie szklankę soku pomarańczowego. Pił spokojnie, powoli. Nie spieszył się z powrotem do łóżka. Zegar wskazywał godzinę trzecią, więc zdąży się jeszcze wyspać przed porannym treningiem.
    Odstawił szklankę do zlewu. Spojrzał przez okno. Na zewnątrz było ciemno. Księżyc skrywały chmury, więc ledwo rozjaśniał noc. Jednak obok dużego drzewa dostrzegł postać w pelerynie. Długie włosy lekko powiewały na wietrze. Na początku myślał, że to strażnik, ale Silva czy inny członek rady by się z nim skontaktował wcześniej. Wpatrywał się intensywnie w postać. Dostrzegał więcej konturów. Nagle ten ktoś wyszedł z cienia i smuga słabej, księżycowej poświaty padła na jego twarz. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i spojrzał krótkowłosemu Asakurze w oczy. Yoh znał ten uśmiech. To był jego brat.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek przetarł oczy, aby upewnić się, czy nie ma omamów. Gdy rozchylał powieki, miał nadzieję, że nic mu się nie przywidziało. Chciał zobaczyć przed sobą brata. Niestety, gdy otworzył oczy, nikogo już tam nie było.
    - Wariujesz, Yoh - mruknął do siebie.
    Westchnął cicho. Tak rozpaczliwie chciał spotkać Hao. W końcu mózg zaczął płatać mu figle. Jednak czuł obecność brata. Tak jakby tu był i stał za oknem. To było takie realne. Może jednak tego nie wymyślił... Przecież Hao był znany z tego, że pojawiał się, a zaraz nagle znikał. Długowłosy mógł skorzystać z okazji, że Yoh nie patrzy i teleportował się.

***

    - Jak to nam nie powiedziałeś?! - wykrzyknęli wszyscy zebrani w pokoju.
    Przed chwilą zadzwoniły wszystkie dzwonki wyroczni, oznajmiając wznowienie turnieju. Yoh odetchnął spokojnie i zrzucił z barków ciężar tajemnicy, jaką wyjawił mu Silva tydzień temu. Przyjaciele od razu zasypali go pytaniami, na które sam nie znał odpowiedzi i tylko z zakłopotaniem drapał się po głowie. Przecież nie był skarbnicą wiedzy plemienia Patch, a Silva tylko czasami coś mu ważnego mówił.
    - Wiedziałem, że Silva to papla jakich mało - skwitował dobitnie Horokeu. - Nie umie trzymać języka za zębami i tyle.
    - Wszyscy wiemy, że on jest bardzo obiektywny i nam nie pomaga, Śnieżynko - odparł spokojnie Ren.
    Yoh uśmiechnął się. Wznowienie turnieju oznaczało, że mają ponownie udać się do Patch Village. A co za tym idzie - spotka Hao. Czuł, że brat niebawem zjawi się w wiosce i ponownie zawalczy o koronę. Miał nadzieję, że tym razem uczciwie. Długowłosy miał predyspozycje, aby zostać Królem Szamanów. Yoh wiedział jaki jest jego bliźniak i nie mógł dopuścić do wygranej Piromana w Sanktuarium. Rodzina przedstawiła mu wystarczające powody. A i on sam nie podzielał fanatycznego zapędu Hao do wyrżnięcia w pień całej ludzkości. Wierzył jednak, że potrafi pomóc długowłosemu. O ile on będzie chciał jego pomocy. I tutaj zaczną się schody...
    - Pójdę zadzwonić. - Ren wstał. - Zamówię samolot.
    Tao cieszył się, że Manta przekonał kiedyś Annę do telefonu. Nie musiał nigdzie iść, bo wszystko było na miejscu. Co prawda technologia nie była najlepsza, bo ogłupiała ludzi. Sprawiała, że były marionetkami, którymi łatwo manipulować. Ludzie już nie umieją się obejść bez telefonu i telewizji. Bał się pomyśleć, co będzie za kilka lat. Mimo wszystko czasami nawet on musiał gdzieś zadzwonić. Właśnie dziś była jedna z takich sytuacji.
    - Ej, znacie to? Jakie urządzenie można znaleźć w Czarnobylu? Radioaktywne! Łapiecie? - Chocolove wyczuł idealny moment, gdy Ren nie mógł go uciszyć. Co prawda Horo też stanowił niemałe zagrożenie, ale Tao i jego guan-dao byli dużo bardziej niebezpieczni.
    - Choco nam się rozwija - wymamrotał szaman z północy, gdy jego siostra wybuchnęła perlistym śmiechem. Oczywiście wiedział, że Pirikę od początku bawiły kawały komika. Jednak nie wierzył, że nawet on zacznie tolerować żarty Choco, ale nie mógł się tak po prostu do tego przyznać. Jednak zanim zareagował, aby upomnieć Afroamerykanina, wrócił Tao.
    - Macie być gotowi za trzy dni - oznajmił złotooki.
    - Czy to nie za wcześnie? - zapytał Ryu. W końcu turniej wznawiają za dwa tygodnie. Nie musieli się tak spieszyć.
    - Zacznijmy od tego, że im wcześniej tym lepiej - powiedział, otwierając mleko. - A skończmy na tym, że Hao się pewnie pojawi wcześniej. Yoh chciał sprawdzić czy jest cały i porozmawiać z nim. To chyba logiczne, prawda?
    - Dzięki, Ren. - Asakura wyszczerzył ząbki. - Ty tak naprawdę nie masz serca z kamienia.
    - Nonsens. To, że ci pomagam, niczego nie udowadnia.
    Wszyscy pokiwali głowami. Mieli miny w stylu: oczywiście, Ren, każdy wie, że masz dobre serce. Nikt nie powiedział tego na głos, ale każdy to wiedział. Tao zgrywał złego i oziębłego, ale wiedzieli jaki jest naprawdę. Tylko nie okazywał im tego na co dzień.

    Dzień wyjazdu do Patch Village nadszedł szybko. Chociaż pewnemu szamanowi te kilka dni dłużyło się niemiłosiernie. Yoh nie mógł się doczekać, aż przekroczy granice wioski. Chciał spotkać brata i prosić go o wybaczenie. Wiedział, że nie będzie łatwo. Hao nie miał powodu, aby być dla niego miłym. Bał się, ale nie mógł uciekać od odpowiedzialności. Przy okazji poświęcił tyle czasu na poszukiwania brata, nie może tak po prostu się wycofać. Obiecał sobie, że nawet gdy Hao go odtrąci, to postara się być dobrym bratem. Na odległość i z dystansem, jeśli będzie musiał.
    Lot samolotem był bardzo spokojny. Czas upłynął naszym szamanom na rozmowach i śmianiu się. Dobrze znana sielanka. Mieli różne charaktery, a mimo to świetnie się dogadywali. Wskoczyliby za sobą w ogień i poszli nawet na koniec świata, co niejednokrotnie udowodnili. Ich przyjaźń była o wiele silniejsza od rywalizacji o koronę Króla Szamanów. Każdy z nich miał marzenia, które chciał spełnić. Wiedzieli, że gdy jeden z nich będzie królem, to zrealizuje plany przyjaciół.
    Samolot wylądował w Ameryce Północnej. Nasi szamani znajdowali się w mieście, oddalonym od Patch Village o ponad sto kilometrów. Szybkim krokiem przemierzali lotnisko, aby znaleźć się poza budynkiem. Chcieli coś zjeść zanim wyruszą dalej, żeby kontynuować swoją szamańską przygodę.
    W centrum miasta spotkali wiele znajomych twarzy. Byli to szamani, którzy mieli w planach powrót do turnieju. Król Duchów zadecydował, że każdy szaman może wrócić i, nawet jeśli wcześniej odpadł, ponownie zawalczyć o koronę. Tak było sprawiedliwie, ponieważ Hao narobił zamieszania. Gdyby nie długowłosy, turniej szamanów zapewne już kończyłby się, a wybranie nowego Króla Szamanów byłoby tylko kwestą czasu.
    - Yoh Asakura.
    Przed grupką szamanów pojawił się blondyn w okularach. Ubrany był w biały uniform. Za nim stało kilka osób, które miały na sobie identyczny strój. Dwóch rosłych mężczyzn stało obok Żelaznej Dziewicy. Prawdopodobnie to oni byli od transportowania szefowej organizacji.
    - Jeszcze was tu brakowało - mruknął Horo.
    Marco tylko prychnął. Poprawił okulary i zwrócił się ponownie do bruneta.
    - Nasza pani jest wdzięczna za pokonanie Hao Asakury - powiedział.
    - Skoro wasz nadrzędny cel został zrealizowany, to po co tu jesteście? - zapytała cierpko Anna. Zmierzyła Lasso wzrokiem.
    - Turniej się jeszcze nie skończył - odparł blondyn. Zignorował przeszywający wzrok Itako. - Powodzenia, Yoh Asakuro.
    X-Laws zręcznie wyminęło wesołą gromadkę. Podążyli w tylko sobie znanym kierunku, a nasi szamani nawet nie chcieli wiedzieć, co zamierzają dalej. Poplecznicy Jeanne byli dziwni. Nikt nie pytał Lyserga o szczegóły pobytu u X-Laws. Diethel nie palił się do wyjaśnień, więc było mu na rękę, że przyjaciele o nic nie pytali. Chciał zapomnieć większość tego, co działo się w organizacji. Miał wiele do zarzucenia panującym tam zasadom. Jednak trwał przy boku Jeanne, ponieważ widział w niej nadzieję na pokonanie Hao. Jak się później okazało, to Yoh był w stanie przeciwstawić się Piromanowi. I to za Yoh powinien stać murem zawsze, bez wyjątków. Zwątpił w siłę przyjaciela i żałował tego. Teraz obiecał sobie, że cokolwiek się wydarzy, będzie walczył u boku krótkowłosego Asakury.
    - Lys, wszystko w porządku? - zapytał właściciel mandarynkowych słuchawek.
    - Jasne. - Zielonowłosy uśmiechnął się. - Chodźmy coś zjeść.
    - Zgadzam się! - zawołał Usui. - Umieram z głodu.
    - Jak zawsze zresztą - stwierdził bez ogródek Ren. - Masz żołądek bez dna, Ośla Łąko.
    - Co?! Zaraz mnie popamiętasz, Krótko-majtku!
    Szaman z północy utworzył kontrolę ducha. Ren wprowadził Basona do guan-dao. Zmierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Żaden nie chciał zaatakować pierwszy, ale nie chcieli też opuścić broni. Ich duma nie pozwoliłaby na poddanie się.
    - Czy wam do reszty odbiło? - warknęła Anna.
    Horo schował się jak najdalej, aby nie widzieć wzroku Kyouyamy. Nawet bazyliszek trząsłby przed nią portkami. Tao tylko prychnął, po czym złożył broń. Blondynka może i była władcza, ale złotooki nie słuchał się nikogo. Nie bał się narzeczonej Yoh, ale szanował ją mimo wszystko. Potrafiła ogarnąć tę rozwydrzoną gromadkę w ułamku sekundy.
    - Jak już jest spokój, to idziemy - zarządziła Anna.
    Wszyscy podreptali za dziewczyną. Co jak co, ale życie im jeszcze miłe i nie chcieli podpaść blondynce. Zresztą byli już głodni, a zwłaszcza Yoh i Horokeu. Obaj mogli jeść i jeść, więc stwierdzenie Rena, przynajmniej co do żołądka niebieskowłosego, było jak najbardziej trafne.

    - Jesteś pewny, że przyjedzie? - zapytał zaniepokojony Manta.
    - Oczywiście - odparł Ruy. - Billy nigdy mnie nie zawiódł.
    Pewny siebie szaman utworzył kontrolę ducha. Przyjął odpowiednią pozę, wyczekując przyjazdu przyjaciela. Wielki kciuk można było dostrzec w promieniu kilku kilometrów. Billy za chwilę się zjawi i niewątpliwie podrzuci ich do Patch Village.
    Szamani siedzieli na bagażach. Odpoczynek im się należał, ale chcieli znaleźć się już w wiosce. Dziewczyny zajęły miejsca na ławeczce. Obok bowiem znajdował się niewielki przystanek z dachem, chroniącym przed słońcem.
    - Szybciej dojdziemy pieszo - mruknął niezadowolony Tao. Czekali już od godziny, a Billy nie pojawił się.
    - Daj spokój - odpowiedział Yoh. - Godzina w tą czy tamtą nie zrobi nam dużej różnicy.
    - Pff... Z tego co pamiętam, to ty się niecierpliwiłeś, Asakura.
    - Owszem, ale wiem też, że nie powinniśmy martwić się rzeczami, na które nie mamy wpływu. - Brunet wyszczerzył ząbki w szerokim uśmiechu.
    Ren przejechał sobie dłonią po twarzy. Yoh i ten jego optymizm. Przecież to jest nierealne, żeby cieszyć się z takich głupot. Dalej nie wierzył jak ktoś z takim luzackim podejściem do życia, jest taki silny. A może to właśnie jest źródłem jego mocy? Pokręcił zrezygnowany głową. Asakura był wesołkiem i samarytaninem, już się przyzwyczaił do tego. Przy okazji Yoh był wspaniałym przyjacielem. Takiego drugiego to nawet o północy w czasie pełni na rozstaju dróg nie znajdziesz.
    - Billy! - zawołał Ryu.
    Wspomniany wyżej mężczyzna właśnie podjechał swoją furgonetką. Szczęśliwy szaman podbiegł do niego. Uściskali się na powitanie.
    - Dawno się nie widzieliśmy. Wskakujcie. - Billy uśmiechnął się, wskazując wesołej gromadce, aby zajęli wygodne dla siebie miejsca.

    Szamani przemierzali korytarz. Przed chwilą pożegnali się z Billym, który ruszył dalej. Chcieli dotrzeć do Patch Village przed zmrokiem, aby się zakwaterować. Jaskinia była im bardzo dobrze znana. Tym razem postanowili pójść innym wejściem, niż ostatnio. Nikt nie miał ochoty na nurkowanie. Byli zmęczeni lotem. W dodatku musieli czekać na Billy`ego. I, broń Boże, nie mieli mu tego za złe, bo każdy ma swoje sprawy. Podróż do kanionu trwała też ponad godzinę i jedyne o czym marzyli to znalezienie się w wiosce.
    Wracali do turnieju. Rozpierała ich radość. Mieli dość tego marazmu. Brak walk źle na nich wpływał. Byli szamanami. Mieli nadmiar energii, którą należało rozładować. Turniej oferował im rozrywkę, ale również realizację własnych marzeń.
    Pomimo zmęczenia, wkroczyli do Patch Village pełni optymizmu.

~*~

 Jakieś super długie to wyżej nie jest, za co przepraszam, bo i tak czekaliście dwa tygodnie. Niestety po studniówce nie dałam rady normalnie funkcjonować nawet przez cały tydzień, bo nie mogłam odespać zarwanej nocy. A po zmianie planu lekcji to już w ogóle! Codziennie, praktycznie codziennie na 7:10 do szkoły. Super... ._.
 Jednak studniówkę miło wspominam, dobrze się bawiłam. Wszystko poszło świetnie, chociaż były osoby, które przesadziły z alkoholem, a wśród nich nawet moja wychowawczyni. Ładny przykład nam daje, nie ma co! xD
 Następny rozdział będzie za tydzień. Tradycyjnie, albo prawie tradycyjnie. ^^" Ferie zaczynam w weekend, więc zamierzam zgromadzić zapasy, aby mieć co publikować, gdybym miała dużo nauki przed maturą. W końcu to już niedługo. ._.
 Wiem, że nie było praktycznie Hao, ale spokojnie, nasz Piroman będzie za tydzień. Mam bardzo fajny pomysł. :D
 Ładnie proszę o komentarze. Miło widzieć, że ktoś czyta moje bazgroły. :)
 Do następnego! :3