sobota, 31 grudnia 2016

28. Intruz

Witam! Mamy ostatni dzień roku 2016, jak również ważną datę dla mnie - jest to dokładnie roczek tego bloga. :3 Szybko zleciało. ^^ Jak również jest to już szósta rocznica mojego blogowania, także jest co świętować, co prawda bezalkoholowo, gdyż nie mam parcia na picie.
Dobra, mniejsza o to. ^^ Rozdział dedykuję wszystkim, którzy czekają na te rozdziały. :3
Miłego czytania. :)

~*~

    Goldva już następnego dnia rozpoczął działania, które miały na celu zjednoczenie całej szamańskiej społeczności. Nie był wielkim zwolennikiem planu Hao, ale on przynajmniej miał już całą strategię, wszystko obmyślił i nie było mowy o komplikacjach. Wódz plemienia chciał wierzyć, że Asakura się zmienił i będzie działał na niekorzyść Morrigan.
    Na samą myśl o Morrigan, wzdrygnął się. Przypomniał sobie, co wydarzyło się przed przybyciem bliźniaków i bynajmniej nie było to miłe doświadczenie. Nie wiedział w jaki sposób bogini była w stanie wejść do jego umysłu. Myślał, że jest o wiele słabsza, ale mylił się. Rosła w siłę z każdym dniem, by osiągnąć szczyt swojej mocy przed Samhein, a później już tylko pragnęła ich zniszczyć. Zetrzeć w drobny pył, który zostanie uniesiony przez rwący wiatr, gdy Morrigan będzie się pławić w swym zwycięstwie, patrząc obłąkanym wzrokiem na morze krwi - jedyny widok, jaki ją zawsze wprowadzał w błogi stan.
    Jakiś czas temu odczuwał, że coś niebezpiecznego i bardzo złego znalazło się w Patch, ale zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Całkiem o tym zapomniał, że takowe wydarzenie miało miejsce, aż do teraz. Mógł tylko przypuszczać, że był to jeden z kruczych posłańców bogini albo demon. Żadna z tych dwóch opcji nie wróżyła im nic dobrego. Właściwie zastanawiał się aktualnie, jak wielką armią dysponuje Morrigan, a mógł się spodziewać, że inne bóstwa dołączą do kruczej bogini.
    Jedyna nadzieja w tobie, Asakura Hao. Sam nie wierzył, że zaufa Piromanowi, ale nie miał innego wyjścia. Tylko ognisty szaman potrafił się oprzeć złemu wpływowi Morrigan na tyle, aby poprowadzić bitwę. Niewątpliwie każda inna osoba wycofałaby się albo, co gorsza, działałaby na niekorzyść całej planety, gdyby krucza bogini tego zapragnęła.
    Spojrzał zawiedziony na Króla Duchów, falującego majestatycznie w oddali. Zastanawiał się, dlaczego nie przemówił od tak dawna, a jedynie wyznaczał kolejne walki. Tego dnia miały odbyć się aż cztery, każda o innej godzinie, aby nie kolidowały ze sobą. Zachowanie Króla Duchów nigdy nie było do końca zrozumiałe nawet dla Goldvy, ale w obecnej sytuacji było to o wiele dziwniejsze.

    Hao wstał o świcie i od tamtej pory cały czas coś robił. Uczniowie zadawali mu pytania, na któr odpowiadał precyzyjnie, aczkolwiek najkrócej jak tylko się dało. Nie chciał ich zbywać, ale miał ręce pełne roboty. A to sprawdził po raz kolejny, czy plany są wystarczająco dobre, czy kopie wykonane przez uczniów zawierają wszystkie szczegóły z oryginału. Ufał im, jednakże wolał sam dopinać wszystko na ostatni guzik, starannie i dokładnie.
    Wiedział, że Goldva i X-Laws nie będą nic kombinować, ale zaskoczyły go wydarzenia dnia wczorajszego. Nigdy nie spodziewałby się pojednania, nawet chwilowego, z obiema stronami, zwłaszcza zważając na wszechobecną panującą niechęć. Niejednokrotnie poczuł na własnej skórze, jak bardzo go nienawidzą, co sprawiało, że rozejm był dla niego jeszcze bardziej nieprawdopodobny. Musiał przyznać, iż z Yoh zdziałał naprawdę dużo, a brat jest jednocześnie jego oparciem i motywacją do działania. Zaskakujące jak bardzo chciał być lepszym człowiekiem i szamanem dzięki bliźniakowi. Nikt nie wróżył mu dobrej przyszłości, każdy chciał pozbyć się go, zabić, a Yoh? Jego beztroski braciszek ani myślał dać mu odejść po raz drugi i sprawił, że Hao poczuł jak bardzo się mylił i wcale nie jest sam, bez rodziny.
    Zatrzymał się na chwilę na skraju obozu, sprawdzając, czy nikt niepożądany nie pozostawił żadnych śladów. Aura demonów i kruczych posłańców utrzymywała się długo przez siarkę i metaliczny zapach krwi w powietrzu. Na całe szczęście nie wyczuł nic, co wskazywałoby na niedawną obecność intruzów, przynajmniej w tej części obozu. Musiał jeszcze sprawdzić północną, a później zachodnią część obozu. Miał nadzieję, że nie znajdzie nic, chociaż oznaczałoby to ciszę przed burzą, jednak wolał nie siać paniki w Patch na temat posłańców Morrigan. Wywołałoby to niepotrzebne zamieszanie, a tego nikt nie chciał. Potrzebował spokoju, który zmąci nieco pewność siebie kruczej bogini, karmiącej się strachem i wojną.
    Idąc wzdłuż granicy obozu, uświadomił sobie, że już dawno w Patch Village nie było tak spokojnie, co było zaskakujące zważając na obecne wydarzenia. Nikt nie walczył między sobą poza areną i czasem wyznaczonym przez Króla Duchów. Wszystko wskazywało na to, że panuje jakakolwiek harmonia, tak trudna do osiągnięcia w społeczności, w której wszyscy się różnią charakterami, poglądami, zachowaniem.
    Niestety, spokojnie zapowiadający się dzień, zakłócił już coraz mniej wyczuwalny zapach siarki przy zachodniej granicy obozu, czyli tej graniczącej z lasem. Wskazywał on jednoznacznie na obecność demona, co potwierdziły niewielkie kupki popiołu, nad którymi kucnął, aby im się przyjrzeć. Były one niezwykle charakterystyczne, gdy istota ciemności teleportowała się. Pozostawione ślady pozwoliły Hao oszacować, że intruz znajdował się tu kilka godzin temu, tuż przed świtem.
    Hao podniósł się do pozycji stojącej, rozcierając między palcami resztki popiołu. Będzie musiał powiedzieć uczniom, że będą musieli być bardziej dokładni i nasłuchiwać nawet najmniejsze szmery, które wskazywałyby na gości od Morrigan. Ostrożności nigdy za wiele, zwłaszcza po jego znalezisku. Przy okazji będzie musiał powiadomić Yoh, Jeanne i Radę. Nie miał innego wyjścia, jeśli plan miał się powieść, a Morrigan niestety postepowała sobie coraz śmielej.
    Idąc do swojego namiotu, zaklął pod nosem. Nie podobało mu się to wszystko ani trochę. Kiedy już zaczynało się układać jednego dnia, to kolejnego wszystko zaczynało się komplikować, co mogłoby wszystko przekreślić, a tego nie chciał.

    Yoh i reszta słuchali w ciszy Hao, mówiącego coś o demonach i jak najszybszym podjęciu odpowiednich kroków. Piroman postanowił najpierw przyjść do nich, a później razem z bratem udać się do X-Laws oraz Rady. Musiał niezwłocznie zanieść i przedstawić im plan bitwy. Yoh i jego przyjaciele mieli przyjemność zapoznać się z nimi wczoraj wieczorem, gdy bliźniacy wrócili z rozmów pokojowych.
    - Czyli chcesz przez to powiedzieć, że nie do końca zostały nam dwa tygodnie?
    - Otóż to, Anno. Nie próbuję nikogo straszyć, że Morrigan przyjdzie wcześniej, niż zakładałem, jednakże pojawienie się demona, nawet pojedynczego, może wskazywać na coś niebezpiecznego - odparł Hao. - Dlatego chciałbym wcześniej zacząć się przygotowywać na najgorszą ewentualność.
    Kyouyama przytaknęła. Zbyt dobrze wiedziała jakie spustoszenie mogą zasiać demony, nawet jeden. To niebezpieczne istoty, które pragną czynić zło i siać zamęt. Nic dziwnego, że Hao chciał temu zapobiec i stłamsić wszystko w zarodku.
    Yoh przyjrzał się wszystkim zebranym osobom. Wyglądali na zaniepokojonych, a przynajmniej większość z nich. Ren wydawał się być spokojny i zdystansowany, co jak najbardziej do niego pasowało, jednak właściciel mandarynkowych słuchawek martwił się, aby ferwor walki, w jakim się znajdą, nic nie zmienił w nastawieniu Tao. Znał złotookiego dobrze i nie był on w gruncie rzeczy okrutny, chociaż bywało, że w oczach Chińczyka można było dostrzec błysk oznaczający, iż lepiej go nie denerwować.
    Natomiast Hao wydawał się być jednocześnie spokojny i zdenerwowany, co logicznie było niemożliwe. A przynajmniej tak dawniej Yoh pomyślałby. Znał już trochę brata i wiedział, że tak sprzeczne uczucia, malujące się na twarzy długowłosego nie są niczym dziwnym.
    Sam właściciel mandarynkowych słuchawek czuł niepokój. Coś złego wisiało nad Patch Village i, o ile przeczucie go nie myliło, nikt nie będzie zadowolony z tego, co ich czekało. Jedyne, co zwiastowało, iż mają szansę przeciwko bogini, to fakt, że udało im się dogadać z Jeanne, a Goldva zrozumiał powagę sytuacji.

    Duże i przestronne pomieszczenie spowijał półmrok. Jedyne światło, jakie nieco rozświetlało salę, stanowiły świece, ustawione na ołtarzu. Ich płomień sprawiał, że dało się dostrzec klęczącą w jednej z ławek dziewczynę o srebrzystobiałych włosach. Oczy miała zamknięte, a dłonie złożone do modlitwy. Owa kapliczka znajdująca się w siedzibie X-Laws, pozwalała Jeanne na wyciszenie i poukładanie skołatanych myśi. Po tym swoistym rytuale potrafiła podejmować decyzje bardziej racjonalnie i dokładnie, czego akurat dziś potrzebowała najbardziej. Spodziewała się wizyty Asakurów i, chociaż im ufała, chciała mieć pewność, że jej wybory są słuszne.
    Marco jakoś starał się zachować zimną krew, gdy opowiadała mu o wizycie Asakurów oraz o zawarciu rozejmu. Widziała, ile go to kosztuje i była mu wdzięczna za rozsądek i rozwagę, nad którymi niestety często brała górę zaślepiająca nienawiść. Lasso czuł się na pewno zagubiony, oszukany, jednakże Iron Maiden chciała jak najlepiej dla wszystkich, więc miała nadzieję, że szybko upora się z pierwszym szokiem.
    Mijała już trzecia godzina jej pobytu w kaplicy, ale nie odczuwała tego upływu czasu. Właściwie mogłaby tu spędzić tygodnie, a czułaby się jakby minęło dużo mniej czasu. Nie wiedziała od czego to zależy - może od atmosfery panującej tutaj, a może dzięki ciszy. W każdym bądź razie była wdzięczna reszcie członków X-Laws, że bez powodu nie zakłócali jej modlitwie.
    Kierowana przeczuciem, że niebawem przybędą jej goście, postanowiła wrócić do swojego pokoju. Chciała się jeszcze przyszykować do ich wizyty.

    Silva sprzątał kolejny brudny stolik po gościach knajpy. Nie mógł skupić się na wykonywanej czynności, przez co o mały włos nie rozbił szklanki po soku. Zaklął w myślach, starając się bardziej skoncentrować na polerowaniu blatu. Nie chciał pozwolić sobie, aby jego myśli znowu powędrowały w stronę informacji, które znalazł dla Nichroma. Właściwie nie miał obowiązku tego dla niego szukać, ale z dobrej woli postanowił mu pomóc. Czuł, że to, co znajdzie będzie zaskakujące, ale nie wiedział na co dokładnie się pisze.
    Zebrał brudne naczynia, starając się zapomnieć o informacjach dla Nichroma. Szybkim krokiem przemierzył trasę do zmywaka, aby je tam zostawić. Nie miał czasu zająć się umyciem naczyń, których zebrał się już całkiem pokaźny stos, gdyż ciągle ktoś przychodził i musiał iść zebrać kolejne zamówienie. Zdecydowanie przydałaby mu się pomoc, jakakolwiek.

    Tym razem Yoh i Hao zostali przywitani z mniejszym dystansem przez X-Laws, chociaż dalej dało się odczuć niechęć w stosunku do Piromana. Właściwie ognisty szaman nic sobie z tego nie robił, bo nie przyszedł zawierać przyjaźni, a w interesach, które należało załatwić pokojowo.
    Mężczyzna, który wpuścił ich do budynku, zaprowadził ich pod sam pokój Jeanne. Hao zastanawiał się, czy z grzecznosci, czy z obawy, że po drodze coś zrobią. Zapewne jedno i drugie.
    Iron Maiden przywitała ich dość serdecznie, zaproponowała nawet coś do picia, jednak bracia odmówili. Hao chciał jak najszybciej mieć za sobą omawianie planów ze wszystkimi, więc od razu zabrał się do rzeczy. Rozwinął na stoliku kopię planu bitwy i zaczął wszystko objaśniać Jeanne, która słuchała w skupieniu, co jakiś czas przytakując, że wszystko rozumie. Czekała z wszelkimi pytaniami do końca monologu ognistego szamana.
    Yoh obserwował wszystko w skupieniu, ciesząc się, że bratu udało się dogadać z Francuzką. Wydawać się mogło, iż nigdy ze sobą nie walczyli i zawsze stali po jednej stronie barykady, co było niesamowite. Wspólny cel mógł wiele zdziałać, o czym Yoh przekonał się już nie raz. A przy okazji z przyjemnością przyglądał się przemianom, jakie zachodziły w Hao. Stopniowe, aczkolwiek zauważalne już od początku, gdy się pogodzili.
    - Kiedy chciałbyś zabrać się za tę ścianę? - zapytała Jeanne, wskazując na odpowiednie miejsce na mapie.
    - Jak najszybciej, jeśli można - odparł Hao.
    - W takim razie możecie zacząć już jutro.
    Wracając od X-Laws, Hao był zadowolony z szybszego obrotu spraw. Teraz niewiele stało na przeszkodzie ich wygranej, o ile wszystko będzie dalej szło po jego myśli. Gdy rozstał się z Yoh nieopodal jego domku, chciał jak najszybciej znaleźć się w obozie, aby sprawdzić, czy nic się nie stało podczas jego nieobecności. Teleportował się, by z ulgą stwierdzić, że nikogo nie brakuje oraz nie wydarzyło się nic niepożądanego w ciągu dnia.

~*~

Wiem, długość nie zadowala i nie powala na kolana, ale jestem zadowolona z całokształtu tego rozdziału. :3
Kolejny rozdział na pewno w styczniu, ale nie wiem kiedy dokładnie, bo mam masę zaliczeń i muszę się uczyć. :(
Na moim drugim blogu też pojawił się dziś rozdział: http://shaman-king-chronicle.blogspot.com/ Także i tam też zapraszam w międzyczasie. :)
A Wam wszystkim życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :3 No i oczywiście, wystrzałowego i szampańskiego Sylwestra, o ile czytacie to jeszcze 31 grudnia. :)
Do następnego! :3

środa, 30 listopada 2016

27. Rozejm

Witam!
Zdążyłam w listopadzie! Brawo ja. :3
Byłoby w umówionym terminie gdyby komputer nie postanowił mi się wyłączyć w niedzielę tuż przed zapisaniem ostatnich poprawek rozdziału, a później biegałam od poniedziałku do lekarza, na badania i tak cały czas. Jutro kolejne badania...
Dobra, mniejsza.
Miłego czytania. :)

~*~

    Podczas śniadania w domu rozległ się dźwięk dzwonka, a raczej trzech dzwonków wyroczni. Nim szamani sprawdzili, kto z nich ma kolejną walkę, spojrzeli po sobie, zastanawiając się, dlaczego Król Duchów nie podejmował żadnej decyzji w sprawie nadchodzącej bitwy. Była ona zdecydowanie ważniejsza od jakichkolwiek walk turniejowych.
    - Drużyna z Filadelfii - przeczytał na głos Horokeu. - Nic mi to nie mówi, a wam?
    Zebrani pokręcili głowami, że nie znają takiej drużyny. Nie słyszeli o niej wcześniej i prawdopodobnie szamani nie brali udziału w Turnieju zanim został przerwany. Król Duchów nie oszczędzał na czasie, ani swoim, ani uczestników. Każdy był zdania, że Turniej powinien był zostać kontynuowany w przerwanym momencie. Zaczynanie wszystkiego od nowa nie miało najmniejszego sensu, chociaż nikt nie znał zamiarów Króla Duchów.
    - Cóż, dowiemy się w swoim czasie - odparł chłodno Ren. Wstał od stołu, aby wyrzucić kartonik po mleku. - Nie wiem jak wy, ale idę potrenować.
    Tao wziął guan dao oparte o ścianę i wyszedł z domku. Najwyraźniej nie zamierzał tracić czasu na bezczynne siedzenie przy stole.
    - A ty na co czekacie? - zapytała Anna, odstawiając pusty kubek po zielonej herbacie.
    Jak na zawołanie szamani podnieśli się z krzeseł i ruszyli na przebieżkę po Patch Village. Nie chcieli drażnić Anny tuż po śniadaniu, bo do zachodu słońca nie zaznają czym jest spokój i odpoczynek po ciężkim treningu.

    Yoh i Hao szli ramię w ramię przez Patch Village. Dla szamanów nie był to już dziwny widok, przyzwyczaili się, że bracia w dziwny sposób pogodzili się i zapomnieli o dawnych nieporozumieniach. Hao wydawał się być spokojny i bardziej zdystansowany, ale również emanował pozytywną energią, chociaż nikt nie odważył się zaczepiać Władcy Ognia w obawie przed własnym życiem. Nawet jeśli Yoh ma dobry wpływ na bliźniaka, to nie sądzili, aby Hao złagodniał do tego stopnia, że dałby sobie wejść w drogę komukolwiek.
    Zmierzali do siedziby X-Laws, aby porozmawiać z Jeanne. Aktualnie planowali załatwić sprawę tuneli pod Patch pokojowo, jednak jeśli Iron Maiden nie zgodzi się, to będą musieli poszukać poparcie wśród Rady. Nie była to najgorsza opcja, ale Hao miał świadomość, że X-Laws byliby cennymi sojusznikami w walce z Morrigan.
    Poprzedniego dnia Hao pokazał plany Yoh. Chciał, aby brat był pierwszą osobą, z którą się skonsultuje po nałożeniu ostatecznych poprawek. Miał świadomość, że bliźniak nigdy nie zajmował się strategią i planowaniem, a do treningów zostawał raczej zmuszany. Przynajmniej na początku, bo teraz Yoh czasami z własnej woli szedł poćwiczyć.
    Wszystko wytłumaczył właścicielowi mandarynkowych słuchawek, skracając pokrótce w czym potrzebuje jego pomocy, a Yoh szybko przystał na jego propozycję i z chęcią postanowił wybrać się z nim do Jeanne. Obaj mieli nadzieję na owocne negocjacje i jakiś rozejm, co mogło nie być takie proste, zwłaszcza z prawą ręką Iron Maiden. Marco mógł skutecznie utrudnić wszystko, chociażby nawet odesłać ich z kwitkiem. Nie to, że Hao tak po prostu dałby się wyprosić, ale nie zamierzał robić problemów w Patch Village, których było już wystarczająco dużo. Zaczynając od Króla Duchów, który milczał w sprawie Morrigan, a kończąc na Radzie, z którą nie szło się ostatnio dogadać nawet w błahych sprawach, gdyż najczęściej nie odpowiadali na pytania żadnego z szamanów. Nikt z obecnych w wiosce nie był głupi i widział, że coś się dzieje, a Rada nabrała wody w usta, byleby tylko nic nie zdradzić bez wyraźnego rozkazu Króla Duchów.
    Hao odetchnął głębiej, gdy znaleźli się przed budynkiem. Nigdy wcześniej nie czuł potrzeby odwiedzenia tego miejsca, ale teraz nie miał wyboru. Wszedł po kilku schodkach prowadzących do głównego wejścia, Yoh trzymał się tuż za nim. Zapukał, oczekując jakiejkolwiek reakcji po drugiej stronie. Po chwili usłyszał stukot butów na posadzce po drugiej stronie, a reishi wyłapało coraz głośniejsze myśli mężczyzny. Niedługo po tym drzwi otworzyły się.
    - Nie masz tu czego szukać - warknął członek organizacji, łypiąc na Hao wściekłym wzrokiem. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na Yoh, co nieco zaskoczyło młodszego Asakurę.
    - Przepraszam... - Yoh odsunął bliźniaka do tyłu, a sam zamierzał porozmawiać z mężczyzną. - Chcielibyśmy pilnie zobaczyć się z Iron Maiden Jeanne. Jeśli to problem, to...
    - Tak, to problem. Ty i twój brat nie jesteście tu mile widziani. - Zamknął drzwi tuż przed twarzą właściciela mandarynkowych słuchawek.
    Hao zacisnął pięść, a w jego oczach zamigotały małe ogniki. Złagodniał, gdy dostrzegł proszące spojrzenie Yoh. Niech będzie, zrobią to tak, jak chciał krótkowłosy Asakura.
    Yoh wyciągnął rękę i zapukał ponownie. Otworzył ten sam mężczyzna. Wygladał na zdenerwowanego i poirytowanego, że jego problem, a raczej dwa problemy jeszcze sobie nie poszły. Nie miał najmniejszej ochoty wpuszczać ich do środka. Asakurowie przede wszystkim nie wróżyli niczego dobrego. Hao był chodzącym ogniem, a Yoh urodzonym pacyfistą i jeśli nie ulegnie groźbom, to z pewnością prośby młodszego z braci go złamią.
    - Wybacz, że znowu zabieram ci czas, ale to bardzo ważne. To sprawa życia i śmierci, dosłownie.
    - Co przez to rozumiesz? - zapytał obojętnie, nie dając po sobie poznać, że determinacja Yoh robiła na nim jakiekolwiek wrażenie.
    - Jak dobrze wiecie, co dzieje się w Patch?
    - Pewnie niewiele - mruknął Hao, niedbale opierając się o drzwi ręką.
    - Właściwie nie powinienem z wami o tym rozmawiać, ale to prawda.
    - To wpuścisz nas czy nie?
    Yoh posłał bliźniakowi spojrzenie, mówiące, że miał siedzieć cicho, żeby niczego nie popsuć.
    - No nie wiem... - Podrapał się zamyślony po brodzi. - Niech będzie, ale nie zaczepiajcie Marco. Podminowany jest ostatnio. - Wpuścił ich do środka, po czym poprowadził ich w głąb korytarza. - Od momentu kiedy został wrobiony w ten atak, nie jest sobą. Wszystko go drażni i niewiele się odzywa do kogokolwiek poza Świętą Panienką.
    - Wspaniałomyślne z jego strony, że nie musicie go słuchać.
    Yoh pokręcił z niedowierzaniem głową. Nawet nie zamierzał już komentować zachowania brata, zwłaszcza że nawet mężczyzna w białym mundurze niewiele sobie robił ze słów Hao. Zdawało się, że puszcza to mimo uszu, jakby Władca Ognia nic nie powiedział.
    Mijali po drodze bardzo dużo zamkniętych pomieszczeń. Za jednymi drzwiami Hao wyczuł aurę Marco, którego myśli nie były zbyt optymistyczne. Piroman nie dziwił mu się, również miał żal do całego świata i czuł pewnego rodzaju niechęć do Yoh zaraz po tym, gdy pokrzyżował mu plany. Teraz uważał, że jest winien bliźniakowi przeprosiny i zamierzał odpokutować wszystko tak, jak należy, gdyż przyczyniłby się do szybszego przebudzenia Morrigan. A tak mieli jeszcze odrobinę czasu, w prawdzie niewiele, ale zawsze coś.

    Jeanne zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby pomóc i wielokrotnie rozważała zawarcie rozejmu z Hao, jednak nie chciała informować o tym Marco. Wściekłby się, a tego nie chciała, więc niejednokrotnie tłamsiła w sobie chęć pojednania z piromanem. Zauważyła znaczną różnicę w zachowaniu ognistego szamana, zwłaszcza pod wpływem Yoh. Na początku myślała, że to Hao przeciągnął bliźniaka na swoją stronę, ale z czasem zrozumiała jak bardzo się pomyliła. A Marco? On nie chciał słyszeć o zmianie Władcy Ognia i nie był w stanie dogadać się z nim. Miała wrażenie, że Lasso straciłby w pewnym stopniu sens swojego życia.
    Rozmyślenia Iron Maiden przerwało pukanie do drzwi. Nie spodziewała się gości o tej porze, ale zaprosiła ich do pokoju. Ujrzawszy Hao i Yoh, ucieszyła się nieco, ale była również zaskoczona tą niespodziewaną wizytą. Zastanawiała się, co sprowadza Asakurów do jej siedziby.
    - Możesz nas zostawić, Nick - powiedziała Francuzka.
    Mężczyzna przez chwilę się wahał, czy powinien zostawić Jeanne z potencjalnym zagrożeniem w postaci Hao, ale uznał, że ze Świętą Panienką nie może się kłócić. Poza tym Yoh nie wyglądał na takiego, co pozwoliłby komukolwiek kogokolwiek skrzywdzić, nawet własnemu bratu, więc postanowił się ulotnić i poczekać za drzwiami na wypadek jakby go potrzebowali.
    - Usiądźcie. - Jeanne wskazała kanapę przy stoliku na środku pokoju. - Przepraszam za mały bałagan. - Westchnęła cicho, zbierając porozrzucane na stoliku kartki i różne papiery.
    Hao pomyślał, że Iron Maiden byłaby przerażona bałaganem, który nieraz panował w domku przyjaciół Yoh. On, na całe szczęście, zdążył się już przyzwyczaić.
    - Co was do mnie sprowadza? - zapytała z zaciekawieniem Jeanne, siadając w fotelu na przeciwko bliźniaków.
    - Oferta nie do odrzucenia - odparł Hao. Nie zamierzał owijać w bawełnę i przedłużać jakąś kwiecistą mową, która nakłoniłaby Jeanne do jakiejkolwiek decyzji. - Chodzi o Morrigan, o której zapewne słyszałaś.
    - Tak, zanim Rada uciszyła całą sprawę jakiś czas temu, moi ludzie zdołali się co nieco dowiedzieć, niestety przypuszczam, że to za mało. Miałam jedynie okazję poszukać czegoś na własną rękę.
    - Sprawa wygląda tak, że powiem ci niemal wszystko, co wiem - oznajmił Hao. - Mam jednak kilka warunków, który możemy połączyć w moją ofertę rozejmu.
    Iron Maiden wyglądała bardziej na zaskoczoną niż zdenerwowaną, co dobrze wróżyło. Właściwie Hao miał wrażenie, że ulżyło jej z jakiegoś powodu. Czyżby sama chciała z nim współpracować?
    - Jesteś jednym z ważniejszych sojuszników na naszej liście - powiedział Yoh, aby wesprzeć nieco brata. - Twoja pomoc w bitwie byłaby niezwykle istotna.
    - Rozumiem, jednak chciałabym poznać więcej szczegółów. Jakiś plan?
    - Owszem i tu potrzebuję twojej pomocy, a raczej zgody. Ile wiesz na temat podziemi Patch Village? - zapytał Hao.
    - Raczej niewiele, ale donieśli mi, że w podpiwniczeniu budynku znajduje się ściana na środku korytarza. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale może to być jedno z przejść.
    - Nie mylisz się. I chciałbym wiedzieć jak zapatrujesz się na jej wyburzenie, oczywiście potrzebuję jeszcze zgody Rady, ale to nie problem. Na moich planach ten budynek byłby jednym z punktów orientacyjnych.
    - Chciałabym jeszcze zobaczyć te plany - powiedziała Francuzka - ale wstępnie się zgadzam, co może pomoże ci wynegocjować zgodę od Goldvy.
    - Jak się nie zgodzi to trudno, wcale nie muszę się troszczyć o jego piórka na głowie - odparł beznamiętnie ognisty szaman.
    Niewdzięczność Rady zaczynała działać mu na nerwy i rozumiał dlaczego Zinc i Nichrom zdradzili plemię Patch. Sam miał dość tego, że Strażnicy byli typowymi służbistami, którzy nie zamierzali łamać regulaminu. Nie włączając w to Silvę, w końcu był jego rodziną, a więc geny zrobiły swoje. Na całe szczęście, bo chociaż im pomagał na tyle ile mógł i chciał.
    - Porozmawiam z moimi ludźmi i popracuję nad Marco - obiecała czerwonooka. - Jestem bardzo zadowolona z waszej propozycji i postaram się wywiązać ze swojej części umowy.
    Hao i Yoh byli usatysfakcjonowani przebiegiem wydarzeń. Jak na razie wszystko szło po ich myśli, ale nie zamierzali chwalić dnia przed zachodem słońca. Przed nimi była jeszcze rozmowa z Goldvą, co nie należało do najłatwiejszych zadań. Plemię Patch było ostatnio oporne na logiczne argumenty i jakąkolwiek współpracę z Hao. Możliwe, że to przez zachowanie piromana, ale to nie oznaczało, iż powinni przekreślać miliardy istnień przez milczenie Króla Duchów.

    Idąc do siedziby Rady, minęli Fausta i Mantę wracających z zakupów. Zapewne Ryu miał w planach jakąś przepyszną kolację, na co żołądek Yoh ucieszył się. Nic tak nie cieszyło krótkowłosego Asakury jak syta kolacja, a ostatnimi czasy Anna podwoiła mu porcje, co prawda stosownie do ilości ćwiczeń, ale zbytnio nie narzekał.
    Weszli do siedziby Rady. Hao aż za dobrze znał tę drogę, która nic się nie zmieniła od pięciuset lat. Dawniej przemierzał te korytarze w nieskończoność, co teraz budziło w nim wszystkie wspomnienia - zarówno te miłe, jak i złe.
    - Przepraszamy, jest tu ktoś? - zawołał Yoh, gdy w pomieszczeniu nie zastali żadnego ze Strażników. Po Goldvie tym bardziej ani śladu... - I co teraz?
    - Goldva, nie baw się w kotka i myszkę. Jesteśmy na tyle poważni, aby porozmawiać w ważnej sprawie - powiedział Hao, rozglądając się.
    Usłyszeli ciche kroki z bocznego korytarza. Ktoś zmierzał w ich stronę i mieli nadzieję, że to wódź plemienia.
    - Miałeś rację - wychrypiał stary szaman, wychodząc do bliźniaków. Podpierał się na drewnianej lasce i wyglądał na wykończonego psychicznie oraz fizycznie. Był w opłakanym stanie, co zaniepokoiło nawet Hao.
    - Co się stało? - zapytał Yoh, podchodząc do Goldvy.
    - Morrigan urosła w siłę. Wypierałem to tak długo, bo Król Duchów milczał, ale - zawahał się - zrozumiałem, że Król Duchów nie przemówi. Dąży uparcie do zakończenia Turnieju, co jest niepokojące.
    Hao nie zamierzał mówić, że miał rację, skoro nawet Goldva to przyznał. Teraz musiał w jakiś sposób przyśpieszyć wszystko, bo miał wrażenie jak czas coraz szybciej ucieka i niebawem nie będzie go już wcale. Nawet minuty...
    - W takim razie myślę, że chętnie nam pomożesz.
    - Niestety nie mam innego wyjścia. Rób jak uważasz, Hao. Spróbuj nas ocalić, skoro Król Duchów nie daje wyraźnych wskazówek.
    Ognisty szaman uśmiechnął się. Jednak mógł zacząć chwalić dzień przed zachodem słońca. Wszystko szło po jego myśli, chociaż nie pogardziłby gdyby Morrigan zdecydowała się sama uwięzić. Miałby mniej problemów na głowie, ale na to nie miał co liczyć, więc zostało mu tylko zjednoczenie wszystkich szamanów. Z poparciem Rady będzie to dużo łatwiejsze.

~*~

Przepraszam za wszelkie błędy, jak i za długość. Niestety ie udało mi się naskrobać nic więcej. :/ Kolejny rozdział planuję na 10-11 grudzień lub jakoś po świętach. :) W każdym bądź razie postaram się dotrzymać terminów. ^^"
A rozdział na drugim blogu również się pojawił. :) Link w zakładce "Autorka". :)
Do następnego! :3

poniedziałek, 31 października 2016

26. Planowanie

Witam... Zdaję sobie sprawę z tej długiej, bardzo długiej przerwy. I pewnie trwałaby dłużej, gdyby nie pewien anonim, który zapytał, czy jeszcze żyję. Żyję i mam się całkiem dobrze, ale dziękuję za troskę! Naprawdę, gdyby nie Ty, to pewnie dalej rozdział kurzyłby się na dysku.
Właściwie to zmusiłam dziś moją wenę do intensywnego myślenia, bo od dwóch miesięcy nic nie naskrobałam, a jak już cokolwiek to ledwo kilka linijek. :/ A gdyby nie dziś, to nie wiem kiedy miałabym czas na pisanie, bo od środy zaczynam się uczyć na kolokwium z anatomii - taki urok studiów niestacjonarnych, że niemal co zjazd mam zaliczenia.
Dobra, nie przedłużam. Zapraszam na długo wyczekiwany rozdział. :)

~*~

    Hao i Opacho podążali ulicą. Zmierzali do Yoh i jego przyjaciół na obiad, gdyż piroman obiecał, że przyjdzie. Koniec końców - chętnie przychodził do ich domku, ale ostatnimi czasy sytuacja w Patch Village była napięta, a powietrze można było ciąć nożem. Część strażników patrzyło na długowłosego Asakurę z większą niechęcią niż X-Laws. Dawniej pomyślałby, że jest to niemożliwe. W dodatku, wprost proporcjonalnie do niechęci plemienia Patch, rosła nieufność szamanów biorących udział w Turnieju.
    Hao zaklął w myślach. Kto by pomyślał, że jedna wizyta u Goldvy będzie miała skutki uboczne, które rozprzestrzenią się po Patch Village z prędkością światła. Nawet dwadzieścia cztery godziny nie upłynęły od tamtego momentu. Szkoda, że tak szybko nie ogłosili nadejścia Morrigan. Ognisty szaman zaczął myśleć, iż strażnicy mają zaburzone postrzeganie niektórych rzeczy, a ich poglądy mijają się całkowicie z jakąkolwiek logiką, bo łatwiej oskarżyć najpotężniejszego szamana o całe zło niż pradawne bóstwo. Oczywiście, w końcu Morrigan może zapewnić im cierpienie pozagrobowe przez wieczność. A wieczność to bardzo długo.
    Opacho zatrzymała się przed domkiem Yoh. Dotarła do drzwi szybciej od Hao, gdyż zawsze lubiła biec przed nim. Często zawracała, żeby iść równo z piromanem, jednak po jakimś czasie znowu biegła kilka metrów z przodu.
    Hao uśmiechnął się do dziewczynki, gdy zrównał się z nią i zapukał do drzwi. Jeszcze kilka dni temu nie zabierałby Opacho ze sobą, jednak po ostatnich wydarzeniach nie zważał na to, czy mała chce iść z nim, czy nie. Martwił się o jej bezpieczeństwo i w sumie Murzynka nie narzekała na fakt, że mogła chodzić wszędzie z Hao. Z Luchistem często nudziła się, oczekując powrotu piromana.
    Drzwi otworzył Horo, uśmiechając się szeroko. Zaprosił ich do środka, po czym szybko wbiegł po schodach. Piroman uśmiechnął się pod nosem. Bardzo możliwe, że wszyscy czekali na gości przed podaniem obiadu i Usui, jak to on, czuł jak żołądek mu się skręca z głodu.
    Hao wchodził za Opacho, uważając, aby dziewczynka nie spadła lub nie potknęła się. Kamienne schody były dość strome, a upływ czasu nie działał na nie zbyt korzystnie i gdzie nie gdzie widać było niewielkie wyszczerbienia w stopniach. Jak już zostanie Królem Szamanów, to zadba o gruntowne remonty.
    Przy obiedzie mało kto mówił cokolwiek. Każdy raczej skupiał się na tym, co znajdowało się na talerzach, a znając tę wesołą gromadkę trudno było o takie sytuacje. Zazwyczaj wspólne posiłki były przepełnione gwarem i głośnymi rozmowami, swoją drogą za głośnymi jak na gust Anny, która ceniła sobie ciszę i spokój, ale nawet ona była nieco zaskoczona brakiem hałasu robionego przez przyjaciół.
    - Hao, właściwie jaki masz plan? - zapytał Ren, odstawiając pustą buteleczkę po mleku.
    - Dopracowuję szczegóły. Zwłaszcza strategię - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Nie mogę po jednym czy dwóch dniach ot tak - pstryknął palcami - wyrysować wam ze szczegółami planów wojennych związanych z bitwą.
    - Jakie jest stanowisko Rady wobec twoich planów? - Mikihisa obserwował całą sytuację z boku, jednak postanowił poruszyć jedną z najważniejszych kwestii. Plemię Patch miało decydujące zdanie odnośnie zaangażowania całej szamańskiej społeczności w bitwę z Morrigan.
    - Właściwie to - podrapał się w tył głowy, upodabniając się w ten sposób do bliźniaka - nie dałem im zbyt dużego wyboru w sprawie moich planów.
    Mikihisa przez chwilę milczał i Hao dałby sobie rękę uciąć, że pod maską na twarzy mężczyzny malowało się zdenerwowanie i zakłopotanie. Nigdy nie spotkał się z poparciem, gdy osiągał swoje cele za pomocą władzy, którą dysponował od tysiąca lat, jednak odnosił wrażenie, że tym razem Mikihisa walczy ze sobą i tłamsi w zarodku lekką dumę. Jakby nie było po raz pierwszy piroman zastraszył Radę w słusznym celu, a nie by przejąć władzę absolutną.
    - Co masz dokładnie na myśli?
    - Mają siedzieć cicho i pozwolić mi uratować planetę przed destrukcją. Morrigan jest gorsza od świadomego dążenia ludzi do autodestrukcji oraz wyjałowienia Ziemi.

    Nichrom tego dnia nie wyściubił nawet nosa poza granice obozu ze zwykłego lenistwa. Nie miał chęci ani siły, aby ruszyć swoje zacne cztery litery z namiotu, który zajmował na skraju obozowiska. Przed powrotem Hao miał się spotkać z Silvą, a później pomóc przy dopracowaniu strategii. Asakura znał całe Patch Village niemal na pamięć, jednak to Nichrom wiedział o tajemnych przejściach i różnych tunelach najwięcej. W dodatku Silva obiecał znaleźć dla niego kopie planów wioski.
    Wstał, po czym przeciągnął się leniwie, ziewając. Za chwilę musiał iść, chociaż nie miał ochoty. Wyjrzał z namiotu, gdyż miał wrażenie, że ktoś przeszedł obok i chyba usłyszał swoje imię. Przed wejściem stała Marion i po jej wyrazie twarzy wywnioskował, iż chciałaby pilnie z nim porozmawiać. Cóż, nie miał chyba wyboru, gdyż Phauna wyglądała na zdeterminowaną.
    - No, mów o co chodzi - powiedział Indianin, wychodząc. Spojrzał na dziewczynę z uśmiechem, zachowując między nimi stosowny dystans. Wolał nie naruszyć jej przestrzeni osobistej w obawie przez naruszeniem jego różnych części ciała przez Hao. Nie od dziś wszyscy wiedzieli, że ta dwójka miała się ku sobie, a ostatnimi czasy piroman wydawał się być bardziej... zaborczy.
    - Skąd wiesz tyle rzeczy? Odbieram wrażenie, że nie mówisz wszystkiego.
    - Każdy ma swoje tajemnice, a ja raczej nie zdradzam swoich, chyba że mam ku temu dobry powód.
    - Dobrze wiesz o co mi chodzi, Nichrom - mruknęła Włoszka, patrząc w oczy szamana.
    - Nie szpieguję, jeśli o to ci chodzi - odpowiedział z lekkim rozbawieniem. - Nie mam powodu, aby zdradzić Hao. Nawet jeśli dostałbym korzystną ofertę, to z reguły nie zdradzam przyjaciół, o ile mogę tak nazwać Hao.
    Chyba nie kłamie, pomyślała Marie. Wyczułaby lub zauważyłaby, czy Nichrom próbuje się wykręcić, zwłaszcza po ruchach ciała i mimice twarzy. Indianin mówił przekonująco, chociaż swego czasu udało mu się przechytrzyć całą Radę i nie padł na niego nawet cień podejrzeń, iż to on zdradza plemienne tajemnice.
    - Poza tym myślę, że Hao wyczułby, kiedy kłamię. Nawet nie kryję się ze swoimi myślami, bo nie mam powodu. W każdym bądź razie - trochę wiary, proszę. Mogę wyglądać podejrzanie i patrzysz na mnie przez pryzmat mojej przeszłości, ale nie wiesz o Radzie tyle co ja, więc nie wiesz przez co odszedłem. Ba, dałem się wyrzucić z wilczym biletem w kieszeni.
    Phauna nieco się zmieszała po słowach Indianina. Wiedziała, że Rada nie jest do końca uczciwa, ale musiała przyznać Nichromowi rację. Nikt poza nim i Hao nie wiedział, co dokładnie działo się w obrębie strażników wybranych spośród wszystkich członków plemienia. Wyglądali na zwyczajnych służbistów, którzy trzymają się ustalonych zasad i ani myślą o złamaniu ich lub obejściu. Z wyjątkiem kilku osób, a jedna z nich stała właśnie przed nią z przyklejonym do twarzy łobuzerskim uśmiechem. W dodatku w jego oczach nie dostrzegła nic, co wskazywałoby na kłamstwo i to ją niesamowicie ucieszyło, gdyż Hao ufał Nichromowi i źle zniósłby zdradę z jego strony.
    - Wiem, że może być ci trudno, ale zaufaj mi. Wiem co robię i informuję o wszystkim Hao na bieżąco. Nie masz powodu do podejrzeń - dodał spokojnie.
    Marie przytaknęła, mając nadzieję, że zaufanie Nichromowi jest bardzo dobą decyzją. Nigdy wcześniej go nie podejrzewała o zdradę, ale po tej sytuacji, gdy wiedział gdzie dokładnie znajdował się Hao, zaczęła mieć wątpliwości. O Księdze Zniszczenia za pewnie także wiedział, chociaż to były jej domysły.
    Zerwał się mocny wiatr, gdy Włoszka wracała do swojego namiotu. Nie zapowiadało się na deszcz, aczkolwiek wszyscy mogli spokojnie pożegnać się z latem, które przeminęło. Zaczynała się jesień i chociaż znajdowali się na pustyni, to szamani zdążyli się przyzwyczaić, że pogoda w Patch Village była dość różnorodna i zmienna.

    Hao pożegnał się z bratem i jego przyjaciółmi, którzy zostali wygnani na popołudniowy trening. Chętnie wybrałby się z nimi, gdyż dawno spędził miło czas, ale nie chciał ciągnąć ze sobą Opacho na ponad trzydzieści kilometrów przebieżki po wiosce. Poza tym obiecał, że dziś dopracuje ze swoimi uczniami ostatnie szczegóły planu. Do tego potrzebował Nichroma, który lepiej od niego znał Patch Village. Przy okazji Indianin obiecał, iż Silva zdobędzie dla nich kopie planów szamańskiego miasteczka, aby było łatwiej zaplanować wszystko z dokładnym wyznaczeniem najważniejszych miejsc.
    Wchodząc do obozu, zaczął zwoływać wszystkich, aby nie tracić czasu i zabrać się za plan. Nichrom czekał już przy palenisku z rozłożonymi zwojami. Hao uśmiechnął się delikatnie, siadając obok Indianina. Cieszył się, że od razu mogą zacząć pracę.
    Rozłożył plan, który obmyślili wcześniej i zaczął go porównywać z mapami, dostarczonymi przez Silvę. Niemal wszystko się zgadzało, jednak Hao dostrzegł małą różnicę. Zmarszczył czoło, próbując przypomnieć sobie, co znajdowało się w tamtym miejscu.
    - Siedziba X-Laws... - mruknął bardziej do siebie niż do swoich uczniów. - Chyba wypadałoby porozmawiać z Jeanne.
    Brał pod uwagę możliwość pojednania, nawet chwilowego z X-Laws, a raczej z Iron Maiden, bo z Marco rozmowa skończyłaby się tak jak zawsze, więc nie było sensu zawracać sobie nim głowy. Lasso zapewne zrobi wszystko, co Francuzka będzie chciała. Pójdzie tam jutro i zabierze ze sobą Yoh. Tak, to najlepsze wyjście.
    - Zajmę się tym - powiedział. - Powiedz mi, czy wszystkie tajne przejścia są uwzględnione na tych mapach?
    - Nie wszystkie, ale stare mapy gdzieś się zawieruszyły - odpowiedział Nichrom. - Na przykład to miejsce - wskazał palcem na jeden z budynków na mapie - i siedzibę X-Laws łączy tunel, który znajduje się tutaj i prowadzi tędy - przejechał palcem po mapce - jednak znajduje się tam ściana. Jest dość cienka, ale zburzenie jej wymaga zgody Jeanne albo Rady, gdyż znajduje się ona w podpiwniczeniu budynku.
    - Z deszczu pod rynnę - mruknęła Kanna, gasząc papierosa.
    - Poradzę sobie z tym. Rada, jak i X-Laws, jeśli chcą, to potrafią być bardzo rozsądni i skorzy do współpracy. - Piroman uśmiechnął się, ale nie był to wredny uśmieszek. Tym razem postanowił stawiać mniej warunków, a bardziej negocjować. Sami bitwy nie wygrają i będzie musiał zawrzeć pewne pakty oraz rozejmy. Dla dobra planety był zdolny do wszystkiego.
    - A tędy - Nichrom ponownie zwrócił uwagę wszystkich na jedną z map - można dotrzeć do tajnego wyjścia z Patch Village. Moga go używać jedynie strażnicy, ale dawniej w wyjątkowych sytuacjach był używany do ewakuacji całej wioski.
    Hao pochylił się nad mapami i planem bitwy. Zamyślony podrapał się po brodzie, mrucząc coś pod nosem, jednak nikt nie mógł wyłapać poszczególnych słów szamana. Zmrużył oczy, dłuższy czas przyglądając się wyrysowanym przez Nichroma tajnym przejściom. Zastanawiał się, kto mógłby zająć poszczególne pozycje w trakcie bitwy. Starał się przypisać odpowiednie osoby, aby ich umiejętności świetnie sprawdziły się na danym terenie.
    Wziął długopis od Nichroma i zaczął pisać na oddzielnej kartce. Później przepisze wszystko na plan bitwy, gdy dopracuje wszystkie szczegóły. Nie widział sensu w kilkakrotnym nakładaniu poprawek na niemal skończony plan, dlatego też robił notatki na brudno.

    Słońce schowało się za horyzontem, gdy Yoh kończył wieczorną przebieżkę po Patch Village. Przy ostatnim okrążeniu zdecydował, że pobiegnie inną trasą niż przyjaciele i teraz znajdował się niedaleko obozu brata, więc postanowił go odwiedzić i sprawdzić, czy Hao skończył już plany bitwy. Miał nadzieję, że nie przeszkodzi mu w niczym ważnym.
    Swobodnie wszedł do obozu, mijając Luchista, który skinął mu głową na przywitanie. Pamiętał jak po pogodzeniu się z bliźniakiem przyszedł tu pierwszy raz. Czuł wtedy pewien dyskomfort, gdy uczniowie brata mierzyli go wzrokiem i za pewnie mieli nie do końca jednoznaczne myśli na jego temat. Podejrzewał, że wtedy nikt go nie zaatakował tylko dlatego, że Hao wyjaśnił im całą sytuację.
    Hao nakładał ostateczne poprawki na mapach, gdy usłyszał Yoh rozmawiającego z Opacho przed swoim namiotem. Szybkim, zdecydowanym ruchem nakreślił kilka słów w prawym dolnym rogu mapy, po czym odłożył wszystko na bok. Jutro wieczorem spotka się ze wszystkimi i przedstawi plany bitwy. Jeśli zostaną one zaakceptowane przez zdecydowaną większość, wydeleguje grupę osób, które stworzą stosowną ilość kopii.
    Długowłosy Asakura wyszedł z namiotu, aby przywitać się z bratem. Opacho, wiedząc, że Hao jest odrobinę zajęty, zaczęła rozmawiać z Yoh, a w efekcie namówiła właściciela mandarynkowych słuchawek, aby pobawił się z nią chwilę, więc piroman zastał bliźniaka rzeźbiącego z dziewczynką w ziemi.
    - Stęskniłeś się za braciszkiem? - zapytał z przekąsem Władca Ognia, mierzwiąc bratu włosy.
    - Ej! - Yoh zerwał się na równe nogi tak szybko, że Hao strącił słuchawki z głowy brata. Krótkowłosy Asakura nie przejął się tym i również chciał zabawić się we fryzjera. Piroman nie zamierzał dawać bliźniakowi taryfy ulgowej i utrudniał mu odegranie się - a to się przesunął, a to złapał Yoh za rękę zanim ta dotarła do jego długich brązowych kosmyków.
    Całej scenie ukradkiem przyglądali się uczniowie Władcy Ognia, oderwani chwilowo od własnych zajęć. Nikt się nie śmiał, chociaż zachowanie braci wyglądało dość komicznie dla obserwatora. Uśmiechali się jedynie pod nosem, zastanawiając się od kiedy Hao tak się zmienił i od kiedy tak po prostu okazywał publicznie własne uczucia. Yoh zdecydowanie miał na niego dobry wpływ, bo przy nim zapominał o problemach i pozwalał sobie na odrobinę zabawy.
    Yoh leżał krzyżem na ziemi, a Hao siedział mu na brzuchu, unieruchamiając przy tym ręce brata. Krótkowłosy szarpał się na boki, starając się uwolnić z niemal żelaznego uścisku. W duchu zastanawiał się jakim cudem pozwolił sobie na chwilę nieuwagi.
    - Rozejm? - zapytał Yoh z szerokim, rozbrajającym uśmiechem.
    Nim Hao zdążył odpowiedzieć i uwolnić brata, Opacho skoczyła na braci, sprawiając, że piroman wylądował twarzą do ziemi tuż obok bliźniaka. Murzynka za to wyglądała na szczęśliwą, leżąc rozłożona na tułowiach Asakurów i śmiejąc się wesoło.
    Chwilę później bliźniacy podnieśli się z ziemi, otrzepując siebie i Opacho z kurzu. Hao otrzymał jeszcze niewinnego kuksańca pod żebra od brata, żeby Władca Ognia przypadkiem nie pomyślał, że Yoh tak łatwo się poddał. A w przyszłości może liczyć na rewanż w braterskich przepychankach.
    - Dobra, a teraz chyba musimy porozmawiać - oznajmił Hao, patrząc poważnie na bliźniaka. - Będziesz pierwszą osobą, która wszystkiego się dowie.

~*~

Wiem, mogłoby być dłuższe jak na rozdział, który powinien był pojawić się dawno temu. Niestety nie wiedziałam jak jeszcze opisać wydarzenia, aby nie zahaczać o to, co zaplanowane mam na kolejny. A lepiej krócej i ciekawiej, niż jakbym miała rozciągnąć fabułę, co byłoby znacznie bardziej nudne.
Kolejny rozdział planuję na drugi lub czwarty weekend listopada. Albo w oba te weekendy, zależy jak będzie z moim czasem i chęciami. :) A mam nadzieję, że jednak będzie dobrze. ^^
Mam nadzieję, że czekaliście na mnie i zostawicie jakieś opinie niżej. :) 
Do następnego! :3

czwartek, 25 sierpnia 2016

Liebster Blog Award + informacja

Witam!
Powiedzmy sobie szczerze, że dawno mnie tu nie było. Jak również na innych moich blogach. Mam ostatnio problemy rodzinne, a raczej moja mama ma problem ze mną. Nie akceptuje moich wyborów, bo uważa, że nie tyle ma prawo jak obowiązek dobierać mi znajomych (bo są ode mnie młodsi i równie dobrze są to również znajomi mojego młodszego brata) przez co ciągle się kłócimy. Dobrze, że chociaż wybrane przeze mnie studia akceptuje. Za dużo, aby pisać, ale też za mało, aby było to dobre wytłumaczenie. Właściwie to przez to pisanie i poprawianie rozdziałów idzie mi opornie, jakbym porwała się z motyką na słońce... :/ Staram się ogarnąć swoje życie, plany, a Wy zasługujecie na wyjaśnienie, dlaczego już drugi tydzień nie ma rozdziałów, a na dodatek rzadko kiedy zostawiam komentarze na Waszych blogach. Naprawdę Was za to przepraszam i w ten weekend postaram się dodać już zaległe rozdziały oraz skomentuję wszystkie zaległe rozdziały u Was. :) Tylko potrzebuję na to czasu. Blogów nie zawiesiłam, nie zawieszam i zawiesić nie zamierzam, bo są dla mnie ważne i pozwalają mi na oderwanie się chociaż na chwilę od rzeczywistości.
Wrócę do "żywych" już niebawem, a tymczasem zostawię zaległe LBA. :)

Pytania od Darki3363
 1. Ostatnio zakupiona przez ciebie książka?
"Trucizna" Sary Poole

2. W jaką grę ostatnio zapamiętale grasz?
League of Legends. Uzależniłam się chyba, ale mojemu chłopakowi to nie przeszkadza, bo ma z kim grać. xD

3. Nagle trafiasz do świata, gdzie na dzień dobry dostajesz do wyboru trzy dowolne bronie, a potem ruszasz na wojnę, bo trzeba. Możesz wybierać pomiędzy bronią nowoczesną, hipernowoczesną i broń starszej daty, typu włócznie, miecze sztylety. Co wybierzesz? Naturalnie można wymieszać typy broni.
Mogę guan-dao? Tak? To jeszcze katanę poproszę. I jakieś granaty. Najlepiej karabin maszynowy. Przydałyby się jeszcze jakieś dynamity. A koktajle Mołotowa są? Tak? To dobrze. *wymienia pół arsenału*
A na poważnie, w obronie koniecznej, własnej lub w obronie kraju użyłabym broni oraz przemocy. Ale z reguły jestem spokojną osobą. Z reguły.

4. Ostatnio przez ciebie ściągnięta piosenka na komputer/komórkę/MP3.
Rozbójnik Alibaba ft. Bezczel - Byłaś serca biciem
I trzy płyty Taco Hemingway`a. Moja nowa muzyczna miłość. <3

5. Ostatnio ulubiony, obcojęzyczny cytat to…?
"Always be yourself, unless you can be Batman, always be Batman" ~Andy Biersack

6. Jaka jest data twojego oficjalnego wejścia w świat blogów, czyli publikacja pierwszego tekstu na najpierwszejszego bloga?
Dokładnie 31 grudnia 2010 roku. Obecnie blog zaginął w czeluściach onetu, a ja raczej za nim nie płaczę. Opowiadanie pisałam na początku gimnazjum, kiedy to moje wypociny zawierały dziesięć linijek dialogu na linijkę lub dwie opisu. W każdym bądź razie fabuła też wysokich lotów nie była, ale mam do tej historii sentyment, więc może w dalszej przyszłości przerobię ją i znowu opublikuję.

7. Co lubisz robić w wolnym czasie?
W wolnym czaie? Ostatnimi czasy nie wiem, co to jest. Serio. ._. No ale jak już znajdę czas, to oglądam seriale/anime/filmy, rysuję, piszę opowiadania, gram w lola, spotykam się ze znajomymi i gramy w piłkę, spaceruje z piesełem. I coś na co zawsze mam czas - jedzenie i spanie! :D

8. Twoja ,,miłość od pierwszego wejrzenia” to…? Mam na myśli oczywiście przedmioty nieożywione XD
Hm... Nieożywione tak? W takim razie Zwiadowcy Johna Flanagana! Od pierwszej strony Ruin Gorlanu nie mogłam się oderwać od książki, a kolejne pochłaniałam w zastraszającym tempie. <3

9. Masz jakiś swój ulubiony rysunek, wykonany oczywiście przez ciebie? Pokażesz go nam, jeżeli odpowiedź brzmi tak?
Tak, mam. Największy sentyment mam do tego liska. :3 Rysowałam go ponad półtora roku temu i teraz wiele bym w nim poprawiła, ale mimo wszystko podoba mi się. ^^



10. Jaka jest twoja ulubiona postać OC, jaką kiedykolwiek stworzyłaś? Jak nie możesz wybrać jednej, to wybierz do trzech postaci XD
Ogólnie moje OC mają jakąś cząstkę mnie. Najbardziej chyba lubię Mię Akumę, moją pierwszą OC, jaką stworzyłam i pokazałam światu. xD Ale najbliższa mi jest Rachel Montellano z opowiadania, które aktualnie nie istnieje, ale grzeje sobie miejsce na dysku, czeka na przerobienie i odnowienie, w swoim czasie na ponowną publikację.
No i moja trzecia OC - Ayame Ashigaka. W pierwotnej wersji nazywała się Aiko, ale Ayame bardziej mi do niej pasuje. Powstała przez zmiksowanie (tak, zmiksowanie xD) SK i Kronik Pradawnego Mroku M. Paver.

11. Jaką chciałabyś mieć supermoc?
Skoro już o to pytasz to teleportację. Zwiedziłabym tyle miast, kontynentów i to tylko przenosząc się z miejsca na miejsce. ^^

Pytania od Will
1. Ulubiona piosenka?
Kurde, mam wybrać jedną? Will, why? ;-; To sprawdzę, którą najczęściej gwałcę replay`em na telefonie.
*5 minut później*
Na pierwszym miejscu znajduje się "Voy por ti" Jorge Blanco, a na drugim "Light your heart" tego samego wykonawcy. Hiszpańscy muzycy górą. xD Właściwie to Jorge ma według mnie taki cudowny głos, że mam ciarki na plecach, gdy słucham piosenek w jego wykonaniu. <3 Ba, oglądam jego vlogi na YT od niedawna i chociaż mówi w większości po hiszpańsku i angielsku, to wszystko rozumiem. To musi być przeznaczenie, w które nie wierzę i miłość od pierwszego wejrzenia, w którą również nie wierzę, no ale... xD

2. Ulubiona fikcyjna postać męska, na której lubisz się wyżywać… to znaczy, którą podziwiasz? ^^”
Znowu jedna? Yhh, Will, takie trudne decyzje... To niech będzie Hao, bo lubię się na nim wyżywać w opowiadaniu i rzucać mu kłody pod nogi...
Hao: Ej!
Znaczy, podziwiam jego spokój i opanowanie. I potęgę. Władza może nie jest już taka spoko, ale dobrze mieć Króla Szamanów po swojej stronie!

3. Jak daleko sięgają twoje umiejętności kulinarne?
Wystarczająco daleko, aby nikt nie umarł z głodu i aby dało się zjeść. xD A tak poważnie - nikt nigdy złego słowa nie powiedział na amciu przygotowane przeze mnie, to chyba nie jest źle. :D
Popisowe danie to jakaś chińszczyzna z ryżem albo schabowe. Schabowe są super. <3

4. Czy chciałabyś znać swoją przyszłość? Uzasadnij.
W sumie to nie. Jakbym wiedziała, co się wydarzy, to albo bym do tego dążyła, albo próbowałabym zmienić swoją przyszłość. Niewiedza też jest znośna, bo intuicyjnie umiem pokierować swoim życiem i, co najważniejsze, uczę się na błędach. :)

5. Czego potrzeba ci właśnie w tej chwili?
Akceptacji moich wyborów przez moją mamę. To nie jest takie trudne, przynajmniej dla mnie...

6. Ulubiony aktor i ulubiona aktorka? Za zagranie jakich postaci ich uwielbiasz?
Ulubiony aktor... Do niedawna był to Johnny Depp, którego kocham za wszystkie role, a zwłaszcza Jacka Sparrowa. <3 Ale od pewnego czasu rywalizuje o to miejsce z Tomem Cruisem, którego uwielbiam za rolę Nathana Alrena w Ostatnim Samuraju, Etana Hunta w Mission Impossible i wiele innych, ale jeszcze wiele filmów Toma przede mną. ^^
A ulubionej aktorki nie mam, ale bardzo lubię Ninę Dobrev za rolę Eleny Gilbert w Pamiętnikach Wampirów, które namiętnie oglądam i ubolewam, że w 7 sezonie jej nie było. Aktualnie czekam na 8 sezon. ^^

7. Najlepsze anime ever? (Will jest zdesperowana i szuka czegoś do pooglądania >.>)
Za mało anime widziałam, aby zdecydować, ale jak powiem, że Shaman King to raczej nikogo nie zaskoczę. Polecam w oryginale, nieocenzurowane i dialogi są lepsze, chociaż polski dubbing trudno przebić.

8. Lubisz oliwki? ._.
Nope. Nienawidzę tych małych zielonych i czarnych paskudztw. Tfe...

9. Co robisz, kiedy zostajesz sama w domu? x3
Maraton serialowy/filmowy/anime, ewentualnie piszę opowiadania albo czytam mangę. Ewentualnie śpiewam jak głupia, bo nikt mnie nie słyszy. No i moja ulubiona muzyka leci bardzo głośno, bo akurat mama mi nie powie "Ścisz to, sama w domu nie jesteś!" xDD Chociaż ostatnimi czasy mało kiedy przebywam w domu, bo wolę wyjść i się nie denerwować. :/

10. Kto jest twoim ulubionym autorem? Ulubiona powieść, która wyszła spod jego ręki?
Bardzo lubię Simona Becketta za serię z Davidem Hunterem, Johna Flanagana za Zwiadowców i wiele innych mogłabym wymienić, bo jestem książkoholikiem i niesamowicie trudno mi zdecydować.

11. Ostatni film, który doprowadził cię do łez?
Ostatni Samuraj. Oglądałam trzy razy i za każdym razem ryczałam jak bóbr w trakcie bitwy samurajów z armią cesarza, kiedy samurajowie byli zdecydowanie na gorszej pozycji i byli dziesiątkowani przy pomocy haubicy. I jak Katsumoto umierał. I jak Algren dał cesarzowi katanę Katsumoty i na słowa "Opowiedz mi jak zginął" odpowiedział "Opowiem ci jak żył." Zdecydowanie za bardzo się wzruszyłam. T^T

Pytania od Arii Adler
1. Zakochałaś się kiedyś w postaci z kreskówki/anime/filmu/książki? Chociażby wtedy, gdy byłaś mała.
A bo to niby raz? Ciągle zapycham moje serce kolejnymi postaciami z kreskówek/anime/filmów/książek. I jakbym miała wybierać to zastanawiałabym się tylko nad dwoma postaciami - Kapitanem Jackiem Sparrowem i Syriuszem Blackiem. <3

2. Twoja ulubiona postać fikcyjna z dzieciństwa?
Jak byłam dzieckiem, to uwielbiałam Axela z A.T.O.M. i Wolverina z X-Menów.

3. Czy chciałabyś kiedyś wyruszyć w rejs dookoła świata?
Tak, tak i jeszcze raz tak. Lubię podróżować, a co najlepsze w samym wyjeżdżaniu najlepszy jest dla mnie etap podróży do jakiegoś miejsca niż sam pobyt, dlatego podróż dookoła świata byłaby jak najbardziej w moim guście.

4. Masz jakieś przedmioty w domu związane z anime/mangą?
Mam drugi tom mangi Kuroshitsuji. Niestety tylko to.

5. Jakie jest twoje hobby? Jeśli masz jakieś oprócz pisania xD
Rysowanie. Od dziecka rysowałam i tak mi już zostało. :D Również namiętnie czytam książki, ale to raczej przyjemne uzależnienie. :D

6. Czy gdyby tak nagle się okazało, że twoja postać OC żyje naprawdę w tym samym mieście co Ty, a zdałaś sobie z tego sprawę dopiero po napisaniu już kilkunastu rozdziałów o niej na bloga, to czy kontynuowałabyś pisanie czy zmieniłabyś główną bohaterkę? A moze masz inne rozwiązanie?
Istnieje czy nie - wymyślając ją jak i fabułę opowiadania, nie miałam pojęcia o tym fakcie, więc spokojnie kontynuuję pisanie. OC jak to OC, podczas jej tworzenia zazwyczaj skupiam się na danych cechach charakteru, wyglądu, że zawsze istnieje możliwość, że gdzieś, może nawet w mojej miejscowości, mieszka sobie bardzo podobna, jeśli nie identyczna osoba. ^^

7. Jest jakieś miejsce na świecie które chciałabyś odwiedzić, aż tak, że mogłabyś teraz rzucić wszystko co robisz, spakować walizki i wyjechać?
Japonia! Jakby mi ktoś powiedział "pakuj się, jedziemy gdzie tylko chcesz", to nawet bym się nie zastanawiała nad decyzją. xD

8. Masz swój ulubiony film? Jak tak to jaki? :3
W sumie to nie mam jednego, ale uwielbiam Piratów z Karaibów (wszystkie części i czekam na piątą :3), Harry`ego Pottera (a zwłaszcza trzecią i piątą część), Mission Impossible (również wszystkie części) i od bardzo niedawna zakochana jestem bez pamięci w Ostatnim Samuraju. <3

9. Ulubiona postać w SK?
Od samego początku uwielbiam bliźniaków. I Rena. Taak, ten specyficzny Ren nic nie robi i rozkochuje w sobie kobiety. ^^" Ryu pewnie chętnie by się z nim zamienił na magnesy na kobiety, bo Ryu się chyba zepsuł. xD

10. Gdybyś mógł zmienić się na jeden dzień w postać ze swojego opowiadania, to kto by to był i dlaczego?
Zależy z którego opowiadania i czy kanoniczną postać, czy OC. Z moich OC najbliższa mi była chyba Rachel, więc pewnie padłoby na nią. Albo lubię jeszcze Ayame i fajnie byłoby pogadać sobie z wilkami. xD A z kanonicznych postaci z SK to najpewniej Hao, bo może się teleportować i ma władzę nad żywiołami. I nieważne, że to mężczyzna. W sumie to od gimnazjum w przedstawieniach szkolnych wcielałam się w większości w męskie role. xD

11. Czy chciałabyś zostać choćby na jeden dzień jakimś zwierzakiem i poznać jego punkt widzenia?
Kot. Koty są świetne, takie niezależne. Sama mam kota o bardzo wdzięcznym imieniu - Batman. :3




Nikogo nie nominuję. Nie mam czasu i siły wymyślać pytań. I w sumie to prawdopodobnie ostatni LBA jaki dodaję na którymś z blogów, na kolejne będę odpowiadała pod postami z nominacją i/lub prywatnie. :)
Do zobaczenia w weekend i mam nadzieję, że pomimo mojego milczenia dalej ktoś chce czytać te wypociny, które dodaję. :)

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

25. Tajemnica

Witam,
wiem, że mamy już sierpień, ale nijak nie dałam rady się wyrobić z rozdziałem na wczoraj. Rano dowiedziałam się od mamy, że jedziemy nad zalew ze znajomymi i nikt nie przyjmuje mojej odmowy. W dodatku mój internet dalej szaleje i często mam dostęp tylko do tego internetu w telefonie.
Tyle słowem wstępu.
Miłego czytania. :)

~*~

    Pogoda nie uległa zmianie od dwóch dni. Niebo dalej było zachmurzone, chociaż od pamiętnej ulewy nie spadła nawet kropla deszczu. Ziemia zdążyła już nieco przeschnąć, a kałuże stawały się coraz mniejsze. Było dość chłodno, w porównaniu z pogodą, z jaką szamani mieli do czynienia we wrześniu. Ciepłe, wrześniowe dni były już przeszłością.
    Hao siedział nad jeziorem. Rzeźbił palcem szlaczki w piasku, spoglądając na Króla Duchów w oddali. Wyglądał imponująco, jak zawsze, ale jego poświata zlewała się z szaro-granatowym niebem. Asakura ocenił, że Król Duchów jest dużo spokojniejszy. Od wyprawy do Księgi Zniszczenia nie czuł niepokoju, który udzielał mu się przez to jak blisko niego był kilka miesięcy temu. Tak jakby Król Duchów czuł się spokojny tylko dlatego, że odmówił Morrigan. Swoją drogą jej oferta nie była w żaden sposób atrakcyjna. Nie miał zamiaru skazać świata na zagładę.
    - Hao-sama!
    Opacho podbiegła do szamana i usiadła na skraju jego peleryny. Uśmiechała się do niego ciepło, z typową dla dziecka niewinnością i ufnością. Hao chciał pomyśleć w samotności, ale nie potrafił jej odesłać z powrotem do obozu, chociaż wiedział, że byłaby bezpieczna z Luchistem, który obiecał, iż w razie zagrożenia zadba o to, aby nie spadł jej nawet jeden włos z głowy.
    - Wybacz, ale nie chciała ze mną wrócić - powiedziała Marion, która wyszła zza drzew. Próbowała zatrzymać Opacho, ale dziewczynka utworzyła kontrolę ducha i pomknęła ścieżką do Hao, nie słuchając protestów Marion, jak i Luchista, który za namową Włoszki wrócił do obozu. Był bardziej potrzebny tam, a ona sama mogła zająć się tą sprawą.
    - I tak miałem za chwilę wracać - odparł nie do końca zgodnie z prawdą. Właściwie to nie miał w planach zbyt szybkiego powrotu. Chciał jeszcze przejść się po Patch Village z nadzieją, że spotka któregoś ze strażników. Musiał porozmawiać z Radą o czymś niezwykle ważnym i dotyczyło to zarówno Morrigan, jak i jego udziału w tej bitwie. Jeśli mieli przetrwać, to musieli przystać na jego warunki, bez względu na wszystko i konsekwencje, bo tylko on mógł ich ocalić. Znał tajemnice, o jakich całemu plemieniu Patch i ich przodkom nawet się nie śniło.
    Blondynka podeszła bliżej, mając nadzieję, że nie zarumieniła się. Dziękowała Królowi Duchów za obecną pogodę, gdyż temperatura powietrza nie należała ani do najcieplejszych, ani do najzimniejszych, co nieco hamowało proces zaczerwienienia się policzków.
    Usiadła obok Hao, a jej serce biło miarowo, ale szybko, jak na jej gust stanowczo za szybko. Przed walką z X-Laws omal nie całowała się z ognistym szamanem, a fakt, że do tego nie doszło, sprawiał, iż czuła się niepewnie. Nie wiedziała, czy uczucia Asakury są takie same, jakie żywiła względem niego od bardzo dawna, jednak dopiero od niedawna widziała realne szanse na zbudowanie czegoś stałego z Hao.
    - Właściwie to powinnam zabrać Opacho. Widzę, że potrzebujesz czasu dla siebie i nie musisz przy mnie udawać, że jest inaczej - powiedziała Marie, starając się dobrze dobrać słowa oraz aby głos jej nie zadrżał. - Po prostu powiedz.
    - Nic się przed tobą nie ukryje - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - To prawda, że chciałem pobyć sam, ale z drugiej strony nie przeszkadza mi wasze towarzystwo. Naprawdę.
    Włoszka w dalszym ciągu nie była przekonana. Czuła naraztający niepokój, coś wisiało w powietrzu, sprawiając, że robiło się nieprzyjemnie. Hao mógł ją uspokajać miłymi słowami, ciepłym uśmiechem, ale ona nie mogła pozbyć się tego dziwnego przeczucia, które sprawiało, że czuła się jakby stado węży wiło jej się w brzuchu.
    - Dobrze, powiem ci co się dzieje, ale później - obiecał ognisty szaman. - Zabierz Opacho do obozu. Gdy wrócę, to wszystko wam wyjaśnię, bo zasługujecie na to.
    Murzynka niechętnie wstała ze skraju peleryny, na którym siedziała. Nie chciała wracać do obozu bez Hao, ale nie chciała też, aby był na nią zły, więc stanęła obok Marie. Chwilę później obie szły ścieżką.
    Hao spojrzał na Marie. Jej blond włosy związane w dwa kucyki falowały na wietrze z każdym krokiem dziewczyny. Zmusił się do odwrócenia wzroku, gdy Phauna i Opacho niemal zniknęły między drzewami. Musiał załatwić ważną sprawę. Nawet dwie, ale ta druga nieco poczeka.

    Goldva wydawał się być oburzony, zerkając na Silvę. Przed chwilą dowiedział się, że jeden ze strażników utrzymywał kontakt ze zdrajcą, którego nie mógł pozbyć się ot tak z Patch Village. Nichrom dalej należał do plemienia, a jego rezygnacja ze stanowiska w Wielkiej Radzie Szamanów nie miała nic do owej przynależności. Przy okazji młody Indianin był jednym z towarzyszy Hao, z którym Goldva nie chciał zadzierać z obawy o własne życie. Ostatnim razem mało brakowało, a przywitałby się z Królem Duchów.
    - Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz? - zapytał wódź, siląc się na spokojny ton. Chciał wybuchnąć, aby rozładować narastającą frustrację, ale właściwie nie miał wiele Silvie do zarzucenia.
    Silva przestąpił z nogi na nogę. Wiedział, że powinien powiadomić Goldvę o wszystkim. Rozmawianie z Nichromem nie było niczym złym i nie groziła mu za to kara, ale obawiał się, że ktoś zacznie węszyć. Łatwiej było zataić tę informację niż opowiedzieć wodzowi o wszystkim w taki sposób, aby nie podejrzewał podstępu, zdrady czy czegokolwiek innego, co podlegałoby pod złamanie zasad.
    - Jak już wspomniałem, Nichrom otworzył mi oczy na sprawę X-Laws - odpowiedział wymijająco. - Nie to, że chcę ich bronić, bo nic ich nie usprawiedliwia, że wtargnęli na terytorium Hao, ale z drugiej strony nie do końca są wszystkiemu winni.
    Goldva przymknął na chwilę powieki. Gdy je otworzył, ponownie spojrzał na Silvę. W pomieszczeniu znajdował się również Karim, chociaż stary szaman nie wiedział dokładnie dlaczego... Prawdopodobnie tylko towarzyszył najlepszemu przyjacielowi, co nie przeszkadzało Goldvie.
    - Dobrze, wszystko pięknie się wyjaśniło. Jednak to nie zmienia faktu, że Morrigan robi co chce i nawet Hao nie umie jej się przeciwstawić. Zastanawiam się, czy to wszystko w ogóle ma sens.
    - Wypraszam sobie - powiedział Hao, wchodząc do pomieszczenia. Jego kroki odbijały się echem od kamiennych ścian. - Jako jedyny umiem ją powstrzymać.
    - Jak śmiesz tak tu wchodzić bez zaproszenia?
    - Nie sądzę, abym potrzebował zaproszenia - odpowiedział spokojnie piroman. - I nie oburzaj się tylko dlatego, że Silva jako jedyny coś zrobił, aby ocalić tych wszystkich szamanów. Nie to, że szczególnie mi na nich zależy, ale jemu najwyraźniej tak i powinieneś być wdzięczny, że rozmawiał z Nichromem, który wie więcej niż wy wszyscy razem wzięci.
    - Jesteś bezczelny, Hao - powiedział Goldva.
    - Owszem, bo nie chcę, aby ziemia po raz kolejny została zbrukana krwią w nierównej walce. - Podszedł bliżej do starego szamana. - Możesz mi nie wierzyć, że się odrobinę zmieniłem, ale zależy mi na ocaleniu wszystkich. Nawet ciebie. Mam plan i z łaski swojej pozwól mi działać w spokoju. Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.
    Asakura nie czekał na odpowiedź Goldvy. Wyszedł z pomieszczenia i jedyne, co świadczyło jeszcze o jego obecności, to echo kroków, które odbijały się od ścian skalnego korytarza. Wódź plemienia zastanawiał się, czy celem Hao było zastraszenie go, czy udowodnienie, że ma wszystko pod kontrolą. Najpewniej jedno i drugie, jeśli dobrze znał piromana.
    Goldva spojrzał od niechcenia na Silvę i Karima, dając im w ten sposób do zrozumienia, że powinni zrobić to samo, co Hao i ulotnić się. Chciał zostać sam, żeby pomyśleć. Nie wiedział, czy powinien powierzyć losu całej ludzkości w ręce Hao.
    Strażnikom nie trzeba było nic mówić. Skierowali się do wyjścia.
    Silva dziękował przodkom, że Goldva nie drążył bardziej tematu Nichroma zanim Hao przyszedł. Powinien podziękować również ognistemu szamanowi, bo dalej był czysty, przynajmniej w oczach wodza plemienia. Gdyby Goldva dowiedział się o jego nie do końca legalnych poczynaniach, to już mógłby zacząć się pakować ze świadomością, że otrzymał wilczy bilet.
    Karim domyślił się już jakiś czas temu, że Silva coś ukrywa, ale nie sądził, że przez ten cały czas utrzymywał kontakt z Nichromem. W dodatku milczał jak zaklęty, gdy pytał go o różne rzeczy. Z jednej strony rozumiał przyjaciela, bo musiałby go wydać przed resztą Rady, a tak przynajmniej mówiły zasady, chociaż nie groziła za to żadna kara; jednak z drugiej strony byli przyjaciółmi i pewnie zdecydowałby się na współudział, kryjąc Silvę. Poza tym czuł, że sprawa Nichroma nie jest jedyną sprawą, jaką przed nim ukrywał. Karim wiedział, iż potomek Wielkiego ma jeszcze jakąś tajemnicę. O wiele większą i gorszą niż ukrywanie w miarę przyjaznych kontaktów ze zdrajcą i dezerterem. Nie zamierzał naciskać, zwłaszcza w obecnej sytuacji. Silva i tak nie wyglądał na skorego do zwierzeń.

    Hao siedział na kanapie w salonie w domku Yoh i jego przyjaciół. Przyszedł do nich akurat w momencie, gdy wrócili z treningu. Cieszył się z własnego wyczucia czasu, bo nie uśmiechało mu się czekać.
    - Jestem wszystkim winny wyjaśnienia - mruknął Hao. Nie był zadowolony z tego, że tak bardzo zamierza się odsłonić przed ludźmi, których dawniej uważał za wrogów. - Wtedy, w Księdze Zniszczenia, zadałem sobie wiele trudu, aby odmówić Morrigan. Atak X-Laws był jej odwetem, pewnego rodzaju zemstą. Sprawiła, że Porf zaczął walkę, a kiedy wróciłem do obozu, to coś we mnie pękło. X-Laws zbyt długo panoszyli się, próbując mnie zabić. - Zamilkł na chwilę. - Chciałem zabić Marco i pewnie nie żałowałbym tego nawet przez chwilę. Nie czułbym wyrzutów sumienia. Nigdy ich nie czułem, tym razem też tak by było, ale uświadomiłem sobie, że to nie jest odpowiednia droga.
    - Dobra. Wszystko rozumiem - powiedział Ren. Chyba on najlepiej rozumiał to, co powiedział długowłosy Asakura. Przeszedł przez coś podobnego, jeśli nie identycznego. - Tylko wyjaśnij mi jedno. Jak zamierzasz powstrzymać Morrigan?
    - Mam pewien plan, który przedstawię wszystkim w odpowiednim czasie.
    - A mnie raczej zastanawia jak ona dostała się do Patch - mruknął Horo. Ani trochę nie podobał mu się fakt, że w jakiś sposób ta przerażająca kobieta namieszała aż tak bardzo w życiu piromana.
    - Wysłała kruka bitewnego - wyjaśnił Hao. - W najbliższym czasie nie spodziewam się jej ponownego ataku, ten ostatni wiele ją kosztował.
    Ognisty szaman wiedział, że krucza bogini nie będzie mogła sobie pozwolić na kolejne straty mocy przed głównym starciem. Musiałaby naprawdę go nienawidzić, jeśli chciałaby go za wszelką cenę wyeliminować, ale byłoby to równoznaczne z opóźnieniem realizacji jej planu, a czekała już wystarczająco długo. Znał jej motywy, słabe punkty. Wystarczyło, że w odpowiednim czasie wykorzysta je przeciwko niej.
    - Zostaniesz na obiad? - zapytał z kuchni Ryu. Odkąd Hao przyszedł pichcił coś i jedynie przysłuchiwał się przez otwarte drzwi rozmowie w salonie, gdyż bał się, że coś mu się przypali, a tego nie zniósłby. Piroman nie miał mu tego za złe, bo wiedział jak szybko przyjaciele Yoh przekazują sobie informacje między sobą.
    - Chciałbym, ale nie mogę - powiedział ognisty szaman. Nie kłamał. Śpieszył się do obozu, po ostatnim incydencie nie chciał oddalać się za bardzo od swoich popleczników na długi czas. - Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia, ale przyjdę jutro, jeśli to nie problem.
    - Skądże - zawołał Ryu - zawsze jesteś mile widziany.
    - Właśnie. - Yoh wyszczerzył ząbki i poczochrał włosy bratu. Hao w odwecie wbił łokieć w żebra krótkowłosego Asakury, na co ten jęknął i posłał bliźniakowi spojrzenie pełne wyrzutu.
    Hao wyszedł od brata w nie tyle dobrym jak znośnym humorze. Optymizm Yoh udzielał mu się niemal zawsze i mało kiedy przepychanki z bliźniakiem nie potrafiły mu poprawić samopoczucia. Oczywiście, nie przyznałby się do tego, że takie głupoty pozwalały się wyciszyć najpotężniejszemu szamanowi, chociaż z drugiej strony nawet on potrzebował rozrywki. Jakiejkolwiek, byleby w dobrym towarzystwie, a od jakiegoś czasu zauważał, że do dobrego towarzystwa zaliczają się nie tylko jego uczniowie, ale również przyjaciele Yoh. Nawet Mikihisa czy Silva mu nie przeszkadzali, traktował ich neutralnie, chociaż często łapał się na tym, że traktuje ich jak rodzinę.
    Westchnął, idąc ulicą. Zastanawiał się, dlaczego woli iść pieszo niż teleportować się. Byłoby to o wiele łatwiejsze, ale straty furyoku, nawet tak małe, nie były mu potrzebne. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie musiał walczyć. Chociaż na to się nie zanosiło... Król Duchów postanowił nie dawać mu żadnych walk, a tym bardziej jego uczniom. Nie wiedział, co się dzieje z nim, ale nie podobało mu się to, że został odsunięty od walk. Nie chciał zbyt łatwego zwycięstwa, tym razem chciał uczciwej wygranej, bez żadnych podchodów lub łamania zasad.
    Przerwał swoje rozmyślania na temat wyjątkowo dziwnego poczucia humoru Króla Duchów, gdy wszedł do obozu. Było wyjątkowo spokojnie. Każdy zajmował się sobą lub rozmawiał z kimś. Jedynie Peyote stał dalej od reszty i brzdąkał na nowej gitarze, którą zakupił w jednym ze sklepów w Patch Village. Targował się z Indianinem bardzo długo aż ugrał satysfakcjonującą go cenę. Hao słyszał od Yoh jak Anna walczy o obniżenie cen, więc prawdopodobnie ta dwójka dogadałaby się, gdyby mieli prowadzić jakiś biznes, bo targować się umieli jak mało kto.
    Usiadł przy wygaszonym palenisku, wołając swoich uczniów. Miał nadzieję, że nikt nie poszedł na spacer do lasu lub do wioski. Nie lubił się powtarzać i zawsze ewentualnie ktoś przekazywał wszystko nieobecnym. Rozejrzał się, stwierdzając, że tylko Nichrom gdzieś zniknął, ale dla Hao nie była to żadna nowość. Indianin robił sobie wycieczki, a w obozie bywał tylko wtedy, gdy miał na to ochotę. Ognistemu szamanowi to nie przeszkadzało, dał chłopakowi dużo swobody, przeważnie dlatego, że mimo wszystko Nichrom był ciągle wobec niego lojalny i w miarę możliwości zdobywał dla niego ważne informacje.
    - Niektórzy już wiedzą, dlaczego was tu zebrałem - oznajmił Hao, spoglądając znacząco na Opacho siedzącą obok niego. Zerknął również na Marie, lekko się do niej uśmiechając. - Jak wszyscy wiecie, miałem okazję wybrać się do Księgi Zniszczenia. Nie było to wspaniałe doświadczenie, ale pozwoliło mi odkryć sposób myślenia wroga i poznać jego słabe punkty. Morrigan nawet nie domyśla się, że wiem niezwykle dużo.
    Urwał. Przyjrzał się zebranym wokół niego osobom. Słuchali go z zaciekawieniem, chłonąc każde jego słowo jak gąbki. Nikt nie odezwał się, aby kontynuował. Nauczyli się, że powie im wszystko w swoim czasie, chociaż niekiedy cisza jak ta przedłużała się niemal w nieskończoność.
    - Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że zaatakowała nasz obóz. Potraktowała X-Laws jak bezmyślne pionki, które może przesuwać po szachownicy do woli, bo partia należy do niej. Myśli, że uda jej się wygrać, ale mam pewien plan - powiedział. - Jest jeszcze nieskończony, brakuje mu kilku szczegółów, ale ufam, że wszyscy przyłożycie się do dopracowania go razem ze mną. To nie jest tylko moja walka. To jest nasza walka i musimy działaś wspólnie.
    Większość osób ucieszyła się na te słowa, wyrażając swoje zadowolenie. Hao brał ich pod uwagę przy planowaniu i chciał, aby razem z nim zostali strategami, którzy sprawią, że uda im się pokonać Morrigan. Wierzyli w to chyba nawet mocniej niż ognisty szaman, co wywołało uśmiech na twarzy piromana. Ze swoimi poplecznikami nie musiał martwić się o coś takiego jak niepowodzenie całego przedsięwzięcia, choć czasami wiedział, że nie uda się uniknąć małych potknięć.

~*~

Mam nadzieję, że rozdział był znośny. Powiedzmy, że mi się podoba, chociaż zawsze mi czegoś brakuje w tych rozdziałach. No trudno...
Następny rozdział będzie dopiero za dwa tygodnie najpewniej, bo we środę wyjeżdżam z rodziną do Suśca, w okolice Roztocza. I powrót przewidujemy na sobotę lub niedzielę, prędzej na niedzielę, więc raczej nie uda mi się nic napisać, a tym bardziej wstawić z mizernym dostępem do laptopa i internetu. ._.
A, i nawet nie wiecie jak mnie ucieszyły wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Aż miło poczytać Wasze opinie. W dodatku mam zawsze zaciesz jak idiotka, a mama patrzy na mnie z politowaniem, gdy cieszę mordkę do telefonu. XDD
No i te nominacje do LBA. Mam już prawie ogarnięte wszystkie pytania i odpowiedzi do nich. Może w następnym tygodniu dodam post. :)
Do następnego! ^^

poniedziałek, 25 lipca 2016

24. Zemsta

Witam,
Trochę po północy, ale jestem. Wybaczcie lekkie spóźnienie, ale mój internet kpi sobie ze mnie od kilku dni. >.<
Miłego czytania. :)

~*~

    Deszcz stopniowo ustawał, gdy Hao, Marion i Opacho wracali do obozu. Późno wyszli od Yoh. Ognisty szaman musiał w skrócie opowiedzieć, co wydarzyło się w Księdze Zniszczenia po tym jak został sam na sam z Morrigan. Piroman niechętnie odpowiadał na pytania, które jeden przez drugiego wykrzykiwali przyjaciele jego brata. Jedynie Ren był cicho, z obojętnością opierając się o ścianę i pijąc zimne mleko.
    Opacho szła przed Hao i Marie, podskakując co chwilę do góry, jakby chciała coś złapać. Asakura zadbał o to, aby dziewczynka nie zmokła, więc krople omijały ją. Natomiast Phauna zaprotestowała, mówiąc, że bardziej już nie zmoknie niż gdy szła do Yoh. Hao przystał na jej prośbę.
    Większość drogi szli w ciszy. Dłonie Hao i Marie co chwilę stykały się, ale oboje ignorowali ten fakt. Piroman cały czas miał w myślach obraz Włoszki, podchodzącej do niego z ulgą, jakby wszystkie zmartwienia ulotniły się, gdy go ujrzała. Bez przerwy czuł jej ciepłe ciało, jakby dalej go przytulała. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie powinien myśleć o takich rzeczach, gdy musiał przygotować się psychicznie na walkę z Morrigan. Jednak to dzięki Marion udało mu się przeciwstawić bogini. Nie mógł zaprzeczać, że gdyby był sam to uległby jej wizjom, ale nie był sam. Czuł wsparcie Yoh i Marion. Marion, która nie wiedziała nawet, gdzie poszedł i w jakim celu.
    - Po co poszłaś do Yoh? - zapytał w końcu.
    Phauna, która wcześniej spoglądała przed siebie, odwróciła głowę w stronę Asakury.
    - Kiedyś, gdy uratowałeś mi życie, obiecałam, że zawsze będę przy tobie - odparła. - Obiecałam ci lojalność. Poza tym - dodała - czułam, że stało się coś złego.
    - Cieszę się, że dotrzymujesz swojej obietnicy, ale pomysł, aby wejść do Księgi Zniszczenia nie był dobry.
    Marie milczała, nie wiedząc co powiedzieć. Miała świadomość, że tamten pomysł był nieodpowiedzialny.
    - Gdybyś tam weszła - kontynuował - to Morrigan, znając moje uczucia względem ciebie, wykorzystałaby cię. A ja nie miałbym wyboru, bo chciałbym wtedy cię chronić. Zrobiłbym wtedy wszystko, żeby nic ci się nie stało.
    Blondynka była zaskoczona wyznaniem Hao, z jednej strony cieszyła się, ale z drugiej nie mogłaby sobie wybaczyć, gdyby przez nią musiał spełnić wolę Morrigan. Dziękowała Królowi Duchów, że jednak nie zdecydowała się na ten nieco desperacki czyn. Nie była tak silna, aby ochronić ognistego szamana, nawet gdyby tej ochrony potrzebował.
    Asakura usłyszał myśli Marion. Domyślił się, że chaos zapanował w głowie Włoszki, przez co przestała skupiać się na zamknięciu umysłu przed jego reishi. Dziewczyna dosłownie beształa się w myślach za nieodpowiedzialny pomysł.
    Złapał ją delikatnie za dłoń. Zaskoczona przestała robić sobie wyrzuty i spojrzała na bruneta. Przyciągnął ją lekko do siebie tak, aby stanęła przodem do niego.
    - Przestań - powiedział zdecydowanie, ale spokojnie. Brzmiało to bardziej jak prośba niż rozkaz. - Nic się na szczęście nie stało i nie powinnaś tak tego roztrząsać. Poza tym... - Odgarnął grzywkę z oczu dziewczyny, ale nie zabrał dłoni, zostawiając ją na policzku dziewczyny. - Jestem pod wrażeniem, że w obliczu niebezpieczeństwa wahałaś się tylko dlatego, że mógłbym być na ciebie zły.
    Marion czuła bliskość Hao, bijące od niego ciepło. Gdy patrzył na nią, miała wrażenie, że cały świat nie ma żadnego znaczenia, wszystko jest w porządku, a im nie zagraża jakaś pradawna bogini. W tym momencie liczył się dla niej tylko i wyłącznie ognisty szaman.
    - Mistrzu Hao!
    Romantyczny moment przerwała Opacho, która wcześniej nie zauważyła, że Hao i Marie zatrzymali się i poszła dalej sama. Przed wejściem do obozu przestraszyła się i szybko wróciła, aby przekazać Asakurze złe wieści.
    - Co się stało? - zapytał ognisty szaman, kucając przed dziewczynką.
    - X-Laws... - W oczach Opacho zebrały się łzy. - Atakują obóz.
    Hao i Marie zapomnieli o tym, o czym przed chwilą rozmawiali. Asakura teleportował siebie i swoje towarzyszki do obozu, aby powstrzymać X-Laws jak najszybciej. To, co ujrzał, uświadomiło mu, że samozwańcza grupa, która chciała, aby sprawiedliwości stało się zadość, była bardziej niebezpieczna niż sądził. Jego uczniowie dzielnie odpierali atak X-Laws, broniąc obozowiska.
    - Dobrze, że już jesteś! - zawołał Nichrom.
    Indianin uśmiechnął się łobuzersko i zaatakował Marco. Lasso zablokował atak, ale po chwili spojrzał na Hao, rozpraszając się, przez co jego kontrola ducha została prawie złamana.
    Marion utworzyła kontrolę ducha i dołączyła do Kanny oraz Mattie broniących się przed dwoma mężczyznami w białych uniformach.
    - Schowaj się i czekaj, aż przyjdę - powiedział Hao do Opacho.
    Murzynka skinęła główką, po czym zniknęła za drzewami.
    Ognisty szaman przywołał swojego ducha stróża. Nie chciał w najbliższym czasie walczyć z X-Laws, ale Jeanne nie dała mu wyboru. A może Marco? Iron Maiden nigdzie nie widział. Zdążył się przyzwyczaić do tego, że Lasso niekiedy działa za plecami świętej panienki, ale nie spodziewał się zmasowanego ataku na swój obóz.
    Po dołączeniu Hao do walki X-Laws stopniowo zostawali bez furyoku. Tym razem nie zamierzał być pobłażliwy. Organizacja słono zapłaci za to, że śmiała go zaatakować, w dodatku gdy go nie było w pobliżu. Niczym banda tchórzy.
    Duch Ognia złapał Marco w swoją łapę. Pot zroszył czoło blondyna, zdecydowanie czuł niesamowity żar bijący od ciała potwora. Był skrępowany i nie mógł się ruszyć. Miał przed oczami widmo śmierci, nie przypuszczał, że Hao od tak go puści.
    - Wypuść go! - krzyknął jakiś chłopak, mniej więcej w wieku ognistego szamana. Głos mu drżał, ale starał się ukryć strach.
    Hao uśmiechnął się drwiąco. Niedobitki X-Laws właśnie mu groziły, celując w niego swoimi pistoletami, myśląc, że wypuści Marco ze strachu przed nimi.
    - Hao, wystarczy - powiedział Silva.
    Za Indianinem stało kilku innych strażników.
    - Dlaczego miałbym to zrobić? Napadli na mój obóz, więc od mojej dobrej woli zależy, czy dożyją jutra.
    - Nie ty decydujesz o czyimś życiu, Hao - oznajmił Renim. - Puść Marco. Zajmiemy się X-Laws jak należy.
    - Jasne, powiecie, że tak nie wolno. Dacie im szlaban albo karę, a później pogłaszczecie po główce i powiecie, że wierzycie, że są tak naprawdę dobrymi ludźmi. - Hao zaśmiał się. - Zawsze to samo, ale proszę bardzo. Są wasi.
    Hao zamachnął się ręką, a Duch Ognia powtórzył ten gest, rzucając Marco na bok. Lasso wylądował na drzewie obok strażników. Jego uniform był nadpalony, a tułów mężczyzny poznaczony oparzeniami pierwszego i drugiego stopnia. Karim i Radim podnieśli blondyna, po czym poszli w stronę centrum wioski. Reszta X-Laws odeszła za plemieniem Patch, nie oglądając się na Hao.
    - Silva! - Indianin spojrzał na Asakurę. - Obym tego nie żałował.
    Ognisty szaman podszedł do Peyote, który zbierał szczątki swojej gitary z ziemi. Mamrotał pod nosem coś, co Hao zrozumiał jako groźby pod adresem X-Laws.
    - Pomóż Luchistowi ogarnąć obóz do stanu używalności - zwrócił się do niego. - W tym samym czasie pójdę po Opacho.
    - Oczywiście, Hao-sama - odparł Meksykanin. Zostawił szczątki instrumentu i poszedł wykonać polecenie Asakury.

    Dobrze znana nam grupa szamanów siedziała w knajpie Karima przy największym stoliku. Po wczorajszej ulewie nie było niemal śladu, plemię Patch uprzątnęło wszelkie zniszczenia, a jedyną pamiątką po deszczu były kałuże i niebo zasłane stalowymi chmurami.
    - Chyba nie mówisz poważnie, prawda? - zapytał Horo, omal nie wypluwając soku pomarańczowego na Rena, który siedział naprzeciwko szamana z północy.
    Karim właśnie opowiedział im, co stało się wczorajszego wieczora, gdy Hao wrócił do swojego obozu od nich. Słyszeli krążące po Patch Village plotki o ataku X-Laws na ognistego szamana, ale nie przypuszczali, że są one prawdziwe. Marco zbyt często groził długowłosemu Asakurze i nigdy nie dotrzymywał słowa, dlatego też nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
    - Zachowuj się! - syknęła Pirika, kopiąc brata w kostkę.
    - Mówię całkowicie poważnie - odparł Karim, wycierając szklanki przy barze.
    - Nie sądziłam, że są do tego zdolni - odparła obojętnie Anna, nakłuwając pomidorek koktajlowy na widelczyk.
    - To X-Laws - mruknął Lyserg. - Zdążyłem poznać ich metody.
    - I Jeanne się na to godzi? - zapytał Ren, zgniatając kartonik po mleku.
    - Iron Maiden najczęściej nie jest świadoma czynów Marco. Świetnie mu wychodzi utwierdzanie Jeanne w tym, że to ona rządzi, a w rzeczywistości Marco robi co mu się żywnie podoba, chociaż nawet on ma opory przez złamaniem danego Jeanne słowa - wyjaśnił Diethel. - Jeśli już coś jej obiecuje, to dotrzymuje słowa.
    - Nie chciałbym być w skórze Marco, jeśli jeszcze raz podpadnie Hao - mruknął Karim, zbierając brudne talerze. - Mówię wam, wyglądał jak demon. I ta nienawiść w jego oczach. - Strażnika przeszedł dreszcz, jeszcze nigdy wcześniej nie widział ognistego szamana w takim stanie. - Zjawiliśmy się w odpowiedniej chwili. Wolę nie myśleć, co zrobiłby z Marco.
    - To do niego niepodobne.
    - Yoh, znasz go bliżej od niedawna. Nie masz gwarancji, że się zmienił - powiedział Manta. - Właściwie to nikt z nas nie wie, co się dokładnie stało w Księdze Zniszczenia. Może Hao został jakiś uraz czy coś.
    - Jak tak sobie myślę, to możesz mieć rację, mój mały przyjacielu - zgodził się Ryu.
    - Muszę z nim porozmawiać - powiedział Yoh, wstając od stołu.
    Ren złapał go za nadgarstek.
    - Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł - oznajmił chłodno Tao. - Jeśli chciał coś zrobić Marco, to znaczy, że miał powód. Spójrz na to z innej strony, Yoh. - Ren puścił nadgarstek Asakury. - Jak ty byś się zachował, jakby X-Laws napadli na twój dom, próbując zabić ludzi, których znasz od lat? I nie mów mi o dyplomacji, dobrze wiesz, co zrobili z Borisem, gdy chciałeś z nimi porozmawiać.
    Wszyscy patrzyli to na Yoh, to na Rena. Tao zaskoczył wszystkich swoją krótką, aczkolwiek dobitną przemową. Nikt nie przypuszczał, że złotooki wstawi się za Hao, zwłaszcza gdy próbował zrobić grilla, na którym usmażyłby Marco gdyby nie interwencja strażników.
    - A właściwie wiesz o co poszło? - zapytał Yoh, gdy z powrotem usiadł na swoim miejscu.
    - Na wpół przytomny Marco mamrotał coś o jakiejś kradzieży i groźbach, ale szczerze mówiąc jedynymi ofiarami są, o zgrozo, nie wierzę, że to powiem, Hao i jego uczniowie - odpowiedział strażnik. Nie miał oporów przed wyznaniem prawdy, bo całe Patch już znało okoliczności aresztowania X-Laws, a jeśli ktoś musiał znać wszystkie szczegóły, to tylko i wyłącznie Yoh.

    Hao był od rana w wyjątkowo podłym humorze. Wszyscy widzieli w jakim jest stanie i nawet Opacho nie zbliżała się do niego, aby ognisty szaman mógł w spokoju odreagować i ochłonąć. Zbyt wiele się wydarzyło poprzedniego dnia.
    Zastanawiał się, dlaczego zareagował z taką złością. Omal nie zabił Marco, co byłoby niewielką stratą dla ludzkości, ale dawniej Lasso też go atakował na wszelkie możliwe sposoby i wtedy ignorował go. Tym razem chciał, aby Włoch zapłacił za wszystko, co kiedykolwiek zrobił przeciwko jemu i jego poplecznikom. Dawniej nie przejmował się śmiercią pojedynczych uczniów, ale wczoraj nie zniósłby straty któregokolwiek z nich. X- Laws byli silni i nie mógł od wszystkich wymagać, że bez problemu stawią im czoła.
    Zmienił się, tak samo jak jego nastawienie do pojedynczych osób. Dopiero wczoraj odkrył jak wielki wpływ ma na niego Yoh. To brat sprawił, że bez względu na wszystko chciał chronić najbliższych mu ludzi. Kiedyś zabiłby Marco z zimną krwią dlatego, że mu przeszkadzał i panoszył się, ale wczoraj pragnął jego śmierci za narażenie jego uczniów na niebezpieczeństwo.
    Jednak czuł, że Rada nie odróżnia jego dawnych i obecnych motywów, sądząc, iż ani trochę się nie zmienił. Właściwie miał w nosie ich zdanie i czy strażnicy tego chcieli, czy nie musieli po raz kolejny stanąć po jego stronie. Zastanawiał się, jaką karę wymierzą X-Laws, ale miał wrażenie, że nie będzie ona adekwatna do ich czynów. Pewnie ich nie wyrzucą z Turnieju Szamanów i będą myśleli, że zmienią swoje postępowanie. Hao postanowił na to przymknąć oko, tym razem. Następnym sam wymierzy im odpowiednią karę albo zażąda wydalenia ich z Turnieju. Rada będzie mogła wybrać wedle uznania.

    Marco siedział w łazience, odkażając po raz któryś tego dnia swoje rany. Oparzenia były dość poważne, a ból sprawiał, że co jakiś czas pojawiały mu się mroczki przed oczami i czuł jak traci grunt pod nogami.
    Rada wypuściła go warunkowo, zabraniając mu kolejnych takich wybryków. Jeanne, która sądziła, że Marco poszedł tylko z misją dyplomatyczną do Asakury, również zabroniła mu jakichkolwiek kontaktów z piromanem i jego poplecznikami. Z wyjątkiem ewentualnych walk w Turnieju. Czuła się rozczarowana postępowaniem Lasso i obiecała Goldvie, że niezwłocznie zajmie się tą sprawą, karząc swoich ludzi za niesubordynację.
    Marco nie mógł uwierzyć, że Iron Maiden wierzyła w słowa Rady, a nie jego. Próbował jej wytłumaczyć, jak było naprawdę, ale Jeanne nie chciała słuchać. W rzeczywistości nie zaatakował od razu, na początku chciał porozmawiać z Asakurą, panując nad swoimi emocjami, ale nie zastał go w obozowisku, a jego uczniowie kazali im się wynosić do swojej siedziby. Odmówił, padło kilkanaście albo kilkadziesiąt nieprzychylnych uwag, wymienionych między obiema stronami, a później Porf wystrzelił do Nichroma. I się zaczęło.
    Tym razem, wbrew pozorom, Marco był niewinny, ale za wszystkie swoje poprzednie wybuchy złości na Asakurę, to jemu się oberwało. Porf powinien zostać ukarany za niego lub przynajmniej razem z nim. Niestety nie było tak kolorowo, jakby tego blondyn chciał.
    Syknął z bólu, gdy odwinął bandaż na klatce piersiowej. Znajdowała się tam najgorsza rana, z której sączyła się ropa. Zaciskając zęby, zaczął odkażać. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, ale dzielnie znosił ból. Nawet lepiej niż niedawno doznane upokorzenie.

    Zapadał zmierzch. Tego dnia szybciej robiło się ciemno, gdyż słońce zasłaniały cały czas deszczowe chmury. Deszcz nie spadł ani razu od wczoraj, ale było dość chłodno.
    Nichrom siedział na ławce przy fontannie, czekając na Silvę. Początkowo strażnik opierał się, nie chcąc spotykać się z dezerterem w miejscu publicznym, ale młody Indianin powiedział, że to zbyt ważne, aby bawić się w podchody. Informacje, które chciał przekazać Silvie, miały ogromne znaczenie w sprawie ataku X-Laws i wiązały się z Morrigan.
    - O co chodzi? - zapytał bez ogródek Silva, siadając na ławce obok chłopaka.
    - Wczorajszy atak X-Laws ma coś wspólnego z Morrigan - odpowiedział.
    Strażnik spojrzał na Nichroma zaskoczony. Nie miał pojęcia, w jaki sposób Morrigan mogłaby maczać palce w ataku X-Laws. Chyba że...
    - Hao opowiedział mi, że zna słaby punkt Morrigan i jakąś jej tajemnicę. Rozmawiałem z nim o tym niedawno i doszliśmy do wniosku, że zaczyna się mścić na Hao za to, że jej odmówił.
    - Wszystko rozumiem, ale jak mogłaby...
    - Zaatakować, gdy jej nie ma w Patch? O to chciałeś zapytać?
    Silva przytaknął. Nichrom wiedział więcej niż niejeden członek plemienia.
    - Wysłała kogoś. Przez ułamek sekundy widziałem, jak szeptał coś Porfowi do ucha, a później strzelił do mnie.
    Silva milczał, czekając aż młody Indianin coś powie.
    - Mam na myśli kruka bitewnego - oznajmił Nichrom. - Chyba nie muszę ci mówić, co to oznacza, prawda?
    - Nie, nie musisz - wymamrotał Silva, wstając z ławki.
    Idąc do swojego mieszkania, zastanawiał się, czy nie zostało im przypadkiem mniej czasu, niż przypuszczali. Kruk bitewny, prawa ręka Morrigan, nigdy nie był dobrym znakiem. Hao musiał ją naprawdę rozzłościć, skoro wysłała jednego ze swoich sług do Patch Village. Szukała zemsty, a zemsta w wykonaniu bóstwa wojny nigdy nie jest przyjemna.

~*~

Na szybko sprawdzałam błędy, więc mogłam wszystkich nie wyłapać.
Serdecznie dziękuję za aż trzy nominację do Liebster Blog Award, ale nie mam aktualnie czasu na napisanie takiego posta, więc nie obraźcie się, jeśli odpowiem tylko na pytania na Waszych blogach w komentarzu. Jeszcze nie wiem, czy tak zrobię, ale spodziewajcie się takiego rozwiązania. :)
Następny rozdział za tydzień, postaram się w weekend, co do minuty. :)
Na drugim blogu również pojawił się rozdział, więc zapraszam także tam. ^^
Do następnego! :)

niedziela, 17 lipca 2016

23. Słaby punkt

Ohayo,
w terminie, na całe szczęście. ^^ Zawiodłabym nie tylko Was, ale i samą siebie.
Miłego czytania. :)

~*~

    Annie zaczął się udzielać niepokój przyjaciół. Słyszała myśli niemal wszystkich w pokoju i nie mogła się pozbyć przeczucia, że stało się coś złego. Pobyt chłopców w Księdze Zniszczenia przedłużał się, a ona coraz bardziej martwiła się o Yoh, chociaż starała się tego nie okazywać. Jej ciało przyjęło pozę, która wyglądała na swobodną, a czarne oczy zdawały się być chłodne i opanowane, ale w głębi duszy żałowała, że pozwoliła Yoh iść za Hao. Z drugiej strony wiedziała, że Yoh i tak by poszedł. Nie zostawiłby brata w takiej sytuacji.
    Jun przyzwyczaiła się, że jej brat niemal zawsze podejmował ryzyko. Zawsze martwiła się o niego, ale za każdym razem coraz mniej. Ren udowodnił jej, że umie o siebie zadbać. Powinna przestać traktować go jak dziecko, ale nie umiała. Dla niej zawsze będzie młodszym braciszkiem, jednak Ren nie potrzebował już od dawna opieki.
    Ale Opacho już potrzebowała opieki, zwłaszcza bez Hao, dlatego Chinka postanowiła zająć się dziewczynką aż do powrotu piromana. Murzynka straciła ochotę na zabawę, ale chętnie siedziała obok Jun, która obejmowała ją ramieniem. Opacho nie pokazywała, że martwi się o Hao, chociaż zapewne nie bała się o bezpieczeństwo swojego mistrza. Wierzyła bezgranicznie w jego potęgę i wiedziała, że wyjdzie z tego cały i zdrowy.
    Silva od dłuższej chwili milczał. Powiedział wszystko, co wiedział i powinien już sobie pójść, ale nie mógł. Zaprzeczanie, że nie zależy mu na tych dzieciakach, nic by mu nie dało. Teraz sam Król Duchów mógł go zawiesić, ba, nawet wyrzucić, a on dalej siedziałby w tym pomieszczeniu, oczekując powrotu szamanów, w których wszyscy pokładali nadzieję na pokonanie Morrigan.
    Wszyscy skierowali wzrok na portal prowadzący do księgi. Yoh i reszta wracali ze swojej wyprawy. Wydawało się, że nikogo nie brakuje, a Morrigan nie położyła na nikim z nich swoich rąk.
    - Yoh. Wróciłeś. - Anna, nie patrząc na resztę, podeszła do narzeczonego i przytuliła go. Za bardzo martwiła się o niego, aby teraz przejmować się zdaniem innych, jednak jeśli ktokolwiek podważy jej autorytet oraz powie, że zmiękła, to zafunduje temu komuś karny trening.
    - Nie ma Mistrza Hao - oznajmiła przez łzy Opacho.
    Wszyscy rozejrzeli się. Murzynka miała rację. Nikt poza dziewczynką nie dostrzegł nieobecności Hao, a Yoh i reszta nie zdążyli jeszcze opowiedzieć, co stało się w Księdze Zniszczenia.
    - Hao został - powiedział Yoh, siląc się na spokojny i opanowany ton głosu, ale w głębi duszy czuł, że źle zrobił słuchając brata. - Zrobił to, żebyśmy mogli wrócić.

    Hao siedział pod rozłożystym dębem. Miał zamknięte oczy, aby nie widzieć Morrigan i jej wizji, które roztaczała przed nim. Medytował, wyciszając się na świat zewnętrzny. Powoli zagłębiał się w zakamarki podświadomości, łapiąc się jakichś miłych wspomnień. Zbyt wiele ich nie miał, większość z okresu po wznowieniu Turnieju, ale uważał, że wystarczą, aby stawić opór bogini i jej chorym wizjom.
    W myślach przemykały mu różne wspomnienia. Wieczory spędzone z Yoh na dachu, ich szczerze rozmowy, których świadkiem były tylko gwiazdy i księżyc. Wspólne treningi, cudem nieodkryte przez X-Laws, wygłupy na polanie, swoją drogą nie w stylu Hao, a przynajmniej dawnego Hao. Ten nowy, a raczej zmieniony, był bardziej ludzki i nie bał się stracić odrobiny czasu na przepychanki z bliźniakiem.
    Kończyły mu się wspomnienia z Yoh, gdy oczami wyobraźni zobaczył blond włosy i soczyście zielone oczy Marion. Twarz dziewczyny sprawiła, że poczuł przyjemne ciepło. Brakowało mu rozmów z Włoszką przy ognisku, tego jak rumieniła się i zasłaniała twarz włosami, tego jak mógł jej odgarnąć grzywkę, aby zobaczyć jej oczy. Lubił ją bardziej niż przypuszczał, a teraz gdy był tak daleko od niej, jeszcze bardziej za nią tęsknił.
    - A tfe. - Morrigan splunęła na ziemię. - Zakochałeś się, Asakura?
    - Wynocha, to moje życie prywatne. - Hao machnął ręką, jakby odganiał natrętnego owada. - Nie interesuj się.
    - Jaki drażliwy - prychnęła, siadając naprzeciwko szamana. - Długo będziesz mnie ignorował?
    - Stęskniłaś się? - zapytał ironicznie.
    - Po prostu nie doceniasz mojego talentu. No popatrz tylko - zachęciła go, aby otworzył oczy i przestał ignorować to, co wytworzyła za pomocą magii.
    - Zostaw mnie, Morrigan. Chcę w spokoju pomyśleć.
    Morrigan czuła narastającą irytację. Asakura coraz bardziej się jej opierał, chociaż według jej przypuszczeń powinien się złamać jakiś czas temu. To miało być łatwiejsze zadanie, a okazało się być niemal niemożliwym. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Była pradawną boginią i każdy szaman już dawno skusiłby się na jej propozycję, ale przeliczyła się. Hao nie był jakimś tam zwykłym szamanem, a najpotężniejszym na świecie. Dlatego też chciała go mieć po swojej stronie. Zabicie piromana byłoby ogromną stratą.

    Dagda ponownie obserwował szamanów, tym razem dokładniej skupiał się na każdym z osobna. Hao nie było wśród nich, co zaniepokoiło boga. Musiał zostać w Księdze Zniszczenia, a Morrigan niewątpliwie kusiła go na wszelkie możliwe sposoby. Miał nadzieję, że ognisty szaman okaże się silny psychicznie i nie ulegnie chorym wizjom kruczej bogini. Morrigan umiała być bardzo przekonywująca.
    Przyjrzał się Yoh chodzącemu po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Wyglądał na zamyślonego i zaniepokojonego. Zżył się z Hao przez ostatni miesiąc i źle znosił przedłużającą się nieobecność bliźniaka. Dagda uważał, że to niezwykłe. Wcześniej prawie się nie znali, a teraz zrobiliby dla siebie wszystko. Z myśli Yoh wywnioskował, iż Hao właśnie poświęcił się dla nich. Jednak ognisty szaman nie był taki zły, jak bóg wcześniej myślał. I dobrze, płomyk nadziei na pokonanie Morrigan się tlił.
    Dagda wiedział, co zrobi z Morrigan, gdy bogini przegra. Obietnica przestanie go obowiązywać, więc będzie mógł zrobić wszystko, aby sprawiedliwości stało się za dość. Zbyt długo przymykał oko na jej małe wybryki. Przesadziła w trakcie wojen światowych, ale wtedy też nie ukarał jej wystarczająco. Naprawi swój błąd.

    Morrigan wstała z ziemi. Ze złością złapała Hao za pelerynę tuż pod szyją i podniosła go do góry, do pozycji stojącej. Asakura dalej miał zamknięte oczy i spokojny wyraz twarzy, jakby w ogóle nie przejął się wybuchem kruczej bogini.
    - Spójrz na mnie! - warknęła.
    - Złość piękności szkodzi - mruknął Hao.
    - Nie igraj ze mną, Asakura!
    Hao uśmiechnął się wrednie do Morrigan, ale dalej nie otworzył oczu. Jeszcze chwilę zamierzał się z nią podrażnić. Gdy była zła, nie panowała nad sobą, a tym bardziej nie myślała logicznie. Popełniała głupie błędy i Hao o tym wiedział. Bogini odsunie na drugi plan dyplomację i namawianie go do dołączenia do niej.
    Morrigan puściła pelerynę szamana, lekko go popychając. Hao dalej udawał, że nic go nie obchodzi zachowanie rudowłosej. Odepchnął od siebie złość i uczucie upokorzenia. W tym momencie jego urażona duma była najmniejszym problemem.
    Odeszła klika kroków od Hao. Stała odwrócona do niego plecami, gdy zdecydował się rozchylić powieki, aby zobaczyć to, co chciała mu pokazać Morrigan. W jego oczach płonęły małe ogniki. Dzięki medytacji zebrał siły na stawienie oporu wizjom bogini. Nie obawiał się, że polegnie, wygrana należała do niego, zwłaszcza że Morrigan nie panowała nad sobą, a on odzyskał swoje moce i mógł w pełni wykorzystać furyoku.

    Marion wyszła z obozu, nie mówiąc nic nikomu. Wolała nie informować innych, gdzie idzie. Poszliby za nią, a ona chciała być sama, gdyż musiała pomyśleć i podjąć ważną decyzję. Hao długo nie wracał i postanowiła wybrać się do Yoh. Na pewno znalazłaby tam ognistego szamana, ale nigdy wcześniej nie odwiedzała brata długowłosego Asakury. Chociaż pewnie i tak nie zdecyduje się pójść do domku właściciela mandarynkowych słuchawek i wróci do obozu.
    Deszcz dalej padał, a strugi wody spływały po czarnym płaszczu dziewczyny. Szła powolnym krokiem, uważnie stawiając stopy na błotnistej drodze i omijając kałuże. Zastanawiała się, dlaczego Hao wyszedł z obozu w pośpiechu i zabrał ze sobą Opacho. Nigdy nie zabierał jej ze sobą, chyba że bał się o nią. To oznaczało, że w Patch nie było już do końca bezpiecznie, jak zapewniał Goldva, gdy wieści o Morrigan rozeszły się po wiosce.
    Doszła do centrum Patch Village, zatrzymując się przy fontannie, z której wypływała woda. Deszcz padał na tyle długo, że kropla po kropli zawartość fontanny wylała się na zewnątrz, tworząc wielką kałużę wokół niej. Wyglądało to niemal tak samo jak fosa wokół zamku.
    Westchnęła cicho. Poszła w zupełnie innym kierunku niż powinna. Domek Yoh i jego przyjaciół znajdował się w innej części wioski. Właściwie uznała, że tak jest lepiej, gdyż zbaczając z trasy, nie musiała przejmować się podjęciem decyzji. Nie czuła się na siłach, aby złożyć wizytę Yoh. Kiedyś tam pójdzie, ale dzisiaj nie był ten dzień. Zresztą nie musiała martwić się o Hao i Opacho, niedługo wrócą, gdziekolwiek poszli.
    Gdyby Marion wiedziała, gdzie znajdował się teraz Hao, pewnie nie wahałaby się i poszłaby do Yoh. Niewątpliwie również weszłaby do Księgo Zniszczenia, aby odnaleźć Hao, co byłoby totalną głupotą z jej strony, ale usprawiedliwioną, gdyż zrobiłaby wszystko dla ognistego szamana. Jednakże Marion nie wiedziała nic o Księdze Szamanów, a tym bardziej nie znała miejsca pobytu Hao, dlatego też stała przed fontanną, obserwując wylewającą się wodę.
    - Zmokniesz, Marie.
    Phauna odwróciła się, aby zobaczyć, kto się do niej odezwał. Pod drzewem stał Nichrom, opierając się o nie. Uśmiechnął się do Włoszki. Dziewczyna zdusiła chęć zaśmiania się z Indianina. Jego czarna bluza jak i jeansy były przemoknięte, a on zdawał się martwić o nią.
    - Spójrz na siebie, Nichromie.
    Indianin machnął ręką, jakby nie obchodziło go to, że jest przemoczony do suchej nitki. Miał dziś zbyt dobry humor, aby przejmować się tak przyziemnymi sprawami. Pośmiał się z Marco i przestraszył Silvę, oczywiście niechcący.
    - Szukasz Hao, prawda?
    Pytanie chłopaka zdziwiło Marion. Zastanawiała się skąd wiedział o tym. Nikomu nie mówiła, gdzie idzie.
    - Skąd wiesz?
    - Zapominasz, że wiem niemal wszystko. - Puścił do niej oczko, po czym odwrócił się. - Na twoim miejscu poszedłbym do Yoh - rzucił, nie patrząc na nią.
    Włoszka chwilę spoglądała za odchodzącym Indianinem, zastanawiając się, czy powinna pójść do Yoh. Próbowała tego uniknąć. Mogła zignorować radę Nichroma i wrócić do obozu, ale podświadomość jej podpowiadała, że nie powinna tego robić. Działo się coś złego i nie mogła tego zignorować.
    Włożyła zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza, odwracając się tyłem do fontanny. Zdecydowanym krokiem, nie przejmując się, że może się pośliznąć, poszła w stronę domku Yoh. Musiała się upewnić, czy nic się nie stało Hao. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby wróciła do obozu, nie sprawdzając tego.

    Morrigan odwróciła się do Hao. Z zadowoleniem stwierdziła, że przestał się z nią bawić w swoje gierki i w końcu zachowuje się tak, jak powinien. Złość, która w niej wezbrała, przysłoniła jej logiczne myślenie. Do głosu doszła zdecydowanie jej najgorsza część i teraz nie zamierzała zachowywać się dyplomatycznie. Asakura zbyt długo trzymał ją na dystans, uniemożliwiając jej realizację planu.
    Stado czarnych kruków wzleciało ku niebu, odznaczając się na szarym tle chmur. Latały nad głowami Hao i Morrigan, zataczając koła. Wokół słychać było tylko ich krakanie i trzepot skrzydeł. Co jakiś czas ku ziemi spadały czarne pióra.
    - Zezłościłaś się? - zapytał Hao, a na jego ustach zaczął błądzić wredny uśmieszek.
    Bogini spojrzała na niego z pogardą. Jej oczy płonęły od nienawiści, pragnęła jak najszybciej uporać się z Asakurą i wyruszyć na swoje łowy. Jeśli Hao ulegnie, będzie mogła wcześniej wejść do Patch Village i zacząć zbierać swoje krwawe żniwo.
    - Masz może ostatnie życzenie?
    - Dziękuję, że pytasz. Jesteś wspaniałomyślna, Morrigan - odparł ironicznie piroman. - Właściwie to mam.
    - Czyżbyś chciał jednak do mnie dołączyć? Mogłabym cię oszczędzić, jeśli przyrzekniesz mi lojalność.
    - Wolałbym bardziej realne propozycje - powiedział. - I może jakieś korzystniejsze dla mnie.
    Morrigan nie była głupia. Zrozumiała, że odpowiedź Hao jest odmowna. A szkoda, byłby cennym sprzymierzeńcem. Skoro ona go nie będzie miała po swojej stronie, to Asakura nie wróci do Patch Village.
    Kruki zaczęły lecieć ku Hao, zbliżając się coraz bardziej, by zatopić pazury i dzioby w jego ciele. Nie zraniłyby go zbyt mocno, ale nieco osłabiłyby, a wtedy Morrigan będzie mogła zdecydować, co zrobi z szamanem.
    - Wiesz jaki jest twój słaby punkt? Nienawidzisz ignorowania, a tym bardziej jak ktoś jest odporny na twoje czary-mary. - W dłoni piromana pojawił się dość duży płomień. - Tysiąc lat temu Thor odmówił ci. Miał dużo silnej woli, ale nie miał moich umiejętności i jego powrót do domu zajął mu więcej czasu. Wrócił, ale z uszczerbkiem na psychice przez twoje maskotki, zamieszkujące ten wymiar. Nie martw się o mnie, dam sobie radę.
    Płomień pojawił się wokół szamana, a kruki spłonęły w momencie zetknięcia się z barierą chroniącą Asakurę. Smród palonych piór i skóry uderzył Hao w nozdrza, ale starał się tym nie przejmować. Napawał się wyrazem twarzy bogini. Zdawała się być przerażona, po raz pierwszy od tysiącleci.
    - Pamiętaj, że znam twój sekret, Morrigan - powiedział, znikając w płomieniach. W miejscu, gdzie stał, został wypalony ślad i kupka popiołu z kruczych przyjaciół rudowłosej.

    Phauna stała przy drzwiach z wyciągniętą dłonią. Wahała się przez chwilę. Zapukała delikatnie, ale na tyle głośno, że ktoś musiał usłyszeć. Wpatrywała się w drzwi, oczekując. Ktoś po drugiej stronie nacisną klamkę, więc odsunęła się do tyłu.
    - Marie. - W drzwiach stał Lyserg. Przez chwilę miała wrażenie, że wyceluje w nią swoim wahadełkiem, ale powiedział tylko: -Wejdź.
    Przepuścił ją w drzwiach. Nie musiał mówić, gdzie powinna pójść. Słyszała rozmawiających szamanów na górze, więc zaczęła wchodzić po schodach. Diethel podążał za nią i miała wrażenie, że wywierci jej dziurę w plecach. Już miała się odwrócić i coś mu powiedzieć, ale powstrzymała się. Teraz miała ważniejsze rzeczy na głowie.
    Weszła do salonu, a Opacho zeskoczyła z kanapy i podbiegła do niej. Chaotycznie zaczęła opowiadać blondynce, co się stało, ale Marion nie mogła wszystkiego zrozumieć. W oczy rzucił jej się portal w kącie salonu.
    - Hao został w księdze - powiedział Yoh, streszczając nieskładną wypowiedź dziewczynki. - Przepraszam, nic nie mogłem zrobić.
    - Jak to nic nie mogłeś zrobić? - zapytała Włoszka, wypowiadając każde słowo osobno.
    Podeszła do Yoh, patrząc na niego spod grzywki.
    - Spokojnie, blondyneczko - powiedział Ren, odgradzając Phaunę od Yoh przy pomocy guan dao. - Kazał nam wrócić, co mi się nie spodobało, ale niewiele miałem do gadania.
    Tao miał na myśli demony Morrigan, jak i Yoh, który postawił na swoim, a raczej zrobił to, co kazał mu Hao. Poza tym po wejściu do księgi wszyscy obiecali, że będą się słuchać ognistego szamana. Nie było mu to na rękę, ale chciał iść z Hao i Yoh, więc musiał się dostosować.
    Marie usiadła na podłodze przy oknie. Jeśli Hao odesłał Yoh i jego przyjaciół, to nie mogła wejść do księgi. Zepsułaby plan piromana, chociaż korciło ją, aby przejść przez portal. Był tak blisko niej, wystarczyłaby chwila nieuwagi obecnych w pokoju.
    Taka chwila nadeszła szybciej niż sądziła. Każdy zajął się sobą, oczekując powrotu Hao. Zapomnieli o niej, jedynie Opacho śledziła wzrokiem jej najmniejszy ruch i kręciła głową, jakby chciała jej powiedzieć, żeby tego nie robiła.
    W momencie gdy chciała wstać i przejść przez portal, wyszedł z niego Hao. Wyglądał na całego i zdrowego, śmierdział jedynie spalenizną i krwią, która na szczęście nie należała do niego.
    Szybko podniosła się. Podeszła do Hao, z ulgą przytulając się do niego, nie zważając na nieprzyjemną woń spalenizny. Ognisty szaman był zaskoczony wylewnością Włoszki, ale odwzajemnił uścisk, pozwalając się wtulić dziewczynie.
    - Wyglądasz jak sto nieszczęść - powiedział Mikihisa, gdy Hao usiadł na parapecie, a Marion zajęła swoje poprzednie miejsce przy ścianie.
    - To długa historia.
    - Myślę, że mamy dużo czasu - odparł Silva, patrząc na padający za plecami piromana deszcz.

~*~

Mam nadzieję, że Wam się podobało. :) Starałam się, chociaż czegoś mi brakuje w tym rozdziale. No nic, przepadło.
Następny rozdział będzie za tydzień. :)
Na drugim blogu również jest rozdział. :D
A, i jeszcze coś. Aomori, u Ciebie skomentuję rozdział jutro. :)
Do następnego! ^^