środa, 30 listopada 2016

27. Rozejm

Witam!
Zdążyłam w listopadzie! Brawo ja. :3
Byłoby w umówionym terminie gdyby komputer nie postanowił mi się wyłączyć w niedzielę tuż przed zapisaniem ostatnich poprawek rozdziału, a później biegałam od poniedziałku do lekarza, na badania i tak cały czas. Jutro kolejne badania...
Dobra, mniejsza.
Miłego czytania. :)

~*~

    Podczas śniadania w domu rozległ się dźwięk dzwonka, a raczej trzech dzwonków wyroczni. Nim szamani sprawdzili, kto z nich ma kolejną walkę, spojrzeli po sobie, zastanawiając się, dlaczego Król Duchów nie podejmował żadnej decyzji w sprawie nadchodzącej bitwy. Była ona zdecydowanie ważniejsza od jakichkolwiek walk turniejowych.
    - Drużyna z Filadelfii - przeczytał na głos Horokeu. - Nic mi to nie mówi, a wam?
    Zebrani pokręcili głowami, że nie znają takiej drużyny. Nie słyszeli o niej wcześniej i prawdopodobnie szamani nie brali udziału w Turnieju zanim został przerwany. Król Duchów nie oszczędzał na czasie, ani swoim, ani uczestników. Każdy był zdania, że Turniej powinien był zostać kontynuowany w przerwanym momencie. Zaczynanie wszystkiego od nowa nie miało najmniejszego sensu, chociaż nikt nie znał zamiarów Króla Duchów.
    - Cóż, dowiemy się w swoim czasie - odparł chłodno Ren. Wstał od stołu, aby wyrzucić kartonik po mleku. - Nie wiem jak wy, ale idę potrenować.
    Tao wziął guan dao oparte o ścianę i wyszedł z domku. Najwyraźniej nie zamierzał tracić czasu na bezczynne siedzenie przy stole.
    - A ty na co czekacie? - zapytała Anna, odstawiając pusty kubek po zielonej herbacie.
    Jak na zawołanie szamani podnieśli się z krzeseł i ruszyli na przebieżkę po Patch Village. Nie chcieli drażnić Anny tuż po śniadaniu, bo do zachodu słońca nie zaznają czym jest spokój i odpoczynek po ciężkim treningu.

    Yoh i Hao szli ramię w ramię przez Patch Village. Dla szamanów nie był to już dziwny widok, przyzwyczaili się, że bracia w dziwny sposób pogodzili się i zapomnieli o dawnych nieporozumieniach. Hao wydawał się być spokojny i bardziej zdystansowany, ale również emanował pozytywną energią, chociaż nikt nie odważył się zaczepiać Władcy Ognia w obawie przed własnym życiem. Nawet jeśli Yoh ma dobry wpływ na bliźniaka, to nie sądzili, aby Hao złagodniał do tego stopnia, że dałby sobie wejść w drogę komukolwiek.
    Zmierzali do siedziby X-Laws, aby porozmawiać z Jeanne. Aktualnie planowali załatwić sprawę tuneli pod Patch pokojowo, jednak jeśli Iron Maiden nie zgodzi się, to będą musieli poszukać poparcie wśród Rady. Nie była to najgorsza opcja, ale Hao miał świadomość, że X-Laws byliby cennymi sojusznikami w walce z Morrigan.
    Poprzedniego dnia Hao pokazał plany Yoh. Chciał, aby brat był pierwszą osobą, z którą się skonsultuje po nałożeniu ostatecznych poprawek. Miał świadomość, że bliźniak nigdy nie zajmował się strategią i planowaniem, a do treningów zostawał raczej zmuszany. Przynajmniej na początku, bo teraz Yoh czasami z własnej woli szedł poćwiczyć.
    Wszystko wytłumaczył właścicielowi mandarynkowych słuchawek, skracając pokrótce w czym potrzebuje jego pomocy, a Yoh szybko przystał na jego propozycję i z chęcią postanowił wybrać się z nim do Jeanne. Obaj mieli nadzieję na owocne negocjacje i jakiś rozejm, co mogło nie być takie proste, zwłaszcza z prawą ręką Iron Maiden. Marco mógł skutecznie utrudnić wszystko, chociażby nawet odesłać ich z kwitkiem. Nie to, że Hao tak po prostu dałby się wyprosić, ale nie zamierzał robić problemów w Patch Village, których było już wystarczająco dużo. Zaczynając od Króla Duchów, który milczał w sprawie Morrigan, a kończąc na Radzie, z którą nie szło się ostatnio dogadać nawet w błahych sprawach, gdyż najczęściej nie odpowiadali na pytania żadnego z szamanów. Nikt z obecnych w wiosce nie był głupi i widział, że coś się dzieje, a Rada nabrała wody w usta, byleby tylko nic nie zdradzić bez wyraźnego rozkazu Króla Duchów.
    Hao odetchnął głębiej, gdy znaleźli się przed budynkiem. Nigdy wcześniej nie czuł potrzeby odwiedzenia tego miejsca, ale teraz nie miał wyboru. Wszedł po kilku schodkach prowadzących do głównego wejścia, Yoh trzymał się tuż za nim. Zapukał, oczekując jakiejkolwiek reakcji po drugiej stronie. Po chwili usłyszał stukot butów na posadzce po drugiej stronie, a reishi wyłapało coraz głośniejsze myśli mężczyzny. Niedługo po tym drzwi otworzyły się.
    - Nie masz tu czego szukać - warknął członek organizacji, łypiąc na Hao wściekłym wzrokiem. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na Yoh, co nieco zaskoczyło młodszego Asakurę.
    - Przepraszam... - Yoh odsunął bliźniaka do tyłu, a sam zamierzał porozmawiać z mężczyzną. - Chcielibyśmy pilnie zobaczyć się z Iron Maiden Jeanne. Jeśli to problem, to...
    - Tak, to problem. Ty i twój brat nie jesteście tu mile widziani. - Zamknął drzwi tuż przed twarzą właściciela mandarynkowych słuchawek.
    Hao zacisnął pięść, a w jego oczach zamigotały małe ogniki. Złagodniał, gdy dostrzegł proszące spojrzenie Yoh. Niech będzie, zrobią to tak, jak chciał krótkowłosy Asakura.
    Yoh wyciągnął rękę i zapukał ponownie. Otworzył ten sam mężczyzna. Wygladał na zdenerwowanego i poirytowanego, że jego problem, a raczej dwa problemy jeszcze sobie nie poszły. Nie miał najmniejszej ochoty wpuszczać ich do środka. Asakurowie przede wszystkim nie wróżyli niczego dobrego. Hao był chodzącym ogniem, a Yoh urodzonym pacyfistą i jeśli nie ulegnie groźbom, to z pewnością prośby młodszego z braci go złamią.
    - Wybacz, że znowu zabieram ci czas, ale to bardzo ważne. To sprawa życia i śmierci, dosłownie.
    - Co przez to rozumiesz? - zapytał obojętnie, nie dając po sobie poznać, że determinacja Yoh robiła na nim jakiekolwiek wrażenie.
    - Jak dobrze wiecie, co dzieje się w Patch?
    - Pewnie niewiele - mruknął Hao, niedbale opierając się o drzwi ręką.
    - Właściwie nie powinienem z wami o tym rozmawiać, ale to prawda.
    - To wpuścisz nas czy nie?
    Yoh posłał bliźniakowi spojrzenie, mówiące, że miał siedzieć cicho, żeby niczego nie popsuć.
    - No nie wiem... - Podrapał się zamyślony po brodzi. - Niech będzie, ale nie zaczepiajcie Marco. Podminowany jest ostatnio. - Wpuścił ich do środka, po czym poprowadził ich w głąb korytarza. - Od momentu kiedy został wrobiony w ten atak, nie jest sobą. Wszystko go drażni i niewiele się odzywa do kogokolwiek poza Świętą Panienką.
    - Wspaniałomyślne z jego strony, że nie musicie go słuchać.
    Yoh pokręcił z niedowierzaniem głową. Nawet nie zamierzał już komentować zachowania brata, zwłaszcza że nawet mężczyzna w białym mundurze niewiele sobie robił ze słów Hao. Zdawało się, że puszcza to mimo uszu, jakby Władca Ognia nic nie powiedział.
    Mijali po drodze bardzo dużo zamkniętych pomieszczeń. Za jednymi drzwiami Hao wyczuł aurę Marco, którego myśli nie były zbyt optymistyczne. Piroman nie dziwił mu się, również miał żal do całego świata i czuł pewnego rodzaju niechęć do Yoh zaraz po tym, gdy pokrzyżował mu plany. Teraz uważał, że jest winien bliźniakowi przeprosiny i zamierzał odpokutować wszystko tak, jak należy, gdyż przyczyniłby się do szybszego przebudzenia Morrigan. A tak mieli jeszcze odrobinę czasu, w prawdzie niewiele, ale zawsze coś.

    Jeanne zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby pomóc i wielokrotnie rozważała zawarcie rozejmu z Hao, jednak nie chciała informować o tym Marco. Wściekłby się, a tego nie chciała, więc niejednokrotnie tłamsiła w sobie chęć pojednania z piromanem. Zauważyła znaczną różnicę w zachowaniu ognistego szamana, zwłaszcza pod wpływem Yoh. Na początku myślała, że to Hao przeciągnął bliźniaka na swoją stronę, ale z czasem zrozumiała jak bardzo się pomyliła. A Marco? On nie chciał słyszeć o zmianie Władcy Ognia i nie był w stanie dogadać się z nim. Miała wrażenie, że Lasso straciłby w pewnym stopniu sens swojego życia.
    Rozmyślenia Iron Maiden przerwało pukanie do drzwi. Nie spodziewała się gości o tej porze, ale zaprosiła ich do pokoju. Ujrzawszy Hao i Yoh, ucieszyła się nieco, ale była również zaskoczona tą niespodziewaną wizytą. Zastanawiała się, co sprowadza Asakurów do jej siedziby.
    - Możesz nas zostawić, Nick - powiedziała Francuzka.
    Mężczyzna przez chwilę się wahał, czy powinien zostawić Jeanne z potencjalnym zagrożeniem w postaci Hao, ale uznał, że ze Świętą Panienką nie może się kłócić. Poza tym Yoh nie wyglądał na takiego, co pozwoliłby komukolwiek kogokolwiek skrzywdzić, nawet własnemu bratu, więc postanowił się ulotnić i poczekać za drzwiami na wypadek jakby go potrzebowali.
    - Usiądźcie. - Jeanne wskazała kanapę przy stoliku na środku pokoju. - Przepraszam za mały bałagan. - Westchnęła cicho, zbierając porozrzucane na stoliku kartki i różne papiery.
    Hao pomyślał, że Iron Maiden byłaby przerażona bałaganem, który nieraz panował w domku przyjaciół Yoh. On, na całe szczęście, zdążył się już przyzwyczaić.
    - Co was do mnie sprowadza? - zapytała z zaciekawieniem Jeanne, siadając w fotelu na przeciwko bliźniaków.
    - Oferta nie do odrzucenia - odparł Hao. Nie zamierzał owijać w bawełnę i przedłużać jakąś kwiecistą mową, która nakłoniłaby Jeanne do jakiejkolwiek decyzji. - Chodzi o Morrigan, o której zapewne słyszałaś.
    - Tak, zanim Rada uciszyła całą sprawę jakiś czas temu, moi ludzie zdołali się co nieco dowiedzieć, niestety przypuszczam, że to za mało. Miałam jedynie okazję poszukać czegoś na własną rękę.
    - Sprawa wygląda tak, że powiem ci niemal wszystko, co wiem - oznajmił Hao. - Mam jednak kilka warunków, który możemy połączyć w moją ofertę rozejmu.
    Iron Maiden wyglądała bardziej na zaskoczoną niż zdenerwowaną, co dobrze wróżyło. Właściwie Hao miał wrażenie, że ulżyło jej z jakiegoś powodu. Czyżby sama chciała z nim współpracować?
    - Jesteś jednym z ważniejszych sojuszników na naszej liście - powiedział Yoh, aby wesprzeć nieco brata. - Twoja pomoc w bitwie byłaby niezwykle istotna.
    - Rozumiem, jednak chciałabym poznać więcej szczegółów. Jakiś plan?
    - Owszem i tu potrzebuję twojej pomocy, a raczej zgody. Ile wiesz na temat podziemi Patch Village? - zapytał Hao.
    - Raczej niewiele, ale donieśli mi, że w podpiwniczeniu budynku znajduje się ściana na środku korytarza. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale może to być jedno z przejść.
    - Nie mylisz się. I chciałbym wiedzieć jak zapatrujesz się na jej wyburzenie, oczywiście potrzebuję jeszcze zgody Rady, ale to nie problem. Na moich planach ten budynek byłby jednym z punktów orientacyjnych.
    - Chciałabym jeszcze zobaczyć te plany - powiedziała Francuzka - ale wstępnie się zgadzam, co może pomoże ci wynegocjować zgodę od Goldvy.
    - Jak się nie zgodzi to trudno, wcale nie muszę się troszczyć o jego piórka na głowie - odparł beznamiętnie ognisty szaman.
    Niewdzięczność Rady zaczynała działać mu na nerwy i rozumiał dlaczego Zinc i Nichrom zdradzili plemię Patch. Sam miał dość tego, że Strażnicy byli typowymi służbistami, którzy nie zamierzali łamać regulaminu. Nie włączając w to Silvę, w końcu był jego rodziną, a więc geny zrobiły swoje. Na całe szczęście, bo chociaż im pomagał na tyle ile mógł i chciał.
    - Porozmawiam z moimi ludźmi i popracuję nad Marco - obiecała czerwonooka. - Jestem bardzo zadowolona z waszej propozycji i postaram się wywiązać ze swojej części umowy.
    Hao i Yoh byli usatysfakcjonowani przebiegiem wydarzeń. Jak na razie wszystko szło po ich myśli, ale nie zamierzali chwalić dnia przed zachodem słońca. Przed nimi była jeszcze rozmowa z Goldvą, co nie należało do najłatwiejszych zadań. Plemię Patch było ostatnio oporne na logiczne argumenty i jakąkolwiek współpracę z Hao. Możliwe, że to przez zachowanie piromana, ale to nie oznaczało, iż powinni przekreślać miliardy istnień przez milczenie Króla Duchów.

    Idąc do siedziby Rady, minęli Fausta i Mantę wracających z zakupów. Zapewne Ryu miał w planach jakąś przepyszną kolację, na co żołądek Yoh ucieszył się. Nic tak nie cieszyło krótkowłosego Asakury jak syta kolacja, a ostatnimi czasy Anna podwoiła mu porcje, co prawda stosownie do ilości ćwiczeń, ale zbytnio nie narzekał.
    Weszli do siedziby Rady. Hao aż za dobrze znał tę drogę, która nic się nie zmieniła od pięciuset lat. Dawniej przemierzał te korytarze w nieskończoność, co teraz budziło w nim wszystkie wspomnienia - zarówno te miłe, jak i złe.
    - Przepraszamy, jest tu ktoś? - zawołał Yoh, gdy w pomieszczeniu nie zastali żadnego ze Strażników. Po Goldvie tym bardziej ani śladu... - I co teraz?
    - Goldva, nie baw się w kotka i myszkę. Jesteśmy na tyle poważni, aby porozmawiać w ważnej sprawie - powiedział Hao, rozglądając się.
    Usłyszeli ciche kroki z bocznego korytarza. Ktoś zmierzał w ich stronę i mieli nadzieję, że to wódź plemienia.
    - Miałeś rację - wychrypiał stary szaman, wychodząc do bliźniaków. Podpierał się na drewnianej lasce i wyglądał na wykończonego psychicznie oraz fizycznie. Był w opłakanym stanie, co zaniepokoiło nawet Hao.
    - Co się stało? - zapytał Yoh, podchodząc do Goldvy.
    - Morrigan urosła w siłę. Wypierałem to tak długo, bo Król Duchów milczał, ale - zawahał się - zrozumiałem, że Król Duchów nie przemówi. Dąży uparcie do zakończenia Turnieju, co jest niepokojące.
    Hao nie zamierzał mówić, że miał rację, skoro nawet Goldva to przyznał. Teraz musiał w jakiś sposób przyśpieszyć wszystko, bo miał wrażenie jak czas coraz szybciej ucieka i niebawem nie będzie go już wcale. Nawet minuty...
    - W takim razie myślę, że chętnie nam pomożesz.
    - Niestety nie mam innego wyjścia. Rób jak uważasz, Hao. Spróbuj nas ocalić, skoro Król Duchów nie daje wyraźnych wskazówek.
    Ognisty szaman uśmiechnął się. Jednak mógł zacząć chwalić dzień przed zachodem słońca. Wszystko szło po jego myśli, chociaż nie pogardziłby gdyby Morrigan zdecydowała się sama uwięzić. Miałby mniej problemów na głowie, ale na to nie miał co liczyć, więc zostało mu tylko zjednoczenie wszystkich szamanów. Z poparciem Rady będzie to dużo łatwiejsze.

~*~

Przepraszam za wszelkie błędy, jak i za długość. Niestety ie udało mi się naskrobać nic więcej. :/ Kolejny rozdział planuję na 10-11 grudzień lub jakoś po świętach. :) W każdym bądź razie postaram się dotrzymać terminów. ^^"
A rozdział na drugim blogu również się pojawił. :) Link w zakładce "Autorka". :)
Do następnego! :3