poniedziałek, 27 czerwca 2016

21. Księga Zniszczenia

Ohayo,
chciałam się wyrobić wczoraj z rozdziałem wczoraj, ale nie wyszło. To znaczy, wyszło, bo skończyłam pisać minutę przed północą. XD Wolałam poczekać z publikacją do dzisiaj. No i w końcu dodaję coś o ludzkiej godzinie. ^^"
Bez przedłużania, dedykacja dla Aleksandry, która wczoraj nadrabiała rozdziały i komentarzami poprawiła mi humor. :)
Miłego czytania. ^^

~*~

    Silva biegł ulicami Patch Village, nie zważając na padający coraz mocniej deszcz. Jego szata wierzchnia była całkowicie przemoczona, a w butach chlupotała mu woda. Najchętniej poszedłby się przebrać i uzbrojony w parasol wyruszyłby dopiero do biblioteki, ale jego komfort nie był teraz najważniejszy. Musiał jak najszybciej odnaleźć księgę, od której teraz zależało niemal wszystko. Tak przynajmniej mówiły mu jego przeczucia, a już dawno temu nauczył się, że nie powinien ich ignorować.
    Przebiegł wzdłuż ulicy i skręcił w prawo. Na końcu drogi widział budynek biblioteki. Przyspieszył omal się nie przewracając, gdyż cała uliczka była jedną wielką kałużą. Nawet jakby wylądował w błocie, to i tak nic by się nie stało. Dół szaty był cały brudny i jedyne, do czego nadawało się jego ubranie, to pranie. I to porządne.
    Po schodkach prowadzących do drzwi wszedł już spokojnie, próbując wycisnąć chociaż odrobinę wody z szaty i włosów. Niewiele to dało, gdyż na kamiennej podłodze biblioteki zostawił błotniste i mokre ślady. Postanowił się tym nie przejmować, miał ważniejszą sprawę do załatwienia.
    Przeszedł między półkami, omijając nowsze zbiory. Księga, której szukał musiała znajdować się, na jego nieszczęście, w dziale ksiąg zakazanych. Wolał uniknąć szukania jej tam, ale już w domu Yoh czuł, że właśnie tam będzie musiał się udać. Westchnął cicho, przechodząc obok regału z najstarszymi księgami. Nawet nie zawracał sobie głowy pobieżnym przejrzeniem wszystkich, gdyż żadna z nich nie była tą, której szukał. Zdziwiłby się, gdyby ją tu znalazł.
    Przeszedł przez bibliotekę, kierując się do drzwi na końcu pomieszczenia. Był sam w budynku, a jedynym dźwiękiem był ten, który wydawały jego buty, uderzając o posadzkę, ale przed wejściem do wąskiego korytarza rozejrzał się dokładnie, czy aby na pewno nikogo nie ma. Biblioteka była pusta, mógł spokojnie iść do działu ksiąg zakazanych. Wystarczy, że zastosuje się do wskazówek Nichroma i zachowa ostrożność. Nikt nie mógł go przyłapać, bez pozwolenia Goldvy nikomu nie wolno było wejść do tego działu. Tylko raz był w tym pomieszczeniu, jeszcze przed rozpoczęciem eliminacji do Turnieju i wtedy miał pozwolenie.
    Zamknął za sobą drzwi, starając się być cicho. Przeszedł przez korytarz, mijając wejścia do innych pomieszczeń, ale żadne z nich nie było tym, do którego zmierzał. Wszedł na strome schodki. U ich szczytu znajdowały się kolejne drzwi i miał nadzieję, że będą otwarte. Nie chciał się wracać po klucze, o które musiałby poprosić kogoś z plemienia. Byłby też zmuszony do wyznania prawdy, a jeszcze nie był pewny, czy jego przypuszczenia są słuszne.
    Nacisnął klamkę, stwierdzając z ulgą, że drzwi są otwarte. Popchnął je lekko, a zawiasy cicho zaskrzypiały. Nikt od dawna tu nie był, a Goldva nawet nie zadbał o to, aby drzwi pozostały zamknięte. Miał szczęście, ale jednocześnie czuł narastającą złość na wodza plemienia. Goldva okazał się być nieodpowiedzialny, bo każdy mógł tu wejść i zabrać coś, aby wykorzystać do własnych celów.
    Podszedł do jednego z regałów, stwierdzając, że ktoś niedawno tu był. Na księgach nie było ani grama kurzu. To nie oznaczało nic dobrego, zwłaszcza teraz.
    Chodził od regału do regału, sprawdzając każdą z półek, ale nie znalazł księgi. Miał złe przeczucia, że ktoś, kto tu był przed nim, zabrał ją. Już miał zrezygnowany wyjść z pomieszczenia, gdy przypomniał sobie słowa Nichroma. W dziale ksiąg zakazanych znajdowało się jeszcze jedno pomieszczenie, ale było ukryte i trzymano w nim najcenniejsze zbiory. Ktoś musiał tam przenieść tę księgę.
    Podszedł do jednej ze ścian, szukając zapadki, otwierającej drzwi.
    Musi gdzieś tu być, pomyślał. O, jest!
    Popchnął jedną z cegiełek, wciskając ją głębiej w mur. Usłyszał cichy odgłos otwieranych drzwi i po chwili miał przed sobą wejście do ciemnego pomieszczenia. Wrócił się do stolika na środku pokoju, aby wziąć ze sobą świeczkę.
    Ukryte pomieszczenie było jego jedyną nadzieją. Wszedł do środka, przymykając drzwi za sobą.

    Hao siedział na parapecie, obserwując jak Opacho bawi się z Jun i Piriką. Dziewczyny chętnie grały w łapki z nią, sprawiając, że mała mniej się nudziła i miała zajęcie, gdy oni czekali na powrót Silvy.
    - Długo nie wraca - powiedział Yoh. - Może powinniśmy...
    - Nie, Yoh - odpowiedział mu ojciec. - Silva sam musi to zrobić. I tak już się naraża Radzie, że nam pomaga bez zgody Goldvy.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek spojrzał błagalnie na brata, ale Hao zgodził się z Mikihisą, że muszą czekać. Nic więcej nie mogli zrobić, aby pomóc Silvie. Mieszając się w sprawy między nim a Radą, mogli tylko pogorszyć jego trudną sytuację. Wszystko zależało od strażnika.
    Hao zamyślił się, spoglądając na padający za oknem deszcz. Pogoda cały czas zmieniała się na gorsze. Stalowoszare chmury zasłaniały całe niebo, nie przepuszczając promieni słonecznych. Coraz szybciej robiło się ciemno, nie tylko przez krótsze, jesienne dni. Król Duchów bał się bardziej nadchodzących wydarzeń, a Hao czuł wszystko przez to, jak blisko niego był przed walką z Yoh. Wydarzenia z dnia na dzień nabierały tempa, a on nic nie mógł z tym zrobić.
    Anna zauważyła, że Yoh jest coraz bardziej niespokojny. Martwił się o Silvę, który długo nie wracał. Przedłużający się pobyt w bibliotece nie oznaczał niczego dobrego, mogli złapać strażnika i wyciągnąć jakieś konsekwencje, ale miała nadzieję, że do tego nie doszło. Byliby na straconej pozycji jeszcze przed bitwą z Morrigan.
    Kyouyama próbowała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej spotkała się z rysunkiem, który wyryła na ziemi Opacho. Nic nie przychodziło jej do głowy, przez co czuła się sfrustrowana. Chciała jakoś pomóc, ale w tym momencie jej możliwości kończyły się. Chociaż... Może jednak nie? Mogła zapytać duchy, czy znają owy obrazek. Jeśli Silva nie wróci za godzinę, to przywoła kilka dusz i przepyta je. Miała nadzieję, że ma wystarczająco dużo mocy na to, gdyż ostatnio źle spała, przez co nie mogła się dobrze skupić na tym, co robi. A im starsze dusze, tym silniejsze.
    Ren stał pod ścianą, cały czas w tym samym miejscu i takiej samej pozycji, co wcześniej. Od kilku godzin nie ruszył się, jakby w ogóle nie czuł drętwiejących kończyn. Tak samo jak reszta siedział cicho, rozmyślając o czymś. Zastanawiał się, co będzie dalej z nimi, z Turniejem, ze światem, gdy Morrigan już pojawi się w Patch Village. Wiedział, że czeka ich trudniejszy okres. Nawet Król Duchów czuł się bezsilny.
    Zacisnął pięści. Jeśli Król Duchów obawiał się Morrigan, to oznaczało, że jest niezwykle silna, a oni znowu będą musieli go bronić. Był zły i sfrustrowany. Czy Turniej w ogóle miał sens, jeśli Rada i Król Duchów nie umieli powstrzymać jednej pradawnej bogini? A może wszyscy przecenili moc Króla Duchów, a oni walczyli jak idioci o nic niewartą posadę Króla Szamanów?
    Tao odszedł od ściany, przeszedł przez pokój, po czym wyszedł, nie odpowiadając na wołanie siostry. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Kiedyś wszyscy mu wmawiali, jak ważny jest Turniej i ile może dzięki niemu zyskać. Teraz zaczynał wątpić, czy Król Duchów jest w stanie zrobić cokolwiek bez wiernych obrońców.
    Musiał się przewietrzyć i odreagować. Złapał za guan dao, po czym wyszedł na dwór.

    Marco czuł się upokorzony. Po raz kolejny. W dodatku znowu przez tę samą osobę. Nichrom przychodził sobie do ich siedziby kiedy chciał, a ten idiota przy drzwiach zawsze go wpuszczał, chociaż dostał rozkazy, że Indianin ma zakaz wstępu. Miał serdecznie dość panoszącego się i bezczelnego dezertera, za którym stał Hao. Asakura był zdolny do tego, aby użyć artefaktu przeciwko X-laws i Marco nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
    Gdy szedł do Jeanne, aby przyznać się do porażki, był jeszcze czerwony ze złości. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo wyeliminowali go z gry. W dodatku niczego się nie dowiedział, bo Silva nic mu nie chciał powiedzieć, a reszta Rady patrzyła na niego równie niechętnie. Nawet Nichrom miał więcej przywilejów, a był zwykłym zdrajcą, który przekazywał informacje największemu wrogowi.
    Zapukał do drzwi, a gdy usłyszał zaproszenie, wszedł do pokoju. Jeanne stała przy oknie, patrząc z roztargnieniem na zewnątrz. Odwróciła się do blondyna.
    - Coś się stało? - zapytała melodyjnym głosem.
    - Panienko... - Lasso uklęknął na jedno kolano i wlepił spojrzenie w podłogę. - Zawiodłem. Wybacz mi.
    Na początku Iron Maiden pomyślała, że chodzi o Hao. Że Marco nie dotrzymał słowa i wdał się z ognistym szamanem w kłótnię albo - co gorsza - walkę. Jednak Lasso inaczej zachowywałby się, gdyby chodziło o Asakurę. Okazałby skruchę, ale również cieszyłby się w duchu.
    - Wstań, proszę.
    Blondyn posłuchał, ale wzrok dalej miał skierowany na posadzkę. Poprawił jedną dłonią okulary.
    - A teraz powiedz mi, co się dokładnie stało.
    - Nichrom się stał. Groził mi i... - urwał, zastanawiając się, czy powinien mówić dalej, ale nie mógł ukryć prawdy przed Jeanne. - Ten demon, Asakura, jest w posiadaniu artefaktu, który nam zaginął i Nichrom groził, że jeśli się nie usunę, to użyją go przeciwko tobie, pani.
    Iron Maiden zasłoniła usta dłonią. Była w szoku i nie mogła uwierzyć, że ktoś aż tak pragnął jej śmierci. Przecież nigdy nie zrobiła nic złego, prawda? Walczyła ze złem i bólem tego świata, chciała, aby świat stał się lepszym miejscem.
    - Powinienem był coś zrobić - powiedział, zaciskając pięści.
    - Nic nie mogłeś zrobić, Marco - odparła cicho Jeanne. - To nie twoja wina.
    - Nie działałem wystarczająco dyskretnie.
    - Nie przejmuj się. Znajdziemy inny sposób.
    Marco uśmiechnął się delikatnie. Jeanne była zawsze taka spokojna, opanowana. Była światełkiem w tunelu, które prowadziło X-laws ku lepszemu światu. Lasso nigdy nie mógł pojąć, jak to jest, że Iron Maiden zawsze potrafi znaleźć inne wyjście z trudnej sytuacji.

    Silva wyszedł z pokoju, zdmuchując świeczkę. Miał ze sobą księgę, której szukał. Mógł wracać do Yoh i reszty, więc zamknął za sobą ukryte przejście, po czym zamierzał od razu wyjść z działu ksiąg zakazanych.
    Zszedł po schodkach i wszedł do wąskiego korytarza, prowadzącego do głównego pomieszczenia w bibliotece. Otworzył drzwi, nasłuchując, czy nikogo nie ma w budynku.
    Zamknął drzwi za sobą i podskoczył do góry o mało nie upuszczając księgi, gdy zobaczył uśmiechniętego i opartego o ścianę Nichroma. Nie widział go wcześniej, ba! nawet go nie słyszał. Musiał stać za drzwiami od bardzo dawna, a przy okazji dezerter zawsze był jednym z najciszej zachowujących się strażników. Dzięki tej umiejętności udało mu się wykraść wiele informacji.
    - Na duchy przodków - szepnął Silva. - Co ty tu robisz?
    - Widziałem jak wchodzisz do biblioteki, więc poczekałem chwilę na schodach, a jak nie wychodziłeś, to wszedłem do budynku - odparł, jakby to było oczywiste. - Co tam masz? - Spojrzał na księgę trzymaną przez strażnika. - O, z ksiąg zakazanych.
    - Cicho - syknął Silva, patrząc na młodego szamana spod byka.
    - Spokojnie, nikogo tu nie ma. - Zaśmiał się cicho, ale echo i tak rozeszło się po bibliotece.
    Silva odetchnął z ulgą. Wszystko wskazywało na to, że jest uratowany, ale czuł się winny. Złamał zasady po raz kolejny, chociaż tym razem wyrzuty sumienia były ciche. Działał w imię wyższego dobra, nie tak jak X-laws, oni tylko tak mówili, niszcząc kolejne osoby. On natomiast chciał pomóc ocalić świat przed całkowitą zagładą.
    - Idź zanieść księgę Yoh - polecił Nichrom. - Ja jeszcze się rozejrzę.
    Silva nie zamierzał wnikać w to, co chciał zrobić młody Indianin. Już przestał się przejmować tym, że Nichrom robi to, co mu się żywnie podoba. Pomagał mu, więc o nic nie pytał.
    Wyszedł z biblioteki, chowając księgę pod szatą. Miał nadzieję, że bardziej nie przemoknie. Przez pobyt w bibliotece szata wierzchnia nieco wyschła, więc był dobrej myśli.

    Ren biegł przez wioskę, a deszcz spływał mu strugami po twarzy. Padało coraz mocniej, ale nie przejmował się tym. Patch Village było niemal puste, każdy chował się w domku, jakby bali się odrobiny deszczu.
    Niebo przecięła błyskawica, a Ren przyspieszył. Bason posłusznie leciał za nim w ciszy. Wcześniej próbował go przekonać do powrotu do domu, ale Tao był nieugięty. Zamierzał wrócić, jak się uspokoi i wszystko przemyśli. A miał nad czym się zastanawiać. Od wznowienia Turnieju miał wrażenie, że bierze udział w jakiejś farsie, kiepskiej komedii. Nikt z popleczników Hao nie walczył, co było coraz bardziej podejrzane. W dodatku Rada ślepo wierzyła w potęgę Króla Duchów, który swoją drogą nie kiwnął nawet palcem (o ile on ma ręce, a co dopiero palce) w sprawie Morrigan.
    Zacisnął dłoń na guan dao. Zamierzał pobiec na polanę i wyżyć się na kilku drzewach. I miał gdzieś, co pomyśli sobie Hao, wielki obrońca Matki Natury. Lepiej, żeby powycinał kilka drzew, a nie atakował ludzi. Ech, zmienił się odkąd poznał Yoh. Dawniej zabiłby bez najmniejszych oporów, a teraz zastanawiał się nad ewentualnymi konsekwencjami.

    Silva wszedł do domku bez pukania. Ściągnął w korytarzu mokrą szatę wierzchnią, po czym skierował się do salonu. Wszystkie oczy wpatrywały się w niego, gdy wyciągnął księgę. Od razu podał ją siedzącemu na parapecie Hao.
    Ognisty szaman wziął delikatnie starą księgę w dłonie, przeczytał tytuł. Księga zniszczenia. Trzymana od wieków w dziale ksiąg zakazanych, do których nie miał dostępu nawet pięćset lat temu. Szukał jej, ale Patch dobrze ją ukryło. Zastanawiał się, skąd Silva wiedział, gdzie ją odnaleźć.
    - Gdzie była? - zapytał, patrząc na okładkę, na której znajdował się rysunek kruka.
    - Mniejsza o to, ważne, że ją znalazłem - odpowiedział Silva, przypominając sobie słowa Nichroma, żeby nie zdradzał, że zna położenie ukrytego pomieszczenia w bibliotece. Młody Indianin był zdrajcą, ale mimo wszystko o niektórych rzeczach nie mówił nawet Hao.
    - Ale mówiłeś, że już ją wcześniej widziałeś. Gdzie?
    - Leżała w bibliotece, w dziale ksiąg zakazanych. Byłem tam tylko raz w życiu.
    - Ktoś musiał ją tam wtedy podłożyć, bo nigdy jej nie było w głównym pomieszczeniu tego działu - oznajmił Hao. - Ktoś wiedział, że tam będziesz, a później schował księgę z powrotem.
    - Bardzo możliwe, ale nie rozumiem, dlaczego się nad tym zastanawiasz...
    - Dlatego, że ktoś chciał, żebyś zobaczył tę księgę - oznajmił Ren, stojący w drzwiach. W dłoni trzymał guan dao, a woda spływała z niego, tworząc na podłodze kałużę. - I ten ktoś chciał uwolnić Morrigan od bardzo dawna.
    - Skąd wiesz? - zapytał zaskoczony Yoh.
    - Przemyślałem sprawę, kiedy... Dobra, nieważne - powiedział Tao, pomijając mord na drzewach. - Po prostu zrozumiałem, że ktoś wykorzystał zachwianie równowagi po ataku Hao na Króla Duchów. Zwłaszcza że bogini rosła w siłę od wieków, a tylko od kilku dekad była uwięziona.
    Hao uśmiechnął się do Rena. Chyba wcześniej nie docenił złotookiego, który niezwykle szybko wyciągnął prawidłowe wnioski. W dodatku wiedział niewiele mniej od niego.
    - Dobra, teraz zamierzam zajrzeć do Księgi Zniszczenia - oznajmił ognisty szaman.
    W jego głosie była niebezpieczna nuta, która ostrzegała przed przeszkadzaniem mu. Zamierzał szybko przebrnąć przez księgę, zbierając najważniejsze informacje.
    - Anno, otwórz mi przejście.
    Kyouyama nie zamierzała się kłócić z Hao, chociaż piroman wyraźnie wydał jej rozkaz. W jej własnym domu i na oczach wszystkich zebranych w salonie. Zacisnęła usta w cienką kreskę, po czym bez słowa wykonała polecenie Asakury. Nie zamierzała tego zostawić, ale teraz nie był odpowiedni moment na odegranie się na przyszłym szwagrze. Później to załatwi.
    - Idę z tobą - powiedział Yoh, wstając z kanapy.
    - Nie - odpowiedział piroman. - Nie wiem, co tam jest, więc zostajesz.
    - Dobrze wiesz, że mi nie zabronisz, bo i tak pójdę za tobą. - Właściciel mandarynkowych słuchawek wyszczerzył ząbki.
    - Ech... - Hao pokręcił głową. Miał niezwykle upartego brata. - A rób jak chcesz.
    Bliźniacy przeszli przez przejście, zostawiając resztę w salonie. Wyruszyli na poszukiwanie odpowiedzi, jak pokonać Morrigan. Mogli też wrócić z niczym, a co najważniejsze - Księga Zniszczenia była niebezpieczna i nawet Hao nie wiedział, co tam znajdą. Była też możliwość, że nie wrócą albo wrócą przeciągnięci na stronę Morrigan. Teraz wszystko stało pod znakiem zapytania i zależało od silnej woli obu braci.

~*~

Ta dam! Dobrze pisze mi się ostatnio rozdziały, wyjątkowo szybko. Wena taka łaskawa, wow! xD
Następny rozdział będzie albo w niedzielę, albo w poniedziałek. Jeszcze nie jestem pewna. Sobota raczej odpada, gdyż mam wtedy busa powrotnego do Polski. Tak, moje wakacje w Niemczech właśnie się kończą, ostatni tydzień przede mną. :c Obowiązki jednak mnie wzywają, cóż. Mniejsza o to. Właśnie z powodu powrotu z soboty na niedzielę nie będę mogła dodać rozdziału, więc jeśli coś naskrobię jeszcze w niedzielę wieczorem, to dodam wtedy, a jak nie to dopiero w poniedziałek. :)
Czekam na opinie w komentarzach. :) I przy okazji zapraszam na drugiego bloga: http://shaman-king-chronicle.blogspot.com/ :)
Do następnego. ^^

poniedziałek, 20 czerwca 2016

20. Zły znak

Ohayo,
znowu jestem w terminie! ^^ Tylko ta późna godzina, może i to uda mi się w końcu wykorzenić z moich nawyków. xD Jak na razie cieszmy się i radujmy, że nie mam poślizgów w publikacji, nawet gdy chrześniak zgania mnie z laptopa, bo chce obejrzeć bajkę, a moja wena odmawia posłuszeństwa. ^^"
Dobra, bez zbędnego przedłużania. :)
Miłego czytania życzę. ^^

~*~

    W Patch Village nastał nowy dzień, jednak nie był on tak słoneczny jak poprzedni. Niebo zasłane było stalowoszarymi chmurami, przez które nie mogło przebić się słońce. Nie było zimno, ale dało się wyczuć deszczową aurę.
    Hao siedział po turecku przed wejściem do swojego namiotu, rozmyślając o wizji Tamao. Anna była wczoraj pewna, że jest w niej jakiś ukryty sens, drugie dno. Ufał przeczuciom Kyouyamy, więc próbował znaleźć rozwiązanie, które usatysfakcjonowałoby nie tylko blondynkę, a również jego.
    Raz za razem odtwarzał w myślach wizję, obserwując wszystko dokładnie. Starał się skupić na najmniejszych szczegółach, na drobiazgach, które na pierwszy rzut oka wydawały się nieistotne i zbędne. Niestety nie mógł dostrzec nic, co byłoby przydatne. Może szukał w złym miejscu? Rozwiązaniem tego, jak i innych problemów związanych z Morrigan, była sama krucza bogini. Wystarczyłoby, że przywołałby ją, a ona zapewne z demonicznym uśmiechem wszystkim pochwaliłaby mu się. Jednak nie chciał aż tak ryzykować przedwczesnym sprowadzeniem jej do Patch Village. Byłoby to aktem głupoty, jeszcze większym od przerwania Turnieju, gdy chciał schwytać Króla Duchów.
    Westchnął z roztargnieniem, spoglądając na Opacho bawiącą się na ziemi. Murzynka ryła patykiem jakieś kształty, które nabrałby większego sensu dla Hao, gdyby wstał i obejrzał dzieło dziewczynki z góry. Niedługo będzie musiał to zrobić - Opacho zawsze wołała go, gdy kończyła swoje rysunki na ziemi. Często były to kształty niemające żadnego sensu i znaczenia, ale czasami ognisty szaman widział w nich odpowiedzi na nurtujące go pytania. Nie wiedział dokładnie jak sześciolatka to robiła, ale było to niezwykłe.
    Ze znudzeniem i bez większych nadziei ponownie zajrzał do wizji Tamao. Nie oczekiwał, że tym razem uda mu się cokolwiek znaleźć. Znał już tę scenę na pamięć i mógłby ją przywołać bez zbędnego wysiłku, nawet nie musiał się na niej skupiać, gdyż znał najmniejszy szczegół.
    Zamknął oczy, aby po raz ostatni przyjrzeć się wizji. Tym razem zamierzał się skupić na momencie, gdy kruk zmienia się w Morrigan. Musiał przejrzeć tę mgłę, która sprawiała, że obraz masakry rozmył się. Wcześniej nie brał pod uwagę, iż cokolwiek tam znajdzie, ale postanowił jeszcze raz spróbować. Nic na tym nie straci, a może jeszcze coś zyska.
    Pole bitwy zaczęło się rozmywać w jego wyobraźni, ale Hao siłą spróbował zatrzymać obraz. Miał nadzieję, że mu się uda, gdyż wizja nie była skierowana do niego, a do Tamao. On jedynie ją przejął i mógł nie mieć wolnej ręki do zmieniania jej w jakikolwiek sposób. Morrigan mogła też przypuszczać, że on również ujrzy wizję i mogła skierować ją także do niego. Zaraz się przekona.
    Morrigan pojawiła się w postaci rudowłosej kobiety, splamionej krwią. Sceneria nie rozmyła się tak jak wcześniej, a Morrigan uśmiechnęła się do niego wrednie.
    - No proszę, proszę. Kto by pomyślał, że odkryjesz moją ukrytą wiadomość - powiedziała Morrigan. - Biedna, mała Tamao nie mogła jej dostrzec. Ona miała się jedynie przestraszyć, a ty... cóż, wiedziałam, że polecisz niczym na skrzydłach do swoich nowych przyjaciół. - Splunęła na ziemię. - Miałeś w sobie potencjał, Asakura. Mógłbyś razem ze mną zdobyć władzę absolutną...
    - Tsa, a później zniszczyć planetę, którą kocham - przerwał jej Hao. - Nie wyobrażaj sobie za wiele, Morrigan. Skoro wiadomość była do mnie, to mów, czego ode mnie chcesz.
    - Nie śpieszmy się - odparła, krążąc wokół niego. Przyglądała mu się badawczo, jakby chciała coś wyczytać z jego postawy. - Powiedz mi, co cię tak trzyma przy Yoh? Nie uwierzę, że tak nagle chcesz być dla niego kochanym braciszkiem.
    - Wierz sobie w co chcesz. Ty wiesz swoje, a ja swoje. I dla ciebie będzie lepiej, gdy przestaniesz się mieszać - odpowiedział spokojnie Hao.
    Nie zamierzał się wdawać w zbędne dyskusje z Morrigan. Bogini była świetnym strategiem, ale również dyplomatą. Na przestrzeni wieków doprowadzała do wielu konfliktów zbrojnych, a strona, którą obrała niemal zawsze była zwycięska. Przegrywała tylko wtedy, gdy Dagda wtrącał się do jej gierek.
    - Niecierpliwisz się, czuję to. - Podeszła bardzo blisko do niego. Stała tuż za jego plecami, a Hao niemal czuł w ustach metaliczny smak. - Znaj moją dobroć, Asakura. Mam dla ciebie propozycję.
    - Zapewne nie do odrzucenia.
    Ognisty szaman odszedł kilka kroków do bogini, po czym odwrócił się twarzą do niej. Spojrzał wyzywająco w jej czarne oczy, oczekując, aż Morrigan przedstawi swoją propozycję.
    - Zgadłeś. Obiecuję oszczędzić część tej twojej ukochanej planety, ale w zamian oczekuję pewnej przysługi.
    Milczała przez chwilę, budując napięcie. Im bardziej Hao był zniecierpliwiony i zirytowany, tym bardziej ona się cieszyła. Chciała napawać się tą chwilą jak najdłużej, ale czas ją naglił.
    - Zabijesz Radę.

    Słowa odbiły się echem w głowie Hao. Został sam ze swoimi myślami, a Morrigan zniknęła, pozostawiając w jego ustach ciężki, metaliczny posmak. Złożyła mu propozycję, którą on oczywiście zamierzał odrzucić. Nie pomoże bogini, nie upadł aż tak nisko jak Marco, aby bawić się w wiernego pieska.
    Otworzył oczy, gdy poczuł, że ktoś mu się przygląda. Zaledwie dziesięć centymetrów od jego twarzy znajdowała się Opacho, wpatrująca się w niego swoimi dużymi oczami. Czekała, aż zwróci na nią uwagę.
    - Chodź, zobaczymy, co stworzyłaś - powiedział ciepło do dziewczynki.
    Wstał, aby podejść z Opacho do kształtów, które mała wyryła w ziemi. Murzynka biegła przed nim, wesoło podskakując co chwilę.

    Morrigan była z siebie bardzo zadowolona. Miała pewne obawy, czy Hao uda się dostrzec lukę w wizji, którą podsunęła Tamao. Asakura nie zawiódł jej i pozwolił jej wejść do swojego umysłu, a raczej do wizji, odtworzonej w jego umyśle. Nie dbała o ten mały szczegół, liczyło się to, że udało jej się porozmawiać z ognistym szamanem. Miała nadzieję, że piroman nie zmienił się tak bardzo i uda jej się jeszcze przeciągnąć go na swoją stronę. Unicestwienie Rady pozwoliłoby jej na szybsze dostanie się do Patch Village, a Samhein byłoby tylko zwieńczeniem jej zwycięstwa.
    Rozmowa z Hao nieco ją wyczerpała. Jeszcze trudno było utrzymać w ryzach rosnącą z dnia na dzień moc, przez co nie umiała kontrolować jej zużycia. Niedługo to się zmieni, a równowagę zapewni jej sojusz z Dagdą. Gdy tylko wejdzie do Patch Village, jej moc będzie nieograniczona, a w Samhein osiągnie swój szczyt.
    Musiała jeszcze porozmawiać z Dagdą. Im częściej do niego przychodziła, tym bardziej nieprzychylnie patrzył na pomoc szamanom. Musiała osłabić do końca jego wiarę w potęgę Rady. Wtedy już nikt nie będzie mógł jej powstrzymać.

    Yoh rozmawiał z Lysergiem, Horo i Mantą, siedzącymi obok niego na kanapie. Przy oknie stał oparty o ścianę Ren, a Choco w kącie zapisywał coś w swojej książeczce, zerkając czujnie na niego. Wczoraj próbował go rozśmieszyć nowym żartem, ale Chińczyk nie docenił tego i rzucił w niego guan dao, które wbiło się w drzwi tuż nad jego głową, a gdy chciał wyjść z pokoju, to w jego stronę poleciał wazon w indiańskie wzory. Anna oskarżyła go o bycie współwinnym i musiał posprzątać bałagan, który zrobił Tao, dlatego dziś wolał uważać.
    Ryu szykował coś w kuchni i nie pozwalał nikomu tam wejść, a żołądek Horo domagał się jakiegoś jedzenia. Musiał poczekać, co nie było dla niego łatwe i powoli wyłączył się, nie zważając na to, co mówią przyjaciele.
    Dziewczyny siedziały u siebie, pozwalając odpocząć chłopcom od treningów. Niedawno zaczął padać deszcz, dosłownie kilka minut po powrocie szamanów z przedobiedniej przebieżki po wiosce.
    - Ej, zastanawiam się, dlaczego Król Duchów nie wyznaczył jeszcze ani jednej walki Hao - powiedział Lyserg.
    - Jakby tak się nad tym zastanowić, to niemal każdy już walczył poza poplecznikami Hao. - Manta poparł Diethela. - Chyba jest coś, o czym nie wiemy.
    - W takim razie wypadałoby zapytać Silvę - mruknął Ren. - On wie wszystko, ale udaje przykładnego strażnika, który nigdy nie złamał ani jednej zasady.
    - Zejdź z Silvy, Renny. Pomaga nam, jak tylko może - powiedział Yoh.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek lubił Silvę od zawsze i nigdy nie życzył mu źle. Nie chciał, aby przez nich został zawieszony przez Radę i ostatnio nie pytał go o nic, ale teraz znowu musiał pójść do niego. Miał nadzieję, że nie narobi mu kłopotów.

    Tymczasem Silva siedział w swoim mieszkaniu, patrząc przez okno. Dawno w Patch nie było deszczu, co nieco go zaniepokoiło, gdyż pogoda w wiosce zależała po części od Króla Duchów. Coś uległo zmianie, a Goldva zapewne już wiedział, co się dzieje. Silva musiał jeszcze trochę poczekać, aż do niego dotrze ta wiadomość.
    Z Nichromem spotkał się ostatniej nocy, znowu wybrał miejsce na drugim końcu wioski, a Silva znowu był zmęczony po pracy. Dezerter może i mu pomagał, ale szatyn miał wrażenie, że robi to specjalnie.
    Indianin przekazał mu wskazówki, co i jak powinien robić, aby obejść zasady Turnieju. Nie było to do końca zabronione, bo w regulaminie nic o tym nie wspomniano. Prawdopodobnie nie przewidzieli takiej sytuacji, gdy go pisali, a to znacznie ułatwiało zadanie Silvie. Nie czuł się już jak przestępca i łatwiej było mu stłamsić wyrzuty sumienia. Nie był do końca pewny swojej decyzji, gdyż nigdy nie chciał działać wbrew Królowi Duchów, ale tym razem nie miał innego wyjścia. Musiał jak najszybciej odkryć w jaki sposób można pokonać Morrigan zanim będzie za późno.
    Pozostała jeszcze kwestia Nichroma, a raczej jego prośby. Dezerter oznajmił, że nie oczekuje od Silvy pomocy z przymusu. Potomek Wielkiego mógł mu pomóc tylko wtedy, gdy miał szczere intencje. W innym przypadku nic z tego nie wyjdzie.
    Westchnął, przymykając oczy. Chciał pomóc Nichromowi, ale miał pewne wątpliwości. Chłopak dał mu dużo czasu, mówiąc, że jego sprawy osobiste poczekają tak długo, jak będzie trzeba.

    Nichrom przechadzał się po Patch Village. Przed deszczem chroniła go tylko bluza z kapturem, która już prawie przemokła do suchej nitki, ale nie przejmował się tym. Musiał pomyśleć nad pewną sprawą, a puste ulice wioski mu to ułatwiały. Nikt mu nie przeszkadzał, bo każdy chował się przed deszczem.
    Marco dalej węszył, co działało mu na nerwy, więc rozważał, czy powinien pójść do siedziby X-laws, aby raz na zawsze pozbyć się problemu, noszącego biały uniform. Lasso niczego nie chciał mu ułatwić, a jego ostrzeżenie potraktował jak wyzwanie. Idiota, pomyślał Nichrom. Każdy normalny człowiek odpuściłby, ale w sumie Marco nie był ani trochę normalny, więc Indianin musiał wyjaśnić mu bardziej dosadnie jak może się skończyć wtykanie nosa w nieswoje sprawy.
    Zdecydował. Skierował swoje kroki do siedziby X-laws. Szybko przeszedł przez plątaninę ulic i po kilku minutach znalazł się przed sporym budynkiem we wschodniej części Patch Village.
    Wszedł po kilku schodkach, po czym głośno zapukał do drzwi.
    - Czego tu szukasz? - wycedził jeden z X-laws, który właśnie mu otworzył.
    - Wiernego psa Jeanne - odparł. - Marco jest w domu?
    Uśmiechnął się wrednie do mężczyzny, gdy zobaczył, że udało mu się go rozzłościć. X-laws zbyt szybko ulegali emocjom, przez co wszyscy poplecznicy Hao sobie z nich żartowali.
    Wysoki mężczyzna w uniformie chciał jak najszybciej pozbyć się bezczelnego Indianina, więc postanowił, że zamknie mu drzwi tuż przed nosem. Już miał to zrobić, gdy Nichrom włożył but w lukę między drzwiami a futryną.
    - Nie tak szybko. - Popchnął drzwi tak mocno, że mężczyzna zachwiał się. - Przesuń się albo sam sobie zrobię przejście.
    Wyrzutek widząc, że nie ma szans z Nichromem, postanowił spełnić jego rozkaz i przepuścił chłopaka. Indianin wszedł do korytarza, po czym skierował się do salonu, zostawiając mokre ślady za sobą.
    - Zawołaj Marco - rzucił do mężczyzny. - Tylko szybko, bo się śpieszę.

    Marco wszedł do salonu czerwony ze złości, a gdy zobaczył kałużę na stoliku, którą utworzyła się pod nogami Nichroma, niemal spurpurowiał. Zacisnął pięści, wbijając sobie krótko przycięte paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Bezczelność Indianina nie miała granic, a cierpliwość Lasso już dawno się skończyła, gdy dodatkowo ujrzał brudne ślady - również pozostawione przez Nichroma.
    - Czego tym razem chcesz? - wycedził przez zaciśnięte zęby blondyn.
    - Ale wy jesteście nieuprzejmi! Nieładnie - mruknął Indianin, sięgając po ciasteczko. - Usiądź, porozmawiamy.
    - Nie będziesz mi mówił, co mam robić - odparł Marco, ledwo panując nad sobą. - I przestań się zachowywać jakbyś był u siebie! Jesteś bezczelny!
    - Ależ dziękuję. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Jak nie chcesz usiąść, to ja wstanę do ciebie.
    Nichrom wstał, zostawiając na stoliku kałużę, która ściekła z jego spodni. Marco spojrzał na niego z nienawiścią, gdy stanął przed nim.
    - Mówię to po raz ostatni. Przestań węszyć, piesku - oznajmił spokojnie Indianin, jednak jego głos był pewny i nieznoszący sprzeciwu. - Jak dobrze wiesz, zaginął ważny artefakt Jeanne i jeśli nie chcesz, aby został użyty przeciwko twojej drogiej Iron Maiden, to zrobisz to, co mówię.
    - Jak śmiesz grozić świętej panience?! Powinienem cię zabić za to!
    - Przestań szczekać - warknął Nichrom, podchodząc bliżej do blondyna. - Los Jeanne jest w twoich rękach. Zadecyduj, co jest dla ciebie najlepsze. To jest ostatnie ostrzeżenie.
    Były członek Rady wyszedł z salonu X-laws, mijając rozzłoszczonego i bezradnego Lasso. Marco zapewne bił się z własnymi myślami, a Nichrom ani trochę mu nie współczuł. Z uśmiechem na ustach wyszedł z siedziby Wyrzutków. Zostawił blondynowi ostatnie ostrzeżenie.

    Hao od godziny stał nad rysunkiem Opacho, a krople deszczu skapywały mu z włosów. Woda niemal całkowicie zniszczyła dzieło dziewczynki, ale on cały czas miał przed oczami kształt wyryty w ziemi. Murzynka już od dawna nie narysowała nic, co miałoby jakiekolwiek znaczenie. Aż do dzisiaj.
    Opacho wyryła rysunki, które były zaszyfrowaną wiadomością. Każdy obrazek miał inne przesłanie, a on aż za dobrze wiedział, co każdy z nich oznacza.
    Kruk - niewątpliwie chodzi o Morrigan. Ewentualnie zwiastun śmierci, ale w tym przypadku znaczenie było takie samo.
    Reszta rysunku Opacho była chaotyczna. Hao wyróżnił jakieś postaci, niektóre z mieczami lub włóczniami wbitymi w pierś. Mogło to oznaczać jakąś bitwę, ale trudno było ocenić, gdyż dziewczynka większość rysunku przekreśliła, pozostawiając wielkiego kruka w centrum. To był zły znak. Asakura musiał powiadomić Yoh i resztę.

    Deszcz nie przestał padać nawet przez chwilę, gdy Hao szedł razem z Opacho przez Patch Village do Yoh. Oczywiście mógł się teleportować, ale chciał chwilę pomyśleć. Ognisty szaman nie przejmował się deszczem, mógł zmoknąć, jednak specjalnie dla dziewczynki użył mocy żywiołów, aby chociaż ona pozostała sucha. On wysuszy się na schodach zanim wejdzie do salonu.
    - Anna miała rację - oznajmił ognisty szaman, gdy przeszedł przez próg salonu. - Wizja miała drugie dno.
    Kyouyama uśmiechnęła się z satysfakcją. Wiedziała, że nie myliła się, a Morrigan sprytnie umieściła gdzieś jakąś ukrytą wiadomość.
    - Znalazłem lukę, dzięki której Morrigan mogła porozmawiać ze mną osobiście. To była wiadomość tylko dla mnie - powiedział, siadając na parapecie. - Chciała ode mnie pewnej przysługi. Nieważne jakiej, bo nie zamierzam się zgodzić.
    - Ej, nie ma tak! - zawołał Horokeu. - Mów, stary, o co chodzi.
    - Nie - uciął Hao. - Jest jeszcze coś. Pogoda współgra z nastrojem Króla Duchów.
    - W takim razie ma dzisiaj wyjątkowo paskudny humor - burknął Ryu, wyglądając przez okno.
    - Nie przyszedłem rozmawiać o humorach Króla Duchów. Chodzi o to, że jest coraz gorzej. Wyczuwam jego niepokój, tak samo jak zmiany w przyrodzie. W dodatku...
    Hao przerwał, gdyż rozległo się pukanie do drzwi. Ren był najbliżej, więc nacisnął klamkę, wpuszczając przemokniętych Silvę i Mikihisę.
    - W dodatku - kontynuował, gdy nowo przybyli stanęli przy ścianie obok Tao - Opacho narysowała dziś na ziemi coś, co mnie zaniepokoiło.
    Murzynka spojrzała na Asakurę, gdy usłyszała swoje imię. Piroman uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym zapytał, czy mógłby dostać kartkę i coś do pisania. Zamierzał odtworzyć dzieło dziewczynki najdokładniej jak potrafił, co nie było takie łatwe, gdyż cały czas ktoś mu zerkał przez ramię, rozpraszając go.
    Gdy skończył, pokazał wszystkim rysunek. Większość zebranych w pokoju siedziała spokojnie, nie rozumiejąc do końca sensu szkicu Hao. Jedynie Silva spojrzał z przerażeniem na kartkę. Nie mógł uwierzyć, że ponownie widzi ten rysunek.
    - Mamy problem - wyszeptał strażnik. - I to poważny.
    - Co się dzieje? - zapytał Yoh.
    - Kiedyś widziałem ten rysunek w jednej z ksiąg plemiennych. Opacho nie mogła go wcześniej widzieć, więc jest to znak dla nas. Przypuszczam, że od Króla Duchów lub od Dagdy - odpowiedział. - Nie zmienia to faktu, że muszę znaleźć tę księgę w bibliotece. Później wszystko wam wyjaśnię.
    Strażnik wyszedł, nie czekając na to, co powie reszta. Zostali sami z pytaniami, które kłębiły im się w głowach. Odpowiedzieć na nie mogło tylko kilka osób, w tym Silva, który właśnie wyszedł.
    - Nie wiem za wiele - odezwał się nagle Hao - ale to nie będzie nic optymistycznego. Kruk, symbol Morrigan, raczej nie oznacza nic dobrego.

~*~

Powiem szczerze, że jestem zadowolona z tego rozdziału. ^^ Pisałam go zaledwie cztery lub pięć godzin. Dzisiaj. O ile na początku nie miałam pomysłu, jak zacząć rozdział, o tyle później, jak już się rozkręciłam, to pisało mi się bardzo szybko i przyjemnie. Nawet przyzwoicie długi rozdział i mam nadzieję, że pod względem treści też jest całkiem dobry. :D
Wiem, że znowu urwałam w ciekawym momencie, dlatego postaram się dać kolejny rozdział w sobotę lub niedzielę, ale niczego nie obiecuję, gdyż mam ostatnio wyjątkowo kapryśną wenę. ;-; Piszę tylko wtedy, gdy mnie najdzie, a najczęściej takie momenty mam w ostatni dzień obiecanego terminu. Ech...
Dobra, nie ma co przedłużać. xD
Dzisiaj również dodałam rozdział na drugim blogu, o tutaj -> http://shaman-king-chronicle.blogspot.com/
Do następnego! ^^

poniedziałek, 13 czerwca 2016

19. Morrigan nadchodzi

Ohayo,
nawet w terminie jestem, chyba częściej będę sobie planować rozdziały na sobotę-poniedziałek, bo wtedy się wyrabiam na czas. XD Ogólnie to rozdział byłby szybciej, ale wczoraj nie miałam jak pisać i dopiero dziś usiadłam do laptopa. :)
Miłego czytania. :D

~*~

    Tamao wybiegła z pokoju, a jej duchy stróże podążyły za nią. Nie spotkała nikogo w salonie, bowiem chłopcy biegali dziś razem, Jun z Piriką gdzieś wyszły, a Manta był na zakupach.
    - Anno, gdzie jesteś? - zawołała drżącym ze strachu głosem.
    Odpowiedziała jej głucha cisza. Skoro Itako nie było nigdzie w domu, to możliwe, że siedziała na ławeczce przed domem. Ruszyła w stronę schodów, o mało się nie potykając. Konchi i Ponchi nawet nie zachichotali, widząc niezdarność Tamamury. Szamanka była zbyt przerażona, aby duchy mogły swobodnie żartować, udzielił im się nastrój dziewczyny.
    Schodząc po schodach, stanęła krzywo i straciła równowagę. Zachwiała się, lecąc na twarz, ale nie upadła, gdyż złapał ją ktoś. Spojrzała na twarz swojego wybawcy. Przed nią stał Lyserg, który dalej trzymał ją z ramiona, nie pozwalając jej upaść.
    - Powinnaś bardziej uważać.
    - W-wiem, ale...
    Diethel wyczuł, że coś jest nie tak, gdy dostrzegł strach w różowych oczach Tamao. Zastanawiał się, co tak bardzo przeraziło dziewczynę i chociaż nie rozmawiał z nią zbyt często, to zmartwił się. Tamamura była dość strachliwą osobą, ale Lyserg podświadomie wiedział, że tym razem chodzi o coś więcej.
    - Co się stało? - zapytał Anglik.
    - Widziałam ją, ona... - zająknęła się, ale nie kontynuowała już wypowiedzi. Mruknęła tylko: - Muszę znaleźć Annę.
    Szybko wyminęła Lyserga na schodach, aby znowu wyruszyć na poszukiwania blondynki. Tym razem uważniej schodziła po stopniach, a Ponchi i Konchi lecieli tuż obok niej.
    Lyserg nie musiał wiedzieć, co dokładnie widziała szamanka. Domyślił się, że chodziło o Morrigan. Już wszyscy o niej wiedzieli - Hao dotrzymał słowa i postarał się o szybkie rozgłoszenie wieści o kruczej bogini. Nie minęła nawet godzina, a nie było osoby, która byłaby niedoinformowana. Wbrew przypuszczeniom Goldvy nie wybuchła panika, szamani byli nadzwyczaj spokojni albo tylko dobrze udawali. W każdym bądź razie, Hao zadbał o wszystko z najdrobniejszymi szczegółami i Diethel był pod niemałym wrażeniem. Długowłosy Asakura potrafił planować, a fakt, że teraz mieli go po swojej stronie, działał na ich korzyść.

    Tamao o mało nie wpadła na Annę, ledwo wyhamowała tuż za plecami Itako. Blondynka właśnie rozmawiała z Mantą, który próbował się wytłumaczyć, dlaczego zamiast pomidorów kupił ogórki do obiadu. Oyamada miał dość świdrującego wzroku Kyouyamy i był niezwykle wdzięczny Tamamurze za to, że chciała jak najpilniej porozmawiać z Itako.
    - Tamao, wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha - zmartwił się blondynek, trzymający dwie siatki z zakupami.
    - Gorzej - mruknęła cicho różowowłosa.
    - Chodź, powiesz mi, co się stało - powiedziała Anna.
    Kyouyama skierowała się do domku, ignorując Mantę. Tamao podążyła za nią, mając nadzieję, że Itako pomoże jej zrozumieć sens całej wizji, gdyż niektóre rzeczy były niewyraźne i rozmyte, jakby za mgłą. Najważniejszą część jednak widziała aż zbyt wyraźnie. Miała wrażenie, że jest jednym z obserwatorów, ba! jedną z osób biorących czynny udział w wydarzeniach.
    Opowiedziała Annie wszystko, co do szczegółu, chociaż nie czuła się przyjemnie, przywołując wizję ponownie.
    - Miałaś wizję o Morrigan? - zapytała Anna, gdy Tamao zaczęła jej nieco pokrętnie tłumaczyć, co zobaczyła kilkanaście minut temu.
    - Yhym. Była przerażająca i... spojrzała na mnie tymi czarnymi oczami. - Tamamurę przeszedł dreszcz po całym ciele, gdy przypomniała sobie zimny wzrok Morrigan. - Powiedziała do mnie, że niebawem będzie tak silna, że przyjdzie tu.
    - Do Patch?
    Tamao tylko skinęła głową. Nie miała siły odpowiadać już na pytania Anny, wszystko jej powiedziała. Nawet Itako nie chciała drążyć tematu, wiedziała ile nieprzyjemnych uczuć doświadczyła szamanka przez tę wizję. Teraz wypadałoby zapoznać resztę z nowymi rzeczami, a zwłaszcza Hao, bo chociaż Annie trudno było się przyznać, to nie wszystko umiała sama odczytać ze słów różowowłosej. Piroman miał większe doświadczenie, z czym Kyouyama niechętnie się pogodziła.

    Hao siedział zadowolony pod drzewem na skraju lasku, przy którym znajdował się jego obóz. Dziś z samego rana dopilnował, aby każdy obecny szaman w Patch Village dowiedział się o Morrigan. Nie obchodziło go, co powie Rada, a tym bardziej nie chciał wiedzieć, dlaczego Silvie aż tak zależało na rozgłoszeniu tego. W końcu według Goldvy to Król Duchów decydował, co i komu powiedzieć, a cały świat zbawi zaledwie dwudziestu, no może trzydziestu szamanów.
    Asakura parsknął śmiechem, gdy przypomniał sobie, że Król Duchów bardziej zaufał jemu niż X-laws i reszcie szamanów. Przecież był zły do szpiku kości, ba! nawet próbował zniewolić Króla Duchów, aby mieć jego moc na własność, a ta najpotężniejsza istota okazuje się być naiwna. Ewentualnie ma syndrom sztokholmski, pomyślał Hao z rozbawieniem.
    - Mogę się dosiąść? - zapytał Nichrom, a gdy Hao skinął głową, usiadł.
    - Wszystko idzie zgodnie z planem?
    - Oczywiście. - Nichrom uśmiechnął się. - Byłem u Marco, ale coś czuję, że będę musiał uświadomić go o tym, że jesteś w posiadaniu niezwykłego artefaktu Jeanne. Mam wrażenie, że dalej będzie węszył, więc wypadałoby go bardziej zniechęcić.
    - Jeśli będzie potrzebował lepszej zachęty, to nie krępuj się - odparł Hao, opierając się wygodniej o drzewo.
    Chwilę siedzieli w ciszy. Indianin zastanawiał się, czy nie powinien już sobie pójść, ale nie miał nic do roboty, więc najpewniej włóczyłby się po wiosce, grając na nerwach Radzie i X-laws. Mógł równie dobrze posiedzieć z Asakurą w obozie, zastanawiając się, kiedy wróci Zinc. Drugi dezerter wyszedł z Patch kilka dni temu i dalej nie wrócił. Nichrom wiedział tylko tyle, że Hao dał mu zadanie poza wioską na jego własną prośbę. On wolał zostać w Patch, czuł się tu bardziej potrzebny, gdyż ostatnio pociągał z piromanem za sznurki w tym całym teatrzyku, jaki stworzyła sobie Rada.
    - A jak się mają sprawy z Silvą? - zapytał od niechcenia ognisty szaman.
    - Myślę, że dobrze - odparł Indianin. - Tylko nie myśl, że chcę dla niego źle, wręcz przeciwnie. Chcę mu pomóc, bo sam mam w tym mały interes, ale nieważne.
    - To twoja sprawa, nie będę się mieszał.
    Hao wstał, gdy zauważył Hanagumi, idące ścieżką do obozu. Otrzepał pelerynę i spodnie z ziemi, po czym zostawił Nichroma samego.
    Minął Opacho bawiącą się obok jego namiotu. Dziewczynka zerknęła na niego, ale gdy spostrzegła, że idzie do Hanagumi, wróciła do budowania szałasu z patyków i suchych liści. Gdyby Hao szedł poza obręb obozu, to pobiegłaby za nim. Nie lubiła zostawać bez niego na długo, a ognisty szaman ostatnimi czasy znikał na kilka godzin. Niestety czasami za późno orientowała się, że Asakura gdzieś poszedł.
    Asakura odebrał od Kanny i Marie dwa kartonowe pudełka. Były w nich ważne akta Rady i X-Laws. Najbardziej Hao bawiło to, że nikt nie zauważył zniknięcia tych teczek, które przechwycił od trzech demonów jakiś czas temu. Przez prawie miesiąc pudełka znajdowały się w jednym z magazynów towarowych na obrzeżach jednego z pobliskich miast, ale teraz potrzebował ich, więc wysłał po nie Hanagumi. Tylko one wiedziały, gdzie i jak szukać, aby nie wrócić z pustymi rękoma.
    Zaniósł pudełka do swojego namiotu. Marion patrzyła na jego plecy, gdy oddalał się. Dłuższą chwilę wahała się, czy powinna pójść za nim. Od dawna nie rozmawiała z Hao na osobności i szczerze mówiąc, brakowało jej tego. Na początku czuła się lekko skrępowana i osaczona, ale teraz dałaby wszystko za kilka minut z Asakurą. Nawet jeśli mieliby tylko milczeć. Jednak wiedziała, że ognisty szaman ma teraz ważniejsze sprawy na głowie i nie chciała mu przeszkadzać.
    Zrezygnowała z rozmowy z Hao, gdy Władca Ognia zniknął w namiocie. Przypuszczała, że teraz będzie przeglądał akta z pudełek, więc jej towarzystwo byłoby zbędne. Może nawet przeszkadzałaby mu albo rozpraszałaby go, a tego nie chciała.

    Yoh i Ren biegli dwa metry przed Horo, Choco oraz Ryu. Na samym końcu podążał Faust. Nie śpieszył się ani trochę, rozmawiając z Elizą.
    - On nie widzi świata poza nią - powiedział Horo, zerkając na Niemca.
    - Jak się zakochasz, to też tak będziesz miał - odparł Ryu ze smutną nutą w głosie. Nie dotyczyła ona Fausta, a jego, gdyż od dłuższego czasu poszukiwał swojej królowej, a do dziś jej nie znalazł. Johann miał Elizę pod postacią ducha, ale jednak miał i to było najważniejsze, a on nie miał żadnej damy u swojego boku.
    - On nawet nie zauważy, że się zakochał - prychnął Ren. - Zresztą, która by go zechciała.
    - Co? Jestem idealnym kandydatem dla kobiet, nie to co ty! Gbura to żadna nie zechciałaby! - krzyczał rozzłoszczony kąśliwą uwagą Usui.
    Ren prychnął pod nosem. On nawet nie zamierzał szukać żadnej dziewczyny, dobrze było mu samemu. Wystarczyło mu, że Jun była nadopiekuńcza wobec niego. Drugiej szczebioczącej dziewczyny nie potrzebował.
    - Nie martw się, Renny. Znajdziesz jeszcze kogoś.
    - A kto powiedział, że chcę, Asakura? - Tao zmrużył oczy.
    Przyśpieszył, gdyż miał dość insynuacji kolegów. Zastanawiał się, skąd głupi pomysł, że on kogoś potrzebuje... Nie miał czasu na takie rzeczy teraz, a oni wyobrażali sobie nie wiadomo co. Aktualnie potrzebował dużo wolnego czasu, aby móc trenować do kolejnych walk i do bitwy z Morrigan.
    - Chyba go uraziliśmy - zauważył inteligentnie Horokeu.
    Choco wzruszył ramionami. Renowi prędzej, czy później przejdzie, za długo go znał, żeby się martwić lekko obrażonym Tao. Przy obiedzie opowie mu jakiś kawał, to na pewno wszystko wróci do normy. Nie to, że lubił uciekać przed złotookim. Miał nadzieję zostać w końcu docenionym przez Chińczyka.

    Tamao piła małymi łyczkami gorącą herbatę. Manta zaparzył ją dla niej, aby nieco się uspokoiła przed powrotem reszty. Anna siedziała obok niej na kanapie, zagadując ją, aby nie myślała tyle o swojej wizji.
    Lyserg stał obok okna, wyglądając przez nie. Chciał poprosić Fausta, żeby jeszcze dziś zajrzał do Kuro. Shiro nie dawał mu spokoju, zamartwiając się o starszego brata, więc obiecał, że przyśle do nich Niemca.
    Do domu jako pierwszy wbiegł Ren, ale nie zamierzał rozmawiać z obecnymi w salonie. Musiał wziąć prysznic, aby rozluźnić mięśnie, zmuszane przed chwilą do nadmiernego wysiłku. Jednak nie uśmiechało mu się biec z resztą, gdyż wszyscy dawali mu jakieś aluzje, które były mu tak potrzebne, jak Choco wymyślanie nowych żartów.
    Gdy Tao zniknął za drzwiami łazienki, do salonu weszła reszta chłopców. Wydawali się być mniej zmęczeni od Rena, ale nie była to nowość, każdy przyzwyczaił się już do tego, że złotooki ćwiczył dwa razy ciężej od reszty i żadna siła nie była w stanie go od tego odwieść.
    Anna zarządziła, że poczekają jeszcze na Jun i Pirikę, a po obiedzie miał przyjść Mikihisa, aby porozmawiać z nimi na temat wizji Tamao i tego, co działo się w Patch od rana. Wieści o Morrigan obiegły wioskę w zawrotnym tempie, a ojciec Yoh miał podobno jakieś nowe informacje, prosto od Rady.

    - To bardzo niepokojąca wizja.
    Mikihisa siedział na kanapie obok Tamao i Anny. Yoh miał wrażenie, że gdyby nie maska, to jego ojciec drapałby się po brodzie z miną myśliciela. Był niezwykle skupiony, ale nikt mógł odgadnąć, co czuje.
    - I co pan myśli? - zapytał Ren.
    - Jeśli ufamy umiejętnościom Tamao, to spodziewam się, że Morrigan za szybko rośnie w siłę. To nie była zwykła wizja - odpowiedział. - Wywołała ją sama Morrigan, a jeśli ma już takie możliwości, to jest to dla nas ostrzeżenie albo zapowiedź tego, co planuje.
    - Albo jedno i drugie - mruknął Hao, wchodząc do salonu.
    Po raz pierwszy wszedł drzwiami, podobno jak normalny człowiek. Chyba nie należał do tej grupy osób, gdyż preferował wejście z zaskoczenia. Najlepiej oknem. Miał różne przyzwyczajenia i nie obchodziło go, co myśleli na ten temat inni.
    - Dobrze, że jesteś. - Yoh uśmiechnął się delikatnie. - Potrzebujemy twojej pomocy.
    - Jak zawsze.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek w skrócie wyjaśnił, z czym mają problem. Piroman zamyślił się, podobnie jak Mikihisa chwilę wcześniej. Na twarzy Hao nie malowały się żadne emocje, więc nikt nie wiedział, o czym myśli. Można było rzec, że Asakurowie są mistrzami maskowania uczuć, na różne sposoby.
    - Obawiam się, że będę musiał znać więcej szczegółów tej wizji - mruknął niezadowolony Hao. - Pozwolisz, że sam ją zobaczę?
    Tamao zrozumiała, że pytanie zostało skierowane do niej. Z lekką obawą kiwnęła głową, zgadzając się na to, aby Hao sam zajrzał do jej umysłu. Ona nie będzie przynajmniej musiała znowu opowiadać wizji, za co była niezwykle wdzięczna piromanowi. Przynajmniej wiedziała, że długowłosy Asakura nie zrobi jej żadnej krzywdy.
    Władca Ognia podszedł do Tamamury, uśmiechając się delikatnie. Miał nadzieję, że wygląda przyjaźnie i nieco uspokoi dziewczynę w ten sposób.
    Położył dłonie na skroniach Tamao, skupiając się tylko na wizji szamanki.
    Pole bitwy. Całe zasłane ciałami szamanów, których znał. Niemal każde z nich było okaleczone w okrutny sposób, a z ran sączyła się ciemnoczerwona krew. W powietrzu unosił się słodki, metaliczny zapach.
    Natura jakby współgrała z wydarzeniami, jakie rozegrały się chwilę wcześniej. Niebo było ciemno grafitowe, zapowiadając deszcz, ale nie lekki. Była to zapowiedź ulewy, która będzie starała się zmyć krwawą posokę z ziemi. Niestety nie przyniesie to żadnych efektów, wszystkie ślady zostaną, przypominając o nadejściu Morrigan.
    Na tle ciemnego nieba krążył czarny kruk, napawając się widokiem masakry. Obserwował ciała poległych, tocząc koła nad jeszcze konającymi szamanami, którzy jakimś cudem uniknęli śmierci.
    Sceneria lekko się rozmyła, jednak po chwili Hao dostrzegł, że nie zmieniła się. Ciała szamanów wydawały się odległe, jakby zręczny malarz przedstawił je na innym planie, gdzieś w oddali. Jakby schowane za gęstą mgłą.
    Kilka metrów przed nim stała kobieta w czarnej sukience. Rude, długie włosy były nieco splamione krwią. Szła w jego stronę, nie zważając na to, że brudzi sobie gołe stopy mokrą od krwi ziemią.
    Zatrzymała się kilka kroków od niego, napawając się widokiem. Odetchnęła głęboko, wciągając w płuca powietrze. Uwielbiała kolor, jak i zapach krwi.
    Spojrzała w jego kierunku, prosto w jego oczy. Uśmiechnęła się demonicznie.
    - Idę po was.

    Hao wyszedł z głowy Tamao, domyślając się, dlaczego dziewczyna była taka roztrzęsiona. Morrigan pokazała jej przede wszystkim ciała przyjaciół, aby bardziej ją przestraszyć.
    - Już dobrze - powiedział, kucając przed Tamamurą. - To tylko jej chora wizja, którą ci podsunęła. Nie dopuszczę do tego, żeby to tak wyglądało. Masz moje słowo.
    Tamao spojrzała w czarne oczy piromana. Mówił prawdę, wiedziała to. Miała przed sobą innego Hao, ten chciał za wszelką cenę ochronić ich wszystkich i mogła mu zaufać. Słowa ognistego szamana uspokoiły ją, dzięki czemu przestała się tak bardzo martwić. Uwierzyła mu, że jest w stanie stawić czoło Morrigan. A najbardziej chciała, aby już było po wszystkim.

~*~

Najdłuższe to nie było, ale myślę, że jakościowo nadrabia. Chociaż mogę się mylić, więc czekam na opinie. :D
Prawie rozwijam do końca wątek Morrigan, co mi się coraz bardziej podoba. ^^ Dziś nie przerywam w fajnym momencie, nie będę wredna. Mam też już wszystko poukładane do kolejnego rozdziału, teraz wypadałoby to skleić w ładne zdania i ciekawe akapity, najlepiej na za tydzień. xD Postaram się.
Dobra, chyba tyle chciałam. Wypadałoby już przestać okupować laptopa wujka. xD
Widzimy się za tydzień, mam nadzieję. :D
Tu też jest rozdział -> http://shaman-king-chronicle.blogspot.com/
Do następnego! ^^

poniedziałek, 6 czerwca 2016

18. Wizja

Witam,
Tak, zdaję sobie sprawę z godziny publikacji. Yhh... ja nic nawet nie zamierzam mówić, zachciało mi się obejrzeć "Walkirię" z Tomem Cruisem i widać efekty, bo rozdział kończyłam po filmie.
Nie przedłużam.
Miłego czytania. :)

~*~

    Lyserg stał kilka metrów od swojego przeciwnika. Był nim dość drobny blondyn, mniej więcej w jego wieku. Trzymał w dłoniach sai, mierząc wzrokiem Anglika. Zdawało się, że zapomniał o swoich kompanach z drużyny, walczącymi z braćmi Ishihara. W tej chwili liczył się tylko on i jego przeciwnik, nie mógł przegrać z Diethelem. Zbyt długo przygotowywał się do Turnieju, aby teraz odpaść w swojej drugiej walce na arenie.
    Lyserg był spokojny, starał się panować nad emocjami, chociaż nie był tak dobry jak Yoh. Asakura podchodził z dystansem do niemal każdej walki, jakby nie odczuwał presji ze strony rodziny i Anny. Wiele nauczył się, gdy poznał swoich przyjaciół i zamierzał wykorzystać to w walce.
    Uśmiechnął się lekko do Morphine, czekającej w wahadełku. Czas pokazać na co ich stać.
    Wypuścił wahadełko ku przeciwnikowi. Blondyn uskoczył, po czym zaczął biec do Lyserga, zręcznie wymijając linkę. Diethel nie zniechęcił się i dalej spokojnie atakował chłopaka. Odskoczył na bok, unikając jednego z sai przeciwnika.
    Shiro Ishihara walczył z dziewczyną, bardzo podobną do przeciwnika Lyserga. Prawdopodobnie byli rodzeństwem albo bliskim kuzynostwem, ale nie zamierzał się nad tym głębiej zastanawiać. Walka trwała, a on nie mógł się rozpraszać takimi błahostkami.
    Ich katany skrzyżowały się. Blondynka nie zniechęciła się i przypuściła kolejny atak. Shiro uskoczył, po czym zaatakował z lewej. Inoue, bo tak miała na imię, szybkim ruchem zablokowała atak. Shiro musiał przyznać, że umiała dobrze walczyć, jej ruchy były płynne, jakby urodziła się z kataną w dłoni.
    Kuro zerknął na brata, stwierdzając, że jakoś sobie radzi. Przestał martwić się o Shiro i zaatakował wysokiego mężczyznę. Jego katana została zatrzymana przez jedno nunchaku, a drugim przeciwnik uderzył go po żebrach. Upadł na ziemię, trzymając się za bok. Mężczyzna zamierzył się na niego po raz drugi, a Kuro czekał na atak. Wiedział, że nie uda mu się zablokować broni mężczyzny.
    Lyserg uskoczył przed sai, które leciało w jego kierunku. Kątem oka zauważył w jakiej sytuacji znalazł się Kuro. Szybko wypuścił wahadełko, które oplątało nunchaku mężczyzny, uniemożliwiając atak. Co prawda, sam musiał rozprawić się ze swoim przeciwnikiem, ale nie mógł zostawić Ishihary na lodzie. Zwinął wahadełko, wyrywając nunchaku z dłoni szamana.
    W tym samym czasie blondyn miał do wyboru zaatakować Diethela jednym saiem lub pobiec po drugi i dopiero wtedy uderzyć. Zdecydował się na pierwszą opcję, aby nie marnować okazji. Następna taka może się szybko nie powtórzyć.
    Anglik spodziewał się ataku, ale nie zdążyłby zrobić uniku, więc postanowił zablokować broń, lecącą wprost na niego. Wypuścił wahadełko, tworząc sieć. Sai wbił się między oczka, zatrzymując się.
    Ignorując ból w żebrach, Kuro przeturlał się w lewo, unikając drugiego nunchaku. Wstał jak najszybciej umiał, lekko chwiejąc się na nogach. Ponownie utworzył kontrolę ducha i zaatakował. Siłą woli odpychał myśli o tym, że pewnie ma połamane żebra. Później będzie się tym martwił. Teraz musiał wygrać.
    Shiro blokował kolejne ataki Inoue. Była niezwykle szybka i nie dała mu nawet chwili na złapanie oddechu. Był zmuszony do uników, co niezwykle go irytowało. Po raz pierwszy spotkał kogoś, kto walczył tak jak on, a nawet odrobinę lepiej.
    Koniec uciekania, pomyślał Shiro. Schylił się przed kataną przeciwniczki i podciął jej nogi, przez co upadła na plecy. Nie dał jej czasu na wstanie. Zaatakował ponownie, a Inoue ledwo zablokowała cios. Sytuacja się odwróciła i Shiro nie zamierzał dopuścić do sytuacji, w której blondynka znowu przejęła kontrolę.
    Diethel uznał, że czas pożegnać się z resztą furyoku przeciwnika i uderzył. Atak Big Bena mknął ku blondynowi, nie dając mu okazji do ucieczki. Anglik złamał kontrolę ducha chłopaka, tym samym kończąc swoją część walki.
    Shiro także zamierzał zakończyć walkę. Wyskoczył do góry, po czym zaatakował. Blondynka zablokowała atak, jednak Ishihara złamał jej kontrolę ducha. Usiadła na ziemi załamana, a jej broń leżała obok. Nie mogła uwierzyć, że przegrała.
    - Wygrywa Drużyna Kryształowe Ostrze - zawołał Radim.
    Kuro złamał ostatkiem sił kontrolę ducha przeciwnika, jednak sam również nie miał już furyoku. Opadł bez sił na ziemię, a Shiro szybko podbiegł do starszego brata, pomagając mu wstać. Kuro dobrze się spisał i nie poddał się nawet, gdy ból przeszywał całe jego ciało. Teraz Shiro musiał go zabrać do Fausta, który już czekał z apteczką przy drzwiach prowadzących na arenę.

    Kuro leżał w swoim łóżku, gdy odzyskał przytomność. Obok niego siedział Shiro, a przy drzwiach stał Lyserg, opierając się plecami o ścianę. Obaj lekko uśmiechnęli się, widząc, że Kuro się obudził.
    - Nie wstawaj - powiedział Shiro. - Faust opatrzył cię. Masz pęknięte trzy żebra.
    - Nie jest tak źle. - Kuro uśmiechnął się szeroko do młodszego brata.
    Lyserg lekko pokręcił głową. Kuro i Yoh byli do siebie tacy podobni, wiecznie uśmiechnięci, nawet jeśli byli poobijani. Prawdziwi optymiści, jednak ani Shiro, ani Diethelowi nie było teraz do śmiechu. Starszy Ishihara nie mógł wziąć udziału w kolejnej walce, jeśli wyznaczyliby ją w ciągu najbliższych tygodni. Musieliby sobie poradzić we dwóch, przy okazji ochraniając Kuro. Anglik miał nadzieję, że Król Duchów nie będzie wredny w najbliższym czasie.

    Silva miał dziś dyżur w knajpie i po raz pierwszy od dawna dziękował przodkom, że przyszło wyjątkowo mało szamanów. Ostatnie co było mu potrzebne, to zamieszanie i tłok. Musiał pomyśleć nad planem Nichroma. Aby wypalił, potrzebowali dobrego przygotowania. Nie chodziło tylko o zasady Turnieju, a o coś więcej. Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że będzie współpracował z Nichromem, a tym bardziej, że będzie mu pomagał.
    Westchnął cicho. Ostatnimi czasy stąpał po wyjątkowo cienkim lodzie.
    Do knajpy weszła wesoła gromadka, zajmując największy stolik. Anna stwierdziła, że dziś Ryu ma wolne od gotowania. Zdecydowanie bardziej od Shiro i Lyserga przeżywał obrażenia Kuro. Uważał, że teraz drużyna jego małego protegowanego może nie dać dobie rady w kolejnej walce.
    - Skończ już - warknął Ren do Umemyi. - To nie jest koniec świata, a ten Kuro wyliże się z tego szybciej niż myślisz.
    - Właśnie, znasz możliwości Fausta w składaniu ludzi! - zawołał Horo. - W końcu poskładał nam Rena w tym dziwnym wymiarze.
    Manta jednak wolał, aby nikt nie przypominał mu o możliwościach Fausta, a zwłaszcza tych, które dotyczyły ludzkiej anatomii. Miał zaufanie do nekromanty, ale mimo wszystko do dzisiaj czuł dreszcze na plecach na samą myśl o tamtym incydencie na cmentarzu. Nie tak łatwo było mu wymazać z pamięci traumatyczne przeżycia.
    Anna zaczęła jeść sałatkę, którą przyniósł jej Silva. Starała się zignorować przekrzykiwanie się chłopców. Przebywała z nimi od dłuższego czasu, ale to nie zmieniło faktu, że niesamowicie irytowały ją te całe kłótnie. Chociaż Ren i Horo to pół biedy, na całe szczęście jeszcze nie odezwał się Choco, jednak Anna przeczuwała, że niebawem i to nastąpi. Komik właśnie coś pisał w swoim notesie, zapewne kolejny, jego zdaniem, genialny kawał.
    - Yoh, i jak się sprawy mają? - zapytał cicho Silva, przynosząc Annie, Pirice i Tamao zieloną herbatę, a Jun kawę z mlekiem.
    - Załatwione. Jutro całe Patch Village o wszystkim będzie wiedziało - odpowiedział właściciel mandarynkowych słuchawek.
    Indianin uśmiechnął się. Biernie przyczynił się do tego wszystkiego, ale nikt nie zorientuje się, że maczał palce w konspiracji. Według opinii publicznej nie żył za dobrze z Hao, a piroman i tak robił, co mu się żywnie podobało. Goldva, a tym bardziej Król Duchów, nie zamierzali nic zrobić w sprawie łamania zasad przez ognistego szamana. Po raz pierwszy Silva cieszył się z tego.

    Marco przechadzał się po swoim pokoju. Wszystkie teczki i papiery, jakie przeglądał w ostatnim czasie, leżały teraz dokładnie ułożone na półce za biurkiem. Stare, niepotrzebne akta włożył do kartonowego pudełka i zniósł je do piwnicy, aby nikomu nie zawadzały. Kiedyś mogą się jeszcze przydać, jednak nie w tej sprawie.
    Ciągle w uszach dźwięczały mu słowa Nichroma. Ze złości zaciskał pięści, nikt nie miał prawa mu mówić, co ma robić, a tym bardziej jakiś zdrajca nie będzie mu groził. Jednakże musiał przyznać, że bezczelne zachowanie Nichroma tylko potęgowało obawy Marco. Nie miał pewności, czy Indianin nie groził również Jeanne. Co prawda, nie powiedział nic na Żelazną Damę, ale Lasso nie mógł zostawić tego bez odzewu.
    Uderzył pięścią w blat dębowego biurka. Nie wiedział jak powinien zabrać się za to, aby Jeanne nie ucierpiała w żaden sposób. Nie mógł też jej zawieść. Ufała mu na tyle, że powierzyła mu tak ważną sprawę.
    Zaklął pod nosem, zabierając z szafki pistolet. Musiał wybrać się na strzelnicę, aby się odstresować. Później na spokojnie coś wymyśli.

    Hao siedział na dachu domku Yoh. Spoglądał na zachmurzone niebo, na którym nie było widać ani jednej gwiazdy. Księżyc byłby dzisiaj w pełni, ale jego też nie mógł dostrzec.
    - Co tu robisz? - zapytał Yoh, siadając obok brata.
    - Miałem nadzieję cię tu spotkać - odparł Hao.
    W innych okolicznościach właściciel mandarynkowych słuchawek ucieszyłby się z wizyty bliźniaka, ale poważna mina piromana podpowiadała mu, że dzieje się coś niedobrego.
    - Widziałem ją - powiedział ognisty szaman. - Morrigan.
    Yoh zdziwił się. Myślał, że mają jeszcze miesiąc. Hao sam mówił o jakimś święcie żniw, które przypadało na ostatniego października. Byli pewni, że Morrigan przyjdzie właśnie wtedy, bo teraz ma za mało mocy.
    - To jeszcze nie jej czas, ale krąży nad Patch od dawna. Wyczuwałem ją, jednak wczoraj zauważyłem czarnego kruka na gałęzi. Przyglądał mi się inaczej niż zwykłe ptaki - wyjaśnił Hao. - To była ona.
    - Co to oznacza? - Yoh spojrzał na bliźniaka wyczekująco.
    - Dostała przyzwolenie od Dagdy. Tylko on mógł jej pozwolić tak bardzo zbliżyć się do wioski.
    - Myślałem, że Dagda jest tym dobrym...
    - Bo jest, ale nie ma siły z nią walczyć. On nie może już nic zrobić - oznajmił Władca Ognia. - Wszystko jest w naszych rękach.
    Yoh analizował słowa brata. Wcześniej liczyli na pomoc Dagdy, a teraz zostali niemal z niczym. Legendy i podania były niczym w porównaniu z pomocą najwyższego bóstwa w panteonie. Zawsze mogli mieć nadzieję, że opanuje sytuację nim będzie za późno, ale nie na tym to wszystko polegało. Nie mogli tak po prosto zostawić wszystkiego, żeby samo się wyjaśniło.
    - Wiem, o czym myślisz. I nie, nie grzebałem ci w myślach. W końcu umiesz w miarę zbudować jako taki mur mentalny. - Hao uśmiechnął się. - Damy radę, Yoh.
    - Cieszę się, że cię mam, braciszku.
    Piroman znowu się uśmiechnął, sprzedając bratu lekkiego kuksańca w żebra. Od ostatniej wojny na łaskotki coraz częściej okazywali sobie w ten sposób uczucia. Mogli chociaż na chwilę zapomnieć o nadchodzącej walce.

    Anna siedziała w salonie na kanapie, pijąc zieloną herbatę. Nogi przykryła kocem z indiańskimi wzorami, gdyż noce były już wyjątkowo chłodne w Patch. Znowu nie mogła usnąć i myślała, że herbata chociaż trochę ją uspokoi.
    Słyszała strzępki rozmowy Yoh i Hao, siedzących na dachu. Uśmiechnęła się delikatnie. W końcu właściciel mandarynkowych słuchawek miał brata, z którym mógł porozmawiać o wszystkim. Wiedziała, że Yoh nie chce jej martwić, więc nie dzieli się z nią swoimi wątpliwościami, gdyż ona miała jeszcze swoje własne.
    Hao potwierdził jej przypuszczenia odnośnie Morrigan. Już przybyła, jeszcze nie realizuje swojego planu, ale Kyouyama wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Krucza bogini nie będzie próżnować, a Itako uważała, iż wypadek Kuro na arenie to również dzieło Morrigan. Zdążyła poznać braci Ishihara i nie byli słabi, a tym bardziej starszy z nich nie dałby się w taki sposób podejść w walce.
    - Anno, znowu nie możesz spać? - zapytał ciepło Yoh.
    Usiadł obok Itako, obejmując ją ramieniem. Blondynka oparła głowę o tors chłopaka, zastanawiając się, czy długo tak siedziała w salonie. Yoh i Hao potrafili rozmawiać godzinami, zwłaszcza nocą. Kyouyama nie pochwalała tego, gdyż właściciel mandarynkowych słuchawek często był niewyspany, ale nie miała serca zakazać im nocnych spotkań. Yoh potrzebował teraz wsparcia od bliźniaka.
    - Słyszałam, co Hao mówił o Morrigan - powiedziała, patrząc na pusty kubek po herbacie.
    - Też się martwię, ale dobrze wiesz, że damy sobie radę.
    Uśmiechnął się pokrzepiająco do dziewczyny. Przytulił ją mocniej, pozwalając się jej wtulić. Lubił taką Annę. Spokojną, nieco zagubioną i na swój sposób spragnioną bliskości drugiej osoby. Nie miał nic przeciwko ich nocnym rozmowom, mógł bez skrępowania okazywać jej uczucia.
    Kyouyama czuła się dobrze przy Yoh. Kiedy ją przytulał, miała wrażenie, że wszystkie problemy są nieważne, jakby odsuwały się na odległy plan. Asakura potrafił sprawić, iż była spokojniejsza.
    - Powinieneś pójść spać - powiedziała Itako, jednak Yoh wyczuł, że tak naprawdę tego nie chce i wolałaby tak dalej siedzieć obok niego.
    - Ty również powinnaś się wyspać - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Chodź.
    Oboje wstali, po czym udali sie w stronę korytarza. Przy drzwiach do pokoju dziewczyn Anna chciała się szybko pożegnać, ale Yoh nie pozwolił jej na to. Znowu przytulił ją. Stali tak dłuższą chwilę, żadne z nich nie chciało przerwać tego momentu, jednak mieli świadomość, że powinni pójść spać.
    - Dobranoc - szepnął Yoh. Delikatnie musnął ustami wargi Kyouyamy.
    - Dobranoc - odpowiedziała szybko blondynka, po czym weszła do pokoju.
    Była wdzięczna za fakt, że jest ciemno i nikt nie dostrzeże rumieńców na jej policzkach. Może teraz spokojnie zaśnie.

    Rano Tamao siedziała na podłodze w pokoju, który zajmowała z resztą dziewczyn. Przed nią leżała tablica oujia, a ona wydawała się być pogrążona w transie. Patrzyła w jeden, tylko sobie znany punkt, nie zwracając uwagi na swoje hałaśliwe duchy stróże.
    - O nie! - zawołała Tamamura.
    Konchi i Ponchi zamilkły, patrząc na szamankę. Na twarzy dziewczyny malował się strach. Jej wizja przerażała nawet ją. Musiała jak najszybciej powiedzieć o wszystkim reszcie. Musieli jakoś powstrzymać to, co zobaczyła.
    Wybiegła z pokoju, aby znaleźć Annę. Kyouyama będzie wiedziała, co robić.

~*~

Wiem, rozdział dość krótki, ale mam nadzieję, że jakościowo był w miarę dobry. Starałam się. :) O, i we wtorek jadę do tych Niemiec. Mam nadzieję, że uda mi się jutro jeszcze naskrobać coś na zapas. :D A jak nie, to będę u babci okupować laptopa co sobotę lub niedzielę. xD
No i zdaję sobie sprawę, że przerwałam w ciekawym momencie. Następnym razem wszystko wyjaśnię. :)
Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie za tydzień. ^^ Plus/minus jeden lub dwa dni opóźnienia mogę mieć, gdyż będę miała chrześniaka 24 godziny na dobę u babci i nie wiem, czy mi nie będzie trochę przeszkadzał. ^^""
Rozdział dodałam również na http://shaman-king-chronicle.blogspot.com/ Zapraszam. :)
Do następnego! :3