znowu jestem w terminie! ^^ Tylko ta późna godzina, może i to uda mi się w końcu wykorzenić z moich nawyków. xD Jak na razie cieszmy się i radujmy, że nie mam poślizgów w publikacji, nawet gdy chrześniak zgania mnie z laptopa, bo chce obejrzeć bajkę, a moja wena odmawia posłuszeństwa. ^^"
Dobra, bez zbędnego przedłużania. :)
Miłego czytania życzę. ^^
~*~
W Patch Village nastał nowy dzień, jednak nie był on tak słoneczny jak poprzedni. Niebo zasłane było stalowoszarymi chmurami, przez które nie mogło przebić się słońce. Nie było zimno, ale dało się wyczuć deszczową aurę.
Hao siedział po turecku przed wejściem do swojego namiotu, rozmyślając o wizji Tamao. Anna była wczoraj pewna, że jest w niej jakiś ukryty sens, drugie dno. Ufał przeczuciom Kyouyamy, więc próbował znaleźć rozwiązanie, które usatysfakcjonowałoby nie tylko blondynkę, a również jego.
Raz za razem odtwarzał w myślach wizję, obserwując wszystko dokładnie. Starał się skupić na najmniejszych szczegółach, na drobiazgach, które na pierwszy rzut oka wydawały się nieistotne i zbędne. Niestety nie mógł dostrzec nic, co byłoby przydatne. Może szukał w złym miejscu? Rozwiązaniem tego, jak i innych problemów związanych z Morrigan, była sama krucza bogini. Wystarczyłoby, że przywołałby ją, a ona zapewne z demonicznym uśmiechem wszystkim pochwaliłaby mu się. Jednak nie chciał aż tak ryzykować przedwczesnym sprowadzeniem jej do Patch Village. Byłoby to aktem głupoty, jeszcze większym od przerwania Turnieju, gdy chciał schwytać Króla Duchów.
Westchnął z roztargnieniem, spoglądając na Opacho bawiącą się na ziemi. Murzynka ryła patykiem jakieś kształty, które nabrałby większego sensu dla Hao, gdyby wstał i obejrzał dzieło dziewczynki z góry. Niedługo będzie musiał to zrobić - Opacho zawsze wołała go, gdy kończyła swoje rysunki na ziemi. Często były to kształty niemające żadnego sensu i znaczenia, ale czasami ognisty szaman widział w nich odpowiedzi na nurtujące go pytania. Nie wiedział dokładnie jak sześciolatka to robiła, ale było to niezwykłe.
Ze znudzeniem i bez większych nadziei ponownie zajrzał do wizji Tamao. Nie oczekiwał, że tym razem uda mu się cokolwiek znaleźć. Znał już tę scenę na pamięć i mógłby ją przywołać bez zbędnego wysiłku, nawet nie musiał się na niej skupiać, gdyż znał najmniejszy szczegół.
Zamknął oczy, aby po raz ostatni przyjrzeć się wizji. Tym razem zamierzał się skupić na momencie, gdy kruk zmienia się w Morrigan. Musiał przejrzeć tę mgłę, która sprawiała, że obraz masakry rozmył się. Wcześniej nie brał pod uwagę, iż cokolwiek tam znajdzie, ale postanowił jeszcze raz spróbować. Nic na tym nie straci, a może jeszcze coś zyska.
Pole bitwy zaczęło się rozmywać w jego wyobraźni, ale Hao siłą spróbował zatrzymać obraz. Miał nadzieję, że mu się uda, gdyż wizja nie była skierowana do niego, a do Tamao. On jedynie ją przejął i mógł nie mieć wolnej ręki do zmieniania jej w jakikolwiek sposób. Morrigan mogła też przypuszczać, że on również ujrzy wizję i mogła skierować ją także do niego. Zaraz się przekona.
Morrigan pojawiła się w postaci rudowłosej kobiety, splamionej krwią. Sceneria nie rozmyła się tak jak wcześniej, a Morrigan uśmiechnęła się do niego wrednie.
- No proszę, proszę. Kto by pomyślał, że odkryjesz moją ukrytą wiadomość - powiedziała Morrigan. - Biedna, mała Tamao nie mogła jej dostrzec. Ona miała się jedynie przestraszyć, a ty... cóż, wiedziałam, że polecisz niczym na skrzydłach do swoich nowych przyjaciół. - Splunęła na ziemię. - Miałeś w sobie potencjał, Asakura. Mógłbyś razem ze mną zdobyć władzę absolutną...
- Tsa, a później zniszczyć planetę, którą kocham - przerwał jej Hao. - Nie wyobrażaj sobie za wiele, Morrigan. Skoro wiadomość była do mnie, to mów, czego ode mnie chcesz.
- Nie śpieszmy się - odparła, krążąc wokół niego. Przyglądała mu się badawczo, jakby chciała coś wyczytać z jego postawy. - Powiedz mi, co cię tak trzyma przy Yoh? Nie uwierzę, że tak nagle chcesz być dla niego kochanym braciszkiem.
- Wierz sobie w co chcesz. Ty wiesz swoje, a ja swoje. I dla ciebie będzie lepiej, gdy przestaniesz się mieszać - odpowiedział spokojnie Hao.
Nie zamierzał się wdawać w zbędne dyskusje z Morrigan. Bogini była świetnym strategiem, ale również dyplomatą. Na przestrzeni wieków doprowadzała do wielu konfliktów zbrojnych, a strona, którą obrała niemal zawsze była zwycięska. Przegrywała tylko wtedy, gdy Dagda wtrącał się do jej gierek.
- Niecierpliwisz się, czuję to. - Podeszła bardzo blisko do niego. Stała tuż za jego plecami, a Hao niemal czuł w ustach metaliczny smak. - Znaj moją dobroć, Asakura. Mam dla ciebie propozycję.
- Zapewne nie do odrzucenia.
Ognisty szaman odszedł kilka kroków do bogini, po czym odwrócił się twarzą do niej. Spojrzał wyzywająco w jej czarne oczy, oczekując, aż Morrigan przedstawi swoją propozycję.
- Zgadłeś. Obiecuję oszczędzić część tej twojej ukochanej planety, ale w zamian oczekuję pewnej przysługi.
Milczała przez chwilę, budując napięcie. Im bardziej Hao był zniecierpliwiony i zirytowany, tym bardziej ona się cieszyła. Chciała napawać się tą chwilą jak najdłużej, ale czas ją naglił.
- Zabijesz Radę.
Słowa odbiły się echem w głowie Hao. Został sam ze swoimi myślami, a Morrigan zniknęła, pozostawiając w jego ustach ciężki, metaliczny posmak. Złożyła mu propozycję, którą on oczywiście zamierzał odrzucić. Nie pomoże bogini, nie upadł aż tak nisko jak Marco, aby bawić się w wiernego pieska.
Otworzył oczy, gdy poczuł, że ktoś mu się przygląda. Zaledwie dziesięć centymetrów od jego twarzy znajdowała się Opacho, wpatrująca się w niego swoimi dużymi oczami. Czekała, aż zwróci na nią uwagę.
- Chodź, zobaczymy, co stworzyłaś - powiedział ciepło do dziewczynki.
Wstał, aby podejść z Opacho do kształtów, które mała wyryła w ziemi. Murzynka biegła przed nim, wesoło podskakując co chwilę.
Morrigan była z siebie bardzo zadowolona. Miała pewne obawy, czy Hao uda się dostrzec lukę w wizji, którą podsunęła Tamao. Asakura nie zawiódł jej i pozwolił jej wejść do swojego umysłu, a raczej do wizji, odtworzonej w jego umyśle. Nie dbała o ten mały szczegół, liczyło się to, że udało jej się porozmawiać z ognistym szamanem. Miała nadzieję, że piroman nie zmienił się tak bardzo i uda jej się jeszcze przeciągnąć go na swoją stronę. Unicestwienie Rady pozwoliłoby jej na szybsze dostanie się do Patch Village, a Samhein byłoby tylko zwieńczeniem jej zwycięstwa.
Rozmowa z Hao nieco ją wyczerpała. Jeszcze trudno było utrzymać w ryzach rosnącą z dnia na dzień moc, przez co nie umiała kontrolować jej zużycia. Niedługo to się zmieni, a równowagę zapewni jej sojusz z Dagdą. Gdy tylko wejdzie do Patch Village, jej moc będzie nieograniczona, a w Samhein osiągnie swój szczyt.
Musiała jeszcze porozmawiać z Dagdą. Im częściej do niego przychodziła, tym bardziej nieprzychylnie patrzył na pomoc szamanom. Musiała osłabić do końca jego wiarę w potęgę Rady. Wtedy już nikt nie będzie mógł jej powstrzymać.
Yoh rozmawiał z Lysergiem, Horo i Mantą, siedzącymi obok niego na kanapie. Przy oknie stał oparty o ścianę Ren, a Choco w kącie zapisywał coś w swojej książeczce, zerkając czujnie na niego. Wczoraj próbował go rozśmieszyć nowym żartem, ale Chińczyk nie docenił tego i rzucił w niego guan dao, które wbiło się w drzwi tuż nad jego głową, a gdy chciał wyjść z pokoju, to w jego stronę poleciał wazon w indiańskie wzory. Anna oskarżyła go o bycie współwinnym i musiał posprzątać bałagan, który zrobił Tao, dlatego dziś wolał uważać.
Ryu szykował coś w kuchni i nie pozwalał nikomu tam wejść, a żołądek Horo domagał się jakiegoś jedzenia. Musiał poczekać, co nie było dla niego łatwe i powoli wyłączył się, nie zważając na to, co mówią przyjaciele.
Dziewczyny siedziały u siebie, pozwalając odpocząć chłopcom od treningów. Niedawno zaczął padać deszcz, dosłownie kilka minut po powrocie szamanów z przedobiedniej przebieżki po wiosce.
- Ej, zastanawiam się, dlaczego Król Duchów nie wyznaczył jeszcze ani jednej walki Hao - powiedział Lyserg.
- Jakby tak się nad tym zastanowić, to niemal każdy już walczył poza poplecznikami Hao. - Manta poparł Diethela. - Chyba jest coś, o czym nie wiemy.
- W takim razie wypadałoby zapytać Silvę - mruknął Ren. - On wie wszystko, ale udaje przykładnego strażnika, który nigdy nie złamał ani jednej zasady.
- Zejdź z Silvy, Renny. Pomaga nam, jak tylko może - powiedział Yoh.
Właściciel mandarynkowych słuchawek lubił Silvę od zawsze i nigdy nie życzył mu źle. Nie chciał, aby przez nich został zawieszony przez Radę i ostatnio nie pytał go o nic, ale teraz znowu musiał pójść do niego. Miał nadzieję, że nie narobi mu kłopotów.
Tymczasem Silva siedział w swoim mieszkaniu, patrząc przez okno. Dawno w Patch nie było deszczu, co nieco go zaniepokoiło, gdyż pogoda w wiosce zależała po części od Króla Duchów. Coś uległo zmianie, a Goldva zapewne już wiedział, co się dzieje. Silva musiał jeszcze trochę poczekać, aż do niego dotrze ta wiadomość.
Z Nichromem spotkał się ostatniej nocy, znowu wybrał miejsce na drugim końcu wioski, a Silva znowu był zmęczony po pracy. Dezerter może i mu pomagał, ale szatyn miał wrażenie, że robi to specjalnie.
Indianin przekazał mu wskazówki, co i jak powinien robić, aby obejść zasady Turnieju. Nie było to do końca zabronione, bo w regulaminie nic o tym nie wspomniano. Prawdopodobnie nie przewidzieli takiej sytuacji, gdy go pisali, a to znacznie ułatwiało zadanie Silvie. Nie czuł się już jak przestępca i łatwiej było mu stłamsić wyrzuty sumienia. Nie był do końca pewny swojej decyzji, gdyż nigdy nie chciał działać wbrew Królowi Duchów, ale tym razem nie miał innego wyjścia. Musiał jak najszybciej odkryć w jaki sposób można pokonać Morrigan zanim będzie za późno.
Pozostała jeszcze kwestia Nichroma, a raczej jego prośby. Dezerter oznajmił, że nie oczekuje od Silvy pomocy z przymusu. Potomek Wielkiego mógł mu pomóc tylko wtedy, gdy miał szczere intencje. W innym przypadku nic z tego nie wyjdzie.
Westchnął, przymykając oczy. Chciał pomóc Nichromowi, ale miał pewne wątpliwości. Chłopak dał mu dużo czasu, mówiąc, że jego sprawy osobiste poczekają tak długo, jak będzie trzeba.
Nichrom przechadzał się po Patch Village. Przed deszczem chroniła go tylko bluza z kapturem, która już prawie przemokła do suchej nitki, ale nie przejmował się tym. Musiał pomyśleć nad pewną sprawą, a puste ulice wioski mu to ułatwiały. Nikt mu nie przeszkadzał, bo każdy chował się przed deszczem.
Marco dalej węszył, co działało mu na nerwy, więc rozważał, czy powinien pójść do siedziby X-laws, aby raz na zawsze pozbyć się problemu, noszącego biały uniform. Lasso niczego nie chciał mu ułatwić, a jego ostrzeżenie potraktował jak wyzwanie. Idiota, pomyślał Nichrom. Każdy normalny człowiek odpuściłby, ale w sumie Marco nie był ani trochę normalny, więc Indianin musiał wyjaśnić mu bardziej dosadnie jak może się skończyć wtykanie nosa w nieswoje sprawy.
Zdecydował. Skierował swoje kroki do siedziby X-laws. Szybko przeszedł przez plątaninę ulic i po kilku minutach znalazł się przed sporym budynkiem we wschodniej części Patch Village.
Wszedł po kilku schodkach, po czym głośno zapukał do drzwi.
- Czego tu szukasz? - wycedził jeden z X-laws, który właśnie mu otworzył.
- Wiernego psa Jeanne - odparł. - Marco jest w domu?
Uśmiechnął się wrednie do mężczyzny, gdy zobaczył, że udało mu się go rozzłościć. X-laws zbyt szybko ulegali emocjom, przez co wszyscy poplecznicy Hao sobie z nich żartowali.
Wysoki mężczyzna w uniformie chciał jak najszybciej pozbyć się bezczelnego Indianina, więc postanowił, że zamknie mu drzwi tuż przed nosem. Już miał to zrobić, gdy Nichrom włożył but w lukę między drzwiami a futryną.
- Nie tak szybko. - Popchnął drzwi tak mocno, że mężczyzna zachwiał się. - Przesuń się albo sam sobie zrobię przejście.
Wyrzutek widząc, że nie ma szans z Nichromem, postanowił spełnić jego rozkaz i przepuścił chłopaka. Indianin wszedł do korytarza, po czym skierował się do salonu, zostawiając mokre ślady za sobą.
- Zawołaj Marco - rzucił do mężczyzny. - Tylko szybko, bo się śpieszę.
Marco wszedł do salonu czerwony ze złości, a gdy zobaczył kałużę na stoliku, którą utworzyła się pod nogami Nichroma, niemal spurpurowiał. Zacisnął pięści, wbijając sobie krótko przycięte paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Bezczelność Indianina nie miała granic, a cierpliwość Lasso już dawno się skończyła, gdy dodatkowo ujrzał brudne ślady - również pozostawione przez Nichroma.
- Czego tym razem chcesz? - wycedził przez zaciśnięte zęby blondyn.
- Ale wy jesteście nieuprzejmi! Nieładnie - mruknął Indianin, sięgając po ciasteczko. - Usiądź, porozmawiamy.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić - odparł Marco, ledwo panując nad sobą. - I przestań się zachowywać jakbyś był u siebie! Jesteś bezczelny!
- Ależ dziękuję. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Jak nie chcesz usiąść, to ja wstanę do ciebie.
Nichrom wstał, zostawiając na stoliku kałużę, która ściekła z jego spodni. Marco spojrzał na niego z nienawiścią, gdy stanął przed nim.
- Mówię to po raz ostatni. Przestań węszyć, piesku - oznajmił spokojnie Indianin, jednak jego głos był pewny i nieznoszący sprzeciwu. - Jak dobrze wiesz, zaginął ważny artefakt Jeanne i jeśli nie chcesz, aby został użyty przeciwko twojej drogiej Iron Maiden, to zrobisz to, co mówię.
- Jak śmiesz grozić świętej panience?! Powinienem cię zabić za to!
- Przestań szczekać - warknął Nichrom, podchodząc bliżej do blondyna. - Los Jeanne jest w twoich rękach. Zadecyduj, co jest dla ciebie najlepsze. To jest ostatnie ostrzeżenie.
Były członek Rady wyszedł z salonu X-laws, mijając rozzłoszczonego i bezradnego Lasso. Marco zapewne bił się z własnymi myślami, a Nichrom ani trochę mu nie współczuł. Z uśmiechem na ustach wyszedł z siedziby Wyrzutków. Zostawił blondynowi ostatnie ostrzeżenie.
Hao od godziny stał nad rysunkiem Opacho, a krople deszczu skapywały mu z włosów. Woda niemal całkowicie zniszczyła dzieło dziewczynki, ale on cały czas miał przed oczami kształt wyryty w ziemi. Murzynka już od dawna nie narysowała nic, co miałoby jakiekolwiek znaczenie. Aż do dzisiaj.
Opacho wyryła rysunki, które były zaszyfrowaną wiadomością. Każdy obrazek miał inne przesłanie, a on aż za dobrze wiedział, co każdy z nich oznacza.
Kruk - niewątpliwie chodzi o Morrigan. Ewentualnie zwiastun śmierci, ale w tym przypadku znaczenie było takie samo.
Reszta rysunku Opacho była chaotyczna. Hao wyróżnił jakieś postaci, niektóre z mieczami lub włóczniami wbitymi w pierś. Mogło to oznaczać jakąś bitwę, ale trudno było ocenić, gdyż dziewczynka większość rysunku przekreśliła, pozostawiając wielkiego kruka w centrum. To był zły znak. Asakura musiał powiadomić Yoh i resztę.
Deszcz nie przestał padać nawet przez chwilę, gdy Hao szedł razem z Opacho przez Patch Village do Yoh. Oczywiście mógł się teleportować, ale chciał chwilę pomyśleć. Ognisty szaman nie przejmował się deszczem, mógł zmoknąć, jednak specjalnie dla dziewczynki użył mocy żywiołów, aby chociaż ona pozostała sucha. On wysuszy się na schodach zanim wejdzie do salonu.
- Anna miała rację - oznajmił ognisty szaman, gdy przeszedł przez próg salonu. - Wizja miała drugie dno.
Kyouyama uśmiechnęła się z satysfakcją. Wiedziała, że nie myliła się, a Morrigan sprytnie umieściła gdzieś jakąś ukrytą wiadomość.
- Znalazłem lukę, dzięki której Morrigan mogła porozmawiać ze mną osobiście. To była wiadomość tylko dla mnie - powiedział, siadając na parapecie. - Chciała ode mnie pewnej przysługi. Nieważne jakiej, bo nie zamierzam się zgodzić.
- Ej, nie ma tak! - zawołał Horokeu. - Mów, stary, o co chodzi.
- Nie - uciął Hao. - Jest jeszcze coś. Pogoda współgra z nastrojem Króla Duchów.
- W takim razie ma dzisiaj wyjątkowo paskudny humor - burknął Ryu, wyglądając przez okno.
- Nie przyszedłem rozmawiać o humorach Króla Duchów. Chodzi o to, że jest coraz gorzej. Wyczuwam jego niepokój, tak samo jak zmiany w przyrodzie. W dodatku...
Hao przerwał, gdyż rozległo się pukanie do drzwi. Ren był najbliżej, więc nacisnął klamkę, wpuszczając przemokniętych Silvę i Mikihisę.
- W dodatku - kontynuował, gdy nowo przybyli stanęli przy ścianie obok Tao - Opacho narysowała dziś na ziemi coś, co mnie zaniepokoiło.
Murzynka spojrzała na Asakurę, gdy usłyszała swoje imię. Piroman uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym zapytał, czy mógłby dostać kartkę i coś do pisania. Zamierzał odtworzyć dzieło dziewczynki najdokładniej jak potrafił, co nie było takie łatwe, gdyż cały czas ktoś mu zerkał przez ramię, rozpraszając go.
Gdy skończył, pokazał wszystkim rysunek. Większość zebranych w pokoju siedziała spokojnie, nie rozumiejąc do końca sensu szkicu Hao. Jedynie Silva spojrzał z przerażeniem na kartkę. Nie mógł uwierzyć, że ponownie widzi ten rysunek.
- Mamy problem - wyszeptał strażnik. - I to poważny.
- Co się dzieje? - zapytał Yoh.
- Kiedyś widziałem ten rysunek w jednej z ksiąg plemiennych. Opacho nie mogła go wcześniej widzieć, więc jest to znak dla nas. Przypuszczam, że od Króla Duchów lub od Dagdy - odpowiedział. - Nie zmienia to faktu, że muszę znaleźć tę księgę w bibliotece. Później wszystko wam wyjaśnię.
Strażnik wyszedł, nie czekając na to, co powie reszta. Zostali sami z pytaniami, które kłębiły im się w głowach. Odpowiedzieć na nie mogło tylko kilka osób, w tym Silva, który właśnie wyszedł.
- Nie wiem za wiele - odezwał się nagle Hao - ale to nie będzie nic optymistycznego. Kruk, symbol Morrigan, raczej nie oznacza nic dobrego.
~*~
Powiem szczerze, że jestem zadowolona z tego rozdziału. ^^ Pisałam go zaledwie cztery lub pięć godzin. Dzisiaj. O ile na początku nie miałam pomysłu, jak zacząć rozdział, o tyle później, jak już się rozkręciłam, to pisało mi się bardzo szybko i przyjemnie. Nawet przyzwoicie długi rozdział i mam nadzieję, że pod względem treści też jest całkiem dobry. :D
Wiem, że znowu urwałam w ciekawym momencie, dlatego postaram się dać kolejny rozdział w sobotę lub niedzielę, ale niczego nie obiecuję, gdyż mam ostatnio wyjątkowo kapryśną wenę. ;-; Piszę tylko wtedy, gdy mnie najdzie, a najczęściej takie momenty mam w ostatni dzień obiecanego terminu. Ech...
Dobra, nie ma co przedłużać. xD
Dzisiaj również dodałam rozdział na drugim blogu, o tutaj -> http://shaman-king-chronicle.blogspot.com/
Do następnego! ^^
Super notka, coś się zaczyna dziać :D jakaś akcja, jakieś zagadki, dochodzenia i całość nabrała tempa :) bardzo mi się podobało :) Bardzo fajnie obmyśliłaś wykorzystanie umiejętności Opacho, taak ta mała potrafi wiele i nikt nie potrafiłby dostrzec tyle co Hao :) swoją drogą postarał się facet, że odkrył wiadomość :P Ale czego się spodziewać po takim staruszku, on już chyba wszystko widział co się śniło i nie śniło filozofom hehe :P
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnej części i mam nadzieje, że uda Ci się w weekend coś naskrobać bo jestem ciekawa co wniesie do opowiadania ten rysunek :)
Pozdrawiam Aomori
Cześć! ^^ Wiedz, że zostałaś nominowana do Girl Book Tag na moim jakże 'martwym' blogu xd Więcej informacji znajdziesz, rzecz jasna, w linku poniżej. Całuski :*
OdpowiedzUsuńhttp://fairy-tail-history-shannon.blogspot.com/2016/06/girl-book-tag.html
Uch, jakby nie było dostatecznie źle, to jeszcze złe znaki się pojawiają. Az mi szkoda biednych szamanów, pewnie więcej się teraz martwią, niż później rzeczywiście będzie problemu xD Chociaż bogini mi się nie podoba, za bardzo kombinuje. I jeszcze Haosia próbować przekonywać do tak niecnych celów... No to już zasługuje na karę!
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiam... Czy żeby ją powstrzymać nie można złożyć jej jakiejś ofiary. No nie wiem... Z człowieka? Takiego niezbyt rozgarniętego blondyna w białych ciuszkach? To chyba nie byłaby tak wielka ofiara a dałoby się zorganizować...
Hm, Morrigan chce Hao po swojej stronie? Czyżby był jej aż tak potrzebny? Czyżby nie była jednak na tyle silna, żeby zrobić wszystko sama? Ojej, jak mi przykro.x) I naprawdę myślała, że Hao przyjmie jej propozycję? Może i lata sobie nad Patch, ale obserwatorka z niej kiepska, skoro naprawdę sądziła, że Hao odwróci się teraz od brata. Miłego obrywania po tyłku od naszych szamanów.xD
OdpowiedzUsuńSerio Nichrom tak myśli? Ja od razu mówiłam, że to nie zniechęci Marco. I wbrew mniemaniu Nichroma pewnie wielu by zareagowało podobnie.
Zastanawia mnie ta jego prośba do Silvy. Sprawy osobiste... czyżby więc coś związanego z Renem? Ale okej, jeśli to tylko niezobowiązująca prośba, to chyba mogę być spokojna. Silva nie zgodziłby się na zrobienie czegoś złego.
A ja owszem, współczuję Marco. Irytuje mnie ta bezczelność Nichroma. Hao również taki bywa wobec X-laws, ale w bezczelności Nichroma jest coś takiego... wulgarnego i chamskiego. Nie ma w tym żadnej klasy, którą można by przypisać Hao. I mnie to irytuje. Rzadko to się zdarza, ale w tej sytuacji jestem po stronie X-laws.
Kurcze...:/ I to takie krucze kurczę.:/ Znak od KD? Czyżby Jego Jogurtowatość wreszcie się obudził? Rychło w czas. Naprawdę jest aż tak źle...? W sumie dzień zero się zbliża, trudno tu o jakieś dobre znaki. Ale z drugiej strony, gdy walczyli z Hao w Giezdnym Sanktuarium, to też trudno było o nadzieję na zwycięstwo. A jednak się udało. Mam nadzieję, że Silva szybko odnajdzie tę księgę i się czegoś dowiemy. Może oprócz wyjaśnienia, w tej księdze będzie też jakaś rada, wskazówka...
Dobrze, że jeszcze mam co czytać, bo inaczej bym się zniecierpliwiła.:p