poniedziałek, 25 lipca 2016

24. Zemsta

Witam,
Trochę po północy, ale jestem. Wybaczcie lekkie spóźnienie, ale mój internet kpi sobie ze mnie od kilku dni. >.<
Miłego czytania. :)

~*~

    Deszcz stopniowo ustawał, gdy Hao, Marion i Opacho wracali do obozu. Późno wyszli od Yoh. Ognisty szaman musiał w skrócie opowiedzieć, co wydarzyło się w Księdze Zniszczenia po tym jak został sam na sam z Morrigan. Piroman niechętnie odpowiadał na pytania, które jeden przez drugiego wykrzykiwali przyjaciele jego brata. Jedynie Ren był cicho, z obojętnością opierając się o ścianę i pijąc zimne mleko.
    Opacho szła przed Hao i Marie, podskakując co chwilę do góry, jakby chciała coś złapać. Asakura zadbał o to, aby dziewczynka nie zmokła, więc krople omijały ją. Natomiast Phauna zaprotestowała, mówiąc, że bardziej już nie zmoknie niż gdy szła do Yoh. Hao przystał na jej prośbę.
    Większość drogi szli w ciszy. Dłonie Hao i Marie co chwilę stykały się, ale oboje ignorowali ten fakt. Piroman cały czas miał w myślach obraz Włoszki, podchodzącej do niego z ulgą, jakby wszystkie zmartwienia ulotniły się, gdy go ujrzała. Bez przerwy czuł jej ciepłe ciało, jakby dalej go przytulała. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie powinien myśleć o takich rzeczach, gdy musiał przygotować się psychicznie na walkę z Morrigan. Jednak to dzięki Marion udało mu się przeciwstawić bogini. Nie mógł zaprzeczać, że gdyby był sam to uległby jej wizjom, ale nie był sam. Czuł wsparcie Yoh i Marion. Marion, która nie wiedziała nawet, gdzie poszedł i w jakim celu.
    - Po co poszłaś do Yoh? - zapytał w końcu.
    Phauna, która wcześniej spoglądała przed siebie, odwróciła głowę w stronę Asakury.
    - Kiedyś, gdy uratowałeś mi życie, obiecałam, że zawsze będę przy tobie - odparła. - Obiecałam ci lojalność. Poza tym - dodała - czułam, że stało się coś złego.
    - Cieszę się, że dotrzymujesz swojej obietnicy, ale pomysł, aby wejść do Księgi Zniszczenia nie był dobry.
    Marie milczała, nie wiedząc co powiedzieć. Miała świadomość, że tamten pomysł był nieodpowiedzialny.
    - Gdybyś tam weszła - kontynuował - to Morrigan, znając moje uczucia względem ciebie, wykorzystałaby cię. A ja nie miałbym wyboru, bo chciałbym wtedy cię chronić. Zrobiłbym wtedy wszystko, żeby nic ci się nie stało.
    Blondynka była zaskoczona wyznaniem Hao, z jednej strony cieszyła się, ale z drugiej nie mogłaby sobie wybaczyć, gdyby przez nią musiał spełnić wolę Morrigan. Dziękowała Królowi Duchów, że jednak nie zdecydowała się na ten nieco desperacki czyn. Nie była tak silna, aby ochronić ognistego szamana, nawet gdyby tej ochrony potrzebował.
    Asakura usłyszał myśli Marion. Domyślił się, że chaos zapanował w głowie Włoszki, przez co przestała skupiać się na zamknięciu umysłu przed jego reishi. Dziewczyna dosłownie beształa się w myślach za nieodpowiedzialny pomysł.
    Złapał ją delikatnie za dłoń. Zaskoczona przestała robić sobie wyrzuty i spojrzała na bruneta. Przyciągnął ją lekko do siebie tak, aby stanęła przodem do niego.
    - Przestań - powiedział zdecydowanie, ale spokojnie. Brzmiało to bardziej jak prośba niż rozkaz. - Nic się na szczęście nie stało i nie powinnaś tak tego roztrząsać. Poza tym... - Odgarnął grzywkę z oczu dziewczyny, ale nie zabrał dłoni, zostawiając ją na policzku dziewczyny. - Jestem pod wrażeniem, że w obliczu niebezpieczeństwa wahałaś się tylko dlatego, że mógłbym być na ciebie zły.
    Marion czuła bliskość Hao, bijące od niego ciepło. Gdy patrzył na nią, miała wrażenie, że cały świat nie ma żadnego znaczenia, wszystko jest w porządku, a im nie zagraża jakaś pradawna bogini. W tym momencie liczył się dla niej tylko i wyłącznie ognisty szaman.
    - Mistrzu Hao!
    Romantyczny moment przerwała Opacho, która wcześniej nie zauważyła, że Hao i Marie zatrzymali się i poszła dalej sama. Przed wejściem do obozu przestraszyła się i szybko wróciła, aby przekazać Asakurze złe wieści.
    - Co się stało? - zapytał ognisty szaman, kucając przed dziewczynką.
    - X-Laws... - W oczach Opacho zebrały się łzy. - Atakują obóz.
    Hao i Marie zapomnieli o tym, o czym przed chwilą rozmawiali. Asakura teleportował siebie i swoje towarzyszki do obozu, aby powstrzymać X-Laws jak najszybciej. To, co ujrzał, uświadomiło mu, że samozwańcza grupa, która chciała, aby sprawiedliwości stało się zadość, była bardziej niebezpieczna niż sądził. Jego uczniowie dzielnie odpierali atak X-Laws, broniąc obozowiska.
    - Dobrze, że już jesteś! - zawołał Nichrom.
    Indianin uśmiechnął się łobuzersko i zaatakował Marco. Lasso zablokował atak, ale po chwili spojrzał na Hao, rozpraszając się, przez co jego kontrola ducha została prawie złamana.
    Marion utworzyła kontrolę ducha i dołączyła do Kanny oraz Mattie broniących się przed dwoma mężczyznami w białych uniformach.
    - Schowaj się i czekaj, aż przyjdę - powiedział Hao do Opacho.
    Murzynka skinęła główką, po czym zniknęła za drzewami.
    Ognisty szaman przywołał swojego ducha stróża. Nie chciał w najbliższym czasie walczyć z X-Laws, ale Jeanne nie dała mu wyboru. A może Marco? Iron Maiden nigdzie nie widział. Zdążył się przyzwyczaić do tego, że Lasso niekiedy działa za plecami świętej panienki, ale nie spodziewał się zmasowanego ataku na swój obóz.
    Po dołączeniu Hao do walki X-Laws stopniowo zostawali bez furyoku. Tym razem nie zamierzał być pobłażliwy. Organizacja słono zapłaci za to, że śmiała go zaatakować, w dodatku gdy go nie było w pobliżu. Niczym banda tchórzy.
    Duch Ognia złapał Marco w swoją łapę. Pot zroszył czoło blondyna, zdecydowanie czuł niesamowity żar bijący od ciała potwora. Był skrępowany i nie mógł się ruszyć. Miał przed oczami widmo śmierci, nie przypuszczał, że Hao od tak go puści.
    - Wypuść go! - krzyknął jakiś chłopak, mniej więcej w wieku ognistego szamana. Głos mu drżał, ale starał się ukryć strach.
    Hao uśmiechnął się drwiąco. Niedobitki X-Laws właśnie mu groziły, celując w niego swoimi pistoletami, myśląc, że wypuści Marco ze strachu przed nimi.
    - Hao, wystarczy - powiedział Silva.
    Za Indianinem stało kilku innych strażników.
    - Dlaczego miałbym to zrobić? Napadli na mój obóz, więc od mojej dobrej woli zależy, czy dożyją jutra.
    - Nie ty decydujesz o czyimś życiu, Hao - oznajmił Renim. - Puść Marco. Zajmiemy się X-Laws jak należy.
    - Jasne, powiecie, że tak nie wolno. Dacie im szlaban albo karę, a później pogłaszczecie po główce i powiecie, że wierzycie, że są tak naprawdę dobrymi ludźmi. - Hao zaśmiał się. - Zawsze to samo, ale proszę bardzo. Są wasi.
    Hao zamachnął się ręką, a Duch Ognia powtórzył ten gest, rzucając Marco na bok. Lasso wylądował na drzewie obok strażników. Jego uniform był nadpalony, a tułów mężczyzny poznaczony oparzeniami pierwszego i drugiego stopnia. Karim i Radim podnieśli blondyna, po czym poszli w stronę centrum wioski. Reszta X-Laws odeszła za plemieniem Patch, nie oglądając się na Hao.
    - Silva! - Indianin spojrzał na Asakurę. - Obym tego nie żałował.
    Ognisty szaman podszedł do Peyote, który zbierał szczątki swojej gitary z ziemi. Mamrotał pod nosem coś, co Hao zrozumiał jako groźby pod adresem X-Laws.
    - Pomóż Luchistowi ogarnąć obóz do stanu używalności - zwrócił się do niego. - W tym samym czasie pójdę po Opacho.
    - Oczywiście, Hao-sama - odparł Meksykanin. Zostawił szczątki instrumentu i poszedł wykonać polecenie Asakury.

    Dobrze znana nam grupa szamanów siedziała w knajpie Karima przy największym stoliku. Po wczorajszej ulewie nie było niemal śladu, plemię Patch uprzątnęło wszelkie zniszczenia, a jedyną pamiątką po deszczu były kałuże i niebo zasłane stalowymi chmurami.
    - Chyba nie mówisz poważnie, prawda? - zapytał Horo, omal nie wypluwając soku pomarańczowego na Rena, który siedział naprzeciwko szamana z północy.
    Karim właśnie opowiedział im, co stało się wczorajszego wieczora, gdy Hao wrócił do swojego obozu od nich. Słyszeli krążące po Patch Village plotki o ataku X-Laws na ognistego szamana, ale nie przypuszczali, że są one prawdziwe. Marco zbyt często groził długowłosemu Asakurze i nigdy nie dotrzymywał słowa, dlatego też nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
    - Zachowuj się! - syknęła Pirika, kopiąc brata w kostkę.
    - Mówię całkowicie poważnie - odparł Karim, wycierając szklanki przy barze.
    - Nie sądziłam, że są do tego zdolni - odparła obojętnie Anna, nakłuwając pomidorek koktajlowy na widelczyk.
    - To X-Laws - mruknął Lyserg. - Zdążyłem poznać ich metody.
    - I Jeanne się na to godzi? - zapytał Ren, zgniatając kartonik po mleku.
    - Iron Maiden najczęściej nie jest świadoma czynów Marco. Świetnie mu wychodzi utwierdzanie Jeanne w tym, że to ona rządzi, a w rzeczywistości Marco robi co mu się żywnie podoba, chociaż nawet on ma opory przez złamaniem danego Jeanne słowa - wyjaśnił Diethel. - Jeśli już coś jej obiecuje, to dotrzymuje słowa.
    - Nie chciałbym być w skórze Marco, jeśli jeszcze raz podpadnie Hao - mruknął Karim, zbierając brudne talerze. - Mówię wam, wyglądał jak demon. I ta nienawiść w jego oczach. - Strażnika przeszedł dreszcz, jeszcze nigdy wcześniej nie widział ognistego szamana w takim stanie. - Zjawiliśmy się w odpowiedniej chwili. Wolę nie myśleć, co zrobiłby z Marco.
    - To do niego niepodobne.
    - Yoh, znasz go bliżej od niedawna. Nie masz gwarancji, że się zmienił - powiedział Manta. - Właściwie to nikt z nas nie wie, co się dokładnie stało w Księdze Zniszczenia. Może Hao został jakiś uraz czy coś.
    - Jak tak sobie myślę, to możesz mieć rację, mój mały przyjacielu - zgodził się Ryu.
    - Muszę z nim porozmawiać - powiedział Yoh, wstając od stołu.
    Ren złapał go za nadgarstek.
    - Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł - oznajmił chłodno Tao. - Jeśli chciał coś zrobić Marco, to znaczy, że miał powód. Spójrz na to z innej strony, Yoh. - Ren puścił nadgarstek Asakury. - Jak ty byś się zachował, jakby X-Laws napadli na twój dom, próbując zabić ludzi, których znasz od lat? I nie mów mi o dyplomacji, dobrze wiesz, co zrobili z Borisem, gdy chciałeś z nimi porozmawiać.
    Wszyscy patrzyli to na Yoh, to na Rena. Tao zaskoczył wszystkich swoją krótką, aczkolwiek dobitną przemową. Nikt nie przypuszczał, że złotooki wstawi się za Hao, zwłaszcza gdy próbował zrobić grilla, na którym usmażyłby Marco gdyby nie interwencja strażników.
    - A właściwie wiesz o co poszło? - zapytał Yoh, gdy z powrotem usiadł na swoim miejscu.
    - Na wpół przytomny Marco mamrotał coś o jakiejś kradzieży i groźbach, ale szczerze mówiąc jedynymi ofiarami są, o zgrozo, nie wierzę, że to powiem, Hao i jego uczniowie - odpowiedział strażnik. Nie miał oporów przed wyznaniem prawdy, bo całe Patch już znało okoliczności aresztowania X-Laws, a jeśli ktoś musiał znać wszystkie szczegóły, to tylko i wyłącznie Yoh.

    Hao był od rana w wyjątkowo podłym humorze. Wszyscy widzieli w jakim jest stanie i nawet Opacho nie zbliżała się do niego, aby ognisty szaman mógł w spokoju odreagować i ochłonąć. Zbyt wiele się wydarzyło poprzedniego dnia.
    Zastanawiał się, dlaczego zareagował z taką złością. Omal nie zabił Marco, co byłoby niewielką stratą dla ludzkości, ale dawniej Lasso też go atakował na wszelkie możliwe sposoby i wtedy ignorował go. Tym razem chciał, aby Włoch zapłacił za wszystko, co kiedykolwiek zrobił przeciwko jemu i jego poplecznikom. Dawniej nie przejmował się śmiercią pojedynczych uczniów, ale wczoraj nie zniósłby straty któregokolwiek z nich. X- Laws byli silni i nie mógł od wszystkich wymagać, że bez problemu stawią im czoła.
    Zmienił się, tak samo jak jego nastawienie do pojedynczych osób. Dopiero wczoraj odkrył jak wielki wpływ ma na niego Yoh. To brat sprawił, że bez względu na wszystko chciał chronić najbliższych mu ludzi. Kiedyś zabiłby Marco z zimną krwią dlatego, że mu przeszkadzał i panoszył się, ale wczoraj pragnął jego śmierci za narażenie jego uczniów na niebezpieczeństwo.
    Jednak czuł, że Rada nie odróżnia jego dawnych i obecnych motywów, sądząc, iż ani trochę się nie zmienił. Właściwie miał w nosie ich zdanie i czy strażnicy tego chcieli, czy nie musieli po raz kolejny stanąć po jego stronie. Zastanawiał się, jaką karę wymierzą X-Laws, ale miał wrażenie, że nie będzie ona adekwatna do ich czynów. Pewnie ich nie wyrzucą z Turnieju Szamanów i będą myśleli, że zmienią swoje postępowanie. Hao postanowił na to przymknąć oko, tym razem. Następnym sam wymierzy im odpowiednią karę albo zażąda wydalenia ich z Turnieju. Rada będzie mogła wybrać wedle uznania.

    Marco siedział w łazience, odkażając po raz któryś tego dnia swoje rany. Oparzenia były dość poważne, a ból sprawiał, że co jakiś czas pojawiały mu się mroczki przed oczami i czuł jak traci grunt pod nogami.
    Rada wypuściła go warunkowo, zabraniając mu kolejnych takich wybryków. Jeanne, która sądziła, że Marco poszedł tylko z misją dyplomatyczną do Asakury, również zabroniła mu jakichkolwiek kontaktów z piromanem i jego poplecznikami. Z wyjątkiem ewentualnych walk w Turnieju. Czuła się rozczarowana postępowaniem Lasso i obiecała Goldvie, że niezwłocznie zajmie się tą sprawą, karząc swoich ludzi za niesubordynację.
    Marco nie mógł uwierzyć, że Iron Maiden wierzyła w słowa Rady, a nie jego. Próbował jej wytłumaczyć, jak było naprawdę, ale Jeanne nie chciała słuchać. W rzeczywistości nie zaatakował od razu, na początku chciał porozmawiać z Asakurą, panując nad swoimi emocjami, ale nie zastał go w obozowisku, a jego uczniowie kazali im się wynosić do swojej siedziby. Odmówił, padło kilkanaście albo kilkadziesiąt nieprzychylnych uwag, wymienionych między obiema stronami, a później Porf wystrzelił do Nichroma. I się zaczęło.
    Tym razem, wbrew pozorom, Marco był niewinny, ale za wszystkie swoje poprzednie wybuchy złości na Asakurę, to jemu się oberwało. Porf powinien zostać ukarany za niego lub przynajmniej razem z nim. Niestety nie było tak kolorowo, jakby tego blondyn chciał.
    Syknął z bólu, gdy odwinął bandaż na klatce piersiowej. Znajdowała się tam najgorsza rana, z której sączyła się ropa. Zaciskając zęby, zaczął odkażać. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, ale dzielnie znosił ból. Nawet lepiej niż niedawno doznane upokorzenie.

    Zapadał zmierzch. Tego dnia szybciej robiło się ciemno, gdyż słońce zasłaniały cały czas deszczowe chmury. Deszcz nie spadł ani razu od wczoraj, ale było dość chłodno.
    Nichrom siedział na ławce przy fontannie, czekając na Silvę. Początkowo strażnik opierał się, nie chcąc spotykać się z dezerterem w miejscu publicznym, ale młody Indianin powiedział, że to zbyt ważne, aby bawić się w podchody. Informacje, które chciał przekazać Silvie, miały ogromne znaczenie w sprawie ataku X-Laws i wiązały się z Morrigan.
    - O co chodzi? - zapytał bez ogródek Silva, siadając na ławce obok chłopaka.
    - Wczorajszy atak X-Laws ma coś wspólnego z Morrigan - odpowiedział.
    Strażnik spojrzał na Nichroma zaskoczony. Nie miał pojęcia, w jaki sposób Morrigan mogłaby maczać palce w ataku X-Laws. Chyba że...
    - Hao opowiedział mi, że zna słaby punkt Morrigan i jakąś jej tajemnicę. Rozmawiałem z nim o tym niedawno i doszliśmy do wniosku, że zaczyna się mścić na Hao za to, że jej odmówił.
    - Wszystko rozumiem, ale jak mogłaby...
    - Zaatakować, gdy jej nie ma w Patch? O to chciałeś zapytać?
    Silva przytaknął. Nichrom wiedział więcej niż niejeden członek plemienia.
    - Wysłała kogoś. Przez ułamek sekundy widziałem, jak szeptał coś Porfowi do ucha, a później strzelił do mnie.
    Silva milczał, czekając aż młody Indianin coś powie.
    - Mam na myśli kruka bitewnego - oznajmił Nichrom. - Chyba nie muszę ci mówić, co to oznacza, prawda?
    - Nie, nie musisz - wymamrotał Silva, wstając z ławki.
    Idąc do swojego mieszkania, zastanawiał się, czy nie zostało im przypadkiem mniej czasu, niż przypuszczali. Kruk bitewny, prawa ręka Morrigan, nigdy nie był dobrym znakiem. Hao musiał ją naprawdę rozzłościć, skoro wysłała jednego ze swoich sług do Patch Village. Szukała zemsty, a zemsta w wykonaniu bóstwa wojny nigdy nie jest przyjemna.

~*~

Na szybko sprawdzałam błędy, więc mogłam wszystkich nie wyłapać.
Serdecznie dziękuję za aż trzy nominację do Liebster Blog Award, ale nie mam aktualnie czasu na napisanie takiego posta, więc nie obraźcie się, jeśli odpowiem tylko na pytania na Waszych blogach w komentarzu. Jeszcze nie wiem, czy tak zrobię, ale spodziewajcie się takiego rozwiązania. :)
Następny rozdział za tydzień, postaram się w weekend, co do minuty. :)
Na drugim blogu również pojawił się rozdział, więc zapraszam także tam. ^^
Do następnego! :)

8 komentarzy:

  1. Kolejny zajebisty rozdział
    Pan M

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu Rada musiała przeszkodzić Haosiowi! Marco ma więcej szczęścia niż rozumu. Niech się cieszy,że nie dostąpił go zaszczyt stania się posiłkiem dla Ducha Ognia.
    A rozdział interesujący. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale akcja! Świetna część :D tyle się działo...na początku trochę miłości i to takiej słodkiej niezgrabnej jeszcze :) a potem xlaws i ta cała walka i jeszcze jak się okazało ze to Morrigan w sumie namieszala i dlatego się bili to już w ogóle myślałam że padne... Świetne posunięcie :) nie pomyślałam ze to ona namieszlaa tylko ze Marco się nudził za bardzo :P
    Lecę na drugiego bloga :)
    Pozdrawiam Aomori

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdybym dostała zaproszenie na grilla, a głównym daniem byłby Marco... Mimo wspaniałych umiejętności Hao w grillowaniu, nawet bym go nie tknęła! Fuj... Niestrawność żołądkowa gwarantowana! X_x
    Ren dostrzega więcej niż reszta szalonej paczki. Jak zawsze xD I tylko ten Yoh, który najchętniej wlazłby do pieczary smoka, a telepatia to co? Zapowiedziałby się wcześniej, a nie tak się chce wpraszać bez ciasteczek...
    Morrigan knuje i się mści! Wyczuwam bijatyki pełne akcji :D
    Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hao wyglądający jak demon? BIERĘ! Za grillowanego Marco podziękuję, ale Hao dajcie :3 Mrion, skarbie, nie obrazisz się, nie? xD Twoje opowiadanie rozkręca się w bardzo ciekawym kierunku ^^ Aż obudziły się we mnie sadystycznie zapędy xD
    Shun: A mam ci przypomnieć ile rozdziałów masz do nadrobienia?
    Ale u siebie, czy tutaj? xD
    Shun: Wszędzie -,-
    Toż nadrabiam, nadrabiam, no >.>

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem jak ja to zrobiłam, ale dopiero teraz zauważyłam, że dodałaś coś tydzień temu >.< Naprawdę nie wiem jak to się stało O_o
    Ten fragment z Hao i Marion był taki słooodki <3 Kocham tą parę tylko dzięki Tobie,więc dziękuję, że ją pokazałaś :3
    Jeśli chodzi o Marco to zasłużył sobie na tą karę. Wiem, wiem. Niby tym razem był niewinny itp. jednak dalej uważam, ze na to zasługiwał.
    To za atakiem x-Laws stoi Morrigan? Łaaaał, nidgy bym o tym nie pomyślała z racji tego jak działają Wyrzutki.
    Ciekawe, ciekawe... To znaczy, że wojna coraz bliżej, tak? Czekam na kolejny rozdział, który tym razem postaram się nie przegapić >.<
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. O, Jeanne się wkurzyła na Marco. Więc może jednak jest szansa na ofiarę z człowieka. Szkoda, że Hao przeszkodzono... Ale niedobrze, że bogini może sobie tak wpływać na szamanów i dogadywać się z nimi. Droga Rado, może to już ten czas, żeby ujawnić przed wszystkimi, że jest problem? A nie dalej zamiatać pod dywan?

    Tak jeszcze wspomnę o Hao - podoba mi się, że jednak trochę dawnego charakteru w nim pozostało. Jakby nie patrzeć nie da się wykasować 1000 lat ot tak. Nawet Yoh tego nie potrafi ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej, ja też chciałam posłuchać opowieści Hao! Co z tego, że przed chwilą czytałam o tych wydarzeniach...xD Ale liczyłam na to, że będą obmyślać strategię czy coś. Chociaż może rzeczywiście za mało jeszcze wiedzą na tworzenie jakiegoś bardziej konkretnego planu...
    No proszę, Hao się upiekło bardziej niż myślałam - nie tylko nie było strzału z liścia, ale dostał nawet romantyczny moment.;D Ech, tylko kto musiał to wszystko zepsuć? No oczywiście, że nasi ulubieni psychole... Właściwie co chcieli tym osiągnąć? Bo chyba nie spodziewali się, że będą w stanie pokonać Hao i jego uczniów. Naprawdę są tak głupi? Czy może stęsknili się za obrywaniem po tyłku. I czy w ogóle Jeanne ogarnia, co wyprawiają jej fanatycy?
    Nie będziesz żałował, Hao. Żałowałbyś, gdybyś to zrobił, bo to nie było tego warte. Nie było warte tego, żeby w chwili gniewu zaszkodzić tak dobrze rozwijającym się relacjom z bratem i znowu nastawiać przeciwko sobie szamanów, którzy właśnie zaczynali dostrzegać zachodzące w nim zmiany. Po prostu nie warto.
    No proszę. Okazuje się, że nie tylko nie było warto, ale wręcz Hao skierowałby swoją złość nie do końca w tę stronę, w którą powinien. Raz, że to nie Marco zaczął (serio, coraz bardziej robi mi się go żal), a dwa, że to Morrigan maczała w tym palce. Oj nie spodobała się jej odmowa Hao. W każdym razie dobrze, że Rada w porę powstrzymała Hao, bo myślę, że gdy emocje by opadły, to nawet mimo całej swej niechęci do X-laws, żałowałby. Poza tym szkoda na to energii, lepiej spożytkować ją na walkę z prawdziwym wrogiem.

    Oho, czyżby został mi ostatni rozdział do czytania? Aż sama w to nie wierzę.xD

    OdpowiedzUsuń