niedziela, 10 lipca 2016

22. Inny wymiar

Witam,
zdaję sobie sprawę z tygodniowego opóźnienia. Jest mi bardzo głupio, że tak wyszło. Starałam się poukładać wszystko, ale sprawy osobiste, wyniki matur i rekrutacje na studia nałożyły mi się na siebie, a wena zrobiła mały strajk.
Nie przedłużam, mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Miłego czytania. :)

~*~

    Hao i Yoh znaleźli się w środku Księgi Zniszczenia. Spowijał ich mrok, który powoli rozpraszały małe ogniki, wyznaczające ścieżkę. Wahali się, czy powinni nią pójść. Byli w świecie Morrigan, prawa z ich świata przestały mieć znaczenie, a oni dobrowolnie zdali się na łaskę bogini.
    - Innej ścieżki nie ma - powiedział Yoh.
    Hao przytaknął. Myślał dokładnie o tym samym. Był najpotężniejszym szamanem, ale nawet on miał obawy, chociaż starał się je ukryć. Mogli szukać innej drogi, jednak zajęłoby to im więcej czasu i chodziliby na oślep, gdyż wątpił, że jego moce działają tutaj tak jak powinny. Inne wymiary miały coś takiego, co przytępiało zmysły szamańskie, a furyoku nie dało się w pełni użyć.
    - Zamierzacie tak stać?
    - Ren?
    - Chyba nie myśleliście, że pójdziecie sami - oznajmił Tao.
    Pozwól pójść jednemu, to zaraz cała zgraja za tobą pójdzie, pomyślał Hao. Pokręcił z niedowierzaniem głową, przyjaciele jego brata byli niereformowalni. Tylko czekać aż reszta się zleci, chyba że mieli więcej oleju w głowie niż przypuszczał.
    - Ktoś jeszcze zamierza wejść za tobą? - zapytał długowłosy Asakura.
    - Nie wiem.
    Ognisty szaman miał dość tego, że nikt nie szanował jego decyzji. Pozwolił pójść Yoh, ale o Renie czy reszcie tej wesołej gromadki nie było mowy. Jeszcze trochę i zacznie myśleć o wysłaniu ich wszystkich do dobrego lekarza na gruntowne badania. I czuł w kościach, że Tao nie jest jedynym kumplem jego braciszka, który pójdzie za nimi.
    - Idziemy - zarządził piroman i poszedł oświetloną ognikami ścieżką, nie czekając na Yoh i Rena.
    Nie odwrócił się ani razu, aby sprawdzić, czy idą za nim. Nie zamierzał ich niańczyć, ale oczekiwał, że będą go słuchać. Byli dość inteligentni i nie robili głupich rzeczy, jak na przykład Choco lub Horo.
    Skupił się na wsłuchaniu się w ciche szepty, które docierały prawdopodobnie z końca ścieżki. Były nieco przytępione, jakby dochodziły z oddali, więc przypuszczał, że czeka ich dłuższa droga niż na początku myślał. Domyślał się, kogo spotkają na końcu. To był jej świat, jej zasady. Tutaj miała władzę nad nim, dlatego nie chciał, aby ktokolwiek za nim poszedł. Nie wiedział, czego może się spodziewać.
    - Co to, na wszystkie duchy, miało być?! - warknął ognisty szaman, gdy ktoś wpadł na jego plecy, omal go nie przewracając.
    - Nie chciałem, ktoś na mnie wpadł i mnie popchnął - wyjaśnił Yoh, uśmiechając się przepraszająco.
    Bliźniacy odwrócili się. Hao zaklął siarczyście pod nosem, jeszcze tego mu brakowało - kolejnych pięciu kolegów jego brata do pilnowania. Czy Król Duchów sobie z niego kpił? A może Anna robi mu na złość i nie zatrzymała ich przed wejściem do księgi? Jak się tylko dowie, czyja to sprawka, to nie ręczy za siebie.
    - To gdzie idziemy? - zapytał wesoło Horo.
    - My? - Hao zmrużył powieki, niemal jak Ren, gdy się denerwował lub irytował. - Ja idę, a wy - wskazał na Tao, Horo, Choco, Fausta, Ryu i Lyserga - wracacie z powrotem.
    - A Yoh?
    - Tylko on miał ze mną iść. Nikt więcej.
    Hao odwrócił się na pięcie, ruszając w dalszą drogę. Żaden z kolegów jego brata nie rozumiał powagi sytuacji i nie brał na poważnie tego, że w Księdze Zniszczenia jest niebezpiecznie. W dodatku robili więcej hałasu we własnych myślach niż idąc za nim. Głowa powoli mu pękała przez reishi, które potrafił wyłączyć w minimalnym stopniu, a to działało tylko wtedy, gdy obecni blokowali własne myśli. A szczerze mówiąc, tylko Ren, Yoh i Faust umieli jako tako trzymać swoje myśli na wodzy.
    Miał już gdzieś, czy reszta za nim idzie. Udawał, że nie słyszy ich kroków, rozmów i myśli. Im więcej ich było w Księdze Zniszczenia, tym gorzej. Nie miał ochoty chronić wszystkich przed złym wpływem tego wymiaru i przed Morrigan, która kryła się na końcu ścieżki, czuł ją. Chociaż chyba nie miał innego wyjścia. Podjęli decyzję za niego, a on musi stawić czoło skutkom i bronić tej wesołej gromadki.

    Anna siedziała spokojnie na kanapie, patrząc na przejście znajdujące się przy ścianie. Nie próbowała zatrzymać przyjaciół Yoh. Właściciel mandarynkowych słuchawek zabrałby ich ze sobą, był zupełnie inny od Hao. Ognisty szaman lubił działać sam, ewentualnie brat mógł mu towarzyszyć. Teraz miał więcej osób na głowie i pewnie denerwował się bardziej od Silvy.
    - Nie rozumiem, dlaczego ich nie zatrzymałaś - powiedział strażnik, chodzący w tę i z powrotem po pomieszczeniu. - To nieodpowiedzialne.
    - Nie praw mi kazań, Silva. Znasz ich niemal tak dobrze jak ja i wiesz, że zrobią wszystko dla Yoh.
    - Wy nic nie rozumiecie. - Silva bezradnie usiadł na krześle, które przyniosła mu z kuchni Jun. - Ostatnia osoba, która weszła do Księgi Zniszczenia, nie wyszła z niej tak łatwo. Miało to miejsce tysiąc lat temu. Był jednym ze strażników plemienia i chciał stać się silniejszy, pragnął władzy, a jedyne, co otrzymał to niewyobrażalny ból i strach. Podobno miał szansę zawrócić, ale nie skorzystał z niej i poniósł porażkę. Do końca swoich dni żył w strachu, że to, co spotkał w księdze, przyjdzie na nasz świat - opowiedział w skrócie, dlaczego martwi się bardziej niż powinien. - Nikt nigdy się nie dowiedział, co dokładnie stało się po tamtej stronie.
    Pirika zasłoniła sobie twarz dłońmi, wyrzucając sobie, że nie powstrzymała brata przed wejściem do księgi. Horo był teraz w wielkim niebezpieczeństwie, a ona mogła tylko czekać. Jun objęła przyjaciółkę ramieniem, aby dodać jej otuchy. Ona też martwiła się o Rena, chociaż jej braciszek wielokrotnie udowodnił, że potrafi poradzić sobie ze wszystkim.
    Anna zaczęła rozważać słowa Silvy. Hao ostrzegał Yoh przed księgą, nawet piroman nie wiedział, co się tam znajduje. Kyouyama poznała przyjaciół narzeczonego i mogła im wiele zarzucić, ale wszyscy mieli tę samą zaletę - potrafili działać zespołowo, a jak to się mówi w grupie siła. Wierzyła, że z Hao dadzą sobie radę w Księdze Zniszczenia. Ognisty szaman był jaki był, wszyscy mieli z nim niemiłe przeżycia, ale jeśli angażował się w jakąś sprawę, to walczył, aż osiągnął cel.
    Manta spoglądał na Mikihisę, zastanawiając się, czy pod maską mężczyzny skrywają się troska i strach. Asakura nie pokazywał tego, ale Oyamada czuł, że nawet o Hao się martwi. Ognisty szaman wiele razy pokazał, ile jest w stanie zrobić i poświecić dla Yoh. Każdy to zauważył, również ojciec bliźniaków. W piromanie zachodziły zmiany, a Mikihisa z dnia na dzień traktował Hao z mniejszym dystansem. Tylko ślepy i głupi nie dostrzegłby, że mężczyzna w masce cieszy się z odzyskania drugiego syna.

    Hao był zirytowany, ale nie przez niekończące się dyskusje swoich towarzyszy niedoli, a przez to, że ścieżka zdawała się nie mieć końca. Przeszli spokojnie kilka kilometrów i miał wrażenie, iż chodzą w kółko. Denerwowało go to, bo nawet nie mógł sprawdzić, czy tak jest. Mrok wokół nich nie rozpraszał się, a on mógł przywołać mizerny płomień. Wszystko działało na ich niekorzyść. W dodatku słyszał głos Morrigan, który kazał im zawrócić, kiedy mieli jeszcze okazję. Co jakiś czas bogini dawała im kolejne ostrzeżenia, ale on nie zamierzał się tak łatwo poddać.
    A powinien, przynajmniej ze względu na historię strażnika sprzed tysiąca lat. Znał ją, ale nie bał się tego, co może spotkać w księdze. Strach był pojęciem względnym - jeśli pozwolisz się zastraszyć, to już po tobie. Nieuzasadnione obawy zaczną przejmować nad tobą kontrolę, paraliżując ciało i umysł. Hao zbyt dobrze to znał, a raczej jego wrogowie, których umiał podejść w taki sposób, że strach załatwiał większość roboty za niego. Dzięki reishi trafiał w słabe punkty przeciwnika, chociaż nawet bez czytania cudzych myśli wiedział, że najbardziej bali się jego samego. Niekiedy bawiło go to, jak bardzo ludzie są przerażeni, gdy byli w jego obecności.
    - Myślisz o czymś okrutnym - powiedział Yoh, wyrywając brata z zamyślenia.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek zbyt dobrze zdążył poznać swojego brata, aby wiedzieć o czym myśli. Nie potrzebował do tego reishi, wystarczyło, że spojrzał na ledwo dostrzegalną mimikę twarzy długowłosego Asakury i już znał jego przemyślenia, a przynajmniej ich zarys. Czasami zastanawiał się, czy Hao na pewno się zmienił, czy może tylko były to pozory. Ognisty szaman był osobą, której nie dało się tak łatwo rozgryźć. Jego charakter był złożony, a słowa i czyny niejednoznaczne. Niekiedy był troskliwy i opiekuńczy, innym razem oschły i zdystansowany.
    - Ależ skądże - odparł wymijająco Hao. Był zaskoczony, że Yoh bezbłędnie domyślił się wszystkiego.
    - Uśmiechasz się jak Ren, kiedy zrobi krzywdę Choco - mruknął Ryu, popierając krótkowłosego asakurę.
    - Czyli jak psychopata? - wypalił Horokeu.
    Ren zmrużył powieki, patrząc na Horo przez malutkie szparki. Usui czuł jak temperatura gwałtownie spadła, dosłownie jakby wzrok Tao zmroził mu krew w żyłach. W gruncie rzeczy złotooki był dobrym przyjacielem, ale czasami jego psychopatyczna natura dochodziła do głosu.
    - Spokój - warknął Hao. - Skoro weszliście za mną, to macie mnie słuchać.
    - Za kogo ty się masz?
    - Za kogoś, kto może uratować wam tyłki w tym wymiarze - odparł nieco spokojniej, ignorując wybuch Choco. - Nawet nie wiecie ile niebezpiecznych istot nas tu obserwuje.
    Wszyscy popatrzyli po sobie, zastanawiając się, skąd Hao to wie.
    - Nie tylko wy hałasujecie we własnych głowach - odpowiedział piroman. - Nie atakują nas tylko dlatego, że chcą, abyśmy doszli do końca ścieżki.
    - To co tam jest? - zapytał Horo. Głośno przełknął ślinę.
    - Cokolwiek tam jest - zaczął Ren - to skopiemy mu tyłek.
    - Podoba mi się twój entuzjazm, ale tak łatwo nie będzie - odparł Hao, ucinając tym samym rozmowę. Na żadne inne pytanie już nie odpowiedział, nie czuł potrzeby, gdyż zbliżali się do końca ścieżki. W oddali widać było jasny punkt, do którego zmierzali. Za chwilę wszystko miało się wyjaśnić.

    W wielkiej, dobrze oświetlonej sali na bogato zdobionym srebrnym tronie siedział mężczyzna. Ubrany był w szatę, którą dawniej nosili celtyccy druidzi. Miał krótko przystrzyżoną, czarną brodę, a w dłoni dzierżył kij. Dawniej ludzkość podobnie wyobrażała go sobie, a jako bóg mógł zmieniać postać według woli i upodobania. W dodatku często podobały mu się wyobrażenia śmiertelników na temat jego wyglądu. Postać druida była jego ulubioną.
    Dagda odstawił kij, opierając go o tron, a następnie pogładził się po brodzie. Na jego twarzy malowało się skupienie, gdy raz po raz spoglądał na marmurową posadzkę przed sobą. Widział w tym miejscu wydarzenia, które rozgrywały się w świecie ludzi. Momentami udzielały mu się emocje zgromadzonych w domku Yoh Asakury, a przynajmniej części z nich. Widział jak Yoh i Hao weszli do Księgi Zniszczenia, za nimi podążył Ren, a następnie, ku jego zaskoczeniu, reszta przyjaciół Yoh, którzy brali czynny udział w Turnieju. Dawniej zaobserwował tę zależność, że wszyscy szli za właścicielem mandarynkowych słuchawek, nawet na pewną śmierć. Zdawało się, iż nie boją się konsekwencji ani tego, co czycało w księdze od tysiąca lat.
    Jeszcze raz przyjrzał się szamanom. Każdy z nich przeżywał to, co się działo na swój sposób, ale wszyscy martwili się o przyjaciół. Nawet o Hao, którego dawniej nazwaliby wrogiem, ale wiele się zmieniło. Dagda żył na tyle długo, aby wiedzieć, że taka jest kolej rzeczy. Ludzie się zmieniają, zapominają o dawnych sprawach, wybaczają, nienawidzą, kochają. Ludzka natura była niesamowita dla kogoś, kto był nieśmiertelny i od setek lat obserwował życie na Ziemi.
    Oderwał wzrok od wizji na posadzce. Oparł głowę na dłoni, rozmyślając o wszystkim. Miał wrażenie, że martwi się bardziej od milczącego Mikihisy albo od Silvy, który cały czas wygłaszał swoje zdanie na temat księgi. Wszystko zależało od tych ośmiu szamanów, wędrujących po świecie Morrigan. Nie miał dostępu do Księgi Zniszczenia, nad czym ubolewał, gdyż nie mógł w żaden sposób pokierować ich losem. Nie mógł ochronić ich umysłów przed wpływem Morrigan.

    Koniec ścieżki okazał się być wyjściem z bardzo ciemnego lasu. Hao zrozumiał, że świat w księdze nie tylko rządzi się własnymi prawami, ale był iluzją. Wszystko, co ich otaczało było wytworem wyobraźni stworzonym przy pomocy magii. Dopiero teraz wcielenie Morgany Le Fay miało sens, tak samo jak dziedziny, którymi opiekowała się Morrigan. Jej specjalnością nie była tylko wojna, a również magia.
    Przed szamanami na tle rozległego terenu znajdował się drewniany niewielki domek. Sceneria niewiele miała wspólnego z ich wyobrażeniem o Księdze Zniszczenia. Było za spokojnie, a piękno natury urzekało. Zastanawiali się, dlaczego musieli przejść mroczną ścieżką, przy której czyhały na nich jakieś mroczne i krwiożercze istoty, aby dotrzeć do tak wspaniałego miejsca.
    Hao słyszał myśli swoich towarzyszy, który dali się nabrać iluzji. Nie mógł dostrzec tego, co jest za zasłoną stworzoną z magii, ale czuł, że coś jest nie tak. Wpadli w pułapkę zastawioną przez Morrigan i nie mogli już zawrócić, gdyż słyszał ostrzegawcze warczenie i wycie istot w lesie za nimi.
    - To pułapka, prawda? - mruknął Ren, któremu udało się otrząsnąć z zachwytu.
    - Tak - odpowiedział mu Hao. - Właściwie to nie sądziłem, że Morrigan potrafi wyczarować raj, którym zachęca szamanów do pozostania tutaj. Chociaż teraz wszystko już rozumiem.
    - Skoro to pułapka, geniuszu, to co teraz? - zapytał Horo.
    Piroman zignorował drwiący ton w głosie szamana z północy. Teraz nie był czas ani miejsce na bezsensowne sprzeczki. Nie odpowiedział na żadne pytanie i skierował się w stronę domku. Reszta poszła za nim, zastanawiając się, gdzie prowadzi ich Hao.
    Przeszedł ścieżką prowadzącą do domku, po czym wszedł na niewielką werandę. Zapukał do drzwi, które nie były domknięte i otworzyły się. Popchnął je, wchodząc do środka. Wiedział, że to, co robi jest niebezpieczne i sam ściąga na siebie uwagę Morrigan, ale nie miał innego wyjścia.
    Na środku niewielkiej izby na drewnianym krześle siedziała młoda kobieta w czarnej sukience. Bosymi stopami dotykała podłogi zrobionej z desek, a jej rude, długie włosy opadały na ramiona. Była piękna i jakby nieobecna. Zdawała się nie zauważyć gości, stojących przy drzwiach. Z tajemniczym uśmiechem spoglądała przez okno, więc szamani poszli w jej ślady. Krajobraz na zewnątrz nie przypominał tego, co zostawili za drzwiami. Spokój i harmonię zastąpiło szarobure pole, na którym rosły powykrzywiane drzewa.
    - Witam w moich skromnych progach - powiedziała, nie zaszczycając ich spojrzeniem.
    - W co ty grasz, Morrigan?
    - Aktualnie Morgana, mój drogi Hao. - Uśmiechnęła się słodko do piromana. - Ale możesz mówić oficjalnie.
    Wstała z krzesła i podeszła do ognistego szamana. Ujęła w dłoń kosmyk jego brązowych włosów, co nie spodobało się Hao i odtrącił jej rękę.
    - Przestań. Nie przyszedłem tutaj po to, o czym myślisz.
    - Jeszcze zmienisz zdanie - odparła bogini.
    Morrigan minęła piromana, ocierając się lekko o niego, po czym zręcznie wyminęła szamanów i wyszła z domku. Poszli w jej ślady, zastanawiając się, dokąd zmierzała.
    - Czy ty nie powinnaś być raczej wspomnieniem? - zapytał Ryu.
    - Jak w Księdze Szamanów? - zapytała, zerkając na nich znad ramienia. - Przyszliście tutaj i niewiele wiecie o Księdze Zniszczenia. Podziwiam waszą odwagę. Albo głupotę. Zacznijmy od tego, że to jest mój świat, a ja mogę poddawać go modyfikacjom cały czas. Wszystko, co się tutaj dzieje zależy tylko ode mnie.
    Yoh zerknął na Hao idącego obok. Ognisty szaman wyglądał na rozdrażnionego i poirytowanego. Już dawno nie widział brata w takim stanie i mało kto potrafił zdenerwować piromana, a Morrigan udało się to bez trudu. Hao nie powiedział mu, co dokładnie wydarzyło się w wizji, którą przyjął od Tamao, ale coś podpowiadało Yoh, że nic dobrego.
    Morrigan uważnie stawiała każdy krok, zręcznie wymijając ostre patyki i niewielkie kości wystające z ziemi. Prowadziła szamanów po starym polu bitewnym, na którym już dawno nie było śladu po ciałach, krwi i broni. Zmierzała do wzgórza, na którym rósł duży, rozłożysty dąb, zupełnie inny od starych, powykrzywianych konarów drzew, które mijali na swojej drodze.
    - Mówiłaś, że wszystko, co się tutaj dzieje jest rzeczywiste - zaczął Ren - to dlaczego nas jeszcze nie zabiłaś? Czy nie byłoby to łatwiejsze?
    Przyjaciele, z wyjątkiem Hao, spojrzeli na niego z wyrzutem. Tao właśnie podpowiadał bogini najgorszy z możliwych scenariuszy i nie mogli uwierzyć, że takie słowa padły z jego ust.
    Natomiast Morrigan zaśmiała się tak głośno, że spłoszyła kruki dziobiące coś kilka metrów dalej. Zaczęła rozważać zostawienie szamanów przy życiu. Mogliby stanowić dla niej formę rozrywki, kiedy obejmie władzę całkowitą.
    - Łatwe zwycięstwo, to żadne zwycięstwo - odpowiedziała. - Poza tym zabicie was teraz nie jest moim celem. Teraz chcę wam coś pokazać, a później może pozwolę moim sługom przepuścić was z powrotem do waszego świata. Kto wie, jeszcze tyle przed nami.
    Przez resztę drogi szli w milczeniu, zastanawiając się, co Morrigan miała na myśli. Jeśli nie chciała ich zabić, to co planowała? W dodatku była tak pobudzona, jakby wiedziała, że niebawem się zjawią, więc cierpliwie na nich czekała. Pozwoliła im przeżyć wędrówkę przez spowity całkowitym mrokiem las, a teraz szła z nimi jak z dobrymi znajomymi, których prowadziła do swojego sekretnego miejsca w celu odbycia arcyważnej rozmowy przy filiżance czarnej kawy.

    - Czekaj, wróć - powiedział Yoh, przerywając bogini. - Chyba nie myślisz, że się na to zgodzimy?
    Wszyscy siedzieli w cieniu drzewa, a rudowłosa kobieta zaproponowała im umowę, na którą ani Hao, ani Yoh i jego przyjaciele nie zamierzali się zgodzić. Coś podpowiadało im, że bogini zastawiła na nich pułapkę, w którą chciała ich złapać. Nie znali jej, ale wiedzieli, iż nie mogą jej zaufać.
    - Przedstawiłam wam moją ofertę, a w waszym interesie jest lepiej z niej skorzystać. Zapewniam, że nie ma w niej żadnych haczyków.
    - Nie wiem w co sobie pogrywasz, ale nie podoba mi się to - powiedział Hao.
    - Chcę wam tylko coś pokazać, a później możecie sami zdecydować, co zrobicie. Daję wam wolną wolę, to więcej niż miałam w planach.
    - Cóż za wspaniałomyślność - prychnął Ren.
    - Chyba nie powinniśmy jej drażnić - powiedział Lyserg. - Udaje miłą, ale jest niebezpieczna.
    Wcześniej Diethel milczał, nie zamierzając się odezwać przez całą podróż do księgi. W tych okolicznościach jakiekolwiek komentarze były zbędne, a oni mieli jedynie dowiedzieć się jaki jest słaby punkt Morrigan. Jak na razie słabych punktów nie dostrzegał, gdyż kształtowała rzeczywistość tak, aby dalej uchodziła za niezwyciężoną. Lyserg jednak wiedział, że każdy ma słabe strony, nawet bogowie. Zamierzał dalej ją obserwować, czekając na odpowiedni moment.
    - Dobra, zgadzam się - powiedział Hao. - Pod jednym warunkiem. Puścisz ich do domu.
    Yoh już chciał zaprotestować, ale władca ognia uniósł rękę, dając mu znak, że ma nic nie mówić i zrobić to, co każe. Właśnie ratował im wszystkim cztery litery, umysły i dusze, oczekiwał posłuszeństwa za nadstawianie za nich karku. Nie chciał, żeby z nim szli, więc teraz mieli się dostosować, bez względu na wszystko.
    - Mieli być wszyscy, ale w sumie jesteś dla mnie najwięcej warty.
    - Odeślij ich.
    Morrigan miała już otworzyć usta, ale Hao jej przerwał.
    - Teraz. I żadnych gierek - warknął piroman, a w jego oczach zapłonęły małe ogniki.
    Bogini przewróciła oczami, dając znak jednemu z demonów, czających się w oddali. Gdy stworzenie przyszło, wydała mu polecenie, aby bezpiecznie doprowadził Yoh i jego przyjaciół do wyjścia z księgi. Hao widział, że demon niechętnie się zgodził, bo od dawna ostrzył sobie na nich zęby i pazury.
    - Och, Hao, zmieniłeś się - powiedziała zawiedziona Morrigan, gdy została sama z ognistym szamanem. - Nie poznaję cię, ale już moja w tym głowa, żeby cię naprawić.
    Podeszła do szamana bliżej, a Hao poczuł w nosie woń, a w ustach metaliczny posmak krwi. Poświęcił się dla nich i miał nadzieję, iż niczego nie zepsują. Powiedział telepatycznie Yoh, że poradzi sobie i nie musi się martwić. Poznał słaby punkt Morrigan, a ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Myślała, że ma go w garści, ale to do niego tym razem należało ostatnie słowo.

~*~

Mam nadzieję, że długość Wam odpowiada. :)
Naprawdę przepraszam za opóźnienia. Następny rozdział będzie za tydzień i w terminie. Obiecuję. :)
Nie wiem, co mogłabym jeszcze powiedzieć. Na drugim blogu też jest kolejny rozdział. Chyba tyle. ^^
Do następnego!

5 komentarzy:

  1. No weź! Co to za kończenie w takich momentach! Ja żądam więcej!!! Nie możesz tak robić! Napuszczę na Ciebie wkurzoną Annę jeśli jeszcze raz skończysz w takim momencie!
    Muszę ochłonąć, żeby skomentować konkretniej :P *po 10 minutach i kubku melisy* Ok już mi lepiej :P Ale nadal jestem zua! (tak na wszelki wypadek przypominam). A więc wleźli wszyscy jednak :P Mimo że zła wróżka (pozwolisz że będę tak nazywać Morrigan?) pozwoliła im wrócić to jestem ciekawa czy dotrzyma słowa, poza tym uważam że taki spacerek po Księdze Zniszczenia mogą śmiało uznać za dzienny trening :P i aż się dziwie że Yoh poszedł, właściwie od początku Hao mówił że idzie sam i co do czego reszta nie była potrzebna więc czasem mogli by posłuchać starszego a nie zachowywać się jak uparte dzieciaki.
    Ale... Hao się oprze jej wpływowi prawda? Yoh ciężko by przeżył zmianę brata na swoją brutalniejszą wersje (znowu). Mam nadzieje że Hao się nie da, nawet jeśli w jakiś sposób ma na niego haka bądź też sięgnie po szantaż.
    Czekam na ciąg dalszy i mam nadzieje że jakoś wynagrodzisz kończenie w takich momentach! No serio dziewczyno kto Ci to wbił do głowy, że tak jest fajniej?! Otóż nie nie jest! Mam nadzieje że wyraziłam swój bulwers wystarczająco jasno :P
    Nie mogę się już doczekać jak ta rozmowa się potoczy więc szybciutko opublikuj kolejny rozdział :) Pozdrawiam serdecznie Aomori :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj! Akcja się rozwija z każdym nowym rozdziałem. Ciekawi mnie,jaką tajemnicę Morrigan odkrył Haoś. No i jak tu wytrzymać do przyszłego tygodnia!?
    Dziewczyno,wiesz ,że narobiłaś mi smaka na SK. Przez Ciebie zaczęłam słuchać koło macieju piosenek z japońskiej wersji SK! :)
    Tylko na taki mnie stać komentarz o tej porze.

    OdpowiedzUsuń
  3. I tak wszyscy wleźli do księgi! A jakże by inaczej! xD Szkoda, że nie przewrócili się jak kostki domina :D Wtedy to dopiero Haoś by się wkurzył!
    Ciekawe, czy to, co myślę będzie słabością Morrigan, jeśli tak to powinnam zostać detektywem :P
    Lecę do kolejnej notki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta, jasne, rozkazywanie przyjaciołom Yoh. Hao to chyba jeszcze nie za bardzo ogarnia jak działa ich przyjaźń xD Już to z Anna z poprzedniego rozdziału miało więcej sensu. Poza tym nie żeby coś, ale koleś przed 1000 lat mógł się bać tego, co nadejdzie, ale oni teraz msza to wiedzieć, bo faktycznie nadejdzie. To jakby wcześniejsze przygotowanie, trening.
    Długość fajna, ale zakończenie już niezbyt.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj Hao, nie udawaj, że jesteś tym zaskoczony. Wraz z bratem chcąc nie chcąc dostajesz w pakiecie resztę gromadki. I kiedyś na pewno to docenisz. Może akurat nie teraz, ale kiedyś na pewno.xD A o zły wpływ Morrigan bym się tak nie martwiła. Może i działa to na normalne osoby, ale oni zdecydowanie nie zaliczają się do normalnych.xD Jedyne co, to rzeczywiście reishi może być sporym uniedogodnieniem. Jak wrócą, to powinien pomyśleć nad jakimś treningiem mentalnym dla tej gromadki. Skoro będzie z nimi spędzał więcej czasu - bo będzie, pakiet dołączony do braciszka i tak dalej - to dobrze, żeby tego czasu nie wypełniał mu ból głowy.

    Anna ma rację, może oni są zdrowo potrzepani, ale jeśli chodzi o działanie zespołowe, to potrafią razem zdziałać cuda. Hao powinien najlepiej o tym wiedzieć. Teraz też wiem, że dadzą sobie radę. Tym bardziej, że mają Hao za swoją niańkę.xD Z czego wyżej wspomniany ogromnie się cieszy.xD
    Dagda jest chyba najbardziej bezużytecznym bogiem na świecie...=.= Siedzi na tronie i gapi się w podłogę, a bliźniacy i reszta muszą odwalać czarną robotę. Nosz nawet Marco robi tu więcej pożytecznych rzeczy.
    Cóż, na pewno można powiedzieć, że z takim przeciwnikiem jak Morrigan jeszcze nie mieli do czynienia. Chou Senjiryakketsu wydaje się przy tym bułką z masłem. Nawet nie pytam o szczegóły umowy, jaką im zaproponowała, bo pewnie było to wyjątkowo głupie z jej strony. Jeśli już szukają jej słabych punktów, to proponuję sprawdzić przesadną pewność siebie.
    Mam nadzieję, że Hao naprawdę wie, co robi... I że jest świadomy, że braciszek mu nie daruje, jeśli stanie się mu krzywda. Aczkolwiek nie sądzę, żeby jednemu z dwóch głównych bohaterów miała stać się krzywda, więc jestem raczej spokojna.;D
    Biorę się za kolejny rozdział~~~!

    OdpowiedzUsuń