niedziela, 7 lutego 2016

4. Wznowienie drugiej rundy

Ohayo!
 Pełna bojowego nastawienia zasiadłam w ten weekend do pisania. Wena była bardzo, ale to bardzo łaskawa dla mnie. Chociaż bardzo kapryśna, bo bez przerwy musiałam zmieniać repertuar od rocka przez pop, aż do rapu. Przy okazji wiele rzeczy mnie rozpraszało, a to facebook, a to tumblr, a to kot. ^^" Zdecydowanie powinnam znaleźć miejsce odizolowane od wszystkiego. ^^"
 No nic, nie przedłużam. Dedykacja dla tych, co cierpliwie czekali na rozdział. :)
 Zapraszam na rozdział. :)

 ~*~

    Yoh obudził się w nocy. Ogarniał go mrok. Starał się powoli przyzwyczaić wzrok, intensywnie mrugając. Miał dziwne przeczucie, które wyrwało go z marzeń sennych. Nie było to złe przeczucie. Ciarki nie przebiegły mu po kręgosłupie, nie oblał go zimny pot. Czuł coś innego. Dziwną ulgę, jakby przed chwilą wypuścił długo zatrzymywane w płucach powietrze. Asakura zastanawiał się, co to może oznaczać.
    - Hao... - szepnął sam do siebie. Nie wiedział dlaczego, ale był pewny, że chodzi o brata. Jeśli nie miał złych przeczuć, to jego bliźniak żył i miał się dobrze. W końcu dni mijały, a wieści o Hao nie miał prawie wcale. Turniej też nie został jeszcze wznowiony. Musiał cierpliwie czekać.
    Wstał cicho. Bezszelestnie wymknął się z pokoju, kierując się w stronę schodów. Gdy znalazł się w kuchni, nalał sobie szklankę soku pomarańczowego. Pił spokojnie, powoli. Nie spieszył się z powrotem do łóżka. Zegar wskazywał godzinę trzecią, więc zdąży się jeszcze wyspać przed porannym treningiem.
    Odstawił szklankę do zlewu. Spojrzał przez okno. Na zewnątrz było ciemno. Księżyc skrywały chmury, więc ledwo rozjaśniał noc. Jednak obok dużego drzewa dostrzegł postać w pelerynie. Długie włosy lekko powiewały na wietrze. Na początku myślał, że to strażnik, ale Silva czy inny członek rady by się z nim skontaktował wcześniej. Wpatrywał się intensywnie w postać. Dostrzegał więcej konturów. Nagle ten ktoś wyszedł z cienia i smuga słabej, księżycowej poświaty padła na jego twarz. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i spojrzał krótkowłosemu Asakurze w oczy. Yoh znał ten uśmiech. To był jego brat.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek przetarł oczy, aby upewnić się, czy nie ma omamów. Gdy rozchylał powieki, miał nadzieję, że nic mu się nie przywidziało. Chciał zobaczyć przed sobą brata. Niestety, gdy otworzył oczy, nikogo już tam nie było.
    - Wariujesz, Yoh - mruknął do siebie.
    Westchnął cicho. Tak rozpaczliwie chciał spotkać Hao. W końcu mózg zaczął płatać mu figle. Jednak czuł obecność brata. Tak jakby tu był i stał za oknem. To było takie realne. Może jednak tego nie wymyślił... Przecież Hao był znany z tego, że pojawiał się, a zaraz nagle znikał. Długowłosy mógł skorzystać z okazji, że Yoh nie patrzy i teleportował się.

***

    - Jak to nam nie powiedziałeś?! - wykrzyknęli wszyscy zebrani w pokoju.
    Przed chwilą zadzwoniły wszystkie dzwonki wyroczni, oznajmiając wznowienie turnieju. Yoh odetchnął spokojnie i zrzucił z barków ciężar tajemnicy, jaką wyjawił mu Silva tydzień temu. Przyjaciele od razu zasypali go pytaniami, na które sam nie znał odpowiedzi i tylko z zakłopotaniem drapał się po głowie. Przecież nie był skarbnicą wiedzy plemienia Patch, a Silva tylko czasami coś mu ważnego mówił.
    - Wiedziałem, że Silva to papla jakich mało - skwitował dobitnie Horokeu. - Nie umie trzymać języka za zębami i tyle.
    - Wszyscy wiemy, że on jest bardzo obiektywny i nam nie pomaga, Śnieżynko - odparł spokojnie Ren.
    Yoh uśmiechnął się. Wznowienie turnieju oznaczało, że mają ponownie udać się do Patch Village. A co za tym idzie - spotka Hao. Czuł, że brat niebawem zjawi się w wiosce i ponownie zawalczy o koronę. Miał nadzieję, że tym razem uczciwie. Długowłosy miał predyspozycje, aby zostać Królem Szamanów. Yoh wiedział jaki jest jego bliźniak i nie mógł dopuścić do wygranej Piromana w Sanktuarium. Rodzina przedstawiła mu wystarczające powody. A i on sam nie podzielał fanatycznego zapędu Hao do wyrżnięcia w pień całej ludzkości. Wierzył jednak, że potrafi pomóc długowłosemu. O ile on będzie chciał jego pomocy. I tutaj zaczną się schody...
    - Pójdę zadzwonić. - Ren wstał. - Zamówię samolot.
    Tao cieszył się, że Manta przekonał kiedyś Annę do telefonu. Nie musiał nigdzie iść, bo wszystko było na miejscu. Co prawda technologia nie była najlepsza, bo ogłupiała ludzi. Sprawiała, że były marionetkami, którymi łatwo manipulować. Ludzie już nie umieją się obejść bez telefonu i telewizji. Bał się pomyśleć, co będzie za kilka lat. Mimo wszystko czasami nawet on musiał gdzieś zadzwonić. Właśnie dziś była jedna z takich sytuacji.
    - Ej, znacie to? Jakie urządzenie można znaleźć w Czarnobylu? Radioaktywne! Łapiecie? - Chocolove wyczuł idealny moment, gdy Ren nie mógł go uciszyć. Co prawda Horo też stanowił niemałe zagrożenie, ale Tao i jego guan-dao byli dużo bardziej niebezpieczni.
    - Choco nam się rozwija - wymamrotał szaman z północy, gdy jego siostra wybuchnęła perlistym śmiechem. Oczywiście wiedział, że Pirikę od początku bawiły kawały komika. Jednak nie wierzył, że nawet on zacznie tolerować żarty Choco, ale nie mógł się tak po prostu do tego przyznać. Jednak zanim zareagował, aby upomnieć Afroamerykanina, wrócił Tao.
    - Macie być gotowi za trzy dni - oznajmił złotooki.
    - Czy to nie za wcześnie? - zapytał Ryu. W końcu turniej wznawiają za dwa tygodnie. Nie musieli się tak spieszyć.
    - Zacznijmy od tego, że im wcześniej tym lepiej - powiedział, otwierając mleko. - A skończmy na tym, że Hao się pewnie pojawi wcześniej. Yoh chciał sprawdzić czy jest cały i porozmawiać z nim. To chyba logiczne, prawda?
    - Dzięki, Ren. - Asakura wyszczerzył ząbki. - Ty tak naprawdę nie masz serca z kamienia.
    - Nonsens. To, że ci pomagam, niczego nie udowadnia.
    Wszyscy pokiwali głowami. Mieli miny w stylu: oczywiście, Ren, każdy wie, że masz dobre serce. Nikt nie powiedział tego na głos, ale każdy to wiedział. Tao zgrywał złego i oziębłego, ale wiedzieli jaki jest naprawdę. Tylko nie okazywał im tego na co dzień.

    Dzień wyjazdu do Patch Village nadszedł szybko. Chociaż pewnemu szamanowi te kilka dni dłużyło się niemiłosiernie. Yoh nie mógł się doczekać, aż przekroczy granice wioski. Chciał spotkać brata i prosić go o wybaczenie. Wiedział, że nie będzie łatwo. Hao nie miał powodu, aby być dla niego miłym. Bał się, ale nie mógł uciekać od odpowiedzialności. Przy okazji poświęcił tyle czasu na poszukiwania brata, nie może tak po prostu się wycofać. Obiecał sobie, że nawet gdy Hao go odtrąci, to postara się być dobrym bratem. Na odległość i z dystansem, jeśli będzie musiał.
    Lot samolotem był bardzo spokojny. Czas upłynął naszym szamanom na rozmowach i śmianiu się. Dobrze znana sielanka. Mieli różne charaktery, a mimo to świetnie się dogadywali. Wskoczyliby za sobą w ogień i poszli nawet na koniec świata, co niejednokrotnie udowodnili. Ich przyjaźń była o wiele silniejsza od rywalizacji o koronę Króla Szamanów. Każdy z nich miał marzenia, które chciał spełnić. Wiedzieli, że gdy jeden z nich będzie królem, to zrealizuje plany przyjaciół.
    Samolot wylądował w Ameryce Północnej. Nasi szamani znajdowali się w mieście, oddalonym od Patch Village o ponad sto kilometrów. Szybkim krokiem przemierzali lotnisko, aby znaleźć się poza budynkiem. Chcieli coś zjeść zanim wyruszą dalej, żeby kontynuować swoją szamańską przygodę.
    W centrum miasta spotkali wiele znajomych twarzy. Byli to szamani, którzy mieli w planach powrót do turnieju. Król Duchów zadecydował, że każdy szaman może wrócić i, nawet jeśli wcześniej odpadł, ponownie zawalczyć o koronę. Tak było sprawiedliwie, ponieważ Hao narobił zamieszania. Gdyby nie długowłosy, turniej szamanów zapewne już kończyłby się, a wybranie nowego Króla Szamanów byłoby tylko kwestą czasu.
    - Yoh Asakura.
    Przed grupką szamanów pojawił się blondyn w okularach. Ubrany był w biały uniform. Za nim stało kilka osób, które miały na sobie identyczny strój. Dwóch rosłych mężczyzn stało obok Żelaznej Dziewicy. Prawdopodobnie to oni byli od transportowania szefowej organizacji.
    - Jeszcze was tu brakowało - mruknął Horo.
    Marco tylko prychnął. Poprawił okulary i zwrócił się ponownie do bruneta.
    - Nasza pani jest wdzięczna za pokonanie Hao Asakury - powiedział.
    - Skoro wasz nadrzędny cel został zrealizowany, to po co tu jesteście? - zapytała cierpko Anna. Zmierzyła Lasso wzrokiem.
    - Turniej się jeszcze nie skończył - odparł blondyn. Zignorował przeszywający wzrok Itako. - Powodzenia, Yoh Asakuro.
    X-Laws zręcznie wyminęło wesołą gromadkę. Podążyli w tylko sobie znanym kierunku, a nasi szamani nawet nie chcieli wiedzieć, co zamierzają dalej. Poplecznicy Jeanne byli dziwni. Nikt nie pytał Lyserga o szczegóły pobytu u X-Laws. Diethel nie palił się do wyjaśnień, więc było mu na rękę, że przyjaciele o nic nie pytali. Chciał zapomnieć większość tego, co działo się w organizacji. Miał wiele do zarzucenia panującym tam zasadom. Jednak trwał przy boku Jeanne, ponieważ widział w niej nadzieję na pokonanie Hao. Jak się później okazało, to Yoh był w stanie przeciwstawić się Piromanowi. I to za Yoh powinien stać murem zawsze, bez wyjątków. Zwątpił w siłę przyjaciela i żałował tego. Teraz obiecał sobie, że cokolwiek się wydarzy, będzie walczył u boku krótkowłosego Asakury.
    - Lys, wszystko w porządku? - zapytał właściciel mandarynkowych słuchawek.
    - Jasne. - Zielonowłosy uśmiechnął się. - Chodźmy coś zjeść.
    - Zgadzam się! - zawołał Usui. - Umieram z głodu.
    - Jak zawsze zresztą - stwierdził bez ogródek Ren. - Masz żołądek bez dna, Ośla Łąko.
    - Co?! Zaraz mnie popamiętasz, Krótko-majtku!
    Szaman z północy utworzył kontrolę ducha. Ren wprowadził Basona do guan-dao. Zmierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Żaden nie chciał zaatakować pierwszy, ale nie chcieli też opuścić broni. Ich duma nie pozwoliłaby na poddanie się.
    - Czy wam do reszty odbiło? - warknęła Anna.
    Horo schował się jak najdalej, aby nie widzieć wzroku Kyouyamy. Nawet bazyliszek trząsłby przed nią portkami. Tao tylko prychnął, po czym złożył broń. Blondynka może i była władcza, ale złotooki nie słuchał się nikogo. Nie bał się narzeczonej Yoh, ale szanował ją mimo wszystko. Potrafiła ogarnąć tę rozwydrzoną gromadkę w ułamku sekundy.
    - Jak już jest spokój, to idziemy - zarządziła Anna.
    Wszyscy podreptali za dziewczyną. Co jak co, ale życie im jeszcze miłe i nie chcieli podpaść blondynce. Zresztą byli już głodni, a zwłaszcza Yoh i Horokeu. Obaj mogli jeść i jeść, więc stwierdzenie Rena, przynajmniej co do żołądka niebieskowłosego, było jak najbardziej trafne.

    - Jesteś pewny, że przyjedzie? - zapytał zaniepokojony Manta.
    - Oczywiście - odparł Ruy. - Billy nigdy mnie nie zawiódł.
    Pewny siebie szaman utworzył kontrolę ducha. Przyjął odpowiednią pozę, wyczekując przyjazdu przyjaciela. Wielki kciuk można było dostrzec w promieniu kilku kilometrów. Billy za chwilę się zjawi i niewątpliwie podrzuci ich do Patch Village.
    Szamani siedzieli na bagażach. Odpoczynek im się należał, ale chcieli znaleźć się już w wiosce. Dziewczyny zajęły miejsca na ławeczce. Obok bowiem znajdował się niewielki przystanek z dachem, chroniącym przed słońcem.
    - Szybciej dojdziemy pieszo - mruknął niezadowolony Tao. Czekali już od godziny, a Billy nie pojawił się.
    - Daj spokój - odpowiedział Yoh. - Godzina w tą czy tamtą nie zrobi nam dużej różnicy.
    - Pff... Z tego co pamiętam, to ty się niecierpliwiłeś, Asakura.
    - Owszem, ale wiem też, że nie powinniśmy martwić się rzeczami, na które nie mamy wpływu. - Brunet wyszczerzył ząbki w szerokim uśmiechu.
    Ren przejechał sobie dłonią po twarzy. Yoh i ten jego optymizm. Przecież to jest nierealne, żeby cieszyć się z takich głupot. Dalej nie wierzył jak ktoś z takim luzackim podejściem do życia, jest taki silny. A może to właśnie jest źródłem jego mocy? Pokręcił zrezygnowany głową. Asakura był wesołkiem i samarytaninem, już się przyzwyczaił do tego. Przy okazji Yoh był wspaniałym przyjacielem. Takiego drugiego to nawet o północy w czasie pełni na rozstaju dróg nie znajdziesz.
    - Billy! - zawołał Ryu.
    Wspomniany wyżej mężczyzna właśnie podjechał swoją furgonetką. Szczęśliwy szaman podbiegł do niego. Uściskali się na powitanie.
    - Dawno się nie widzieliśmy. Wskakujcie. - Billy uśmiechnął się, wskazując wesołej gromadce, aby zajęli wygodne dla siebie miejsca.

    Szamani przemierzali korytarz. Przed chwilą pożegnali się z Billym, który ruszył dalej. Chcieli dotrzeć do Patch Village przed zmrokiem, aby się zakwaterować. Jaskinia była im bardzo dobrze znana. Tym razem postanowili pójść innym wejściem, niż ostatnio. Nikt nie miał ochoty na nurkowanie. Byli zmęczeni lotem. W dodatku musieli czekać na Billy`ego. I, broń Boże, nie mieli mu tego za złe, bo każdy ma swoje sprawy. Podróż do kanionu trwała też ponad godzinę i jedyne o czym marzyli to znalezienie się w wiosce.
    Wracali do turnieju. Rozpierała ich radość. Mieli dość tego marazmu. Brak walk źle na nich wpływał. Byli szamanami. Mieli nadmiar energii, którą należało rozładować. Turniej oferował im rozrywkę, ale również realizację własnych marzeń.
    Pomimo zmęczenia, wkroczyli do Patch Village pełni optymizmu.

~*~

 Jakieś super długie to wyżej nie jest, za co przepraszam, bo i tak czekaliście dwa tygodnie. Niestety po studniówce nie dałam rady normalnie funkcjonować nawet przez cały tydzień, bo nie mogłam odespać zarwanej nocy. A po zmianie planu lekcji to już w ogóle! Codziennie, praktycznie codziennie na 7:10 do szkoły. Super... ._.
 Jednak studniówkę miło wspominam, dobrze się bawiłam. Wszystko poszło świetnie, chociaż były osoby, które przesadziły z alkoholem, a wśród nich nawet moja wychowawczyni. Ładny przykład nam daje, nie ma co! xD
 Następny rozdział będzie za tydzień. Tradycyjnie, albo prawie tradycyjnie. ^^" Ferie zaczynam w weekend, więc zamierzam zgromadzić zapasy, aby mieć co publikować, gdybym miała dużo nauki przed maturą. W końcu to już niedługo. ._.
 Wiem, że nie było praktycznie Hao, ale spokojnie, nasz Piroman będzie za tydzień. Mam bardzo fajny pomysł. :D
 Ładnie proszę o komentarze. Miło widzieć, że ktoś czyta moje bazgroły. :)
 Do następnego! :3

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ha! Wreszcie komentuję zaraz po opublikowaniu! xD

      Nyaaaaaaaaaa~~~~! Asakurzasty moment! *-* *o* *-* Czyżby Hao postanowił sprawdzić, co tam u braciszka? :3 Pewnie póki co nie z takich powodów, z jakich bym sobie życzyła, ale spokojnie, powolutku...:> Prawda, mogły to być zwykłe omamy, jak pomyślał Yoh, ale coś mi się wydaje, że jego przeczucie i niezwykła więź między braćmi miały rację i Hao rzeczywiście się tam wtedy zjawił. :3
      Czy ktoś tu wątpi w obiektywizm Silvy? Ależ nie rozumiem, dlaczego. xD
      Zgadzam się z Yoh, rozpoczęcie Turnieju to jak wyświetlenie na dzwonku wyroczni wiadomości "Wkrótce spotkasz się z bratem". Nie mogę się już doczekać. :3 Wiem, wiem, na początku nie będzie kolorowo, ale mam nadzieję, że Hao szybko sięgnie po rozum do głowy i zorientuje się, jakiego wspaniałego braciszka ma na wyciągnięcie ręki. :3
      ŻARTÓWKA CHOCOLOVE! xD Sucha i genialna jak zawsze~~! Mój miszczu! xD
      Tak, tak, serce z kamienia i lód zamiast krwi. Wszyscy znają tę śpiewkę, Ren. xD
      Yoh jest taki kochany... Rozumiem jego poczucie winy, ale wciąż uważam, że to raczej Hao powinien go przepraszać. A mimo to Yoh chce prosić brata o wybaczenie... No weź się Hao zastanów - odtrącać takiego braciszka...? <3
      Oj tak, ta gromadka jest jedyna w swoim rodzaju. :) W ogóle najlepiej byłoby zamiast Króla Szamanów zrobić Senat Szamanów czy coś i obsadzić go paczką Yoh. :D
      Ech, widzę że Marco i Jeanne zebrali sobie nową bandę fanatyków. Taaak, bo jakby przeciąganie Hao na ich stronę Yoh było za mało trudne bez ich udziału. == Aż boję się myśleć, co będą odstawiać tym razem... I nie dziwię się, że Lyserg nie ma z nimi przyjemnych wspomnień. Może i część X-lawsów była w porządku, ale to Marco dowodził, a jego metody... Ech, szkoda mówić.
      Billy!! :D Ona zawsze przyjeżdża! (no chyba, że trwa przepęd jakichś zwierząt przez środek drogi xD) Jak mogli w niego zwątpić? Przecież między nim i Ryu istnieje magiczne połączenie ludzi drogi~~!
      Idealna końcówka na podsumowanie rozdziału. :) To prawda, ich nadmiar energii zdecydowanie potrzebuje jakiegoś ujścia. Anna na pewno się ucieszy. ;D

      Rozdział wspaniały jak zawsze. :3 Ciesze się, że się dobrze bawiłaś.^^ I jeszcze raz życzę owocnego pisania rozdziałów w ferie. :D
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. "Jestem zachwycona, jest dużo Rena!" - To tak po staremu, aby tradycji stało się zadość. :P
    Szybko trafili do Patch Village, około czterech - pięciu godzin szacuję ;) Jednak są zaprawieni w boju, więc wszystko szybciej im wychodzi. ;D
    Anna jak zwykle utrzymuje ład i porządek! Doprawdy, perfekcyjna pani domu. A Yoh to zamiast przecierać te swoje patrzałki to powinien wyskoczyć przez to okno! To by się Haoś zdziwił! :D
    Nie stresuj się maturą - matura to bzdura! - nauczyciele zawsze cisną, ale to tylko gadanie ;) Nie daj im się zwariować :D
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny w wolne dni. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja i moje wieczne niekomentowanie... Z każdym rokiem coraz gorzej.

    Też stawiam na to, że Hao przybył sprawdzić, co u Yoh i bynajmniej nie liczył na to, że Yoh się o niego martwi i szuka i sam nie posiada (jeszcze) cieplejszych uczuć do brata – chyba że liczymy gorącą, płomienną nienawiść i złość.

    Twoje żarty w wykonaniu Choco nie są śmieszne, ale mają powoli ręce i nogi. Chocolove ewoluuje O__o Pokemon?

    Król Duchów zezwolił uczestniczyć wszystkim, którzy odpadli? Czy przez tę aferę z Hao coś mu się przestawiło, nastąpił restart? Teraz Turniej Szamanów będzie się ciągnął jak czekoladowa krówka. Ale to oznacza, że znowu spotkamy Sharonę i dziewczyny jako uczestniczki, a to może być naprawdę ciekawe i zabawne. I Trójkę Oceanu i Drużynę Przepowiedni XD Matulu, zapowiada się fenomenalna zabawa.

    Billy jest niezawodny i nikt temu nie może zaprzeczyć. Nie przyjeżdża tylko wtedy, gdy fizycznie jest to niemożliwe.

    X- Laws, nic tak bardzo nie podnosi ciśnienia jak ta banda psycholi. Wszystkie kawy świata mogą się schować. Jeśli chcesz się rozbudzić, przypomnij sobie gębę Marco, od razu się rozbudzisz.

    Codziennie masz na 7:10 do szkoły?! Ja miałam tylko raz w tygodniu, na WF. Nie wiem, co innego można o takiej godzinie mieć, żeby się na tym skupić.
    Co do matury, nie stresuj się zanadto. Ja zdałam, to i tobie się uda, a orzeł ze mnie żaden, chyba że taki, któremu skrzydła ucięli i daleko nie lata :) Ucz się, oczywiście, ale nie daj się zwariować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okej, o to w końcu przybyłam :D
    Haoś, zamiast z brata wariata robić, to byś zrobił mu "wjazd" na chatę zrobił i z nim pogadał jak człowiek z człowiekiem =.='' Lub raczej jak szaman z szamanem, ale ciii XD Nie czepiajmy się szczegółów xD Żart Choco suchy niczym Sahara ._. I Horo zaczął wreszcie "nieotwarcie" tolerować suchary Choco?! O.o NieźleXD Horo i Ren mają rację - Silva to profesjonalista nad profesjonalistami, normalnie by się nadawał na międzynarodowego tajniaka XDDD Tak... On i jego gadulstwo doprowadziłyby do III wojny światowej XDD No ej, jak śmiecie nabijać się z wielkiego lorda Tao, pozbawionego serduszka, co?!
    *minutę później*
    Prędzej Król Duchów zmądrzeje niż ja uwierzę w to, że Ren nadal jest zły do szpiku kości XDDD To niemożliwe! Nikt, kto spotka psychologa o imieniu Yoh, nie może wrócić do swojego starego, złego "ja" :'D
    Rin: Ale Lyserg...
    Ginny: Lyserg w ostateczności wrócił do Yoh, nie, ogoniasty? =.=
    Rin: No, w sumie...
    Ginny: Tak czy inaczej, myślę, że Hao za kilka rozdziałów zrozumie - tak samo jak Ren i Lyserg(?) - zrozumie, iż źle postępował ^.^ Marco i X-laws ... Tylko tej bandy do (nie)szczęścia Yoh brakowało ._. Czemu Hao nie wykończył ich... Dobra, inaczej! Czemu Hao nie wykończył Marco, zanim ta cała brama Babilonu się otworzyła, hę? Świat byłby taki piękny bez niego... =.= No, ale ktoś musi pouprzykszać życie(a?) Yoh i jego wesołej gromadce oraz Hao i jego bandzie, a rolę uprzykrzacza jak dotąd najlepiej odgrywa Marco ._.
    Rin: To brzmi jak krytyka...
    Gin: To broń Boże nie jest krytyka! Po prostu nie spodziewałam się ujrzeć tego blond debila tak szybko!._.
    Rin: Niech ci będzie...
    Anna jak zawsze perfekcyjna pani domuXD Fragment z Billym też był supcio :) Matura... Matura... Nie przejmuj się zbytnio. Znaczy przejmuj się, ale nie przesadź z tym przejmowaniem sięXD Powiem też, że mam wrażenie, iż z matemy/ chemii / biologii będziesz mieć 50 % za pierwszym zamachem, a nawet więcej ;p Trzymam kciuki mocno! Rin, zresztą też! :)
    Rin: Ta wariatka chciała powiedzieć, żebyś podeszła do matury na największym luzie, na jaki cię stać =.='''
    Gin: Okej... To co? Kończę ten głupi - w moim odczuciu - komentarz... Aha ten (?) przy Lysergu miał pokazać, że nie uważam Diethela za takiego "złego chłopca", jakim był Ren i nadal jest HaoXDD
    Pozdrawiam serdecznie, Ginny Kurogane :*
    Ps. Powtórzę się: Nie daj się maturze! To ona ma się ciebie bać, nie ty jej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Toś mnie zaskoczyła podejściem Lyserga. Nie spodziewałam się, że nagle zrobi się taki grzeczniutki i skory do pomocy Yoh, zwłaszcza w przypadku starszego bliźniaka. Mam nadzieję, że nic nie knuje po kątach :D
    X-Laws też troszku mnie martwią, bo po co dalej walczą? Przecież nie dla rozrywki... Czyżby znaleźli sobie nowego wroga? A może też mają szpiega w Radzie :/ Za to fajnie, że wróci kilka postaci, które zdążyły odpaść.
    W poprzednim rozdziale była urocza scena Yoh+Anna. Taka wspierająca i grzeczna blondynka, to niesamowicie rzadki widok XD
    Choco za to ma nową misję życiową - z takimi sucharami może zatrudnić się w pralni lub przy malowaniu. Wszystko szybciej będzie schło...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznaję bez bicia - ten suchar to mnie rozbawił :D
    Nie ma to jak dobrze znana sielanka, przegadywanie się Rena ze Śnieżynką i Anną trzymająca wszystko w ryzach, żyć nie umierać ^^
    Ale byłoby za pięknie, dlatego pojawił się Marco... Zniose wszystko, ale nie jego xd
    Biorąc pod uwagę zlowieszcze słowa Haosia z poprzedniego rozdziału, o feniksie i tak dalej, to Yoh niestety się zawiedzie... A może jednak nie, zobaczymy.
    Utożsamiam się w jednym z Horohoro - w żołądku bez dna!

    OdpowiedzUsuń