poniedziałek, 30 maja 2016

17. Czas powoli płynie

Ohayo,
zdaję sobie sprawę z godziny, jak i daty. Nawet nie będę się tłumaczyła, po prostu jestem leniwa i nie umiem organizować sobie czasu, a później siedzę po nocach i kończę rozdziały na blogi. xD
Zapraszam na rozdział. :)

~*~

    W dużej, dobrze oświetlonej sali znajdowały się dwie osoby. Były swoimi całkowitymi przeciwieństwami - on uosabiał wszelkie dobro, dostatek, a ona chaos i śmierć. Byli niczym yin i yang, czarne i białe - tak różne względem siebie, a jednocześnie nie mogli bez siebie żyć. Na swój sposób dopełniali się, każde z osobna odgrywało swoją rolę, niezmienną od tysięcy lat.
    Morrigan krążyła po pomieszczeniu pod postacią pięknej, rudowłosej kobiety. Długie miedziane loki opadały na plecy, zasłaniając wycięcie w czarnej, prostej sukni. Wiele wieków temu, będąc pod postacią Morgany Le Fay, przywiązała się do tego koloru włosów, niejednokrotnie rezygnując z czarnych. Chociaż musiała przyznać, że wszystko zależało od jej humoru. A dziś była w miarę zadowolona. Patch Village pogrążało się w chaosie, szamani nie wiedzieli czego się spodziewać. Cały czas szukali na nią haków w legendach i podaniach, co było dla niej niezwykle zabawne. Najbardziej cieszył ją jednak fakt, że Wielka Rada Szamanów milczała tak samo jak ich Król Duchów.
    - To jak, Dagdo? Mogę na ciebie liczyć w Samhein tak samo jak ty na mnie wiele lat temu? - zapytała, przystając na środku sali. Zmrużyła powieki, patrząc na boga przez cienkie szparki.
    Dagda poruszył się niespokojnie na swoim tronie. Nie chciał całkowitej zagłady ludzkości, co wiązało się z pomocą dla Morrigan. Miał świadomość, że w ten sposób Turniej Szamanów znowu zostanie przerwany, a Król Duchów zwątpi w odnalezienie wybrańca, który ocali planetę. Z drugiej strony dawniej przysiągł Morrigan przysługę, jaką tylko będzie chciała, w zamian za pomoc w pokonaniu Fomorian. O nic nie prosiła, aż do teraz. Dagda był rozdarty między tym, co słuszne, a własnym honorem.
    - Dałem słowo. Dobrze wiesz, że jestem związany przysięgą krwi - odparł niechętnie, przypominając sobie układ zawarty wiele lat temu.
    - Cieszy mnie taka odpowiedź. - Uśmiechnęła się demonicznie, a jej czarne oczy zabłyszczały. Nic nie cieszyło jej bardziej od wizji świata pogrążonego w chaosie. Oczami wyobraźni widziała wszechobecną anarchię, krew płynącą ulicami, zmieniającą zabarwienie wszystkiego wokół. - Mam nadzieję, że mnie nie wystawisz.
    - Jakby to było takie proste, to już byłabyś martwa, Morrigan. W każdym bądź razie, masz moje słowo. W Samhein daję ci wolną rękę, tak jak obiecałem - powiedział Dagda. Był w pełni świadomy, że po święcie żniw nie będzie miał już do czego wracać. Krucza bogini nie oszczędzi nikogo i niczego, będzie z radością stąpać po ziemi zbrukanej krwią.
    Morrigan wyszła z sali, nie pożegnawszy się. Jej obcasy stukały o marmurową posadzkę, a dźwięk rozchodził się po całym korytarzu. Wszystko układało się po jej myśli, ale miała jeszcze dużo pracy. Został jej miesiąc na realizację swoich planów, miała wszystko poukładane i rozpisane z najmniejszymi szczegółami. Snuła swoje plany przez tysiąclecia, a Dagda nic nie mógł zrobić. Jeśli najwyższego boga w panteonie miała w garści, to tym bardziej szamani mogli zacząć spisywać testamenty. Praktycznie nic nie stało jej na przeszkodzie.
    Uśmiechnęła się, po czym zamieniła się w czarnego kruka, wzbijając się w powietrze. Czas na rutynowa kontrolę sytuacji w Patch Village.

    Dagda został sam. Oparł głowę na dłoni, zamykając oczy. Długo zastanawiał się, czy uda mu się podejść Morrigan. Chciał odwieść ją od jej planów przez tysiąclecia, ale ona była nieugięta. Za dobrze ją znał i wiedział, że miesiąc przed Samhein również nic nie wskóra. Obiecał, że nie będzie się mieszał, ale Morrigan zapomniała o jego kontaktach. W odpowiednim momencie skontaktuje się z kim trzeba, aby ocalić chociaż część ludzkości. Nie mógł od tak pozwolić kruczej bogini zniszczyć tego, na co pracował niemal od samego początku wszechświata.
    Na początku XX wieku spuścił nieco z tonu, ufając Morrigan. To był jego błąd, gdyż bogini wywołała dwie wojny, obejmujące zasięgiem całą planetę. Nie działała bezpośrednio, wiedziała, że ma za małą moc i nie mogła sama z siebie nic zrobić, ale umiała planować i knuć intrygi. Wiedziała gdzie pójść, co zrobić i powiedzieć, aby podsycić żarzącą się iskierkę, wzniecając w ten sposób konflikty międzynarodowe. Jej żywiołem była wojna, chociaż wolała obserwować swoje dzieło zamiast brać czynny udział w działaniach wojennych.
    Teraz wiedział, że nie może pozwolić sobie na to, aby historia zatoczyła koło. Tylko był pewien problem - moc Morrigan rosła, a on czuł, że jego paradoksalnie spada. Wszystko przez Asakurę Hao, który doprowadził do przerwania Turnieju, pozwalając kruczej bogini zerwać się z uwięzi. Gwiazda Przeznaczenia i Gwiazda Zniszczenia zawsze były niemal równe, a Król Szamanów obierał własną drogę, prowadząc do przetrwania planety i ludzkości, ale tym razem było inaczej. Odwlekający się Turniej sprawiał, że Morrigan była coraz bardziej pewna swojej wygranej.
    Dagda mógł mieć żal do Asakurów - do Hao, jak i do Yoh - bo doprowadzili do takiego stanu rzeczy. Miał jednak nadzieję, że wszystko naprawią. Morrigan była trudnym przeciwnikiem, sam o tym wiedział i niejednokrotnie musiał naprawiać wyrządzone przez nią szkody. Ale wtedy miał moc, potrzebną do zdominowania bogini. Szamani mieli marne szanse na wygraną, chociaż wielokrotnie zaskakiwali Dagdę, co sprawiło, że patrzył na nich przychylniej. Tym razem musieli poradzić sobie bez niego, chyba że znajdzie sposób na Morrigan, w co coraz bardziej wątpił.

    Manta wracał razem z Faustem ze sklepu. Anna wysłała ich na zakupy z bardzo długą listą, więc obaj wracali obładowani produktami spożywczymi. Oyamada zastanawiał się, czy Kyouyama chce wykarmić połowę mieszkańców Patch Village, ale uświadomił sobie fakt, ile jedzenia pochłania Horo. Zapas jego wielorybiego tłuszczu już dawno się skończył i coraz częściej zaglądał do lodówki, co kończyło się pustką na półkach urządzenia.
    Blondynek westchnął, z trudem niosąc dwie torby z zakupami. Wrzesień powoli się kończył, ale dalej było gorąco. Włosy opadały Mancie na zroszone potem czoło, przez co było mu jeszcze cieplej.
    Zerknął na Fausta, który uśmiechał się w najlepsze. Zdawało mu się, że Niemiec nie odczuwa ani trochę ciężaru czterech, dość sporych siatek wypełnionych produktami spożywczymi. Obok nekromanty szła Eliza, właściwie to Manta zdziwiłby się, jakby jej z nimi nie było. Duch kobiety nie zostawiał Fausta zbyt często i każdy się przyzwyczaił, że wszędzie chodzą razem.
    Zbliżali się do domku, przed którym Yoh robił pompki. Anna siedziała z Tamao na ławeczce, obie sączyły przez słomkę mrożoną herbatę. Kyouyama z zadowoleniem stwierdziła, że Manta i Faust w miarę szybko wrócili, co oznaczało, że obiad będzie wcześniej niż zakładała.
    - O, świetnie, że już jesteście - zawołał Ryu przez okno.
    Szybko zbiegł po schodach, po czym odebrał siatki od Manty. Blondynek z ulgą usiadł pod ścianą, patrząc jak Faust swoją część zakupów wnosi za Ryu do domku. Miał szczerą nadzieję, że Horo nie zje wszystkiego tak szybko i na zakupy będzie musiał iść dopiero za kilka dni.
    - Dlaczego ty siedzisz? Łazienka sama się nie umyje - powiedziała oschle Anna do Oyamady.
    Manta miał serdecznie dość wszystkiego na dzisiaj, a to dopiero południe. Niestety miał również świadomość, że z Itako się nie dyskutuje. No chyba że chce się otrzymać darmowy talon na wieczne cierpienie. A Oyamada niespecjalnie chciał takowy bon otrzymać, więc niechętnie podniósł się z ziemi, po czym podreptał do domku. W budynku poczuł lekkie ochłodzenie powietrza, co przyjął z nieukrywaną ulgą. Może jednak umycie podłogi w łazience nie będzie jednak takie złe, pomyślał.
    Wchodząc do łazienki już wiedział, że nie powinien chwalić dnia przed zachodem słońca. Płytki na podłodze, jak i te na ścianach, były całe w brunatnych zaciekach. Wolał nie zastanawiać się, co tym razem się stało oraz kto tego dokonał, chociaż miał pewne podejrzenia, że to znowu dzieło Horo lub Choco. W każdym bądź razie kolor zacieków najpiękniejszy nie był, zwłaszcza na tle kremowo-białych płytek. Przynajmniej zapach wskazywał na to, że jest to sos z wczorajszej kolacji. Garnek po potrawie pod prysznicem potwierdzał tylko przypuszczenia Oyamady.
    W sumie nie jest tak źle. Ostatnio były buraczki na ścianach w salonie, pomyślał optymistycznie Manta. Płytki zdecydowanie łatwiej było umyć. Sos też był łatwiej zmywalny od buraczków. Z miną skazańca założył rękawice, złapał za szmatkę i wiadro, po czym z bojowym nastawieniem zabrał się do roboty.

    Hanagumi siedziały na ławeczce w centrum Patch Village. Korzystały z ostatnich cieplejszych dni w tym roku, wystawiając twarze do słońca. Rozmawiały o czymś, nawet zazwyczaj znudzona Marion wydawała się być zainteresowana tematem. Zupełnie nie przejmowały się szamanami przechadzającymi się po wiosce. Już dawno przyzwyczaiły się do niechęci, którą darzyli je inni. Przynajmniej miały spokój, biorąc pod uwagę fakt, że wszyscy bali się Hao. Wiedzieli, na podstawie jakich kryteriów Asakura wybierał sobie uczniów, więc obawiali się zaczepiać popleczników piromana.
    - Wiesz - zaczęła Matilda - myślę, że niedługo się wszystko wyjaśni.
    - Mówisz? Rada nie pali się jakoś szczególnie do tego, żeby nam cokolwiek wyjaśniać - odparła Kanna. Wyciągnęła papierosa z paczki. - Tak naprawdę, to według mnie oni niewiele robią - dodała, po czym włożyła papierosa w usta. Odpaliła zapałkę, przypalając tytoń.
    - Myślę, że Hao ma już swój plan - powiedziała Marion.
    Kanna wypuściła dym nosem. Przestało ją dziwić to, że Phauna nie tytułuje Hao Mistrzem. Właściwie czuła w kościach nadchodzące zmiany od momentu, gdy Hao zaczął znikać wieczorami, a później Yoh zaczął przychodzić. No i cieszyła się, że jej przyjaciółka wydaje się być szczęśliwa.
    - Rada może się wypchać - stwierdziła Matilda.
    - Pewnie, wystarczy chwilę poczekać i całe Patch będzie huczało. - Kanna strzepnęła popiół. - Chociaż zastanawiam się, jaki Silva ma w tym wszystkim interes.
    - Nichrom ostatnio u niego był. Wychodził z uliczki, prowadzącej na zaplecze knajpy - powiedziała Mattise. Ostatnio jak wracała z przyjaciółkami do obozu, to zauważyła dezertera w tamtym miejscu, a wiedziała, że Silva miał dyżur. Poza tym rozmawiała czasami z Nichromem i wiedziała, iż do Karima na pewno nie poszedłby, więc zostawał tylko potomek Wielkiego.
    - W sumie to chyba mało mnie obchodzi, jakie mają wspólne interesy - mruknęła Marion, spoglądając przed siebie. Nigdy za bardzo nie interesowała się życiem innych szamanów, bo nie było jej to potrzebne do szczęścia. Nie lubiła dopytywać się innych o cokolwiek, jeśli miała coś wiedzieć, to sami jej powiedzą. Prosta zasada, której się trzymała.
    Kanna wzruszyła ramionami, przydeptując pet. Włoszka miała rację, że nie musiały wiedzieć, w jakich sprawach Nichrom przychodzi do Silvy. Właściwie to Indianin i tak robił, co chciał, więc nie przejmowały się tym. Skoro Hao przymykał na to oko, to i one powinny.

    - Pirika, długo jeszcze? - zapytał Horo, patrząc oczami szczeniaczka na siostrę, która siedziała z kamiennym wyrazem twarzy. W dłoni trzymała stoper, nie odzywając się do brata za to, co zrobili z Choco z łazienki.
    Usui stwierdziła, że musi ukarać Horokeu, więc podwoiła mu wszystkie ćwiczenia. Wiedziała, iż mało tym zdziała, ale może chociaż na kilka dni wybije mu głupoty z głowy albo przynajmniej przestaną z Choco używać jedzenia do rozwiązywania swoich problemów.
    Choco również nie miał lekko. Anna zafundowała mu bardzo bolesne tortury, to znaczy ćwiczenia, które oduczą niedoszłego komika kolejnych podobnych wybryków. Kyouyama chociaż tego nie okazywała, to czuła się bezsilna, gdyż przyjaciele Yoh byli niereformowalni. Już dawno zaniechała prób naprostowania ich, gdyż na nich zdecydowanie działały tylko kary fizyczne - zmęczeni po treningu nie mieli siły na przepychanki między sobą.

    Manta z zadowoleniem spojrzał na lśniącą łazienkę. Umył każdy, najmniejszy kąt pomieszczenia i miał złudną nadzieję, że efekt utrzyma się chociaż do końca tego tygodnia. Co prawda znał swoich przyjaciół i wiedział jak trudno im usiedzieć na miejscu. Byli szamanami i energia buzowała w nich równie mocno, co hormony.
    Wychodząc z łazienki, minął Rena wracającego z treningu. Odetchnął z ulgą, przynajmniej Tao nie zdewastuje pomieszczenia. Nie wziął ze sobą guan dao, a Choco tym bardziej nie napatoczy się, gdyż Chińczyk zamykał drzwi na klucz.
    Ciekawe, co robi reszta, pomyślał i skierował swoje kroki na dwór. Miał nadzieję, że Yoh lub Lyserg wrócili już do domku. Ostatnio chętniej spędzał czas z Anglikiem, gdyż mieli wiele wspólnych tematów, a szukając wskazówek w sprawie Morrigan, czuł się potrzebny. Zazwyczaj stał na uboczu i nie mieszał się w walki szamańskie, co sprawiało, że nie umiał w żaden sposób pomóc. Teraz było inaczej, nikt nie znał się lepiej od niego na przeszukiwaniu stron internetowych.

    Marco siedział w swoim pokoju za biurkiem. Na blacie walały się różne teczki z aktami i pojedyncze papiery, a sam blondyn pośpiesznie przeglądał wszystko. Od kilku dni w wolnych chwilach zajmował się robotą papierkową, większość rzeczy była starannie uporządkowana, dzięki czemu wiedział mniej więcej czego i gdzie powinien szukać. Skoro Rada nie chciała się z nim podzielić informacjami, do Yoh, a tym bardziej do Hao nie zamierzał iść, to sam znajdzie odpowiedzi na swoje pytania.
    Podniósł głowę znad papierów, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zastanawiał się, kto zamierzał mu przeszkadzać, zwłaszcza że chciał być sam. I wszyscy o tym wiedzieli.
    - Wejść - powiedział niechętnie, nie zaszczycając swojego gościa spojrzeniem, gdyż od razu wrócił do czytania jednego z raportów.
    - Masz gościa w salonie. Mówi, że to ważne - powiedział Porf. - To... Nichrom. Ze względu na obecność Świętej Panienki w tym budynku, proszę cię o zachowanie zimnej krwi.
    Lasso nie odpowiedział nic. Wstał z krzesła, po czym wyszedł z pokoju, mijając kolegę po fachu. Idąc korytarzem, powtarzał sobie w myślach, że powinien być spokojny. Zaciskał coraz bardziej pięści, aż zbielały mu kłykcie, ale przynajmniej uspokoił się nieco przed wejściem do salonu.
    Nichrom siedział na fotelu, jedząc jedno z ciasteczek pozostawionych na półmisku. Nogi założył na stolik, jakby był u siebie.
    - Witaj. Ciasteczko? - zapytał szatyn z łobuzerskim uśmieszkiem.
    Marco zadrżała żyłka na czole, ale powtórzył sobie swoją mantrę w myślach. Zignorował bezczelność chłopaka i usiadł na drugim fotelu.
    - Czego chcesz?
    - A może tak grzeczniej?
    - Czy mógłbyś mi powiedzieć, po co przyszedłeś? - wycedził blondyn przez zaciśnięte zęby. Drażniła go bezczelność Nichroma i fakt, że tu przyszedł, ale chyba najbardziej działało mu na nerwy to, że zdradził Radę i przyłączył się do Asakury.
    - Od razu lepiej. - Uśmiechnął się, sięgając po drugie ciastko. - Przestań węszyć, wierny piesku Jeanne. Nikomu tym nie pomagasz, a działasz mi na nerwy.
    - Tobie? Chyba raczej temu plugawemu demonowi.
    - Zapominasz, że Hao zapewnił mi tylko nietykalność, czy coś w tym rodzaju. Owszem, jestem po jego stronie, ale mam też swoje własne interesy - odpowiedział Nichrom. - I właściwie przyszedłem tylko w tej sprawie. Zajmij się sobą, zrobisz każdemu przysługę.
    Indianin wstał z fotela, po czym podszedł do Marco.
    - Może i nie jestem w Radzie, ale nadal mogę ci zaszkodzić. Nie chcesz mieć we mnie wroga. Radzę ci odpuścić, rozumiemy się?
    Nichrom wyszedł, nie czekając na odpowiedź mężczyzny. Zostawił ostrzeżenie, zasiał ziarno niepewności w małym mózgu Marco, a tylko o to chodziło. Musiał rozegrać wszystko tak, aby nikt nie wywęszył, że pomaga Silvie. Właściwie tylko Lasso mógł wszystko zepsuć i chociaż przez chwilę będzie spokój, bo X-laws mało kiedy odpuszczali, a Jeanne pewnie już dawno temu wyczuła Morrigan.

    Yoh wieczorem biegł wokół Patch Village. Dzisiaj Ren powiedział, że idzie potrenować z bronią, co równało się z wycięciem kilku biednych drzew w okolicznym lasku, więc Asakura trenował sam. Z Tao nie rozmawiał za wiele podczas biegania, ale nie ukrywał, iż w towarzystwie milej się biegało. Nawet takim milczącym jak Ren.
    - Mogę się przyłączyć? - Hao pojawił się obok brata, jakby podświadomie wyczuł, że Yoh właśnie marzył o jakimś towarzyszu.
    - Ależ oczywiście. - Właściciel mandarynkowych słuchawek wyszczerzył swoje białe ząbki.
    Na początku biegli w ciszy, ale już po kilku minutach Yoh zaczął pytać Hao o jego poprzednie reinkarnacje. Na początku ustalili z piromanem, że ognisty szaman opowie mu wszystko z czasem. Władca Ognia wiedział, jak bardzo Yoh chciałby go bardziej poznać, a Hao był mu wdzięczny za to, w jaki sposób zadawał pytania. Nie były niezręczne, nie poruszały kwestii, które mogłoby go urazić. Właściciel mandarynkowych słuchawek wiedział, o co powinien pytać, a o co jeszcze nie.
    - Wiesz, żałuję, że wcześniej nie próbowałem z tobą rozmawiać - powiedział Yoh. - Chociaż wyglądałeś zazwyczaj jakbyś chciał spalić wszystkich wokół.
    - Bo niekiedy chciałem - odparł. - No dobra, prawie zawsze. Niektórych do dziś mam ochotę skremować.
    Yoh spojrzał na brata spod byka. Nie lubił, gdy Hao mówił o paleniu innych z takim spokojem, ale miał świadomość, że obaj mają nieco inne charaktery, a jego brat tylko w taki sposób rozwiązywał swoje problemy - niszczył je. Wychowali się w różnych warunkach, środowiskach. Wszystkie czynniki zrobiły swoje, przez co musieli jeszcze popracować nad swoimi relacjami.
    - Chciałbyś coś jeszcze wiedzieć? - zapytał Hao, zręcznie zmieniając temat.
    - Właściwie to chciałbym wiedzieć, czy kiedykolwiek wcześniej zastanawiałeś się nad tym, że moglibyśmy żyć jak bracia?
    - W sumie czasami się zastanawiałem, ale skoro nie chciałeś się do mnie przyłączyć, to stwierdziłem wtedy, że nie dogadamy się. - Spojrzał na Yoh, po czym dodał: - Cóż, nawet ja czasami się pomylę.
    Wbiegli do Patch Village, mając nadzieję, że nie spotkają na swojej drodze X-laws. Nie mieli ochoty na dyskusję z Marco, na którego Hao działał niczym płachta na byka. Do domku Yoh dobiegli bez zbędnych przeszkód i piroman już miał się pożegnać z bratem, ale Ryu zawołał ich na górę. Proszący wzrok bliźniaka sprawił, że ognisty szaman nie mógł odmówić. Zdecydowanie za bardzo zmiękł przy Yoh, ale jakoś za specjalnie nie przeszkadzało mu to, bo w końcu miał kogoś, kto bez względu na wszystko stanie po jego stronie.

~*~

Najdłuższy ten rozdział nie był, w dodatku powiedziałabym, że jest taki przejściowy. Niewiele się dzieje, chociaż Morrigan się pojawiła. I Nichrom terroryzuje Marco. xD
Hao: Moja szkoła. >D
W każdym bądź razie - już coraz bliżej jestem właściwej akcji. I niejedynej na tym blogu, bo wypadałoby skończyć później Turniej jeszcze, a wszyscy wiemy jak bardzo Hao i X-laws się kochają, więc raczej nudno nie będzie. :D
Hm... chyba nie będę za bardzo przedłużała. Rozdziały w czerwcu będą tak jak zawsze, co tydzień, czyli w miarę regularnie. xD Jadę na czerwiec do Niemiec do babci, ale z dostępem do laptopa i internetu nie będę miała problemu, więc rozdziały będą raczej tak jak zawsze. :)
Zapraszam też na drugiego bloga, bo tam również dodałam rozdział. ^^
Do następnego! :)

4 komentarze:

  1. Pierwsza!
    Rozdział dość ciekawy. Skoro wiemy mniej więcej ,jak Morrigan wygląda, to ciekawi mnie wygląd Dagdy. :)
    Nichrom, normalnie kocham cię!!!!! *.* Aż żałuję , że nie mogłam zobaczyć miny Marco. Dobrze jemu tak! Niestety, pozostaje mi tylko wyobraźnia. - _ -
    Kocham scenki Yoh i Hao! Oni są obaj niemożliwi! Jeden wpadnie w kłopoty, a drugi rozpęta wojnę ,Hahaha! *Śmieje się okrutnie z złowieszczym spojrzeniem*
    Chciałabym więcej momentów z bliźniakami. Ich się nie da przecież nie kochać. To na tym zakończę, bo jest późna pora. Życzę więcej weny twórczej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się juz doczekać tej właściwej akcji jak to nazwalas :) nie żebym się paliła do zobaczenia wojny i chaosu oraz usmiercania kogokolwiek, ale za każdym razem czekam na kolejną część s nadzieja ze coś się wydarzy... Chociaż ma to swoje plusy bo zapewne będziesz kończyć w takich miejscach ze człowiek będzie sobie rwal włosy z głowy z chęci dowiedzenia się co dalej wiec na razie ciesze się że jest spokojnie :) wiec chcesz Turniej skończyć przed walką z Morrigan? W ciągu miesiąca? Nieźle... Intensywnie się zapowiada :)
    Milej wycieczki do Niemiec :) pozdrawiam Aomori :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego... Nie żeby coś, ale honoru to raczej nie zachował, skoro nie wypełnia swoich boskich obowiązków. Z drugiej strony, jeśli naszym szamanom coś nie pójdzie, to to i tak nie będzie miało znaczenia. Swoją drogą, dlaczego to zawsze musi być pierwsza i zarazem możliwie najgorsza przysługa? Przecież w przysięgach zwykle pada "zrobisz kiedyś coś, czego będę chcieć". Nie kiedy. Nie że to musi być pierwsza zachcianka. to pozwala na pewną elastyczność... No, ale po co bóg miałby myśleć :/ I pewnie, niech zostawi wszystko na głowie paru szamanów, bo czemu nie... W sumie są mądrzejsi od niego, wiec może nawet dobrze się składa.
    A... Ładny ten fragment z Marco i Nichromem. Chociaż troszkę mi się zaczyna robić szkoda Wyrzutka, tak nim wszyscy pomiatają. Już nawet jego ludzie. Chociaż, to może być niezła terapia szokowa xD Może się ogarnie...
    Trochę szkoda, że nie wspominasz o co Yoh pytał. Wiem, że raczej nic ponad to, co w mandze (chociaż może, skoro to w miarę neutralne pytania), ale jednak faj nie byłoby wiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś mam wątpliwości co do tego, czy aby na pewno Dagda może zrzucać całą winę na Hao (o oburzającym zrzucaniu winy na Yoh nie wspomnę). W końcu kto obiecał Morrigan przysługę, hm? Nie pomyślał, że może ona zażyczyć sobie czegoś destrukcyjnego dla ludzkości? I jeszcze teraz zamierza siedzieć i nie kiwnąć palcem. Okej, fajnie że jest honorowym gościem i dotrzymuje słowa, przydałoby się tego więcej w dzisiejszych czasach. Ale myślę, że jak na szali leżą życia niewinnych ludzi, to trzeba schować honor w buty i coś zrobić. A nie zrzucać wszystko na barki szamanów, którzy i tak już raz musieli nadstawiać karku, by ratować świat.
    Biedny Manta... Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co wydarzyło się w tej łazience.xD Ale i tak myślę, że Anna byłaby rozczarowana, gdyby chłopaki zmądrzeli. Nawet ona zatęskniłaby za tym wesołym rozgardiaszem.:D
    Akurat tu muszę się zgodzić z Marco. Nogi na stoliku to po prostu brak wychowania i świadczy to tylko na niekorzyść Nichroma. Nawet jeśli poszedł tam naigrywać się z wrogów, to niech chociaż reprezentuje sobą jakiś poziom.
    Yyy...i co? Serio miało to zniechęcić X-laws do dalszych poszukiwań? Chyba raczej tylko utwierdziło Marco w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. No ale dobra, może i groźba Nichroma podziała i będą bali się wykluczenia z Turnieju... Chociaż tak mi się wydaje, że najlepiej byłoby już teraz zacząć nakłaniać X-laws do współpracy. Tak silna szamanka jak Jeanne przyda się w walce, a i reszta jej bandy do słabych nie należy.
    No ba, że proszące ślepka Yoh są w stanie wiele wyciągnąć od Hao.:3 Poza tym niech Hao nawet nie udaje, że nie sprawia mu to przyjemności.:> Zresztą dla takiego brata śmiało można odstawić na bok swoją dumę. I mogę Hao zagwarantować, że tego nie pożałuje.:3

    Wiesz? Dużo lepiej się czyta o takim Hao niż o tym z Twojego drugiego bloga.xD

    OdpowiedzUsuń