niedziela, 8 maja 2016

14. Wątpliwości

Ohayo!
 Wybaczcie opóźnienia. Znowu. Nie uważam, że matura to dobra wymówka, bo nawet się nie stresowałam nią na tyle, aby nie móc pisać rozdziału. Owszem, przypominałam sobie lektury na polski, co było bardzo przydatne, ale po prostu nie umiem dobrze zagospodarować czasu, co jest moim odwiecznym problemem. Niestety. W każdym bądź razie jestem, trochę spóźniona, ale z rozdziałem o przyzwoitej długości. ^^
 Bez zbędnego przedłużania, zapraszam na rozdział.
 Miłego czytania. :)

~*~

    Późnym wieczorem w domku naszych szamanów rozległ się dźwięk dzwonka wyroczni. A raczej trzech dzwonków, bo wszystkie jak jeden mąż zadzwoniły, oznajmiając o wiadomości od Rady. Oczywiście, każdy z chłopców biorących udział w Turnieju, zerknął na urządzenie, znajdujące się na przedramieniu, zastanawiając się czyja tym razem drużyna należy do szczęśliwców wyznaczonych przez Króla Duchów.
    - Świetne wyczucie czasu - zakpił Ren, patrząc Yoh przez ramię. Bowiem u Asakury pojawiła się wiadomość o walce za dwa dni. - Jakby Morrigan nie była wystarczającym problemem.
    - Wybacz, że pytam - zaczął Manta - ale od kiedy tak się martwisz walkami nieswojej drużyny?
    - Właśnie! O nas się wcale nie martwisz! - zawołał Horo z oburzeniem.
    Choco zawtórował szamanowi z północy i zaczął wymachiwać rękoma na wszystkie strony.
    - Przymknijcie się, idioci - warknął Tao. - Jeśli dobrze pamiętam, to Morrigan jest niezwykle silna i jedyne czego nam teraz jeszcze trzeba, to osłabiona drużyna Yoh.
    - Mój Yoh pokona z palcem w nosie tę drużynę i będzie w pełni sił, gdy pojawi się Morrigan - oznajmiła chłodno Anna, uznając rozmowę za skończoną. - Nigdy więcej nie podważaj tego.
    Ren prychnął pod nosem. Kyouyama zdecydowanie wierzyła w Yoh, co dobrze o niej świadczyło jako o przyszłej żonie Asakury, ale Tao uważał, że mimo wszystko powinna się martwić tym, co nadchodziło. W Patch Village coraz bardziej było czuć niepokojącą, mroczną aurę. W sercach szamanów zaczynał kiełkować niepokój, jednak większość z nich nie miała pojęcia, co jest tego powodem.
    Od pojawienia się Mikihisy minęło kilka dni i na razie nic nie wskazywało, że Morrigan niedługo zaatakuje. Najwyraźniej na coś czekała, co jeszcze bardziej niepokoiło naszych szamanów. Rada natomiast nie mówiła nic na ten temat, aby nie siać paniki wśród uczestników Turnieju. Walki odbywały się dalej chociaż było wiadome, że przyciągają one celtycką boginię. Co prawda Hao obiecał, iż ani on, ani nikt z jego ludzi nie dopuści się rozlewu krwi podczas walki, ale nikt dalej nie ufał bezgranicznie piromanowi i jego poplecznikom. Jedynie Yoh ręczył za brata i pokładał w nim wielkie nadzieje. Przyjaciele mieli nadzieję, że krótkowłosy Asakura wie, co robi.

    Nocą w obozie Hao było niezwykle cicho. Niemal wszyscy poszli już do swoich namiotów i przy ognisku został tylko sam Władca Ognia. Wpatrywał się w żywioł, rozmyślając w ciszy przerywanej tylko odgłosami wydawanymi przez nocne zwierzęta.
    Pojawienie się Morrigan nie zwiastowało niczego dobrego, zwłaszcza że mieli już wrzesień. Nadejście października, a wraz z nim celtyckiego święta żniw, było tylko kwestią czasu. W święto Samhein krucza bogini będzie o wiele silniejsza, a przymierze z Dagdą sprawi, że nie będą mieli po swojej stronie najwyższego boga w panteonie. Gwiazda Zniszczenia i Gwiazda Przeznaczenia będą wtedy niemal jednością, a przez zachwianą równowagę Morrigan będzie miała więcej do powiedzenia niż zazwyczaj.
    Płomienie nagle zapłonęły bardziej, unosząc się ku górze. Gdyby ogień mógł, to strawiłby teraz wszystko na swojej drodze. Asakura jednak trzymał żywioł w ryzach, pozwalając sobie jedynie rozładować negatywne emocje.
    - Nie stój, usiądź - powiedział Hao, uspokajając szalejący ogień.
    - Myślę, że nie powinnam przeszkadzać - odparła dziewczyna stojąca za brunetem i już miała się pożegnać, gdy Asakura odwrócił się do niej.
    - Nie przeszkadzasz. - Jego głos był cichy, wręcz kojący. - Widzę, że miałaś ważny powód, aby do mnie przyjść. Zostań.
    Ostatnie słowo było prośbą. Obecność Marion działała na niego niemal tak samo jak widok ognia. Od nocy gdy pocałował ją w policzek, nie mieli wiele okazji do bycia sam na sam. Odnosił wrażenie, że Phauna celowo stara się unikać przebywania tylko z nim, ale nie miał jej tego za złe. Tak naprawdę to sam siebie zaskakiwał i nie dziwił się, że Włoszka chce sobie wszystko przemyśleć, poukładać.
    Blondynka usiadła obok Hao, zachowując lekki dystans między nimi. Spojrzała w ogień, zagryzając nerwowo wargę. Czuła na sobie spojrzenie bruneta i wiedziała, że musi w końcu przezwyciężyć swoją nieśmiałość. A może nie tyle nieśmiałość, jak strach? Tak, bała się powiedzieć Hao o swoich uczuciach. Przecież Asakura nie powiedział nawet, że ją lubi, a co dopiero kocha. Zacisnęła pięści, wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Będzie miała tam małe ranki, ale nie przejmowała się tym teraz.
    - Wyglądasz na zdenerwowaną. Stało się coś? - zapytał piroman, przyglądając się zielonookiej. Mowa ciała dziewczyny wyraźnie zdradzała, że jest zdenerwowana, ale nie chciał używać reishi, by przebić się przez barierę jej umysłu. Oczywiście mógł to zrobić, ale szanował prywatność swoich uczniów, dlatego nauczył ich jak zablokować umysł przed reishi. Niektóre myśli popleczników wyłapywał, ale i tak w porównaniu do reszty szamańskiej społeczności potrafili zbudować mur w swoich umysłach.
    - Tak... To znaczy nie. To trochę skomplikowane...
    - Mamy czas. - Hao uśmiechnął się ciepło do dziewczyny, co sprawiło, że odrobinę lepiej się poczuła.
    - Pewnie nie powinnam w ogóle przychodzić, bo wiem, że lubisz zostać sam - zaczęła Marion - ale ta cała sytuacja nie daje mi spokoju. Chciałabym wiedzieć, kim dla ciebie jestem? - zakończyła nieco ciszej, bawiąc się falbanką sukienki.
    - Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. - Dłonią ujął podbródek Włoszki, sprawiając, że dziewczyna spojrzała na niego. - Lubię cię, Marie. Nawet bardziej niż kiedykolwiek przypuszczałem, że będę.
    Phauna poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Nie myślała, że Asakura zdobędzie się nawet na takie wyznanie. Nigdy wcześniej otwarcie nie mówił, czy kogoś lubi. W ogóle otwarcie nie mówił o swoich uczuciach, co nie tylko dla Marion było nowe, ale i dla samego Władcy Ognia.
    Patrząc w oczy Hao widziała, że mówi prawdę, ale przez chwilę zauważyła coś jeszcze. Nieznacznie zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym. Chciała powiedzieć, co czuje, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Działo się coś ważnego, dużo ważniejszego niż jej uczucia do Hao. To może poczekać.
    - Coś się dzieje, mam rację? Nadchodzi coś złego... Czuję to.
    - Tak - odpowiedział po chwili milczenia, opuszczając dłoń. - Gwiazda Zniszczenia, a razem z nią Morrigan. I to po części moja wina.
    Zauważyła kilka dni temu zmianę Hao, ale nie przypuszczała, że jest aż tak źle. Tylko w jaki sposób miała pomóc? Nie wiedziała, co może zrobić.
    - Wiem, że uda ci się powstrzymać to - powiedziała blondynka, kładąc swoją dłoń na dłoni piromana. - W końcu jesteś Asakura Hao, prawda?
    Władca Ognia uśmiechnął się.
    - To będzie trudna walka. Morrigan zawsze przynosi widmo wojny, a później zbiera krwawe żniwo. - Westchnął cicho, patrząc w ogień. - Muszę naprawić swój błąd. Może i pragnąłem stworzyć Królestwo Szamanów, ale nigdy nie chciałem całkowitej apokalipsy świata. Wiem, że Morrigan planuje pogrążyć wszechświat w chaosie i mamy coraz mniej czasu, aby ją powstrzymać.

    Następnego dnia z samego rana Silva zjawił się u Goldvy. Musiał z nim pilnie porozmawiać. Niestety nic nie szło po jego myśli. Zdenerwowany chodził w tą i z powrotem po pomieszczeniu, a jego kroki odbijały się echem w jaskini i korytarzu, który do niej prowadził.
    - Usiądź, Silva - polecił Goldva spokojnie.
    - Musimy coś zrobić - odparł strażnik, zapominając o zwracaniu się do wodza z należytym szacunkiem. - Morrigan jest tuż, tuż, a my siedzimy i czekamy na decyzję Króla Duchów. Powinniśmy mobilizować szamanów do działania.
    - Nie możemy nic zrobić i dobrze o tym wiesz. Nie nam decydować o tym, wszystko zależy od Króla Duchów.
    - Mamy coraz mniej czasu, Goldva. Nie możemy siedzieć z założonymi rękoma.
    - Musimy czekać, Silva - odparł oschle przywódca plemienia. - Dobrze o tym wiesz, że ani tobie, ani komukolwiek z Rady nie wolno się mieszać bez decyzji Króla Duchów.
    - Ale...
    - Nie możesz nic zrobić. To moje ostatnie słowo. - Goldva odwrócił się do strażnika, patrząc na niego wyczekująco.
    - Rozumiem - odparł cierpko Silva, po czym wyszedł z pomieszczenia.
    Idąc przez korytarz, zastanawiał się, czy mógłby w jakiś sposób obejść zasady. To było wbrew regulaminowi, dobrze o tym wiedział, ale nie mógł czekać aż Król Duchów łaskawie pozwoli powiadomić szamanów o całej sytuacji. Wszyscy mają prawo wiedzieć o zagrożeniu, nie tylko wybrane osoby. Wierzył w siłę i ducha walki Yoh, Hao i reszty, ale był też świadomy, że to nie wystarczy. Nie teraz, gdy do Samhein pozostało coraz mniej czasu.
    Zacisnął pięści, przeklinając pod nosem. Po raz pierwszy miał ochotę złamać zasady, które wpajano mu od dziecka. Co prawda, czasami napomknął Yoh i jego przyjaciołom o czymś ważnym, ale nigdy nie mówił całej prawdy, jedynie ogólniki pozwalające naprowadzić ich na właściwy trop. A teraz? Teraz wahał się, czy powinien postąpić zgodnie z zasadami, czy własnym sumieniem. Czekała go trudna decyzja.

    Yoh zaczynał właśnie ostatnie okrążenie wokół Patch Village. Dzisiaj nikt nie towarzyszył właścicielowi mandarynkowych słuchawek. Hao był zajęty ćwiczeniem ze swoimi uczniami, a Ren postanowił powyżywać się... To znaczy potrenować na okolicznych drzewach. Osobiście Yoh uważał, że biedne drzewa nic nie zawiniły Tao, ale lepiej, aby to były rośliny a nie ludzie.
    - Cześć, Silva - zawołał brunet, gdy mijał strażnika.
    - Yoh, poczekaj!
    - Wybacz, ale nie mogę - odkrzyknął szaman. - W południe będę u Karima, to porozmawiamy.
    Strażnik westchnął. Później nie będzie mógł porozmawiać z Asakurą otwarcie, a musiał go o coś zapytać zanim zdecyduje, co zrobić w sprawie Morrigan. Jednak Yoh był już tylko punkcikiem znikającym za wzniesieniem, a on miał zaraz swoją zmianę w knajpie.
    Tymczasem Yoh zostało zaledwie kilkaset metrów do domku. W oddali widział dwie osoby siedzące na ławeczce. Gdy znalazł się bliżej, usłyszał jak Manta z entuzjazmem coś tłumaczy Lysergowi. Oyamada ze zręcznością informatyka szybciutko wpisywał kolejne hasła, natomiast Anglik wydawał się być zainteresowany celtycką mitologią i z radością dzielił się z blondynkiem informacjami.
    Yoh zatrzymał się tuż przy nich, opierając dłonie na kolanach. Złapał kilka głębszych oddechów, po czym z wdzięcznością złapał butelkę wody, którą Ryu rzucił mu przez okno w kuchni. Odkręcił korek i napił się, siadając obok Manty. Z zaciekawieniem spojrzał na ekran laptopa.
    - Jakieś nowe informacje? - zapytał Asakura.
    - Niewiele - odparł zrezygnowany Manta. - Tak naprawdę to sporo już sami wiemy, ale nie wiem, co mogłoby być punktem zaczepienia. Mam wrażenie, że jest jeszcze coś, czego nie sprawdziliśmy.
    Oyamada zmarszczył brwi, zamykając laptopa. Nerwowo zaczął stukać w obudowę urządzenia, zastanawiając się, co z Lysergiem przeoczyli. Sprawdzili niemal wszystkie podania celtyckie od deski do deski, znali historię niemal każdego bóstwa, a jednak było coś, co pominęli.
    - Może zapytam Hao później - zaczął brunet. - Co wy na to?
    - To może być dobry pomysł - przyznał Diethel, patrząc przed siebie.
    Coraz częściej Lyserg myślał o całej sytuacji, zastanawiając się, czy umie żyć w zgodzie z Hao. Owszem, nie próbował szukać zemsty, nawet przez chwilę nie pomyślał o zabiciu piromana odkąd zobaczył determinację w oczach Yoh. Właściciel mandarynkowych słuchawek pomógł mu po raz kolejny zrozumieć, że nienawiść tylko niszczyła go od środka, odbierając chęci do życia, a jednocześnie wtedy miał jakiś cel, który teraz stał się bezsensowną próbą pomszczenia rodziców. Przecież wiedział, że śmierć Hao nie przywróciłaby ich do życia. Przez lata ścigał Władcę Ognia, widział w tym sens, ale z perspektywy czasu dostrzegł jaki był głupi i słaby. Natomiast Yoh, pomimo swojej beztroski, zawsze odznaczał się niezwykłą siłą, wolą walki i chęcią pomocy innym. Wszystko, co teraz miał, zawdzięczał dobroci Yoh.
    Lyserg uśmiechnął się lekko, kąciki jego ust poruszyły się niemal niezauważalnie ku górze. Tak naprawdę nie musiał się nigdy mścić na Hao. Jako mały chłopiec stracił rodziców i jego złość była uzasadniona, nawet to jak desperacko szukał sprzymierzeńców do walki z piromanem. Teraz musiał w końcu dorosnąć i pogodzić się ze stratą, chociaż wiedział, że to nie należy do najłatwiejszych zadań. Wiedział ile Hao znaczył dla Yoh, jak właściciel mandarynkowych słuchawek desperacko szukał śladu bliźniaka, gdy dowiedział się o tym, iż jego brat żyje. Diethel nie mógł zawieść jedynej osoby, która pomimo wszystko wybaczyła mu błędy przeszłości i przyjął go pod swój dach, nie patrząc na sprzeciwy reszty domowników.
    Podjął decyzję. Nie tyle musi, jak powinien schować dawną urazę do kieszeni i zaakceptować nowy stan rzeczy. Wszystko wskazywało na to, że Hao się zmienił i skoro Yoh mu ufał, to i on powinien zrobić to samo. Zachowując dystans, ale mimo wszystko posłuchać tego wewnętrznego głosu i pójść za przyjacielem.

    W knajpie był dziś niezwykle duży ruch. Szamani przychodzili i wychodzili, a Silva sumiennie wykonywał swoje obowiązki. Nawet Karim przyszedł pomóc przyjacielowi, chociaż nie musiał sobie zawracać dziś głowy lokalem. Wiedział, że potomek Wielkiego dostał od Goldvy zakaz mieszania się, a przynajmniej dopóki Król Duchów nie zdecyduje, co dalej. Postanowił pomóc Silvie przynajmniej w ten sposób.
    - Chciałbyś o czymś porozmawiać? - zapytał Karim, gdy Silva wrócił od stolika, przy którym siedziały Hanagumi.
    - Czasami chciałbym, aby nasze życie wyglądało nieco inaczej. Niektóre zasady sprawiają, że nawet jeśli chciałbym, to nie mogę nic zrobić - odparł zrezygnowany strażnik. - Nigdy nie kwestionowałem żadnych zasad, jednak tym razem czuję, że nie powinienem siedzieć z założonymi rękoma.
    - I co zrobisz?
    - Jeszcze nie wiem, Karim, ale nie będę czekał bezczynnie...
    - Silva, możesz zostać zawieszony - ostrzegł go przyjaciel. - Nie rób niczego pochopnie. Zastanów się nad tym.
    - Niestety wiem, ale niektóre rzeczy wymagają poświęceń.
    Skierował się do wolnego stolika, aby umyć blat i zabrać brudne naczynia pozostawione przez szamanów. Stwierdził, że rozmowa z Karimem została zakończona. Przyjaciel nie musiał go pouczać i ostrzegać, wiedział czym grozi niesubordynacja, ale musiał coś wymyślić. Wszyscy wiedzieli jak długo Król Duchów podejmuje ważne decyzje, a zaniepokojony o losy świata zawsze czeka z tym do ostatniej chwili. Silva uważał, że wtedy może być już za późno na cokolwiek.
    Zabrał brudne talerze i sztućce, kierując się do kuchni. W tym czasie Karim zebrał nowe zamówienia. Innymi słowy - interes się kręcił i dzisiaj wyjątkowo dobrze zarobią.
    - Królu Duchów, co ja mam robić? - mamrotał Silva, myjąc naczynia. W zlewie zebrało się ich już bardzo dużo i czekanie, aż same magicznie się umyją było bez sensu. - Niech piekło pochłonie te zasady...
    - Myślę, że jest jeszcze jedno wyjście - odparł dobrze znany strażnikowi głos. Przez chwilę się wahał, czy powinien się odwrócić, ale jednak postanowił wysłuchać, co Nichrom ma do powiedzenia.
    - Mam rozumieć, że chcesz mi pomóc? - zapytał zaskoczony Silva.
    Nichrom opierał się o ścianę, uśmiechając się łobuzersko. Ubrany był w zwykły T-shirt ze skorpionem i czarne jeansy. Od dawna nie nosił szat plemiennych, gdyż nie należał do Rady, ale i tak ze stoickim spokojem chodził po Patch Village. Silva uważał, że Goldva powinien jakoś zareagować, jednak plemię Patch milczało w kwestii zdrajców.
    - Cóż, posiadam pewne informacje, które mogą być dla ciebie użyteczne - odparł szaman z warkoczem. - I myślę, że nie będziesz musiał wtedy łamać zasad.
    - W takim razie słucham.
    - Wolałbym porozmawiać w innym miejscu. To znaczy mi to obojętne, ale mogą ci później zadawać niewygodne pytania, jeśli ktoś zauważy lub usłyszy, że ze mną rozmawiasz. - Nichrom skierował się do wyjścia. - Czekaj na wiadomość ode mnie. Powiedzmy o północy.
    Strażnik nie zdążył nawet odpowiedzieć, bo chłopaka już nie było. Zrezygnowany wrócił do czekających na niego naczyń. Nie pozostało mu nic innego jak poczekać. Mógł nie ufać Nichromowi, ale musiał przyznać, że jest to jedna z najbardziej realnych opcji pomocy. Nie wiedział jeszcze, czy będzie tego żałował, bo brat Chroma niewątpliwie będzie oczekiwał czegoś w zamian, ale jak na razie nie miał innych opcji.

~*~

 Mam nadzieję, że rozdział nie był masakryczny. XD I zaczynając go pisać, nie przypuszczałam, że Silva będzie jedną z głównych postaci. Kto by pomyślał, że z niego taki buntownik? Hahah :D Dobra, już się z niego nie śmieję, bo go w sumie lubię. ^^
 Następny rozdział będzie raczej za tydzień, na 12 maja nie wyrobię się, nawet jakbym bardzo chciała. XD Ale za to mam inną niespodziewankę na urodziny bliźniaków i mam nadzieję, że wypali.
 Po prawej stronie umieściłam "Szamańskie ogłoszenia" i tam będą się znajdowały najważniejsze informacje dotyczące bloga, daty publikacji kolejnego rozdziału. Myślę, że będzie łatwiej tam zajrzeć w razie wątpliwości, bo na bieżąco będę tam umieszczała informacje, np. dlaczego data publikacji rozdziału się przesunęła.
 Planowałam zmienić nagłówek bloga, mam już nawet potrzebne obrazki, ale nie mam kiedy zasiąść do gimpa. A na "odwal się" nie zamierzam nic robić, wolę poczekać, aż będę miała więcej czasu.
 Jeśli ktoś próbuje się ze mną ostatnio skontaktować na GG, to przepraszam jeśli trudno mnie tam złapać. Ostatnio GG się na mnie wypięło i odmówiło współpracy, jedynie czasami jest grzeczne i współpracuje. Owszem, włączy się, ale po średnio kilku minutach zaczyna szaleć i zmieniać mi status z dostępnego na niedostępny. I tak w koło Macieju! A opanowanie tego to dla mnie istna walka z wiatrakami, więc dopóki tego nie opanuję, to jedyny kontakt ze mną będzie przez Facebooka. Jeśli ktoś naprawdę musi do mnie napisać, a nie ma mnie w znajomych, to w zakładce "Autorka" jest mój mail (zaglądam na niego codziennie, więc na pewno odpiszę). :)
 Hm... Czy coś jeszcze miałam powiedzieć...? Nie wiem. No nic, lecę sobie robić arkusze maturalne z biologii i chemii, bo 11 i 13 maja mam matury z tych przedmiotów. :)
 Do następnego!

5 komentarzy:

  1. Hah, cała Anna. Dziwię się, że Tao miał śmiałość cokolwiek na temat Yoh powiedzieć :D Chociaż faktycznie wyczucie chwili to mają przydzielając mu teraz walkę.
    Pragnąłem? Cóż to, czas przeszły? Czyżby braciszek Haosia nawrócił? Miło widzieć, że nie tylko Anna ma zadatki na dobrą żonę :D
    Cóż za zmiana w Lysergu. Aż się zastanawiam czy pozostałe Wyrzutki też by tak potrafiły. Po Marco to się za bardzo nie spodziewam, ale reszta, może, może...
    Silva i skrupuły w przekazywaniu informacji i kontaktach z szamanami. Tak, to coś nowego ^^ Acz mam nadzieje, że rzeczywiście nie będzie zmuszony do łamania zasad. Zawieszony Silva to nie jest coś, co chciałabym przeczytać... Chociaż, kto wie, może byłby to impuls do odejścia przez Radę od tradycji :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie prawda że masz problem z zarządzaniem czasem skoro w trakcie matur dałaś radę wstawić rozdział :) odstresowujące to musi być chociaż sama przyznałaś że się jakoś bardzo nie denerwowałaś :)
    Co do samego opowiadania to rzeczywiście z Silvy zrobił się główny bohater i zachowuje się dokładnie tak jak w mandze :P tylko żeby tym razem mu to na dobre wyszło :P i tak właściwie to ciekawe czy ma do przekazania Yoh coś czego jeszcze nie wie :P
    Tak się zastanawiam czy Tobie również przychodzi ciężko (a właściwie czy to trudne) pisanie o Hao, który 'bardzo lubi' jakąś dziewczynę? Sama się zastanawiam czy pchać go w jakiś poważny związek u mnie w opowiadaniu ^^ Bo jak klimat Yoh i Anny jeszcze jestem w stanie w miarę oddać tak Hao i kogoś ciężko... Łatwiej jak po prostu podrywa po kolei jakieś niewiasty niż ma jedną wybrankę. Mimo to fajnie że nie robisz z Marion głupiutkiej dziewuszki która skacze wokół Hao jak mały piesek, tylko widzi że są poważniejsze sprawy :)urzekło mnie to :)
    Pozdrawiam gorąco Aomori :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boziu drogi!
    Prawie tydzień poślizgu! Wstyd i hańba ci, Moris! - jakby to Król Julian z Pingwinów z Madagaskaru powiedział XD Co prawda, Morisem ja nie jestem, ale chyba wszyscy wiedzą, o co chodzi, nie? XD
    Teraz rozdział... Jak ja kocham spiny między członkami drużyny RenaxD A jeszcze bardziej odpały Choco i HoroxD Biedny Ren xD Hahaha, najpierw u Kenami napisałam, że nasz Tao biedny, teraz tutaj... Wyście się zmówiły telepatycznie przeciwko niemuxD Wstyd i hańba wam, Morisy!
    Shiro: Przestań z tym "wstyd i hańba"!
    Gin: Dzieci, ryby i albinosy głosu nie mają, Shiro...
    Rin: A pół-demony?
    Gin: Raczej skrzaty... I niestety, skrzaty też nie mają głosu, Rinek xd
    Rin:...
    Wracając... Moment Marion x Hao był bardzo słodki, ale też nieprzesadnie słodki - taki hmmm... neutralny? Tak, neutralny :D Lubię jak uczucie między bohaterami rozwija się powoli, a jak jeszcze nie mogą być ze sobą od razu z jakiegoś tam super ważnego powodu, to już całkiem uwielbiam *.* Mówi to ta, która nie lubi romansów...
    Shiro: Ale schematy typu "Romeo i Julia" to już lubisz...
    Gin: Czemu od razu "Romeo i Julia"? =.= Po prostu lubię jak wątek romantyczny nie bije po oczach w książkach i w filmach i tyle...
    Shiro: To nie ma sensu, wiesz?
    Gin: Wiem T^T Postaram się później na GG lepiej to wyjaśnićXD
    Ponownie wracając... Silva wreszcie poszedł na całość! Hell yeah! Oby tak dalej! Tylko, żeby głupia Rada go nie zawiesiła, jak w mandze ;_; Bo będzie smuteczek, żal i rozpacz ;_; Co ten Nichrom kombinuje? Oj, coś mi tutaj śmierdzi... I to bardzo...
    Ah zapomniałam napisać, że cieszę się z tego, iż Lyserg postanowił odłożyć dawną urazę do Hao :D Jestem z ciebie dumnie, chłopie :D Ale i tak ci nie ufam, tak jak Silva NichromowiXD
    Dobra, to ja lecę na drugiego bloga *bierze miotłę Harry'ego Potter'a i już chce na nią usiąść, kiedy ktoś łapie od tyłu za bluzkę*
    Shiro: A ty dokąd?
    Gin: No, na drugiego bloga...
    Shiro: Znając ciebie, to dolecisz na Sybir, nie na jej drugiego bloga...
    Gin: W sumie, racja... *schodzi z miotły* Pójdę pieszo :D *wychodzi z pokoju, trzymając miotłę w łapkach*
    Rin: Poleci na niej, nie?
    Shiro: Tsaa...
    Gin: *lecąc w przestworzach krzyczy: "Pozdrawiam serdecznie i życzę weny~!*


    OdpowiedzUsuń
  4. Ren lubi dreszczyk emocji, jak widzę. W obecności Anny podważać siłę Yoh... Odwaga to li czy głupota.xD
    O Hao bym się raczej nie martwiła, nie jest głupi i na pewno celowo nie działałby na korzyść Morrigan. Poza tym braciszek patrzy mu na ręce, a Hao nie chce mu przecież podpaść.:p
    Cieszę się, że ta dwójka na poważnie bierze się za relacje między nimi. Postawienie sprawy jasno i wyznanie sobie uczuć wprost bardzo ułatwia sprawę, serio.xD zresztą jeśli Hao sam nie zacząłby działać w tym kierunku, to wkrótce pewnie jego kochany braciszek zacząłby mu w tym pomagać.xD
    Ech, regulamin Wielkiej Rady i te jego głupie zasady. Jak nic musiał je wymyślać Jego Jogurtowatość we własnej homogenizowanej osobie. Ciekawe czy też będą czekać na polecenia od KD, gdy Morrigan zmiecie już Patch z powierzchni ziemi.
    Zawsze mnie to cieszy, gdy Lyserg porzuca tę bezsensowną żądzę zemsty i zaczyna myśleć sensownie. To dobry, mądry chłopak i jak najbardziej zasłużył na miano oddanego przyjaciela.:) Swoją drogą zasłużył też chociażby na jakieś "przepraszam" ze strony Hao. Może to dużo nie zmieni, ale po prostu tak wypada. A skoro Hao chce tyle naprostować w swoim życiu, to tą sprawą również powinien się zająć.
    Trzymam kciuki, żeby Silva z Nichromem coś wymyślili. Tym razem złamanie tej durnej zasady może tylko wyjść wszystkim na dobre. Jeszcze Goldva będzie mu potem za to dziękować.
    Haha Silva jest stworzony do bycia w centrum uwagi.xD
    Okej, next.:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Casino in San Jose, CA - Mapyro
    The following is 서귀포 출장안마 a quick drive from 부산광역 출장마사지 the Marina District to the Marina District. Nearby 의왕 출장마사지 amenities. 김제 출장안마 Room service. 충청북도 출장샵 Nearby amenities. 1 indoor pool

    OdpowiedzUsuń