poniedziałek, 23 maja 2016

16. Bezsilność

Ohayo,
jak zawsze z poślizgiem... Ech, zaczynam sobie pluć w brodę za to, serio. Ileż można... Tylko nie przewidziałam kilku, a raczej jednej rzeczy, która skutecznie uniemożliwiła mi pisanie na komputerze - odzywa się u mnie jakaś alergia. Katar, kichanie co chwilę, łzawiące oczy... Mniejsza, dziś jest już lepiej.
Dedykacja dla Aomori, która cierpliwie czeka na komentarz ode mnie. Obiecuję, że jutro już zobaczysz ode mnie komentarz, a tymczasem mogę tylko dedykować Ci rozdział jako rekompensatę. No i jest Anna, bo wiem, że czułaś lekki niedosyt. :)
Zapraszam do czytania. :)

~*~ 

    Anna długo nie mogła zasnąć, zastanawiając się, czy uda im się stawić czoło Morrigan. Od kilku dni kontaktowała się z duchami znajdującymi się po drugiej stronie, ale żaden z nich nie potrafił powiedzieć jej nic konkretnego na temat bogini. Dusze, które czciły Morrigan za życia, miały strach w oczach na samo wspomnienie o bóstwie. Itako mogła pokładać nadzieję w Yoh, przyjaciołach, Hao i jego poplecznikach, czy nawet w Radzie, ale czuła, że bitwa nie będzie ani trochę łatwa.
    Księżyc oświetlał sylwetkę dziewczyny siedzącej na parapecie. Ze zrezygnowaniem oparła czoło na kolanach. Zbyt wiele pytań kłębiło się jej w głowie, a na nieliczne znała odpowiedzi. Czuła narastającą frustrację, która zazwyczaj pojawiała się, gdy nie wiedziała, co robić.
    Była tak zajęta rozmyślaniem, że nie zauważyła jak ktoś wszedł cicho, niemal bezszelestnie do salonu.
    - Anna - usłyszała ciepły, pełny troski głos Yoh. - Dlaczego nie śpisz?
    - Mogłabym zapytać o to samo. Po południu masz walkę, powinieneś się wyspać.
    Kyouyama próbowała, aby jej głos zabrzmiał stanowczo, ale była zbyt zmęczona. Nie przywiązywała uwagi do tego, czy zabrzmiała surowo, czy nie. Było grubo po północy, a przy Yoh nie musiała udawać, że wszystko jest w porządku.
    - Dam sobie radę - doparł, podchodząc bliżej. - Bardziej martwię się o ciebie. Powiesz mi, o co chodzi?
    Itako zerknęła na Asakurę. Wpatrywał się w nią wyczekująco, a w jego czarnych oczach dostrzegła troskę, chęć pomocy. Ostatnio Yoh z taką łatwością rozbudzał w niej cieplejsze uczucia, takie, które zazwyczaj ukrywała przed innymi.
    - Zostało coraz mniej czasu, a my dalej nie mamy wystarczającej ilości informacji. To będzie trudna walka. - Spojrzała na niebo. - Trudniejsza niż z Hao. Wtedy mieliśmy przewagę, znaliśmy przeszłość Hao. O Morrigan nie wiemy prawie nic. - Spojrzała znowu na Yoh, po czym dodała cicho: - Martwię się, że nie damy rady.
    Yoh milczał przez dłuższą chwilę. Anna rzadko kiedy mówiła, co czuje. Prawie wcale nie pokazywała swoich słabości. Właściciel mandarynkowych słuchawek powinien już przywyknąć do tego, że wszyscy w jego otoczeniu przechodzą zmiany, ale widok takiej Kyouyamy nie był dla niego czymś, co od razu zaakceptuje. Fakt, znał Annę bardzo dobrze, jednak dzisiaj była inna, jakby zmartwiona i zasmucona.
    Itako spuściła nogi na podłogę. Milczenie narzeczonego przedłużało się, a ona nie wiedziała, co powinna zrobić.
    - Nie bój się, Anno. Zawsze udało nam się znaleźć rozwiązanie. Teraz też się uda.
    Z lekkim wahaniem wyciągnął ręce w stronę blondynki. Delikatnie przytulił ją do siebie, pozwalając się jej rozluźnić.
    - Morrigan jest niezwykle silna i...
    - Poradzimy sobie. - Położył dłonie na ramionach dziewczyny. Lekko odsunął ją, by spojrzeć jej w oczy. - Obiecuję.
    W ciemnych oczach Yoh widziała, że nie kłamie, a obietnicy dotrzyma za wszelką cenę. Wierzyła i ufała mu bardziej niż komukolwiek innemu.
    Przytulił ją ponownie, tym razem mocniej, jakby obawiał się, że zaraz ucieknie. Jednak Anna nie zamierzała teraz iść gdziekolwiek. Mogła pozwolić sobie na chwilę słabości przy Yoh. Zwłaszcza że czuła się bezsilna w obliczu nadchodzącej walki z Morrigan.

    Hao wstał razem ze wschodem słońca. Siedział przy ledwo palącym się ognisku i dźgał patykiem żarzące się kawałki drewna. Oczywiście mógł zgasić palenisko ot tak, wystarczyło, że użyłby władzy nad żywiołami. Jednak chciał znaleźć sobie jakieś zajęcie, aby spokojnie pomyśleć. Zauważył tę zależność już jakiś czas temu.
    Lyserg uświadomił mu wczoraj pewną, bardzo istotną rzecz, której wcześniej nie dostrzegł. Dawno temu, jeszcze w pierwszym wcieleniu, gromadził podania i legendy dotyczących wielu religii, stworzonych przez ludzkość. Znał niemal wszystkie wierzenia, ale te mniejsze, pozornie nieistotne legendy już niemal zapomniał. Aż do wczoraj, gdy odwiedził go Diethel. Przypomniał mu o ciekawym, mało znanym podaniu. Lyserg uważał, że jest ono znaczące i nie pomylił się ani trochę.

*Wcześniej*

    Hao usiadł po turecku na piasku, zachęcając gestem Lyserga, aby zrobił to samo. Chciał pokazać Diethelowi, że traktuje go tak, jak innych przyjaciół Yoh, czyli z lekkim dystansem, ale z przyjaznym nastawieniem, a przynajmniej dopóki któryś z nich nie zruszy mu nerwów. Jednak teraz to nie był idealny moment na skreślanie znajomych brata, miał ważniejszy problem, który być może pomoże mu rozwiązać Anglik. Jednak nie łapał się tego jak ostatniej deski ratunku, Lyserg raczej znalazł tylko wskazówkę.
    - Co takiego znaleźliście? - zapytał Hao z czystej grzeczności, aby zachęcić zielonowłosego do mówienia. Było wyraźnie widać, że Diethel dalej jest lekko uprzedzony, o ile to dobre słowo, do piromana. Ognisty szaman nie mógł wymagać, że Lys wybaczy mu dawne winy równie szybko, co Yoh. Chociaż dało się zauważyć pewne zmiany - Anglik przyszedł z nim porozmawiać, w prawdzie tylko ze względu na to, że to ich wspólna sprawa, ale zawsze coś.
    - Słyszałeś może o podaniach, które wiążą postać Morgany Le Fay* z Morrigan?
    Na słowa Anglika Hao zobaczył oczami wyobraźni postać czarodziejki. Nawet nie pomyślał wcześniej o legendach arturiańskich, zapomniał całkowicie o powiązaniach bogini wojny z przyrodnią siostrą legendarnego Artura. A przecież powinien sam się domyślić... Chociaż to podanie wydawało się takie nieistotne. Ot, kolejne wyobrażenia wcieleń Morrigan, zwłaszcza że Morganę wiązano również z Modron i Matroną, całkowitymi przeciwieństwami kruczej bogini. Jednak mimo wszystko Le Fay była nieodłącznie związana z tradycją celtycką, a co za tym idzie mogło mieć to znaczenie w walce z Morrigan. Obie parały się magią, często w legendach mówiono o tej czarnej, więc to, co znalazł Lyserg, było ważne.
    - No tak, słyszałem. Jednak myślałem, że mogę wykluczyć legendy arturiańskie. - Przyznanie się do błędu przyszło Hao z lekkim trudem, ale mimo wszystko był wdzięczny Diethelowi, że przyszedł do niego.
    - Jest coś jeszcze - zaczął Anglik.
    Asakura spojrzał na niego pytająco. Chyba nie docenił tego małego, zagubionego chłopca.
    - Legendy dotyczące Plemienia Bogini Danu, tak zwanej drugiej generacji bogów celtyckich z wyspy Danu, przedstawiają Morrigan jako sprzymierzeńca. Podobno pomogła Dagdzie w walce z Fomorianami, aby podbić Irlandię. Tylko nigdzie nie mogłem znaleźć, co otrzymała w zamian za dość znaczącą pomoc. W końcu zesłała na wroga panikę uniemożliwiającą walkę oraz zdradziła położenie obozu. - Lyserg wyglądał na sfrustrowanego tym, że zaszedł z Mantą tak daleko, a dalej znajdowali się w lekkiej kropce. Rozwiązanie mogło być tak banalnie proste, że nawet go nie dostrzegli. Miał nadzieję, że Hao go oświeci w tej kwestii.
    - Ależ to oczywiste - powiedział spokojnie piroman. - Poza tym, że dostała to, co kocha najbardziej, czyli wojnę i rozlew krwi, ale również rozgłos. To ona rozniosła wieści po całej Irlandii o wygranej Dagdy. Stała się ważna, niemal równa najwyższemu w panteonie.
    Gdyby Lyserg nie był tak bardzo zaskoczony, to zapewne jego dłoń znalazłaby się na twarzy w pięknym facepalmie. Jak mógł na to nie wpaść? Przecież wiedział, czego najbardziej pożądali bogowie w każdej religii. Chęć władzy była jedną z ich największych żądz, to było aż nadto oczywiste.
    - Widzisz, Lyserg, niczego bardziej nie pragną niż władzy. Morrigan na równi z tym zawsze stawiała wojnę i anarchię. Niejednokrotnie surowo karała swoich wyznawców, którzy w popłochu uciekli z pola bitwy. Dla niektórych lepiej byłoby zginąć z rąk wroga - oznajmił nad wyraz spokojnie, co wprawiło Diethela w osłupienie. Asakura zawsze z taką łatwością mówił o okrucieństwie Morrigan. - Bogini wojny jest mściwa, a ponad wszystko kocha patrzeć na ludzkie cierpienie. Dlatego historia tak bardzo lubi się powtarzać.
    Anglik starał się przetrawić każde słowo wypowiedziane przez ognistego szamana. Wiedział, że to nie jest ten sam Hao. Miał świadomość, iż się zmienił i stara się im pomóc, jednak zauważał tę obojętność w oczach piromana, gdy mówił o poległych z rąk Morrigan. Bez mrugnięcia okiem, bez współczucia, jakby nic dla niego nie znaczyło to, jak wiele krwi zostało przelanej w historii.
    Hao westchnął, kręcąc głową. Diethelowi daleko było do wybudowania wysokiego muru w swoim umyśle, powinien już dawno wznosić go cegiełka po cegiełce, zwłaszcza gdy chciał za wszelką cenę się na nim zemścić. Asakura wszystko słyszał, co do najmniejszej myśli, ale nie czuł złości na Lyserga. Bardziej irytował go fakt, że wszyscy go szufladkowali jako okrutnego szamana, a tak naprawdę nikt poza Yoh nie próbował go zrozumieć.
    - Wiesz - Hao wstał, otrzepując spodnie i pelerynę z piasku - to nie tak, że historia nic dla mnie nie znaczy. Gdybyś żył tak długo jak ja, to wszystkie minione wydarzenia traktowałbyś z dystansem. To nie jest obojętność, a bezsilność, bo nie potrafiłem zapobiec katastrofom. Teraz to zwykły dystans. Nic więcej.
    Anglik nic nie powiedział. Było mu odrobinę głupio, że tak głośno myślał o tym, o czym nie powinien. Musiał przyznać Asakurze rację, aczkolwiek jeszcze niechętnie się z nim zgadzał.
    Cokolwiek jeszcze chciał powiedzieć ognistemu szamanowi, to było za późno. Mógł się jedynie wpatrywać w plecy Hao, który, niosąc Opacho na barana, zniknął za drzewami.

*Teraz*

    W południe arena zapełniła się niemal po brzegi. Każdy obecny w Patch Village szaman chciał obejrzeć walkę jednej z drużyn, która ryzykowała swoje życie, aby uratować ich wszystkich przed Hao. Co prawda, przeżycie piromana nieco ostudziło zapał obserwatorów. Na samą myśl o ognistym szamanie robiło im się nieswojo, a ciarki przebiegały po kręgosłupie. Bali się pomyśleć jak bardzo piroman jest silny, że udało mu się oszukać śmierć. Wydawało się, iż podpisał on własną krwią jakiś podejrzany cyrograf z samym szatanem. Przecież nikt nie jest niepokonany, prawda?
    Yoh powoli odczuwał skutki braku snu i porannej przebieżki po wiosce. Był lekko zmęczony, ale pewnie trzymał się na nogach, gdy w towarzystwie Ryu i Fausta wyszedł na arenę. Na trybunach widział bliskie mu osoby, a sam widok Anny sprawiał, że przypominał sobie ją taką bezbronną. Robiło mu się dziwnie ciepło w okolicy mostka, czuł do Kyouyamy coś więcej niż tylko sympatię. Zastanawiało go tylko, dlaczego tak późno przyznał to sam przed sobą.
    Przeciwnicy, którzy ustawili się na przeciwko drużyny Funbari Onsen, nie wyglądali zbyt przyjemnie. Byli to trzej mężczyźni, wyglądem przypominający rzezimieszków rodem ze średniowiecza. Nazwa drużyny - Rycerze Apokalipsy - niewątpliwie zobowiązywała.
    Hao siedział na swoim stałym miejscu na trybunach, a wokół niego znajdowali się jego poplecznicy. Piroman zlustrował przeciwników drużyny brata, stwierdzając, że raczej sobie z nimi poradzą. Rycerze Apokalipsy wyglądali nieprzyjemnie i co najmniej niebezpiecznie, ale długowłosy Asakura ocenił ich jako przeciętnych szamanów. Yoh, Ryu i Faust dadzą sobie radę bez problemu, chociaż Hao widział zmęczenie malujące się na twarzy bliźniaka, jednak miał nadzieję, że nie będzie to miało znaczącego wpływu na przebieg walki.
    - Pora zacząć walkę między Funbari Onsen a Rycerzami Apokalipsy! - Radim oznajmił początek walki, a jego donośny głos, który rozległ się w każdym możliwym głośniku w Patch Village, sprawił, że Yoh udało się skupić na przeciwnikach i mniej myślał o tym, jak bardzo potrzebował snu. Mógł posłuchać Anny, teraz było za późno na takie refleksje.
    Obie drużyny utworzyły kontrole ducha. Rycerze Apokalipsy używali średniowiecznej broni jako medium. Ostrza trzech, na oko bardzo ciężkich mieczy błyszczały złowrogo w południowym słońcu.
    Yoh przygotował się do przyjęcia i odparcia ataku jednego z przeciwników. Musiał całą swoją uwagę skupić tylko na tej jednej, konkretnej osobie. Obiecał sobie, że nie da się zdyskwalifikować w pierwszej walce przez niewystarczającą ilość snu. Jeśli Hao dawał sobie radę bez snu tyle dni, to jemu jedna potyczka nie powinna sprawić wielkiego problemu. Kątem oka, gdy robił unik, dostrzegł wzrok brata. Piroman martwił się o niego, co było widać po jego wyrazie twarzy.
    Ryu nie miał najmniejszego problemu, aby przejąć pałeczkę i zacząć atakować przeciwnika. Od dłuższej chwili przestał robić uniki, zmuszając rycerza do ucieczki i odpierania ataków. Zdecydowanie szala zwycięstwa przechylała się na korzyść Umemyi. Szaman ze specyficzna fryzurą miał zwycięstwo niemal w kieszeni. Jego przeciwnik był silny, ale jednak pierwsze wrażenie nie oddawało jego umiejętności. Szkoda, bo Ryu nawet dobrze się nie rozgrzał, a już czuł, że mężczyznę powoli opuszcza furyoku.
    Faust walczył nad wyraz spokojnie, a jego każdy atak był niezywkle precyzyjny i dopracowany. Nie ćwiczyli z Elizą tak dużo jak Ren z Basonem czy Yoh z Amidamaru, ale jego ukochana zawsze umiała odczytać jego myśli, wykonując ataki tak, jak tego chciał Faust. Potrafili się zsynchronizować niemal zawsze i jedyne, co stało im na przeszkodzie do pełni szczęścia, to fakt, że Eliza była duchem. Johann walczył w Turnieju, by ją odzyskać, jednak miał świadomość, iż niewątpliwie przegra z Yoh jeszcze przed rundą finałową. Przynajmniej wiedział, że przyjaciel spełni jego marzenie, gdy zostanie Królem Szamanów. Dlatego starał się walczyć jak najlepiej u boku właściciela mandarynkowych słuchawek.
    Gilotyna Elizy raz po raz cięła powietrze. Faust nie śpieszył się, a kobieta starała się celować dokładnie. Walka dobiegała powoli końca, gdyż ich przeciwnika coraz szybciej opuszczało furyoku. Johann widział, jak bardzo rycerz jest zaślepiony złością, która niczym pasożyt sprawiała, że tracił coraz więcej mocy szamańskiej.
    Yoh szło całkiem dobrze, ale w porównaniu z Faustem i Ryu był zbyt zmęczony, aby skupiać się na precyzyjnych atakach. Jego ciosy niekiedy chybiały o milimetry, przez co Amidamaru zaczął się coraz bardziej martwić o swojego szamana.
    - Yoh, skup się.
    - Staram się, Amidamaru.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek zacisnął mocniej dłoń na podwójnym medium. Jego przeciwnik był już u granic wytrzymałości i Yoh wiedział, że wystarczył jeden, wystarczająco celny atak. Musiał się skupić tylko na chwilę, ani sekundy dłużej.
    Odetchnął głębiej, oczyszczając umysł. Na ten decydujący moment opuściło go zmęczenie, pozwalając się skupić.
    Wziął zamach, po czym zaatakował. Czuł, że to celny cios. I miał rację, złamał kontrolę ducha rycerza, nie chybił nawet o milimetr.
    Ryu i Faust stali już dłuższą chwilę obok bezbronnych przeciwników, czekając na Yoh.
    - Wygrywa drużyna Funbari Onsen.
    Słowa Radima sprawiły, że Yoh mógł już spokojnie odetchnąć.

    Po południu, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, by niedługo zniknąć za horyzontem, Yoh szedł ścieżką prowadzącą od obozu Hao. Jeszcze kilka tygodni temu szedłby tam z pewną obawą, w końcu ognisty szaman nie sprawiał kiedyś wrażenia przemiłej i przesympatycznej osoby. Chociaż wtedy też mógł spróbować porozmawiać z piromanem wprost, jak brat z bratem.
    Czuł się nieco lepiej niż w czasie walki. Miał za sobą kilka godzin drzemki, na którą pozwoliła mu Anna. Oczywiście Kyouyama była zła na narzeczonego, że nie posłuchał jej w nocy i musiał zrobić po swojemu. Co prawda była szczęśliwa, że Yoh poświęcił jej tyle czasu i mogli spokojnie porozmawiać bez przypadkowych świadków, ale jednak martwiła się o bruneta.
    Hao rozmawiał z Nichromem, gdy zauważył Yoh wyłaniającego się zza drzew. Z ulgą stwierdził, że wygląda nieco lepiej niż kilka godzin temu. A podobno krótkowłosy Asakura jest strasznym śpiochem i piroman zastanawiał się, co tak bardzo uniemożliwiło bratu sen. Czuł, że ta osoba ma blond włosy.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek pomachał do bliźniaka i reszty obecnych szamanów, uśmiechając się tak, jak tylko on potrafił.
    - Mam prośbę - zaczął Yoh, chociaż nie ukrywał, że wolałby przyjść do brata w innych okolicznościach.
    - W takim razie chodź, porozmawiamy w innym miejscu - oznajmił Hao, kierując się w stronę lasku.
    Yoh szedł za bliźniakiem ścieżką prowadzącą do niewielkiej polany. Na miejscu Hao usiadł na jednym z niewielkich pniaków, a brat poszedł w jego ślady.

    - Więc prosisz mnie w imieniu Silvy, abym rozgłosił nadejście Morrigan?
    - Uhm... Tak, stwierdziliśmy, że tobie nic nie grozi za złamanie zasad Turnieju. W końcu robiłeś to niejednokrotnie.
    - Owszem, ale nie wiem czy powinienem i tym razem działać wbrew Radzie - powiedział Hao z kamiennym wyrazem twarzy. Przez chwilę obserwował reakcję bliźniaka, który najwyraźniej nie miał pomysłu, co zrobić dalej. Zamierzał się zgodzić od razu, gdy Yoh wyjawił mu jaka to prośba, ale dlaczego miałby się nie podroczyć z krótkowłosym?
    - No rozumiem - odparł nieco zawiedziony Yoh. Był wcześniej taki pewny, że Hao się zgodzi, ale w sumie nie mógł wymagać od niego spełniania każdej prośby.
    Hao nie mógł już wytrzymać, widząc zawód w oczach brata. Chciał jeszcze potrzymać Yoh w niepewności, jednak zrezygnował z tego.
    - Żartowałem. Masz moje słowo, że wezmę udział w tej waszej konspiracji. - Uśmiechnął się delikatnie, ale dostrzegł minę właściciela mandarynkowych słuchawek. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale wiedział, że powinien być czujny. Bardzo czujny.
    Nim się zorientował, Yoh popchnął go tak, że spadł z pniaczka. Zacisnął pięści, a na jego czole pojawiła się charakterystyczna żyłka. Jego kochany braciszek jeszcze nie wiedział, na co się porywa. Oj, nie wiedział...
    - Niech no ja cię dorwę, Yoh.
    Właścicielowi mandarynkowych słuchawek nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rzucił się w ucieczkę przed bratem, który niewątpliwie ułożył już w głowie plan zemsty na nim. I o ile znał Hao, to wiedział, że pożałuje tej zniewagi. Przynajmniej miał pewność, iż nie będzie to żaden grill czy coś.
    Przedzierał się miedzy drzewami i krzewami, starając się nie oglądać za siebie. Tak szybko nawet na treningach z Renem nie biegał, a Tao lubił forsować swoje mięśnie i bardzo często Yoh musiał starać się dotrzymać kroku Chińczykowi.
    Wybiegł tuż obok ścieżki nad jezioro. Oparł się o drzewo, łapiąc oddech. Mógł chwilę odpocząć, zanim Hao pojawi się na plaży. W tym czasie stwierdził, że popatrzy na falującą poświatę w oddali, czyli na Króla Duchów. Kiedyś zastanawiał się, dlaczego akurat taki kształt ma.
    - Mam cię.
    Tuż przy Yoh pojawił się Hao. Młodszy z braci, niewiele myśląc, rzucił się do ucieczki. Piroman uśmiechnął się pod nosem, po czym teleportował się, łapiąc bliźniaka. Przewrócił go na piach, po czym unieruchomił go.
    - Oszukujesz! - zawołał z wyrzutem właściciel mandarynkowych słuchawek.
    - Naprawdę?
    Hao uśmiechnął się szatańsko i Yoh wiedział, że to nie wróży nic dobrego. Chociaż nie do końca spodziewał się tego, że brat zacznie go łaskotać. To była chyba jedna z najmniej prawdopodobnych opcji, gdyż ognisty szaman zawsze był opanowany, spokojny, a takie głupoty nie były u niego na porządku dziennym.
    - Prze... prze... przepraszam! - wydukał krótkowłosy między wybuchami śmiechu. Jednak zrozumiał, jak bardzo Hao jest bezlitosny. Jedyne, co mu zostało, to spróbować się wyrwać. I odegrać, tak aby kochany braciszek poznał na własnej skórze jak to jest być załaskotanym.
    Yoh udał, że się poddaje i przestał walczyć z bliźniakiem. Czekał na odpowiedni moment, aż Hao straci czujność. Szczęśliwie dla niego nastąpił on szybciej, niż przypuszczał i korzystając z okazji, popchnął piromana.
    - Zobacz jak to fajnie - oznajmił Yoh z grobową miną, po czym zaczął swoją małą zemstę na Władcy Ognia.
    Ognistemu szamanowi mina nieco zrzedła, a jedyne co mu pozostało, to przygotować się psychicznie na tortury w postaci łaskotek. Teraz już wiedział, że nie była to idealna forma zemsty na Yoh.
    - Dobra, rozejm.
    - Wyjdź z mojej głowy - powiedział Yoh. - Czyżbyś się poddał? - zapytał, przerywając łaskotanie.
    - Skądże, nawet tak nie myśl - odpowiedział Hao, otrzepując się z piasku. - Ja zawsze wygrywam, braciszku.
    Uśmiechnął się łobuzersko, popychając Yoh na piasek. Po czym najzwyczajniej w świecie skierował się w stronę obozu, nie przewidując kłopotów, a raczej jednego. Gdy był najmniej świadomy zagrożenia, Yoh wskoczył mu na plecy. Obaj wylądowali ponownie na piachu, śmiejąc się. Właściciel mandarynkowych słuchawek wiedział, że teraz między nim, a Hao będzie już tylko lepiej. Coraz częściej zachowywali się jak bracia.

***

* Morgana le Fay - postać z kręgu legend arturiańskich i celtyckich opowieści. Przyrodnia siostra Artura, córka Igerny z pierwszego małżeństwa. Często jest utożsamiana ze swoją siostrą Anną-Morgause. Przedstawiana zawsze jako obdarzona wielką mocą czarodziejka, żeński odpowiednik Merlina i jego mocy, w niektórych wersjach legendy działa przeciwko królowi Arturowi i jego żonie Ginewrze. Niektórzy doszukują się powiązań Morgany z celtycką boginią wojny - Morrigan.

~*~ 

Będę szczera, nie sprawdzałam dokładnie rozdziału, mogłam zrobić kilka błędów, za co przepraszam.
Znowu rozdział dłuższy od poprzedniego, co mnie cieszy, chociaż tak mogę się zrewanżować za te opóźnienia. :)
Następny rozdział powinien być już normalnie, w weekend. Przynajmniej mam taką nadzieję, że dam radę się wyrobić na niedzielę. Teraz też bym dała, gdyby nie to, że czułam się jakby przejechał po mnie walec drogowy...
Mam nadzieję, że wyrobię się jeszcze dziś z rozdziałem na drugiego bloga, została mi ostateczna obróbka, więc ewentualnie będzie trochę po północy. Za co również przepraszam. :/
Chyba tyle chciałam, jak coś sobie przypomnę, to napiszę na drugim blogu.
EDIT: Na rozdział tu --> http://shaman-king-chronicle.blogspot.com/ również zapraszam. :)
Do następnego! ^^

4 komentarze:

  1. Człowiek napisze komentarz, nazachwyca się i mu wifi wyłączą jak daje opublikuje, ja się pytam gdzie jest sprawiedliwość?!
    Więc jeszcze raz... wielgachne dzięki za dedykacje, normalnie dalej siedzę z bananem na buźce i się cieszę i na dodatek udało Ci się wplątać tam gdzieś Annę... normalnie rozpływam się :D piękne i urocze momenty, ja chce więcej! na razie mi wystarczy, ale pewnie znowu odczuje niedosyt i będę Ci marudzić :P
    Fajnie że Lysterg coś tam znalazł i że poszedł z tym do Hao i nie wyskoczył z tekstem "chce z Tobą walczyć na śmierć i życie, jak przegram wtedy może Ci opowiem co znalazłem o Morrigan!" a to co znalazł to może nie żaden klucz do rozwiązania tej sprawy, ale zawsze jakaś pomoc chociaż ja tam nie gustuje w pół środkach. Hao powinien docenić fakt, że Lyserg poostanowił do niego przyjść, a nie się fochać za to co sobie zielony pomyślał. Tego nie da się w 100% kontrolować. I łaskotki? Serio? xd pewnie oboje mają je w tym samym miejscu hehe albo jak Yoh na prawym boku to Hao na lewym tak to by bardziej pasowało :P Sporo uroczych momentów :D mimo że sporo się dzieje to mam wrażenie że jest spokojnie, być może dlatego że puki co tylko mówią o walce z Morrigan i jaka to ona nie będzie okrutna i straszna, a nie walczą na prawdę. Pomijam oczywiście zwycięstwo Funbari Onsen :P Swoją drogą Yoh strasznie jest czuły na brak snu, ale wygrali :D
    Dziękuje za komentarz u mnie, cieszę się że się podoba, ale nie piszę naturalnie, czy też bez zmuszania się. Czasem jest ciężko i poprawiam kilkakrotnie bo to co dana osoba powiedziała, czy też zrobiła zupełnie do niej nie pasuje i muszę wymyślić coś innego. Więc zdarza się że jak już napiszę to potem zmieniam sytuacje i to nawet kilka tygodni później. Jednak widząc jak wszyscy doceniają to i piszą, że oddaje charakter postaci uważam że warto :)
    Zaraz lecę na drugiego bloga :P
    Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuje za dedykację :) Aomori

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Mia/Paulina! Fajnie ,że wróciłaś do pisania. Nadal przyjemnie czyta się twoje opowiadania. Ten blog najbardziej przypadł mi do gustu. Jesteś drugą osobą po Spokoyoh, której blog tak mnie wciągnął.Choć ciężko mi wyobrazić sobie paring Hao x Mari, to stwierdzam, że w twoim wykonaniu czyta się go lekko i przyjemnie. A co do rozdziału to, bardzo podoba mi się scena Hao i Yoh. Ah! Te braterskie przepychanki. Aż przypomina mi się , jak niedawno sama miałam potyczkę z młodszym o rok braciszkiem. ^^'
    Zastanawiam się czy też na nowo nie zacząć pisać opowiadanie o SK. Tylko nie wiem czy to dobry pomysł, ponieważ 5 lat temu się wypaliłam i od tego czasu nie pisałam.Pomyślałam ,że może poza opowiadaniem mogłabym wstawiać rysunki własnego autorstwa z postaciami z Shaman King. Może ty mi doradzisz, co?
    Byłoby miło gdybyś odpowiedziała na tego posta. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Urocza ta scena z Anną :)
    Jej, jak dziwnie czyta mi się o Hao i Lysie, którzy współpracują. Nawet w tych okolicznościach. Jestem pełna podziwu, że Diethel w tak krótkim czasie potrafił się ogarnąć na tyle, żeby iść prosto do Hao.
    Połączenie Morrigan i Morgany jest interesując, ale prawdę mówiąc nie wiem za bardzo, co na tym etapie wnosi... A Lys wiedział w sumie jeszcze mniej, więc nie wiem jakim cudem odważył się przeszkadzać Hao xd
    Jejku, Hao cały czas ciąga brata po jakiś zaroślach i innych a do namiotu zaprosić nie raczy xD Nie powiem, chętnie dowiedziałabym się jak mieszka. XD
    Na dobra, scena z początku rozdziału mi się podoba, ale z końca to po prostu cudo <3 Bliźniaki zachowujące się przyzwoicie, tak uroczo kłócące i bez grilla... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam jak Yoh i Anna mają swoje chwile.:3 Fakt, wolałabym inne okoliczności, takie bez nadciągającego niebezpieczeństwa i strachu o przyszłość, no ale nie można mieć wszystkiego.^^' Cieszę się jednak, że Anna jest świadoma oparcia, jakie ma i zawsze będzie mieć w Yoh. I wierzę, że dadzą radę Morrigan. Tym razem wszyscy będą po tej samej stronie, będą walczyć razem, a nie przeciwko sobie. Więc powodzenia w walce z najsilniejszymi szamanami na świecie, Morrigan.:p
    No proszę, Lyserg wygrzebał coś ciekawego. Chociaż nie dziwi mnie, że Hao mógł to przeoczyć. Skoro uczył się o tylu wierzeniach, to głowa musi mu już pękać od tych wszystkich mitów. A przynajmniej mi by ją rozsadziło.xD W każdym razie mam nadzieję, że uda się wykorzystać te informacje do pokonania Morrigan.
    Kolejna walka o wyniku wiadomym już na jej początku.:p No ja wiem, szacunek do przeciwnika i te sprawy... Ale jak miałabym nie wierzyć w Yoh, no powiedz mi.:p Ale przed następną walką koniecznie solidny wypoczynek! Anna pewnie go przypilnuje, a coś mi się widzi, że i braciszek też się o to zatroszczy.:3
    Hahaha nawet Hao od razu się domyśla, co też mogło być dla Yoh ważniejsze od snu.xD
    Nyaaa~~~:33333333 Końcówką mnie rozbroiłaś zupełnie.^o^ Mówiłam, że zacieśnianie braterskich więzi będzie łatwiejsze, niż myślą?:3 Hao chyba już wie, że w kwestii brata podjął chyba najlepszą decyzję w ciągu wszystkich swoich żywotów. Wspaniale jest czytać, że wreszcie wygląda to tak, jak zawsze wyglądać powinno.:3 Uszczęśliwiłaś mnie tą końcówką i to jeszcze jak.^-^ Mam tylko nadzieję, że Morrigan nie zepsuje nam tego miłego nastroju. Cóż, tym gorzej dla niej. Bo przekona się, ile są w stanie zdziałać bliźniacy połączonymi siłami.:p

    OdpowiedzUsuń