niedziela, 3 kwietnia 2016

11. Drużyna Smoka

Ohayo~
 Melduję swoją obecność po dwóch tygodniach!
 Pogadam sobie na końcu. ^^
 Zapraszam do czytania. :)

~*~

    Hao spędził poranek nad jeziorem w towarzystwie Opacho, Nichroma i Hanagumi. Jego uczniowie ćwiczyli intensywnie, organizując między sobą pojedynki. Czasami sam z nimi trenował, sprawdzając czy walczą lepiej niż wcześniej. Z zadowoleniem obserwował, że ich umiejętności szamańskie rozwinęły się. Oczywiście, Opacho nie walczyła z nikim, a tylko przyglądała się, klaskając z radości, gdy Mistrz Hao każdego pokonywał.
    - Niezła technika, Kanna - oznajmił Asakura, trzymając ognisty miecz na wysokości szyi szamanki. - Tylko odrobinę za wolno, bez problemu ominąłem Ashcrofta.
    Niemka przytaknęła, obiecując, że postara się popracować nad tym atakiem. Usiadła obok Mattie i Nichroma, odpalając papierosa. Przyznała ostatnio sama przed sobą, że zdecydowanie za dużo pali, ale mimo wszystko nie chciała rzucić nałogu. Nikotyna uspokajała ją, chociaż miała świadomość, że również powoli zabijała.
    Ostatnią osobą, która miała walczyć z Hao, była Marion. Zajęła właśnie pozycję na przeciwko Asakury, czekając na polecenie bruneta, że może zaczynać. Z pewnością siebie w oczach trzymała dłonią włosy kukiełki. Dzisiaj wyjątkowo spokojnie podchodziła do towarzystwa Hao, chociaż czuła, że jakby została z nim sama, to znowu speszyłaby się.
    Zanim Hao zdążył skinąć głową, pozwalając Phaunie zacząć, pojawił się Yoh. Wyszedł zza drzew, uśmiechając się. Jednak po chwili zrobił niepewną minę, gdyż nie spodziewał się obecności uczniów brata.
    - Dokończymy wieczorem - powiedział Hao do blondynki. - I zabierz grzywkę z oczu - szepnął dziewczynie na ucho, gdy ją mijał. Nie wiedział dlaczego, ale bardzo lubił patrzeć w jej soczyście zielone oczy.
    Na twarzy Marie pojawił się lekki rumieniec, ale długowłosy Asakura już tego nie zauważył. Po raz kolejny utwierdziła się w przekonaniu, że reaguje zbyt emocjonalnie na gesty i słowa szamana. Wzięła głęboki wdech, by uspokoić się, po czym podeszła do swoich przyjaciółek, starając się wyglądać naturalnie.
    - Opacho, idź z dziewczynami i Nichromem - poprosił Hao.
    Murzynka skinęła główką i niechętnie pobiegła za wymienionymi przez Asakurę osobami. Chciała zostać z Mistrzem Hao, ale rozumiała też, że Władca Ognia musi porozmawiać z bratem.
    Yoh podszedł bliżej, aby zrównać się z bliźniakiem, który stał odwrócony w stronę jeziora. Po chwili obaj usiedli na ziemi, milcząc przez dłuższą chwilę. Hao chciał pozbierać myśli, które kłębiły się w jego podświadomości przez dłuższy czas. Zaczęcie tej trudnej rozmowy nie było łatwe, więc był wdzięczny, że to Yoh pierwszy się odezwał.
    - Chciałeś porozmawiać o czymś bardzo ważnym - zaczął z pewną obawą w głosie, ale Hao lekko się uśmiechnął, więc odetchnął z ulgą.
    - Owszem, to temat rzeka, więc wszystkiego nie omówimy, bo pewnie chciałbyś obejrzeć walkę Drużyny Rena z Drużyną Smoka. - Urwał na chwilę. - Może zacznę od początku. Najpierw chciałbym cię... przeprosić. Tak, nie patrz tak na mnie, Yoh. Chcę cię przeprosić.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek faktycznie spojrzał na niego jakby oznajmił, że odkrył pozaziemską cywilizację podróżując statkiem kosmicznym z zielonymi ludzikami. W sumie nie dziwił mu się, jeszcze wczoraj rano sam wyśmiałby i najpewniej skremował osobę, która powiedziałaby mu, że przeprosi Yoh.
    - Przede wszystkim za to, co się stało w Sanktuarium. Nie powinienem brać sobie Króla Duchów siłą, a już na pewno nie powinienem traktować cię jako część mojej duszy, która mi się należy. Nigdy mi się nie należała... Owszem, jesteśmy częściami jednej duszy, ale skoro tak jest, to nie wolno mi tego zmieniać. I... - Wziął głębszy oddech, zbierając się, aby w końcu powiedzieć to, co powinien przyznać dawno temu. - Z trudem przyznaję, że myliłem się w wielu kwestiach.
    - Już dawno ci wybaczyłem, Hao - oznajmił spokojnie Yoh. Nie potrafiłby rozmawiać z bliźniakiem, gdyby chował jakąkolwiek urazę. - Poza tym nie wszystko rozumiem, bo nie spodziewałem się, że tak szybko zaczniesz się przede mną otwierać...
    - Ja również, Yoh, ale stało się. Dużo sobie przemyślałem i chce trochę zmienić w moim życiu - odpowiedział, patrząc na brata. - Zaczynając od naszych relacji. Tylko zrozum też, że to nie będzie dla mnie takie łatwe. Nawet moi uczniowie nie wiedzą o mnie wielu rzeczy.
    - Wiem, ale cieszę się mimo wszystko. - Krótkowłosy Asakura uśmiechnął się. - Damy radę.
    Rozmawiali jeszcze bardzo długo o wszystkim. Yoh chciał dać bratu poczucie, że może mu zaufać, a Hao starał się zachowywać tak, jakby rozłąka po narodzinach nigdy nie nastąpiła. Sytuacja była dla nich nowa, ale z podniesionymi głowami wyszli jej na przód. Oczywiście wiedzieli, że przed nimi długa droga. Niewątpliwie bardzo wyboista i pełna przeszkód, jednak nie zamierzali się tak łatwo poddać. W końcu mieli na nazwisko Asakura i stawianie czoła trudnym decyzjom było wpisane w ich geny.

    Przed godziną szesnastą szamani zaczęli zbierać się na arenie. Nie było to już tak wielkie zgromadzenie ludzi jak kilka dni temu, ale Yoh i tak musiał się namęczyć z odnalezieniem przyjaciół na trybunach. Dosłownie dziesięć minut temu rozstał się z bratem, ustalając, że nie mogą razem wejść na arenę, bo wzbudziłoby to podejrzenia X-Laws, którzy niewątpliwie przyjdą oglądać walkę.
    Odnalazł przyjaciół tuż przy barierce. Ryu energicznie wymachiwał do niego dłonią, nawołując go najgłośniej jak potrafił. Trzeba przyznać, że Umemiya miał mocne płuca i zahartowane gardło, bo nie było nawet śladu charakterystycznej chrypki po krzyczeniu, gdy chwilę później rozmawiał z właścicielem mandarynkowych słuchawek.
    - Prawie się spóźniłeś - mruknęła Anna, nie zaszczycając go spojrzeniem. Nie była zła na Yoh, ale w tej samej chwili zauważyła Hao, który specjalnie przeszedł obok Marco, chociaż była to najdłuższa droga do wolnego siedzenia wśród jego uczniów. Zmarszczyła tylko brwi, zastanawiając się nad tym, dlaczego ognisty szaman tak postąpił.
    - Witajcie, szamani! Pora oficjalnie wznowić Wielki Turniej Szamanów! - Głos Radima wyrwał Kyouyamę z rozmyślań. - Walkę między Drużyną Rena a Drużyną Smoka czas zacząć!
    Sześć dzwonków wyroczni charakterystycznie zapiszczało, potwierdzając słowa sędziego. Obie drużyny zajęły pozycje, ustawiając się w szyku bojowym. Ren zmierzył wzrokiem swoich przeciwników. Byli to trzej chłopcy, mniej więcej w jego wieku. Rysy twarzy sugerowały, że, tak samo jak on, pochodzą z Chin, ale innej prowincji, co potwierdzał akcent charakterystyczny dla północnej części kraju. Najwyższy z nich, najprawdopodobniej przywódca, miał bordowe włosy i złote oczy, z których biła pewność siebie. Dwaj pozostali stali za nim, przyglądając się uważnie Drużynie Rena. Obaj mieli czarne włosy i, tak samo jak ich kompan, złote oczy.
    Tao szybko utworzył kontrolę ducha, wprowadzając Basona do guan dao. Zacisnął dłoń na broni, racjonalnie wykorzystując furyoku. Treningi służyły mu przede wszystkim do tego, by być bardziej opanowanym podczas walki, ale do spokoju Yoh było mu bardzo daleko.
    Horokeu i Chocolove poszli w ślady przyjaciela, oczekując ruchu przeciwników. Jednak Chińczycy stali spokojnie, nie ruszając się nawet o milimetr, jakby zastygli niczym woskowe figury. Jedynie ich złote oczy śledziły każdy, nawet najmniejszy ruch Drużyny Rena.
    - Stary, oni są jacyś dziwni - mruknął zaniepokojony Usui w stronę Tao. - Nikt normalny się tak nie zachowuje...
    - Wiem o tym - odparł fioletowowłosy. Dopiero teraz zrozumiał, co miał na myśli Silva, gdy powiedział, że Drużyna Smoka jest dziwna i niebezpieczna. Nie zamierzał jednak trząść portkami, w końcu nazywał się Tao Ren i nie z takimi szamanami walczył. Miał niestety dziwne przeczucie, że przy nich jego ojciec uchodziłby za milutkiego kociaka, który może co najwyżej zadrapać.
    Radim miał okazję widzieć każdą walkę Drużyny Smoka i wiedział, że zawsze tak zaczynali. Próbowali uśpić czujność przeciwnika, udając niezbyt rozgarniętych chłopców. Byli silni, ale strażnik znał też Drużynę Rena i wiedział na co ich stać. Zapowiadała się spektakularna walka, chociaż tylko Radim był tego świadomy.
    - Co z nimi jest nie tak? - zapytał zdezorientowany Ryu, przyglądając się nietypowej sytuacji.
    - Nie wiem - odparł Yoh, patrząc prosto w oczy Hao po drugiej stronie trybun. Brat ostrzegł go, że Drużyna Smoka może być niemałym wyzwaniem dla Rena, Horo i Choco, ale nie wspomniał nic o takim zachowaniu.
    - Wyczuwam kłopoty - stwierdził Lyserg, potwierdzając przemyślenia wszystkich swoich przyjaciół.
    Ren miał serdecznie dość zachowania tych dziwaków. Nikt normalny się tak nie zachowuje, jak powiedział Horokeu. Rzadko się zgadzał z szamanem z północy, ale tym razem musiał zrobić wyjątek.
    - Dobra, zaczynamy, bo oni się nie ruszą - warknął Tao, mierząc wzrokiem przywódcę Drużyny Smoka.
    Ren zacisnął mocniej dłoń na guan dao, wyskakując do przodu. Był już niemal pewny, że jego broń dosięgła przeciwnika i jakież było jego zdziwienie, gdy bordowowłosego ochronił krwistoczerwony chiński smok.
    Ale jak? Nie wydał nawet polecenia, nie ruszył się nawet o milimetr... W tym momencie Tao zrozumiał, że nie może lekceważyć przeciwnika. Zwłaszcza tego.
    Horo i Choco nie mieli o wiele lepiej w tym momencie. Usui mierzył się z błękitnym smokiem, a McDonell ze złotym. Pierwszy raz spotkali się z takim czymś. Stworzenia były duchami, jednak wydawały się dziwnie namacalne, jakby żyły i były określoną materią.
    Szaman z Północy odskoczył do tyłu, przyklękając na jednym kolanie. Musiał uciekać przed niebieskim potworem, a taka zabawa w kotka i myszkę nie odpowiadała mu ani trochę. Następnym razem skopie cztery litery Renowi, żeby poszedł po rozum, jeśli gdzieś go zostawił, i zaczął słuchać rad przyjaciół. Wiedzieliby na czym stoją już wcześniej, ale Tao nie chciał w ogóle dopuścić do myśli, że mogliby iść na jakiekolwiek zwiady lub coś w tym rodzaju.
    Choco radził sobie nieco lepiej od niebieskowłosego, gdy ciął pazurami złotą bestię. Jednak i on po chwili musiał zacząć robić uniki. Nigdy wcześniej nie miał takiego przeciwnika, a zachowanie Chińczyków potwierdzało, że są niebezpieczni.
    - Yao, nudna jest ta walka. - Czarnowłosy chłopak ziewnął ostentacyjnie, patrząc jak jego niebieski smok atakuje Horokeu.
    - Masz rację Ching - przytaknął drugi czarnowłosy Chińczyk.
    - Spodziewałem się czegoś więcej po szamanach, którzy ratowali świat - odezwał się w końcu Yao, zerkając wyzywająco na Rena. - Chyba czas to skończyć. Ching, Tung, wiecie, co macie robić.
    Czarnowłosym chłopcom nie trzeba było powtarzać dwa razy. Przywołali swoje smoki, łącząc się z nimi w podobny sposób, co Chocolove ze swoim duchem stróżem. Ching miał niebieską skórę, pokrytą łuskami. Natomiast Tung wyglądał niemal identycznie, jedynie złoty kolor odróżniał go od kompana. Obaj zaatakowali swoich przeciwników.
    Yao stał dalej, obserwując zmagania Tao z jego czerwonym smokiem. Niezwykle bawił go upór fioletowowłosego, który nie odpuszczał nawet na chwilę. Zastanawiał się, dlaczego Ren nie użył wielkiej kontroli ducha i walczył tylko przy pomocy guan dao. Wiele słyszał o tym szamanie i spodziewał się po nim dużo więcej, a już na pewno miał nadzieję, że wściekły Tao szybko zużyje furyoku. Jednak to nie nastąpiło, a wręcz przeciwnie - praktycznie nie było widać, by tracił siłę i moc.
    - Też uważam, że należy to skończyć - mruknął Ren, wyciągając miecz Błyskawicy. - A ty co myślisz, Bason?
    - Jestem z tobą, Mistrzu Ren.
    Fioletowowłosy uskoczył na względnie bezpieczną odległość, po czym szybko wykonał podwójne medium przy pomocy guan dao i miecza. Miał jeszcze bardzo dużo furyoku, co niezwykle podbudowywało jego pewność siebie, ale nie zamierzał pozwolić sobie na zmniejszenie ostrożności. Yao nie był idiotą, chociaż na początku sprawiał takie wrażenie, i Tao nie zamierzał go zlekceważyć.
    Spojrzał jeszcze szybko w stronę Horokeu i Choco, aby upewnić się, że dają sobie radę. Uśmiechnął się pod nosem, widząc upór w oczach przyjaciół. Byli zdecydowanie na wygranej pozycji, wystarczy jeden zdecydowany cios. Dosłownie jeden i pośle Yao razem z jego chińskim smokiem do diabła.
    Przyjął pozycję i zdecydowanym ruchem wyskoczył w stronę czerwonej bestii. Zamachnął się, po czym z ogromną siłą natarł na przeciwnika. Ostrze z lekkim oporem wbiło się w smoka, przecinając go na pół.
    Tao zostawił rozpływającą się bestię za sobą, ale wiedział, że to jeszcze nie koniec. Złamał tylko kontrolę ducha i walka dalej trwa, a przynajmniej do momentu, który za chwilę miał nastąpić. Broń Rena zatrzymała się na czerwonym krysztale, zawieszonym na szyi Yao. Kamień pęłk, rozbijając się na miliony odłamków, a czerwona esencja rozpłynęła się niczym lekka mgła.
    - To chyba koniec, Yao - oznajmił pewny siebie Ren. - Twój duch stróż wrócił tam, gdzie jego miejsce. I radziłbym, abyś nigdy więcej nie zamykał tak potężnego smoka w krysztale. Smoki to pradawne istoty, igranie z nimi źle się kończy.
    Bordowowłosy chłopak wpatrywał się z niedowierzaniem na Tao. Nie mógł uwierzyć, że przegrał. W dodatku stracił ducha stróża, był teraz bezbronnym szamanem, który stracił szansę na koronę.
    Usui i McDonell już wiedzieli, że złamanie kontroli ducha szamanów nie wystarczy, ale dzięki Renowi poznali słabe punkty Chińczyków. Wystarczyło tylko dobrze to rozegrać.
    Niebieskowłosy przebił smoka milionami sopli, patrząc jak po raz kolejny kontrola ducha Chinga rozpływa się. Wiedział, że za chwilę zabawa zacznie się od nowa, więc szybko zamroził szafir na szyi chłopaka, uniemożliwiając smoczej esencji wydostanie się.
    Choco dalej ciął pazurami złotą bestię, nie dając jej ani chwili na uniki. Każdy cios ranił smoka, sprawiając, że był w coraz bardziej opłakanym stanie. Postać monstrum zaczęła migotać, stopniowo tracąc materialną postać, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu jak jego poprzednicy. McDonell z szybkością jaguara znalazł się przy przeciwniku, przecinając pazurami kryształ i zostawiając zadrapanie na szyi Chińczyka.
    - Wygrywa Drużyna Rena! - oznajmił Radim, gdy ostatni członek Drużyny Smoka utracił swoje furyoku i ducha stróża.
    Chocolove i Horohoro spojrzeli na Tao, który zaszczycił ich jedynie spojrzeniem. Żadnych słów, jedynie skinął głową. Przyjaciele jednak wiedzieli, że są to swoiste, dość specyficzne gratulacje.

    - Nawet się nie zmęczyłem - oznajmił Ren, wychodząc z areny razem z Horo i Choco.
    Reszta wesołej gromadki powitała ich, gratulując wygranej. Co jak co, ale Drużyna Smoka nie była łatwym do pokonania przeciwnikiem.
    - Jasne, a mi tu czołg jedzie. - Horo wystawił język do Tao, wykonując charakterystyczny dla tych słów gest, czyli odsłonił część oczodołu, który zasłaniała dolna powieka.
    - Tobie też mam dokopać, Śnieżynko?
    - Tylko na to czekam, Czubie!
    - Puszczaj mnie, Yoh! - warknął złotooki, gdy właściciel mandarynkowych słuchawek przytrzymał go, uniemożliwiając pogoń za szamanem z Północy. - Pożałuje, że się urodził!
    Wszyscy przyjęli słowa Chińczyka z przymrużeniem oka, w końcu groźby chłopaka nie były ani trochę prawdziwe. Zawsze tak wyglądały sprzeczki Rena i Horo, więc byli przyzwyczajeni do takich zachowań i, po zażegnaniu napiętej atmosfery, zgodnie ruszyli do Kalima, by uczcić zwycięstwo Drużyny Rena. Było co świętować i nawet Pirika spuściła z tonu, pozwalając bratu zjeść to, na co ma ochotę.
    - Cieszcie się, póki możecie - mruknęła zakapturzona postać siedząca na dachu. Zaśmiała się demonicznie, po czym zniknęła w kłębach czarnego dymu, zostawiając po sobie jedynie kupkę popiołu, który chwilę później rozwiał wiatr.

~*~

 Zakończę sobie odrobinę tajemniczo, a co!
 Mam nadzieję, że walka nie ciągnęła się jak flaki z olejem albo jak moda na sukces. xD Znaczy nawet przyjemnie mi się ją pisało (aż dziwne, nie?), ale nie wiem czy tak dobrze się to czytało. W tej kwestii czekam na opinie i jak coś się nie podobało, to mówicie - postaram się poprawić, żeby czytało się to lepiej. :)
  Rozdział odrobinę krótszy niż poprzedni, ale i tak myślałam, że wyjdzie jeszcze krócej, więc jestem zadowolona w miarę. :D
 Jak widać nie udało mi się nic naskrobać na święta, chociaż cały weekend byłam w domu, ale bardzo dużo pomagałam mamie i po prostu nie miałam czasu przysiąść przed komputerem. W dodatku znowu mi komputer zaczął odmawiać posłuszeństwa, chociaż nie tyle komputer jak Windows i bez przerwy zacinał się na najprostszych poleceniach. Istna katorga. Na szczęście tymczasowo problem mam z głowy. Tymczasowo - bo jak dobrze znam siebie i jak twierdzi twierdzi mój osobisty informatyk (a on to już w ogóle zna moje skłonności do destrukcji, której dokonuję na Bogu ducha winnym Windowsie ^^"), to zaraz znowu coś zepsuje i będę mu marudziła, że komputer/Windows mnie nie lubi i zawiesza się. I pomyśleć, że zawsze słucha mojego miauczenia. ^^" On to musi mnie bardzo kochać, że nigdy nie odesłał mnie do diabła. Pewnie się o niego martwi, hahaha. xD Nawet diabeł by się przy mnie załamał chyba, więc nie dziwię się, że chce mu tego oszczędzić. ^^"
 Święta, święta i po świętach! ^^ Wracam do systematycznego publikowania, więc kolejny rozdział będzie za tydzień. Mam nadzieję, że w sobotę i o bardziej ludzkiej godzinie, ale znacie mnie - spodziewajcie się w niedzielę i w godzinach popołudniowo-wieczornych. xD
 Dobra, koniec tego gadania. ^^"
 Odmeldowuję się na dzisiaj, idę powiadamiać, a później do łóżeczka, bo jutro muszę być wyspana. Mam rozstrzygnięcie konkursu z historii. ^^ Tak, jestem na biol-chemie, nie pytajcie. xD
 Do następnego! :3

2 komentarze:

  1. Nie ciągnęła się, właściwie jakaś taka krótka ta walka :D Nawet nie zauważyłam, żeby rzeczywiście jakiś większy kłopot sprawiła drużynie Tao. xd Ale to w sumie nic dziwnego, w końcu po walce z Hao mieli chyba najlepszy trening z możliwych i mało kto sprawi im kłopot. No chyba że pan z końca rozdziału, bo jakoś nie bardzo mi się podoba i czuję, że rzeczywiście może namieszać.
    Też mnie trochę zaskoczyło podejście Hao. Nie spodziewałam się, że tak szybko będzie chciał ucywilizować relacje z braciszkiem. Ale zaskoczenie jak najbardziej pozytywne, cudowne i chcę takich więcej. I więcej równie uroczych scen jak to pogodzenie się. Może jeszcze jakaś z Marion... :D Ciekawi mnie, czy będziesz opisywała wieczorny trening. Nie zdziwiłabym się, gdyby na niego przyciągnęła ze sobą towarzystwo xD Żeby było raźniej, żeby pomogli, oczywiście. Nie żeby czułą się pewnej przy Asakurze, skąd XD

    Pozdrawiam i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O masakra jakie ja tu mam zaległości...;-; Jeśli kiedykolwiek znowu przyjdzie mi do głowy, żeby tak się zapuścić w czytaniu, to mnie kopnij. Tylko mocno.
    Ech, no dobra. Zaczynajmy.^^'

    Opacho nie musi z nikim walczyć, ona powala przeciwników swoją rozkosznością.:3 Powinna jeszcze trzymać jakiś transparent dopingujący jej ukochanego mistrza.
    Nooo i to ja rozumiem! Nie powiem, bardzo przyjemna odmiana po Twoim drugim blogu, gdzie już sama nie mogłam się zdecydować, czym teraz rzucić w Hao.xD Cieszę się, że Hao doszedł do takich wniosków, jakże słusznych zresztą. No ba, że mając do wyboru dalsze kierowanie się nienawiścią a kochającego brata, to decyzja może być tylko jedna.:3 I mogę Hao zagwarantować, że jej nie pożałuje.:3 Pewnie napotkają na jakieś drobne problemy, ale coś mi się widzi, że jeśli z obu stron są chęci, to ta naprawa wzajemnych relacji będzie łatwiejsza niż myślą. A już na pewno niż to, co myśli pesymizm Hao.:p
    Haha Ryu jest najlepszy.:D Ja serio nie rozumiem tych wszystkich lasek, które odrzucają jego zaloty. Facet o złotym sercu, który świetnie gotuje i który będzie traktował swoją dziewczynę jak królową... Czego chcieć więcej?
    Bardzo fajny i dynamiczny opis walki.:) Ciekawi byli ci kolesie ze smokami zamkniętymi w kryształach. Nie żebym kogoś lekceważyła, no ale cóż... Zwycięstwo Drużyny Rena było tylko kwestią czasu. Tak jak było wspomniane - ci szamani ratowali świat, to zupełnie inna liga. Wyzwaniem była walka z Hao, a nie jakieś przepychanki z dzieciakami z Chin.:p
    Oho, czyżby do tej pory było zbyt spokojnie? W sumie przydałby się jakiś sensowny czarny charakter, skoro alternatywą są X-lawsi...xD

    Dobra, pierwszy zaległy rozdział z głowy. Pora na masę następnych...xD

    OdpowiedzUsuń