Przybywam z rozdziałem. To już dziesiąty, a blog istnieje od 31 grudnia 2015 roku. Chociaż co się dziwię, skoro tak często publikuję. ^^"
Dedykacja dla Aleksandry/Lien, która zawsze komentuje na bieżąco i kiedy trzeba pokaże mi, gdzie robię błędy. Dziękuję za to, bo dzięki Tobie cięgle kształtuję swój styl pisania. :)
Nie przedłużam. :) Później sobie trochę pogadam. XD
Zapraszam na rozdział. :)
~*~
Yoh biegł z Renem ramię w ramię. Byli przyzwyczajeni do wysiłku, mięśnie mało kiedy ich bolały, chyba że się przeforsowali. Zarówno oddech Yoh, jak i Rena, był miarowy, spokojny, jakby urządzili sobie spacerek, a nie popołudniową przebieżkę po Patch Village.
Od dwóch dni Tao i Asakura biegali razem. Jun, po rozmowie z Anną, która wyraziła zgodę na towarzystwo Rena, namówiła brata, aby ćwiczył z brunetem. Było ciężko, w końcu jak złotooki na coś się uparł, to trudno było mu to wybić z głowy. Jednak Jun znała Rena aż za dobrze i wiedziała w jaki sposób może go podejść.
- Ren, mogę o coś zapytać?
- Właśnie to zrobiłeś.
Yoh westchnął. Tao jak zawsze był oschły dla wszystkich, nawet najlepszych przyjaciół. Przez chwilę biegli w ciszy, po czym Asakura znowu podjął rozmowę.
- Chciałbym cię o coś zapytać.
- Hm? - mruknął tylko Tao, jednocześnie zgadzając się na kontynuowanie wypowiedzi przyjaciela.
- Dlaczego tak ciężko trenujesz?
Ren spojrzał na niego spod byka. Yoh podniósł ręce w obronnym geście, nie miał nic złego na myśli. Po prostu Tao trenował trzy razy dziennie, a wszystkie ćwiczenia wykonywał z dokładnością, niczym swoisty rytuał.
- Turniej wznowili, nic w tym dziwnego - burknął, wzruszając ramionami.
- Skoro to jest jedyny powód.
Yoh postanowił nie drążyć tematu, bo i tak nic nie wyciągnie z Rena. Tao nie był dziś skory do rozmów, a fakt, że kolejna osoba zwracała mu uwagę na ciężki trening, w ogóle mu nie pomagał. Nikt nie rozumiał powodu, dlaczego złotooki zmuszał swoje ciało do wysiłku. Turniej to nie była jakaś tam bijatyka dzieci rodem z piaskownicy. Każdy szaman musiał mieć silną duszę i ciało, aby utrzymać się na liście kandydatów na króla. A Ren zamierzał wygrać Turniej.
- Długo jeszcze? - jęknął Horo ze łzami w oczach.
- Dwie godziny - odparła spokojnie Pirika ze stoperem w ręku.
Usui spojrzała z politowaniem na starszego brata. Chłopak wyglądał tak, jakby skazała go na pracę w kamieniołomach - cały spocony i wycieńczony. Horo był bardzo leniwy, więc wzięła na swoje barki bycie jego osobistym trenerem. Momentami uważała, że zbyt surowo go traktuje, ale gdyby zaczęła być bardziej łaskawa, to niebieskowłosy szaman od razu wrzuciłby na luz i obijałby się, a do tego nie mogła dopuścić. Widziała jak ciężko ćwiczyli inni, chociażby Ren i Yoh. W dodatku nie przyznała tego, ale cięższy trening miał być dla niego nauczką za zdemolowanie salonu z Chocolove.
- No dalej, dasz radę - zagrzewała brata do robienia krzesełka, gdy zauważyła, że chłopak nieznacznie się zachwiał i z trudem utrzymał równowagę.
W tym samym czasie przybiegli Ren i Yoh. Obaj mieli czoło zroszone potem, w końcu słońce, mimo tego że była już osiemnasta, dalej dawało się we znaki szamanom w Patch. Żaden z nich jednak nie wyglądał na specjalnie wykończonego po tych dwudziestu kółkach wokół wioski. Byli zahartowani na taki wysiłek. Yoh był wytrzymały, bo Anna układała mu zestaw ćwiczeń od kiedy przybyła do Tokio przed pierwszą rundą Turnieju. Natomiast Ren od zawsze ćwiczył, bez względu na to czy walczył, czy nie. W pewnym sensie lubił wysiłek fizyczny. Pozwalał mu się wyciszyć i rozładować energię.
- Mistrzu Yoh, zarejestrowałem nas dzisiaj - zakomunikował Ryu, wyglądając przez okno w kuchni.
Yoh siedział właśnie na trawie, wpatrując się w niebo. Spojrzał na przyjaciela z uśmiechem.
- A ty z kim będziesz w drużynie, Lys? - zapytał brunet, przenosząc swój wzrok na zielonowłosego szamana, który właśnie wrócił.
- Wczoraj w knajpie Karima poznałem dwóch silnych szamanów. Szukali kogoś do swojej drużyny - wyjaśnił. - To bracia, Shiro i Kuro Ishihara.
Yoh uśmiechnął się do przyjaciela. Cieszył się, że Diethel znalazł kompanów do drużyny. Wcześniej martwił się tym, że Anglik jako jedyny zostanie sam i nie będzie mógł wziąć udziału w Turnieju. Szczerze wątpił w powrót Lyserga do X-Laws, co również go cieszyło. Nie ufał tym ludziom, byli zaślepieni wizją eliminacji wszelkiego zła z powierzchni ziemi.
Hanagumi wracały na obrzeża wioski, do obozu. Były zarejestrować swoją drużynę, aczkolwiek niechętnie zjawiły się w centrum Patch Village. Nikt nie powiedział im nic niemiłego, ale słyszały nieprzychylne szepty szamanów na swój temat. Nie to, żeby się tym szczególnie przejmowały. Zawsze spotykały się z takim czy innym nieprzyjemnym zachowaniem w stosunku do nich, nigdy w pełni nie przynależały do społeczeństwa.
- Marie, obóz jest w drugą stronę - powiedziała Kanna, zwracając przyjaciółce uwagę, że skręciła nie w tę stronę, co powinna.
- Wiem - mruknęła blondynka. - Chciałam się przejść.
Bismarck wzruszyła ramionami, wyciągając papierosa. Szybkim ruchem odpaliła zapałkę, przypalając tytoń. Zaciągnęła się, po czym z Mattie poszły do obozu. Włoszka ostatnimi czasy zachowywała się inaczej, ale nie mówiła przyjaciółkom, co jest powodem tej zmiany. Kanna i Mattie nie drążyły tematu, wiedząc, że blondynka niedługo sama im wszystko powie. Nie było sensu niepotrzebnie naciskać, a obecnym problemem Niemki było to, co powie Asakurze, gdy zapyta o Phaunę. W końcu mało kiedy się rozstawały i takie sytuacje były nie tyle rzadkością, jak były po prostu dziwne.
Marion szła ścieżką między drzewami. Podążała w stronę jeziora, próbując zebrać myśli. Coraz bardziej wszystko się komplikowało między nią a Hao. Mistrz był dla niej o wiele bardziej miły niż kiedyś, pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że zachowywał się wobec niej tak samo ciepło, jak w stosunku do Opacho. Oczywiście, Asakura zawsze okazywał uczucia na swój nieco dziwny sposób, jednak Marie i tak było trudno się przyzwyczaić. Wszystko było inne, nowe.
Poczuła, że zaczyna się rumienić na policzkach. Zacisnęła pięści, zła na siebie, że myśli o Hao wzbudzają w niej takie uczucia. Nie mogła się zakochać w swoim mistrzu, a nawet jeśli, to wiedziała, że Asakura tego nie odwzajemni. Był tysiącletnim szamanem z wymarzonym celem do spełnienia, nie będzie zaprzątał sobie głowy zakochaną w nim dziewczyną.
Stawiała coraz szybciej kroki, aby już być nad jeziorem. Kamyczki, znajdujące się na ścieżce, leciały na wszystkie strony po zetknięciu z obuwiem szamanki. Ze złością kopnęła jeden z nich, gdy wychodziła zza drzew.
- Co do jasnej... - zaklął ktoś pod nosem, rozmasowując ramię, w które dostał kamieniem. - Marion?
- Mistrzu! Ja nie chciałam!
Phauna zaczęła przepraszać Asakurę, a jej wcześniej zaróżowione policzki pobladły ze strachu. Boże, co ona narobiła... Teraz to ma przechlapane. Ba! Zaraz dołączy do Chucka w świecie duchów! Serce biło jej jak szalone. Żałowała, że nie wzięła swojego medium, przynajmniej miałaby coś, czym zajęłaby trzęsące się dłonie. Przy okazji przytuliłaby przed śmiercią jedyną rzecz, jaka została jej po matce.
Spuściła głowę, oczekując rozwoju wydarzeń. Próbowała opanować drżące ciało, ale nic nie mogła na to poradzić, mięśnie mimowolnie się napinały i rozkurczały, wprawiając jej ciało w dreszcze. Modliła się w duchu, aby Hao był wyjątkowo łaskawy. I nagle stało się coś, czego spodziewała się najmniej w tym momencie.
- Spokojnie - przemówił brunet.
Podszedł do Włoszki, ale ona bała się spojrzeć na niego. Ujął dłonią podbródek blondynki, unosząc jej głowę tak, by widzieć twarz dziewczyny. Marion chciała instynktownie się odsunąć. Asakura był zdecydowanie za blisko, a jedyne, co było jej najmniej potrzebne, to ponowne oblanie się rumieńcem. Starała się nie patrzeć w czarne jak noc oczy chłopaka.
- Spójrz na mnie. Nie odwracaj wzroku.
Z pewną obawą i rezerwą spojrzała na niego. Zdecydowanie wolała spoglądać w niebieską taflę jeziora, ale spostrzegła, że Hao nie patrzy na nią ze złością. Delikatnie uśmiechał się do niej, co wprawiło ją w niemałe zaskoczenie.
- Nic się nie stało - powiedział cicho, a jego głos był wyjątkowo ciepły. - Chodź, usiądziemy.
Phauna kiwnęła głową dopiero po chwili. Hao był taki spokojny i opanowany, nie krzyczał na nią. Czy to aby na pewno był jej mistrz? Dawniej nie były taki wyrozumiały.
Idąc za Asakurą, miała pewnego rodzaju de javu. Dość niedawno, jeszcze w kanionie, Hao poprosił ją, żeby poszła za nim. Teraz historia zatoczyła koło.
Gdy brunet zatrzymał się, usiadła na ziemi twarzą do jeziora, podciągając kolana pod brodę. Władca Ognia zajął miejsce obok, ale nie odwrócił się w stronę wody tak jak jego towarzyszka. Siedział po turecku po prawej stronie Phauny i przyglądał się jej.
- Teraz powiedz mi, co zrobił ci ten biedny kamień, że tak mocno go kopnęłaś? - zapytał Hao z wesołą nutą w głosie.
- Nie wiem. Chyba nic, Mistrzu - mruknęła tak cicho i niewyraźnie, że ledwo ją usłyszał. Nie odrywała wzroku od jeziora, aby nie spojrzeć w oczy szamanowi.
Hao zaśmiał się. Był to krótki, ale szczery śmiech. Zaskoczona Marion, chociaż miała wcześniej opory, spojrzała na Asakurę. Ognisty szaman nie wiedział, dlaczego rozbawiła go ta cała sytuacja. Nie chciał urazić Włoszki i wszystko wskazywało na to, że tego nie zrobił. Phauna przyglądała mu się badawczo, jakby próbowała sobie przypomnieć coś ważnego.
- Skoro był niewinny, to nie rozumiem, dlaczego go tak potraktowałaś - powiedział, gdy opanował chęć ponownego roześmiania się.
- Mniejsza o kamień... - Wzięła głębszy wdech, patrząc na chłopaka. - Mogłam coś zrobić tobie, Mistrzu.
- Ale przecież powiedziałem, że nic się nie stało. - Westchnął ze zrezygnowaniem. Marion zachowywała się jak dziecko, które zrobiło coś okropnego i teraz bało się konsekwencji. - Chodź - powiedział.
Wstał, otrzepując spodnie, po czym podał blondynce dłoń. Chwilę później oboje wracali do obozu. Szli w ciszy i słychać było charakterystyczny dźwięk zetknięcia się obuwia ze ścieżką. Czasami zachrzęścił kamień albo pękła mała gałązka, która spadła z drzewa.
Marie analizowała zachowanie Asakury. Powoli zaczynała sobie uświadamiać, co ją tak zaskoczyło niedawno. Hao zachowywał się podobnie do Yoh, był uśmiechnięty i wyrozumiały. A przynajmniej przy niej, bo w stosunku do Opacho zawsze taki był. Wiedziała, że widuje się z bratem. Od incydentu z Marco dwa dni temu wszyscy w obozie wiedzieli, gdzie znika mistrz późnymi wieczorami. Powoli oswajali się nową sytuacją, chociaż nikt nie znał intencji Władcy Ognia. Czekali, aż wszystko się wyjaśni.
***
Wieczorem dźwięk dzwonka wyroczni przerwał hałas, który panował w domku naszej wesołej gromadki. Każdy się przekrzykiwał, sprawdzając swoje urządzenia. Szczęśliwcami, którym wyznaczono pierwszą walkę po wznowieniu Turnieju, byli Horo, Ren i Choco. Drużyna Rena przyjęła tę wiadomość nad wyraz spokojnie. Tao stwierdził, że z palcem w nosie dadzą sobie radę z Drużyną Smoka. Bez względu na to jak silni są ci szamani, to i tak im skopią cztery litery za dwa dni.
- A może by tak sprawdzić, kim oni dokładnie są... - zamyślił się Manta. Nie był aż tak optymistycznie nastawiony, jak jego przyjaciele.
- Nie widzę potrzeby - uciął chłodno Ren.
Nikt nie zamierzał się już wtrącać. Woleli uszanować decyzję Tao, nawet jeśli głupio postępował. Horo i Choco stwierdzili, że nie ma po co teraz drażnić złotookiego, bo i tak jutro rano popytają u Karima, co to za szamani. Byli co najmniej zaciekawieni nazwą drużyny.
Następnego dnia nasi szamani jedli obiad w knajpie Karima. Ku wielkiemu niezadowoleniu Rena Horokeu wypytał Silvę o Drużynę Smoka. Strażnik odpowiadał na pytania szamana z północy. Na początku niechętnie, bo jeszcze go posądzą o brak bezstronności, ale pomyślał też, że nie ma nic złego w przekazaniu naszej gromadce jakichś podstawowych informacji.
Drużyna Smoka brała już udział w Turnieju, ale mało kto o nich słyszał, bo mieli mało walk. Tak naprawdę to Silva też niewiele mógł im powiedzieć o tych szamanach, jedynie jakieś ogólne informacje, które zasłyszał kiedyś od kilku osób. Po więcej musiałby zajrzeć w akta Rady, a tego już nie mógł zrobić, bo groziło mu zawieszenie w prawach strażnika. Wiedział jedno - ci szamani byli niebezpieczni. Tego też nie mógł powiedzieć Drużynie Rena wprost, jedynie napomknął, żeby byli czujni i uważali.
- Nie martw się, Silva - mruknął Ren, zgniatając kartonik po mleku. Wrzucił opakowanie do śmietnika z taką wprawą, jakby całe życie grał w koszykówkę.
- Mimo wszystko dziękujemy za pomoc - powiedział Lyserg, okazując strażnikowi wdzięczność za przyjaciela.
- Powiedziałem tyle, ile mogłem - stwierdził członek Rady, ucinając rozmowę.
Do knajpy wszedł Marco z Jeanne, więc Silva stwierdził, że nie należy obnosić się z pomocą dla uczestników Turnieju. Zajął się polerowaniem i tak nieskazitelnie czystego blatu, starając się nie rzucać w oczy mężczyźnie w uniformie. Lasso był od kilku dni tykającą bombą dla plemienia Patch, zwłaszcza gdy na horyzoncie pojawiał się Hao. Im bardziej Władca Ognia przestrzegał zasad Turnieju, tym bardziej blondyn kipiał złością. Silvie było na rękę to, że długowłosy Asakura nie sprawia problemów, chociaż miał przed oczami niewątpliwą zapowiedź burzy. Spokój i cisza nigdy nie trwały zbyt długo w Patch Village.
Jeanne usiadła z gracją przy stoliku obok okna, z którego miała widok na uliczkę. Była ubrana w liliową suknię rodem z XIX wieku. Natomiast Marco nie przejmował się zbytnio swoim wyglądem, wystarczyło, że uniform nie był poplamiony. Już dawno odwykł od normalnych ubrań, a jego obecny strój stał się nieodłączną częścią jego osoby.
Czerwonooka szamanka uchwyciła wzrokiem postać strażnika, który teraz czyścił jeden ze stolików, przeklinając pod nosem, że chyba trzoda chlewna jadła w tym miejscu i nigdy nie uda mu się odczyścić blatu.
- Poproszę sok pomarańczowy - przemówiła spokojnym, melodyjnym głosem, zwracając się do Silvy. - A dla ciebie, Marco? - zwróciła się teraz do swojego towarzysza.
- To samo, pani. - Poprawił okulary, które nieznacznie zsunęły mu się z nosa.
- W takim razie dwa razy sok pomarańczowy - poprosiła dziewczyna. - Nie spiesz się - dodała, gdy zobaczyła, że Silva niechętnie odrywa się do szorowania stolika.
W tym samym czasie do lokalu wbiegła wesoła Opacho. Rozejrzała się po obecnych w knajpie, z przerażeniem dostrzegając Marco. Już miała wyjść, nie wykonawszy powierzonego jej zadania, ale Yoh wstał właśnie z krzesła i podszedł do sześciolatki. Był ciekawy, co sprowadzało małą uczennicę Hao do centrum wioski, w dodatku samą.
- Stało się coś? - zapytał, przykucając przed murzynką.
- N-nie... Tak... Opacho chciałaby coś powiedzieć... - urwała, nerwowo mnąc rączkami swoją pomarańczową pelerynkę.
Yoh dostrzegł wściekły wzrok Marco. Zastanawiał się, czy był on skierowany do dziewczynki, czy do niego. W końcu pewnie w oczach blondyna bratał się z wrogiem, kolejnym diabelskim nasieniem wychowanym przez ognistego szamana.
- Chodź, powiesz mi na zewnątrz - oznajmił wesoło właściciel mandarynkowych słuchawek, po czym ku zaskoczeniu Marco i Jeanne zwyczajnie wyszedł z Opacho.
Przyjaciele bruneta, jak i Silva, byli przyzwyczajeni do takiego zachowania. X-Laws też powinni się już dawno temu przyzwyczaić, gdy na ich oczach bronił nawet popleczników Hao. A wtedy nie przypuszczał jeszcze, że będzie się dobrze z Piromanem dogadywał. Co prawda o braterstwie jeszcze nie mogli mówić, bo widzieli się zaledwie kilka razy, a ich rozmowy na razie nie schodziły na poważniejsze tory, które naprowadziłyby ich do obopólnych wyjaśnień.
- Teraz możesz mówić - powiedział Yoh, gdy Opacho usadowiła się na ławeczce nieopodal knajpy Karima.
- Opacho chciała przekazać wiadomość od Mistrza Hao - odpowiedziała dziewczynka.
Teraz, gdy Marco nie przeszywał jej wzrokiem na wylot, była pewna siebie. Nie przerażało jej większość X-Laws, z wyjątkiem Lasso. Blondyn był dziwny dla niej, w dodatku nieprzychylnie się wypowiadał o jej ukochanym, najwspanialszym mistrzu, czy to w myślach, czy na głos. Opacho bardzo się to nie podobało. Wyczuwała jego aurę nacechowaną negatywnymi emocjami i właśnie to najbardziej sprawiało, że bała się Marco.
Dziewczynka przekazała Yoh informacje od Hao, po czym pobiegła w stronę obrzeży Patch Village. Właściciel mandarynkowych słuchawek bardzo polubił tę dziewczynkę, była bardzo sympatyczna. Przy okazji potwierdzała jego tezę, że długowłosy Asakura miał ludzkie uczucia. W prawdzie były one głęboko skrywane przez ognistego szamana, ale Yoh swoje wiedział i nie zamierzał tym razem przekreślić bliźniaka tak jak kiedyś.
Z tymi rozmyśleniami i nową porcją pozytywnego nastawienia wrócił do przyjaciół, którzy dalej czekali na niego w knajpie.
~*~
Nie wiem do końca jak to wyżej się prezentuje, ale mam nadzieję, że nie jest tragicznie. ._. Początek szedł mi jak flaki z olejem, a dalszą część miałam napisaną. Później jednak jak przeczytałam wszystko, to zaczęłam zmieniać i... mam nadzieję, że tragicznie nie wyszło. No nic, czekam na Wasze opinie, które są dla mnie niezwykle ważne.
Hao: Serio, ona te komentarze czyta po kilka razy.
Tak, Hao ma rację. ^^ Wiele znaczą dla mnie opinie osób, które czytają, bo wiem, co się podoba, a co nie. Wiem czego nie robić w przyszłości, żeby lepiej to wyglądało.
A, ten wątek HaoxMarion. Zawsze chcę, żeby wyszło idealnie i zarazem naturalnie. Nigdy nie wiem, jak do końca powinnam to opisać, żeby wyszło tak, jakbym chciała. Nie chcę też zmiękczać Hao i mam nadzieję, że wyszedł w miarę naturalnie w tym czymś powyżej, dalej nazywanym rozdziałem.
W każdym bądź razie nawet mi się podoba ten rozdział. Przecież jakiegoś bubla nie publikowałabym, prawda? XD No, ja też tak myślę, że wolałabym nie dodać nic i po prostu przeprosić za brak rozdziału, niż wrzucać tu coś, co nie podobałoby mi się ani trochę.
Powiem Wam też, że jak na mnie to dość wczesna godzina publikacji. XD A i rozdział ociupinkę dłuższy od poprzedniego. Szaleństwo! xD
Kiedy kolejny rozdział, pewnie zapytacie... A, no chciałabym za tydzień, ale święta są i nie wiem, jak to będzie. Niemniej, postaram się coś naskrobać na za tydzień, a jak się nie uda, to widzimy się w pierwszy weekend kwietnia. Może tak być? Mam nadzieję, że ten ewentualny poślizg z publikacją nie będzie wielkim problemem. Będę się jednak starała na za tydzień napisać coś. :)
Chyba już powiedziałam wszystko, co chciałam... Może nie zapomniałam nic ważnego. ^^"
Do następnego! :3
Spiski i zamachy! Hao o mało nie zginął z ręki naszej kochanej Marion! Normalnie siedzę i wyobrażam sobie tą sytuację w coraz bardziej absurdalnych wydaniach! xD Wiem, wiem to już TA pora i powinnam ograniczyć kofeinę. ;)
OdpowiedzUsuńOpacho jest kochana! Uwielbiam maleńką <3
A Ren znów trenuje! Żadna nowość, ale i tak go uwielbiam... To chyba te pokrewne charakterki ;)
Anny dzisiaj nie było... Ale była Pirika - stwierdzam, że Horo dostał za swoje xD
To byłoby na tyle, pozdrawiam i życzę Ci chwilki na spisanie kolejnego rozdziału podczas świąt ;)
Ha, dzisiaj ja też skomentuję na bieżąco! xD
OdpowiedzUsuńOho, czyżby jakiś malutki postęp w sprawie Rena? Bo przy jego upartości trudno o większy postęp. Ale dobrze, że zaakceptował chociaż towarzystwo Yoh. Przynajmniej ktoś go będzie pilnował.^^'
Za to Horohoro jak widzę jest aż za bardzo pilnowany. xD Oj tak, siostrzyczka na pewno mu nie odpuści w Turnieju. Aczkolwiek niech spojrzy na to z innej strony - jeśli przeżyje tortu... trening Piriki, to żadna szamańska walka nie będzie mu straszna! ;D
Również się cieszę, że Lyserg znalazł kogoś to stworzenia drużyny i to kogoś normalnego. I w dodatku braci.^-^ Nie wiem, kim są, ale już na starcie mają u mnie wielkiego plusa. :3 Haha i jakie mają fajne, pasujące do siebie imiona. :D
Hahaha czy to był podryw na kamień? xDDDD Wybacz, mam dzisiaj głupie skojarzenia. xD Dobra, postaram się trochę bardziej na serio. Nie sądziłam, że Marion może być aż tak skrytą i płochliwą dziewczyną. Choć w sumie jej postać nie jest zbyt rozwinięta ani w mandze, ani w anime, więc masz dość sporą dowolność jeśli chodzi o kształtowanie jej charakteru. I ciekawie się czyta, w jaki sposób to robisz. :) Choć podejrzewam, że takie nastawienie Marion będzie sporym utrudnieniem w budowaniu relacji między nią a Hao. ^^' Jak mogła pomyśleć, że Asakura mógłby jej zrobić krzywdę za jakieś głupie szturchnięcie go kamieniem? Przecież sama widziała, że zaszły w nim zmiany, że nie jest już taki jak kiedyś (a nawet za czasów tego kiedyś nie sądzę, żeby mógł ją skrzywdzić za coś takiego). Marion powinna zaliczać się do osób, które najlepiej wiedzą, że Hao nie jest okrutnym potworem bez serca, za jakiego niesłusznie uważają go szamani. Ech, zdaje się, że przed Hao ciężka droga do udowodnienia jej, że nie musi się bać zakochiwania w nim...^^''
Wow wow, zaszczyt tak bardzo. Walka w Turnieju taka pierwsza. Wow! Taaak, wspominałam już o głupich skojarzeniach... xD Ciekawi mnie co to za drużyna. Ren oczywiście musi podkreślić, że nikt nie stanie mu na drodze do korony i takie tam, choć podejrzewam, że mimo to zachowa wymaganą czujność. Bądź co bądź nie jest głupi i wie, że żadnego przeciwnika nie należy lekceważyć.
Ach, ten nasz bezstronny Silva... xD
Marco i jego nieodłączny mundur. Chociaż to i tak w sumie lepiej, niż jak miałby nosić swój strój bojowy... To byłby zamach na morale przeciwników. xD
"To samo, pani." - lol, bo wszystko, co zamówi jaśnie panienka Jeanne, jest błogosławione i Marco nie będzie przyjmował niczego innego. A w ogóle to najlepiej by było, gdyby jaśnie panienka Jeanne piła tylko mleko jednorożca wydojonego u podnóża tęczy. To by było adekwatne dla jej jaśniepanieńskości.
I chyba nigdy nie przestanie mnie bawić decydowanie przez Marco o tym, co jest złem. Już widzę, jak spotyka kolesia w koszulce "Love satan" mamroczącego jakieś satanistyczne przyśpiewki, popijając krwią dziewic i zagryzając kotem, którego Marco uprzejmie zapyta "Przepraszam pana, szukam diabelskiego nasienia. Wie pan, taka urocza, czarnoskóra, kilkuletnia dziewczynka. Przechodziła może tędy?". Brawo, Marco. Po prostu brawo. Nic dziwnego, że Opacho się go boi i zapewne nie ona jedna.
Ciekawe co to za wiadomość od braciszka. :3 No weź, mogłaś przynajmniej zostawić jakąś drobną wskazówkę, czy ta wiadomość wiąże się ze znaczną asakurzastością następnego rozdziału. Na co bardzo liczę. :333
Rozdział się podobał.^^ Jedyne ale, jakie mogę mieć, to że było w nim mało asakurzastych momentów. Rozpieściłaś mnie poprzednim rozdziałem, to teraz masz. ;D
Pewnie, każdy rozumie, że w święta jest w domu co robić. :) Także nie martw się, cierpliwie poczekamy na rozdział. :)
Pozdrawiam.^^
Dziękuję za dedykację :)
OdpowiedzUsuńTja, Turniej wznowili. To z całą pewnością jest jedyny powód treningów, nie ma żadnego związku z Asakurami xD No, ale może dzięki nim, Tao nie zdziwi się aż tak bardzo, jak mógłby w trakcie walki z Drużyną Smoka. Bo coś czuję, że nie będzie to tak łatwa walka, jak zakłada...
Oczywiście, że Hao wypadł naturalnie. Marion zresztą też. Choć mogłaby sobie w końcu odpuścić trochę to przerażenie mistrzem, skoro już tak się z nim dogaduje. A przynajmniej mogłaby, gdyby pokonała nieśmiałość... Hao też mógłby się w końcu bardziej postarać. Nie widzi, że średnio to jego zachowanie działa...? Za mało czasu z bratem, to pewne. Jeszcze trochę pobędzie Yoh i całkiem znormalnieje :D A na to się zanosi, mam nadzieję? W końcu ta wiadomość coś musi oznaczać... Byleby tylko Marco się nie wtrącał w to coś. Bo tylko popsuje. Zresztą, niech się lepiej weźmie za odzyskiwanie artefaktu Jeanne :D Chyba że tchórzy... :D
Pozdrawiam
Jestem! Jestem! Jes... *Rin Okumura uderza ją jedną jej kryminałów*
OdpowiedzUsuńRin: Nie rób siary!
Gin: Pseplasiam baldzo, mamusiu... *odpowiada sarkastycznie, rozmasowując bolącą głowę*
Ojej, Ren nam robi postępy~! Co prawda, maciupcie jak ziarenko ryżu, ale jednak xDD Tak, jestem wredna =3= Nie no, dobrze, że pozwolił Yoh ze sobą trenować, ale mógłby wreszcie powiedzieć, o co chodzi... Bo mi się wydaje, że wznowienie Turnieju to nie jedyny powód, dla którego tak ciężko trenuje >.< Znając go, to prawdę poznamy za jakieś... *robi zamyśloną minę*... Ren, wyrobisz się przed 20 rozdziałem z powiedzeniem prawdy? XD Proszę cię, zrób to dla mnie i dla swoich fanek *składa ręce jak do modlitwy i robi słodkie oczka do Tao* Tak, możecie mnie uznać za tanią podróbę Jun albo Jeanne, nie obrażę się xD HahahaXDDD Pirika, daj spokój Horo! Wiesz czym ten twój trening/ tortury mogą się skończyć dla niego? Przedwczesną śmiercią T^T A jak Horo umrze to kto uratuje Drobiażdzki i będzie wielkiego lorda Tao doprowadzał do białej gorączki/ czarnej rozpaczy? No niby to drugie mógłby robić Choco, ale im więcej idiotów drażniących Tao, tym weselej xD Cieszę się, że Lyserg się otworzył na innych, ale mam pytanie... Oczywiście, mogę się mylić, ale muszę zapytać... Czy to nasze rozmowy na GG zainspirowały cię do stworzenia postaci Shiro i Kuro Ishihara, czy już dawno miałaś ich zaplanowanych? ^.^ HahahahaXDD Czemu Hao nie dostał tym kamieniem w głowę? Może by szybciej zrozumiał, że Yoh jest mu do szczęścia potrzebny tak samo mocno jak rybie woda xD Taaa, ja i moje porównania :D Oj, Ren, ja na twoim miejscu bym zrobiła, to co Manta chciał zrobić, choć nie było to do końca uczciwe... Silva, jeden z kumpli twojego dalekiego kuzyna prawdopodobnie trafi do szpitala - jak nie do trumny, ale ciii, nie uprzedzajmy faktów - a ty nagle udajesz bezstronnego?! Ogarnij się! Dobra, okej, zasady, zasadami, ale mogłeś na serwetce/ kartce dane oraz umiejętności członków Drużyny Smoka wypisać i dyskretnie podać ją Renowi! Mam na ciebie focha, normalnie! No nie... A Marco i Jeanne czego tam szukali? >.> Się nie dziwię Opacho, że się boi tego blondasa, też bym się go bała na jej miejscu >.< Swoją drogą, co to za wiadomość Dobra, kończę, bo coś mi się widzi, iż zaraz blogger mi nie pozwoli opublikować komcia... To co? Pozdrawiam i życzę weny, Ginny Kurogane :*