Powiem szczerze, że jestem zadowolona z tego rozdziału. Tak, chyba po raz pierwszy w historii, aż zapiszę tę datę dla potomnych! xD
Rozdział skończyłam przepisywać, poprawiać i dopracowywać jakoś po północy, ale stwierdziłam, że dodam w dzień. Łatwiej wyłapać błędy i literówki, gdy jest się w pełni przytomnym. ^^"
Dedykacja dla Spokoyoh. ^^ Jak przeczytasz, to będziesz wiedziała, dlaczego akurat dla Ciebie. :)
Zapraszam do czytania. :)
~*~
Dobrze znana nam grupa szamanów przeszła ulicami Patch Village. Na czele zdecydowanym krokiem podążała blondynka w czarnej sukience. Reszta posłusznie weszła za nią na arenę. Trybuny były wypełnione niemal po brzegi, co bardziej mogło wskazywać na najważniejszą walkę w Turnieju niż na oficjalne wznowienie rozgrywek o koronę. Oczywiście, nic w tym dziwnego, że to wydarzenie przyciągnęło tak dużą rzeszę osób. Długo wyczekiwany dzień w końcu nadszedł.
Anna rozejrzała się po trybunach, aby znaleźć wystarczającą ilość miejsc dla ich licznej grupy. Niestety poszukiwania zakończyły się niepowodzeniem. Jednak po chwili kilku szamanów dostrzegło zniecierpliwioną blondynkę i przenieśli swoje persony na inną część areny. Co prawda, Kyouyama nie miała w planach przepędzania kogokolwiek. Nie zamierzała też narzekać, że ktoś wolał się przesiąść.
Yoh usiadł, rozglądając się wokół. Szukał brata, z którym nie widział się od tygodnia. Przeczesywał wzrokiem każdy sektor trybun, co nie było takie łatwe w tym tłumie. W końcu dostrzegł postać w charakterystycznej białej pelerynie. Hao był otoczony swoimi ludźmi.
Yoh uśmiechnął się. Postanowił, że złapie brata po oficjalnym rozpoczęciu Turnieju.
Właściciel mandarynkowych słuchawek rozluźnił się, oczekując przybycia Goldvy. Teraz spokojnie przyglądał się szamanom. Praktycznie wszystkich kojarzył sprzed przerwania Turnieju. Zauważył Sharonę i dziewczyny, które pomachały do niego z uśmiechem. Odwzajemnił gest i dalej się rozglądał.
Przewodniczący Rady właśnie wszedł na arenę. Pojawił się punktualnie, co do sekundy. W tym samym czasie Yoh spostrzegł X-Laws. Znajdowali się stosunkowo daleko od Hao, jednak zauważył, że Marco patrzy z nienawiścią na długowłosego Asakurę. Mimowolnie napiął wszystkie mięśnie. Tak wściekłego i czerwonego na twarzy blondyna jeszcze nigdy nie widział. Wyczuwał zbliżające się kłopoty, ale nie miał czasu dłużej się nad tym zastanowić, bo Goldva wziął mikrofon od Radima.
- Witajcie, Szamani. Spotykamy się ponownie, aby wybrać nowego Króla Szamanów. - Strażnik odchrząknął, rozglądając się. - Król Duchów podjął ważne decyzje, które będą miały wpływ na przebieg całego Turnieju...
Marco nie słuchał dalej Goldvy. Zacisnął pięści tak mocno, że zbielały mu kłykcie. Mierzył wściekłym spojrzeniem nasienie wszelkiego zła - Asakurę Hao. Nie dość, że niedawno zaginął im bardzo ważny artefakt, to teraz spotyka ponownie tego demona. W dodatku całego i żywego. Lasso miał nadzieję na to, że Asakura smaży się w najgłębszych czeluściach piekła, cierpiąc niewyobrażalne katusze pozagrobowe. A tu co? Ten diabelski pomiot siedzi po drugiej stronie trybun i jeszcze uśmiecha się jakby nic się nie stało! W tym właśnie momencie gniew blondyna osiągnął swoje apogeum.
- Miały być słowa mądrości, ale będą innym razem, bo ktoś zgubił moje notatki. To znaczy, żeby nie przedłużać - poprawił się Goldva. - Tak jak wcześniej należy zarejestrować trzy osobowe drużyny. Macie na to trzy dni. - Przewodniczący Rady zamyślił się, zastanawiając się, czy coś jeszcze powinien powiedzieć. - Pozostaje mi tylko życzyć wam powodzenia. Niech wygra najlepszy! Turniej czas wznowić!
Entuzjazm ogarnął szamanów. Długo wyczekiwany moment nastąpił. Nikt nie zastanawiał się, co będzie po Turnieju. Nie chcieli wybiegać aż tak bardzo w przyszłość. Woleli żyć tym, co było tu i teraz.
Hao spokojnie opuścił trybuny. Powoli wyszedł z areny w towarzystwie Opacho. Widział i słyszał reakcje szamanów, którzy zebrali się na arenie. Niezwykle bawiły go przemyślenia zaślepionego żądzą zemsty Marco. Blondyn nie przebierał w wyzwiskach pod jego adresem.
- Zatrzymaj się, plugawy demonie!
Hao odwrócił się bardzo powoli, wiedząc, że tylko bardziej rozzłości Marco. Spojrzał na blondyna od niechcenia, ignorując wycelowany w niego pistolet. Natomiast Opacho schowała się za Asakurą, czekając na rozwój wydarzeń. Żałowała, że jest jeszcze taka mała i nie potrafi obronić Hao.
- Mi też miło cię widzieć - odparł z uśmiechem brunet. Niezwykle bawiła go ta sytuacja.
Za Lasso stało jeszcze dwóch mężczyzn w białych uniformach. Wszyscy trzej patrzyli na niego z nienawiścią, ale on nic sobie z tego nie robił. Dalej był spokojny, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jestem zaskoczony, że tak późno się dowiedziałeś. Ty i droga Iron Maiden Jeanne. - Skrzywił się nieznacznie, gdy wypowiedział te słowa. - Los bywa dla was niebywale okrutny, nieprawdaż?
Szamani, którzy jeszcze przed chwilą zapełniali arenę, teraz zaczęli się gromadzić wokół Władcy Ognia i X-Laws. Yoh przepchnął się przez tłum razem z przyjaciółmi. Niestety tego się spodziewał... Po Marco mógł spodziewać się tylko i wyłącznie takiego zachowania.
- Więc to ty! - Lasso mocniej zacisnął dłoń na broni. Palec trzymał cały czas na spuście, aby być gotowym do strzału. - Wiedziałem, że te wiedźmy były tam w jakimś celu.
- Wypraszam sobie! - warknęła Kanna, która stała dość blisko Hao. Towarzyszyły jej Marion i Mattie.
Blondyn zignorował Niemkę i jej przyjaciółki. Ciskał gromami w Asakurę i gdyby mógł wypalić dziurę wzrokiem, to Hao przypominałby wyglądem szwajcarski ser.
- Nie jesteś zbyt bystry. - Długowłosy zaśmiał się.
Yoh czuł, że za chwilę stanie się coś bardzo złego, jeśli nie zareaguje. Już miał wyjść z tłumu, gdy usłyszał w głowie głos brata.
~ Ani mi się waż, Yoh. To nie jest twoja sprawa, a ja dam sobie radę.
Głos Hao był cichy i spokojny, ale również nieznoszący sprzeciwu. Yoh pokiwał delikatnie głową.
~ Spotkajmy się tam, gdzie ostatnio. O tej samej godzinie, a teraz nic nie rób.
Nie chcę, żebyś miał przeze mnie na głowie X-Laws, a zwłaszcza Marco, dodał w myślach. Jednak Yoh ostatniego zdania już nie słyszał. Nie mógł, bo Hao wyszedł z głowy brata.
- Asakura Hao. Lasso Marco.
Między szamanami pojawił się Renim. Strażnik wyraźnie kierował oskarżycielskie spojrzenie na uśmiechniętego Władcę Ognia.
- Na mnie nie patrz - mruknął brunet, wzruszając ramionami. - Kulturalnie chciałem pójść z Opacho coś zjeść. Nie planowałem spotkania z nimi.
Dziewczynka wyjrzała zza swojego nauczyciela. Kiwnęła ochoczo główką, mówiąc, że jest bardzo głodna. Hao spojrzał tylko z satysfakcją na blondyna.
- Kulturalnie?! Wypraszam sobie! On nie ma nic z dobrego wychowania! - krzyczał mężczyzna w uniformie.
- W tym momencie jedynym poszkodowanym jest Asakura Hao. - Renim nie wierzył, że kiedykolwiek przyjdzie mu stanąć w obronie Władcy Ognia. Co się na tym świecie porobiło... Ale zasada bezstronności wymagała, by rozstrzygnął ten spór obiektywnie, a wszystko wskazywało na winę Marco.
- Zejdź mi z drogi, strażniku. Każdy, kto broni tego demona, jest przeciwko wyższemu dobru - oznajmił nad wyraz spokojnie, poprawiając lewą ręką okulary. W prawej dalej trzymał broń.
- Za takie oszczerstwa i groźby pod adresem członka rady mogę cię wyrzucić z Turnieju jeszcze przed rozpoczęciem walk - ostrzegł strażnik. - Odejdź, Lasso. Odwróć się i odejdź, dopóki daję ci taką możliwość.
Blondyn zaklął pod nosem. Odwrócił się na pięcie, chowając pistolet. Jego dwaj koledzy poszli w jego ślady, odchodząc za nim. Marco obiecał sobie, że następnym razem nikt mu nie przeszkodzi, a już zwłaszcza Rada. W dodatku został upokorzony na oczach całego Patch Village. Nie ujdzie im to płazem...
Przy okazji teraz wiedział, że Asakura ma jedną z najważniejszych rzeczy Iron Maiden Jeanne. Lasso wolał się nie zastanawiać, co planował ten demon. Należało się go pozbyć i to jak najszybciej. Gdyby nie pojawił się Renim, to już byłoby po problemie. Już jego w tym głowa, aby stworzyć nową, idealną sytuację do wyeliminowania Hao.
- Mistrzu. - Opacho patrzyła wyczekująco na bruneta. Uśmiechała się promiennie z typową dla dziecka niewinnością i ufnością.
- Chodź, Opacho - powiedział Hao, gdy przestał spoglądać w stronę odchodzącego blondyna.
Długowłosy Asakura skierował swoje kroki w tylko sobie znaną stronę. Opacho pobiegła za nim, śmiejąc się wesoło. Minęli Renima, ignorując go. Hao nie zamierzał dziękować strażnikowi, bo wiedział, że w innej sytuacji cała Rada wbiłaby mu nóż w plecy w najmniej oczekiwanym momencie. Jedyne, co powstrzymywało ich przed tym, to Król Duchów i ich odwieczne zasady, którymi się kierowali.
Strażnik spoglądał za odchodzącym szamanem i jego uczennicą. Nie mógł pojąć faktu, że ktoś tak okrutny jak Hao opiekuje się sześcioletnią dziewczynką. W dodatku Opacho nie jest bardzo silną szamanką, co nieco zmienia schemat dotyczący wszystkich popleczników Asakury. Może jednak wszyscy się mylą i ognisty szaman nie jest psychopatą bez uczuć? Renim pokręcił głową. Nie wiedział nawet, dlaczego zaczął się nad tym zastanawiać.
- A wy nie macie niczego do roboty? - zapytał strażnik, patrząc na grupę szamanów. - No już, koniec przedstawienia. Rozejść się.
Yoh wracał z przyjaciółmi do zajmowanego przez nich domku. Cieszył się, że Renim stanął po stronie Hao. Wszyscy widzieli, że to Marco groził brunetowi i, bez względu na to, jaki stosunek do Władcy Ognia mają strażnicy, to Renim musiał opowiedzieć się za ofiarą. Chociaż Hao było bardzo daleko do bezbronnej ofiary, to Yoh poczuł ulgę, gdy brat nie przywołał Ducha Ognia.
- Dlaczego nic nie zrobiłeś? - zapytała Anna, gdy razem z Yoh wchodziła po schodach.
- Poprosił mnie o to - odpowiedział szaman.
Anna zatrzymała się i spojrzała zdziwiona na narzeczonego. Uniosła jedną brew do góry.
- No dobrze. Zabronił mi interweniować - wyjaśnił zgodnie z prawdą. - Ale czuję, że gdyby się przełamał, to poprosiłby mnie o to.
- To dalej jest Hao, Yoh. Nie możesz mu bezgranicznie ufać.
- Wiem, Anno - mruknął cicho. Wiedział, że Kyouyama ma rację, ale mimo wszystko chciał poznać Hao. - Ale wiem też, że nie mogę go teraz zostawić.
Blondynka przytaknęła. Rozumiała, co czuje Yoh. Mogła mieć tylko nadzieję, że Hao nie knuje nic przeciwko właścicielowi mandarynkowych słuchawek. Jej narzeczony był zbyt ufny i obawiała się, iż ognisty szaman wykorzysta to do swoich niecnych celów. Oczywiście, ona nie zamierzała wtedy stać i patrzeć, ale nie mogła wszystkiego zrobić za Yoh, który widział w każdym odrobinę dobra.
Itako pokonała resztę schodów i weszła do salonu. Dobrze nie przekroczyła progu, gdy nagle dostała poduszką po twarzy. Wszyscy obecni w pokoju zamarli, nawet Yoh stojący za blondynką. Poduszka upadła na podłogę tuż obok stóp dziewczyny. W jej czarnych oczach było widać złość. Szybko odnalazła winowajcę, a raczej winowajców. Choco i Horo chowali się właśnie za Faustem, który zapomniał o całym bożym świecie i komplementował Elizę. Ren stał z wyciągniętym guan dao w dłoni, mierząc w ukrywających się szamanów. Zmrużył oczy, czekając na rozwój wydarzeń.
- CZY WYŚCIE POWARIOWALI?! - krzyknęła tak głośno, że niewątpliwie było ją słychać w całym Patch. - Nie odpowiadaj! - warknęła w stronę Horokeu, który już chciał zabrać głos.
Blondynka ciskała gromami w dwóch szamanów chowających się za Faustem. Wychylali jedynie czubki głów, by móc obserwować, co się dzieje. Dostrzegli, że cały pokój jest zdemolowany, a wszędzie latają pióra z poduszek. Anna również widziała, co się stało w salonie. Przyszła chwilę później od nich, a oni już zdążyli coś zrobić.
- Marny nasz los - jęknął Choco.
- Coś mówiłeś? - Kyouyama spojrzała na niedoszłego komika.
- N-nie, pani Anno.
Itako ponownie przyjrzała się szamanom i pomieszczeniu.
- Wy - wskazała na Horo i Choco - posprzątacie cały domek. Ryu i Manta ugotują obiad, a reszta ma mi zejść z oczu.
Nikt nie zamierzał się sprzeczać z Anną. Nawet Ren postanowił wyjść z domku, bo wiedział jak Horo i Choco mogą być irytujący. Ci dwaj razem wzięci są niczym tykająca bomba, czekająca tylko na odpowiedni moment. Dziś wystarczyła chwila nieobecności Kyouyamy i jego nieuwagi. Choco opowiedział dowcip, Horo zaczął go gonić z poduszką. Gdy rzucał w Afroamerykanina, pech chciał, że ten się uchylił i oberwała blondynka. Niestety Ren nie zdążył zareagować w odpowiednim momencie, czyli stłamsić wenę nieudolnego komika w zarodku. Wrócił właśnie z łazienki, gdy Choco już kończył opowiadać kawał, uciekając przed szamanem z północy.
Zacisnął dłoń na guan dao. Miał nadzieję, że Choco i Horo kiedyś zmądrzeją, chociaż sam w to nieco wątpił. Westchnął, odganiając od siebie zbędne myśli. Musiał potrenować, żeby w pełni oczyścić umysł. Wiedział, że Jun tego nie popierała. Liczył się ze zdaniem siostry, która jako jedyna zawsze wstawiała się za nim u ojca, ale nie mógł jej posłuchać. Nie tym razem, stawka była zbyt duża.
Yoh siedział na dachu. Był wcześniej niż powinien, ale nie mógł się doczekać rozmowy z bratem. Rozglądał się, obserwując powoli zasypiającą wioskę szamanów. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń.
- Cześć - przywitał się Yoh.
Hao pojawił się przed chwilą za bratem. Teraz siedział obok ze spuszczonymi z dachu nogami. Cieszył się, że to krótkowłosy rozpoczął rozmowę, bo sam nie wiedział, co mógłby powiedzieć.
- Głupia sytuacja - powiedział właściciel mandarynkowych słuchawek.
Władca Ognia spojrzał na bliźniaka.
- No wiesz... Marco.
- Ach, to. - Ognisty szaman machnął ręką tak, jakby odganiał natrętnego owada. - X-Laws to mój najmniejszy problem.
- Dlaczego nie pozwoliłeś mi zareagować?
Hao spojrzał w zachmurzone niebo. Niewątpliwie zacznie niebawem padać deszcz. Pytanie Yoh odbijało się echem w jego głowie. Szukał odpowiednich słów, aby odpowiedzieć, ale żadne nie były wystarczająco dobre, więc milczał. Złapał się na tym, że zwyczajnie martwił się o Yoh, ale nie mógł tego powiedzieć. Nawet nie przeszłoby mu to przez usta.
- Wiesz jaki jest Marco - powiedział w końcu. - Gdyby zobaczył, że mnie bronisz, to stałbyś się jego nowym celem do wyeliminowania. Dziś o mało nie strzelił do Renima, chociaż wiedział, jakie grożą mu za to konsekwencje.
- Jest zaślepiony żądzą zemsty. Nie widzi nic poza niszczeniem każdego, kto myśli inaczej niż on.
Yoh westchnął, spoglądając w niebo razem z Hao. Cieszył się, bo chociaż ognisty szaman tego nie powiedział, to mimo wszystko w jakiś sposób się o niego martwił. Krótkowłosy Asakura nie wiedział, czym dokładnie kierował się bliźniak. Mógł mieć z tego jakieś korzyści, ale Yoh wolał o tym nie myśleć. Wystarczyło mu przyznanie się Hao, w dość wymijający sposób zresztą, że nie chciałby, aby stał się nowym celem na muszce Marco Lasso.
- Wiesz co? - zaczął Yoh, kładąc się na dachu. Nadal nie odrywał wzroku od zachmurzonego nieba.
- Hm? - Hao spojrzał na brata z zaciekawieniem. Zaskakiwało go to, że Yoh zachowywał się tak naturalnie i swobodnie w jego towarzystwie.
- Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będziemy tak siedzieć na dachu i beztrosko rozmawiać o wszystkim. - Uśmiechnął się delikatnie. - Ta walka i w ogóle... Nie sądzisz, że los dał nam drugą szansę?
Yoh mówił cicho i spokojnie. Zachowywał się tak, jakby Hao nigdy nie był jego śmiertelnym wrogiem, a bratem od zawsze.
- Nie wiem. Możliwe - mruknął długowłosy.
Tak naprawdę, to Hao też się nad tym zastanawiał przez ostatni tydzień. Nie chciał się na razie dzielić z Yoh tymi przemyśleniami, bo były one dość świeże, dopiero się formowały. Nie wiedział kiedy zdobędzie się na bardziej szczerą rozmowę z bliźniakiem. Wszystko było dla niego nowe, chociaż przeżył ponad tysiąc lat. Zaskakiwał go upór i motywacja Yoh, aby go poznać i zrozumieć. W dodatku akceptował go takiego, jaki jest i niczego nie wymagał poza towarzystwem i zwyczajną rozmową. Od właściciela mandarynkowych słuchawek biła empatia i pozytywna aura, wyczuwał od niego całą masę pozytywnych uczuć, których dawniej by się nie spodziewał. Momentami ognisty szaman był nieco przytłoczony, ale i w pewnym sensie zadowolony.
Hao uśmiechnął się. Kątem oka zauważył, że Yoh robi to samo.
To był nowy rozdział w ich życiu, chociaż żaden z nich nie był jeszcze do końca tego świadomy. Iskierka braterstwa dopiero zaczynała się tlić, ale Rzymu też nie zbudowano w jeden dzień. Wszystko jeszcze przed nimi.
~*~
Wiecie, że to był, jak na razie, najdłuższy rozdział na blogu? Aż nie wierzyłam w to, że tyle napisałam. Dobra, chciałam dać rozmowę bliźniaków, dlatego tak długo wyszło. ^^
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. :) Czekam na opinie w komentarzach i/lub na GG, które znajdziecie w zakładce "Autorka". :)
Tymczasem ja zmykam do moich ulubionych przedmiotów, czyli biologii i chemii. Przy okazji nie mogę zapomnieć o tych dwóch zadaniach z niemieckiego. A, i przydałoby się zacząć rysunki do paczki (Ten, kto należy do Szamańskiej Wioski na FB i jest na bieżąco, to wie, o co mi chodzi.) Czeka mnie chyba pracowita niedziela. ^^"
Następny rozdział za tydzień. :)
Do następnego! ^^
Jaka spokojna końcówka, aż brakuje mi kota na kolanach i deszczu za oknem! :D Nie, dobra odwołuję, brakuje mi tylko deszczu za oknem tworzącego swojski klimat do lektury. Kot już się usadowił i mruczy. ;D
OdpowiedzUsuńRen znowu poszedł trenować... Mówiłam Ci, że będzie za twardy! xD Albo nabawi się jakiegoś choróbska z przetrenowania... I Jun nie da mu żyć xD
Anna jakaś łagodniejsza się stała, co ta miłość robi z człowieka? Nie odpowiadaj, pamiętam naszą rozmowę dotyczącą Fausta! :D
Hao w ogóle zachowywał się jak Yoh podczas rozmowy z Marco! Normalnie "co złego to nie ja"! :D I wciąż zastanawia minie ten przedmiot należący do białowłosej puszki... Pewnie bez niego nie uda jej się jakiś "ważny" plan zdobycia korony Króla Szamanów albo zabicia Hao. Kurcze, ciekawość mnie zżera xD
Poczekam na kolejną notkę, może czegoś się dowiem ;)
Pozdrawiam i życzę Ci weny, po zajęciach xD
Tja, Anna takiego zamiaru może i nie miała. Początkowo, bo jakby się nie przenieśli, to chyba by się jednak pojawił...
OdpowiedzUsuńJeżu, ale Yoh ma zdolności w kojarzeniu ludzi. Ja po 5 latach niespełna sześćdziesięciu osób z mojego roku nie potrafię ogarnąć, a ten większość w Patch kojarzy *.* Bardziej niesamowita jest tylko punktualność kogoś z Patch :D Całe szczęście, że notatki znikły, bo jeszcze pomyślałabym, że kto ich podmienił xd
Marco taki zły, jakże mi przykro xD Czuję jednak, że będzie jeszcze bardziej... Swoją drogą, to plemię zaskakuje coraz bardziej. Taka piękna scenka, taki popis w wykonaniu Marco, a ten się zastanawia, czy Hao jest psychopatą. Tak jakby w stosunku do nieodpowiedniej osoby jego rozmyślania idą... Moje też jakoś nie w tym kierunku co trzeba, bo chyba się nie przyznam o jakimż to ważnym przedmiocie Jeanne pomyślałam...
Ogólnie rozdział mi się podoba, bardzo podoba. Zwłaszcza ostatni fragment, bo spotkanie Yoh i Hao. Jeśli nie walczą, to jest to cudowne, a jak jest fajnie opisane, to jest podwójnie cudowne, jak w tym przypadku :D
Pozdrawiam
Nyaaa~~:3 Dedykacja dla mnie.:3 Dziękuję.^^ Czy to znaczy, że będzie asakurzaście?:3333
OdpowiedzUsuńHahaha jak to dobrze mieć Annę po swojej stronie. xDDD Wspominałam już może, że ją uwielbiam? ;D Bardzo dobrze, chwali się tamtym szamanom za prawidłowo rozwinięty instynkt samozachowawczy. xD Ale tak na serio, to naszej gromadce należą się, kurczak, jakieś przywileje, chociażby stała rezerwacja miejsc na trybunach. Ratowali świat? Ratowali. Odrobinę wdzięczności im się należy.
Ech, znowu Marco z tą swoją starą śpiewką. Swoją drogą to musiał być bezcenny widok, ten szok na jego twarzy, gdy zobaczył żywego Hao. Że też nie mogłam przy tym być... xD
Ojej, X-lawsom zginął jakiś artefakt? Jakże mi przykro. Tak szczerze i dogłębnie ubolewam nad ich stratą. Aż mi się łzy leją o plecach. Czyżby Haoś miał z tym coś wspólnego? x)
Taaak, stare dobre czasy... Marco wymachujący bronią przed Hao, jakby Asakurze miało to wyrządzić jakąś krzywdę. Dobrze wiedzieć, że z głową Marco nic się nie zmieniło. xD
Aww Hao martwi się o braciszka.:333333 Bardzo dobrze, bo Marco na pewno nie miałby problemów z wymazaniem z pamięci faktu, że Yoh uratował ich wszystkich przed Hao i za chwilę wyskoczyłby z nową teorią spiskową. Pewnie niedługo i tak do tego dojdzie, kiedy relacje między bliźniakami jeszcze bardziej się zacieśnią (czego już się nie mogę doczekać:333), ale póki co nich Yoh jeszcze się cieszy względnym spokojem. No i przejdźmy już do spotkania bliźniaków~~~!:333
Brawo, Marco. Nastawianie przeciwko sobie także i Rady z pewnością pomoże X-laws. Ale czego innego można się po nih spodziewać. Trochę przykro patrzeć, jak bardzo zaślepia ich ta nienawiść, ale... Ktoś musi być negatywną postacią w opowiadaniu, nie? xD A Marco jest wprost urodzony do tej roli. Chociaż i tak go lubię. xD
No ba, że Hao ma uczucia! Mam nadzieję, że już niedługo reszta szamanów w Patch także się o tym przekona.
Oj Anno, no przecież z daleka widać, że Hao nie mógłby już skrzywdzić swojego braciszka i na pewno nie pozwoli go skrzywdzić nikomu innemu.:333 Jeszcze trochę i sama się przekona, że to całkiem dobry materiał na szwagra. ;D
Haha dawno nie było żadnej demolki w wykonaniu tej rąbniętej gromadki. xD Dlatego to było do przewidzenia, w końcu przyroda lubi mieć wszystko w równowadze. xD
No wreszcie~~~:3333 Bliźniacy...^o^ Mam nadzieję, że te ich spotkania na dachu staną się częstym i regularnym zwyczajem.^-^ Obaj na to zasługują i obaj tego pragną, nawet jeśli Hao jakoś tam jeszcze próbuje temu zaprzeczać. Ale cieszę się, bo chyba powoli zaczyna dostrzegać i akceptować swoje uczucia. Przekona się, jak to wspaniale mieć brata, zwłaszcza takiego jak Yoh.:) Jejku, jak ja się już nie mogę tego doczekać.^o^
Rozdział wspaniały.:333 I ta końcówka...^w^ Z niecierpliwością czekam na następny.^^
Pozdrawiam:)
Obiecałam, że skomentuję, to to robię... :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest super ^.^ Bardzo mi się podoba ^.^ Nie wiem czemu pomyślałaś, iż mi się nie podoba? Fakt, nie komentowałam ostatnio, ale czytałam ^.^ Tak więc, biorę się za komentowanie obecnego/ aktualnego rozdziału... Marco, złość piękności szkodzi, nie wiesz o tym? Najwyraźniej nie, bo byś się tak nie pieklił na widok Hao xD Uuuu... Artefakcik ci zaginął? Ojej, jak mi ciebie szkoda :( Naprawdę *roni łzy... śmiechu* Tak, śmiechu, nie smutku xD Sorry, Marco, ale jesteś JEDYNYM psychopatą, któremu nie współczuję xDD Life is bruuuutaaal, czyż nie? ^.^ Dobra, do rzeczy... Coś czuję, że ten artefakt Hao mu podwędził xd Scena z Anną była nieziemska XD Normalnie cud, iż drużyna Ren przeżyła xD Ren przetrenujesz się, chłopie! A jak ty się przetrenujesz, to ja będę płakać... Dobra, to było bez sensu xd Awwwww~ Asakurzasty moment był bardzo w stylu Yoh-Chcę-Odzyskać-Brata i Hao-Mam-Opory *.* Tak, mój komentarz jest tak logiczny, jak mądry jest Marco... :( Eh, trudno... Zwal na późną godzinę... Pozdrawiam i życzę dużo wenki, Ginny Kurogane :*
Tak, Anna nie musiała nikogo przepędzać, szamani woleli nie narażać zdrowia/życia/dusz i spełnić jej prośbę, nim zdąży ją wyrazić.
OdpowiedzUsuńW ogóle, bardzo ciekawy pomysł na wznowienie turnieju ze wszystkimi uczestnikami, którzy dotarli do Dobie podczas II rundy.
Hao... coś ty zwinął, lub kazałeś zwinąć, X-Laws? Bo to chyba grubszy numer jest...
Goldva, trzymaj te słowa mądrości przy sobie, ciągle ktoś ci je zabiera.
Mysli Hao do Yoh, a szczególnie te, których mu nie przekazuje, są urocze ^__^ Niichan nie chce, żeby otouto miał nieprzyjemności.
Tak, Renim, broń Hao, chociaż wcale nie masz na to ochoty. Trzymaj się zasad Turnieju Szamanów jak przystało na grzecznego strażnika. Biedny Hao jest tutaj ofiarą. A że Marco ofiara losu, to inna sprawa.
Hao, naprawdę, co ty Jeanne zabrałeś? Ulubiony gwóźdź z Żelaznej Damy, tę maskę na przodzie? Zakosiłeś Shamashowi książkę? A może klucz do zamka? XD Nie mogę się doczekać, aż się dowiem.
Scenka Hao z Opacho – rozpływam się. W ogóle, Opacho jest członkiem drużyny Hao, który w mandze najbardziej mnie zastanawiał – dlaczego ją przy sobie trzyma. A potem zobaczyłam jej Oversoul XD
Śmierć poduszek! Uwielbiam, jak w anime i mandze latają poduszki i ktoś nimi obrywa. Chociaż, niekoniecznie Anna.
Podobają mi się rozmowy bliźniaków na dachu.
Ostatnio nie komentowałam, mój wewnętrzny leń ma się niestety dobrze :/ Poprawię się, słowo.
Elmika