niedziela, 10 kwietnia 2016

12. Niezapowiedziana wizyta

Ohayo,
 Zdaję sobie sprawę z jakże późnej godziny i tego, że właśnie prawie mi się skończyła niedziela. Ech... Zastanawiam się, czy kiedykolwiek zacznę publikować o ludzkich godzinach...
Bez przedłużania - dedykacja dla Ginny Kurogane i Spokoyoh. Obie w jakiś sposób nieco mnie zmotywowały do dokończenia tego rozdziału, za co serdecznie dziękuję. :)
Zapraszam do czytania. ^^

~*~

    Siedzieli w ciszy, patrząc się w ogień. Płomienie wesoło tańczyły, oświetlając im twarze, które w półmroku wyglądały tajemniczo i momentami przerażająco.
    Zbliżała się północ, ale Marion nie była śpiąca. Jeszcze pół godziny temu ćwiczyła razem z Hao nad jeziorem. Myślała, że brunet zapomniał o ich treningu, którego nie dokończyli przed południem. Asakura był zajęty przez prawie cały dzień, zniknął po walce Drużyny Rena i Drużyny Smoka na kilka godzin i nikt nie wiedział, dokąd poszedł. Wrócił dość późno i, nie zjadłszy nawet kolacji, polecił kilku osobom, aby poćwiczyły w parach ataki. Phauna nie przypominała o sobie i, pomimo lekkiego zawodu, patrzyła ze znudzeniem na sparing Peyote i Luchista.
    Gdy wszyscy mieli iść już spać, Hao zawołał Phaunę, pytając, czy chciałaby dokończyć trening. Oczywiście zrozumiałby odmowę ze względu na bardzo późną godzinę. Dziewczyna wahała się dłuższą chwilę, ale przecież cały dzień czekała na ten moment, więc zdecydowała, że sen poczeka. W końcu są rzeczy ważne i ważniejsze.
    A teraz siedziała obok Asakury, grzejąc się przy ognisku. Czuła lekkie zmęczenie, ale również satysfakcję - Hao pochwalił ją, mówiąc, że zrobiła duże postępy. Co prawda, Władca Ognia nie rozwodził się za bardzo nad jej umiejętnościami. Wyznawał zasadę, żeby nie chwalić nadmiernie swoich uczniów, by nie popadli w samozachwyt, poprzestając na laurach i nie rozwijając dalej swoich umiejętności.
    Hao zauważył, że Marie zachowywała się nieco swobodniej niż zazwyczaj, co go ucieszyło. Blondynka wyglądała rozkosznie, gdy rumieniła się, ale Asakura wolał, by była bardziej otwarta i spontaniczna przy nim. Już dawno przestał zwracać uwagę na to, czy tytułuje go mistrzem. Mówiła tak na niego przy innych, ale gdy byli dziś sami, rozmawiała z nim swobodnie. Przypuszczał, że mogła się tylko zapomnieć i jutro wszystko wróci do stałego stanu rzeczy. Jednak wolałby, aby ich relacja nie cofała się, a rozwijała dalej. Dość długo czekał, aby Phauna przełamała się.
    Marion oderwała wzrok od płomieni, spoglądając na profil szamana. Zamyślony Asakura podziwiał swój ulubiony żywioł, nie zdając sobie sprawy z tego, że jest obserwowany przez swoją towarzyszkę. Uśmiechał się lekko pod nosem, przez co wyglądał na niezwykle spokojnego i odprężonego. Blondynka coraz częściej widziała go w takim stanie. Dawniej chodził rozdrażniony przez wiele czynników. A to Turniej się dłużył, X-Laws się panoszyło w Patch Village, pokazując jacy to oni są świetni i jak bronią pokoju oraz wszelkiego dobra w imię cierpiącej Jeanne. Czasami na dokładkę Rada denerwowała bruneta.
    Wszystko się zmieniło, pomyślała. Westchnęła cicho, wyrywając Hao z zamyślenia. Spojrzał na nią swoimi czarnymi oczami i pierwszy raz od dawna Marie utrzymała kontakt wzrokowy z Asakurą. Nie wiedziała, czy będzie tego później żałować, ale postanowiła zaryzykować, pozwalając sobie utonąć w oczach chłopaka. Poczuła się jak zwykła nastolatka, jakby zauroczyła się zwykłym chłopakiem z dala od tego całego szamańskiego zamieszania. Nawet nie obchodziło jej to, czy Hao czyta jej w myślach niczym z otwartej księgi, dowiadując się jednocześnie o jej uczuciach, które starała się bardzo długo skrywać przed nim.
    Zerwał się lekki wiatr, rozwiewając ich fryzury. Na twarz Marion spadł blond kosmyk przydługiej już grzywki, zasłaniając prawe oko dziewczyny. Hao uśmiechnął się, dziękując w duchu naturze za to jakże przypadkowe zrządzenie losu, i delikatnie odgarnął włosy Marie. Nie zabrał od razu dłoni, obserwując reakcję zielonookiej. Dawniej Włoszka spięłaby się lub nieznacznie odsunęła, a teraz siedziała spokojnie, pozwalając na ciepły dotyk chłopaka.
    - Zaskakujesz mnie dzisiaj - powiedział Hao. - Jestem pod wrażeniem.
    - Och, ja tylko...
    - Jesteś sobą. - Uśmiechnął się, niechętnie zabierając dłoń. - I to mi się podoba.
    Włoszka odwzajemniła uśmiech, stwierdzając z ulgą, że nie miała się czego bać, a Hao jest takim samym człowiekiem jak wszyscy. Była głupia, broniąc się przed bliskością Asakury, bo on sam przejawiał inicjatywę, aby spędzać z nią czas. A ona? Ona starała się nie zakochać, sądząc, że to nie do końca stosowne.
    - Chyba już pójdę. - Ziewnęła cicho, zasłaniając dłonią usta.
    Chciała wstać, ale Hao zatrzymał ją, łapiąc za dłoń zielonookiej. Zdziwiona spojrzała na chłopaka, zastanawiając się, co brunet planuje.
    Asakura wahał się tylko przez chwilę. Nie mógł bez powodu zatrzymywać śpiącej i zmęczonej dziewczyny, więc szybko podjął decyzję. Kierował się zwykłym ludzkim odruchem, gdy musnął wargami jej policzek. Miał wrażenie, że czas się zatrzymał, a on działa po raz kolejny pod wpływem impulsu. W żadnej poprzedniej reinkarnacji nie podejmował tak spontanicznych decyzji, ale nie przeszkadzało mu to. Nie teraz, gdy chciał wszystko zmienić.

    Yoh siedział na parapecie, pijąc herbatę i spoglądając przez otwarte okno. Słońce powoli wschodziło za horyzontem, gdy się przebudził, więc stwierdził, że nie ma już sensu kłaść się do łóżka. I tak za godzinę musiałby wstać, aby iść na poranny trening.
    - A cóż to? Czyżby apokalipsa niedługo? - Zaśmiał się jakiś głos na dole.
    Zaskoczony Yoh zachwiał się, omal nie wypadając z okna. Z ulgą stwierdził, że udało mu się utrzymać równowagę, ciesząc się, iż herbatę prawie dokończył i nawet jeśli rozlałby resztę zawartości kubka, to nie poparzyłby się.
    - Hao! Nie strasz mnie, bo kiedyś na zawał zejdę - zawołał z wyrzutem młodszy z braci.
    Długowłosy Asakura uniósł ręce w przepraszającym geście, po czym teleportował się. Dosłownie sekundę później siedział już na krześle przy stole w kuchni.
    Yoh zeskoczył z parapetu, stwierdzając, że Hao jest dziś wyjątkowo szczęśliwy. Nie musiał pytać, po prostu widział zmianę w zachowaniu brata i to mu zupełnie wystarczało. Nic nie cieszyło go bardziej, niż obserwowanie zachodzących zmian w nastawieniu ognistego szamana.
    - Co cię sprowadza?
    - Czy ja zawsze muszę mieć stosowny powód do wizyty? - obruszył się Hao.
    - W sumie to nie... - Yoh uśmiechnął się przepraszająco. - W każdym bądź razie miło cię widzieć.
    - Co powiesz na to, że pójdę z tobą pobiegać? - zaproponował długowłosy.
    - Czemu nie, będzie fajnie. - Właściciel mandarynkowych słuchawek wyszczerzył ząbki, ciesząc się na wspólny trening.

    Zaczynali właśnie ósme z dziesięciu okrążeń wokół wioski. Słońce było już naprawdę wysoko na niebie i dawało się we znaki bliźniakom, ale mimo to rozmawiali w najlepsze, jakby w ogóle nie odczuwali zmęczenia.
    Yoh specjalnie wybrał taką trasę, aby przypadkiem nie wpaść na żadnego członka X-Laws. Hao twierdził, że jego zła opinia mogłaby mu zaszkodzić, a tego Władca Ognia nie chciał. Najpierw musiał popracować nad relacjami z Yoh i Marion, zanim zajmie się resztą szamańskiej społeczności, na której jakoś szczególnie mu nie zależało, ale nie chciał, by wszyscy pomyśleli, że właściciel mandarynkowych słuchawek przeszedł na stronę wroga.
    - No dalej, leniuchu, nie zatrzymuj się - zawołał Hao do bliźniaka, który zwolnił, aż w końcu zatrzymał się. - Obserwowałem cię i wiem, że masz dobrą formę.
    - Musiałem się podrapać - wyjaśnił Yoh, doganiając bliźniaka. - Czy ty wiesz jak śmiesznie to wygląda, gdy próbujesz biec i drapać się po łydce jednocześnie?
    Hao pokręcił głową. Nie miał pojęcia, o czym krótkowłosy szaman mówił, ale wyobraźnia podpowiadała mu, że musiało to naprawdę komicznie wyglądać. Uśmiechnął się pod nosem, zrównując się z bliźniakiem.
    - Wiesz co?
    - Hm? - mruknął pytająco Yoh.
    - Nie pamiętam już kiedy ostatni raz robiłem to, na co miałem ochotę. - Urwał na chwilę. - Zawsze byłem zbyt pochłonięty planami, aby zostać Królem Szamanów. Uważałem, że typowo ludzkie odruchy są oznaką słabości, a było całkowicie odwrotnie. Ty pierwszy trafiłeś w mój słaby punkt, za co w sumie jestem ci bardzo wdzięczny.
    - Nie zrobiłem nic takiego. - Podrapał się po głowie z zakłopotaniem. - Starałem się być sobą.
    - To chyba uratowało mnie, bo gdy zrozumiałem, że nie zawahasz się zadać ostatecznego ciosu w obronie przyjaciół, to teleportowałem się w ostatniej chwili. Tylko na to wystarczyło mi furyoku - wyjaśnił Władca Ognia. - Później Opacho wyczuła moją gasnącą aurę i razem z Marion uratowały mnie. - Na wspomnienie o blondynce uśmiechnął się lekko, bo oczami wyobraźni widział moment, gdy pocałował ją w policzek, a ona lekko zawstydzona pożegnała się, po czym uciekła do swojego namiotu, który dzieliła z przyjaciółkami. Od tamtej chwili nie widział jej jeszcze i złapał się na tym, że nie może się doczekać, aż ją zobaczy.
    Pokręcił głową, łapiąc się na tym, że zachowuje się nieco irracjonalnie. Pierwszy raz czuł coś podobnego, ale pomimo tego chciał dalej iść na przód. Chciał poznać Włoszkę bardziej niż kiedyś i być dla niej kimś więcej, nie tylko mistrzem.
    - Ostatnie okrążenie. Ścigamy się? - zaryzykował pytaniem właściciel mandarynkowych słuchawek.
    Hao wzruszył ramionami, przyspieszając, by dogonić Yoh. Przecież nie da bratu tej satysfakcji, a na taryfę ulgową to mógł liczyć u przyjaciół. Złapał się na tym, że chce rywalizować z właścicielem mandarynkowych słuchawek dla zabawy, jak typowi bracia. Jeszcze nie przyzna się na głos, ale w głębi duszy chciał, aby tak było. Jednak pozostawała świadomość, że jeszcze długa droga przed nimi.

    Marco wystrzelił kilka serii ku tarczy z wizerunkiem Hao. Do ćwiczeń używał pistoletu na niewielkiego kalibru naboje, więc pod ścianą leżało co najmniej czterdzieści pustych łusek. Ze złością wymienił magazynek, po czym wypuścił kolejną salwę. Chciał zetrzeć ten perfidny uśmieszek z twarzy swojego największego wroga. Z satysfakcją zauważył, że postać na tarczy jest zmasakrowana, ale to mu nie wystarczyło, więc wystrzelił resztę naboi z magazynku.
    Odłożył pistolet na stolik pod ścianą. Poprawił okulary, podchodząc do tarczy. Musiał ją wymienić, chociaż z lekkim rozczarowaniem. Za chwilę znowu będzie musiał oglądać paskudny wizerunek tego demona. Pocieszał się myślą, że jeszcze cztery magazynki naboi czekają na swoją kolej. Uśmiechnął się wrednie, zabierając się za wymianę tarczy.
    - Marco, panienka Iron Maiden Jeanne pragnie cię widzieć - oznajmił Porf, przyglądając się rozsypanym pod ścianą łuskom. - Ciężki poranek? - zapytał z kpiącą nutą w głosie.
    Lasso posłał mu lodowate spojrzenie, uważając żartobliwe pytanie za największą zniewagę. Skończył wymieniać tarczę, szybko sprzątnął łuski spod ściany i, chowając pistolet do kabury, wyminął Porfa. Miał od kilku dni gorszy humor, co odbijało się na wszystkich z wyjątkiem Jeanne. Jej nigdy nie uraziłby, Iron Maiden była dla niego niczym świętość.

    - Panienka chciała mnie widzieć - oznajmił Lasso, gdy Jeanne zaprosiła go do środka.
    - Owszem, uważam, że powinniśmy się bliżej przyjrzeć pewnej sprawie.
    Melodyjny i spokojny głos Iron Maiden nie wskazywał ani trochę na to, aby była to poważna rzecz, jednak Marco długo znał swoją panią i wiedział, że spokój Świętej Panienki jest jedynie efektem wieloletniej medytacji w Żelaznej Dziewicy. Tak naprawdę albinoska przejmowała się światem bardziej niż ktokolwiek inny, cierpiąc w duszy, gdy widziała szerzące się zło. Blondyn pragnął oczyścić planetę ze wszelkich plugawych nasion, które zasadziły demony. Zaczynając od Asakury Hao, to był jego priorytet.
    - Zamieniam się w słuch - powiedział, poprawiając okulary.
    - Niedawno wyczułam o wiele bardziej niepokojącą aurę od tej należącej do Asakury Hao. - Marco na dwa ostatnie słowa skrzywił się w taki sposób, jakby Francuzka wypowiedziała niepasujące do jej delikatnej osoby przekleństwo. - To silna istota, prawdopodobnie nawet nie jest człowiekiem. Zbliża się coraz bardziej i niewątpliwie zechce namieszać w Turnieju, a Król Duchów jest już osłabiony i czeka na nowego Króla Szamanów.
    - Zbadam sytuację - obiecał Lasso, przyklękając na jedno kolano. - Masz moje słowo, że wykonam zadanie niezwykle starannie.
    Jeanne uśmiechnęła się delikatnie do swojego najbardziej zaufanego człowieka, wiedząc, że Marco na pewno przyłoży się do zadania. Przy okazji miała nadzieję, iż chociaż na chwilę oderwie go od manii prześladowania Hao i wymyślania teorii spiskowych na Yoh. Była świadoma uporu blondyna, ale nie mogła dopuścić, aby po raz kolejny naraził się Wielkiej Radzie Szamanów. Mieli szerzyć dobro, a Lasso czasami zapominał się w dążeniu do unicestwienia Władcy Ognia. Oczywiście, uważała, że jest to zwykła ludzka słabość. Nic więcej.

    Hao siedział z bratem pod ścianą domku, odpoczywając w cieniu. Właśnie zakończyli remisem swój wyścig i teraz pili zimną wodę z cytryną i lodem. Długowłosy Asakura miał świadomość, że powinien wrócić już do obozu, Opacho na pewno szukała go w każdym możliwym miejscu i jej pojawienie się u wesołej gromadki było tylko kwestią czasu, a wolał aby bez potrzeby nie biegała sama po Patch Village. Chociaż była niezwykle sprytna, to wiedział, że przy Marco często nie wie, co ma zrobić i najchętniej schowałaby się wtedy za nim.
    - Jakoś niebawem się znowu pojawię - powiedział Władca Ognia, zakładając swoją nieśmiertelną pelerynkę.
    Uśmiechnął się do brata, po czym teleportował się.
    - Chyba wiele mnie ominęło.
    - Tata! - Yoh był nie tyle zaskoczony, jak nieprzygotowany na wizytę Mikihisy, a już w ogóle nie w takim momencie, gdy dogadywał się z Hao.
    - Wydaje mi się, że to ja powinienem być bardziej zaskoczony od ciebie, Yoh - powiedział mężczyzna w masce, zeskakując z drzewa. - Musimy porozmawiać. To ważne, chyba nawet ważniejsze od tego, co przed chwilą zobaczyłem.

~*~

 Starałam się wyłapać wszelkie błędy, ale po prostu jest już późno i jak coś zauważycie, to napiszcie mi w komentarzu lub na GG (znajdziecie numer w zakładce autorka).
 Powiem szczerze, że mam wielkie pokłady weny, ale brak motywacji do pisania. Serio, to lekko dołujące. :c Staram się to ogarnąć, ale nie powiem - trochę trudno i opornie mi to idzie.
 Zdaję sobie również sprawę z tego, że rozdział jest krótszy od poprzednich, za co przepraszam. Mam nadzieję, że jakościowo jest wystarczająco dobry. :)
 Następny rozdział za tydzień lub dwa, zobaczę jak będzie z moim czasem, bo 18 kwietnia mam wstępne wystawienie ocen, a 25 klasyfikację. A w tym tygodniu przydałoby się już poprawić wszelkie oceny, które mi zostały, coby na koniec liceum mieć przyzwoitą i zadowalającą średnią. Jest ona oczywiście tylko dla mojej satysfakcji, bo matura decyduje o moim przyjęciu na studia. xD
 Tak przy okazji - proszę o zostawianie komentarzy, które mnie bardzo motywują do dalszego pisania. Owszem, piszę dla siebie, ale miło jest wiedzieć, że ktoś czyta i zostawia swoją opinię. Naprawdę - Wasze opinie są dla mnie mega ważne. :)
 Tymczasem ja idę szybko powiadamiać i spać, bo rano muszę wstać. Mam na 7:10 lekcje, będzie trudno, ale dam radę. ^^
 Do następnego. :3

5 komentarzy:

  1. Asakurowie mają słabość do blondynek. Definitywnie! Ciekawi mnie kolejne spotkanie Hao i Marion. Stawiam na zawstydzenie i konsternację ze strony blondynki! :D
    Co może być gorsze od Hao? Jakiś parszywy demon! I takim oto sposobem zaszufladkowaliśmy Wielkiego, jako największe ludzkie zło tego świata. xD
    A Marco dalej przechodzi ludzkie pojęcie. Czyli dzień jak co dzień :P
    I takim miłym akcentem zakończę ten komentarz :D
    Weny, Skarbek, weny~!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Noż kurczaki, wyprzedzono mnie!
    Na wstępie: Dziękuję za dedykację :* Co prawda, nadal nie wiem za co ją dostałam, ale cii... (Tak, Gin absolutnie nadal nie wierzy, że zmotywowała Paulę do dokończenia rozdziału xD)
    Trudno... xD Przeżyję:D Hmmm, faktycznie! Nasi Asakurowie mają słabość do blondynek!xD Na szczęście, do tych mądrych :D No, ale szkoda, że ich wybranki są tak zamknięte w sobie ;( Może kiedyś - przynajmniej u ciebie - się otworzą na świat i ludzi bardziej ^.^ Asakurzaste momenty są bardzo asakurzaste, a moje komentarze bardzo nielogiczne, lecz ciii... xD Oj, Marco, Marco, bardzo by cię zabolało, jakbyś sobie władował jedną z tych kulek w łeb lub w serce, a nie w tarczę z podobizną Hao? =.=''' Proszę, zrób to T^T Jak nie dla mnie, to choć dla Jeanne! Nie... Jeanne nigdy by ci nie pozwoliła na zabicie się :( Szkoda! Naprawdę wielka szkoda :( Z drugiej strony SK bez Marco, to nie SK XD Tak samo jak SK bez Silvy-papli... Hmmm, demon? Serio? Się boję, co będzie dalej... Pewnie Wielki zmartwychwstanie i namówi tego demona na współpracę, a potem jak demon odwali swoją część umowy, to wbije mu nóż w plecy xD Dosłownie xD Co z tego,że większość demonów jest nieśmiertelna? XDD Wielki jest naj i w ogóle i wszystkie demony mogą mu nagwizdać xDD Mikihisa, ty trollu! Jak śmiałeś rozwalić asakurzasty moment? No cóż, mogło być gorzej, bo na scenę mógł wkroczyć dziadzio Yohmei razem ze swoją bandą upierdliwych Shi... Poczekaj, żebym to ja dobrze napisała... *myśli, bawiąc się lizakiem* Shiki... Shikigami! Właśnie, Yohmei i jego upierdliwe Shikigami XD Dobra, kończę ten komentarz, również śląc multum weny~! Pozdrawiam, Ginny Kurogane :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wszystkie części :D Ładnie się zapowiada i Hao się tak cudownie zmienił i to w każdym aspekcie <3 Wiedziałam że wszyscy pójdą za Yoh gdy ten powie, że chce pomóc bratu i sam to dobrze ujął że połowa jego przyjaciół próbowała go zabić dlatego też sto razy bardziej wole mange :) Anime było fajne na początku, ale manga ma w sobie tyle niuansów które człowiek wyłapuje dopiero za 3 razem gdy ją czyta no i ten najważniejszy aspekt- Yoh chciał pomóc bratu a nie go zabić i nie mogę tego wybaczyć Anime, że nie odwzorowali mangi :( Ale w sumie dzięki temu można pisać co się działo z Yoh i resztą po akcji w Sanktuarium :P Trzeba szukać plusów :D Ciekawi mnie to straszydło w kapturze, coś mi się wydaje że się wszyscy zjednoczą w walce przeciwko niemu :) takie moje domysły ;) I wejście Mikhisy... nie tego się spodziewałam :P
    Podsumowując jestem bardzo ciekawa co będzie dalej :D i zapraszam do siebie na http://hoshi-no-seichi.blogspot.com/ jest to również blog o tematyce sk, przy czym pierwsze dosyć krótkie opowiadanie dzieje się po anime, jednak wplotłam coś z mangi, natomiast drugie które liczy sobie teraz 4 części jest pisane po mandze i raczej nastawione na spokojne życie całej gromadki włącznie z Królem Szamanów :) Zapraszam serdecznie!!!
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się zdecydować, czy bardziej podoba mi się fragment z Marion, czy poranek z Yoh. Oba są świetne. Takie ciepłe, takie normalne i tak cudownie się je czytało *.* W ogóle cudowna to jest ta przemiana Haosia. Popieram, niech się stara zmienic, niech dostrzega dawne błędy. Może w końcu całkiem zmądrzeje...
    Taak, jak ja dobrze rozumiem Hao. Też nie pamiętam kiedy ostatnio robiłam coś tylko dlatego, że miałam ochotę :/ Ale niedługo wakacje, może coś się zmieni...
    Ej, ale tarcza Marco mi się nie podoba. Co to ma być?! Nowy poziom wariactwa?! JA rozumiem nienawiść, ale żeby aż tak?! Przecież to Haoś. Na dodatek zmieniający się... Mam nadzieję, że w skończą mu się magazynki a tarcze pozostaną i i tak będzie musiał patrzeć na Haosia. Za karę, choć ja to bym taki wizerunek Hao w rozmiarach naturalnych przygarnęła z przyjemnością.
    Może by tak nowy złoczyńca był tak uprzejmy i wyrzucił Wyrzutki...? Domyślam się, że jest zły i okropny, pewnie sporo namiesza i nic dobrego z jego pojawienia się nie wyniknie, ale może chociaż taki drobiazg...? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, dedykacja dla mnie... Teraz to już mi w ogóle wstyd, że tak późno komentuję.:( To w ramach rekompensaty postaram się chociaż jakiś sensowny komentarz napisać...

    Nooo widzę że Hao na poważnie bierze się za te zmiany.x) I bardzo dobrze. Cieszę się, że w końcu zaczął sobie przyznawać prawo do szczęścia. Ratowanie świata to szczytna idea, ale do tej pory oddawał się jej całkowicie, zapominając w tym o sobie (o niewłaściwych metodach nie wspominając). Egoizm też nie jest właściwy, ale każdy zasługuje na coś dobrego od życia. Na przykład na kochającego braciszka czy dziewczynę.:3 No i dobrze, że również Marion zaczyna rozumieć, że to nic złego się zakochać oraz że to wcale nie takie nierealne, żeby Hao te uczucia odwzajemnił.
    A tam, przestań już chrzanić z tą długą drogą, Hao.:p Nawet jeśli rzeczywiście jest długa, to jest oba z górki i to całkiem stromej. Awww...:3 To takie miłe, że Hao przyszedł rano odwiedzić braciszka.:3 I potem sobie razem biegali, rozmawiali, ścigali się... Serio długa droga? Gdzie?xD Nawet nie wiesz, jak mnie ucieszył ten rozdział.:) Tak właśnie powinno być od zawsze. Obaj tak bardzo na to zasłużyli, żeby mieć siebie i móc być dla siebie prawdziwymi braćmi. Zwłaszcza po tym, przez co musieli przejść. Mam nadzieję, że już wkrótce przestaną to być dyskretne spotkania i bracia będą mogli otwarcie spędzać ze sobą czas. W sumie ze strony przyjaciół Yoh nie oczekuję żadnych problemów. Wystarczy tylko spojrzeć na Hao, by zauważyć, jak bardzo się zmienił. Poza tym im ich więcej w tym szalonym stadku, tym weselej.;D Problem będzie pewno z X-laws i ich pogiętą interpretacją tej sytuacji, ale z nimi zawsze były problemy, więc to nic nowego.xD
    Gorszy humor Marco? A to on kiedykolwiek miał pogodny humor? Chyba że wtedy, przez ten krótki czas życia w przeświadczeniu, że Hao zginął. Serio, jemu też by się przydała zmiana nastawienia. Żeby porzucił zemstę i zaczął w końcu cieszyć się życiem.
    "Czasami" się zapominał? Ech, Jeanne może i jest bardzo potężną szamanką, ale wciąż jest naiwna jak dziecko... Niemniej cieszy mnie, że chociaż ona nie kieruje się tą maniakalną chęcią unicestwienia Asakury za wszelką cenę. I że dostrzega to u Marco jako problem.
    Hmm, skoro ona wyczuwa nadchodzące niebezpieczeństwo - u to groźniejsze od Hao - to chyba rzeczywiście możemy zacząć się niepokoić... Może w takim razie X-laws z łaski swojej okażą się przydatni i gdy przyjdzie co do czego, to pomogą naszej gromadce w walce z tym zagrożeniem, hm?
    Co może być ważniejsze od pogodzonych bliźniaków?:3 No naprawdę, Mikihisa, ja nie rozumiem. Okej, okej.xD Pewnie się zaraz czegoś dowiemy o tym zagrożeniu, o którym wspominała Jeanne. I to w następnym rozdziale, który zaraz przeczytam, bo nie muszę na niego czekać.:3 Tak, jakieś tam zalety posiadania zaległości istnieją.xD

    OdpowiedzUsuń