poniedziałek, 25 lipca 2016

24. Zemsta

Witam,
Trochę po północy, ale jestem. Wybaczcie lekkie spóźnienie, ale mój internet kpi sobie ze mnie od kilku dni. >.<
Miłego czytania. :)

~*~

    Deszcz stopniowo ustawał, gdy Hao, Marion i Opacho wracali do obozu. Późno wyszli od Yoh. Ognisty szaman musiał w skrócie opowiedzieć, co wydarzyło się w Księdze Zniszczenia po tym jak został sam na sam z Morrigan. Piroman niechętnie odpowiadał na pytania, które jeden przez drugiego wykrzykiwali przyjaciele jego brata. Jedynie Ren był cicho, z obojętnością opierając się o ścianę i pijąc zimne mleko.
    Opacho szła przed Hao i Marie, podskakując co chwilę do góry, jakby chciała coś złapać. Asakura zadbał o to, aby dziewczynka nie zmokła, więc krople omijały ją. Natomiast Phauna zaprotestowała, mówiąc, że bardziej już nie zmoknie niż gdy szła do Yoh. Hao przystał na jej prośbę.
    Większość drogi szli w ciszy. Dłonie Hao i Marie co chwilę stykały się, ale oboje ignorowali ten fakt. Piroman cały czas miał w myślach obraz Włoszki, podchodzącej do niego z ulgą, jakby wszystkie zmartwienia ulotniły się, gdy go ujrzała. Bez przerwy czuł jej ciepłe ciało, jakby dalej go przytulała. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie powinien myśleć o takich rzeczach, gdy musiał przygotować się psychicznie na walkę z Morrigan. Jednak to dzięki Marion udało mu się przeciwstawić bogini. Nie mógł zaprzeczać, że gdyby był sam to uległby jej wizjom, ale nie był sam. Czuł wsparcie Yoh i Marion. Marion, która nie wiedziała nawet, gdzie poszedł i w jakim celu.
    - Po co poszłaś do Yoh? - zapytał w końcu.
    Phauna, która wcześniej spoglądała przed siebie, odwróciła głowę w stronę Asakury.
    - Kiedyś, gdy uratowałeś mi życie, obiecałam, że zawsze będę przy tobie - odparła. - Obiecałam ci lojalność. Poza tym - dodała - czułam, że stało się coś złego.
    - Cieszę się, że dotrzymujesz swojej obietnicy, ale pomysł, aby wejść do Księgi Zniszczenia nie był dobry.
    Marie milczała, nie wiedząc co powiedzieć. Miała świadomość, że tamten pomysł był nieodpowiedzialny.
    - Gdybyś tam weszła - kontynuował - to Morrigan, znając moje uczucia względem ciebie, wykorzystałaby cię. A ja nie miałbym wyboru, bo chciałbym wtedy cię chronić. Zrobiłbym wtedy wszystko, żeby nic ci się nie stało.
    Blondynka była zaskoczona wyznaniem Hao, z jednej strony cieszyła się, ale z drugiej nie mogłaby sobie wybaczyć, gdyby przez nią musiał spełnić wolę Morrigan. Dziękowała Królowi Duchów, że jednak nie zdecydowała się na ten nieco desperacki czyn. Nie była tak silna, aby ochronić ognistego szamana, nawet gdyby tej ochrony potrzebował.
    Asakura usłyszał myśli Marion. Domyślił się, że chaos zapanował w głowie Włoszki, przez co przestała skupiać się na zamknięciu umysłu przed jego reishi. Dziewczyna dosłownie beształa się w myślach za nieodpowiedzialny pomysł.
    Złapał ją delikatnie za dłoń. Zaskoczona przestała robić sobie wyrzuty i spojrzała na bruneta. Przyciągnął ją lekko do siebie tak, aby stanęła przodem do niego.
    - Przestań - powiedział zdecydowanie, ale spokojnie. Brzmiało to bardziej jak prośba niż rozkaz. - Nic się na szczęście nie stało i nie powinnaś tak tego roztrząsać. Poza tym... - Odgarnął grzywkę z oczu dziewczyny, ale nie zabrał dłoni, zostawiając ją na policzku dziewczyny. - Jestem pod wrażeniem, że w obliczu niebezpieczeństwa wahałaś się tylko dlatego, że mógłbym być na ciebie zły.
    Marion czuła bliskość Hao, bijące od niego ciepło. Gdy patrzył na nią, miała wrażenie, że cały świat nie ma żadnego znaczenia, wszystko jest w porządku, a im nie zagraża jakaś pradawna bogini. W tym momencie liczył się dla niej tylko i wyłącznie ognisty szaman.
    - Mistrzu Hao!
    Romantyczny moment przerwała Opacho, która wcześniej nie zauważyła, że Hao i Marie zatrzymali się i poszła dalej sama. Przed wejściem do obozu przestraszyła się i szybko wróciła, aby przekazać Asakurze złe wieści.
    - Co się stało? - zapytał ognisty szaman, kucając przed dziewczynką.
    - X-Laws... - W oczach Opacho zebrały się łzy. - Atakują obóz.
    Hao i Marie zapomnieli o tym, o czym przed chwilą rozmawiali. Asakura teleportował siebie i swoje towarzyszki do obozu, aby powstrzymać X-Laws jak najszybciej. To, co ujrzał, uświadomiło mu, że samozwańcza grupa, która chciała, aby sprawiedliwości stało się zadość, była bardziej niebezpieczna niż sądził. Jego uczniowie dzielnie odpierali atak X-Laws, broniąc obozowiska.
    - Dobrze, że już jesteś! - zawołał Nichrom.
    Indianin uśmiechnął się łobuzersko i zaatakował Marco. Lasso zablokował atak, ale po chwili spojrzał na Hao, rozpraszając się, przez co jego kontrola ducha została prawie złamana.
    Marion utworzyła kontrolę ducha i dołączyła do Kanny oraz Mattie broniących się przed dwoma mężczyznami w białych uniformach.
    - Schowaj się i czekaj, aż przyjdę - powiedział Hao do Opacho.
    Murzynka skinęła główką, po czym zniknęła za drzewami.
    Ognisty szaman przywołał swojego ducha stróża. Nie chciał w najbliższym czasie walczyć z X-Laws, ale Jeanne nie dała mu wyboru. A może Marco? Iron Maiden nigdzie nie widział. Zdążył się przyzwyczaić do tego, że Lasso niekiedy działa za plecami świętej panienki, ale nie spodziewał się zmasowanego ataku na swój obóz.
    Po dołączeniu Hao do walki X-Laws stopniowo zostawali bez furyoku. Tym razem nie zamierzał być pobłażliwy. Organizacja słono zapłaci za to, że śmiała go zaatakować, w dodatku gdy go nie było w pobliżu. Niczym banda tchórzy.
    Duch Ognia złapał Marco w swoją łapę. Pot zroszył czoło blondyna, zdecydowanie czuł niesamowity żar bijący od ciała potwora. Był skrępowany i nie mógł się ruszyć. Miał przed oczami widmo śmierci, nie przypuszczał, że Hao od tak go puści.
    - Wypuść go! - krzyknął jakiś chłopak, mniej więcej w wieku ognistego szamana. Głos mu drżał, ale starał się ukryć strach.
    Hao uśmiechnął się drwiąco. Niedobitki X-Laws właśnie mu groziły, celując w niego swoimi pistoletami, myśląc, że wypuści Marco ze strachu przed nimi.
    - Hao, wystarczy - powiedział Silva.
    Za Indianinem stało kilku innych strażników.
    - Dlaczego miałbym to zrobić? Napadli na mój obóz, więc od mojej dobrej woli zależy, czy dożyją jutra.
    - Nie ty decydujesz o czyimś życiu, Hao - oznajmił Renim. - Puść Marco. Zajmiemy się X-Laws jak należy.
    - Jasne, powiecie, że tak nie wolno. Dacie im szlaban albo karę, a później pogłaszczecie po główce i powiecie, że wierzycie, że są tak naprawdę dobrymi ludźmi. - Hao zaśmiał się. - Zawsze to samo, ale proszę bardzo. Są wasi.
    Hao zamachnął się ręką, a Duch Ognia powtórzył ten gest, rzucając Marco na bok. Lasso wylądował na drzewie obok strażników. Jego uniform był nadpalony, a tułów mężczyzny poznaczony oparzeniami pierwszego i drugiego stopnia. Karim i Radim podnieśli blondyna, po czym poszli w stronę centrum wioski. Reszta X-Laws odeszła za plemieniem Patch, nie oglądając się na Hao.
    - Silva! - Indianin spojrzał na Asakurę. - Obym tego nie żałował.
    Ognisty szaman podszedł do Peyote, który zbierał szczątki swojej gitary z ziemi. Mamrotał pod nosem coś, co Hao zrozumiał jako groźby pod adresem X-Laws.
    - Pomóż Luchistowi ogarnąć obóz do stanu używalności - zwrócił się do niego. - W tym samym czasie pójdę po Opacho.
    - Oczywiście, Hao-sama - odparł Meksykanin. Zostawił szczątki instrumentu i poszedł wykonać polecenie Asakury.

    Dobrze znana nam grupa szamanów siedziała w knajpie Karima przy największym stoliku. Po wczorajszej ulewie nie było niemal śladu, plemię Patch uprzątnęło wszelkie zniszczenia, a jedyną pamiątką po deszczu były kałuże i niebo zasłane stalowymi chmurami.
    - Chyba nie mówisz poważnie, prawda? - zapytał Horo, omal nie wypluwając soku pomarańczowego na Rena, który siedział naprzeciwko szamana z północy.
    Karim właśnie opowiedział im, co stało się wczorajszego wieczora, gdy Hao wrócił do swojego obozu od nich. Słyszeli krążące po Patch Village plotki o ataku X-Laws na ognistego szamana, ale nie przypuszczali, że są one prawdziwe. Marco zbyt często groził długowłosemu Asakurze i nigdy nie dotrzymywał słowa, dlatego też nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
    - Zachowuj się! - syknęła Pirika, kopiąc brata w kostkę.
    - Mówię całkowicie poważnie - odparł Karim, wycierając szklanki przy barze.
    - Nie sądziłam, że są do tego zdolni - odparła obojętnie Anna, nakłuwając pomidorek koktajlowy na widelczyk.
    - To X-Laws - mruknął Lyserg. - Zdążyłem poznać ich metody.
    - I Jeanne się na to godzi? - zapytał Ren, zgniatając kartonik po mleku.
    - Iron Maiden najczęściej nie jest świadoma czynów Marco. Świetnie mu wychodzi utwierdzanie Jeanne w tym, że to ona rządzi, a w rzeczywistości Marco robi co mu się żywnie podoba, chociaż nawet on ma opory przez złamaniem danego Jeanne słowa - wyjaśnił Diethel. - Jeśli już coś jej obiecuje, to dotrzymuje słowa.
    - Nie chciałbym być w skórze Marco, jeśli jeszcze raz podpadnie Hao - mruknął Karim, zbierając brudne talerze. - Mówię wam, wyglądał jak demon. I ta nienawiść w jego oczach. - Strażnika przeszedł dreszcz, jeszcze nigdy wcześniej nie widział ognistego szamana w takim stanie. - Zjawiliśmy się w odpowiedniej chwili. Wolę nie myśleć, co zrobiłby z Marco.
    - To do niego niepodobne.
    - Yoh, znasz go bliżej od niedawna. Nie masz gwarancji, że się zmienił - powiedział Manta. - Właściwie to nikt z nas nie wie, co się dokładnie stało w Księdze Zniszczenia. Może Hao został jakiś uraz czy coś.
    - Jak tak sobie myślę, to możesz mieć rację, mój mały przyjacielu - zgodził się Ryu.
    - Muszę z nim porozmawiać - powiedział Yoh, wstając od stołu.
    Ren złapał go za nadgarstek.
    - Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł - oznajmił chłodno Tao. - Jeśli chciał coś zrobić Marco, to znaczy, że miał powód. Spójrz na to z innej strony, Yoh. - Ren puścił nadgarstek Asakury. - Jak ty byś się zachował, jakby X-Laws napadli na twój dom, próbując zabić ludzi, których znasz od lat? I nie mów mi o dyplomacji, dobrze wiesz, co zrobili z Borisem, gdy chciałeś z nimi porozmawiać.
    Wszyscy patrzyli to na Yoh, to na Rena. Tao zaskoczył wszystkich swoją krótką, aczkolwiek dobitną przemową. Nikt nie przypuszczał, że złotooki wstawi się za Hao, zwłaszcza gdy próbował zrobić grilla, na którym usmażyłby Marco gdyby nie interwencja strażników.
    - A właściwie wiesz o co poszło? - zapytał Yoh, gdy z powrotem usiadł na swoim miejscu.
    - Na wpół przytomny Marco mamrotał coś o jakiejś kradzieży i groźbach, ale szczerze mówiąc jedynymi ofiarami są, o zgrozo, nie wierzę, że to powiem, Hao i jego uczniowie - odpowiedział strażnik. Nie miał oporów przed wyznaniem prawdy, bo całe Patch już znało okoliczności aresztowania X-Laws, a jeśli ktoś musiał znać wszystkie szczegóły, to tylko i wyłącznie Yoh.

    Hao był od rana w wyjątkowo podłym humorze. Wszyscy widzieli w jakim jest stanie i nawet Opacho nie zbliżała się do niego, aby ognisty szaman mógł w spokoju odreagować i ochłonąć. Zbyt wiele się wydarzyło poprzedniego dnia.
    Zastanawiał się, dlaczego zareagował z taką złością. Omal nie zabił Marco, co byłoby niewielką stratą dla ludzkości, ale dawniej Lasso też go atakował na wszelkie możliwe sposoby i wtedy ignorował go. Tym razem chciał, aby Włoch zapłacił za wszystko, co kiedykolwiek zrobił przeciwko jemu i jego poplecznikom. Dawniej nie przejmował się śmiercią pojedynczych uczniów, ale wczoraj nie zniósłby straty któregokolwiek z nich. X- Laws byli silni i nie mógł od wszystkich wymagać, że bez problemu stawią im czoła.
    Zmienił się, tak samo jak jego nastawienie do pojedynczych osób. Dopiero wczoraj odkrył jak wielki wpływ ma na niego Yoh. To brat sprawił, że bez względu na wszystko chciał chronić najbliższych mu ludzi. Kiedyś zabiłby Marco z zimną krwią dlatego, że mu przeszkadzał i panoszył się, ale wczoraj pragnął jego śmierci za narażenie jego uczniów na niebezpieczeństwo.
    Jednak czuł, że Rada nie odróżnia jego dawnych i obecnych motywów, sądząc, iż ani trochę się nie zmienił. Właściwie miał w nosie ich zdanie i czy strażnicy tego chcieli, czy nie musieli po raz kolejny stanąć po jego stronie. Zastanawiał się, jaką karę wymierzą X-Laws, ale miał wrażenie, że nie będzie ona adekwatna do ich czynów. Pewnie ich nie wyrzucą z Turnieju Szamanów i będą myśleli, że zmienią swoje postępowanie. Hao postanowił na to przymknąć oko, tym razem. Następnym sam wymierzy im odpowiednią karę albo zażąda wydalenia ich z Turnieju. Rada będzie mogła wybrać wedle uznania.

    Marco siedział w łazience, odkażając po raz któryś tego dnia swoje rany. Oparzenia były dość poważne, a ból sprawiał, że co jakiś czas pojawiały mu się mroczki przed oczami i czuł jak traci grunt pod nogami.
    Rada wypuściła go warunkowo, zabraniając mu kolejnych takich wybryków. Jeanne, która sądziła, że Marco poszedł tylko z misją dyplomatyczną do Asakury, również zabroniła mu jakichkolwiek kontaktów z piromanem i jego poplecznikami. Z wyjątkiem ewentualnych walk w Turnieju. Czuła się rozczarowana postępowaniem Lasso i obiecała Goldvie, że niezwłocznie zajmie się tą sprawą, karząc swoich ludzi za niesubordynację.
    Marco nie mógł uwierzyć, że Iron Maiden wierzyła w słowa Rady, a nie jego. Próbował jej wytłumaczyć, jak było naprawdę, ale Jeanne nie chciała słuchać. W rzeczywistości nie zaatakował od razu, na początku chciał porozmawiać z Asakurą, panując nad swoimi emocjami, ale nie zastał go w obozowisku, a jego uczniowie kazali im się wynosić do swojej siedziby. Odmówił, padło kilkanaście albo kilkadziesiąt nieprzychylnych uwag, wymienionych między obiema stronami, a później Porf wystrzelił do Nichroma. I się zaczęło.
    Tym razem, wbrew pozorom, Marco był niewinny, ale za wszystkie swoje poprzednie wybuchy złości na Asakurę, to jemu się oberwało. Porf powinien zostać ukarany za niego lub przynajmniej razem z nim. Niestety nie było tak kolorowo, jakby tego blondyn chciał.
    Syknął z bólu, gdy odwinął bandaż na klatce piersiowej. Znajdowała się tam najgorsza rana, z której sączyła się ropa. Zaciskając zęby, zaczął odkażać. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, ale dzielnie znosił ból. Nawet lepiej niż niedawno doznane upokorzenie.

    Zapadał zmierzch. Tego dnia szybciej robiło się ciemno, gdyż słońce zasłaniały cały czas deszczowe chmury. Deszcz nie spadł ani razu od wczoraj, ale było dość chłodno.
    Nichrom siedział na ławce przy fontannie, czekając na Silvę. Początkowo strażnik opierał się, nie chcąc spotykać się z dezerterem w miejscu publicznym, ale młody Indianin powiedział, że to zbyt ważne, aby bawić się w podchody. Informacje, które chciał przekazać Silvie, miały ogromne znaczenie w sprawie ataku X-Laws i wiązały się z Morrigan.
    - O co chodzi? - zapytał bez ogródek Silva, siadając na ławce obok chłopaka.
    - Wczorajszy atak X-Laws ma coś wspólnego z Morrigan - odpowiedział.
    Strażnik spojrzał na Nichroma zaskoczony. Nie miał pojęcia, w jaki sposób Morrigan mogłaby maczać palce w ataku X-Laws. Chyba że...
    - Hao opowiedział mi, że zna słaby punkt Morrigan i jakąś jej tajemnicę. Rozmawiałem z nim o tym niedawno i doszliśmy do wniosku, że zaczyna się mścić na Hao za to, że jej odmówił.
    - Wszystko rozumiem, ale jak mogłaby...
    - Zaatakować, gdy jej nie ma w Patch? O to chciałeś zapytać?
    Silva przytaknął. Nichrom wiedział więcej niż niejeden członek plemienia.
    - Wysłała kogoś. Przez ułamek sekundy widziałem, jak szeptał coś Porfowi do ucha, a później strzelił do mnie.
    Silva milczał, czekając aż młody Indianin coś powie.
    - Mam na myśli kruka bitewnego - oznajmił Nichrom. - Chyba nie muszę ci mówić, co to oznacza, prawda?
    - Nie, nie musisz - wymamrotał Silva, wstając z ławki.
    Idąc do swojego mieszkania, zastanawiał się, czy nie zostało im przypadkiem mniej czasu, niż przypuszczali. Kruk bitewny, prawa ręka Morrigan, nigdy nie był dobrym znakiem. Hao musiał ją naprawdę rozzłościć, skoro wysłała jednego ze swoich sług do Patch Village. Szukała zemsty, a zemsta w wykonaniu bóstwa wojny nigdy nie jest przyjemna.

~*~

Na szybko sprawdzałam błędy, więc mogłam wszystkich nie wyłapać.
Serdecznie dziękuję za aż trzy nominację do Liebster Blog Award, ale nie mam aktualnie czasu na napisanie takiego posta, więc nie obraźcie się, jeśli odpowiem tylko na pytania na Waszych blogach w komentarzu. Jeszcze nie wiem, czy tak zrobię, ale spodziewajcie się takiego rozwiązania. :)
Następny rozdział za tydzień, postaram się w weekend, co do minuty. :)
Na drugim blogu również pojawił się rozdział, więc zapraszam także tam. ^^
Do następnego! :)

niedziela, 17 lipca 2016

23. Słaby punkt

Ohayo,
w terminie, na całe szczęście. ^^ Zawiodłabym nie tylko Was, ale i samą siebie.
Miłego czytania. :)

~*~

    Annie zaczął się udzielać niepokój przyjaciół. Słyszała myśli niemal wszystkich w pokoju i nie mogła się pozbyć przeczucia, że stało się coś złego. Pobyt chłopców w Księdze Zniszczenia przedłużał się, a ona coraz bardziej martwiła się o Yoh, chociaż starała się tego nie okazywać. Jej ciało przyjęło pozę, która wyglądała na swobodną, a czarne oczy zdawały się być chłodne i opanowane, ale w głębi duszy żałowała, że pozwoliła Yoh iść za Hao. Z drugiej strony wiedziała, że Yoh i tak by poszedł. Nie zostawiłby brata w takiej sytuacji.
    Jun przyzwyczaiła się, że jej brat niemal zawsze podejmował ryzyko. Zawsze martwiła się o niego, ale za każdym razem coraz mniej. Ren udowodnił jej, że umie o siebie zadbać. Powinna przestać traktować go jak dziecko, ale nie umiała. Dla niej zawsze będzie młodszym braciszkiem, jednak Ren nie potrzebował już od dawna opieki.
    Ale Opacho już potrzebowała opieki, zwłaszcza bez Hao, dlatego Chinka postanowiła zająć się dziewczynką aż do powrotu piromana. Murzynka straciła ochotę na zabawę, ale chętnie siedziała obok Jun, która obejmowała ją ramieniem. Opacho nie pokazywała, że martwi się o Hao, chociaż zapewne nie bała się o bezpieczeństwo swojego mistrza. Wierzyła bezgranicznie w jego potęgę i wiedziała, że wyjdzie z tego cały i zdrowy.
    Silva od dłuższej chwili milczał. Powiedział wszystko, co wiedział i powinien już sobie pójść, ale nie mógł. Zaprzeczanie, że nie zależy mu na tych dzieciakach, nic by mu nie dało. Teraz sam Król Duchów mógł go zawiesić, ba, nawet wyrzucić, a on dalej siedziałby w tym pomieszczeniu, oczekując powrotu szamanów, w których wszyscy pokładali nadzieję na pokonanie Morrigan.
    Wszyscy skierowali wzrok na portal prowadzący do księgi. Yoh i reszta wracali ze swojej wyprawy. Wydawało się, że nikogo nie brakuje, a Morrigan nie położyła na nikim z nich swoich rąk.
    - Yoh. Wróciłeś. - Anna, nie patrząc na resztę, podeszła do narzeczonego i przytuliła go. Za bardzo martwiła się o niego, aby teraz przejmować się zdaniem innych, jednak jeśli ktokolwiek podważy jej autorytet oraz powie, że zmiękła, to zafunduje temu komuś karny trening.
    - Nie ma Mistrza Hao - oznajmiła przez łzy Opacho.
    Wszyscy rozejrzeli się. Murzynka miała rację. Nikt poza dziewczynką nie dostrzegł nieobecności Hao, a Yoh i reszta nie zdążyli jeszcze opowiedzieć, co stało się w Księdze Zniszczenia.
    - Hao został - powiedział Yoh, siląc się na spokojny i opanowany ton głosu, ale w głębi duszy czuł, że źle zrobił słuchając brata. - Zrobił to, żebyśmy mogli wrócić.

    Hao siedział pod rozłożystym dębem. Miał zamknięte oczy, aby nie widzieć Morrigan i jej wizji, które roztaczała przed nim. Medytował, wyciszając się na świat zewnętrzny. Powoli zagłębiał się w zakamarki podświadomości, łapiąc się jakichś miłych wspomnień. Zbyt wiele ich nie miał, większość z okresu po wznowieniu Turnieju, ale uważał, że wystarczą, aby stawić opór bogini i jej chorym wizjom.
    W myślach przemykały mu różne wspomnienia. Wieczory spędzone z Yoh na dachu, ich szczerze rozmowy, których świadkiem były tylko gwiazdy i księżyc. Wspólne treningi, cudem nieodkryte przez X-Laws, wygłupy na polanie, swoją drogą nie w stylu Hao, a przynajmniej dawnego Hao. Ten nowy, a raczej zmieniony, był bardziej ludzki i nie bał się stracić odrobiny czasu na przepychanki z bliźniakiem.
    Kończyły mu się wspomnienia z Yoh, gdy oczami wyobraźni zobaczył blond włosy i soczyście zielone oczy Marion. Twarz dziewczyny sprawiła, że poczuł przyjemne ciepło. Brakowało mu rozmów z Włoszką przy ognisku, tego jak rumieniła się i zasłaniała twarz włosami, tego jak mógł jej odgarnąć grzywkę, aby zobaczyć jej oczy. Lubił ją bardziej niż przypuszczał, a teraz gdy był tak daleko od niej, jeszcze bardziej za nią tęsknił.
    - A tfe. - Morrigan splunęła na ziemię. - Zakochałeś się, Asakura?
    - Wynocha, to moje życie prywatne. - Hao machnął ręką, jakby odganiał natrętnego owada. - Nie interesuj się.
    - Jaki drażliwy - prychnęła, siadając naprzeciwko szamana. - Długo będziesz mnie ignorował?
    - Stęskniłaś się? - zapytał ironicznie.
    - Po prostu nie doceniasz mojego talentu. No popatrz tylko - zachęciła go, aby otworzył oczy i przestał ignorować to, co wytworzyła za pomocą magii.
    - Zostaw mnie, Morrigan. Chcę w spokoju pomyśleć.
    Morrigan czuła narastającą irytację. Asakura coraz bardziej się jej opierał, chociaż według jej przypuszczeń powinien się złamać jakiś czas temu. To miało być łatwiejsze zadanie, a okazało się być niemal niemożliwym. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Była pradawną boginią i każdy szaman już dawno skusiłby się na jej propozycję, ale przeliczyła się. Hao nie był jakimś tam zwykłym szamanem, a najpotężniejszym na świecie. Dlatego też chciała go mieć po swojej stronie. Zabicie piromana byłoby ogromną stratą.

    Dagda ponownie obserwował szamanów, tym razem dokładniej skupiał się na każdym z osobna. Hao nie było wśród nich, co zaniepokoiło boga. Musiał zostać w Księdze Zniszczenia, a Morrigan niewątpliwie kusiła go na wszelkie możliwe sposoby. Miał nadzieję, że ognisty szaman okaże się silny psychicznie i nie ulegnie chorym wizjom kruczej bogini. Morrigan umiała być bardzo przekonywująca.
    Przyjrzał się Yoh chodzącemu po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Wyglądał na zamyślonego i zaniepokojonego. Zżył się z Hao przez ostatni miesiąc i źle znosił przedłużającą się nieobecność bliźniaka. Dagda uważał, że to niezwykłe. Wcześniej prawie się nie znali, a teraz zrobiliby dla siebie wszystko. Z myśli Yoh wywnioskował, iż Hao właśnie poświęcił się dla nich. Jednak ognisty szaman nie był taki zły, jak bóg wcześniej myślał. I dobrze, płomyk nadziei na pokonanie Morrigan się tlił.
    Dagda wiedział, co zrobi z Morrigan, gdy bogini przegra. Obietnica przestanie go obowiązywać, więc będzie mógł zrobić wszystko, aby sprawiedliwości stało się za dość. Zbyt długo przymykał oko na jej małe wybryki. Przesadziła w trakcie wojen światowych, ale wtedy też nie ukarał jej wystarczająco. Naprawi swój błąd.

    Morrigan wstała z ziemi. Ze złością złapała Hao za pelerynę tuż pod szyją i podniosła go do góry, do pozycji stojącej. Asakura dalej miał zamknięte oczy i spokojny wyraz twarzy, jakby w ogóle nie przejął się wybuchem kruczej bogini.
    - Spójrz na mnie! - warknęła.
    - Złość piękności szkodzi - mruknął Hao.
    - Nie igraj ze mną, Asakura!
    Hao uśmiechnął się wrednie do Morrigan, ale dalej nie otworzył oczu. Jeszcze chwilę zamierzał się z nią podrażnić. Gdy była zła, nie panowała nad sobą, a tym bardziej nie myślała logicznie. Popełniała głupie błędy i Hao o tym wiedział. Bogini odsunie na drugi plan dyplomację i namawianie go do dołączenia do niej.
    Morrigan puściła pelerynę szamana, lekko go popychając. Hao dalej udawał, że nic go nie obchodzi zachowanie rudowłosej. Odepchnął od siebie złość i uczucie upokorzenia. W tym momencie jego urażona duma była najmniejszym problemem.
    Odeszła klika kroków od Hao. Stała odwrócona do niego plecami, gdy zdecydował się rozchylić powieki, aby zobaczyć to, co chciała mu pokazać Morrigan. W jego oczach płonęły małe ogniki. Dzięki medytacji zebrał siły na stawienie oporu wizjom bogini. Nie obawiał się, że polegnie, wygrana należała do niego, zwłaszcza że Morrigan nie panowała nad sobą, a on odzyskał swoje moce i mógł w pełni wykorzystać furyoku.

    Marion wyszła z obozu, nie mówiąc nic nikomu. Wolała nie informować innych, gdzie idzie. Poszliby za nią, a ona chciała być sama, gdyż musiała pomyśleć i podjąć ważną decyzję. Hao długo nie wracał i postanowiła wybrać się do Yoh. Na pewno znalazłaby tam ognistego szamana, ale nigdy wcześniej nie odwiedzała brata długowłosego Asakury. Chociaż pewnie i tak nie zdecyduje się pójść do domku właściciela mandarynkowych słuchawek i wróci do obozu.
    Deszcz dalej padał, a strugi wody spływały po czarnym płaszczu dziewczyny. Szła powolnym krokiem, uważnie stawiając stopy na błotnistej drodze i omijając kałuże. Zastanawiała się, dlaczego Hao wyszedł z obozu w pośpiechu i zabrał ze sobą Opacho. Nigdy nie zabierał jej ze sobą, chyba że bał się o nią. To oznaczało, że w Patch nie było już do końca bezpiecznie, jak zapewniał Goldva, gdy wieści o Morrigan rozeszły się po wiosce.
    Doszła do centrum Patch Village, zatrzymując się przy fontannie, z której wypływała woda. Deszcz padał na tyle długo, że kropla po kropli zawartość fontanny wylała się na zewnątrz, tworząc wielką kałużę wokół niej. Wyglądało to niemal tak samo jak fosa wokół zamku.
    Westchnęła cicho. Poszła w zupełnie innym kierunku niż powinna. Domek Yoh i jego przyjaciół znajdował się w innej części wioski. Właściwie uznała, że tak jest lepiej, gdyż zbaczając z trasy, nie musiała przejmować się podjęciem decyzji. Nie czuła się na siłach, aby złożyć wizytę Yoh. Kiedyś tam pójdzie, ale dzisiaj nie był ten dzień. Zresztą nie musiała martwić się o Hao i Opacho, niedługo wrócą, gdziekolwiek poszli.
    Gdyby Marion wiedziała, gdzie znajdował się teraz Hao, pewnie nie wahałaby się i poszłaby do Yoh. Niewątpliwie również weszłaby do Księgo Zniszczenia, aby odnaleźć Hao, co byłoby totalną głupotą z jej strony, ale usprawiedliwioną, gdyż zrobiłaby wszystko dla ognistego szamana. Jednakże Marion nie wiedziała nic o Księdze Szamanów, a tym bardziej nie znała miejsca pobytu Hao, dlatego też stała przed fontanną, obserwując wylewającą się wodę.
    - Zmokniesz, Marie.
    Phauna odwróciła się, aby zobaczyć, kto się do niej odezwał. Pod drzewem stał Nichrom, opierając się o nie. Uśmiechnął się do Włoszki. Dziewczyna zdusiła chęć zaśmiania się z Indianina. Jego czarna bluza jak i jeansy były przemoknięte, a on zdawał się martwić o nią.
    - Spójrz na siebie, Nichromie.
    Indianin machnął ręką, jakby nie obchodziło go to, że jest przemoczony do suchej nitki. Miał dziś zbyt dobry humor, aby przejmować się tak przyziemnymi sprawami. Pośmiał się z Marco i przestraszył Silvę, oczywiście niechcący.
    - Szukasz Hao, prawda?
    Pytanie chłopaka zdziwiło Marion. Zastanawiała się skąd wiedział o tym. Nikomu nie mówiła, gdzie idzie.
    - Skąd wiesz?
    - Zapominasz, że wiem niemal wszystko. - Puścił do niej oczko, po czym odwrócił się. - Na twoim miejscu poszedłbym do Yoh - rzucił, nie patrząc na nią.
    Włoszka chwilę spoglądała za odchodzącym Indianinem, zastanawiając się, czy powinna pójść do Yoh. Próbowała tego uniknąć. Mogła zignorować radę Nichroma i wrócić do obozu, ale podświadomość jej podpowiadała, że nie powinna tego robić. Działo się coś złego i nie mogła tego zignorować.
    Włożyła zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza, odwracając się tyłem do fontanny. Zdecydowanym krokiem, nie przejmując się, że może się pośliznąć, poszła w stronę domku Yoh. Musiała się upewnić, czy nic się nie stało Hao. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby wróciła do obozu, nie sprawdzając tego.

    Morrigan odwróciła się do Hao. Z zadowoleniem stwierdziła, że przestał się z nią bawić w swoje gierki i w końcu zachowuje się tak, jak powinien. Złość, która w niej wezbrała, przysłoniła jej logiczne myślenie. Do głosu doszła zdecydowanie jej najgorsza część i teraz nie zamierzała zachowywać się dyplomatycznie. Asakura zbyt długo trzymał ją na dystans, uniemożliwiając jej realizację planu.
    Stado czarnych kruków wzleciało ku niebu, odznaczając się na szarym tle chmur. Latały nad głowami Hao i Morrigan, zataczając koła. Wokół słychać było tylko ich krakanie i trzepot skrzydeł. Co jakiś czas ku ziemi spadały czarne pióra.
    - Zezłościłaś się? - zapytał Hao, a na jego ustach zaczął błądzić wredny uśmieszek.
    Bogini spojrzała na niego z pogardą. Jej oczy płonęły od nienawiści, pragnęła jak najszybciej uporać się z Asakurą i wyruszyć na swoje łowy. Jeśli Hao ulegnie, będzie mogła wcześniej wejść do Patch Village i zacząć zbierać swoje krwawe żniwo.
    - Masz może ostatnie życzenie?
    - Dziękuję, że pytasz. Jesteś wspaniałomyślna, Morrigan - odparł ironicznie piroman. - Właściwie to mam.
    - Czyżbyś chciał jednak do mnie dołączyć? Mogłabym cię oszczędzić, jeśli przyrzekniesz mi lojalność.
    - Wolałbym bardziej realne propozycje - powiedział. - I może jakieś korzystniejsze dla mnie.
    Morrigan nie była głupia. Zrozumiała, że odpowiedź Hao jest odmowna. A szkoda, byłby cennym sprzymierzeńcem. Skoro ona go nie będzie miała po swojej stronie, to Asakura nie wróci do Patch Village.
    Kruki zaczęły lecieć ku Hao, zbliżając się coraz bardziej, by zatopić pazury i dzioby w jego ciele. Nie zraniłyby go zbyt mocno, ale nieco osłabiłyby, a wtedy Morrigan będzie mogła zdecydować, co zrobi z szamanem.
    - Wiesz jaki jest twój słaby punkt? Nienawidzisz ignorowania, a tym bardziej jak ktoś jest odporny na twoje czary-mary. - W dłoni piromana pojawił się dość duży płomień. - Tysiąc lat temu Thor odmówił ci. Miał dużo silnej woli, ale nie miał moich umiejętności i jego powrót do domu zajął mu więcej czasu. Wrócił, ale z uszczerbkiem na psychice przez twoje maskotki, zamieszkujące ten wymiar. Nie martw się o mnie, dam sobie radę.
    Płomień pojawił się wokół szamana, a kruki spłonęły w momencie zetknięcia się z barierą chroniącą Asakurę. Smród palonych piór i skóry uderzył Hao w nozdrza, ale starał się tym nie przejmować. Napawał się wyrazem twarzy bogini. Zdawała się być przerażona, po raz pierwszy od tysiącleci.
    - Pamiętaj, że znam twój sekret, Morrigan - powiedział, znikając w płomieniach. W miejscu, gdzie stał, został wypalony ślad i kupka popiołu z kruczych przyjaciół rudowłosej.

    Phauna stała przy drzwiach z wyciągniętą dłonią. Wahała się przez chwilę. Zapukała delikatnie, ale na tyle głośno, że ktoś musiał usłyszeć. Wpatrywała się w drzwi, oczekując. Ktoś po drugiej stronie nacisną klamkę, więc odsunęła się do tyłu.
    - Marie. - W drzwiach stał Lyserg. Przez chwilę miała wrażenie, że wyceluje w nią swoim wahadełkiem, ale powiedział tylko: -Wejdź.
    Przepuścił ją w drzwiach. Nie musiał mówić, gdzie powinna pójść. Słyszała rozmawiających szamanów na górze, więc zaczęła wchodzić po schodach. Diethel podążał za nią i miała wrażenie, że wywierci jej dziurę w plecach. Już miała się odwrócić i coś mu powiedzieć, ale powstrzymała się. Teraz miała ważniejsze rzeczy na głowie.
    Weszła do salonu, a Opacho zeskoczyła z kanapy i podbiegła do niej. Chaotycznie zaczęła opowiadać blondynce, co się stało, ale Marion nie mogła wszystkiego zrozumieć. W oczy rzucił jej się portal w kącie salonu.
    - Hao został w księdze - powiedział Yoh, streszczając nieskładną wypowiedź dziewczynki. - Przepraszam, nic nie mogłem zrobić.
    - Jak to nic nie mogłeś zrobić? - zapytała Włoszka, wypowiadając każde słowo osobno.
    Podeszła do Yoh, patrząc na niego spod grzywki.
    - Spokojnie, blondyneczko - powiedział Ren, odgradzając Phaunę od Yoh przy pomocy guan dao. - Kazał nam wrócić, co mi się nie spodobało, ale niewiele miałem do gadania.
    Tao miał na myśli demony Morrigan, jak i Yoh, który postawił na swoim, a raczej zrobił to, co kazał mu Hao. Poza tym po wejściu do księgi wszyscy obiecali, że będą się słuchać ognistego szamana. Nie było mu to na rękę, ale chciał iść z Hao i Yoh, więc musiał się dostosować.
    Marie usiadła na podłodze przy oknie. Jeśli Hao odesłał Yoh i jego przyjaciół, to nie mogła wejść do księgi. Zepsułaby plan piromana, chociaż korciło ją, aby przejść przez portal. Był tak blisko niej, wystarczyłaby chwila nieuwagi obecnych w pokoju.
    Taka chwila nadeszła szybciej niż sądziła. Każdy zajął się sobą, oczekując powrotu Hao. Zapomnieli o niej, jedynie Opacho śledziła wzrokiem jej najmniejszy ruch i kręciła głową, jakby chciała jej powiedzieć, żeby tego nie robiła.
    W momencie gdy chciała wstać i przejść przez portal, wyszedł z niego Hao. Wyglądał na całego i zdrowego, śmierdział jedynie spalenizną i krwią, która na szczęście nie należała do niego.
    Szybko podniosła się. Podeszła do Hao, z ulgą przytulając się do niego, nie zważając na nieprzyjemną woń spalenizny. Ognisty szaman był zaskoczony wylewnością Włoszki, ale odwzajemnił uścisk, pozwalając się wtulić dziewczynie.
    - Wyglądasz jak sto nieszczęść - powiedział Mikihisa, gdy Hao usiadł na parapecie, a Marion zajęła swoje poprzednie miejsce przy ścianie.
    - To długa historia.
    - Myślę, że mamy dużo czasu - odparł Silva, patrząc na padający za plecami piromana deszcz.

~*~

Mam nadzieję, że Wam się podobało. :) Starałam się, chociaż czegoś mi brakuje w tym rozdziale. No nic, przepadło.
Następny rozdział będzie za tydzień. :)
Na drugim blogu również jest rozdział. :D
A, i jeszcze coś. Aomori, u Ciebie skomentuję rozdział jutro. :)
Do następnego! ^^

niedziela, 10 lipca 2016

22. Inny wymiar

Witam,
zdaję sobie sprawę z tygodniowego opóźnienia. Jest mi bardzo głupio, że tak wyszło. Starałam się poukładać wszystko, ale sprawy osobiste, wyniki matur i rekrutacje na studia nałożyły mi się na siebie, a wena zrobiła mały strajk.
Nie przedłużam, mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Miłego czytania. :)

~*~

    Hao i Yoh znaleźli się w środku Księgi Zniszczenia. Spowijał ich mrok, który powoli rozpraszały małe ogniki, wyznaczające ścieżkę. Wahali się, czy powinni nią pójść. Byli w świecie Morrigan, prawa z ich świata przestały mieć znaczenie, a oni dobrowolnie zdali się na łaskę bogini.
    - Innej ścieżki nie ma - powiedział Yoh.
    Hao przytaknął. Myślał dokładnie o tym samym. Był najpotężniejszym szamanem, ale nawet on miał obawy, chociaż starał się je ukryć. Mogli szukać innej drogi, jednak zajęłoby to im więcej czasu i chodziliby na oślep, gdyż wątpił, że jego moce działają tutaj tak jak powinny. Inne wymiary miały coś takiego, co przytępiało zmysły szamańskie, a furyoku nie dało się w pełni użyć.
    - Zamierzacie tak stać?
    - Ren?
    - Chyba nie myśleliście, że pójdziecie sami - oznajmił Tao.
    Pozwól pójść jednemu, to zaraz cała zgraja za tobą pójdzie, pomyślał Hao. Pokręcił z niedowierzaniem głową, przyjaciele jego brata byli niereformowalni. Tylko czekać aż reszta się zleci, chyba że mieli więcej oleju w głowie niż przypuszczał.
    - Ktoś jeszcze zamierza wejść za tobą? - zapytał długowłosy Asakura.
    - Nie wiem.
    Ognisty szaman miał dość tego, że nikt nie szanował jego decyzji. Pozwolił pójść Yoh, ale o Renie czy reszcie tej wesołej gromadki nie było mowy. Jeszcze trochę i zacznie myśleć o wysłaniu ich wszystkich do dobrego lekarza na gruntowne badania. I czuł w kościach, że Tao nie jest jedynym kumplem jego braciszka, który pójdzie za nimi.
    - Idziemy - zarządził piroman i poszedł oświetloną ognikami ścieżką, nie czekając na Yoh i Rena.
    Nie odwrócił się ani razu, aby sprawdzić, czy idą za nim. Nie zamierzał ich niańczyć, ale oczekiwał, że będą go słuchać. Byli dość inteligentni i nie robili głupich rzeczy, jak na przykład Choco lub Horo.
    Skupił się na wsłuchaniu się w ciche szepty, które docierały prawdopodobnie z końca ścieżki. Były nieco przytępione, jakby dochodziły z oddali, więc przypuszczał, że czeka ich dłuższa droga niż na początku myślał. Domyślał się, kogo spotkają na końcu. To był jej świat, jej zasady. Tutaj miała władzę nad nim, dlatego nie chciał, aby ktokolwiek za nim poszedł. Nie wiedział, czego może się spodziewać.
    - Co to, na wszystkie duchy, miało być?! - warknął ognisty szaman, gdy ktoś wpadł na jego plecy, omal go nie przewracając.
    - Nie chciałem, ktoś na mnie wpadł i mnie popchnął - wyjaśnił Yoh, uśmiechając się przepraszająco.
    Bliźniacy odwrócili się. Hao zaklął siarczyście pod nosem, jeszcze tego mu brakowało - kolejnych pięciu kolegów jego brata do pilnowania. Czy Król Duchów sobie z niego kpił? A może Anna robi mu na złość i nie zatrzymała ich przed wejściem do księgi? Jak się tylko dowie, czyja to sprawka, to nie ręczy za siebie.
    - To gdzie idziemy? - zapytał wesoło Horo.
    - My? - Hao zmrużył powieki, niemal jak Ren, gdy się denerwował lub irytował. - Ja idę, a wy - wskazał na Tao, Horo, Choco, Fausta, Ryu i Lyserga - wracacie z powrotem.
    - A Yoh?
    - Tylko on miał ze mną iść. Nikt więcej.
    Hao odwrócił się na pięcie, ruszając w dalszą drogę. Żaden z kolegów jego brata nie rozumiał powagi sytuacji i nie brał na poważnie tego, że w Księdze Zniszczenia jest niebezpiecznie. W dodatku robili więcej hałasu we własnych myślach niż idąc za nim. Głowa powoli mu pękała przez reishi, które potrafił wyłączyć w minimalnym stopniu, a to działało tylko wtedy, gdy obecni blokowali własne myśli. A szczerze mówiąc, tylko Ren, Yoh i Faust umieli jako tako trzymać swoje myśli na wodzy.
    Miał już gdzieś, czy reszta za nim idzie. Udawał, że nie słyszy ich kroków, rozmów i myśli. Im więcej ich było w Księdze Zniszczenia, tym gorzej. Nie miał ochoty chronić wszystkich przed złym wpływem tego wymiaru i przed Morrigan, która kryła się na końcu ścieżki, czuł ją. Chociaż chyba nie miał innego wyjścia. Podjęli decyzję za niego, a on musi stawić czoło skutkom i bronić tej wesołej gromadki.

    Anna siedziała spokojnie na kanapie, patrząc na przejście znajdujące się przy ścianie. Nie próbowała zatrzymać przyjaciół Yoh. Właściciel mandarynkowych słuchawek zabrałby ich ze sobą, był zupełnie inny od Hao. Ognisty szaman lubił działać sam, ewentualnie brat mógł mu towarzyszyć. Teraz miał więcej osób na głowie i pewnie denerwował się bardziej od Silvy.
    - Nie rozumiem, dlaczego ich nie zatrzymałaś - powiedział strażnik, chodzący w tę i z powrotem po pomieszczeniu. - To nieodpowiedzialne.
    - Nie praw mi kazań, Silva. Znasz ich niemal tak dobrze jak ja i wiesz, że zrobią wszystko dla Yoh.
    - Wy nic nie rozumiecie. - Silva bezradnie usiadł na krześle, które przyniosła mu z kuchni Jun. - Ostatnia osoba, która weszła do Księgi Zniszczenia, nie wyszła z niej tak łatwo. Miało to miejsce tysiąc lat temu. Był jednym ze strażników plemienia i chciał stać się silniejszy, pragnął władzy, a jedyne, co otrzymał to niewyobrażalny ból i strach. Podobno miał szansę zawrócić, ale nie skorzystał z niej i poniósł porażkę. Do końca swoich dni żył w strachu, że to, co spotkał w księdze, przyjdzie na nasz świat - opowiedział w skrócie, dlaczego martwi się bardziej niż powinien. - Nikt nigdy się nie dowiedział, co dokładnie stało się po tamtej stronie.
    Pirika zasłoniła sobie twarz dłońmi, wyrzucając sobie, że nie powstrzymała brata przed wejściem do księgi. Horo był teraz w wielkim niebezpieczeństwie, a ona mogła tylko czekać. Jun objęła przyjaciółkę ramieniem, aby dodać jej otuchy. Ona też martwiła się o Rena, chociaż jej braciszek wielokrotnie udowodnił, że potrafi poradzić sobie ze wszystkim.
    Anna zaczęła rozważać słowa Silvy. Hao ostrzegał Yoh przed księgą, nawet piroman nie wiedział, co się tam znajduje. Kyouyama poznała przyjaciół narzeczonego i mogła im wiele zarzucić, ale wszyscy mieli tę samą zaletę - potrafili działać zespołowo, a jak to się mówi w grupie siła. Wierzyła, że z Hao dadzą sobie radę w Księdze Zniszczenia. Ognisty szaman był jaki był, wszyscy mieli z nim niemiłe przeżycia, ale jeśli angażował się w jakąś sprawę, to walczył, aż osiągnął cel.
    Manta spoglądał na Mikihisę, zastanawiając się, czy pod maską mężczyzny skrywają się troska i strach. Asakura nie pokazywał tego, ale Oyamada czuł, że nawet o Hao się martwi. Ognisty szaman wiele razy pokazał, ile jest w stanie zrobić i poświecić dla Yoh. Każdy to zauważył, również ojciec bliźniaków. W piromanie zachodziły zmiany, a Mikihisa z dnia na dzień traktował Hao z mniejszym dystansem. Tylko ślepy i głupi nie dostrzegłby, że mężczyzna w masce cieszy się z odzyskania drugiego syna.

    Hao był zirytowany, ale nie przez niekończące się dyskusje swoich towarzyszy niedoli, a przez to, że ścieżka zdawała się nie mieć końca. Przeszli spokojnie kilka kilometrów i miał wrażenie, iż chodzą w kółko. Denerwowało go to, bo nawet nie mógł sprawdzić, czy tak jest. Mrok wokół nich nie rozpraszał się, a on mógł przywołać mizerny płomień. Wszystko działało na ich niekorzyść. W dodatku słyszał głos Morrigan, który kazał im zawrócić, kiedy mieli jeszcze okazję. Co jakiś czas bogini dawała im kolejne ostrzeżenia, ale on nie zamierzał się tak łatwo poddać.
    A powinien, przynajmniej ze względu na historię strażnika sprzed tysiąca lat. Znał ją, ale nie bał się tego, co może spotkać w księdze. Strach był pojęciem względnym - jeśli pozwolisz się zastraszyć, to już po tobie. Nieuzasadnione obawy zaczną przejmować nad tobą kontrolę, paraliżując ciało i umysł. Hao zbyt dobrze to znał, a raczej jego wrogowie, których umiał podejść w taki sposób, że strach załatwiał większość roboty za niego. Dzięki reishi trafiał w słabe punkty przeciwnika, chociaż nawet bez czytania cudzych myśli wiedział, że najbardziej bali się jego samego. Niekiedy bawiło go to, jak bardzo ludzie są przerażeni, gdy byli w jego obecności.
    - Myślisz o czymś okrutnym - powiedział Yoh, wyrywając brata z zamyślenia.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek zbyt dobrze zdążył poznać swojego brata, aby wiedzieć o czym myśli. Nie potrzebował do tego reishi, wystarczyło, że spojrzał na ledwo dostrzegalną mimikę twarzy długowłosego Asakury i już znał jego przemyślenia, a przynajmniej ich zarys. Czasami zastanawiał się, czy Hao na pewno się zmienił, czy może tylko były to pozory. Ognisty szaman był osobą, której nie dało się tak łatwo rozgryźć. Jego charakter był złożony, a słowa i czyny niejednoznaczne. Niekiedy był troskliwy i opiekuńczy, innym razem oschły i zdystansowany.
    - Ależ skądże - odparł wymijająco Hao. Był zaskoczony, że Yoh bezbłędnie domyślił się wszystkiego.
    - Uśmiechasz się jak Ren, kiedy zrobi krzywdę Choco - mruknął Ryu, popierając krótkowłosego asakurę.
    - Czyli jak psychopata? - wypalił Horokeu.
    Ren zmrużył powieki, patrząc na Horo przez malutkie szparki. Usui czuł jak temperatura gwałtownie spadła, dosłownie jakby wzrok Tao zmroził mu krew w żyłach. W gruncie rzeczy złotooki był dobrym przyjacielem, ale czasami jego psychopatyczna natura dochodziła do głosu.
    - Spokój - warknął Hao. - Skoro weszliście za mną, to macie mnie słuchać.
    - Za kogo ty się masz?
    - Za kogoś, kto może uratować wam tyłki w tym wymiarze - odparł nieco spokojniej, ignorując wybuch Choco. - Nawet nie wiecie ile niebezpiecznych istot nas tu obserwuje.
    Wszyscy popatrzyli po sobie, zastanawiając się, skąd Hao to wie.
    - Nie tylko wy hałasujecie we własnych głowach - odpowiedział piroman. - Nie atakują nas tylko dlatego, że chcą, abyśmy doszli do końca ścieżki.
    - To co tam jest? - zapytał Horo. Głośno przełknął ślinę.
    - Cokolwiek tam jest - zaczął Ren - to skopiemy mu tyłek.
    - Podoba mi się twój entuzjazm, ale tak łatwo nie będzie - odparł Hao, ucinając tym samym rozmowę. Na żadne inne pytanie już nie odpowiedział, nie czuł potrzeby, gdyż zbliżali się do końca ścieżki. W oddali widać było jasny punkt, do którego zmierzali. Za chwilę wszystko miało się wyjaśnić.

    W wielkiej, dobrze oświetlonej sali na bogato zdobionym srebrnym tronie siedział mężczyzna. Ubrany był w szatę, którą dawniej nosili celtyccy druidzi. Miał krótko przystrzyżoną, czarną brodę, a w dłoni dzierżył kij. Dawniej ludzkość podobnie wyobrażała go sobie, a jako bóg mógł zmieniać postać według woli i upodobania. W dodatku często podobały mu się wyobrażenia śmiertelników na temat jego wyglądu. Postać druida była jego ulubioną.
    Dagda odstawił kij, opierając go o tron, a następnie pogładził się po brodzie. Na jego twarzy malowało się skupienie, gdy raz po raz spoglądał na marmurową posadzkę przed sobą. Widział w tym miejscu wydarzenia, które rozgrywały się w świecie ludzi. Momentami udzielały mu się emocje zgromadzonych w domku Yoh Asakury, a przynajmniej części z nich. Widział jak Yoh i Hao weszli do Księgi Zniszczenia, za nimi podążył Ren, a następnie, ku jego zaskoczeniu, reszta przyjaciół Yoh, którzy brali czynny udział w Turnieju. Dawniej zaobserwował tę zależność, że wszyscy szli za właścicielem mandarynkowych słuchawek, nawet na pewną śmierć. Zdawało się, iż nie boją się konsekwencji ani tego, co czycało w księdze od tysiąca lat.
    Jeszcze raz przyjrzał się szamanom. Każdy z nich przeżywał to, co się działo na swój sposób, ale wszyscy martwili się o przyjaciół. Nawet o Hao, którego dawniej nazwaliby wrogiem, ale wiele się zmieniło. Dagda żył na tyle długo, aby wiedzieć, że taka jest kolej rzeczy. Ludzie się zmieniają, zapominają o dawnych sprawach, wybaczają, nienawidzą, kochają. Ludzka natura była niesamowita dla kogoś, kto był nieśmiertelny i od setek lat obserwował życie na Ziemi.
    Oderwał wzrok od wizji na posadzce. Oparł głowę na dłoni, rozmyślając o wszystkim. Miał wrażenie, że martwi się bardziej od milczącego Mikihisy albo od Silvy, który cały czas wygłaszał swoje zdanie na temat księgi. Wszystko zależało od tych ośmiu szamanów, wędrujących po świecie Morrigan. Nie miał dostępu do Księgi Zniszczenia, nad czym ubolewał, gdyż nie mógł w żaden sposób pokierować ich losem. Nie mógł ochronić ich umysłów przed wpływem Morrigan.

    Koniec ścieżki okazał się być wyjściem z bardzo ciemnego lasu. Hao zrozumiał, że świat w księdze nie tylko rządzi się własnymi prawami, ale był iluzją. Wszystko, co ich otaczało było wytworem wyobraźni stworzonym przy pomocy magii. Dopiero teraz wcielenie Morgany Le Fay miało sens, tak samo jak dziedziny, którymi opiekowała się Morrigan. Jej specjalnością nie była tylko wojna, a również magia.
    Przed szamanami na tle rozległego terenu znajdował się drewniany niewielki domek. Sceneria niewiele miała wspólnego z ich wyobrażeniem o Księdze Zniszczenia. Było za spokojnie, a piękno natury urzekało. Zastanawiali się, dlaczego musieli przejść mroczną ścieżką, przy której czyhały na nich jakieś mroczne i krwiożercze istoty, aby dotrzeć do tak wspaniałego miejsca.
    Hao słyszał myśli swoich towarzyszy, który dali się nabrać iluzji. Nie mógł dostrzec tego, co jest za zasłoną stworzoną z magii, ale czuł, że coś jest nie tak. Wpadli w pułapkę zastawioną przez Morrigan i nie mogli już zawrócić, gdyż słyszał ostrzegawcze warczenie i wycie istot w lesie za nimi.
    - To pułapka, prawda? - mruknął Ren, któremu udało się otrząsnąć z zachwytu.
    - Tak - odpowiedział mu Hao. - Właściwie to nie sądziłem, że Morrigan potrafi wyczarować raj, którym zachęca szamanów do pozostania tutaj. Chociaż teraz wszystko już rozumiem.
    - Skoro to pułapka, geniuszu, to co teraz? - zapytał Horo.
    Piroman zignorował drwiący ton w głosie szamana z północy. Teraz nie był czas ani miejsce na bezsensowne sprzeczki. Nie odpowiedział na żadne pytanie i skierował się w stronę domku. Reszta poszła za nim, zastanawiając się, gdzie prowadzi ich Hao.
    Przeszedł ścieżką prowadzącą do domku, po czym wszedł na niewielką werandę. Zapukał do drzwi, które nie były domknięte i otworzyły się. Popchnął je, wchodząc do środka. Wiedział, że to, co robi jest niebezpieczne i sam ściąga na siebie uwagę Morrigan, ale nie miał innego wyjścia.
    Na środku niewielkiej izby na drewnianym krześle siedziała młoda kobieta w czarnej sukience. Bosymi stopami dotykała podłogi zrobionej z desek, a jej rude, długie włosy opadały na ramiona. Była piękna i jakby nieobecna. Zdawała się nie zauważyć gości, stojących przy drzwiach. Z tajemniczym uśmiechem spoglądała przez okno, więc szamani poszli w jej ślady. Krajobraz na zewnątrz nie przypominał tego, co zostawili za drzwiami. Spokój i harmonię zastąpiło szarobure pole, na którym rosły powykrzywiane drzewa.
    - Witam w moich skromnych progach - powiedziała, nie zaszczycając ich spojrzeniem.
    - W co ty grasz, Morrigan?
    - Aktualnie Morgana, mój drogi Hao. - Uśmiechnęła się słodko do piromana. - Ale możesz mówić oficjalnie.
    Wstała z krzesła i podeszła do ognistego szamana. Ujęła w dłoń kosmyk jego brązowych włosów, co nie spodobało się Hao i odtrącił jej rękę.
    - Przestań. Nie przyszedłem tutaj po to, o czym myślisz.
    - Jeszcze zmienisz zdanie - odparła bogini.
    Morrigan minęła piromana, ocierając się lekko o niego, po czym zręcznie wyminęła szamanów i wyszła z domku. Poszli w jej ślady, zastanawiając się, dokąd zmierzała.
    - Czy ty nie powinnaś być raczej wspomnieniem? - zapytał Ryu.
    - Jak w Księdze Szamanów? - zapytała, zerkając na nich znad ramienia. - Przyszliście tutaj i niewiele wiecie o Księdze Zniszczenia. Podziwiam waszą odwagę. Albo głupotę. Zacznijmy od tego, że to jest mój świat, a ja mogę poddawać go modyfikacjom cały czas. Wszystko, co się tutaj dzieje zależy tylko ode mnie.
    Yoh zerknął na Hao idącego obok. Ognisty szaman wyglądał na rozdrażnionego i poirytowanego. Już dawno nie widział brata w takim stanie i mało kto potrafił zdenerwować piromana, a Morrigan udało się to bez trudu. Hao nie powiedział mu, co dokładnie wydarzyło się w wizji, którą przyjął od Tamao, ale coś podpowiadało Yoh, że nic dobrego.
    Morrigan uważnie stawiała każdy krok, zręcznie wymijając ostre patyki i niewielkie kości wystające z ziemi. Prowadziła szamanów po starym polu bitewnym, na którym już dawno nie było śladu po ciałach, krwi i broni. Zmierzała do wzgórza, na którym rósł duży, rozłożysty dąb, zupełnie inny od starych, powykrzywianych konarów drzew, które mijali na swojej drodze.
    - Mówiłaś, że wszystko, co się tutaj dzieje jest rzeczywiste - zaczął Ren - to dlaczego nas jeszcze nie zabiłaś? Czy nie byłoby to łatwiejsze?
    Przyjaciele, z wyjątkiem Hao, spojrzeli na niego z wyrzutem. Tao właśnie podpowiadał bogini najgorszy z możliwych scenariuszy i nie mogli uwierzyć, że takie słowa padły z jego ust.
    Natomiast Morrigan zaśmiała się tak głośno, że spłoszyła kruki dziobiące coś kilka metrów dalej. Zaczęła rozważać zostawienie szamanów przy życiu. Mogliby stanowić dla niej formę rozrywki, kiedy obejmie władzę całkowitą.
    - Łatwe zwycięstwo, to żadne zwycięstwo - odpowiedziała. - Poza tym zabicie was teraz nie jest moim celem. Teraz chcę wam coś pokazać, a później może pozwolę moim sługom przepuścić was z powrotem do waszego świata. Kto wie, jeszcze tyle przed nami.
    Przez resztę drogi szli w milczeniu, zastanawiając się, co Morrigan miała na myśli. Jeśli nie chciała ich zabić, to co planowała? W dodatku była tak pobudzona, jakby wiedziała, że niebawem się zjawią, więc cierpliwie na nich czekała. Pozwoliła im przeżyć wędrówkę przez spowity całkowitym mrokiem las, a teraz szła z nimi jak z dobrymi znajomymi, których prowadziła do swojego sekretnego miejsca w celu odbycia arcyważnej rozmowy przy filiżance czarnej kawy.

    - Czekaj, wróć - powiedział Yoh, przerywając bogini. - Chyba nie myślisz, że się na to zgodzimy?
    Wszyscy siedzieli w cieniu drzewa, a rudowłosa kobieta zaproponowała im umowę, na którą ani Hao, ani Yoh i jego przyjaciele nie zamierzali się zgodzić. Coś podpowiadało im, że bogini zastawiła na nich pułapkę, w którą chciała ich złapać. Nie znali jej, ale wiedzieli, iż nie mogą jej zaufać.
    - Przedstawiłam wam moją ofertę, a w waszym interesie jest lepiej z niej skorzystać. Zapewniam, że nie ma w niej żadnych haczyków.
    - Nie wiem w co sobie pogrywasz, ale nie podoba mi się to - powiedział Hao.
    - Chcę wam tylko coś pokazać, a później możecie sami zdecydować, co zrobicie. Daję wam wolną wolę, to więcej niż miałam w planach.
    - Cóż za wspaniałomyślność - prychnął Ren.
    - Chyba nie powinniśmy jej drażnić - powiedział Lyserg. - Udaje miłą, ale jest niebezpieczna.
    Wcześniej Diethel milczał, nie zamierzając się odezwać przez całą podróż do księgi. W tych okolicznościach jakiekolwiek komentarze były zbędne, a oni mieli jedynie dowiedzieć się jaki jest słaby punkt Morrigan. Jak na razie słabych punktów nie dostrzegał, gdyż kształtowała rzeczywistość tak, aby dalej uchodziła za niezwyciężoną. Lyserg jednak wiedział, że każdy ma słabe strony, nawet bogowie. Zamierzał dalej ją obserwować, czekając na odpowiedni moment.
    - Dobra, zgadzam się - powiedział Hao. - Pod jednym warunkiem. Puścisz ich do domu.
    Yoh już chciał zaprotestować, ale władca ognia uniósł rękę, dając mu znak, że ma nic nie mówić i zrobić to, co każe. Właśnie ratował im wszystkim cztery litery, umysły i dusze, oczekiwał posłuszeństwa za nadstawianie za nich karku. Nie chciał, żeby z nim szli, więc teraz mieli się dostosować, bez względu na wszystko.
    - Mieli być wszyscy, ale w sumie jesteś dla mnie najwięcej warty.
    - Odeślij ich.
    Morrigan miała już otworzyć usta, ale Hao jej przerwał.
    - Teraz. I żadnych gierek - warknął piroman, a w jego oczach zapłonęły małe ogniki.
    Bogini przewróciła oczami, dając znak jednemu z demonów, czających się w oddali. Gdy stworzenie przyszło, wydała mu polecenie, aby bezpiecznie doprowadził Yoh i jego przyjaciół do wyjścia z księgi. Hao widział, że demon niechętnie się zgodził, bo od dawna ostrzył sobie na nich zęby i pazury.
    - Och, Hao, zmieniłeś się - powiedziała zawiedziona Morrigan, gdy została sama z ognistym szamanem. - Nie poznaję cię, ale już moja w tym głowa, żeby cię naprawić.
    Podeszła do szamana bliżej, a Hao poczuł w nosie woń, a w ustach metaliczny posmak krwi. Poświęcił się dla nich i miał nadzieję, iż niczego nie zepsują. Powiedział telepatycznie Yoh, że poradzi sobie i nie musi się martwić. Poznał słaby punkt Morrigan, a ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Myślała, że ma go w garści, ale to do niego tym razem należało ostatnie słowo.

~*~

Mam nadzieję, że długość Wam odpowiada. :)
Naprawdę przepraszam za opóźnienia. Następny rozdział będzie za tydzień i w terminie. Obiecuję. :)
Nie wiem, co mogłabym jeszcze powiedzieć. Na drugim blogu też jest kolejny rozdział. Chyba tyle. ^^
Do następnego!