niedziela, 17 stycznia 2016

2. Iskierka nadziei

Ohayo, kochani!
Jestem, jak obiecałam. Rozdział miał być wczoraj, ale kompuś mi się zbuntował. Przegrzał się i wyłączył się. I nie mogłam przepisać rozdziału z zeszytu. T^T
Hao: To było nie stawiać biurka koło rurki, która prowadzi do kaloryfera, to by się nie grzał. -,-
Em, dobra. Mniejsza. ^^" Rozdział dość długi, chociaż nigdy nie pobiję długości u Spokoyoh. XD Dużo bliźniaków, ale niestety osobno. Nie wiem kiedy ich spotkam, a co dopiero pogodzę, ale no. ^^"
Zapraszam do czytania. :)

~*~

    Dzień powoli się kończył. Na Strasznym Wzgórzu stał jeden ze strażników. Spoglądał w tylko sobie znanym kierunku. Dochodziła godzina 19. Za pół godziny porozmawia z Yoh. Przyszedł za wcześnie, ponieważ chciał ułożyć w miarę sensowną mowę. Miał wyznaczone zadanie. Bardzo odpowiedzialne zadanie i wiedział, że nie może nic zepsuć.
    Westchnął cicho. Yoh miał przyjść sam. Ufał, że Asakura nie złamie woli Króla Duchów. Oczywiście cała Rada wiedziała, że chłopak podzieli się informacją z przyjaciółmi. Znał tę gromadkę na tyle dobrze, że wiedział o nich bardzo wiele. Mogli im zaufać. Byli odpowiedzialni jak na grupę nastolatków. Jednak nie mógł przekazać informacji osobom trzecim. Król Duchów wyraźnie życzył sobie, aby rozmawiał tylko z Yoh.
    Spojrzał na powoli zachodzące słońce. Nie miał pojęcia, że ułożenie kilku zdań będzie takie trudne. Miał cichą nadzieję, iż mu się uda zanim Asakura przyjdzie. Yoh to mądry chłopak, który zrozumie powagę sytuacji.

    W tym samym czasie młody szaman szykował się do wyjścia. Próbował przekonać przyjaciół, że nie mogą iść z nimi. Tak chciała Rada, a więc i sam Król Duchów. Poza tym, jeśli będzie mógł, to podzieli się wiadomością z przyjaciółmi.
    - Dlaczego to zawsze Yoh ma jakieś superważne zadanie? - denerwował się HoroHoro.
    - Może dlatego, że przewyższa cię inteligencją, Śnieżynko - odparł lekceważąco Ren. Chłopcy zmierzyli się wzrokiem, ciskając w siebie gromami.
    - Chłopaki, dajcie spokój - powiedział Yoh. - Cokolwiek to jest i tak siedzimy w tym razem. - Zapiął dzwonek wyroczni na przedramieniu. Uśmiechnął się, po czym dodał: - Poza tym i tak wam wszystko powiem.
    - O ile Rada nie poprosi cię o dyskrecję - odezwał się Lyserg. - Nie wiemy, o co dokładnie chodzi. Król Duchów musi mieć swoje powody, że chce przekazać wiadomość tylko Yoh.
    - Lyserg może mieć rację - zgodził się Manta. - Jeśli to poufne informacje...
    - To zrozumiemy - powiedział Tao. Ton jego głosu nie dopuszczał sprzeciwu.
    Wszyscy spojrzeli na fioletowowłosego. Cały Ren. Nie przyzna się publicznie, że mu nie pasuje taki obrót rzeczy. Był zły na Radę i na cały świat, że zawsze jego przyjaciel, a kiedyś wróg, odgrywa tak ważną rolę. Tao uciszył swoją dumę. Wiele zawdzięczał Asakurze. I nie tylko on, bo każdy obecny w pomieszczeniu otrzymał kiedyś pomoc od właściciela mandarynkowych słuchawek. Ren ufał Yoh, więc jakoś przełknie poufną informację. Poza tym i tak wszyscy dowiedzą się w swoim czasie. Rada mimo wszystko nie umiała trzymać niczego w tajemnicy zbyt długo. Silva wiele razy pokazał podczas turnieju, jaki to jest bezstronny i wcale, ale to wcale im nie pomaga.
    Yoh jeszcze chwilę porozmawiał z przyjaciółmi. Wyszedł z domu pełny wątpliwości. Prawdopodobnie był jedyną osobą, z którą Rada będzie rozmawiać. Nie wiedział, co to oznacza, ale wiedział, że może to wiele zmienić w życiu wszystkich ludzi.

    Yoh był już prawie na cmentarzu. Widział jakąś postać na Strasznym Wzgórzu. Szaty i włosy członka Rady powiewały na lekkim wietrze. Zastanawiał się, czy zna tego strażnika. Możliwe, że miał okazję z nim porozmawiać podczas turnieju.
    - Witaj, Yoh. - Usłyszał dobrze znany głos. Uśmiechnął się, widząc znajomą twarz.
    - Cześć, Silva. Stało się coś?
    - Sprawa jest bardzo delikatna - powiedział strażnik. - Chodzi o...
    Silva wyraźnie się wahał. Nie był pewny, czy dobrze dobierze słowa. To nie była jakaś tam błahostka. Od tego mogły zależeć losy całego świata. Nie mógł ukryć żadnej ważnej informacji. Nie przed Yoh. Król Duchów widział w tym młodym szamanie wielką nadzieję.
    - Król Duchów był bardzo niespokojny. - Silva zmienił taktykę. - Milczał, aż do wczoraj. Obawialiśmy się i dopuszczaliśmy nawet najgorsze scenariusze. I ten najgorszy stał się prawdą.
    - To znaczy? - zapytał Yoh. Był bardzo poważny. Jednak nie spodziewał się tego, co chwilę później usłyszał.
    - Hao nie został pokonany. - Te słowa odbiły się echem w głowie Asakury. Starał się ukryć zaskoczenie. Był zdezorientowany, ale i... szczęśliwy? Nie spodziewał się takich wieści od Rady.
    - Jego dusza nie trafiła przed oblicze Króla Duchów, a Duch Ognia nie wrócił do Patch Village - kontynuował strażnik. - Wszystko się skomplikowało.
    - Gdzie jest teraz Hao?
    - Nie jesteśmy pewni. Mamy tylko przypuszczenia, że gdzieś na pustyni albo w kanionie. Był... - zawahał się. Po chwili poprawił się: - Hao Asakura to potężny szaman. Uważamy, że teleportował się w ostatniej chwili. Może być ciężko ranny i narażony na żer drapieżników. Może też już być na granicy życia i śmierci.
    Yoh oblał zimny pot. Ciarki przebiegły mu po kręgosłupie. Hao mógł być w bardzo dużym niebezpieczeństwie. Minęły już dwa tygodnie i czas dalej biegł nieubłaganie. Długowłosy mógł się wykrwawić. Potrzebował pomocy medycznej.
    - Yoh?
    Asakura podniósł wzrok na strażnika. Miał zaszklone oczy.
    - Ja tylko... Ja... Jestem w szoku...
    - Rozumiem cię, Yoh. Myśleliśmy, że Hao już nie zagraża nikomu.
    - Nie, Silva. Nie o to chodzi.
    Strażnik był zaskoczony słowami młodego szamana.
    - Muszę go znaleźć. Muszę mu pomóc - szepnął. - Jestem mu to winny.
    - On jest niebezpieczny i jeśli jakimś cudem dalej żyje... Jeśli ma się bardzo dobrze, to zabije cię.
    - Połowa moich przyjaciół chciała mnie zabić - odparł spokojnie Yoh. - Hao jest moim bratem i jestem mu winny chociaż tyle.
    Silva był w jeszcze większym szoku. Po chwili zrozumiał Asakurę. Yoh miał wyrzuty sumienia, cierpiał. Jak mógł tego nie dostrzec? Jak mógł nie zauważyć, że krótkowłosy mimo wszystko wybaczył Hao już dawno? Teraz odzyskał nadzieję. Ten młody szaman widział cząstkę dobra w długowłosym. Tak głęboko ukrytą cząstkę dobra, że nikt wcześniej jej nawet nie szukał. Yoh był niezwykły. Strażnik wiedział, że może mu zaufać. Rada może mu powierzyć losy świata. Król Duchów sam zadecydował, a on nie mógł się kłócić. Wszystko było w rękach młodego szamana.
    - Niewiele wiem, Yoh, ale spróbuję ci pomóc - odezwał się Silva. - Wierzę, że się nie mylisz.

~wcześniej~

    Noce na pustyni są bardzo zimne. Temperatura gwałtownie spada po zachodzie słońca, co jest niekorzystne. Nie było wiatru, ale panował przeszywający chłód.
    Niebo było bezchmurne. Widać było każdą gwiazdę. Migoczące punkciki układały się w konstelacje. Młody szaman wpatrywał się w nieboskłon. Ogrzewał się przy ogniu. Mały płomień oświetlał niewiele, ale chłopak był mimo wszystko zadowolony. Odzyskał świadomość, a jego wspomnienia wracały. Najbardziej martwił się raną na torsie. Była paskudna i wymagała oczyszczenia. Tak samo, jak liczne zadrapania. Nie wiedział, ile czasu minęło, ale wystarczająco długo, że zrobił się już skrzep. Wszystko go bolało, nawet bez najmniejszego ruchu. Czucie wróciło wraz ze wspomnieniami.
    Na podstawie gwiazd określił, gdzie dokładnie jest. Niedaleko było bezpieczne miejsce. Nie wiedział, czy uda mu się tam dotrzeć. Z trudem wstał. Zakręciło mu się w głowie i upadł na kolana. Podparł się dłońmi, aby nie ubrudzić rany. Jeszcze tego brakowało, żeby zmarł na tężec czy inne paskudztwo. Zacisnął zęby i ponownie wstał. Bolało go wszystko i z trudem utrzymywał równowagę. Każdy mięsień pulsował, a ból promieniował w najmniejsze skrawki ciała. Stawiał małe kroczki. Stracił dużo krwi, więc nie mógł sobie pozwolić na teleportację. Kolejna by go zabiła.
    - Ale mnie urządziłeś, Yoh - mruknął do siebie. Był łatwym celem dla każdego. Mógł go dorwać każdy, a on nawet nie mógłby się bronić. Był zbyt słaby i musiał zregenerować siły.
    Zaklął pod nosem. Po raz kolejny pokrzyżowali mu jego piękne plany, które uratowałyby planetę przed zniszczeniem. Niech to szlag z tą całą rodzinką! Yoh miał mu pomóc, a nie z nim walczyć. Wszystko poszło nie tak, ale przynajmniej żył. Turniej pewnie przerwali, więc jeszcze może wrócić i wygrać. O ile nic go nie złapie i nie zje na tym pustkowiu.
    Przystanął na chwilę. Wchodził w skalny korytarz. Oparł się o kamienną ścianę. Wziął głęboki oddech. Kręciło mu się w głowie. Czuł jak coraz szybciej słabnie. Zostało mu niewiele drogi do bezpiecznej jaskini. Jeszcze tylko kilka minut. Musiał wytrzymać.
    Postawił kolejny, nieco niepewny krok. Zachwiał się i upadł. Ponownie pochłonęła go ciemność.

    - Mistrz Hao się budzi - zawołała mała murzynka. Podbiegła do blondynki w czarnej sukience. Obie znalazły swojego nauczyciela niedaleko jaskini, którą kiedyś im pokazał.
    - Chodźmy do niego - odparła Marion.
    Spotkała płaczącą Opacho prawie tydzień temu. Przerwali turniej, a Król Duchów przeniósł wszystkich poza Patch Village. Szukała swoich przyjaciółek - Mattie i Kanny, ale z marnym skutkiem. Wierzyła, że przeżyły, więc chciała je znaleźć razem z sześciolatką. Kiedy Opacho miała je namierzyć, wyczuła furyoku Mistrza Hao. Były w szoku, widząc Asakurę. Myślały, że to koniec... Że Hao nie żyje. Odzyskały nadzieję, a wraz z nią najważniejszą dla nich osobę.
    - Spokojnie - odezwała się blondynka, siadając obok Asakury. - Nie podnoś się, Mistrzu.
    Hao rozejrzał się po jaskini. Przypomniał sobie, że chciał do niej dotrzeć. Był blisko, jednak stracił kontakt z rzeczywistością. Nie wiedział dokładnie, jak się tu znalazł, ale był wdzięczny swoim uczennicom. Drżącą dłonią dotknął bandaża na torsie. Miał owiniętą całą klatkę piersiową. Pod sobą czuł jakiś miękki materiał. Musiał być to jeden ze starych koców, które zostawili w jaskini przed wejściem do Patch Village.
    - A co z resztą? - zapytał cicho Asakura.
    - Nie wiemy - odparła Phauna. Spojrzała zielonymi oczami na ziemię. - Znalazłam tylko Opacho. Chciałyśmy poszukać reszty, ale...
    - Opacho znalazła Mistrza Hao - powiedziała z dumą sześciolatka.
    Hao spojrzał na murzynkę. Była taka szczęśliwa, a on tak źle ją potraktował w Sanktuarium. Zrobiło mu się głupio. Nigdy wcześniej nie czuł się tak po wypowiedzeniu jakichkolwiek słów. Opacho uważała go za jedyną rodzinę, dlatego nie chciał, żeby widziała walkę z Yoh. Jednak mała już mu wybaczyła. Czuł to. Uśmiechnął się delikatnie do dziewczynki.
    - Ile czasu minęło od walki z Yoh?
    - Prawie tydzień - odpowiedziała Włoszka, zaciskając pięści. Była zła na krótkowłosego. Nienawidziła go za to, że mogli stracić przez niego Hao. - Cały czas zajmowałam się tobą i zmieniałam twoje opatrunki, Mistrzu. Próbowałam też trochę leczyć ranę przy pomocy furyoku.
    - Dziękuję, Marie. - Głos Hao był bardzo cichy. Rzadko komukolwiek dziękował, ale gdyby nie blondynka, to pewnie by już nie żył. Był jej bardzo wdzięczny. Nie umiał tego okazać. Zawsze tłumił ciepłe uczucia do innych, nawet najbliższych mu osób. W końcu uczniowie byli dla niego prawie jak rodzina, chociaż nie okazywał im tego.
    Phauna była zaskoczona słowami Asakury. Przyjęła je, ale nie skomentowała. Pomoc Asakurze uważała za swój obowiązek. Hao pomógł jej kiedyś. Zawdzięczała mu wszystko.
    - Pójdę po coś do jedzenia. Chyba trochę jeszcze zostało. - Blondynka przerwała niezręczną ciszę. Wstała. - Miałam czas wyjść tylko dwa razy po jedzenie. Nie mogłam zostawić Opacho na długo samej, zwłaszcza że byłeś nieprzytomny, Mistrzu - wyjaśniła.

***

    Yoh wracał ze spotkania z Silvą. Był szczęśliwy, ale i bał się. Odzyskał nadzieję, która mogła lada chwila pęknąć niczym bańka mydlana. Nie wiedział też, jak przekaże przyjaciołom tę informację. Nie tego się spodziewali. Myśleli, że Hao nie żyje. Jak on ma teraz im oznajmić, że długowłosy przeżył, a on chce jeszcze mu pomóc? Pomyślą, że zwariował przez wyrzuty sumienia.
    - Yoh-dono, co teraz zrobimy? - zapytał Amidamaru.
    - Nie wiem. To delikatna sprawa. - Westchnął cicho. - Boję się reakcji przyjaciół. Boję się, że dla Hao jest  już za późno.
    - Zrozumieją, Yoh-dono. - Samuraj zamyślił się. - A co jeśli uczniowie znaleźli Hao i się nim zajęli?
    - Byłbym spokojniejszy, gdyby tak było na pewno, Amidamaru.
    Asakura nie wiedział, co jest gorsze. Myśl, że zabił brata? Czy może myśl, że nie zdążył go uratować? Miał nadzieję, że samuraj ma rację. Uczniowie uważali Hao za swojego mistrza i nauczyciela. Był ich jedyną rodziną. Jeśli go znaleźli, to nic mu nie grozi. Jednak krótkowłosy nie mógł być tego pewny. Było pięćdziesiąt procent szans, na to, że Hao żyje i ktoś mu pomógł. A Yoh musiał wiedzieć, żeby mieć spokojne sumienie.
    - Będzie dobrze - powiedział duch.

    Asakura wszedł do domu. Wszystkie oczy wpatrywały się w niego. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie umiał zacząć rozmowy. Musiał się przełamać i wypowiedzieć dwa kluczowe słowa. To było trudne. Był przytłoczony tak wielkim obowiązkiem, który na niego spadł.
    - Wszystko w porządku, Mistrzu Yoh? - zapytał Ryu z troską w głosie.
    Yoh milczał, wpatrując się w podłogę.
    - Wyduś to z siebie, Asakura - powiedział Ren, mrużąc oczy.
    - On - zaczął szaman. - On żyje.
    Zastanawiali się dłuższą chwilę. Nie byli pewni, o kogo chodzi. Kto taki żyje? W końcu Yoh odezwał się ponownie. Jego głos był cichy, ale przyjaciele usłyszeli dwa słowa.
    - Hao żyje.

~*~

 Tak, jestem zła i okropna, przerywając w takim momencie. Wybaczcie, ale i tak rozdział dłuższy, niż miał być. Dobra, wszyscy wiedzieli, że Silva będzie musiał puścić parę. W końcu on taki bezstronny jest. XD Elmika powinna dostać mandarynkę, ale niestety nie mam żadnej. ._. W zamian dedykuję Ci rozdział. ^.^
 A za to, że przerwałam w takim momencie, to rozdział również za tydzień, ok? Nie wiem czy w sobotę, czy w niedzielę, ale na pewno w weekend. :) Dopóki mogę, to staram się w miarę często coś pisać. Muszę zrobić zapas w ferie zimowe, żeby nie robić dużych przerw między rozdziałami od marca do maja. Mam też nadzieję, że kompuś się przestanie buntować. ^^" Jest mi jeszcze bardzo potrzebny. XD
 Dobra, bo się niepotrzebnie rozgadam. :D
 Prośba - jak ktoś czyta to niech zostawia komentarz. Miło widzieć, że ktoś czyta, bo to motywuje do dalszego pisania. :)
 Do następnego! ^^

6 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza!
    Silva, ty paplo jedna! xD No, ale dobra, okej, nic nie mówię... Tak, Yoh powie wszystko swoim przyjaciołom, nawet najgorsze sekrety Asakurów xD Nie, no, żart xD Już się boję reakcji Lyserg'a na wiadomość o Hao... Pewnie mała szumowina znowu ucieknie do Żelażnej Puszki X.x Dobrze, że Haośka znalazły dziewczyny, bo inaczej była by z niego krwawa masa :( Reakcja Rena w trakcie rozmowy z paczką mnie rozwaliła xD Dobra, kończę, bo zaraz mnie zgonią :(
    Pozdrawiam, Ginny Kurogane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty okrutny człowieku, w takiej chwili przerwać...
    Szkoda mi Hao w takim stanie, ale w sumie sam sobie jest winny. Jakby był cierpliwszy, to nie byłoby problemu, spokojnie wygrałby sobie Turniej i nie cierpiałby. I Yoh nie musiałby się zadręczać, może nawet byliby po tej samej stronie... No ale nie, po co, musiał się na Króla Duchów rzucać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział dla mnie? Ojej, strasznie się cieszę :D

    I wielka tajemnica poszła się paść, czego można było się spodziewać. No, ale wyznaczyli Silvę do przekazania wiadomości, więc nie do końca puścił parę nielegalnie.

    Kochana Opacho! Kto inny miałby znaleźć mistrza Hao? Tylko ona :D No i Marion, moja ulubiona z szamanka z ekipy Hao. Zawsze uśmiecham się szeroko, gdy w odcinku „Zemsta gothów” mówi o Ryo: „Fu, tandeta”. Polskie tłumaczenie tu wymiata.

    Biedny Yoh i jego wyrzuty sumienia. Ale wielki uścisk za chęć odnalezienia brata, by mu pomóc.
    Czekam na reakcje szamanów na tę bombę, z pewnością będą ciekawe.

    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Komputerem się tak nie martw, mi laptop zmarł w dniu urodzin bliźniaków ;) Bez szans na reanimację w rozsądnej cenie, więc długo siedziałam na pożyczonym, który był wolny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisałam Ci już na fb, to fantastycznie, że wróciłaś do pisania!
    Teraz, kiedy przeczytałam Twoją teraźniejszą twórczość... Nawet nie wiesz, jak bardzo mi jej brakowało! Ponad dwa lata... Siedzę i chce mi się ryczeć. Serio!
    Skarbek, pal licho maturę! Ćwiczymy paluszki i piszemy wspaniałe opowiadanie! :D
    A tak na serio, to życzę Ci dużo wolnego czasu(abstrakcja, wiem!) i nieskończonego napływu weny(o to chyba martwić się nie muszę), abyś była co najmniej zadowolona ze swojego opowiadania(i tak nie będziesz, perfekcjonistko, ale daj mi pomarzyć!) i napisała kolejne! :D
    Jestem pewna, że wymyślisz coś niesamowitego i ten oklepany temat bliźniaków zabłyśnie w blogosferze świeżością.
    Pozdrawiam Cię, Skarbek :*
    Ps. Muszę w końcu zmienić u siebie Twój nick... Wciąż jesteś w linkach jako Mia ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dobrze, że Hao ma swoich wiernych towarzyszy :D Nawet Opacho, której było mi okropnie żal kiedy na nią nakrzyczał i w tej chwili, na całe kilka sekund go szczerze znienawidziłam :D
    Silva musiał się wysypać, bo to Silva xD
    Zakończenie takie dramatyczne :D
    No nic, czekam na następny rozdział, a i tak jesteśmy w stałym kontakcie na GG/Fb ^^
    Adres mojego bloga również masz ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech, ja znowu spóźniona... Nie miałam praktycznie nic do nauki w ciągu całego semestru, a teraz na koniec skumulowały się wszystkie zaliczenia. Cóż... xD

    Wiesz, jeśli miałabym Ci doradzić, to lepiej zostań przy obecnej długości i częstości dodawania rozdziałów.:) A przynajmniej w żadnym wypadku nie bierz przykładu ze mnie. xDDD

    Silva! Nasz człowiek do zadań specjalnych. xD Bo komunikacja z tą rąbniętą gromadką to jak najbardziej zadanie specjalne. Choć jakoś nie zauważyłam, żeby Silva na to narzekał. W końcu wszyscy znamy jego "neutralność" i "ależ absolutnie nie ma słabości do swojego dalekiego kuzyna po kisielu".
    Aww jak ja uwielbiam tę wesołą gromadkę.:3 Zawsze jak o nich czytam, to poprawia mi się humor.:) Hah, zgadzam się - cały Ren. Aczkolwiek myślę, że ze wszystkich rodzajów dumy, jego cechuje ten właściwy.:) Może czasem trochę przesadza, ale prędzej Król Duchów nauczy się myśleć, niż Ren zrobi coś niehonorowego.;)
    ...Poza tym Yoh i tak by im powiedział. xD
    Wyobrażam sobie, co musiał poczuć Yoh po usłyszeniu takich wiadomości... Ale przynajmniej teraz może zrzucić z siebie poczucie winy. Na pewno nie całe (chyba nikt, kto zna Yoh, by tego nie oczekiwał), lecz może chociaż nie będzie się już tak zadręczał. Zyskał nadzieję, nowy cel - odnalezienie i uratowanie brata (głównie przed nim samym...) - i to powinno dać mu sporo pozytywnej energii do działania. Mam nadzieję, że kiedy przyjdzie co do czego, to Hao doceni tę troskę jego braciszka i się ogarnie...
    Hao to naprawdę miał szczęście. Mam nadzieję, że pozostałe dziewczyny z Hanagumi również znajdą się całe i zdrowe, może też i reszta uczniów Hao...? Wiem, że mogłoby to trochę namieszać, prowadzić do walk z paczką Yoh i w ogóle... Ale to fajni ludzie i szkoda by było, gdyby zginęli. A gdyby udało się ich przekabacić na Jasną Stronę Mocy wraz z Hao, to wesołe stadko jeszcze bardziej by się powiększyło.^-^ Ach, ten mój optymizm... xD
    A Yoh niech się nie martwi, jego przyjaciele na pewno zrozumieją i będą go wspierać.:) Przecież powierzyliby mu własne życie, więc jak mieliby mu nie zaufać i w tej sprawie. Co poniektórzy mogą na początku trochę zrzędzić, a Lyserg pewnie się wkurzy, ale w końcu im przejdzie. A jak nie, to Anna z pewnością pomoże im sobie z tym poradzić. xD

    A tam, przy tak regularnym i częstym publikowaniu rozdziału nawet przerywanie w kluczowych momentach da się przeżyć.;)
    Rozdział się bardzo podobał.^-^ Choć tak baaardzo czekam na spotkanie bliźniaków...*-*
    Jeszcze raz przepraszam za późny komentarz. Następny rozdział pewnie też skomentuję z opóźnieniem, bo w przyszłym tygodniu mam cztery zaliczenia. Ech...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń