sobota, 9 stycznia 2016

1. Niespodziewana wiadomość

Ohayo, kochani!
Miało być wcześniej, ale taka zabiegana byłam. Nie mogłam się zebrać, żeby zacząć ten rozdział. W dodatku nigdy nie wiem, jak mam zacząć pierwsze zdanie i zmieniam je z kilkanaście razy, aż uznam, że jest w miarę dobre. Nie oszukujmy się, nigdy nie będzie wystarczająco dopracowane, ale trzeba przymknąć oko i pisać. Poza tym musiałam z napisaniem tego rozdziału poczekać, aż kolega reanimuje mi windowsa, bo zaczął się buntować i nawet WordPad mi się zacinał. Myślałam, że to niemożliwe, a jednak! XD Ale od wczoraj jest dobrze, więc specjalnie w nocy kończyłam, chociaż musiałam rano wstać. ^^" Dobra, nie przedłużam.
Miłego czytania. :)

 ~*~

    Słońce chowało się powoli za horyzontem, pozostawiając pomarańczowo-czerwoną łunę. Widok był jednocześnie piękny i przerażający. Idealnie współgrał z wydarzeniami, które rozegrały się kilka godzin wcześniej. Nikt nie przypuszczał, że sprawy przybiorą taki obrót.
    Yoh Asakura siedział przy oknie, przyglądając się niebu. Usiadł sam w samolocie, który załatwił Ren. Właściciel mandarynkowych słuchawek myślał, próbując uporządkować minione wydarzenia. Turniej szamanów został przerwany i nikt poza samym Królem Duchów nie wiedział, kiedy zostanie wznowiony. Yoh nawet nie przypuszczał, że będzie musiał tak szybko zareagować i stanąć przeciwko Hao. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego długowłosy złamał zasady turnieju. Przecież mógł wygrać i bez brania Króla Duchów siłą. W końcu długowłosy był najpotężniejszym szamanem na świecie. Yoh był świadomy, że sam nie dałby bratu rady. Był wdzięczny za pomoc wszystkich szamanów w Patch Village.
    Chłopak westchnął. Jeszcze tyle rzeczy było niezrozumiałych dla młodego Asakury. Czuł się inaczej po walce w Gwiezdnym Sanktuarium. Nie był pewny dlaczego i co to oznacza. Nie mógł wiedzieć, że to odzywają się w nim braterskie uczucia względem Hao. Z Ognistym Szamanem nigdy nie miał dobrych relacji. Żaden z nich się o to nie starał.

    Było bardzo późno, gdy samolot wylądował w Tokio. Grupa naszych szamanów znacznie zmalała, ponieważ ich przyjaciele wysiedli na innych lotniskach. Każdy musiał wrócić do swojego dawnego życia. Teraz pozostało im tylko czekać, aż zadzwoni dzwonek wyroczni, obwieszczając wznowienie turnieju. Wiedzieli, że Król Duchów musi zregenerować siły. Nikt nie wiedział, ile to potrwa.
    Wszyscy szamani, którzy mieli uraz do Hao Asakury, cieszyli się. Długowłosy został pokonany i nikomu już nie zagrażał. Hao był niebezpieczny, bali się go. Mieli nadzieję, że zniknął raz na zawsze. Natomiast Yoh nie był do końca pewny, co czuje. To było zbyt świeże, aby mógł zdecydować. Poza tym podniósł katanę na brata. Nie wiedział o jego istnieniu przez tyle lat, a gdy już poznał prawdę, to musiał z nim walczyć. Młody Asakura czuł, że mógł postąpić inaczej. Bez rozlewu krwi, ale wszystko działo się tak szybko.
    Yoh usiadł na dachu. Był zmęczony, ale nie mógł zasnąć. Wpatrywał się w migoczące gwiazdy. Szukał w nich odpowiedzi i wsparcia. Czegoś, co pomogłoby mu zrozumieć minione wydarzenia.
    - Yoh-dono, wszystko w porządku? - zapytał Amidamaru, który pojawił się obok.
    - Tak - odparł cicho szaman. - Chyba tak.
    - Na pewno? - Amidamaru zbyt dobrze znał przyjaciela, aby uwierzyć, że to wszystko.
    - Sam nie wiem, Amidamaru. Czuję, że mogłem inaczej postąpić. Spróbować zrozumieć Hao, dowiedzieć się, dlaczego taki był. Porozmawiać z nim.
    - Hao zabijał z zimną krwią. Był przesiąknięty złem do szpiku kości. Nie dopuszczał innych opcji. Wiesz o tym, Yoh-dono.
    - Wiem, ale nigdy nie zastanowiłem się nad tym, czy da się go uratować. A jeśli się dało, to nie wiem, czy sobie kiedykolwiek wybaczę, że nie spróbowałem.
    Yoh westchnął i spojrzał w gwiazdy. Niebo było wyjątkowo piękne tej nocy. Ani jednej chmurki. Widać było wszystkie konstelacje. Asakura lubił podziwiać naturę, spędzać czas na świeżym powietrzu. Dostrzegał najmniejsze szczegóły, które były na swój sposób piękne. Miłość do natury... To nas łączyło, mnie i Hao, pomyślał Yoh.
    - Myślę, że nawet Hao dało się pomóc - szepnął krótkowłosy.
    Amidamaru siedział obok przyjaciela w ciszy. Uśmiechnął się delikatnie. Cały Yoh. Zawsze szukał odrobiny dobra w każdym, kogo spotkał na swojej drodze. Przypomniał sobie, jak poznał Asakurę. Miał wtedy opinię demona, który zabił z zimną krwią cesarskich żołnierzy, a Yoh dał mu szansę. Nie wierzył w opowieści innych, ponieważ słuchał swojego serca.
    - Szkoda, że trochę za późno to zrozumiałem - odezwał się nagle Yoh, przerywając rozmyślenia Amidamaru.
    - Nie powinieneś się obwniać - zaczął samuraj - w końcu nie dał nam wyboru.
    - Wiem - westchnął szaman. - Wiem.
    W głębi serca Yoh był świadomy, że źle postąpił. Nikt nie jest zły z natury. Po prostu Hao się pomylił i wybrał inną drogę. Powinien był mu pomóc. Albo chociaż spróbować z nim porozmawiać. Nie chciał dołączyć do Ognistego Szamana, ponieważ nie popierał jego planów. Jednak to nie zmieniało faktu, że podniósł broń na członka rodziny, na brata. Był mordercą, ba, bratobójcą. Chciałby cofnąć czas i naprawić swój błąd.
    Po policzku szamana spłynęła jedna, samotna łza.

***

    - Król Duchów jest niespokojny - zaczął Goldva lekko zachrypniętym głosem. - Próbuję zrozumieć, dlaczego...
    Przywódca plemienia Patch spojrzał na innych strażników. Wszyscy członkowie Rady zebrali się, aby omówić z Goldvą najważniejsze sprawy. Działo się coś dziwnego. Coś, czego szaman nie mógł do końca zrozumieć. Jeśli szybko czegoś nie wymyślą, to skutki mogą być opłakane.
    - Co to dla nas oznacza? - zapytał Silva. Jako jedyny odważył się odezwać.
    - Nie wiem - odparł. - Musimy się przygotować na każdą ewentualność. Obawiam się, że sprawa z Hao Asakurą nie została jeszcze zakończona.
    Wszyscy strażnicy mieli twarze w kolorze kredy. Jak to możliwe, że to jeszcze nie koniec? Silva zacisnął pięści. Przecież sam widział ostateczny cios, który wymierzył Yoh. Nikt nie mógby tego przeżyć. A jeśli Hao umknął śmierci? Co to dla nich oznaczało?
    - Jakie są szanse na to, że Król Duchów tylko regeneruje siły i niepotrzebnie się martwimy? - Radim przerwał milczenie. Spojrzał na Goldvę, oczekując odpowiedzi.
    - Niestety takie same jak w przypadku powrotu Hao Asakury.
    Goldva chrząknął głośno, gdy strażnicy chcieli się rozejść.
    - Oczywiście - zaczął szaman - informacje te są niepewne i nie mogą wyjść poza Patch Village. Czy to jasne?
    Członkowie Rady pokiwali głowami. Goldva nie musiał ich uświadamiać w tak ważnych i oczywistych sprawach. Było jasne, że strażnicy nie mogli udzielać wskazówek uczestnikom turnieju, a zwłaszcza wyjawiać im poufnych informacji. Przede wszystkim nie mogli teraz wywołać paniki wśród szamanów. Mogliby zrobić wiele głupich, nieprzemyślanych rzeczy.

***

    Poranek był ciepły. Słońce przyjemnie grzało skórę. Yoh biegł przedmieściami Tokio. Anna stwierdziła, że nie może się rozleniwić. W końcu nie wiadomo, kiedy wznowią turniej. Asakura musi być w formie, aby pokonać przeciwników i zdobyć koronę Króla Szamanów.
    Słyszał muzykę w słuchawkach. Jeszcze miał tylko pięć kilometrów do pokonania. Później pięćset brzuszków i pół godziny krzesełka. A to dopiero poranny trening. Westchnął, po czym przyśpieszył. Nie mógł się spóźnić na śniadanie.

    Yoh jadł w ciszy. Jego śniadanie składało się z miseczki ryżu z warzywami.
    - Anno - zaczął delikatnie Yoh. - Czy mógłbym cię poprosić o wywołanie jednego ducha...
    - Co to za duch? - przerwała mu itako. Spokojnie popijała zieloną herbatę.
    - Widzisz... Chodzi o Hao.
    Anna uniosła lekko brew. Czekała, co jeszcze powie jej narzeczony. Spodziewała się takiego pytania, ale nie sądziła, że nastąpi to tak szybko. Chociaż... Yoh mógł się obwiniać i chcieć uzyskać odpowiedzi na wiele pytań. A przede wszystkim uzyskać przebaczenie od Hao.
    - Jak będę gotowy, to chciałbym z nim porozmawiać - powiedział cicho krótkowłosy.
    - Przemyślę to jeszcze, koteczku - odparła Anna. - Nie wiemy jak zareaguje Hao. Poza tym... ty masz jeszcze trening dzisiaj przed sobą. - Sugerowało to koniec rozmowy, a Yoh nie mógł się kłócić.
    Asakura wstał od stołu. Bez zbędnego marudzenia wyszedł z domu.

***

    Minęły dwa tygodnie od przerwania turnieju. Nic nie wskazywało na szybkie wznowienie drugiej rundy. Wszyscy szamani byli pogrążeni w maraźmie i jedyną rozrywką, jakiej się oddawali, był trening. Yoh trenował przede wszystkim, bo Anna mu kazała. Sam również polubił bieganie, ponieważ pomagało mu zebrać myśli. Jego wyrzuty sumienia były raz większe, raz mniejsze. Obwiniał się, ale nie pokazywał tego po sobie. Nie chciał martwić Anny i Manty. Tylko Amidamaru wiedział, co dzieje się w duszy młodego szamana. Tylko samuraj widział jak czasami płakał.
    Zapadał powoli zmierzch. Asakura miał do pokonania kilkanaście metrów. Uśmiechnął się na myśl o kolacji. Anna obiecała mu coś wyjątkowego, więc strał się jak najlepiej wykonać ćwiczenia zadane przez Kyouyamę. Jednak to, co zastał w domu, przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
    - Niespodzianka!
    W salonie znajdowali się dosłownie wszyscy jego przyjaciele. Myślał, że ich spotkanie nie nastąpi tak szybko. Poczuł przyjemne ciepło, widząc, że bardzo się starali, aby przyjechać. W dodatku Ryu powoli przynosił jedzenie do salonu. Pachniało cudownie.
    - Cześć wszystkim. - Asakura wyszczerzył się do przyjaciół, zapominając o swoich troskach i smutkach. - Jesteście niesamowici.
    - Podziękuj Annie - powiedział Horo.
    - Ej, a znacie ten kawał?
    - Nie, Choco - odparł Ren, przystawiając swoje Guan Dao do szyi komika. - Przypuszczam, że nie. I nie chcemy poznać.
    Choco odbiegł kawałek od Rena. Gdy stwierdził, że jest w miarę bezpieczny, wziął głębszy oddech.
    - Jak się nazywa kot, który leci? Kotlecik. Łapiecie?
    Pirika, Tamao i Yoh wybuchli śmiechem. A niektórzy się lekko uśmiechnęli.
    - Czy on powiedział coś, co było chociaż trochę śmieszne? - zapytał zdezorientowany Ren. Młody Tao był w takim szoku, że chwilę wcześniej wypluł mleko na twarz Lee Pyrona.

    Po kolacji nasza wesoła gromadka spędzała czas razem. Jun z Piriką plotkowały o czymś zawzięcie. Anna skupiła się na swoich telenowelach, krytykując jednego z bohaterów. Tamao siedziała cicho w kącie, pijąc herbatę. Faust jak zwykle wpatrywał się w Elizę. Ryu z Lysergiem sprzątali po kolacji. Choco próbował opowiadać kawały. Niestety, pomimo wcześniejszego debiutu, nie szło mu za dobrze. Ren tracił powoli cierpliwość, więc zajął się opróżnianiem kolejnej buteleczki mleka. Musiał się bardzo powstrzymywać, aby nie skrócić Amerykanina o głowę. A Manta zawzięcie tłumaczył coś Horo. Nistety szaman z północy nie rozumiał Oyamady, więc blondynek coraz bardziej się irytował. Był jednak bardzo cierpliwy. W końcu Rzymu nie zbudowano w jeden dzień i spróbuje przekazać niebieskowłosemu jak najwięcej informacji.
    Yoh uśmiechnął się. Widział swoich najlepszych przyjaciół w komplecie. Przy nich zapominał o wszystkich rzeczach, które go martwiły. Nie zapomniał o Hao, ale wyluzował się. Może nie tak jak kiedyś, jednak wystarczająco, aby odpocząć od zmartwień. Już dawno nie czuł się tak dobrze. Dzisiaj był naprawdę szczęśliwy. Amidamaru bardzo się cieszył, że jego przyjaciel chociaż na chwilę zapomniał o wyrzutach sumienia.
    Sielankę naszych szamanów przerwał dźwięk dzwonka wyroczni. Wszyscy spojrzeli po sobie. Czyżby tak szybko wznowili turniej? Każdy spojrzał na swój dzwonek, ale nic się nie wyświetliło. A byli pewni, że słyszeli ten charakterystyczny dźwięk. Chyba łapie ich paranoja... Muszą przerwać ten zastój, bo brak walk źle na nich działa.
    - Chłopaki, to był mój dzwonek - powiedział zaskoczony Yoh, zerkając na wyświetlony tekst. - To Rada. Mam się z nimi spotkać.

~*~

No i tyle na dzisiaj. ^^
Taki rozpoczynający wszystko i przejściowy rozdział. No i nie jest jakiś super długi, ale no. To co chciałam, to tu zawarłam. Mam nadzieję, że chociaż trochę się podobał. Następny będzie lepszy i całe szczęście mam już plan w głowie. Pojawi się najprawdopodobniej w następny weekend. Postaram się przynajmniej. ^^ Ten tydzień był męczący. Jeszcze chodzę poirytowana ostatnio, bo mamy taką super organizację ze studniówką, że zostało trzy tygodnie, a my jeszcze poloneza nie tańczyliśmy. Pozdrawiam serdecznie. XD Przy okazji jeszcze moje życie osobiste, taa... I te próbne matury i praktyczny brak snu. ^^"
Dobra, nie rozgaduję się. :)
A, jakby ktoś nie miał konta Google+ lub konta blogger, a chce być powiadamiany o rozdziałach, to w zakładce "autorka" jest mój nr GG. Piszcie śmiało. :)
Do następnego! ^^

7 komentarzy:

  1. Taaak, mam jakieś dziwne przeczucie, że to spotkanie z Radą jest właśnie jedną z takich "głupich, nieprzemyślanych rzeczy"... :D Podobnie jak przywoływanie Hao. Nawet jakby był duchem, to specjalnie rozmowny i uprzejmy raczej by nie był. No i chyba nie chciałby się podzielić wyjaśnieniami swoich działań... Ale może to pomogłoby się pozbyć wyrzutów sumienia, irytacja bywa pomocna :D
    Bardzo fajnie się czytało, chwilami aż miałam wrażenie, że znów oglądam anime i niemal słyszałam głosy bohaterów ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam zawsze problem ze sformowaniem pierwszego zdania. By brzmiało idealnie – praktycznie nigdy mi nie wychodzi.

    Zaskoczyło mnie, że rozdział pojawił się tak szybko.
    Yoh ma wyrzuty sumienia, to było łatwe do przewidzenia. W końcu jest dobrym człowiekiem, który kogoś zabił. Oczywiście, że ma wątpliwości.
    Tak, niepewne informacje nie mogą wyjść poza Dobie. Założyłabym się o mandarynkę, że Silva puści parę XD
    Ooo, ekipa przyjechała. To zawsze jest okazja do dobrej zabawy. I Choco udał się dowcip! Niesamowite!
    Rada chce się spotkać z Yoh? Czyli puszczą parę :D

    Jej, kolejny rozdział będzie za tydzień? Super!

    Pozdrawiam,
    Elmika

    OdpowiedzUsuń
  3. Tiaaa... Problemy z pierwszym zdaniem, skąd ja to znam... ^^'
    Ehhh... Czy Anna nie mogłaby mu chociaż na chwilkę odpuścić? Przecież on dopiero co wrócił z turnieju >.< No ale dobrze, że ma chociaż czas, żeby pomyśleć w trakcie biegania.
    Yoh chce przywołać Hao... Szczerze powiedziawszy myślałam, ze tego będzie dotyczył tytuł xD Że Anna próbuje go przywołać, a przychodzi jakiś inny duch i mówi, że Hao u nich nie ma.
    Yay! Gromadka wróciła c: Uwielbiam tych wariatów xD Choco wyszedł dowcip O.o Moja reakcja była podobna jak u Rena, z tym, że herbatą.
    Hmmmm... Czy to nie miały być przypadkiem ściśle tajne informacje? xD
    Ja mam to samo z półmetkiem :D Wszystkie klasy miały w październiku, ja mam pod koniec stycznia... I to nie wiadomo, co z tym do końca będzie xD
    A teraz życzę ci duuużo wolnego czasu i weny ;)
    Yaelyn

    P.S. Znalazłam samotną literówkę "Po policzku szmana spłynęła jedna, samotna łza." ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie widzieć nową czytelniczkę. Wybacz, że przez Choco wyplułaś herbatę ^^" dobrze, że Pyron nie ucierpiał po raz drugi XD
      A wena i czas wolny się przyda. Nawet bardzo. ;)
      Dziękuję bardzo za znalezienie literówki. Już poprawione ;)

      Usuń
  4. Witam serdecznie!
    Wszyscy muszą maltretować Yoh wyrzutami sumienia po walce? Muszą?! Bidula moja! T^T Impreza-niespodzianka była do przewidzenia, ale trochę pomogła słuchawkowemu Szamanowi :)Dowcip Choco był... udany... O.o Byłam w takim samym szoku ja Ren xD a potem parsknęłam śmiechem xD
    Rin Okumura:...
    Ginny: Cichaj, Okumura! No to w następnym rozdziale mogę spodziewać się Silvy, tak? Bo w końcu ktoś musi naszej bandzie oszołomów zdradzić "tajne informacje" plemienia Patch? xD Aż jestem ciekawa, jak ta rozmowa będzie wyglądać xD
    Yoh mądrze zrobił, że chciał przywołać dusze Hao i porozmawiać z nim jak brat z bratem :) T^T Dobra, nie mam siły na dłuższy komentarz *ziewa szeroko* To życzę dużo czasu, weny i pozdrawiam, Ginny Kurogane :*
    Rin Okumura: Ja też!
    Ginny: Okej... No comment xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że tak późno!:( Mam nadzieję, że jeszcze zdążę wrzucić komentarz przed następnym rozdziałem.^^'

    Biedny Yoh...:( To było do przewidzenia, że tak to się skończy.:( Jego dobre serduszko nigdy nie byłoby w stanie pogodzić się z tym, co zrobił. Nawet jeśli nie miał wyboru, bo przecież na szali leżały życia jego przyjaciół, jego własne, ba, całej ludzkości! Gdyby podjął inną decyzję, także miałby wyrzuty sumienia, że nie zrobił wszystkiego, by uratować tyle niewinnych istnień. I dlatego to jest takie niesprawiedliwe.:( Yoh nigdy nie zrobił nic złego, niczym nie zasłużył sobie na stawianie go w takiej sytuacji.:( Bidulek...:( Chociaż moim zdaniem nie powinien sobie zarzucać, że nie próbował pomóc bratu. Do samego końca ich walki próbował przemówić mu do rozsądku. Tyle że Hao nie chciał słuchać, nikogo... I nie wierzę, żeby Yoh wymierzył tamten ostateczny cios z zamiarem zabicia Hao. Powstrzymania tak, ale nie zabicia. Nie wierzę, żeby Yoh potrafił zmusić się do "chcenia" kogoś zabić... Oby szybko dowiedział się, że Hao przeżył i nie musiał się dłużej tak zadręczać.:(
    Hm, niespokojny Król Duchów? Pozwolisz, że daruję sobie komentarz pod jego adresem... xD Ale to rzeczywiście zastanawiające. Przecież chyba by się nie wiercił niespokojnie, gdyby tylko wylizywał rany, prawda? A jeśli to z powodu powrotu Hao, to w takim razie dlaczego? Bałby się czegoś ze strony Hao? No weź, KD, Hao też ledwo co przeżył śmiertelny atak, skąd miałby wziąć siły na próbowanie czegoś głupiego... No chyba, że to zupełnie inne zagrożenie...o-o
    Takiej prośby ze strony Yoh rzeczywiście można się było spodziewać. Ha, tylko ciekawe co by powiedzieli, gdyby Hao nie dał się przywołać! Naprowadziłoby to ich na możliwość, że przeżył, czy może uznaliby, że jest na tyle potężny, by móc sprzeciwić się wezwaniom itako? A tak z innej beczki, to ciekawa jestem jakby wyglądało takie spotkanie, gdyby Hao rzeczywiście zginął i został wezwany z zaświatów. Obawiam się, że mogłoby to być bolesne dla Yoh...:( Zwłaszcza, jeśli Hao nie zdążyłby się ogarnąć i palnąć w łeb za swoje błędy i zamiast tego wyskoczyłby do brata z wyrzutami. To by było zdecydowanie niesprawiedliwe wobec Yoh.:(
    Wesoła gromadka!:D Jejku, jak ja ich kocham.:3 Zawsze poprawiali mi humor.^^ A przede wszystkim teraz bardzo przydadzą się Yoh. Wiem, że stara się radzić sobie sam z tym wszystkim, ale naprawdę bardzo potrzebuje wsparcia albo chociaż przynajmniej samej obecności przyjaciół.
    No i ŻARTÓWKI CHOCOLOVE!!! Mój miszczu! xD Ja nie rozumiem, jak w ogóle można się z nich nie śmiać? xD
    Lol, serio? Tylko dzwonek wyroczni Yoh? Rada to ma tupet, po tym wszystkim, co Yoh przeszedł, oni mu jeszcze cztery litery będą zawracać. Chociaż... jeśli miałoby to dotyczyć Hao, albo chociażby zawierać informację, że przeżył tamtą walkę...*-* Oby tak było. Może Yoh poczułby się choć trochę lepiej...

    Nyaaaa...*-* Rozdział mi się bardzo podobał.:3 Nakłanianie Cię do założenia bloga było wybitnym pomysłem.:> Teraz pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział i wszystko wskazuje na to, że nie będę musiała długo czekać. Taaak, komentowanie późno ma czasem swoje zalety.;D
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Yoh jak zwykle wrażliwy nawet dla tych, którzy na to nie zasługują :( Ale i tak naprawi w swoim mniemaniu "błąd" i będzie pięknie i kolorowo, na co chyba wszyscy czekamy ^^
    Zdziwiła mnie taka wyrozumiałość Anny, chociaż myślę, że i tak by tego nie zrobiła, w końcu to niebezpieczne i w sumie nie odpowiedzialne.
    A żart Choco stary ale jary :D
    Spotkanie z radą nigdy nie wróży nic dobrego xd

    OdpowiedzUsuń