niedziela, 24 stycznia 2016

3. Poszukiwania

 Ohayo!
 Jestem, znowu spóźniona. ^^" Chciałam wcześniej, ale poszłam do prababci i mi zeszło dłużej, niż się spodziewałam. Mimo tego, że mam dużo roboty jeszcze, to nie chciałam Was zostawić bez rozdziału. Kij z niemieckim! Maile nie zając, nie uciekną. Jednak nauczycielka w końcu mnie zlinczuje za to, więc pewnie szykuje się wieczór, jeśli nie nocka z niemieckim. XD Ale warto było. ^^"
 Rozdział ma dosłownie taką samą długość, jak poprzedni. ^^ Na początku pisałam go w tempie ślimaka wyścigowego, a później myślałam, że wyjdzie dłuższy, niż ostatni, ale no... I tak opornie mi szła jedna scena.
 Dedykacja dla Ginny Kurogane za wspieranie w procesie tworzenia rozdziału. :3
 Zapraszam do czytania. :)

~*~

    Słowa wypowiedziane przez Yoh sprawiły, że nikt się nie poruszył. Wszyscy zastygli. Nie wierzyli w to, co powiedział Asakura. Natomiast sam brunet stał ze spuszczoną głową. Wpatrywał się w podłogę, na którą spadały jego ciepłe łzy. Płakał ze szczęścia i z bezsilności. Czekał na jakiś ruch, na to, że ktoś się odezwie. Wiedział, że wszyscy się na niego patrzą, ale nie miał siły spojrzeć im w oczy. Czekał na ich reakcję.
    - To niemożliwe... - Pierwszy odezwał się Lyserg. Wyszeptał te słowa bardzo cicho, a po chwili krzyknął: - To nie może być prawda!
    Zielonowłosy spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Przecież pokonali Hao. Widział ostateczny cios. A może jednak nie? W końcu rozbłysło światło, które ich oślepiło, a Król Duchów przeniósł ich poza Patch Village. Mimo wszystko wierzył, że długowłosy nie żyje. Hao był okrutny, nie miał w sobie ani krzty dobra.
    Anglik wstał i szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Chciał stąd wyjść jak najszybciej, przemyśleć wszystko. Jednak, kiedy mijał Yoh, brunet złapał go za rękę.
    - Poczekaj - zaczął Yoh, ocierając twarz drugą dłonią. Spojrzał czarnymi oczami na Lyserga. - Co chcesz zrobić? Powinniśmy wszyscy porozmawiać. To skomplikowana sprawa i bardzo delikatna. Nie po to Silva mi wszystko powiedział, żebyśmy teraz robili głupoty.
    Diethel wpatrywał się w przyjaciela. Yoh był opanowany. Spokojny. I właśnie ten spokój Asakury pozwolił mu przeanalizować wszystko. Skinął lekko głową. Yoh miał rację. Niepotrzebnie chciał podjąć pochopną decyzję. No bo co chciał zrobić? Sam nawet nie wiedział. Chodziłby bez celu po Tokyo i wyżywał się na czymkolwiek, aby odreagować.
    Asakura usiadł. Wokół niego znajdowali się przyjaciele. Ludzie, którym ufał najbardziej na świecie. Czekali na wyjaśnienia, a on nie wiedział jak zacząć. Nie wiedział, co mógłby im powiedzieć. Chciał pomóc Hao. Przyjaciele mogli tego nie zaakceptować po tym wszystkim, co przeszli z długowłosym.
    - Silva powiedział, że Hao żyje. Jeszcze żyje - przerwał. Wziął głębszy oddech, aby opanować łzy. - Jeszcze, bo pewnie jest na skraju życia i śmierci. Minęły dwa tygodnie i nawet Rada nic więcej nie wie na ten temat.
    - Co z tym zrobimy? - zapytał spokojnie Ren. Od razu wolał przejść do rzeczy. Wiedział, że przyjaciel to dobry samarytanin i zaraz wymyśli nową misję ratunkową. Nawet dla Hao. Każdy, kto znał krótkowłosego Asakurę, wiedział, jak często szukał dobra w napotkanych przypadkowo ludziach. Nawet w młodym Tao odnalazł tę iskierkę dobra.
    - Widzicie...
    Chłopak rozejrzał się. Napotkał wzrok Anny. Itako uśmiechnęła się delikatnie, aby dodać mu otuchy. Widziała i czuła zdenerwowanie narzeczonego, ale nie mogła mu pomóc. Yoh musi sam się z tym uporać. Ona nie mogła za niego wyjaśniać, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. Kyouyama mogła co najwyżej potrząsnąć nieco tymi, którym dyplomacja Asakury nie wystarczyła.
    Lyserg siedział jak na szpilkach. Był ciekawy, co powie Yoh. Czekał na jego decyzję. Hao żył, ale to nie był koniec świata. Rozsądek Anglika krzyczał coraz głośniej. Jednak jego uczucia i chęć zemsty nie dały się tak łatwo stłamsić. Tyle lat żył chęcią pomszczenia rodziców. Co mu to dało? Tak naprawdę nic, bo nie odzyskał ich. Nie załatał pustki w sercu.
    Natomiast reszta, a zwłaszcza Ren, siedzieli spokojnie. Cokolwiek powie Yoh, to i tak będą za nim stać. Rodziny się nie wybiera. A Tao wiedział o tym aż za dobrze. Miał dziwną, odbiegającą od standardów, rodzinę i Yoh o tym wiedział. A mimo wszystko stanął razem z nim przeciwko głowie rodu.
    - Wiem, co czujecie - odezwał się w końcu Yoh. - Hao wyrządził wiele zła. Jestem tego świadomy i...
    - Nienawidzisz go? - zapytał Horo.
    - Nie. - Spojrzał na Lyserga. Diethel nie poruszył się nawet o milimetr. - Nienawiść do niczego nie prowadzi. A Hao był... Jest moim bratem. Czuję, że obaj mogliśmy postąpić inaczej w wielu kwestiach.
    - Co chcesz przez to powiedzieć, Mistrzu Yoh?
    - Muszę go znaleźć. Muszę mu pomóc. Nie oczekuję, że pójdziecie ze mną. Nawet się nie zdziwię i nie będę miał wam tego za złe, jeśli wolicie zostać i się nie mieszać.
    - Posłuchaj, Asakura. Jesteśmy w tym razem, jak powiedziałeś - stwierdził Ren. - Chyba nie myślisz, że tak po prostu sobie odpuścimy i zostawimy cię z tym samego.
    Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami. Poza Lysergiem. Diethel stał oparty o ścianę, patrząc tępo na Yoh. Miał twarz w kolorze kredy. Nie mógł zebrać myśli. Jak Yoh mógł coś takiego powiedzieć? Przecież... I wtedy zobaczył w czarnych oczach Asakury coś, czego nie dostrzegł wcześniej. Ujrzał determinację, która biła od bruneta. I... Ulgę, wielką ulgę. Wiedział, jak to jest stracić bliskich. Nie był pewny, czy jest w stanie ot tak wybaczyć Hao. Jednak Yoh musiał mieć szczególny powód, jeśli chciał pomóc długowłosemu. Zielonowłosy tyle czasu biegł na oślep, kierowany zemstą. Przez to trafił do X-Laws, czego żałował z całego serca. Przecież chęć zemsty nie przywróciła mu rodziców. Zresztą... Jakby nie było już dokonał tego, co chciał. Myślał, że Hao nie ma. I to po części była prawda. Teraz mógł zostawić przeszłość za sobą. Spojrzeć w przyszłość. Tak jak Yoh.
    - Też jestem z tobą, Yoh - odezwał się Lyserg. - Ufam ci.
***

    Blondynka w czarnej sukience wracała właśnie do jaskini. Była na zwiadach, aby sprawdzić, czy są bezpieczni. Rada pewnie już wiedziała, że Hao żyje. Mogli ich szukać. Nie mogła pozwolić, aby ktokolwiek znowu skrzywdził długowłosego. Postarała się o zabezpieczenia, ale nie była tak silna jak Hao.
    - Mistrzu, wróciłam.
    Zamarła. Rozejrzała się po jaskini. Nie widziała nigdzie Asakury. Opacho również gdzieś zniknęła. Serce zaczęło jej szybciej bić. To niemożliwe...
    Wybiegła na zewnątrz. Nerwowo przeczesywała teren. Poszła w stronę źródełka, z którego brała wodę. Zwolniła. Nie wierzyła, że ich tam znajdzie. Usłyszeliby jej wołanie, gdyby tam byli.
    - Mistrzu! - ucieszyła się zielonooka.
    Asakura płukał bandaże z krwi. Przyszedł aż tu o własnych siłach. Opacho wesoło biegała wokół niego. A ona się tak o nich bała... Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby coś im się stało.
    - Marie. - Hao uśmiechnął się do dziewczyny. - Uznałem, że powinienem sam się sobą zająć - powiedział i zaczął niezdarnie owijać czysty bandaż wokół klatki piersiowej.
    - Dla mnie to nie był żaden kłopot. - Podeszła do chłopaka. Uklękła obok i pomogła mu bandażować ranę od nowa. - To mój obowiązek, ale cieszę się, że czujesz się lepiej, Mistrzu.
    - Dużo lepiej. Myślę, że niedługo będziemy mogli wyruszyć do najbliższego miasta. Niedawno Opacho namierzyła tam kilka osób.
    Marion odetchnęła z ulgą. Hao był cały i zdrowy. Prawdopodobnie reszta grupy też. Nie daliby się tak łatwo złapać i zabić.  Znała ich tyle lat. Umieli przetrwać w najtrudniejszych warunkach.
    Skończyła owijać bandaż. Wstała, po czym pomogła Hao utrzymać równowagę. Asakura nie odepchnął jej, a z wdzięcznością przyjął pomoc. Był jeszcze jak niezdarny kociak, ale na całe szczęście wracał do zdrowia. Nie lubił być na czyjejś łasce lub niełasce. Miał też nadzieję, że jego poplecznicy nie wyjadą nigdzie dalej. Ciężko będzie mu utrzymać kontrolę ducha nawet do tego najbliższego miasteczka. Furyoku regenerowało się dość szybko, ale mimo wszystko dużo jeszcze brakowało, aż osiągnie poprzedni poziom.
***

    Yoh ponownie spotkał się z Silvą. Było bardzo późno, na strasznym wzgórzu pojawiły się już duchy. Małe chmury co chwilę zasłaniały księżyc. Wiał wiatr, więc krótkowłosy ubrał ciepłą, polarową bluzę. Szaty i długie czarne włosy stojącego obok strażnika powiewały na wietrze.
    Lyserg szukał na mapie położenia Hao, ale bez skutku. Tak jakby zapadł się pod ziemię. Yoh co kilka dni kontaktował się z Silvą, ale Rada także nie miała wiadomości o pobycie długowłosego. Wiedzieli tylko, że Ognisty Szaman żyje, ale nie mogli nic zdziałać. Przypuszczali, że ktoś ukrył jego energię życiową i furyoku. Możliwe też było, że sam Hao ma się na tyle dobrze, iż jest w stanie sam zamaskować wcześniej wymienione rzeczy.
    - Przykro mi, Yoh...  - powiedział strażnik. - Nie wiemy już, gdzie szukać. Żyje, ale spowija go dziwna zasłona, która nie pozwala go namierzyć.
    - Chociaż tyle - mruknął zrezygnowany Yoh. Od ponad tygodnia próbowali odnaleźć Hao. Powoli przestawał wierzyć, że im się uda.
    - Nie martw się na zapas. - Silva spojrzał na młodego szamana. - Nie powinienem, ale powiem ci w tajemnicy, że Król Duchów planuje wznowić turniej. Jeśli Hao dalej chce zostać Królem Szamanów, to przyjdzie do Patch Village.
    - A nie będzie miał żadnych represji po tym... No wiesz...
    - Myślę, że nie. Jeśli Król Duchów postanowił wyjawić tobie poufne informacje na temat Hao, to nic mu nie grozi. Przynajmniej ze strony Rady.
    Yoh uśmiechnął się delikatnie. Nie martwił się teraz tak bardzo o brata. Wiedział, że jego bliźniak przeżyje nawet w najtrudniejszych warunkach. Brak wieści o nim, sugerował, iż żyje. Tajemnicza bariera, która chroniła Hao, na to wskazywała. Właściciel mandarynkowych słuchawek był dobrej myśli. Najbardziej martwił się pierwszym spotkaniem z Ognistym Szamanem. Nie wiedział, jak brat zareaguje. Może mu nie wybaczyć tego, co się stało.
    - Dziękuję, że mi zaufałeś. Wiesz, wiele osób by pomyślało, że zwariowałem.
    - Zawsze ci ufałem - odparł Silva. - Jestem strażnikiem i nie wolno mi się mieszać bez pozwolenia Króla Duchów, ale zawsze stałem za tobą.

    Kiedy Yoh wrócił do domu, wszyscy już spali. Wszyscy, poza Anną. Itako piła zieloną herbatę w kuchni. Stała przy oknie, ale odwróciła się w jego stronę.
    - Jeszcze nie śpisz? Jest bardzo późno.
    - Czekałam na ciebie, Yoh - odparła cicho blondynka. - Zrobię ci herbaty.
    - Ja to zrobię - powiedział brunet. Nasypał herbaty do kubka i czekał, aż woda się zagotuje.
    - Jakieś wieści o Hao? - zapytała Anna.
    Yoh pokręcił zrezygnowany głową. Szukanie długowłosego, to jak szukanie igły w stogu siana. Każdy trop prowadził ich w ślepy zaułek. Tak po prostu rozmywały się wszelkie ślady, kiedy myśleli, że są bardzo blisko. Tracił nadzieję, że odnajdzie brata przed wznowieniem turnieju.
    Anna nic nie powiedziała. Odstawiła swój kubek, po czym podeszła do Yoh. Przytuliła go delikatnie. Starała się go wspierać, ale nie wiedziała już jak może pomóc. Jej rola ograniczała się do wypytywania duchów i sprawdzania zaświatów.
    Asakura odwzajemnił gest blondynki. Nie potrzebował rozmowy, składania obietnic. Potrzebował wsparcia. Anna zrobiła coś, co sprawiło, że poczuł się lepiej. Między nimi zapadła cisza. Nie była niezręczna, a kojąca. Rozumieli się w tej chwili bez słów.
    Piękną chwilę przerwała gotująca się woda. Odsunęli się od siebie. Anna miała na policzkach lekkie rumieńce, które starała się ukryć pod opadającymi na twarz kosmykami. Yoh bez słowa zalał herbatę. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Żadne słowa nie były w tej chwili odpowiednie, więc milczeli.
    - Późno już - mruknęła Anna. - Pójdę już.
    Odstawiła pusty kubek i skierowała się do wyjścia z kuchni.
    - Anno.
    - Tak? - Odwróciła się. Była już przy schodach.
    - Dziękuję, że jesteś. - Uśmiechnął się do Kyouyamy.
***

    Lyserg siedział w salonie. Mapa leżała rozłożona na podłodze. Po raz kolejny próbował odnaleźć Hao. Jednak wahadełko poruszało się delikatnie albo wcale. Zastanawiał się, co to oznacza. Był jednym z najlepszych różdżkarzy. W przeszłości za każdym razem udało mu się namierzyć długowłosego.
    - Przykro mi, Yoh - powiedział Diethel. Morphine pokrzepiająco uśmiechnęła się do swojego szamana.
    - Nic się nie stało, Lys - odparł właściciel mandarynkowych słuchawek.
    - Cały czas coś mnie odpycha i nie pozwala się zbliżyć. To jakiś silny szaman, o wiele silniejszy ode mnie - wyjaśnił Anglik. - Przypuszczam, że to sam Hao. Albo ktoś z jego ludzi. Niestety nie mogę ci za wiele pomóc. Tu moje możliwości zawiodły, przepraszam.
    - Przynajmniej żyje. - Asakura powtarzał te słowa od dawna. Im częściej to robił, tym bardziej wierzył w to, że brat ma się coraz lepiej. Miał nadzieję, że niedługo wznowią turniej. Nie powiedział jeszcze przyjaciołom o tym, co wyjawił mu Silva w tajemnicy. Strażnik mógłby mieć przez niego kłopoty. Poczeka, aż Król Duchów sam zadecyduje.
***

    Czas biegł coraz szybciej. Minął miesiąc odkąd Marion wraz z Opacho znalazła Hao. Długowłosy czuł się dobrze. Rana na klatce piersiowej prawie się zagoiła. Teraz miał zaczerwienioną szramę, która stopniowo bladła. Niedługo nie będzie jej praktycznie widać. Był wdzięczny blondynce za opiekę. Wiedział, że na swoich uczniów zawsze może liczyć.
    Asakura rozejrzał się po zebranych szamanach przy ognisku. Opacho bardzo dobrze się spisała przy poszukiwaniach. Znalazła wszystkich jego popleczników. Wszyscy zebrani dali sobie świetnie radę. W końcu otaczał się tylko najsilniejszymi szamanami. W jego planach nie było miejsca dla słabych.
    Uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że go szukają, ale jak na razie nie chciał zostać znaleziony. Niech się jeszcze trochę pomęczą. Jeszcze kilka dni i jego furyoku wróci do poprzedniego poziomu. Wróci do pełni sił i pokaże wszystkim, na co go stać. Hao Asakury nie da się tak po prostu pozbyć.
    - Ja zawsze powstanę. - Zaśmiał się. - Jak feniks z popiołu.

~*~

 Podobało się? Strasznie skakałam w czasie w ostatnich dwóch rozdziałach. Teraz akcja powinna się uspokoić. ^^ Przy okazji wszystko się kręciło wokół szukania Hao i mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam. XD I wiem, jestem zła, bo robię dramatycznie zakończenia i każę Wam czekać. Niby nie czekacie długo, no ale... ^^"
 Nie będę się za bardzo rozpisywała. Już późno, a ja mam ten niemiecki do napisania jeszcze. ._.
 Jak wyłapaliście jakieś błędy, to piszcie. Poprawię. Pisałam na szybko i niby przebiegłam tekst wzrokiem, ale nie wiem czy złapałam wszytko. ^^" 
 Kiedy następny rozdział? Mam nadzieję, że uda mi się w następny weekend, ale niczego nie obiecuję, bo w sobotę mam studniówkę. Może coś naskrobię w ciągu tygodnia i wstawię w sobotę, ewentualnie w niedzielę. Niczego nie obiecuję, naprawdę. :c A jak nie zdążę, to będzie dopiero za dwa tygodnie. Wolałabym jednak napisać coś jeszcze przed końcem stycznia. No... zobaczymy, trzymajcie za mnie kciuki! :3
 Do następnego!

niedziela, 17 stycznia 2016

2. Iskierka nadziei

Ohayo, kochani!
Jestem, jak obiecałam. Rozdział miał być wczoraj, ale kompuś mi się zbuntował. Przegrzał się i wyłączył się. I nie mogłam przepisać rozdziału z zeszytu. T^T
Hao: To było nie stawiać biurka koło rurki, która prowadzi do kaloryfera, to by się nie grzał. -,-
Em, dobra. Mniejsza. ^^" Rozdział dość długi, chociaż nigdy nie pobiję długości u Spokoyoh. XD Dużo bliźniaków, ale niestety osobno. Nie wiem kiedy ich spotkam, a co dopiero pogodzę, ale no. ^^"
Zapraszam do czytania. :)

~*~

    Dzień powoli się kończył. Na Strasznym Wzgórzu stał jeden ze strażników. Spoglądał w tylko sobie znanym kierunku. Dochodziła godzina 19. Za pół godziny porozmawia z Yoh. Przyszedł za wcześnie, ponieważ chciał ułożyć w miarę sensowną mowę. Miał wyznaczone zadanie. Bardzo odpowiedzialne zadanie i wiedział, że nie może nic zepsuć.
    Westchnął cicho. Yoh miał przyjść sam. Ufał, że Asakura nie złamie woli Króla Duchów. Oczywiście cała Rada wiedziała, że chłopak podzieli się informacją z przyjaciółmi. Znał tę gromadkę na tyle dobrze, że wiedział o nich bardzo wiele. Mogli im zaufać. Byli odpowiedzialni jak na grupę nastolatków. Jednak nie mógł przekazać informacji osobom trzecim. Król Duchów wyraźnie życzył sobie, aby rozmawiał tylko z Yoh.
    Spojrzał na powoli zachodzące słońce. Nie miał pojęcia, że ułożenie kilku zdań będzie takie trudne. Miał cichą nadzieję, iż mu się uda zanim Asakura przyjdzie. Yoh to mądry chłopak, który zrozumie powagę sytuacji.

    W tym samym czasie młody szaman szykował się do wyjścia. Próbował przekonać przyjaciół, że nie mogą iść z nimi. Tak chciała Rada, a więc i sam Król Duchów. Poza tym, jeśli będzie mógł, to podzieli się wiadomością z przyjaciółmi.
    - Dlaczego to zawsze Yoh ma jakieś superważne zadanie? - denerwował się HoroHoro.
    - Może dlatego, że przewyższa cię inteligencją, Śnieżynko - odparł lekceważąco Ren. Chłopcy zmierzyli się wzrokiem, ciskając w siebie gromami.
    - Chłopaki, dajcie spokój - powiedział Yoh. - Cokolwiek to jest i tak siedzimy w tym razem. - Zapiął dzwonek wyroczni na przedramieniu. Uśmiechnął się, po czym dodał: - Poza tym i tak wam wszystko powiem.
    - O ile Rada nie poprosi cię o dyskrecję - odezwał się Lyserg. - Nie wiemy, o co dokładnie chodzi. Król Duchów musi mieć swoje powody, że chce przekazać wiadomość tylko Yoh.
    - Lyserg może mieć rację - zgodził się Manta. - Jeśli to poufne informacje...
    - To zrozumiemy - powiedział Tao. Ton jego głosu nie dopuszczał sprzeciwu.
    Wszyscy spojrzeli na fioletowowłosego. Cały Ren. Nie przyzna się publicznie, że mu nie pasuje taki obrót rzeczy. Był zły na Radę i na cały świat, że zawsze jego przyjaciel, a kiedyś wróg, odgrywa tak ważną rolę. Tao uciszył swoją dumę. Wiele zawdzięczał Asakurze. I nie tylko on, bo każdy obecny w pomieszczeniu otrzymał kiedyś pomoc od właściciela mandarynkowych słuchawek. Ren ufał Yoh, więc jakoś przełknie poufną informację. Poza tym i tak wszyscy dowiedzą się w swoim czasie. Rada mimo wszystko nie umiała trzymać niczego w tajemnicy zbyt długo. Silva wiele razy pokazał podczas turnieju, jaki to jest bezstronny i wcale, ale to wcale im nie pomaga.
    Yoh jeszcze chwilę porozmawiał z przyjaciółmi. Wyszedł z domu pełny wątpliwości. Prawdopodobnie był jedyną osobą, z którą Rada będzie rozmawiać. Nie wiedział, co to oznacza, ale wiedział, że może to wiele zmienić w życiu wszystkich ludzi.

    Yoh był już prawie na cmentarzu. Widział jakąś postać na Strasznym Wzgórzu. Szaty i włosy członka Rady powiewały na lekkim wietrze. Zastanawiał się, czy zna tego strażnika. Możliwe, że miał okazję z nim porozmawiać podczas turnieju.
    - Witaj, Yoh. - Usłyszał dobrze znany głos. Uśmiechnął się, widząc znajomą twarz.
    - Cześć, Silva. Stało się coś?
    - Sprawa jest bardzo delikatna - powiedział strażnik. - Chodzi o...
    Silva wyraźnie się wahał. Nie był pewny, czy dobrze dobierze słowa. To nie była jakaś tam błahostka. Od tego mogły zależeć losy całego świata. Nie mógł ukryć żadnej ważnej informacji. Nie przed Yoh. Król Duchów widział w tym młodym szamanie wielką nadzieję.
    - Król Duchów był bardzo niespokojny. - Silva zmienił taktykę. - Milczał, aż do wczoraj. Obawialiśmy się i dopuszczaliśmy nawet najgorsze scenariusze. I ten najgorszy stał się prawdą.
    - To znaczy? - zapytał Yoh. Był bardzo poważny. Jednak nie spodziewał się tego, co chwilę później usłyszał.
    - Hao nie został pokonany. - Te słowa odbiły się echem w głowie Asakury. Starał się ukryć zaskoczenie. Był zdezorientowany, ale i... szczęśliwy? Nie spodziewał się takich wieści od Rady.
    - Jego dusza nie trafiła przed oblicze Króla Duchów, a Duch Ognia nie wrócił do Patch Village - kontynuował strażnik. - Wszystko się skomplikowało.
    - Gdzie jest teraz Hao?
    - Nie jesteśmy pewni. Mamy tylko przypuszczenia, że gdzieś na pustyni albo w kanionie. Był... - zawahał się. Po chwili poprawił się: - Hao Asakura to potężny szaman. Uważamy, że teleportował się w ostatniej chwili. Może być ciężko ranny i narażony na żer drapieżników. Może też już być na granicy życia i śmierci.
    Yoh oblał zimny pot. Ciarki przebiegły mu po kręgosłupie. Hao mógł być w bardzo dużym niebezpieczeństwie. Minęły już dwa tygodnie i czas dalej biegł nieubłaganie. Długowłosy mógł się wykrwawić. Potrzebował pomocy medycznej.
    - Yoh?
    Asakura podniósł wzrok na strażnika. Miał zaszklone oczy.
    - Ja tylko... Ja... Jestem w szoku...
    - Rozumiem cię, Yoh. Myśleliśmy, że Hao już nie zagraża nikomu.
    - Nie, Silva. Nie o to chodzi.
    Strażnik był zaskoczony słowami młodego szamana.
    - Muszę go znaleźć. Muszę mu pomóc - szepnął. - Jestem mu to winny.
    - On jest niebezpieczny i jeśli jakimś cudem dalej żyje... Jeśli ma się bardzo dobrze, to zabije cię.
    - Połowa moich przyjaciół chciała mnie zabić - odparł spokojnie Yoh. - Hao jest moim bratem i jestem mu winny chociaż tyle.
    Silva był w jeszcze większym szoku. Po chwili zrozumiał Asakurę. Yoh miał wyrzuty sumienia, cierpiał. Jak mógł tego nie dostrzec? Jak mógł nie zauważyć, że krótkowłosy mimo wszystko wybaczył Hao już dawno? Teraz odzyskał nadzieję. Ten młody szaman widział cząstkę dobra w długowłosym. Tak głęboko ukrytą cząstkę dobra, że nikt wcześniej jej nawet nie szukał. Yoh był niezwykły. Strażnik wiedział, że może mu zaufać. Rada może mu powierzyć losy świata. Król Duchów sam zadecydował, a on nie mógł się kłócić. Wszystko było w rękach młodego szamana.
    - Niewiele wiem, Yoh, ale spróbuję ci pomóc - odezwał się Silva. - Wierzę, że się nie mylisz.

~wcześniej~

    Noce na pustyni są bardzo zimne. Temperatura gwałtownie spada po zachodzie słońca, co jest niekorzystne. Nie było wiatru, ale panował przeszywający chłód.
    Niebo było bezchmurne. Widać było każdą gwiazdę. Migoczące punkciki układały się w konstelacje. Młody szaman wpatrywał się w nieboskłon. Ogrzewał się przy ogniu. Mały płomień oświetlał niewiele, ale chłopak był mimo wszystko zadowolony. Odzyskał świadomość, a jego wspomnienia wracały. Najbardziej martwił się raną na torsie. Była paskudna i wymagała oczyszczenia. Tak samo, jak liczne zadrapania. Nie wiedział, ile czasu minęło, ale wystarczająco długo, że zrobił się już skrzep. Wszystko go bolało, nawet bez najmniejszego ruchu. Czucie wróciło wraz ze wspomnieniami.
    Na podstawie gwiazd określił, gdzie dokładnie jest. Niedaleko było bezpieczne miejsce. Nie wiedział, czy uda mu się tam dotrzeć. Z trudem wstał. Zakręciło mu się w głowie i upadł na kolana. Podparł się dłońmi, aby nie ubrudzić rany. Jeszcze tego brakowało, żeby zmarł na tężec czy inne paskudztwo. Zacisnął zęby i ponownie wstał. Bolało go wszystko i z trudem utrzymywał równowagę. Każdy mięsień pulsował, a ból promieniował w najmniejsze skrawki ciała. Stawiał małe kroczki. Stracił dużo krwi, więc nie mógł sobie pozwolić na teleportację. Kolejna by go zabiła.
    - Ale mnie urządziłeś, Yoh - mruknął do siebie. Był łatwym celem dla każdego. Mógł go dorwać każdy, a on nawet nie mógłby się bronić. Był zbyt słaby i musiał zregenerować siły.
    Zaklął pod nosem. Po raz kolejny pokrzyżowali mu jego piękne plany, które uratowałyby planetę przed zniszczeniem. Niech to szlag z tą całą rodzinką! Yoh miał mu pomóc, a nie z nim walczyć. Wszystko poszło nie tak, ale przynajmniej żył. Turniej pewnie przerwali, więc jeszcze może wrócić i wygrać. O ile nic go nie złapie i nie zje na tym pustkowiu.
    Przystanął na chwilę. Wchodził w skalny korytarz. Oparł się o kamienną ścianę. Wziął głęboki oddech. Kręciło mu się w głowie. Czuł jak coraz szybciej słabnie. Zostało mu niewiele drogi do bezpiecznej jaskini. Jeszcze tylko kilka minut. Musiał wytrzymać.
    Postawił kolejny, nieco niepewny krok. Zachwiał się i upadł. Ponownie pochłonęła go ciemność.

    - Mistrz Hao się budzi - zawołała mała murzynka. Podbiegła do blondynki w czarnej sukience. Obie znalazły swojego nauczyciela niedaleko jaskini, którą kiedyś im pokazał.
    - Chodźmy do niego - odparła Marion.
    Spotkała płaczącą Opacho prawie tydzień temu. Przerwali turniej, a Król Duchów przeniósł wszystkich poza Patch Village. Szukała swoich przyjaciółek - Mattie i Kanny, ale z marnym skutkiem. Wierzyła, że przeżyły, więc chciała je znaleźć razem z sześciolatką. Kiedy Opacho miała je namierzyć, wyczuła furyoku Mistrza Hao. Były w szoku, widząc Asakurę. Myślały, że to koniec... Że Hao nie żyje. Odzyskały nadzieję, a wraz z nią najważniejszą dla nich osobę.
    - Spokojnie - odezwała się blondynka, siadając obok Asakury. - Nie podnoś się, Mistrzu.
    Hao rozejrzał się po jaskini. Przypomniał sobie, że chciał do niej dotrzeć. Był blisko, jednak stracił kontakt z rzeczywistością. Nie wiedział dokładnie, jak się tu znalazł, ale był wdzięczny swoim uczennicom. Drżącą dłonią dotknął bandaża na torsie. Miał owiniętą całą klatkę piersiową. Pod sobą czuł jakiś miękki materiał. Musiał być to jeden ze starych koców, które zostawili w jaskini przed wejściem do Patch Village.
    - A co z resztą? - zapytał cicho Asakura.
    - Nie wiemy - odparła Phauna. Spojrzała zielonymi oczami na ziemię. - Znalazłam tylko Opacho. Chciałyśmy poszukać reszty, ale...
    - Opacho znalazła Mistrza Hao - powiedziała z dumą sześciolatka.
    Hao spojrzał na murzynkę. Była taka szczęśliwa, a on tak źle ją potraktował w Sanktuarium. Zrobiło mu się głupio. Nigdy wcześniej nie czuł się tak po wypowiedzeniu jakichkolwiek słów. Opacho uważała go za jedyną rodzinę, dlatego nie chciał, żeby widziała walkę z Yoh. Jednak mała już mu wybaczyła. Czuł to. Uśmiechnął się delikatnie do dziewczynki.
    - Ile czasu minęło od walki z Yoh?
    - Prawie tydzień - odpowiedziała Włoszka, zaciskając pięści. Była zła na krótkowłosego. Nienawidziła go za to, że mogli stracić przez niego Hao. - Cały czas zajmowałam się tobą i zmieniałam twoje opatrunki, Mistrzu. Próbowałam też trochę leczyć ranę przy pomocy furyoku.
    - Dziękuję, Marie. - Głos Hao był bardzo cichy. Rzadko komukolwiek dziękował, ale gdyby nie blondynka, to pewnie by już nie żył. Był jej bardzo wdzięczny. Nie umiał tego okazać. Zawsze tłumił ciepłe uczucia do innych, nawet najbliższych mu osób. W końcu uczniowie byli dla niego prawie jak rodzina, chociaż nie okazywał im tego.
    Phauna była zaskoczona słowami Asakury. Przyjęła je, ale nie skomentowała. Pomoc Asakurze uważała za swój obowiązek. Hao pomógł jej kiedyś. Zawdzięczała mu wszystko.
    - Pójdę po coś do jedzenia. Chyba trochę jeszcze zostało. - Blondynka przerwała niezręczną ciszę. Wstała. - Miałam czas wyjść tylko dwa razy po jedzenie. Nie mogłam zostawić Opacho na długo samej, zwłaszcza że byłeś nieprzytomny, Mistrzu - wyjaśniła.

***

    Yoh wracał ze spotkania z Silvą. Był szczęśliwy, ale i bał się. Odzyskał nadzieję, która mogła lada chwila pęknąć niczym bańka mydlana. Nie wiedział też, jak przekaże przyjaciołom tę informację. Nie tego się spodziewali. Myśleli, że Hao nie żyje. Jak on ma teraz im oznajmić, że długowłosy przeżył, a on chce jeszcze mu pomóc? Pomyślą, że zwariował przez wyrzuty sumienia.
    - Yoh-dono, co teraz zrobimy? - zapytał Amidamaru.
    - Nie wiem. To delikatna sprawa. - Westchnął cicho. - Boję się reakcji przyjaciół. Boję się, że dla Hao jest  już za późno.
    - Zrozumieją, Yoh-dono. - Samuraj zamyślił się. - A co jeśli uczniowie znaleźli Hao i się nim zajęli?
    - Byłbym spokojniejszy, gdyby tak było na pewno, Amidamaru.
    Asakura nie wiedział, co jest gorsze. Myśl, że zabił brata? Czy może myśl, że nie zdążył go uratować? Miał nadzieję, że samuraj ma rację. Uczniowie uważali Hao za swojego mistrza i nauczyciela. Był ich jedyną rodziną. Jeśli go znaleźli, to nic mu nie grozi. Jednak krótkowłosy nie mógł być tego pewny. Było pięćdziesiąt procent szans, na to, że Hao żyje i ktoś mu pomógł. A Yoh musiał wiedzieć, żeby mieć spokojne sumienie.
    - Będzie dobrze - powiedział duch.

    Asakura wszedł do domu. Wszystkie oczy wpatrywały się w niego. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie umiał zacząć rozmowy. Musiał się przełamać i wypowiedzieć dwa kluczowe słowa. To było trudne. Był przytłoczony tak wielkim obowiązkiem, który na niego spadł.
    - Wszystko w porządku, Mistrzu Yoh? - zapytał Ryu z troską w głosie.
    Yoh milczał, wpatrując się w podłogę.
    - Wyduś to z siebie, Asakura - powiedział Ren, mrużąc oczy.
    - On - zaczął szaman. - On żyje.
    Zastanawiali się dłuższą chwilę. Nie byli pewni, o kogo chodzi. Kto taki żyje? W końcu Yoh odezwał się ponownie. Jego głos był cichy, ale przyjaciele usłyszeli dwa słowa.
    - Hao żyje.

~*~

 Tak, jestem zła i okropna, przerywając w takim momencie. Wybaczcie, ale i tak rozdział dłuższy, niż miał być. Dobra, wszyscy wiedzieli, że Silva będzie musiał puścić parę. W końcu on taki bezstronny jest. XD Elmika powinna dostać mandarynkę, ale niestety nie mam żadnej. ._. W zamian dedykuję Ci rozdział. ^.^
 A za to, że przerwałam w takim momencie, to rozdział również za tydzień, ok? Nie wiem czy w sobotę, czy w niedzielę, ale na pewno w weekend. :) Dopóki mogę, to staram się w miarę często coś pisać. Muszę zrobić zapas w ferie zimowe, żeby nie robić dużych przerw między rozdziałami od marca do maja. Mam też nadzieję, że kompuś się przestanie buntować. ^^" Jest mi jeszcze bardzo potrzebny. XD
 Dobra, bo się niepotrzebnie rozgadam. :D
 Prośba - jak ktoś czyta to niech zostawia komentarz. Miło widzieć, że ktoś czyta, bo to motywuje do dalszego pisania. :)
 Do następnego! ^^

sobota, 9 stycznia 2016

1. Niespodziewana wiadomość

Ohayo, kochani!
Miało być wcześniej, ale taka zabiegana byłam. Nie mogłam się zebrać, żeby zacząć ten rozdział. W dodatku nigdy nie wiem, jak mam zacząć pierwsze zdanie i zmieniam je z kilkanaście razy, aż uznam, że jest w miarę dobre. Nie oszukujmy się, nigdy nie będzie wystarczająco dopracowane, ale trzeba przymknąć oko i pisać. Poza tym musiałam z napisaniem tego rozdziału poczekać, aż kolega reanimuje mi windowsa, bo zaczął się buntować i nawet WordPad mi się zacinał. Myślałam, że to niemożliwe, a jednak! XD Ale od wczoraj jest dobrze, więc specjalnie w nocy kończyłam, chociaż musiałam rano wstać. ^^" Dobra, nie przedłużam.
Miłego czytania. :)

 ~*~

    Słońce chowało się powoli za horyzontem, pozostawiając pomarańczowo-czerwoną łunę. Widok był jednocześnie piękny i przerażający. Idealnie współgrał z wydarzeniami, które rozegrały się kilka godzin wcześniej. Nikt nie przypuszczał, że sprawy przybiorą taki obrót.
    Yoh Asakura siedział przy oknie, przyglądając się niebu. Usiadł sam w samolocie, który załatwił Ren. Właściciel mandarynkowych słuchawek myślał, próbując uporządkować minione wydarzenia. Turniej szamanów został przerwany i nikt poza samym Królem Duchów nie wiedział, kiedy zostanie wznowiony. Yoh nawet nie przypuszczał, że będzie musiał tak szybko zareagować i stanąć przeciwko Hao. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego długowłosy złamał zasady turnieju. Przecież mógł wygrać i bez brania Króla Duchów siłą. W końcu długowłosy był najpotężniejszym szamanem na świecie. Yoh był świadomy, że sam nie dałby bratu rady. Był wdzięczny za pomoc wszystkich szamanów w Patch Village.
    Chłopak westchnął. Jeszcze tyle rzeczy było niezrozumiałych dla młodego Asakury. Czuł się inaczej po walce w Gwiezdnym Sanktuarium. Nie był pewny dlaczego i co to oznacza. Nie mógł wiedzieć, że to odzywają się w nim braterskie uczucia względem Hao. Z Ognistym Szamanem nigdy nie miał dobrych relacji. Żaden z nich się o to nie starał.

    Było bardzo późno, gdy samolot wylądował w Tokio. Grupa naszych szamanów znacznie zmalała, ponieważ ich przyjaciele wysiedli na innych lotniskach. Każdy musiał wrócić do swojego dawnego życia. Teraz pozostało im tylko czekać, aż zadzwoni dzwonek wyroczni, obwieszczając wznowienie turnieju. Wiedzieli, że Król Duchów musi zregenerować siły. Nikt nie wiedział, ile to potrwa.
    Wszyscy szamani, którzy mieli uraz do Hao Asakury, cieszyli się. Długowłosy został pokonany i nikomu już nie zagrażał. Hao był niebezpieczny, bali się go. Mieli nadzieję, że zniknął raz na zawsze. Natomiast Yoh nie był do końca pewny, co czuje. To było zbyt świeże, aby mógł zdecydować. Poza tym podniósł katanę na brata. Nie wiedział o jego istnieniu przez tyle lat, a gdy już poznał prawdę, to musiał z nim walczyć. Młody Asakura czuł, że mógł postąpić inaczej. Bez rozlewu krwi, ale wszystko działo się tak szybko.
    Yoh usiadł na dachu. Był zmęczony, ale nie mógł zasnąć. Wpatrywał się w migoczące gwiazdy. Szukał w nich odpowiedzi i wsparcia. Czegoś, co pomogłoby mu zrozumieć minione wydarzenia.
    - Yoh-dono, wszystko w porządku? - zapytał Amidamaru, który pojawił się obok.
    - Tak - odparł cicho szaman. - Chyba tak.
    - Na pewno? - Amidamaru zbyt dobrze znał przyjaciela, aby uwierzyć, że to wszystko.
    - Sam nie wiem, Amidamaru. Czuję, że mogłem inaczej postąpić. Spróbować zrozumieć Hao, dowiedzieć się, dlaczego taki był. Porozmawiać z nim.
    - Hao zabijał z zimną krwią. Był przesiąknięty złem do szpiku kości. Nie dopuszczał innych opcji. Wiesz o tym, Yoh-dono.
    - Wiem, ale nigdy nie zastanowiłem się nad tym, czy da się go uratować. A jeśli się dało, to nie wiem, czy sobie kiedykolwiek wybaczę, że nie spróbowałem.
    Yoh westchnął i spojrzał w gwiazdy. Niebo było wyjątkowo piękne tej nocy. Ani jednej chmurki. Widać było wszystkie konstelacje. Asakura lubił podziwiać naturę, spędzać czas na świeżym powietrzu. Dostrzegał najmniejsze szczegóły, które były na swój sposób piękne. Miłość do natury... To nas łączyło, mnie i Hao, pomyślał Yoh.
    - Myślę, że nawet Hao dało się pomóc - szepnął krótkowłosy.
    Amidamaru siedział obok przyjaciela w ciszy. Uśmiechnął się delikatnie. Cały Yoh. Zawsze szukał odrobiny dobra w każdym, kogo spotkał na swojej drodze. Przypomniał sobie, jak poznał Asakurę. Miał wtedy opinię demona, który zabił z zimną krwią cesarskich żołnierzy, a Yoh dał mu szansę. Nie wierzył w opowieści innych, ponieważ słuchał swojego serca.
    - Szkoda, że trochę za późno to zrozumiałem - odezwał się nagle Yoh, przerywając rozmyślenia Amidamaru.
    - Nie powinieneś się obwniać - zaczął samuraj - w końcu nie dał nam wyboru.
    - Wiem - westchnął szaman. - Wiem.
    W głębi serca Yoh był świadomy, że źle postąpił. Nikt nie jest zły z natury. Po prostu Hao się pomylił i wybrał inną drogę. Powinien był mu pomóc. Albo chociaż spróbować z nim porozmawiać. Nie chciał dołączyć do Ognistego Szamana, ponieważ nie popierał jego planów. Jednak to nie zmieniało faktu, że podniósł broń na członka rodziny, na brata. Był mordercą, ba, bratobójcą. Chciałby cofnąć czas i naprawić swój błąd.
    Po policzku szamana spłynęła jedna, samotna łza.

***

    - Król Duchów jest niespokojny - zaczął Goldva lekko zachrypniętym głosem. - Próbuję zrozumieć, dlaczego...
    Przywódca plemienia Patch spojrzał na innych strażników. Wszyscy członkowie Rady zebrali się, aby omówić z Goldvą najważniejsze sprawy. Działo się coś dziwnego. Coś, czego szaman nie mógł do końca zrozumieć. Jeśli szybko czegoś nie wymyślą, to skutki mogą być opłakane.
    - Co to dla nas oznacza? - zapytał Silva. Jako jedyny odważył się odezwać.
    - Nie wiem - odparł. - Musimy się przygotować na każdą ewentualność. Obawiam się, że sprawa z Hao Asakurą nie została jeszcze zakończona.
    Wszyscy strażnicy mieli twarze w kolorze kredy. Jak to możliwe, że to jeszcze nie koniec? Silva zacisnął pięści. Przecież sam widział ostateczny cios, który wymierzył Yoh. Nikt nie mógby tego przeżyć. A jeśli Hao umknął śmierci? Co to dla nich oznaczało?
    - Jakie są szanse na to, że Król Duchów tylko regeneruje siły i niepotrzebnie się martwimy? - Radim przerwał milczenie. Spojrzał na Goldvę, oczekując odpowiedzi.
    - Niestety takie same jak w przypadku powrotu Hao Asakury.
    Goldva chrząknął głośno, gdy strażnicy chcieli się rozejść.
    - Oczywiście - zaczął szaman - informacje te są niepewne i nie mogą wyjść poza Patch Village. Czy to jasne?
    Członkowie Rady pokiwali głowami. Goldva nie musiał ich uświadamiać w tak ważnych i oczywistych sprawach. Było jasne, że strażnicy nie mogli udzielać wskazówek uczestnikom turnieju, a zwłaszcza wyjawiać im poufnych informacji. Przede wszystkim nie mogli teraz wywołać paniki wśród szamanów. Mogliby zrobić wiele głupich, nieprzemyślanych rzeczy.

***

    Poranek był ciepły. Słońce przyjemnie grzało skórę. Yoh biegł przedmieściami Tokio. Anna stwierdziła, że nie może się rozleniwić. W końcu nie wiadomo, kiedy wznowią turniej. Asakura musi być w formie, aby pokonać przeciwników i zdobyć koronę Króla Szamanów.
    Słyszał muzykę w słuchawkach. Jeszcze miał tylko pięć kilometrów do pokonania. Później pięćset brzuszków i pół godziny krzesełka. A to dopiero poranny trening. Westchnął, po czym przyśpieszył. Nie mógł się spóźnić na śniadanie.

    Yoh jadł w ciszy. Jego śniadanie składało się z miseczki ryżu z warzywami.
    - Anno - zaczął delikatnie Yoh. - Czy mógłbym cię poprosić o wywołanie jednego ducha...
    - Co to za duch? - przerwała mu itako. Spokojnie popijała zieloną herbatę.
    - Widzisz... Chodzi o Hao.
    Anna uniosła lekko brew. Czekała, co jeszcze powie jej narzeczony. Spodziewała się takiego pytania, ale nie sądziła, że nastąpi to tak szybko. Chociaż... Yoh mógł się obwiniać i chcieć uzyskać odpowiedzi na wiele pytań. A przede wszystkim uzyskać przebaczenie od Hao.
    - Jak będę gotowy, to chciałbym z nim porozmawiać - powiedział cicho krótkowłosy.
    - Przemyślę to jeszcze, koteczku - odparła Anna. - Nie wiemy jak zareaguje Hao. Poza tym... ty masz jeszcze trening dzisiaj przed sobą. - Sugerowało to koniec rozmowy, a Yoh nie mógł się kłócić.
    Asakura wstał od stołu. Bez zbędnego marudzenia wyszedł z domu.

***

    Minęły dwa tygodnie od przerwania turnieju. Nic nie wskazywało na szybkie wznowienie drugiej rundy. Wszyscy szamani byli pogrążeni w maraźmie i jedyną rozrywką, jakiej się oddawali, był trening. Yoh trenował przede wszystkim, bo Anna mu kazała. Sam również polubił bieganie, ponieważ pomagało mu zebrać myśli. Jego wyrzuty sumienia były raz większe, raz mniejsze. Obwiniał się, ale nie pokazywał tego po sobie. Nie chciał martwić Anny i Manty. Tylko Amidamaru wiedział, co dzieje się w duszy młodego szamana. Tylko samuraj widział jak czasami płakał.
    Zapadał powoli zmierzch. Asakura miał do pokonania kilkanaście metrów. Uśmiechnął się na myśl o kolacji. Anna obiecała mu coś wyjątkowego, więc strał się jak najlepiej wykonać ćwiczenia zadane przez Kyouyamę. Jednak to, co zastał w domu, przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
    - Niespodzianka!
    W salonie znajdowali się dosłownie wszyscy jego przyjaciele. Myślał, że ich spotkanie nie nastąpi tak szybko. Poczuł przyjemne ciepło, widząc, że bardzo się starali, aby przyjechać. W dodatku Ryu powoli przynosił jedzenie do salonu. Pachniało cudownie.
    - Cześć wszystkim. - Asakura wyszczerzył się do przyjaciół, zapominając o swoich troskach i smutkach. - Jesteście niesamowici.
    - Podziękuj Annie - powiedział Horo.
    - Ej, a znacie ten kawał?
    - Nie, Choco - odparł Ren, przystawiając swoje Guan Dao do szyi komika. - Przypuszczam, że nie. I nie chcemy poznać.
    Choco odbiegł kawałek od Rena. Gdy stwierdził, że jest w miarę bezpieczny, wziął głębszy oddech.
    - Jak się nazywa kot, który leci? Kotlecik. Łapiecie?
    Pirika, Tamao i Yoh wybuchli śmiechem. A niektórzy się lekko uśmiechnęli.
    - Czy on powiedział coś, co było chociaż trochę śmieszne? - zapytał zdezorientowany Ren. Młody Tao był w takim szoku, że chwilę wcześniej wypluł mleko na twarz Lee Pyrona.

    Po kolacji nasza wesoła gromadka spędzała czas razem. Jun z Piriką plotkowały o czymś zawzięcie. Anna skupiła się na swoich telenowelach, krytykując jednego z bohaterów. Tamao siedziała cicho w kącie, pijąc herbatę. Faust jak zwykle wpatrywał się w Elizę. Ryu z Lysergiem sprzątali po kolacji. Choco próbował opowiadać kawały. Niestety, pomimo wcześniejszego debiutu, nie szło mu za dobrze. Ren tracił powoli cierpliwość, więc zajął się opróżnianiem kolejnej buteleczki mleka. Musiał się bardzo powstrzymywać, aby nie skrócić Amerykanina o głowę. A Manta zawzięcie tłumaczył coś Horo. Nistety szaman z północy nie rozumiał Oyamady, więc blondynek coraz bardziej się irytował. Był jednak bardzo cierpliwy. W końcu Rzymu nie zbudowano w jeden dzień i spróbuje przekazać niebieskowłosemu jak najwięcej informacji.
    Yoh uśmiechnął się. Widział swoich najlepszych przyjaciół w komplecie. Przy nich zapominał o wszystkich rzeczach, które go martwiły. Nie zapomniał o Hao, ale wyluzował się. Może nie tak jak kiedyś, jednak wystarczająco, aby odpocząć od zmartwień. Już dawno nie czuł się tak dobrze. Dzisiaj był naprawdę szczęśliwy. Amidamaru bardzo się cieszył, że jego przyjaciel chociaż na chwilę zapomniał o wyrzutach sumienia.
    Sielankę naszych szamanów przerwał dźwięk dzwonka wyroczni. Wszyscy spojrzeli po sobie. Czyżby tak szybko wznowili turniej? Każdy spojrzał na swój dzwonek, ale nic się nie wyświetliło. A byli pewni, że słyszeli ten charakterystyczny dźwięk. Chyba łapie ich paranoja... Muszą przerwać ten zastój, bo brak walk źle na nich działa.
    - Chłopaki, to był mój dzwonek - powiedział zaskoczony Yoh, zerkając na wyświetlony tekst. - To Rada. Mam się z nimi spotkać.

~*~

No i tyle na dzisiaj. ^^
Taki rozpoczynający wszystko i przejściowy rozdział. No i nie jest jakiś super długi, ale no. To co chciałam, to tu zawarłam. Mam nadzieję, że chociaż trochę się podobał. Następny będzie lepszy i całe szczęście mam już plan w głowie. Pojawi się najprawdopodobniej w następny weekend. Postaram się przynajmniej. ^^ Ten tydzień był męczący. Jeszcze chodzę poirytowana ostatnio, bo mamy taką super organizację ze studniówką, że zostało trzy tygodnie, a my jeszcze poloneza nie tańczyliśmy. Pozdrawiam serdecznie. XD Przy okazji jeszcze moje życie osobiste, taa... I te próbne matury i praktyczny brak snu. ^^"
Dobra, nie rozgaduję się. :)
A, jakby ktoś nie miał konta Google+ lub konta blogger, a chce być powiadamiany o rozdziałach, to w zakładce "autorka" jest mój nr GG. Piszcie śmiało. :)
Do następnego! ^^