Jestem, znowu spóźniona. ^^" Chciałam wcześniej, ale poszłam do prababci i mi zeszło dłużej, niż się spodziewałam. Mimo tego, że mam dużo roboty jeszcze, to nie chciałam Was zostawić bez rozdziału. Kij z niemieckim! Maile nie zając, nie uciekną. Jednak nauczycielka w końcu mnie zlinczuje za to, więc pewnie szykuje się wieczór, jeśli nie nocka z niemieckim. XD Ale warto było. ^^"
Rozdział ma dosłownie taką samą długość, jak poprzedni. ^^ Na początku pisałam go w tempie ślimaka wyścigowego, a później myślałam, że wyjdzie dłuższy, niż ostatni, ale no... I tak opornie mi szła jedna scena.
Dedykacja dla Ginny Kurogane za wspieranie w procesie tworzenia rozdziału. :3
Zapraszam do czytania. :)
~*~
Słowa wypowiedziane przez Yoh sprawiły, że nikt się nie poruszył. Wszyscy zastygli. Nie wierzyli w to, co powiedział Asakura. Natomiast sam brunet stał ze spuszczoną głową. Wpatrywał się w podłogę, na którą spadały jego ciepłe łzy. Płakał ze szczęścia i z bezsilności. Czekał na jakiś ruch, na to, że ktoś się odezwie. Wiedział, że wszyscy się na niego patrzą, ale nie miał siły spojrzeć im w oczy. Czekał na ich reakcję.
- To niemożliwe... - Pierwszy odezwał się Lyserg. Wyszeptał te słowa bardzo cicho, a po chwili krzyknął: - To nie może być prawda!
Zielonowłosy spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Przecież pokonali Hao. Widział ostateczny cios. A może jednak nie? W końcu rozbłysło światło, które ich oślepiło, a Król Duchów przeniósł ich poza Patch Village. Mimo wszystko wierzył, że długowłosy nie żyje. Hao był okrutny, nie miał w sobie ani krzty dobra.
Anglik wstał i szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Chciał stąd wyjść jak najszybciej, przemyśleć wszystko. Jednak, kiedy mijał Yoh, brunet złapał go za rękę.
- Poczekaj - zaczął Yoh, ocierając twarz drugą dłonią. Spojrzał czarnymi oczami na Lyserga. - Co chcesz zrobić? Powinniśmy wszyscy porozmawiać. To skomplikowana sprawa i bardzo delikatna. Nie po to Silva mi wszystko powiedział, żebyśmy teraz robili głupoty.
Diethel wpatrywał się w przyjaciela. Yoh był opanowany. Spokojny. I właśnie ten spokój Asakury pozwolił mu przeanalizować wszystko. Skinął lekko głową. Yoh miał rację. Niepotrzebnie chciał podjąć pochopną decyzję. No bo co chciał zrobić? Sam nawet nie wiedział. Chodziłby bez celu po Tokyo i wyżywał się na czymkolwiek, aby odreagować.
Asakura usiadł. Wokół niego znajdowali się przyjaciele. Ludzie, którym ufał najbardziej na świecie. Czekali na wyjaśnienia, a on nie wiedział jak zacząć. Nie wiedział, co mógłby im powiedzieć. Chciał pomóc Hao. Przyjaciele mogli tego nie zaakceptować po tym wszystkim, co przeszli z długowłosym.
- Silva powiedział, że Hao żyje. Jeszcze żyje - przerwał. Wziął głębszy oddech, aby opanować łzy. - Jeszcze, bo pewnie jest na skraju życia i śmierci. Minęły dwa tygodnie i nawet Rada nic więcej nie wie na ten temat.
- Co z tym zrobimy? - zapytał spokojnie Ren. Od razu wolał przejść do rzeczy. Wiedział, że przyjaciel to dobry samarytanin i zaraz wymyśli nową misję ratunkową. Nawet dla Hao. Każdy, kto znał krótkowłosego Asakurę, wiedział, jak często szukał dobra w napotkanych przypadkowo ludziach. Nawet w młodym Tao odnalazł tę iskierkę dobra.
- Widzicie...
Chłopak rozejrzał się. Napotkał wzrok Anny. Itako uśmiechnęła się delikatnie, aby dodać mu otuchy. Widziała i czuła zdenerwowanie narzeczonego, ale nie mogła mu pomóc. Yoh musi sam się z tym uporać. Ona nie mogła za niego wyjaśniać, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. Kyouyama mogła co najwyżej potrząsnąć nieco tymi, którym dyplomacja Asakury nie wystarczyła.
Lyserg siedział jak na szpilkach. Był ciekawy, co powie Yoh. Czekał na jego decyzję. Hao żył, ale to nie był koniec świata. Rozsądek Anglika krzyczał coraz głośniej. Jednak jego uczucia i chęć zemsty nie dały się tak łatwo stłamsić. Tyle lat żył chęcią pomszczenia rodziców. Co mu to dało? Tak naprawdę nic, bo nie odzyskał ich. Nie załatał pustki w sercu.
Natomiast reszta, a zwłaszcza Ren, siedzieli spokojnie. Cokolwiek powie Yoh, to i tak będą za nim stać. Rodziny się nie wybiera. A Tao wiedział o tym aż za dobrze. Miał dziwną, odbiegającą od standardów, rodzinę i Yoh o tym wiedział. A mimo wszystko stanął razem z nim przeciwko głowie rodu.
- Wiem, co czujecie - odezwał się w końcu Yoh. - Hao wyrządził wiele zła. Jestem tego świadomy i...
- Nienawidzisz go? - zapytał Horo.
- Nie. - Spojrzał na Lyserga. Diethel nie poruszył się nawet o milimetr. - Nienawiść do niczego nie prowadzi. A Hao był... Jest moim bratem. Czuję, że obaj mogliśmy postąpić inaczej w wielu kwestiach.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Mistrzu Yoh?
- Muszę go znaleźć. Muszę mu pomóc. Nie oczekuję, że pójdziecie ze mną. Nawet się nie zdziwię i nie będę miał wam tego za złe, jeśli wolicie zostać i się nie mieszać.
- Posłuchaj, Asakura. Jesteśmy w tym razem, jak powiedziałeś - stwierdził Ren. - Chyba nie myślisz, że tak po prostu sobie odpuścimy i zostawimy cię z tym samego.
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami. Poza Lysergiem. Diethel stał oparty o ścianę, patrząc tępo na Yoh. Miał twarz w kolorze kredy. Nie mógł zebrać myśli. Jak Yoh mógł coś takiego powiedzieć? Przecież... I wtedy zobaczył w czarnych oczach Asakury coś, czego nie dostrzegł wcześniej. Ujrzał determinację, która biła od bruneta. I... Ulgę, wielką ulgę. Wiedział, jak to jest stracić bliskich. Nie był pewny, czy jest w stanie ot tak wybaczyć Hao. Jednak Yoh musiał mieć szczególny powód, jeśli chciał pomóc długowłosemu. Zielonowłosy tyle czasu biegł na oślep, kierowany zemstą. Przez to trafił do X-Laws, czego żałował z całego serca. Przecież chęć zemsty nie przywróciła mu rodziców. Zresztą... Jakby nie było już dokonał tego, co chciał. Myślał, że Hao nie ma. I to po części była prawda. Teraz mógł zostawić przeszłość za sobą. Spojrzeć w przyszłość. Tak jak Yoh.
- Też jestem z tobą, Yoh - odezwał się Lyserg. - Ufam ci.
- To niemożliwe... - Pierwszy odezwał się Lyserg. Wyszeptał te słowa bardzo cicho, a po chwili krzyknął: - To nie może być prawda!
Zielonowłosy spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Przecież pokonali Hao. Widział ostateczny cios. A może jednak nie? W końcu rozbłysło światło, które ich oślepiło, a Król Duchów przeniósł ich poza Patch Village. Mimo wszystko wierzył, że długowłosy nie żyje. Hao był okrutny, nie miał w sobie ani krzty dobra.
Anglik wstał i szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Chciał stąd wyjść jak najszybciej, przemyśleć wszystko. Jednak, kiedy mijał Yoh, brunet złapał go za rękę.
- Poczekaj - zaczął Yoh, ocierając twarz drugą dłonią. Spojrzał czarnymi oczami na Lyserga. - Co chcesz zrobić? Powinniśmy wszyscy porozmawiać. To skomplikowana sprawa i bardzo delikatna. Nie po to Silva mi wszystko powiedział, żebyśmy teraz robili głupoty.
Diethel wpatrywał się w przyjaciela. Yoh był opanowany. Spokojny. I właśnie ten spokój Asakury pozwolił mu przeanalizować wszystko. Skinął lekko głową. Yoh miał rację. Niepotrzebnie chciał podjąć pochopną decyzję. No bo co chciał zrobić? Sam nawet nie wiedział. Chodziłby bez celu po Tokyo i wyżywał się na czymkolwiek, aby odreagować.
Asakura usiadł. Wokół niego znajdowali się przyjaciele. Ludzie, którym ufał najbardziej na świecie. Czekali na wyjaśnienia, a on nie wiedział jak zacząć. Nie wiedział, co mógłby im powiedzieć. Chciał pomóc Hao. Przyjaciele mogli tego nie zaakceptować po tym wszystkim, co przeszli z długowłosym.
- Silva powiedział, że Hao żyje. Jeszcze żyje - przerwał. Wziął głębszy oddech, aby opanować łzy. - Jeszcze, bo pewnie jest na skraju życia i śmierci. Minęły dwa tygodnie i nawet Rada nic więcej nie wie na ten temat.
- Co z tym zrobimy? - zapytał spokojnie Ren. Od razu wolał przejść do rzeczy. Wiedział, że przyjaciel to dobry samarytanin i zaraz wymyśli nową misję ratunkową. Nawet dla Hao. Każdy, kto znał krótkowłosego Asakurę, wiedział, jak często szukał dobra w napotkanych przypadkowo ludziach. Nawet w młodym Tao odnalazł tę iskierkę dobra.
- Widzicie...
Chłopak rozejrzał się. Napotkał wzrok Anny. Itako uśmiechnęła się delikatnie, aby dodać mu otuchy. Widziała i czuła zdenerwowanie narzeczonego, ale nie mogła mu pomóc. Yoh musi sam się z tym uporać. Ona nie mogła za niego wyjaśniać, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. Kyouyama mogła co najwyżej potrząsnąć nieco tymi, którym dyplomacja Asakury nie wystarczyła.
Lyserg siedział jak na szpilkach. Był ciekawy, co powie Yoh. Czekał na jego decyzję. Hao żył, ale to nie był koniec świata. Rozsądek Anglika krzyczał coraz głośniej. Jednak jego uczucia i chęć zemsty nie dały się tak łatwo stłamsić. Tyle lat żył chęcią pomszczenia rodziców. Co mu to dało? Tak naprawdę nic, bo nie odzyskał ich. Nie załatał pustki w sercu.
Natomiast reszta, a zwłaszcza Ren, siedzieli spokojnie. Cokolwiek powie Yoh, to i tak będą za nim stać. Rodziny się nie wybiera. A Tao wiedział o tym aż za dobrze. Miał dziwną, odbiegającą od standardów, rodzinę i Yoh o tym wiedział. A mimo wszystko stanął razem z nim przeciwko głowie rodu.
- Wiem, co czujecie - odezwał się w końcu Yoh. - Hao wyrządził wiele zła. Jestem tego świadomy i...
- Nienawidzisz go? - zapytał Horo.
- Nie. - Spojrzał na Lyserga. Diethel nie poruszył się nawet o milimetr. - Nienawiść do niczego nie prowadzi. A Hao był... Jest moim bratem. Czuję, że obaj mogliśmy postąpić inaczej w wielu kwestiach.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Mistrzu Yoh?
- Muszę go znaleźć. Muszę mu pomóc. Nie oczekuję, że pójdziecie ze mną. Nawet się nie zdziwię i nie będę miał wam tego za złe, jeśli wolicie zostać i się nie mieszać.
- Posłuchaj, Asakura. Jesteśmy w tym razem, jak powiedziałeś - stwierdził Ren. - Chyba nie myślisz, że tak po prostu sobie odpuścimy i zostawimy cię z tym samego.
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami. Poza Lysergiem. Diethel stał oparty o ścianę, patrząc tępo na Yoh. Miał twarz w kolorze kredy. Nie mógł zebrać myśli. Jak Yoh mógł coś takiego powiedzieć? Przecież... I wtedy zobaczył w czarnych oczach Asakury coś, czego nie dostrzegł wcześniej. Ujrzał determinację, która biła od bruneta. I... Ulgę, wielką ulgę. Wiedział, jak to jest stracić bliskich. Nie był pewny, czy jest w stanie ot tak wybaczyć Hao. Jednak Yoh musiał mieć szczególny powód, jeśli chciał pomóc długowłosemu. Zielonowłosy tyle czasu biegł na oślep, kierowany zemstą. Przez to trafił do X-Laws, czego żałował z całego serca. Przecież chęć zemsty nie przywróciła mu rodziców. Zresztą... Jakby nie było już dokonał tego, co chciał. Myślał, że Hao nie ma. I to po części była prawda. Teraz mógł zostawić przeszłość za sobą. Spojrzeć w przyszłość. Tak jak Yoh.
- Też jestem z tobą, Yoh - odezwał się Lyserg. - Ufam ci.
***
Blondynka w czarnej sukience wracała właśnie do jaskini. Była na zwiadach, aby sprawdzić, czy są bezpieczni. Rada pewnie już wiedziała, że Hao żyje. Mogli ich szukać. Nie mogła pozwolić, aby ktokolwiek znowu skrzywdził długowłosego. Postarała się o zabezpieczenia, ale nie była tak silna jak Hao.
- Mistrzu, wróciłam.
Zamarła. Rozejrzała się po jaskini. Nie widziała nigdzie Asakury. Opacho również gdzieś zniknęła. Serce zaczęło jej szybciej bić. To niemożliwe...
Wybiegła na zewnątrz. Nerwowo przeczesywała teren. Poszła w stronę źródełka, z którego brała wodę. Zwolniła. Nie wierzyła, że ich tam znajdzie. Usłyszeliby jej wołanie, gdyby tam byli.
- Mistrzu! - ucieszyła się zielonooka.
Asakura płukał bandaże z krwi. Przyszedł aż tu o własnych siłach. Opacho wesoło biegała wokół niego. A ona się tak o nich bała... Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby coś im się stało.
- Marie. - Hao uśmiechnął się do dziewczyny. - Uznałem, że powinienem sam się sobą zająć - powiedział i zaczął niezdarnie owijać czysty bandaż wokół klatki piersiowej.
- Dla mnie to nie był żaden kłopot. - Podeszła do chłopaka. Uklękła obok i pomogła mu bandażować ranę od nowa. - To mój obowiązek, ale cieszę się, że czujesz się lepiej, Mistrzu.
- Dużo lepiej. Myślę, że niedługo będziemy mogli wyruszyć do najbliższego miasta. Niedawno Opacho namierzyła tam kilka osób.
Marion odetchnęła z ulgą. Hao był cały i zdrowy. Prawdopodobnie reszta grupy też. Nie daliby się tak łatwo złapać i zabić. Znała ich tyle lat. Umieli przetrwać w najtrudniejszych warunkach.
Skończyła owijać bandaż. Wstała, po czym pomogła Hao utrzymać równowagę. Asakura nie odepchnął jej, a z wdzięcznością przyjął pomoc. Był jeszcze jak niezdarny kociak, ale na całe szczęście wracał do zdrowia. Nie lubił być na czyjejś łasce lub niełasce. Miał też nadzieję, że jego poplecznicy nie wyjadą nigdzie dalej. Ciężko będzie mu utrzymać kontrolę ducha nawet do tego najbliższego miasteczka. Furyoku regenerowało się dość szybko, ale mimo wszystko dużo jeszcze brakowało, aż osiągnie poprzedni poziom.
***
Yoh ponownie spotkał się z Silvą. Było bardzo późno, na strasznym wzgórzu pojawiły się już duchy. Małe chmury co chwilę zasłaniały księżyc. Wiał wiatr, więc krótkowłosy ubrał ciepłą, polarową bluzę. Szaty i długie czarne włosy stojącego obok strażnika powiewały na wietrze.
Lyserg szukał na mapie położenia Hao, ale bez skutku. Tak jakby zapadł się pod ziemię. Yoh co kilka dni kontaktował się z Silvą, ale Rada także nie miała wiadomości o pobycie długowłosego. Wiedzieli tylko, że Ognisty Szaman żyje, ale nie mogli nic zdziałać. Przypuszczali, że ktoś ukrył jego energię życiową i furyoku. Możliwe też było, że sam Hao ma się na tyle dobrze, iż jest w stanie sam zamaskować wcześniej wymienione rzeczy.
- Przykro mi, Yoh... - powiedział strażnik. - Nie wiemy już, gdzie szukać. Żyje, ale spowija go dziwna zasłona, która nie pozwala go namierzyć.
- Chociaż tyle - mruknął zrezygnowany Yoh. Od ponad tygodnia próbowali odnaleźć Hao. Powoli przestawał wierzyć, że im się uda.
- Nie martw się na zapas. - Silva spojrzał na młodego szamana. - Nie powinienem, ale powiem ci w tajemnicy, że Król Duchów planuje wznowić turniej. Jeśli Hao dalej chce zostać Królem Szamanów, to przyjdzie do Patch Village.
- A nie będzie miał żadnych represji po tym... No wiesz...
- Myślę, że nie. Jeśli Król Duchów postanowił wyjawić tobie poufne informacje na temat Hao, to nic mu nie grozi. Przynajmniej ze strony Rady.
Yoh uśmiechnął się delikatnie. Nie martwił się teraz tak bardzo o brata. Wiedział, że jego bliźniak przeżyje nawet w najtrudniejszych warunkach. Brak wieści o nim, sugerował, iż żyje. Tajemnicza bariera, która chroniła Hao, na to wskazywała. Właściciel mandarynkowych słuchawek był dobrej myśli. Najbardziej martwił się pierwszym spotkaniem z Ognistym Szamanem. Nie wiedział, jak brat zareaguje. Może mu nie wybaczyć tego, co się stało.
- Dziękuję, że mi zaufałeś. Wiesz, wiele osób by pomyślało, że zwariowałem.
- Zawsze ci ufałem - odparł Silva. - Jestem strażnikiem i nie wolno mi się mieszać bez pozwolenia Króla Duchów, ale zawsze stałem za tobą.
Kiedy Yoh wrócił do domu, wszyscy już spali. Wszyscy, poza Anną. Itako piła zieloną herbatę w kuchni. Stała przy oknie, ale odwróciła się w jego stronę.
- Jeszcze nie śpisz? Jest bardzo późno.
- Czekałam na ciebie, Yoh - odparła cicho blondynka. - Zrobię ci herbaty.
- Ja to zrobię - powiedział brunet. Nasypał herbaty do kubka i czekał, aż woda się zagotuje.
- Jakieś wieści o Hao? - zapytała Anna.
Yoh pokręcił zrezygnowany głową. Szukanie długowłosego, to jak szukanie igły w stogu siana. Każdy trop prowadził ich w ślepy zaułek. Tak po prostu rozmywały się wszelkie ślady, kiedy myśleli, że są bardzo blisko. Tracił nadzieję, że odnajdzie brata przed wznowieniem turnieju.
Anna nic nie powiedziała. Odstawiła swój kubek, po czym podeszła do Yoh. Przytuliła go delikatnie. Starała się go wspierać, ale nie wiedziała już jak może pomóc. Jej rola ograniczała się do wypytywania duchów i sprawdzania zaświatów.
Asakura odwzajemnił gest blondynki. Nie potrzebował rozmowy, składania obietnic. Potrzebował wsparcia. Anna zrobiła coś, co sprawiło, że poczuł się lepiej. Między nimi zapadła cisza. Nie była niezręczna, a kojąca. Rozumieli się w tej chwili bez słów.
Piękną chwilę przerwała gotująca się woda. Odsunęli się od siebie. Anna miała na policzkach lekkie rumieńce, które starała się ukryć pod opadającymi na twarz kosmykami. Yoh bez słowa zalał herbatę. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Żadne słowa nie były w tej chwili odpowiednie, więc milczeli.
- Późno już - mruknęła Anna. - Pójdę już.
Odstawiła pusty kubek i skierowała się do wyjścia z kuchni.
- Anno.
- Tak? - Odwróciła się. Była już przy schodach.
- Dziękuję, że jesteś. - Uśmiechnął się do Kyouyamy.
***
Lyserg siedział w salonie. Mapa leżała rozłożona na podłodze. Po raz kolejny próbował odnaleźć Hao. Jednak wahadełko poruszało się delikatnie albo wcale. Zastanawiał się, co to oznacza. Był jednym z najlepszych różdżkarzy. W przeszłości za każdym razem udało mu się namierzyć długowłosego.
- Przykro mi, Yoh - powiedział Diethel. Morphine pokrzepiająco uśmiechnęła się do swojego szamana.
- Nic się nie stało, Lys - odparł właściciel mandarynkowych słuchawek.
- Cały czas coś mnie odpycha i nie pozwala się zbliżyć. To jakiś silny szaman, o wiele silniejszy ode mnie - wyjaśnił Anglik. - Przypuszczam, że to sam Hao. Albo ktoś z jego ludzi. Niestety nie mogę ci za wiele pomóc. Tu moje możliwości zawiodły, przepraszam.
- Przynajmniej żyje. - Asakura powtarzał te słowa od dawna. Im częściej to robił, tym bardziej wierzył w to, że brat ma się coraz lepiej. Miał nadzieję, że niedługo wznowią turniej. Nie powiedział jeszcze przyjaciołom o tym, co wyjawił mu Silva w tajemnicy. Strażnik mógłby mieć przez niego kłopoty. Poczeka, aż Król Duchów sam zadecyduje.
***
Czas biegł coraz szybciej. Minął miesiąc odkąd Marion wraz z Opacho znalazła Hao. Długowłosy czuł się dobrze. Rana na klatce piersiowej prawie się zagoiła. Teraz miał zaczerwienioną szramę, która stopniowo bladła. Niedługo nie będzie jej praktycznie widać. Był wdzięczny blondynce za opiekę. Wiedział, że na swoich uczniów zawsze może liczyć.
Asakura rozejrzał się po zebranych szamanach przy ognisku. Opacho bardzo dobrze się spisała przy poszukiwaniach. Znalazła wszystkich jego popleczników. Wszyscy zebrani dali sobie świetnie radę. W końcu otaczał się tylko najsilniejszymi szamanami. W jego planach nie było miejsca dla słabych.
Uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że go szukają, ale jak na razie nie chciał zostać znaleziony. Niech się jeszcze trochę pomęczą. Jeszcze kilka dni i jego furyoku wróci do poprzedniego poziomu. Wróci do pełni sił i pokaże wszystkim, na co go stać. Hao Asakury nie da się tak po prostu pozbyć.
- Ja zawsze powstanę. - Zaśmiał się. - Jak feniks z popiołu.
~*~
Podobało się? Strasznie skakałam w czasie w ostatnich dwóch rozdziałach. Teraz akcja powinna się uspokoić. ^^ Przy okazji wszystko się kręciło wokół szukania Hao i mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam. XD I wiem, jestem zła, bo robię dramatycznie zakończenia i każę Wam czekać. Niby nie czekacie długo, no ale... ^^"
Nie będę się za bardzo rozpisywała. Już późno, a ja mam ten niemiecki do napisania jeszcze. ._.
Jak wyłapaliście jakieś błędy, to piszcie. Poprawię. Pisałam na szybko i niby przebiegłam tekst wzrokiem, ale nie wiem czy złapałam wszytko. ^^"
Kiedy następny rozdział? Mam nadzieję, że uda mi się w następny weekend, ale niczego nie obiecuję, bo w sobotę mam studniówkę. Może coś naskrobię w ciągu tygodnia i wstawię w sobotę, ewentualnie w niedzielę. Niczego nie obiecuję, naprawdę. :c A jak nie zdążę, to będzie dopiero za dwa tygodnie. Wolałabym jednak napisać coś jeszcze przed końcem stycznia. No... zobaczymy, trzymajcie za mnie kciuki! :3
Do następnego!