niedziela, 31 grudnia 2017

30. Malowidła ścienne

Ohayo! *mamrocze cicho*
Wiem, wiem... Sknociłam po całości, ech. Nawet nie będę się tłumaczyła, bo po co? Ważne, że rozdział jest. Rozdział podwójnie rocznicowy - 2 lata tego bloga i 7 rok odkąd zaczęłam blogować. Całkiem ładne cyfry, szkoda, że rozdziały nie pojawiają się częściej, co postaram się ogarnąć. :)
Miłego czytania. :)

~*~

    Hao wstał wraz ze wschodem słońca. Poranek był wyjątkowo zimny, a temperatura powietrza znacznie spadła od wczoraj. Piroman nie odczuwał tego zbytnio, gdy sprawdzał granice obozu. Demony nie pojawiły się od momentu odnalezienia popiołu, ale wolał zachować ostrożność i nie dać się zaskoczyć przy następnej okazji. Czasy, gdy Patch Village było bezpiecznym miejscem dla szamanów, miały niebawem dobiec końca.
    Przed wyjściem z obozu poinformował uczniów jakie mają na dziś obowiązki, a sam zabrał ze sobą Opacho do tuneli. Po wyburzeniu ściany musiał zająć się kolejną niespodzianką, jaką napotkał na swojej drodze. Zaczynało go to nieco denerwować, bo ilekroć ruszyli do przodu, to nowe fakty znacznie opóźniały ich przygotowania. Zaczynał się obawiać, że nie zdążą na czas. Żywił nadzieję, iż Morrigan postanowi zniszczyć cokolwiek innego niż Ziemię, ale szczerze wątpił w jej wspaniałomyślność, zwłaszcza po tym jak zalazł jej ostatnio za skórę. Teraz zaatakuje ich chociażby po to, aby go zabić, a raczej spróbować to zrobić. Asakura nie zamierzał się łatwo poddać i postanowił zrobić wszystko, aby zwiększyć szanse szamanów na polu bitwy.
    Hao przyglądał się w skupieniu nowemu odgałęzieniu tunelu. Z każdą minutą czuł narastającą irytację, gdyż jeden z X-Laws zszedł za nim do podziemnych korytarzy i ciągle mu przeszkadzał. Nawet Opacho, jak na kilkuletnią dziewczynkę, była o wiele bardziej rozsądna i nie zadawała bezsensownych pytań. Zaczynał wątpić w inteligencję nowych członków organizacji Jeanne.
    - Albo idź na górę, albo mi nie przeszkadzaj - warknął w końcu Asakura, starając się nie okazać aż nadto złości. Spojrzał na bruneta z lekką niechęcią, po czym wrócił do pracy.
    Xawier, bo tak miał na imię, zamknął usta zanim wypowiedział kolejne pytanie. Czuł, że nie nadaje się do współpracowania z Hao. Właściwie zastanawiał się, dlaczego Marco wybrał właśnie jego, skoro sam byłby w tym o wiele lepszy. Blondyn uwielbiał mieć wszystko pod kontrolą, chociaż Xawier mógł się spodziewać, że nowi zawsze dostają najczarniejszą i najbardziej niewdzięczną robotę.
    - Twoje myśli też słyszę - mruknął Hao, znikając w odgałęzieniu tunelu. Ściany oświetlał sobie małym połomykiem, lewitujacym tuż nad dłonią.
    Xawier stwierdził, że nie zamierza iść za Asakurą, który nieco go przerażał. Obserwował wszystko z oddali, co jakiś czas zerkając na Opacho. Był pełen podziwu dla cierpliwości dziewczynki, która bez marudzenia spędzała czas z piromanem. Każde inne dziecko w jej wieku zanudziłoby się na śmierć w jakimś brudnym, starym i zakurzonym tunelu, ale ona najwidoczniej czerpała z tego wiele radości. I tak właściwie Hao nie mógł być wcieleniem zła, mordującym ludzi z zimną krwią, skoro miał tyle empatii dla Murzynki.
    Xawier, odkąd pojawił się w organizacji, słyszał o Hao same złe rzeczy. Faktycznie, nie wyglądał na zwykłego nastolatka, a w jego oczach można było zauważyć powagę i mądrość nabytą przez wiele lat. Był dość cierpliwy i kulturalny, chociaż Xawier zasypywał go pytaniami. Nie widział w nim potwora i cokolwiek twierdził Marco, to albo się pomylił, albo Asakura sprawiał tylko dobre wrażenie. Przyznał sam przed sobą, że wolałby, aby blondyn mylił się. Brunet czuł respekt, ale również swego rodzaju sympatię do piromana. Jakikolwiek Hao nie był - starał się opanować zamieszanie w Patch Village, a jego spokój udzielał się większości szamanów.
    Opacho bawiła się małymi kamyczkami, które przyniosła ze sobą. Na chwilę uniosła głowę, aby spojrzeć na Xawiera. Była uprzedzona do X-laws i co jakiś czas bacznie obserwowała młodego mężczyznę. Według niej nie wyglądał na niebezpiecznego, aczkolwiek wolała mieć go na oku, żeby Hao mógł spokojnie pracować.
    Asakura szedł tunelem, rozglądając się. Nie wyczuwał nic złego, jednak to miejsce miało w sobie jakąś energię, której do końca nie potrafił zidentyfikować. Kilka metrów od wejścia ujrzał rysunki na ścianie. Podszedł bliżej, aby im się przyjrzeć. Wyglądały na bardzo stare, jednak świetnie zachowane. Wyraźnie z tego miejsca rozchodziła się energia, którą wcześniej wyczuł.
    Rysunki były bardzo podobne do tych prehistorycznych, chociaż z cała pewnością były starsze o wiele starsze. Energia, która rozchodziła się z tego miejsca, należała do istoty, najpewniej pradawnego bóstwa, które było w jakiś sposób związane z tymi ziemiami, na których powstało Patch Village. Ludzi od zawsze ciągnęło do miejsc naszpikowanych pradawną energią, co Hao w pełni rozumiał, lecz nie do końca popierał. Często pierwsze plemiona natrafiały na miejsca o wyraźnie złej energii, zazwyczaj niewyczuwalnej dla zwykłego śmiertelnika.
    To miejsce miało w sobie coś dobrego, chociaż większość bóstw nigdy nie była do końca dobra lub zła, dopiero na przestrzeni wieków ludzkość przypisała im takie, a nie inne cechy. Hao uważał, że był to swego rodzaju sposób na radzenie sobie w ówczesnym świecie. Ludzie w pełni nie wiedzieli z czym lub z kim mają do czynienia, ale starali się odnaleźć i próbowali zrozumieć otaczający ich świat. Obecnie ludzkość straciła tę umiejętność - zaślepieni nowoczesnymi technologiami chcieli, aby Ziemia dopasowała się do nich, co było błędnym i złym myśleniem.
    Hao pokręcił głową, zrezygnowany. Starał się nie spisywać ludzkości na straty, zwłaszcza odkąd Yoh zaczął odgrywać w jego życiu szczególną rolę. Dlatego między innymi próbował wymyślić sposób, aby uratować Ziemię przed Morrigan. Pierwszym celem bogini byli szamani, a bez szamanów ludzie byliby bezradni. Postęp cywilizacyjny na niewiele przydałby się im w nierównej walce. Mimo wszystko Hao chciał dać szansę ludziom w swojej wizji świata.

    Męska część wesołej gromadki kończyła właśnie swój poranny trening. Ren postanowił odpuścić sobie dzisiaj indywidualny trening, chociaż nie czuł się zmęczony. Wieczorem jego drużyna miała kolejną walkę, więc postanowił, że zachowa wszystkie siły do tego momentu. Ćwiczenie ataków na polanie wymagało użycia furyoku, które zdecydowanie przyda mu się później i chociaż był pewien wygranej, to wiedział, iż na tym etapie Turnieju przeciwnicy są już coraz silniejsi.
    Yoh zaraz po drugim śniadaniu chciał iść sprawdzić, co nowego odkrył Hao. W sumie cały poranek ta jedna myśl siedziała mu w głowie. Zdecydowanie wolał pomóc bratu, niż ćwiczyć, jednak z drugiej strony wiedział, że tracąc formę na nic nie przyda się w walce.
    Skończył w ekspresowym tempie swoją porcję, po czym oznajmił, że wychodzi pomóc Hao. Nikt go nie zatrzymywał, bo wszyscy wiedzieli, iż byłoby to daremne. Nawet nie zamierzali tego robić - rozdzielenie bliźniaków było niemożliwe. Wszyscy przyzwyczaili się, że tam gdzie Hao - tam był również Yoh. Większość szamanów zapomniała już jak to było, kiedy bracia nie spędzali razem czasu. Wydawało się, że to zamierzchłe czasy, tak bardzo odległe dla wszystkich.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek szybko znalazł się przed siedzibą X-laws. Kilka minut drogi minęło mu szybciej niż myślał, a może po prostu nie skupił się na upływającym czasie? Było to bardzo prawdopodobne.
    Zapukał do drzwi. Otworzył mu Marco, co nieco zaskoczyło Asakurę. Lasso zazwyczaj nie zajmował się witaniem lub wypraszaniem gości. Wątpił w degradację blondyna na owe stanowisko.
    - Idziesz do brata? - Bardziej stwierdził niż zapytał, gdyż było to aż nadto oczywiste.
    Yoh przytaknął i pozwolił się poprowadzić korytarzem, chociaż znał drogę do piwnicy. Zrobił to raczej z grzeczności oraz przypuszczał, że Marco pragnie skontrolować na jakim etapie znajduje się Hao i teraz przynajmniej miał pretekst, aby zejść do podziemi. Z jednej strony nie dziwił mu się, jednak z drugiej - piroman nie dał żadnemu z X-laws powodu do jakichkolwiek podejrzeń. Ognisty szaman sam uwijał się niczym mrówka przy najbardziej niewdzięcznej robocie, jaką było siedzenie w zakurzonych tunelach. Musiał też raz po raz nakładać nowe informacje na mapy, co było zajmującą oraz nieco żmudną pracą.
    Po wejściu do tunelu Yoh stwierdził, że panuje w nim niesamowita cisza. Nie słyszał żadnych rozmów z oddali, a Marco również nie był zbytnio skory do pogawędki o czymkolwiek. Lasso wolał rozglądać się, próbując znaleźć cokolwiek, co wzbudziłoby jego podejrzenia względem Hao. Nic jak na razie nie dostrzegł, ale ciągle był czujny.
    Yoh z rozbawieniem przyglądał się zaciętej minie Marco, gdy przemierzali tunel. Nie sądził, że można być aż tak poważnym. Mężczyzna był nieustępliwy i zazwyczaj działał pod wpływem emocji, które brały górę nad rozsądkiem. Nieco mu współczuł, ponieważ Lasso niedawno stracił swój cel życiowy. Iron Maiden wyraźnie zaznaczyła jak wiele dla niej znaczył sojusz z Hao i blondyn musiał uszanować jej zdanie, aczkolwiek każdy wiedział, że niechętnie.
    Hao wyczuł obecność brata jeszcze zanim ten wszedł do tunelu. Myśli Marco usłyszał nieco później, ale nie przejął się tym zbytnio. W sumie najchętniej zbudowałby wokół siebie barierę, która stłumiłaby wewnętrzny głos Lasso. Niestety, nie mógł sobie na to pozwolić w czasie, kiedy musiał być bardzo czujny i przygotowany na wszelkie niespodzianki.
    Yoh szedł równym, nieco szybszym krokiem niż zazwyczaj, a Marco dotrzymywał mu kroku. Rytmiczne dźwięki kroków odbijały się echem od kamiennych ścian, co zwróciło uwagę Xawiera i Opacho. Oboje skierowali swoje twarze w tamtym kierunku i uśmiechnęli się delikatnie. Brunet z odetchnął z ulgą, gdy ujrzał Marco, pewien tego, że będzie mógł oddelegować się na zasłużoną przerwę. Za to Murzynka bardzo polubiła Yoh i cieszyła się na jego widok odrobinę mniej, niż gdy widziała Hao.
    Yoh i Marco zatrzymali się obok Xawiera w tym samym, kiedy Hao wyszedł ze wschodniego tunelu. Piroman przywitał się z bratem, a blondynowi skinął jedynie głową. Lasso w zupełności to wystarczyło, gdyż nie zamieszał się spoufalać z długowłosym Asakurą. A przynajmniej nie bardziej niż to było potrzebne.
    Ognisty szaman wyciągnął kartkę z kieszeni spodni i rozłożył ją na ścianie, przytrzymując dłonią. Ołówkiem, wcześniej zatkniętym za ucho, napisał starannie kilka zdań. Wykonał także pośpieszny, schematyczny rysunek, który następnie zamierzał nanieść na swoją mapę. Zaczął składać kartkę, a Yoh zauważył, że na drugiej stronie znajdują się mniejsze, ale bardzo dokładne rysunki. Nie wiedział, co przedstawiają, ale skoro były ważne dla piromana, to musiały mieć głębsze znaczenie.
    - Prawie koniec na dzisiaj - oznajmił spokojnie Hao, chowając kartkę do kieszeni i wkładając ołówek za ucho. - Nadzorujesz?
    - Ktoś musi - odparł obojętnie Marco, zerkając wymownie na Xawiera.
    - Daj spokój, Marco. - Piroman uśmiechnął się pod nosem. - Może za bardzo wygadany, ale z zadań się wywiązuje.
    Xawier przysłuchiwał się w milczeniu tej krótkiej, aczkolwiek ważnej rozmowie. Lasso wiele rzeczy przeszkadzało, wydawał się być perfekcjonistą, a każda wykonywana rzecz musiała być zrobiona tak jak należy. Brunet czuł, że prędzej doczeka się kolejnej pochwały ze strony Hao, niż od Marco. Powinien już przywyknąć do tego, odkąd jest w organizacji. Stażu w X-Laws nie miał długiego, aczkolwiek blondyn, jako prawa ręka Jeanne, nadzorował wszystko. Mało kiedy kogokolwiek chwalił, a nawet jeśli - to tylko krótko, rzeczowo.
    - To co jeszcze zostało? - zapytał Yoh, po czym szczerze uśmiechnął się.
    - Właściwie to potrzebowałabym pomocy przy jeszcze jednej rzeczy.
    Bliźniacy od razu zabrali się do dalszej pracy, aby szybciej uwinąć się ze wszystkim. Marco w między czasie wrócił na górę, zostawiając zrezygnowanego Xawiera, mającego nadzieję na przerwę. Chłopak pocieszał się tylko myślą, że Hao niewiele zostało do zrobienia, więc skusił się nawet do wejścia za braćmi do wschodniego tunelu. Bliźniacy znajdowali się w dalszej części korytarza, z której widać było tylko niewielką łunę światła. Ciemność nie była zbyt obiecująca, więc brunet ograniczył się do wejścia na małą odległość. Raz za razem zerkał na Opacho, siedzącą dalej w tym samym miejscu od dłuższego czasu. Po raz kolejny odnotował w myślach, jak bardzo podziwia dziewczynkę za jej cierpliwość i brak jakiegokolwiek znudzenia.

    - Słuchaj, Silva - powiedział Hao, wskazując na kartkę z rysunkami na podstawie malowideł w tunelu. - Nie wiem, co i jak to zrobisz, ale chcę najpóźniej do jutra mieć książkę, która zawiera wyjaśnienie tego.
    Indianin westchnął ciężko, zerkając na piromana. Wszyscy coś od niego chcieli od samego rana i dziękował Królowi Duchów, że miał drugi wolny dzień z rzędu. Inaczej niewątpliwie zwariowałby i musiałby udać się na terapię do psychoterapeuty. W każdym bądź razie zaczynając od Goldvy, a na Hao kończąc - nikt nie chciał mu dać chwili spokoju. Kończył jedną rzecz, to kolejna pojawiała się na jego horyzoncie i zaczął rozważać zniknięcie gdzieś na przynajmniej dwadzieścia cztery godziny, coby odreagować. Nie miał czasu nawet dokończyć obiadu, który zostawił na stole w kuchni.
    - Rozumiem, że dla wszystkich to jest ważne, ale równie dobrze sam mógłbyś pójść do biblioteki.
    - I chcesz mi powiedzieć, że ot tak mi nagle wszyscy ufacie i mogę robić co chcę?
    Silva zamyślił się, analizując pytanie szamana. Właściwie nie miał nic przeciwko, ale znając życie zebrałby za to burę od Goldvy. I w sumie niewiele obchodziłoby go to każdego innego dnia, ale dzisiaj nie mógł pozwolić sobie na nic niedozwolonego. Zawieszenie obowiązków strażnika było kuszące, bo miałby w końcu chwilę dla siebie, jednak z drugiej strony zostałby odsunięty od wszystkich informacji, które zawsze otrzymywał z pierwszej ręki. W dodatku już prawie wywiązał się z obietnicy danej Nichromowi.
    - W sumie nie wiem - odparł strażnik. - Jak chcesz to pójdziesz ze mną. Ja będę robił swoje, a ty swoje. Gdyby ktoś zapytał, to pomagam ci znaleźć księgę do tego. - Tu wskazał palcem na rysunki.
    Hao kiwnął głową na zgodę. Innego wyjścia chyba nie miał, jeśli chciał w miarę szybko rozwiać swoje podejrzenia, co do malowideł. Wiedział, że Silva ma równie produktywny dzień co on, więc nie miał mu tego za złe. Z optymizmem ruszył za Indianinem w stronę biblioteki.

~*~

 Rozdział głównie taki "Haosiowy", no cóż. ^^" Miało być dłużej, ale jakbym dała jeszcze walkę Drużyny Rena, to zepsułabym klimat rozdziału. Sorry, Ren. xD Powoli zbliżamy się też do wyjaśnienia większości rzeczy, co jeszcze troszkę potrwa. ^^
No i miałam dzisiaj też dodać rozdział na drugiego bloga, ale nie chcę dodawać chaotycznego czegoś, a nie mam czasu go dzisiaj dopieścić tak, aby fajnie się go czytało. Dlaczego? O 15 lecę do pracy - kelneruję na imprezie Sylwestrowej. :) Dlatego jak odeśpię, to z początkiem stycznia pojawi się rozdział na tym drugim blogu. :D
Kolejny rozdział tutaj najpewniej dopiero po sesji, bo styczeń mam zawalony nauką troszkę. :/
Życzę też wszystkim czytającym dzisiaj - dobrej zabawy w Sylwestra! A ogólnie wszystkim i każdemu z osobna - Szczęśliwego Nowego Roku 2018! ^^
Do następnego! :3

piątek, 3 marca 2017

29. Wizyta u X-Laws

Witam... *wygląda nieśmiało zza krzesła przy biurku*
Zadaję sobie sprawę z tego jak dawno dodałam ostatni rozdział. Wiem również, że jest to pierwszy rozdział na blogu w 2017 roku. Kurde, zawiodłam nie tyle Was, jak samą siebie. :/ Nie sądziłam, że będę miała tak mało czasu w styczniu, a w lutym była sesja zimowa i chociaż miałam tylko trzy egzaminy, a reszta to były zaliczenia - mniej lub bardziej trudne. Niestety, musiałam się uczyć na wszystkie egzaminy, które odbyły się jednego dnia, gdyż każdy chciał przyjechać, napisać i wrócić do domu tego samego dnia.
Chciałam dodać ten rozdział ostatniego dnia lutego, niestety nie wyrobiłam się. W każdym bądź razie - w końcu jestem z rozdziałem, mniej lub bardziej Was zadowalającym. Mi osobiście się podoba i całkiem przyjemnie mi się go pisało. :)
Zapraszam do czytania. :3

~*~

    Słońce wspinało się coraz wyżej po nieznacznie zachmurzonym nieboskłonie, gdy Silva pił świeżo parzoną kawę w swoim ulubionym kubku. Jak zawsze, gdy miał wolne, siedział przy oknie w fotelu, rozkoszując się wpadającymi do pomieszczenia promieniami słonecznymi. Pomieszczenie nabierało wtedy cieplejszych barw i przyjemniej piło mu się kawę. Był zawiedziony, że mógł być to ostatni taki ciepły dzień tego roku, chociaż z pogodą w Patch Village nigdy nic nie wiadomo.
    Stopniowo przybliżali się do pokonania Morrigan, jednakże paradoksalnie mieli coraz mniej czasu. Na całe szczęście plany Hao okazały się strzałem w dziesiątkę i Silva nie wiedział jak, ale jakimś cudem ognisty szaman zjednał sobie całą szamańską społeczność w zaledwie kilka dni, gdy wcześniej wszyscy wokół pluli jadem albo omijali go szerokim łukiem. Nawet Marco uszanował decyzję Iron Maiden, co większość Strażników przyjęło z nieukrywanym zaskoczeniem.
    Indianin pomyślał, że wszystko ostatnio jest możliwe, jeśli ktoś czegoś bardzo pragnie albo ma władzę. Hao miał wiele szczęścia - prawdopodobnie znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie, gdy wyciągał rękę w stronę swoich wrogów i Rady. W każdym bądź razie Silva cieszył się, że wszystko szło zgodnie z planem, chociaż nie powinien chwalić dnia przed zachodem słońca, zwłaszcza tuż po świcie.
    Pijąc kawę, zastanawiał się nad wczorajszym spotkaniem z Nichromem, który przyszedł do niego, gdy zamykał tylne wejście do knajpy. Było już bardzo późno i Silva nie miał zbytnio ochoty na rozmowę, jedyne o czym marzył to wyspać się przed jutrzejszym dniem. Miał odgórne rozkazy, aby towarzyszyć Hao podczas wizyty u X-laws, co było znacznie lepsze od usługiwania wybrednym szamanom.
    Nichrom chciał się dowiedzieć, czy Silva ma jakieś nowe informacje, o które go poprosił. Stopniowo docierał  do coraz to kolejnych dokumentów, ale miał ograniczone pole do popisu, zwłaszcza że od pewnego czasu Goldva podejrzewał go o łamanie zasad, a szperanie w rodzinnych aktach Nichroma należało do jednej z nich. Był zmuszony do działania etapami i obawiał się, że może nie skończyć przed Samhein.
    Westchnął cicho, odstawiając pusty kubek po kawie. Spojrzał na zegar stojący na komodzie, zostało mu jeszcze trochę czasu do umówionej z Hao godziny. Mógł wykorzystać cenny czas w bibliotece.

    Marco od rana był niespokojny, co wyczuwali wszyscy X-Laws i starali się nie wchodzić mu w drogę. Wyglądał niczym tykająca bomba z określonym czasem do wybuchu, którym na nieszczęście mogło być przybycie Hao i jednego z członków Patch. O ile na początku wykazywał spokój, o tyle teraz zaczął podejrzewać podstęp, a Iron Maiden dała się jedynie zwieść miłym słowom Yoh - ostatnimi czasy nieodłącznego towarzysza długowłosego Asakury.
    - Marco - zaczęła łagodnie Jeanne, podchodząc do okna, przez które Lasso wypatrywał gości. - Wiem, że czujesz się zagubiony, oszukany, ale zapewniam cię, że nie mają złych intencji. Mają poparcie Rady, a poza tym jego aura się zmieniła - dodała z myślą o Hao, którego aura ulegała stopniowo zmianie. Na podstawie samego zachowania mogła ocenić, że to nie jest ten sam Władca Ognia, co kiedyś.
    Blondyn zamyślił się, nie odpowiadając nic na słowa Iron Maiden. Ufał Francuzce, ale nie potrafił ot tak zaufać Hao, a Yoh dla niego zawsze balansował po cienkiej granicy, której nie umiał określić. Zdawać by się mogło, że właściciel mandarynkowych słuchawek miłuje wszystkich - przyjaciół i wrogów, jak chrześcijański Bóg przykazał. Nie było w nim nienawiści, a jedynie same pozytywne uczucia. Nigdy wcześniej nie spotkał na swojej drodze takiej osoby, która cechowałaby się taką determinacją w szukaniu chociażby jednej jedynej cząsteczki dobra w innych. Najwyraźniej w końcu znalazł ją również w Hao, co Lasso musiał powoli zaakceptować, a Jeanne, która była przy nim tak często jak mogła, tłumaczyła mu cichym, spokojnym i kojącym głosem, że powinien wyzbyć się całej nienawiści do Asakurów.
    - Kiedyś nie pomyślałabym, że zawrzemy sojusz z Hao, ale teraz nastają dość mroczne czasy i czy tego chcemy, czy nie - Hao jest naszą nadzieją.
    Albo zagładą, dodała w myślach, ale bez przekonania. Nie chciała wierzyć, że Hao potrafiłby ich zdradzić, a już na pewno nie wbiłby noża w plecy Yoh. Mogła dawniej zarzucić piromanowi wiele, jednak widziała bliźniaczą więź Asakurów, której nie zerwałaby żadna siła, nawet ta pradawna, jaką dysponować miała wkrótce Morrigan.
    - Domyślam się - odpowiedział w końcu mężczyzna. Przez większość poranka Iron Maiden prowadziła monolog, a on jedynie słuchał, analizując jej słowa. Starał się najdokładniej zrozumieć sytuację, w jakiej się znalazł. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że gdy on usilnie chciał dowiedzieć się wszystkiego, co działo się w Patch przez ostatnie dwa miesiące i użerał się z Nichromem, Hao wymyślił za nich cały plan bitwy, pracując w spokoju i skupieniu. Był pod niemałym wrażeniem strategicznego opracowania, które przedstawił im Asakura, i musiał przyznać, że nie był pewien, czy sam dałby radę to zrobić w podobny sposób.
    Marco spojrzał na milczącą teraz albinoskę. Bijący od niej spokój niewątpliwie zaczął mu się udzielać, gdyż jego zdenerwowanie stopniowo znikało. Zaczynał nawet powoli wierzyć w dobre intencje Asakurów, co stanowiło znaczący postęp dla całego przedsięwzięcia. Chcąc, czy nie chcąc - Lasso musiał schować dumę do kieszeni, a wszelkie urazy puścić w niepamięć.

    W tym samym czasie, gdy Marco rozmawiał z Jeanne, Manta siedział z przyjaciółmi w knajpie Karima przy śniadaniu. Poprzedniego dnia umówili się z Hao i Silvą, że będą tu na nich czekać, aby pójść do X-Laws. Oyamada, w przeciwieństwie do reszty gromadki, zdawał się nie być głodny. Rozgrzebał swoją porcję naleśników, gdy po zaledwie trzech kęsach, odechciało mu się jeść. Żołądek miał ściśnięty, a każda następna porcja śniadania podchodziła mu do gardła. Czuł się nieswojo z myślą, że wszyscy tak nagle zgodzili się pogodzić z Hao, kiedy im - przyjaciołom Yoh - zajęło to znacznie więcej czasu, a niektórzy dalej odnoszą się do piromana z dystansem. Nie do końca słusznym, gdyż Yoh mu ufa i oddałby swoje życie w ręce bliźniaka, jednak nie wszyscy potrafili puścić złe chwile w niepamięć.
    - Nie smakuje ci, mój mały przyjacielu? - zapytał Ryu, spoglądając na talerz Manty.
    - Smakuje - odparł cicho - ale chyba nie jestem głodny.
    Oyamada odsunął od siebie talerz, po czym sięgnął po szklankę soku pomarańczowego. Przynajmniej napoje gładko przepływały mu przez gardło, a żołądek nie odmawiał posłuszeństwa. Manta zaczął się zastanawiać, czy nie popada powoli w paranoję, gdyż nikt poza nim nie wydawał się być ani trochę niespokojny. Przyjrzał się po kolei każdemu z osobna.
    Ren skończył trzeci kartonik mleka i właśnie zgniatał go na stoliku, aby następnie rzucić nim do kosza na śmieci. Trafił do niego bez problemu i zdawać by się mogło, że nawet nie przyłożył się do tego za bardzo. Wyglądał na znudzonego oczekiwaniem na Hao i Silvę, a tym bardziej nie przejmował się faktem, że tego wieczoru miała się odbyć walka jego drużyny z Drużyną z Filadelfii. Horo, w przeciwieństwie do Tao, wydawał się być pełen energii, którą rozładowywał jedząc. Natomiast Choco był wyjątkowo spokojny tego dnia i skrupulatnie robił notatki w swoim notesiku. Był zbyt pochłonięty pisaniem, aby zwrócić uwagę na dyskutujące tuż obok dziewczyny - z wyjątkiem Anny. Kyouyama tego dnia milczała, nie wydawała żadnych rozkazów, ani nawet nie zwracała uwagi na jakiekolwiek głośniejsze dyskusje chłopców. Było to tak do niej niepodobne, że Mantę przeszły dreszcze.
    Ryu przestał obserwować Mantę i zajął się rozmową z Lysergiem, którego wypytywał o Shiro i Kuro. Od wypadku jednego z braci na arenie Król Duchów nie wyznaczył im żadnej walki, co było dziwne, ale w każdym bądź razie korzystne.
    Oyamada nie skupił się za bardzo na Fauście i jego wzrok spoczął na Yoh, bawiącym się serwetką. Składał ją w różne, mniej lub bardziej przypominające cokolwiek kształty. Beztroski szaman nie wyglądał na skupionego, czynność ta bardziej pozwoliła mu zabić czas oczekiwania. Manta stwierdził, że nigdy nie pojmie do końca, skąd w Yoh jest tyle wewnętrznego spokoju, którego akurat blondynkowi najbardziej teraz brakowało.
    - Cóż za żywa impreza - zawołał Hao. Uśmiech na jego twarzy sugerował, iż piroman ma bardzo dobry, jeśli nie świetny humor. Czyżby to przez świadomość zniszczenia czegoś o poranku?
    Obok ognistego szamana stał już Silva, a za nimi kilku popleczników Asakury. Na pewno większość z nich będzie miała swój wkład w wyburzeniu ściany w taki sposób, aby nic nie zawaliło im się na głowę, chociaż niewątpliwie sam Hao mógłby to zrobić bez problemu, jednak chciał, żeby wszyscy czuli, że mają swój wkład.

    Dość spora grupa osób zapukała do drzwi siedziby X-Laws. Mężczyzna, który im otworzył, nie był ani trochę zaskoczony, jakby zawsze pukały do nich tłumy ludzi. Wpuścił wszystkich, zapraszając ich do salonu, w którym czekali Jeanne i Marco. Francuzka przywitała ich z uśmiechem, natomiast Lasso stał przy oknie, przyglądając się gościom spod byka. Mógł się spodziewać, że Hao zabierze część swoich popleczników i Yoh, a tam gdzie Yoh - tam też reszta jego wesołej gromadki. Dobrze, że salon był duży i bez problemu pomieścił ich wszystkich.
    - Czy moglibyśmy przejść do sedna? - zapytał Hao.
    Jeanne przytaknęła i spojrzała na Silvę.
    - No dobrze. Kazali mi dziś nadzorować wyburzanie muru w tunelach pod budynkiem, jako że są one bardzo wiekowe, a obie zebrane tu strony miały w przeszłości urazę do siebie. Ale nie przejmujcie się mną, tak naprawdę to tylko formalność - powiedział Indianin. Zdecydowanie wolałby dalej przeglądać akta w bibliotece. - Myślę, że to tyle wstępu, więc chodźmy.
    Wszyscy jak jeden mąż podążyli za Silvą i Nichromem, który towarzyszył Hao, ale wcześniej trzymał się na uboczu. Żaden z nich nie odezwał się do siebie, dalej zachowując pozory wzajemnej niechęci. Młodszemu Indianinowi nie przeszkadzało to ani trochę, gdyż przyzwyczaił się, że każdy traktuje go jak zdrajcę i było mu wszystko jedno, co myśleli na jego temat. Nawet nieco bawiła go cała sytuacja, w jakiej się znalazł. Dawniej X-Laws, a zwłaszcza Marco, nie przebywaliby z Hao w tak względnie neutralnej atmosferze. Nichrom był świadomy, że wszystko mogło runąć niczym domek z kart, ale o dziwo nikt do nikogo się nie odzywał, a w tunelu, w którym się znaleźli, roznosiło się jedynie echo ich kroków.
    Hao rozejrzał się po tunelu. Wyglądał tak, jakby nikt go nie używał od setek lat i być może tak było. Silva i Nichrom zapalali kolejne pochodnie znajdujące się na ich drodze, dzięki czemu Władca Ognia mógł dostrzec więcej szczegółów. Światło padało na wszystko pod takim kątem, że panująca atmosfera zrobiła się bardziej mroczna, niż gdy było ciemno. Wbrew pozorom mrok nie był zły, przynajmniej nie było widać, co czaiło się w zakamarkach, czy bocznych korytarzach tuneli mijanych przez grupę szamanów.
    Droga, którą szli za Indianami, wydawała się dłuższa, niż w rzeczywistości. Gdy dotarli do ściany, Hao zaczął się zastanawiać kto i dlaczego ją postawił. Być może nie należało jej wyburzać, jednak gdyby stanowiła ona barierę przed zagrożeniem, to Goldva nie przysłałby do nich Silvy, który miał nadzorować wszystko. Potrząsnął niezauważalnie głową, aby pozbyć się dziwnych przeczuć. To tylko ściana, nic więcej. Ktoś nie chciał mieć połączenia z resztą tuneli, więc ją wymurował.
    Ren podszedł do ściany i zastukał w nią.
    - Jest dość gruba. Bason, sprawdź, co jest dokładnie po drugiej stronie.
    Duch wojownika wykonał polecenie swojego szamana, znikając za murem. Po chwili wrócił i oznajmił, że dalej tunel rozgałęzia się, tworząc skrzyżowanie, ale wschodnia odnoga kończy się ślepo po kilku metrach.
    - Dokładnie tak to wygląd na mapach - powiedział ognisty szaman, rozkładając na ziemi mapę. Oświetlił ją przy pomocy lewitującego ognika. - Tylko jeden z tuneli nie jest zaznaczony. Spójrzcie, że mamy tutaj ten wychodzący na zachód i północ, a tego na wschód nie... Jakby ktoś go wykopał po jakiś czas sporządzeniu map, z których korzystałem.
    - W sumie raz byłem w tej części tuneli - odezwał się Nichrom - ale wcześniej tego wschodniego tutaj nie było.
    - Chyba mamy twardy orzech do zgryzienia - zażartował Ryu, próbując rozładować atmosferę.
    - Zgłodniałem... - Żołądek Horo wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk.
    - Najpierw zajmijmy się tą ścianą, później zastanowię się nad niedawno powstałym tunelem. - Na słowa piromana, część osób zajęła się stopniowym wyburzeniem muru. Używali Furyoku, ale starali się nie wywołać eksplozji, która zasypałaby cały tunel.

    W pomieszczeniu znajdującym się w innym wymiarze, gdzie czas płynie innym rytmem niż na Ziemi, siedział mężczyzna na tronie. Obserwował poczynania szamanów, żałując, że nie może dać im wskazówek lub ich ostrzec. Morrigan była cwana i chytra, niczym lis oraz bystra i nieprzewidywalna. Zapewne czekała na rozwój wydarzeń, aby jak najdokładniej dopasować je do swoich planów.
    Asakurowie spisali się świetnie w ostatnich dniach, jednak jeszcze tyle było przed nimi. Dagda musiał przyznać, że jest pod wrażeniem. Ich upór w dążeniu do celów sprawiał, że bóg chciał zacząć ingerować, ale powstrzymywała go przysięga krwi, którą złożył Morrigan. Nigdy wcześniej nie pokładał aż takiej nadziei w rasie ludzkiej. Wszystko zależało od nich - mogli przyczynić się do zniszczenia lub do ocalenia planety.

~*~

Ta dam! Jeśli chodzi o długość - no jest średnia, ale treść mi się podoba. To taki trochę rozdział przejściowy, w następnym będzie się więcej działo, tak myślę.
Kiedy kolejny rozdział? Nie wiem, szczerze nie wiem... Jakby nie było, to teraz powinnam się uczyć na jutrzejsze kolokwium o cukrowcach z biochemii z biofizyką. No i wszystkie weekendy marca spędzam na uczelni. :/ Nie wiem kto układał ten plan, ale będę miała w marcu dużo nauki. Luźniej będzie w kwietniu, więc może wtedy. :)
Czekam na opinie. :)
Do następnego! :3